Projekt księżna Sabrina Jeffries 6,6

Fletcher „Grey” Pryde, po długiej nieobecności, wraca do rodzinnej posiadłości na pogrzeb ojczyma. Powszechnie uznawany za bawidamka, mężczyzna skupia się na interesach i nie planuje się ustatkować. Szybko jednak zmienia zdanie, gdy w majątku poznaje Beatrice - wygadaną, samodzielną i intrygującą kobietę. Na wybuch uczucia rzucają się jednak cieniem rodzinne sekrety jej rodziny oraz lojalność panny Wolfe jej względem.
Patrząc na okładkę i czytając opis książki, liczyłam na jakieś połączenie między prozą Jane Austen a kinem z cyklu „Pamiętnik księżniczki”, czyli lekki, przyjemny romans osadzony w epoce, z metamorfozą głównej bohaterki. Wątek kryminalny tylko zaostrzył moje oczekiwania. I niestety, ale albo ja nie nadaję się do takich pozycji, albo coś tu poszło nie tak…
Zacznijmy od tego, że z powieścią historyczną mamy wspólny jedynie czas, w jakim się rozgrywa i według mnie nijak nie jest na ten okres stylizowana. Język współczesny, opisy też raczej nie wnoszą nic z tym zakresie, zresztą za wiele ich tu nie znajdziemy. To może jest akurat na plus, bo przynajmniej książkę czyta się szybko. Sama fabuła rozgrywa się na przestrzeni zaledwie kilku dni, przez co gwałtowny wybuch uczuć i decyzji kompletnie mnie nie przekonuje. Bohaterowie niby są przypisani do epoki, jednak zupełnie pozbawieni jej typowych cech. Rozumiem, że autorka chciała pokazać, że ci chcą się wyrwać z konwenansów i narzuconych im ról, mają swoje traumy, obawy i pragnienia oraz potrafią zawalczyć o siebie (to jest wątek, który mi trochę ratuje tę powieść),ale i tak jakoś mi nie leżeli. Polubiłam jedynie brata Beatrice, co jest ciekawe, bo za wiele go tu nie ma.
Ponadto, zamiast eterycznego romansu, na jaki liczyłam, dostajemy fabułę opartą na pożądaniu i erotyce i ok, w żaden sposób mi to nie przeszkadza, tylko niech to będzie chociaż spójne i konsekwentne. Bo jeśli mamy kobietę bez doświadczenia, żyjącą w ówczesnym tabu, która mówi o szparkach i guziczkach, a za chwilę z jej ust dostajemy k*tasem między oczy (zarówno dosłownie, jak i w przenośni) no to sorry, ale nijak mi się to kupy nie trzyma i po chwilowym zażenowaniu robi się już tylko śmiesznie. O przygotowaniach do debiutu rodem z historii w stylu „brzydkiego kaczątka” też możemy zapomnieć, jak i wątku kryminalnym, który oprócz tego, że jest, nie wnosi za wiele - nie zbliżamy się nawet do rozwiązania, a jedynie mamy informację, kto tego nie zrobił. Nawet jeśli jest to historia zaplanowana na ciąg dalszy, to w żaden sposób nie wzbudza emocji.
Rzadko się zdarza, że nie planuję sięgnąć po kontynuację książki, ale w tym przypadku tak jest.
Zapewne innym czytelnikom spodoba się taka historia, na mnie niestety zrobiła całkiem odwrotne wrażenie.