Fioletowy hibiskus Chimamanda Ngozi Adichie 7,2
ocenił(a) na 1021 tyg. temu W ostatnich latach czytałam mało literatury pięknej, ale Ngozi przekonała mnie, że chyba czas to zmienić, bo dawno mnie tak nie wciągnęła żadna książka. Książka pokazuje obraz skrajnie patriarchalnego społeczeństwa postkolonialnej Nigerii, szarpanej podziałami i zamachami stanu. Historia jest opowiadana oczami 15-letniej dziewczyny, Kambili, która opowiada o swojej rodzinie, w tym ojcu, zamożnym, powszechnie szanowanym i uwielbianym (do którego nawet przychodziły matki z prośbą, by zapłodnił ich córki…),a jednocześnie tyranie stosującym przemoc (włącznie z polewaniem córce stóp wrzątkiem) w imię swoich religijnych obsesji, w których zjedzenie płatków śniadaniowych przed mszą urasta do rangi śmiertelnego grzechu. Widzimy tę historię oczami dziecka, które wcale nie uważa tego człowieka za tyrana, a za ukochanego “papę”, którego po prostu należy się słuchać. Dopiero pobyt u ciotki, wykładowczyni jednego z nigeryjskich uniwersytetów, pokazał jej i jej bratu, że można żyć inaczej, chociaż tak naprawdę ta ciotka też była dosyć konserwatywna, bo i KK pełnił ważną rolę w jej domu, i nawet kary fizyczne się zdarzały. Książka dobrze pokazuje tragizm sytuacji Kambili i jej brata, którzy, chcąc być wolni, musieli posunąć się do ostateczności… Książka jest ciekawym obrazem Nigerii lat 80-tych XX w. (choć chyba nie jest wprost powiedziane, kiedy dzieje się akcja; ale internety mówią, że zabity dziennikarz Ade Coker, występujący w książce, to tak naprawdę Dele Giwe, zabity w 1986 r.),na przykładzie ojca Kambili widzimy, jak język angielski był utożsamiany z wysokim statusem społecznym, a lokalny język igbo - z językiem ludowym i jak, zupełnie inaczej niż u nas, to KK jest utożsamiany z postępem (w opozycji do przedkolonialnych wierzeń, np. w duchy). Można też się np. dowiedzieć, co się je w Nigerii. Polecam.