-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać189
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik11
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2022-03-07
2021-12-14
W “Gdy inni świętowali zwycięstwo. Historia mojej matki” szwedzki dziennikarz i polityk Jens Orback przede wszystkim oddaje głos swojej matce Katji, która w 1945 roku jako nastoletnia Niemka zamieszkująca pomorską Białogórę (wtedy Wittenberg) doświadczyła na własnej skórze terroru powojennych wysiedleń. Dziewczyna pochodząca z rodziny nawet w najmniejszym stopniu nie popierającej Hitlera i nazizmu dopiero przy okazji tworzenia tej książki, po kilkudziesięciu latach od bolesnych wydarzeń, po raz pierwszy otworzyła się i zgodziła opowiedzieć o przebytym piekle. Bo dla Niemców zamieszkujących ziemie odzyskane - nawet tych nie będących hitlerowcami, a zwyczajnymi cywilami czy nawet jak w przypadku rodziny Katii i jej rodziny - ze zbrodniczą ideologią Fuhrera absolutnie się nie utożsamiającymi - ani Polacy, a tym bardziej Sowieci zaraz po wojnie nie mieli ani krzty litości. Książka Orbacka o to świadectwo traumatycznych losów przesiedlanych Niemców. Świadectwo, które pozwala nam zaznajomić się i z tą mało znaną, ciemną kartą z historii Polski i wylewa na nas kubeł zimnej wody uświadamiając, że wszyscy Polacy wcale aniołami w tamtych czasach nie byli, a niejednokrotnie stosowali metody niczym żywcem podpatrzone od swoich najgorszych nazistowskich okupantów. A przewinienia Polaków to i tak nic przy tym do czego byli zdolni przybywający na pomoc i wyswobadzajacy Polskę Sowieci. Głód, zmęczenie, donosy, upokorzenia, wyzysk, bestialska przemoc, gwałty, poszukiwanie bezpiecznego miejsca na nocleg, niepewność co do dnia następnego, strach o najbliższych - z takimi koszmarami, setki tysięcy rodzin jak ta Katji, musiały się mierzyć na co dzień. Te haniebne i barbarzyńskie, pozbawione krzty człowieczeństwa akty należy wyryć na wieki wieków w pamięci ludzkości, a w przyszłości przekazywać kolejnym pokoleniom. Wydarzenia te nigdy przenigdy nie mogą ulec zatarciu i zostać pogrzebane w odmętach historii.
“Gdy inni świętowali zwycięstwo” to do bezgranicznie poruszająca i dogłębnie dewastująca książka. Intensywność tych wrażeń i uczuć tym bardziej nasila fakt, że opowieść Katji jest niezwykle osobista i intymna. Wręcz niepojęte jest dla mnie jak kobieta, która była świadkiem i sama doświadczyła tak nieludzkich aktów zachowania, była w stanie wyjść na prostą i pomimo gigantycznej traumy i poranionej psychiki ułożyć sobie życie - skończyć szkołę, znaleźć pracę, założyć rodzinę, w ogóle funkcjonować normalnie. Jak ogromną siłę i chęć do życia trzeba mieć w sobie by i zaraz po wojnie i w następnych latach nadal się trzymać, nie ulec załamaniu psychicznemu czy jak wielu rodaków Niemki nie odebrać sobie życia. Oczywiście, jak sam syn przyznaje, jego matka nie przepracowała wszystkich traum, piekło wojny nadal siedzi głęboko w niej - w końcu dopiero po kilkudziesięciu latach od tamtych zdarzeń znalazła w sobie odwagę i siłę by przerwać milczenie.
Bardzo ważna, edukująca i uwrażliwiająca książka, będąca jednocześnie niesamowicie cennym świadectwem wydarzeń, które w Polsce przez wiele lat były skrzętnie przemilczywane i zamiatane pod dywan. A tych tragicznych i wielce niewygodnych dla Polaków i Rosjan kart historii nie możemy wyciszać i tuszować. Nigdy nie możemy zapomnieć, że i kompletnie niewinni cywile Niemieccy zostali boleśnie okaleczeni przez wojnę i doświadczyli najgorszego terroru.
https://www.instagram.com/joannaoksiazkach
W “Gdy inni świętowali zwycięstwo. Historia mojej matki” szwedzki dziennikarz i polityk Jens Orback przede wszystkim oddaje głos swojej matce Katji, która w 1945 roku jako nastoletnia Niemka zamieszkująca pomorską Białogórę (wtedy Wittenberg) doświadczyła na własnej skórze terroru powojennych wysiedleń. Dziewczyna pochodząca z rodziny nawet w najmniejszym stopniu nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-01-17
Ona jedna, ich paru. Historia znana od wieków. W Młynie rola femme fatale przypada przebiegłej Liziee kłusowniczce - ubogiej służącej, której ambicją jest poślubić swojego zarządcę i zostać młynarzową. O wdzięki przebiegłej Lizy konkuruje trzech panów - zamożny, acz melancholijny i nieco ciapowaty młynarz Jakub, z pasją zaczytując się w harlequinach Jorgen i najmłodszy Lars. Oczywiście Liza swoją przyszłość widzi u boku Jakuba, jednak dlaczego miałaby się zadowolić tylko jednym skoro może mieć wszystkich trzech. Jak nietrudno się domyślić ta historia nie może się dobrze skończyć i prędzej czy później dojdzie do nieszczęścia.
Fascynująca jest to powieść! Surowa w ten specyficzny skandynawski sposób, z nad wyraz gęstą atmosferą i tragedią wisząca w powietrzu. Już od pierwszych stron - pomimo sielskich i anielskich krajobrazów wiejskich czytelnikowi towarzyszy uczucie niepokoju, co jakiś czas przebija się i groza. Gjellerup znakomicie wplata w historię upiorne elementy nadnaturalne i fantastyczne - z folkloru, mitów, legend co sprawia, że „Młyn” momentami czyta się jak rasową powieść grozy. Również i postępowanie i zachowanie bohaterów (czy to szaleństwo czy opętanie?) niejednokrotnie jest tak niejasne i demoniczne, że książce bliżej było do horroru niż powieści psychologicznej. Jak jesteśmy już przy bohaterach to poza główną czwórką autor wykreował też całą gamę barwnych drugoplanowych postaci - z siejącym postrach w okolicy, nieobliczalnym bratem Lizy - Peterem i z wprowadzającym do powieści dawkę humoru szwagrem młynarza, rubasznym (takim duńskim wujkiem Januszem) Smokiem - na czele. Jak widać „Młyn” to dzieło zaiste oryginalne i nietypowe - na poły skomplikowana powieść psychologiczna, na poły horror folklorystyczny, a do tego niepozbawiona sporej porcji humoru i obszernych, niezwykle barwnych opisów duńskiej przyrody. A i sama historia - intrygująca, niedająca się przewidzieć, obfitująca w zaskakujące zwroty akcji - cały czas trzyma w napięciu i co rusz pobudza emocje. Rewelacja!
https://romy-czyta.blogspot.com
https://www.instagram.com/romyczyta
https://www.facebook.com/romyczyta
Ona jedna, ich paru. Historia znana od wieków. W Młynie rola femme fatale przypada przebiegłej Liziee kłusowniczce - ubogiej służącej, której ambicją jest poślubić swojego zarządcę i zostać młynarzową. O wdzięki przebiegłej Lizy konkuruje trzech panów - zamożny, acz melancholijny i nieco ciapowaty młynarz Jakub, z pasją zaczytując się w harlequinach Jorgen i najmłodszy...
więcej mniej Pokaż mimo to
W na poły autobiograficznej powieści Dunki Merete Pryds Helle poznajemy losy Marie - dziewczyny urodzonej w ubogiej wielodzietnej wiejskiej rodzinie zamieszkującej zapomnianą przez świat wyspę Langeland. Historia rozpoczyna się w latach przedwojennych i przez kolejne burzliwe - zarówno w życiu osobistym głównej bohaterki jak i całym kraju - dekady śledzimy życie Marie przypadające na okresy rewolucji i przemian społecznych w Danii.
To na wskroś depresyjna i ciężka powieść, bije z niej smutek i beznadziejność, uderzają koszmar traumatycznego dzieciństwa, nierówności społeczne i liczne upokorzenia wynikłe z ubóstwa. Życia Marie zdecydowanie nie można określić mianem sielanki. Już od najmłodszych lat los nie oszczędzał dziewczyny. Od narodzin w domu rodzinnym zamiast ciepła i czułości zaznała przemocy, molestowania i skrajnej biedy przez skromne i trudne samodzielne początki dorosłego życia w wielkim mieście - Kopenhadze, aż po awans do klasy średniej pozornie dający szczęście i spokój ducha za sprawą bezpieczeństwa finansowego, dobrego samochodu i dużego domu na przedmieściach. Jednak Marie - nawykła od lat dziecięcych do ciężkiej fizycznej pracy i patriarchalnego systemu rodziny w tych nowych czasach kompletnie odnaleźć się nie może. Każdy kolejny dzień to walka z samą sobą, chęć wpasowania się w obowiązujące ramy społeczne, życia zgodnego z modelem wielkomiejskiej kobiety sukcesu. Powieść Pryds Helle to historia kobiety nieustannie poszukującej swojej tożsamości.
Ach, jak szalenie „Piękno Ludu” to moja literatura! Merete Pryds Helle napisała książkę idealnie wpasowująca się w mój gust - surową, naturalistyczną, nieszczędząca od paskudztwa i dosadności. Za sprawą głównej bohaterki, będącej centralnym punktem powieści przesiąkniętą kobiecością, a jednocześnie miejscami męsko brutalną i brudną. Dunka swoją prozą wywołuje całą gamę emocji, wybitnie realistyczną historia porusza i dotyka najczulszych strun wrażliwości. Hipnotyzująca, wdzierająca się głęboko pod skórę powieść.
https://www.instagram.com/joannaoksiazkach/
W na poły autobiograficznej powieści Dunki Merete Pryds Helle poznajemy losy Marie - dziewczyny urodzonej w ubogiej wielodzietnej wiejskiej rodzinie zamieszkującej zapomnianą przez świat wyspę Langeland. Historia rozpoczyna się w latach przedwojennych i przez kolejne burzliwe - zarówno w życiu osobistym głównej bohaterki jak i całym kraju - dekady śledzimy życie Marie...
więcej Pokaż mimo to