Każdy żyje jak umie Andrzej Mularczyk 7,7
ocenił(a) na 531 tyg. temu Sięgnęłam po tę książkę trochę z rozpędu, ponieważ wpisała się w temat powojennych przesiedleń, o których jakiś czas temu czytałam. No i nazwisko autora też mnie przekonało. Nie jest to ani reportaż, ani scenariusz, ani tym bardziej powieść historyczna czy filmowa. Opowiedzianą historię autor nazywa „opowieścią wysłuchaną”. Jest wspomnieniem przesiedlonych na Ziemie Zachodnie repatriantów spod Trembowli i jej okolic. Mularczyk dotarł do nich końcem lat 40’ XX wieku i właśnie tam, na tych pełnych nowych osadników ziemiach, odnalazł bohatera tej książki – Jaśka/Kohuta/Chwana, pierwowzór filmowego Kazimierza Pawlaka.
I tak, Jaśko, zwany Kohutem, potem Chwanem, wespół z Mularczykiem opowiada swoje losy sprzed przesiedlenia, a także losy mieszkańców podolskiej wioski, występującej w książce pod wymyśloną nazwą, Krużewniki. Te wszystkie wydarzenia są naprawdę ciekawe, barwne i zabawne. Bronią się również bohaterowie – wiejskie oryginały, reprezentanci współmieszkających na tych terenach trzech nacji: polskiej, ukraińskiej i żydowskiej.
Jednak sposób w jaki została przedstawiona fabuła zupełnie do mnie nie przemówił. Już ta dziwna forma, w której autor na przemian ze swoim bohaterem opowiada minione dzieje. Dla mnie było to męczące i musiałam się przyzwyczaić do tego, który z nich w danym momencie mówi. Wypowiedzi Jaśka były zazwyczaj poprzedzone, do znużenia powtarzanym, wstępem: „i taka się wówczas odbyła między nimi rozmowa”. No, a to całe kresowe i gwarowe słownictwo wydaje się być do szczętu przemielone przez wszystkie żarna świata, bo po chwili ma się wrażenie, że czyta się ciągle to samo i to samo. I niestety, powtórzenia, wracanie do tych samych wydarzeń, przywoływanie tego co już było, sprawia, że książka jest niemożebnie przegadana i rozwleczona.
Mam bardzo podobne wrażenia do użytkowniczki @czerwiec, dlatego cieszę się, że nie tylko ja tu marudzę. ;)
Na koniec zamieszczam garść mądrości, bo akurat one mi się podobały. Pojawiały się zazwyczaj na początku rozdziałów, po sakramentalnej „inwokacji”: „Ano posłuchaj ty o tym…”
„Życie każdego człowieka jest opowieścią, ale nie każdy swoim życiem pisze tragikomedię, bo to, co dzisiaj jest śmieszne dla widza, kiedyś dla jej bohatera było dramatycznym wyzwaniem losu”.
„A życie samo w sobie nie jest ani złe, ani dobre. Ono jest nieuniknione i pokrętne jak rzeka. Proste jest tylko samo poczęcie, reszta to bezlitosna kołomyja”.
„Są słowa martwe, słowa – kamienie i są słowa – ptaki, które ulatują wysoko”.
„O sobie powiem ja tobie, że ten dobrze żył i życia nie zmarnował, kto na końcu żywota inny jest, jak był na początku”.
„Bo jakby każdy dostał to, co on sobie upatrzył, toby nie czuł, co on stracił”.
„Widać na tym polega sprawiedliwość boża, żeb’ wszyscy mieli więcej tego, czego nie chcą, bo przez to różne hańdry – mańdry ze sobą prowadzą i zawsze mają się z czego spowiadać, przez to człowiek zawsze jak ta rozżarzona podkowa między młotem a kowadłem, tu serce, tam dola, i przez to każdy żyje, jak umie, a czort karty rozdaje”.
„Im więcej w człowieku złości, tym mniej w nim człowieka”.
„Nie ten wygrywa, kto cudzy los chce odwrócić, tylko ten, co umie własny wybrać”.
„W życiu nie ma tylko jednej prawdy. Wychodzi, że jest ich co najmniej dwie, bo zawsze jest ta moja i ta twoja”.
„Każdy ma świat na swoją miarę i w każdym człowieku dwóch ludzi żyje: jeden, co wybiera to, co najłatwiejsze, i ten drugi, co się z tym nie zgadza, przez co życie nie jest dobre, ani złe, tylko bezlitośnie nieuniknione”.
„Żyć to jest, jak wejść jednymi drzwiami, a wyjść drugimi, a między tymi drzwiami twoje życie w los zamienia się”.
„Każdy choć raz w życiu dostaje do potrzymania palec Pana Boga, co jemu drogę wskazuje. Jak przegapisz – tak z ciebie bezlitosny durak”.
I nieśmiertelne, powtarzane, do znudzenia: (za późno wpadłam na pomysł, by policzyć) „Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie”.