-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik253
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2021-12-29
2021-12-25
2021-12-22
2021-12-18
Energiczna, postrzelona powieść, w której w jazzującej Ameryce lat 20 XX w. w oparach harlemskich cygar voodoo spotyka elokwentne androidy, egipscy bogowie Freuda, Krzyżacy i Templariusze astrodetektywów, a głównym motorem napędowym tej szalonej historii jest antypandemia Dżes Gru, której jednym z objawów jest nieposkromiona chęć do dziwacznych tańców.
Reed w swojej najbardziej znanej, posiadającej już status kultowej, powieści sprawnie zaciera granice między rzeczywistością, a fikcją. Faktyczne wydarzenia historyczne, przemiany oraz ruchy społeczne i polityczne zgrabnie mieszają się z tymi zrodzonymi w rozbuchanej wyobraźni autora.
“Mambo Dżambo” poza unikatową, wariacką konstrukcją i fabułą ma do zaoferowania znacznie więcej. Reed pod płaszczykiem okultystyczno-konspiracyjnej opowieści przemyca gorzką satyrę na rasizm i ideologię białej supremacji.
Nieprzeciętnie zwariowana eksperymentalna proza. Z początku orzeźwiająca i zachwycająca dziwaczność stylu, formy i konstrukcji na dłuższą metę zaczęła mnie męczyć, jednak nie mogę nie docenić pomysłowości, nowatorstwa i ogromnego wkładu w amerykańską literaturę i kulturę Afroamerykanów. Osobliwe i ciekawe czytelnicze doświadczenie, ale to nie do końca moja literatura.
https://www.instagram.com/joannaoksiazkach
Energiczna, postrzelona powieść, w której w jazzującej Ameryce lat 20 XX w. w oparach harlemskich cygar voodoo spotyka elokwentne androidy, egipscy bogowie Freuda, Krzyżacy i Templariusze astrodetektywów, a głównym motorem napędowym tej szalonej historii jest antypandemia Dżes Gru, której jednym z objawów jest nieposkromiona chęć do dziwacznych tańców.
Reed w swojej...
2021-12-14
W “Gdy inni świętowali zwycięstwo. Historia mojej matki” szwedzki dziennikarz i polityk Jens Orback przede wszystkim oddaje głos swojej matce Katji, która w 1945 roku jako nastoletnia Niemka zamieszkująca pomorską Białogórę (wtedy Wittenberg) doświadczyła na własnej skórze terroru powojennych wysiedleń. Dziewczyna pochodząca z rodziny nawet w najmniejszym stopniu nie popierającej Hitlera i nazizmu dopiero przy okazji tworzenia tej książki, po kilkudziesięciu latach od bolesnych wydarzeń, po raz pierwszy otworzyła się i zgodziła opowiedzieć o przebytym piekle. Bo dla Niemców zamieszkujących ziemie odzyskane - nawet tych nie będących hitlerowcami, a zwyczajnymi cywilami czy nawet jak w przypadku rodziny Katii i jej rodziny - ze zbrodniczą ideologią Fuhrera absolutnie się nie utożsamiającymi - ani Polacy, a tym bardziej Sowieci zaraz po wojnie nie mieli ani krzty litości. Książka Orbacka o to świadectwo traumatycznych losów przesiedlanych Niemców. Świadectwo, które pozwala nam zaznajomić się i z tą mało znaną, ciemną kartą z historii Polski i wylewa na nas kubeł zimnej wody uświadamiając, że wszyscy Polacy wcale aniołami w tamtych czasach nie byli, a niejednokrotnie stosowali metody niczym żywcem podpatrzone od swoich najgorszych nazistowskich okupantów. A przewinienia Polaków to i tak nic przy tym do czego byli zdolni przybywający na pomoc i wyswobadzajacy Polskę Sowieci. Głód, zmęczenie, donosy, upokorzenia, wyzysk, bestialska przemoc, gwałty, poszukiwanie bezpiecznego miejsca na nocleg, niepewność co do dnia następnego, strach o najbliższych - z takimi koszmarami, setki tysięcy rodzin jak ta Katji, musiały się mierzyć na co dzień. Te haniebne i barbarzyńskie, pozbawione krzty człowieczeństwa akty należy wyryć na wieki wieków w pamięci ludzkości, a w przyszłości przekazywać kolejnym pokoleniom. Wydarzenia te nigdy przenigdy nie mogą ulec zatarciu i zostać pogrzebane w odmętach historii.
“Gdy inni świętowali zwycięstwo” to do bezgranicznie poruszająca i dogłębnie dewastująca książka. Intensywność tych wrażeń i uczuć tym bardziej nasila fakt, że opowieść Katji jest niezwykle osobista i intymna. Wręcz niepojęte jest dla mnie jak kobieta, która była świadkiem i sama doświadczyła tak nieludzkich aktów zachowania, była w stanie wyjść na prostą i pomimo gigantycznej traumy i poranionej psychiki ułożyć sobie życie - skończyć szkołę, znaleźć pracę, założyć rodzinę, w ogóle funkcjonować normalnie. Jak ogromną siłę i chęć do życia trzeba mieć w sobie by i zaraz po wojnie i w następnych latach nadal się trzymać, nie ulec załamaniu psychicznemu czy jak wielu rodaków Niemki nie odebrać sobie życia. Oczywiście, jak sam syn przyznaje, jego matka nie przepracowała wszystkich traum, piekło wojny nadal siedzi głęboko w niej - w końcu dopiero po kilkudziesięciu latach od tamtych zdarzeń znalazła w sobie odwagę i siłę by przerwać milczenie.
Bardzo ważna, edukująca i uwrażliwiająca książka, będąca jednocześnie niesamowicie cennym świadectwem wydarzeń, które w Polsce przez wiele lat były skrzętnie przemilczywane i zamiatane pod dywan. A tych tragicznych i wielce niewygodnych dla Polaków i Rosjan kart historii nie możemy wyciszać i tuszować. Nigdy nie możemy zapomnieć, że i kompletnie niewinni cywile Niemieccy zostali boleśnie okaleczeni przez wojnę i doświadczyli najgorszego terroru.
https://www.instagram.com/joannaoksiazkach
W “Gdy inni świętowali zwycięstwo. Historia mojej matki” szwedzki dziennikarz i polityk Jens Orback przede wszystkim oddaje głos swojej matce Katji, która w 1945 roku jako nastoletnia Niemka zamieszkująca pomorską Białogórę (wtedy Wittenberg) doświadczyła na własnej skórze terroru powojennych wysiedleń. Dziewczyna pochodząca z rodziny nawet w najmniejszym stopniu nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-12-11
Grzebałkowska to już marka sama w sobie. Nic więc dziwnego, że i tym razem nie zawodzi i kolejny raz serwuje czytelnikom lekturę z najwyższej półki. „Wojenka” wprawdzie wypada nieco słabiej od doskonałego „1945”, jednak to nadal kawał znakomitej reporterskiej roboty. obrazów największego konfliktu w dziejach świata widzianego oczami jego najmłodszych uczestników - obrazy wstrząsające i zatrważające, przepełnione bólem i smutkiem, poruszające i wzruszające, ale i z rzadka występującymi cieplejszymi i pogodniejszymi nutami.
„Wojenka” wybrzmiewa głosem dzieci. Raz krzyczy, wyje z bólu, raz nieśmiało szepcze, próbując wyklarować, które wspomnienia są rzeczywiste, a jakie traumy ukryte głęboko w podświadomości pamięć zmodyfikowała by eksponować osłodzone i uprzyjemnienie wersje. To słyszymy kilku i kilkunastoletnie niewinne dzieci, które wojna brutalnie zmusiła do przedwczesnego dorośnięcia i pozbawiła sielankowego dzieciństwa. To głosy ofiar wojny z całego świata - wstrząsające świadectwa końca dzieciństwa nie ograniczają się wyłącznie do mieszkańców Polski, Niemiec czy Republik Sowieckich. Bohaterowie reportaży z “Wojenki” rozsiani są po różnych państwach i kontynentach. Poza synem Niklasa Franka, dziećmi urodzonymi i wychowanymi w sowieckich łagrach czy żydowską rodziną wydostającą się z getta warszawskiego za sprawą „polskiego” wyglądu i fałszywych dokumentów Grzebałkowska odkurza opowieści z najgłębszych kart historii - dawno zapomniane, powszechnie nieznane, pomijane w szkolnych i masowych opracowaniach. „Wojenka” przywraca pamięć o rozproszonych na kilka stanów obozach dla internowanych Amerykanów pochodzenia japońskiego, o tysiącach baskijskich dzieci - dla ich bezpieczeństwa - wysłanych do Rosji, o tragicznym położeniu Mischlingów w hitlerowskich Niemczech. Nieprawdopodobna jest historia Diny - urodzonej w łagrach kobiety, która praktycznie od zawsze nie zna swojej prawdziwej tożsamości, rodowodu. Pytana o swój życiorys - przedstawia 6 różnych, bo nie ma pojęcia, który jest tym prawdziwym, a każdy wydaje jej się prawdopodobny. Dina nie jest w stanie nawet określić swojej narodowości - wspomnienia i skrawki informacji sugerują jej, że może być Rosjanką, Polką, ale i Żydówką. Zdumiewająca i nieprzeciętnie intrygująca historia, która nadal nie doczekała końca.
Szokować, a na pewno zaskakiwać może fakt, że nie we wszystkich wspomnieniach wojna nieodłącznie wiąże się z terrorem, bólem, stratą, a niektórzy wspominają ten okres jako najciekawszy i jeden z piękniejszych (sic!) momentów życia. Zdarzają się i osoby, które wraz z końcem wojny straciły chęć czy sens życia - wtedy żyły dla konkretnego celu (np. musiały zapewnić ochronę i opiekę dzieciom), miały motywację, a gdy nagle całe niebezpieczeństwo minęło popadły w marazm, otępienie, nie wiedziały co z sobą zrobić, czym się zająć. Wśród rozmówców Grzebałkowskiej są i tacy, którzy wojnę uznawali za świetną przygodę, swoistego typu „zabawę”, a trzymanie broni w swoich niewielkich dziecięcych rączkach wspominają z rozrzewnieniem. Niepojęte? Cóż, i takie przypadki się zdarzały.
„Wojenka” nie jest zbiorem bezbłędnym, pozbawionym słabszych elementów. Parę historii porządnie mnie wynudziło, z utęsknieniem wyczekiwałam ostatniej kropki. Zestawione ze stanowiącymi większą część objętości książki mocnymi, druzgoczącym reportażami te o mniejszym kalibrze ciężkości wypadają przeciętnie, nie wywierają tak dużego wrażenia i intensywnych emocji. Te historie są zbyt „zwyczajne”. Jednak przymykając oko na te nieliczne mankamenty całościowo „Wojenka” wypada bardzo dobrze. Grzebałkowska znów dostarczyła mi ogromną porcję nowej wiedzy, rozbudziła ciekawość i dala impuls do dalszego zgłębiania co bardziej intrygujących zagadnień.
https://www.instagram.com/joannaoksiazkach
Grzebałkowska to już marka sama w sobie. Nic więc dziwnego, że i tym razem nie zawodzi i kolejny raz serwuje czytelnikom lekturę z najwyższej półki. „Wojenka” wprawdzie wypada nieco słabiej od doskonałego „1945”, jednak to nadal kawał znakomitej reporterskiej roboty. obrazów największego konfliktu w dziejach świata widzianego oczami jego najmłodszych uczestników - obrazy...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-12-07
Niech nie zmyli Was ta pogodna okładka - w “Białych płatkach, złotym środku” Paweł Piotr Reszka zabiera czytelnika w podróż do najgłębszych kręgów piekieł. Z takim nagromadzeniem patologii jeszcze w żadnej książce się nie spotkałam. Przemoc w świecie ukazanym przez reportażystę to chleb powszedni. Alkoholizm, zakłamanie, fanatyzm religijny, gnębienie, wykorzystywanie seksualne, narkomania, dulszczyzna, tyranizujący i katujący rodzice adopcyjni i biologiczni, matkobójstwo - to dla bohaterów reportażów Reszki codzienność, norma. A co na to instytucje państwowe, których zadaniem jest ofiarom pomagać? Przymykają oczy, udają, że problemu nie ma, załatwiają wszystko od niechcenia i bez należytej staranności - bo tak szybciej i wygodniej. Są rozliczani za czas pracy, a nie efektywność - więc co za różnica jak przykładają się do swojej pracy. Żeby tylko w papierach się zgadzało.
Reportaże z tego zbioru wstrząsają i bulwersują, jednak Reszka nie szokuje na siłę, a wyłącznie oddaje rzeczywistość, w swoich tekstach za każdym razem pozostaje obiektywny, nawet przy tak rażąco tyrańskich i paraliżujących przypadkach jak dzieciobójcy powstrzymuje się od oceny. W drugiej połowie książka znacząco zmniejsza swój kaliber ciężkości - pojawiają się nawet i optymistyczne historie zakończone happy endem. Przyznam, że te lżejsze reportaże nie do końca mi siadły. Niektóre teksty były bardzo ciekawe i zdumiewające, jednak większość przedstawionych historii wydała mi się zbyt przeciętna i powszednia by warto je było aż tak wyróżnić i zawrzeć w książce. Mimo paru słabszych punktów uważam, że przynajmniej fragmenty “Białych płatków, złotego środku” powinny stać się obowiązkową lekturą szkolną. Wielu z nas - zwłaszcza zamożnych mieszkańców dużych miast - żyje w bańce i szczerze to nie mamy zielonego pojęcia jakie są realne problemy i zmartwienia ludzi z „Polski B”. Poznając ich codzienność, związane z nią trudności i nieustannie mnożące się kłopoty i cierpienia można by znacznie efektywniej pomóc poszkodowanym, namierzyć problemy u źródeł i spróbować je jak najsensowniej i najkorzystniej rozwiązać. Praca u podstaw to model rzeczywistej pomocy. Reportaże Reszki doskonale pokazują ile nieszczęść, degeneracji i zaburzeń można by uniknąć gdyby od najmłodszych lat kształtować w dzieciach prawidłowe postawy i wzorce. Jednak do tego trzeba odpowiedzialnych, dojrzałych rodziców i solidnej ogólnodostępnej edukacji szkolnej ze skrupulatnie przykładającymi się do swoich obowiązków nauczycielami. Tymczasem niemal wszyscy bohaterowie z “Białych płatków” wywodzą się z rodzin patologicznych, gdzie bicie, alkohol i brak nadzoru nad obowiązkami szkolnymi były na porządku dziennym. Oni innego życia nie znają - jak więc mają nie powtarzać tych samych nieprawidłowych zachowań już jako żony/mężowie i rodzice w swoich przyszłych rodzinach. Dzieci zamieniają się w swoich rodziców, patologia zatacza krąg, przemoc jest dziedziczona przez kolejne pokolenia.
Dzięki takim pozycjom jak “Białe płatki, złoty środek. Historie rodzinne” tak bardzo cenię reportaże i ogólnie literaturę faktu - otwierają oczy, uświadamiają, uwrażliwiają i realnie edukują. Dogłębnie wstrząsająca, bolesna i trudna książka, jednak niesamowicie ważna i warta przeczytania przez jak największą liczbę osób.
https://www.instagram.com/joannaoksiazkach
Niech nie zmyli Was ta pogodna okładka - w “Białych płatkach, złotym środku” Paweł Piotr Reszka zabiera czytelnika w podróż do najgłębszych kręgów piekieł. Z takim nagromadzeniem patologii jeszcze w żadnej książce się nie spotkałam. Przemoc w świecie ukazanym przez reportażystę to chleb powszedni. Alkoholizm, zakłamanie, fanatyzm religijny, gnębienie, wykorzystywanie...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-12-02
2021-12-04
Wybitnie gęsta i mroczna proza. Wymagająca i niełatwa w czytaniu, bo dosyć monotonna. Kiedy jednak już się w tę ponurą na poły magiczną opowieść wejdzie można w pełni się smakować bezbłędnym piórem Oates. Głęboko psychologiczna powieść z elementami grozy i kryminału. Bazująca nie na dialogach, a przemyśleniach dwóch bohaterów - seryjnego mordercy młodych pięknych kobiet i starającego się go wykryć ogarniętego obsesją niesztampowego yuppie. Oates wwierca się w umysły swoich postaci, eksploruje meandry ich skomplikowanej psychiki i bezlitośnie obnaża wszystkie najciemniejsze myśli i cechy. Bardzo dobra, hipnotyzująca książka z tak ogromnym ładunkiem emocjonalnym, że momentami wycieńczająca. „Pustkowie” przeczołguje czytelnika i nie daje o sobie łatwo zapomnieć.
https://www.instagram.com/joannaoksiazkach
Wybitnie gęsta i mroczna proza. Wymagająca i niełatwa w czytaniu, bo dosyć monotonna. Kiedy jednak już się w tę ponurą na poły magiczną opowieść wejdzie można w pełni się smakować bezbłędnym piórem Oates. Głęboko psychologiczna powieść z elementami grozy i kryminału. Bazująca nie na dialogach, a przemyśleniach dwóch bohaterów - seryjnego mordercy młodych pięknych kobiet i...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10-23
2021-10-28
2021-10-30
W “Tajemnicach zbrodni” Ewa Ornacka zebrała i opisała trzynaście spraw kryminalnych, które miały miejsce w Polsce na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat. Głównym kryterium, którym dziennikarka kierowała się przy wyborze przypadków była ich tajemniczość i długotrwała niewykrywalność i nieuchwytność sprawców. Ośmielę się stwierdzić, że Ornacka nie poświęciła zbyt wiele czasu na research, bo wybrane przez nią historie są nader przeciętne. Z kilkunastu różnych (bo jest i młodociany morderca i seryjny gwałciciel i wybuch bomby w aucie policjanta, żeby wymienić kilka) spraw tylko jedna - o spalonych w domowym kominku studentkach, autentycznie przykuła moją uwagę, wywarła wrażenie i mocno zaciekawiła. Trudno mi uwierzyć, że w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat nie mieliśmy w Polsce bardziej niejasnych i nietypowych zbrodni i skomplikowanych śledztw. Albo problem w tym, że to Ornacka nie potrafi ich frapująco przedstawić. Co jest bardzo możliwe, gdyż opisuje ona sprawy wyjątkowo pobieżnie i skrótowo, nie zagłębia się w motywacje i przeszłość sprawców, nie interesuje jej ich psychika, charakter tak jak i tło społeczne i kontekst zabójstw. Samym ofiarom dziennikarka również nie poświęca więcej czasu i tekstu. Może właśnie przez ten zupełny brak skupienia się na głównych „bohaterach” zbrodni, ich nieobecność, nie potrafiłam wciągnąć i zanurzyć się w te historie i pomimo, że niektóre makabryczne to jednak nijak mną nie wstrząsnęły i nie poruszyły i czytałam bez emocji.
"Tajemnice zbrodni” to jedna z najsłabszych pozycji true-crime, jakie dane mi było czytać. Zwykle książki tego typu oceniam bardzo wysoko, bo najczęściej trafiają mi się przerażające i fascynujące tytuły, w których w każdym zdaniu czuć zafiksowanie, ale i sporą wiedzę, autora w temacie kryminalistyki i/lub kryminologii. Ornackiej tej pasji brak. Możliwe, że kiedy ta książka ukazała się po raz pierwszy - w 2011 roku - była dla ówczesnych czytelników rzeczywiście interesującą propozycją. Jednak dziś, kiedy od podcastów i kanałów true crime roi się jak od grzybów po deszczu “Tajemnice zbrodni” wypadają nadzwyczaj blado i są zbędną lekturą. Nawet Karolina Anna ze swoimi krótkimi filmami o zbrodniach prezentuje się dużo ciekawiej od książki Ornackiej. W zasadzie to każdy pierwszy lepszy film na YouTubie czy podcast kryminalny wypadają lepiej od nużącego tytułu Ornackiej.
instagram.com/romyczyta
facebook.com/romyczyta/
romy-czyta.blogspot.com
W “Tajemnicach zbrodni” Ewa Ornacka zebrała i opisała trzynaście spraw kryminalnych, które miały miejsce w Polsce na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat. Głównym kryterium, którym dziennikarka kierowała się przy wyborze przypadków była ich tajemniczość i długotrwała niewykrywalność i nieuchwytność sprawców. Ośmielę się stwierdzić, że Ornacka nie poświęciła zbyt wiele...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-11-09
“Co się komu śni i inne historie” to kompilacja reportaży Andrzeja Mularczyka z dwóch jego wydanych kolejno w latach 60 i 80 zbiorów - “Co się komu śni” i “Czyim ja żyłem życiem”. Pozycja Mularczyka ma tak wyśmienite recenzje na rozmaitych blogach i portalach książkowych, że nie dość, że nie było mowy, żebym i ja wcześniej czy później się z nią nie zapoznała, to jeszcze oczekiwania sięgały reportersko-literackiej uczty, arcydzieła gatunku. I niestety, w moim przypadku, tym wygórowanym oczekiwaniom “Co się komu śni” nie sprostało. To zbiór strasznie chaotyczny - zarówno pod względem doboru historii jak i konstrukcji. Są zarówno reportaże, w których Mularczyk jest centralną osobą, ale i takie gdzie głos całkowicie oddaje swoim rozmówcom. Bardzo zgrzytał mi taki brak spójności. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że wybór tych tekstów był nieprzemyślany, przypadkowy. Spodziewałam się, że ten zbiór będzie miał jakiś jeden motyw przewodni, a tymczasem tematycznie te historie są od sasa do lasa. Na siłę można doszukiwać się, że wspólnym mianownikiem jest w nich II wojna światowa i jej wpływ na późniejsze życie bohaterów opowieści, ale trzeba pamiętać, że znaczna część tych reportaży powstała w latach 60, a który Polak nie odczuł wtedy na sobie skutków wojny? Odpowiedź jest oczywista. Najprawdopodobniej przymknęłabym oko na ten miszmasz tematyczny gdyby poziom zbioru, rzeczywiście był tak wysoki jak oczekiwałam po lekturze recenzji innych czytelników. Osobiście nie podzielam zachwytów - jakościowo tu również pomieszanie z poplątaniem. To zbiór skrajnie nierówny - od historii absolutnie trywialnych i prozaicznych do reportaży wybitnych, miażdżących emocjonalnie. Większość nie zrobiła na mnie większego wrażenia, nie poruszyła i praktycznie nie wzbudziła emocji. Kiedy wieczorem przeczytałam kilka pierwszych reportaży to na drugi dzień rano już całkowicie wyparowały mi z głowy. Pamiętam, że czytałam, ale gdyby się mnie zapytać, nawet nie o dokładną treść, ale o czym ogólnie były - nie potrafiłabym odpowiedzieć. “Co się komu śni i inne historie” ma jednak parę mocnych punktów. Kilka reportaży to bardzo ciekawie skonstruowane teksty, gdyż od początku wyczuwa się jakiś nie dający się zidentyfikować niepokój i tragizm, pomimo, że sama treść na nic takiego nie wskazuje - gdyż przedstawiana historia biegnie spokojnie i należy do, pozornie, tych zwyczajnych, wręcz bez reszty powszednich. Dopiero w finale następuje istne trzęsienie ziemi, po którym bardzo trudno się otrząsnąć. Najlepsze autor zostawił na sam koniec książki. “Pięć i pół człowieka” to jedna z najmocniejszych, najbardziej rozdzierających i wstrząsających oraz nieludzkich historii z jakimi kiedykolwiek się zetknęłam. Miażdzy, boli, pozostaje w głowie na długo.
instagram.com/romyczyta
facebook.com/romyczyta/
romy-czyta.blogspot.com
“Co się komu śni i inne historie” to kompilacja reportaży Andrzeja Mularczyka z dwóch jego wydanych kolejno w latach 60 i 80 zbiorów - “Co się komu śni” i “Czyim ja żyłem życiem”. Pozycja Mularczyka ma tak wyśmienite recenzje na rozmaitych blogach i portalach książkowych, że nie dość, że nie było mowy, żebym i ja wcześniej czy później się z nią nie zapoznała, to jeszcze...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10-21
Reportaż Kąckiego o współczesnym Oświęcimiu i jego mieszkańcach czyta się bardzo dobrze. Autor zdecydowanie potrafi wynaleźć ciekawe historie i sprawnie i w zajmujący dla czytelnika sposób je przedstawić. „Oświęcim. Czarną zimę” można by przeczytać na raz, treść wciąga kompletnie, co kolejna historia to ciekawsza. Tylko co z tego skoro okazuje się, że reportaż Kąckiego to w znacznej mierze fikcja? Wystarczyło, że przeczytałam parę opinii napisanych przez osoby pochodzące lub mieszkające w Oświęcimiu, aby moja ocena książki uległa diametralnej zmianie. Wszyscy, jak jeden mąż, nie zostawiają na reportażu Kąckiego suchej nitki - zarzucają mu pisanie pod tezę, przedstawianie wszystkiego w czarno-białych barwach i pokazywanie jedynie skrajnych, osobliwych przypadków i odnoszenie ich do całej społeczności miasta podczas gdy rozmówcami są wyjątkowo ekscentryczni i nieszablonowi mieszkańcy. Nie wszystkie domy w Oświęcimiu są zbudowane z desek obozowych baraków. Nie wszyscy Oświęcimscy dwudziestolatkowie to patologia, kibole i antysemici, którzy rzucają się z kijami bejsbolowymi na grupy turystów z Izraela. Nie każdy mieszka w bloku będącym w czasie wojny mieszkaniem jednego z najgorszych zbrodniarzy wojennych. I nie - ludzie z Oświęcimia nie myślą obsesyjnie o historii miasta, w którym żyją, nie uważają je za „ziemie przeklęte”. Jeszcze przed przeczytaniem tych opinii sama parę razy złapałam się na sporym powątpiewaniu w serwowane jako „fakty” niepewne informacje i tezy. Trafiło się parę nieścisłości, których sprawdzenie wymagało sekund w Google. Uczepię się też, że gdy rozmówca Kąckiego wyskakuje z różnymi niepotwierdzonymi domysłami czy zasłyszanymi rewelacjami to reporter ani słowem nie wspomina, że to przecież nie jest udokumentowany fakt, a jedynie zasłyszana plotka. Kącki nawet posuwa się o krok dalej, gdyż przedstawia owe informacje w takim świetle jakby to były oczywiste prawdy. Dla mnie strasznie nieprofesjonalne i tabloidowe. A jak na literaturę faktu przystało - od tego gatunku wymagam rzetelności i jak sama nazwa wskazuje - prawdy, a nie fikcji. Gdybym chciała sobie poczytać bajeczki to nie sięgnęłabym po reportaż, a po utoruj La Fontaine lub Brzechwy.
instagram.com/romyczyta
facebook.com/romyczyta/
romy-czyta.blogspot.com
Reportaż Kąckiego o współczesnym Oświęcimiu i jego mieszkańcach czyta się bardzo dobrze. Autor zdecydowanie potrafi wynaleźć ciekawe historie i sprawnie i w zajmujący dla czytelnika sposób je przedstawić. „Oświęcim. Czarną zimę” można by przeczytać na raz, treść wciąga kompletnie, co kolejna historia to ciekawsza. Tylko co z tego skoro okazuje się, że reportaż Kąckiego to w...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-11-06
Trochę z początku kręciłam nosem na 1945. Wojnę i pokój. Bo jak to - nastawiłam się na przekrojową historię powojennej Polski, a tymczasem Grzebałkowska napisała podręcznikowy reportaż. Szybko jednak, bo już w trakcie pierwszego rozdziału, moje niezadowolenie rozwiało się, a hipotetyczna największa wada w rzeczywistości okazała się największym atutem książki. Zastosowanie formy reportażu umożliwiło Grzebałkowskiej przedstawienie powojennych losów mieszkańców Polski różnych narodowości i z różnych punktów widzenia.
Poznajemy dramatyczne historie i dążenia do odnalezienia się w całkiem nowej rzeczywistości nie tylko Polaków, ale i Niemców, Żydów czy Ukraińców. To absolutnie nie jest czarno-biały reportaż. Nie ma podziału na dobre i złe narody. Grzebałkowska wybrała takie historie, które uświadamiają, że wszyscy mieli wtedy niewyobrażalnie ciężko, nikt nie mógł czuć się bezpiecznie i być pewny świetlanej przyszłości. Osobiste historie poszczególnych osób nadają książce ogromnej emocjonalności. Nie sposób czytać tych wstrząsających opowieści na sucho, bez smutku, strachu, wzruszeń, poruszenia i mnóstwa, w zasadzie to całego wachlarza, emocji.
W 1945 zawartych jest 12 historii - każda przypada na jeden miesiąc. I nie ukrywam, że niektóre wyraźnie odstawały poziomem od najlepszych. Nie za bardzo rozumiałam dlaczego akurat te znalazły się w książce, gdyż nie wnosiły nic istotnego, nie działały zbyt mocno na emocje, najprościej mówiąc były nijakie i przeciętne, niczym specjalnym się nie wyróżniające. Jednak większość to teksty napisane fascynująco, z pasją i godnym ogromnego uznania dogłębnym researchem. Grzebałkowska porywa czytelnika, reportażystka może się poszczycić takim piórem, że odmalowywane przez nią historie odzywają, widzi się je tak realnie i rzeczywiście niczym na dokumentalnym filmie.
Jak najbardziej rozumiem wszystkie nagrody i peany pochwalne od czytelników i krytyków pod adresem tej pozycji. Nie ma się co łudzić - to książka niebywale ciężka i bolesna, ale ukazująca tak istotny kawałek naszej historii, że powinna być obligatoryjną lekturą każdego Polaka. Reportaż totalny.
instagram.com/romyczyta
facebook.com/romyczyta/
romy-czyta.blogspot.com
Trochę z początku kręciłam nosem na 1945. Wojnę i pokój. Bo jak to - nastawiłam się na przekrojową historię powojennej Polski, a tymczasem Grzebałkowska napisała podręcznikowy reportaż. Szybko jednak, bo już w trakcie pierwszego rozdziału, moje niezadowolenie rozwiało się, a hipotetyczna największa wada w rzeczywistości okazała się największym atutem książki. Zastosowanie...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10-24
„Dom w butelce” to zbiór rozmów z kilkunastoma Dorosłymi Dziećmi Alkoholików (DDA). Książkę dziennikarek Agnieszki Jucewicz i Magdaleny Kicińskiej czyta się jak transkrypcje sesji terapeutycznych, a nie jak standardowe wywiady. Autorki oddają głos swoim rozmówcom, dają się im wygadać i wypłakać, nie narzucają rozbudowanych i skomplikowanych pytań, ewentualnie nakierowują swoich rozmówców, gdy Ci zgubią wątek, czasem zapytają o emocje. Jest to książka, która absolutnie nie podlega ocenie. Bo jakie ma czytelnik prawo oceniać czyjeś wspomnienia i osobiste historie. Tym bardziej, że są to historie wyjątkowo traumatyczne i bolesne. Rozmówcy z „Domu w butelce” nie mieli dzieciństwa - oni mieli piekło. To osoby, które zbyt wcześnie musiały dorosnąć, które były rodzicami dla swoich matek i ojców i opiekunami dla młodszego rodzeństwa. Zamiast korzystać z dzieciństwa - bawić się na podwórku z przyjaciółmi, wychodzić do kina - pilnowali rodziców by Ci będąc pijanymi do nieprzytomności nie zrobili sobie jakiejś krzywdy. Zamiast uczyć się i odrabiać lekcje ogarniali dom, przygotowywali posiłki dla młodszej siostry i brata. Żadne dziecko nie zasłużyło na taki los, jaki spotkał bohaterów książki. To niewyobrażalnie ciężka, bolesna i poruszająca pozycja. Jeśli ktoś nadal uważa, że problem alkoholizmu dotyka tylko patologiczne rodziny, to po lekturze tego tytułu zmieni swoje błędne myślenie. Autorki dobrały osoby DDA z różnych warstw społecznych, różnych orientacji, zamieszkałych i na wsiach i w miastach wojewódzkich, dzieci z ubogich wielodzietnych rodzin, gdzie rodzice żyją z zasiłków - jak i córki i synowie lekarzy ordynatorów z trzema specjalizacjami czy psychologów. Niemal wszyscy DDA z „Domu w butelce” to perfekcjoniści i pedanci, muszący mieć wszystko pod kontrolą. Nad wyraz często również podkreślają, że potrzebują ciągle czuć się pomocni, akceptowani przez otoczenie. Po piekielnie trudnych i wymagających, dewastujących emocjonalnie trwających latami terapiach niektórzy z nich w dorosłym życiu wyszli na prostą - skończyli studia, założyli rodziny, realizują się zawodowo, innym, mimo prób, niestety się nie udało i nadal siedzą w bagnie alkoholizmu i przemocy.
Trudna i przejmująca, ale bardzo potrzebna książka, gdyż mam wrażenie, że o ile coraz więcej i bardziej otwarcie mówi się o różnych trudnościach, zaburzeniach i chorobach psychicznych czy rodzinach dysfunkcyjnych, to DDA nadal jest tematem tabu.
instagram.com/romyczyta
facebook.com/romyczyta/
romy-czyta.blogspot.com
„Dom w butelce” to zbiór rozmów z kilkunastoma Dorosłymi Dziećmi Alkoholików (DDA). Książkę dziennikarek Agnieszki Jucewicz i Magdaleny Kicińskiej czyta się jak transkrypcje sesji terapeutycznych, a nie jak standardowe wywiady. Autorki oddają głos swoim rozmówcom, dają się im wygadać i wypłakać, nie narzucają rozbudowanych i skomplikowanych pytań, ewentualnie nakierowują...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10-09
Przepadłam w lekturze „Drugiej wojny światowej” Beevora. To dzieło kompletne i totalne. Monumentalne zarówno objętościowo jak i treściowo. Mnogość źródeł, liczba pozycji w bibliografii i ogrom pracy włożonej w napisanie tej książki oszałamia i wzbudza podziw. Beevor doskonale sprawdza się w roli przewodnika po niezwykle bogatej historii 2 wojny światowej. Historyk posiada wyjątkowy dar do przejrzystego przekazywania wiedzy. W każdym zdaniu czuć pasję autora. Wielość poruszanych wątków, problemów i prezentowanych informacji w żadnym momencie nie przytłacza. Gdyby podręczniki do historii były napisane jak „II WŚ” to klasy o profilu historycznym święciłyby rekordy popularności, a na jedno miejsce na studiowanie historii byłoby więcej kandydatów niż na japonistykę. Beevor poza omówieniem tych szeroko znanych wydarzeń z czasów II WŚ jak Holocaust czy bitwa pod Stalingradem przybliża rownież mniej znane epizody, o których w szkołach nie mówią ani słowa -to m.in. kampania północnoafrykańska, wojna zimowa - żeby wymienić kilka. Całość wciąga niemiłosiernie i pomimo, że to książka historyczna to czyta się z większymi emocjami i wypiekami na twarzy niż 99% kryminałów. I jak to z literaturą faktu - wstrząsa i przeraża dużo bardziej niż nawet najmocniejszy rasowy horror. Dla miłośników pozycja obowiązkowa!
https://www.instagram.com/romyczyta
Przepadłam w lekturze „Drugiej wojny światowej” Beevora. To dzieło kompletne i totalne. Monumentalne zarówno objętościowo jak i treściowo. Mnogość źródeł, liczba pozycji w bibliografii i ogrom pracy włożonej w napisanie tej książki oszałamia i wzbudza podziw. Beevor doskonale sprawdza się w roli przewodnika po niezwykle bogatej historii 2 wojny światowej. Historyk posiada...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-09-08
Bardzo lubię thrillery Lisy Gardner. Autorka ma wyjątkową zdolność do tworzenia fabuł trzymających czytelnika cały czas w najwyższym napięciu, kreowane przez nią intrygi są zawiłe, wielowymiarowe, a także niezwykle przemyślane, dzięki czemu ani na moment nie zahaczają o absurd i wszystkie elementy i tropy układają się logicznie. Jeszcze parę dni temu stwierdziłbym, że nie trafiłam na słabą powieść Gardner - niemal wszystkie były bardzo dobre, a w najgorszym przypadku dobre. I tak było do czasu, aż sięgnęłam po “Męża doskonałego”. I teoretycznie byłam przygotowana na książkę dużo poniżej poziomu przygód D.D. Warren, bo znaczna większośc recenzji była miażdżąca, ale że “Mąż Doskonały” to pierwszy tom cyklu o detektywach Quincym & Rainiem, a ja nie lubię rozpoczynać serii od środka, to zdecydowałam się przeczytać. I poległam. Z trudem dobrnęłam do połowy i dalej nie mam zamiaru się męczyć. Harlequinowy tytuł doskonale pasuje do tej książki, bo bliżej jej do romansu niż thrillera. Punkt wyjściowy fabuły jest kryminalny, ale w rzeczywistości wszystko kręci się wokół uczucia rodzącego się między policjantem i maltretowaną żoną zbiegłego więźnia. Całość ocieka lukrem, że aż z tego przesłodzenia robi się słabo, co dialog to coraz bardziej kiczowato, oczy od przewracania z żenady mogą się zmęczyć. Bohaterowie są zupełnie nieinteresujący, do bólu stereotypowi - borykający się z traumami z przeszłości detektyw i będąca ofiarą przemocy żona seryjnego mordercy, która w końcu ma dość dotychczasowego życia i psychopatycznego męża, doznaje przebłysku odwagi i wydaje go policji. Ile razy już coś takiego czytaliśmy? Dziesiątki? Setki? Gardner swoją historią nie wnosi ani krzty świeżości i oryginalności, a tylko powiela klisze. To jest jedna z jej pierwszych powieści, więc biorąc pod uwagę to jak się rozwinęła literacko w sumie możnaby przymknąc oko na ten tytuł wraz z jego ubóstwem językowym i fabularnym. Pogrzebać głęboko w odmętach pamięci, jak najszybciej zapomnieć!
https://www.instagram.com/romyczyta
Bardzo lubię thrillery Lisy Gardner. Autorka ma wyjątkową zdolność do tworzenia fabuł trzymających czytelnika cały czas w najwyższym napięciu, kreowane przez nią intrygi są zawiłe, wielowymiarowe, a także niezwykle przemyślane, dzięki czemu ani na moment nie zahaczają o absurd i wszystkie elementy i tropy układają się logicznie. Jeszcze parę dni temu stwierdziłbym, że nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-09-30
Kiedy wydawnictwo zwróciło się do mnie z propozycją zrecenzowania “Dziwny jest ten świat” nawet nie doczytałam maila do końca i ofertę odrzuciłam. Waldemar Milewicz? Nie znam człowieka! A, jakiś prezenter radiowo-telewizyjny! Drugi Ibisz, tak? To, ja podziękuję. Jednak podświadomie chyba miałam jakieś przeczucie i maila nie wykasowałam, zostawiłam w odebranych. I rzeczywiście - po paru dniach coś mnie nagle tknęło i postanowiłam spojrzeć jeszcze raz na wiadomość i przeczytać opis książki tym razem w całości. I to była słuszna decyzja - dalej było już tylko ciekawiej, a przy słowach o „korespondencje wojennym” byłam już całkowicie kupiona. Biografię bardzo lubię i swego czasu czytałam je w ilościach hurtowych. Jednak zawsze były to książki o ludziach mi znanych, których osobowość, życie prywatne bądź zawodowe mnie interesowały. Tym razem sytuacja, która jeszcze nigdy mi się nie zdarzyła, bo postanowiłam sięgnąć po biografię osoby, o której jeszcze parę dni wcześniej nawet nie miałam pojęcia, że istniała. W sumie może się okazać, że będzie bardzo ciekawe czytelnicze doświadczenie.
Historia życia Waldemara Milewicza spisana przez Honoratę Zapaśnik mnie nie zawiodła. Wprawdzie to nie jest biografia idealna - brak jej pasji, nie czuć, że autorka rzeczywiście się tematem wyjątkowo fascynowała, ale jest to biografia bardzo solidnie i rzetelnie napisana, jednak sucho i jakby od kreski. Mnie, osobie nieznającej wcześniej dziennikarza, dostarczyła wystarczająco informacji, by mógł mi się wyklarować wizerunek postaci Milewicza i bym mogła zyskać poczucie, że choć trochę jego osobę poznałam i jestem w stanie ukształtować sobie opinię na jego temat. Podobało mi się, że Zapaśnik nie idealizuje dziennikarza, nie ucieka się do patosu, a jej dziełu daleko do laurki. Z kart biografii Zapaśnik Milewicz jawi się jako osoba pełna kontrastów. Skory do żartów, oddany, wylewny przyjaciel, ale i surowy i wymagający, niepotrafiący okazywać uczuć rodzic. W życiu osobistym i kontaktach międzyludzkich człowiek gwałtowny i apodyktyczny, nieuznający sprzeciwu. Wobec kobiet męski szowinista, typ obleśny i śliski, niestroniący od niesmacznych żartów kwalifikujących się jako molestowanie. Jednocześnie w pracy to pełen ambicji i profesjonalizmu człowiek. Dziennikarz pełen odwagi, z ochotą zabierający się za zlecenia najtrudniejsze i najniebezpieczniejsze, których inni podjęcia się odmawiali. Niejednokrotnie ryzykował życie dla pracy, szedł pod prąd, ryzykował karierę podejmując kontrowersyjne decyzje, robił relacje zupełnie nowatorskie - niejednokrotnie szokujące. Z „Dziwnego Świata” wyłania się człowiek antypatyczny, ale jednoczenie niespotykanie charyzmatyczny, a przez to i fascynujący. Bardzo dobrym posunięciem Zapaśnik było oddanie głosu bliskim i współpracownikom Milewicza. Tak naprawdę ta książka powinna mieć co najmniej kilkunastu współautorów, bo każda z przepytywanych przez Zapaśnik osób dokłada istotną cegiełkę do całościowego obrazu Milewicza. „Dziwny świat” również bardzo interesująco wypada jako kronika polskiego dziennikarstwa ostatnich kilkudziesięciu lat. Kolosalne zmiany zaszły w tym medium - nie tylko w technologicznym sektorze tej profesji, ale i w sposobie przekazywania informacji i sferze mentalnej - to co jeszcze kilkanaście lat temu było absolutnie nie do przyjęcia i zbyt szokujące czy obrazoburcze do pokazania w telewizji dziś jest na porządku dziennym.
Momentami - zwłaszcza w pierwszych rozdziałach - autorka zbyt często i rozwlekłe oddala się od tematu przewodniego i nic nie wnoszące do całości obszerne fragmenty poświęca osobom z otoczenia dziennikarza. Jednak pomimo wspomnianych drobnych mankamentów, braku obecności i ducha autora w książce - czego konsekwencją jest wrażenie lekko „mechanicznej” narracji, to biografia Milewicza to w znacznej mierze kawał pasjonującej i niepowtarzalnej lektury. I nie da się zaprzeczyć, że ogromna w tym zasługa samego Milewicza - opowieść o tak złożonym i skomplikowanym, osobliwym i pełnym paradoksów człowieku to samograj!
https://www.instagram.com/romyczyta
Kiedy wydawnictwo zwróciło się do mnie z propozycją zrecenzowania “Dziwny jest ten świat” nawet nie doczytałam maila do końca i ofertę odrzuciłam. Waldemar Milewicz? Nie znam człowieka! A, jakiś prezenter radiowo-telewizyjny! Drugi Ibisz, tak? To, ja podziękuję. Jednak podświadomie chyba miałam jakieś przeczucie i maila nie wykasowałam, zostawiłam w odebranych. I...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-09-25
Anne Frasier to nazwisko, które na dłużej zagości na mojej półce. “Znajdź mnie” okazało się być tak dobrym thrillerem, że - dla miłośniczki gatunku, którą jestem - grzechem byłoby nie sięgnąć i po inne książki autorki. Po opisie nie zniechęcajcie się, że to kolejna identyczna jak dziesiątki innych książka o seryjnym mordercy. O, nie! Frasier zręcznie omija schematy, stworzona przez nią wielowątkowa historia zaskakuje na każdym kroku i wciąga niczym pustynne piaski, na których tle osadzona jest akcja powieści. Ciekawie skonstruowana jest ten thriller - przez pierwsze 100 stron tempo jest powolne i można mieć wrażenie, że tak naprawdę czyta się dopiero wstęp do właściwej powieści. Za to kolejne kilkaset stron aż do samego finału to już szaleńcza jazda bez trzymanki, mylenie tropów, mącenie czytelnikowi w głowie. Jaka to jest pełna niedających się przewidzieć i domyślić zaskakujących zwrotów akcji historia! W żadnym momencie nie miałam pojęcia co zdarzy się na następnej stronie i w jakim kierunku dalej autorka poprowadzi tę opowieść. Pomimo zagmatwania w stężeniu parokrotnie przewyższającym normę Frasier udało się uniknąć “mrozowania” i zbudować jak najbardziej realistyczną i wiarygodną, trzymającą się kupy fabułę. “Znajdź mnie” to uczta dla miłośników obszernych opisów, sporej ilości retrospekcji i książek przykładających dużą wagę do dogłębnego przedstawienia psychologii postaci.
Żeby było jasne - Anne Frasier nie stworzyła genialnego i wybitnie ambitnego thrillera poruszającego problemy społeczne, polityczne i gospodarcze. Ale też wątpię, żeby bawienie się w drugiego Mankella czy Connelly’ego było intencją autorki. “Znajdź mnie” to czysta rozrywka, ale przy tym jak wciągająca, ekscytująca i emocjonująca!
https://www.instagram.com/romyczyta
Anne Frasier to nazwisko, które na dłużej zagości na mojej półce. “Znajdź mnie” okazało się być tak dobrym thrillerem, że - dla miłośniczki gatunku, którą jestem - grzechem byłoby nie sięgnąć i po inne książki autorki. Po opisie nie zniechęcajcie się, że to kolejna identyczna jak dziesiątki innych książka o seryjnym mordercy. O, nie! Frasier zręcznie omija schematy,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Znakomita pozycja przybliżająca powojenne losy Niemiec i Niemców. Autor - dziennikarz i historyk Harald Jähner ujął temat przekrojowo i wnikliwie i kompleksowo zanalizował i opisał poszczególne zagadnienia. Poza często przytaczanymi w literaturze faktu historiami powojennego życia obywateli niemieckich czy problemami ekonomicznymi i kryzysem gospodarczym autor oddzielne obszerne rozdziały poświęcił mniej oczywistym, można by rzec niszowym kwestiom jak m.in. wpływ II wojny światowej na design, przemysł erotyczny czy samochodowy. Jähner wszystkie zagadnienia potraktował rzetelnie - nie wybiela nazistów, przytacza świadectwa jak wielce tragiczna była sytuacja ludności cywilnej w powojennych Niemczech. Nie unika ciemniejszych kart historii zarówno Niemiec jak i Polski czy ZSRR - sporo miejsca poświęcił na ukazanie udokumentowanych przykładów jak brutalnych i bestialskich aktów od tych dwóch narodów doświadczyli jego rodacy.
Ogromnym plusem „Czasu Wilka” jest ogromna ilość przykładów, konkretnych historii osób przewijających się na kartkach książki bądź ich wspomnień, które doskonale obrazują i uwierzytelniają przytaczane, często trudne do uwierzenia, dane i informacje. Nie jest to literatura faktu naszpikowana niemal wyłącznie samymi suchymi nazwiskami, nazwami miejsc i liczbami, dzięki czemu pomimo ogromu zawartych informacji, „Czas Wilka” czyta się płynnie, gdyż stylem bliżej mu do reportażu niż akademickiej książki historycznej. Bez dwóch zdań jeden z najciekawszych tytułów przeczytanych w tym roku.
https://www.instagram.com/joannaoksiazkach
Znakomita pozycja przybliżająca powojenne losy Niemiec i Niemców. Autor - dziennikarz i historyk Harald Jähner ujął temat przekrojowo i wnikliwie i kompleksowo zanalizował i opisał poszczególne zagadnienia. Poza często przytaczanymi w literaturze faktu historiami powojennego życia obywateli niemieckich czy problemami ekonomicznymi i kryzysem gospodarczym autor oddzielne...
więcej Pokaż mimo to