-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2020-09-05
Urocza powieść z zapadającymi w pamięć kobiecymi bohaterkami. Mimo niedzisiejszej wizji kobiecości (pełno tam fraz o "typowo kobiecej troskliwości", "naturalnej dziewczęcej skromności" i ogólnej afirmacji tradycyjnej roli kobiet), w swojej celebracji niemodnych dziś wartości, takich jak obowiązek, samopoświęcenie, cierpliwość, posłuszeństwo, rozwaga powieść jest ciepła, mądra i podnosząca na duchu. Postać Jo oczywiście wchodzi do mojego prywatnego kanonu literackich ulubienic.
Serial na podstawie powieści dodaję do kolejki.
Ps. "My brilliant friend" brought me here!
Urocza powieść z zapadającymi w pamięć kobiecymi bohaterkami. Mimo niedzisiejszej wizji kobiecości (pełno tam fraz o "typowo kobiecej troskliwości", "naturalnej dziewczęcej skromności" i ogólnej afirmacji tradycyjnej roli kobiet), w swojej celebracji niemodnych dziś wartości, takich jak obowiązek, samopoświęcenie, cierpliwość, posłuszeństwo, rozwaga powieść jest ciepła,...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-09-24
Niebezpieczne (uniwersyteckie) związki
Moja druga książka Lodge'a, po "Nice work". Obie należą do trylogii kampusowej, której akcja toczy się głównie na uniwersytecie w Rummidge, w istocie lekko tylko zakamuflowanym Birmingham. Książka podobała mi się głównie właśnie ze względu na trafne opisy miasta, i dziwactw angielskiego stylu życia w ogóle (np. niedogrzane domy, relatywna pruderia w porównaniu z USA gdzie rewolucja seksualna wcześniej zdobyła przyczółki). Zawsze też doceniam ilustracje akademickiego życia (np. Philip chciwie rozrywający opakowanie przesłanych do recenzji książek w 'pociągających, gładkich okładkach'). Tu dodatkowo jest dość zabawna, lekka fabuła i próba zabawy formą literacką. Osobiście raziły mnie nieco fizjologiczne opisy związane z cielesnością bohaterów, ale to może moja wrażliwość.
Do poczytania jesiennym wieczorem, ale zabrakło tu pazura, który do "Nice work" wnosiła postać Robyn.
Dziwią mnie pozostałe komentarze, w których czytelnicy narzekają na niemoralność przedstawionego w powieści układu (chodzi o sprawy damsko-męskie). Ludzie, to tylko opowieść, nie reklama ani propaganda :) Pewne sprawy są wyolbrzymione, pokazane w krzywym zwierciadle dla żartu :) Zupełnie nie podzielam tej moralnej paniki – czy czytając "Niebezpieczne związki" też dopatrujecie się tam promocji rozwiązłości?
Cytaty: "Flying is, after all, the only way to travel".
"Simply keeping warm was Morris Zapp's main preoccupation in his first days at Rummidge".
"He examined Morris's Japanese casette recorder with a half-fearful, half-covetous curiosity of a ninteenth-century savage handling a missionary's tindel".
"He reached, he felt, a profound insight into the nature of the generation gap: it was a difference of age. The young were younger."
"Live... live all you can; it's a mistake not to" (Z Ambasadorów Henry'ego Jamesa)
Niebezpieczne (uniwersyteckie) związki
Moja druga książka Lodge'a, po "Nice work". Obie należą do trylogii kampusowej, której akcja toczy się głównie na uniwersytecie w Rummidge, w istocie lekko tylko zakamuflowanym Birmingham. Książka podobała mi się głównie właśnie ze względu na trafne opisy miasta, i dziwactw angielskiego stylu życia w ogóle (np. niedogrzane domy,...
2021-05-07
2020-11-26
Klasyka.
Piękna, wspaniale napisana, przenikliwa, ponadczasowa, dowcipna i nostalgiczna rzecz.
Do smakowania. Do wracania. Do odkrywania w wersji filmowej (ekranizacja samego Martina Scorsese!)
Klasyka.
Piękna, wspaniale napisana, przenikliwa, ponadczasowa, dowcipna i nostalgiczna rzecz.
Do smakowania. Do wracania. Do odkrywania w wersji filmowej (ekranizacja samego Martina Scorsese!)
2020-09-05
Jak miłość, to w Rzymie (lub Paryżu albo Nowym Jorku)
Oda do kosmopolitycznego żywota artystów i intelektualistów, w którym jest czas na celebrowanie emocji we wszystkich ich odcieniach, niekończące się poszukiwania siebie, dumania o naturze miłości i przeznaczenia, a przede wszystkim na smakowanie piękna.
Pierwsza część nieco dla mnie zbyt ckliwa i zbyt łatwo powielająca zgrane stereotypy, ale reszta powieści z bardziej oryginalnym wątkiem homoerotycznym ratuje też i początek (wątki łączą się). Mimo, że w trakcie lektury nie mogłam odpędzić natrętnego pytania jak finansują swój wysoki poziom życia bohaterowie o nader skromnie płatnych zawodach, to i tak wizja ich wysmakowanego stylu życia wzbudziła we mnie pewien rodzaj nostalgii.
Ładna rzecz, erudycyjna, niewątpliwie pięknie napisana (zręcznie potraktowana także erotyka). Zachęciła mnie, żeby zapoznać się z innymi tekstami autora. Zacznę od "Tamtych dni i tamtych nocy", które znam w wersji filmowej.
Jak miłość, to w Rzymie (lub Paryżu albo Nowym Jorku)
Oda do kosmopolitycznego żywota artystów i intelektualistów, w którym jest czas na celebrowanie emocji we wszystkich ich odcieniach, niekończące się poszukiwania siebie, dumania o naturze miłości i przeznaczenia, a przede wszystkim na smakowanie piękna.
Pierwsza część nieco dla mnie zbyt ckliwa i zbyt łatwo...
2020-09-13
2019-12-20
O LUDZIACH I MYSZACH
Powieść, którą zapamiętam na długo. Rozumiem już, czemu książki Ayn Rand wygrywają rankingi najlepszych/najważniejszych powieści tworzone przez czytelników (a nie krytyków).
Powieść długa, złożona, wielowątkowa (jak lubię), z mocnymi postaciami (Howard Roark niewątpliwie zapada w pamięć jako archetypiczna postać). Z początku bardzo mnie wciągnęła, w dalszej części wydawała się zbyt rozwlekła - autorka opisuje szczegółowo całą historię życia głównych bohaterów - od dzieciństwa. Rozumiem zamysł, było to nawet ciekawe ale moim zdaniem niekonieczne do zarysowania charakteru postaci.
Przekaz powieści dotyczy "dwóch typów ludzi" - tych, którzy urodzili się by tworzyć, działać i żyć dla siebie i pracy swoich rąk, oraz dla tych, którzy "żyją życiem innych" (second-handers - ciekawam jak to na j. polski przełożono) i świecą światłem odbitym. Mnie osobiście nie przekonuje, ale rozumiem, czemu tak porusza rzesze czytelników: każdy chce się czuć tym pierwszym typem człowieka :)
Momentami styl książki był nieznośny - przekaz nachalny i patetyczny, dialogi, w których bohaterowie przedstawiają swoje (autorki) poglądy całkiem nienaturalne (jak obrona Roarka w sądzie i jego długa rozmowa o typach ludzkich z Gailem). Relacja głównych bohaterów może być tylko opisana jako "twisted" - mnie nie przekonała. Szczytowym jej momentem jest scena ich pierwszego zbliżenia, która uświadomiła mi co autorka miała na myśli pisząc, że "nie żałuje żadnego zdania (przedmowa do jednego z wydań). Ta scena istotnie mogła być skandalizująca - prosi się aż o analizę z pozycji feministycznych.
Pomimo minusów, warto było książkę przeczytać, żeby zrozumieć "o co ten cały hype". Co więcej, może nawet jeszcze sięgnę po inne książki Ayn Rand.
PS. Dla fanów filmu Dirty Dancing - ta książka występuje w filmie. Robbie poleca ją Baby z tekstem "some people count, some people don't".
O LUDZIACH I MYSZACH
Powieść, którą zapamiętam na długo. Rozumiem już, czemu książki Ayn Rand wygrywają rankingi najlepszych/najważniejszych powieści tworzone przez czytelników (a nie krytyków).
Powieść długa, złożona, wielowątkowa (jak lubię), z mocnymi postaciami (Howard Roark niewątpliwie zapada w pamięć jako archetypiczna postać). Z początku bardzo mnie wciągnęła, w...
2019-12-28
CO BY BYŁO GDYBY? DYSTOPIA
Jedyna islandzka powieść jaką czytałam. Dobrze i szybko się czyta, książka daje do myślenia. Co by było gdyby Islandia, dziś zasobne i świetnie prosperujące państwo, ojczyzna wykształconych i kulturalnych ludzi (Islandia przoduje jeśli chodzi o czytelnictwo ale też o liczbę osób oddających się twórczości - pisarstwu, malarstwu, muzyce etc), została nagle odcięta od świata zewnętrznego? Co z importowaną żywnością, która stanowi większość diety współczesnych Islandczyków? Jak w warunkach kurczących się zasobów zachowałaby się ta wyspiarska społeczność? Czy powrót do tradycyjnych zajęć: rybactwa, pasterstwa, prymitywnej uprawy jest możliwy?
Książka jest ciekawa, szczególnie jeśli zna się troszkę realia życia Islandczyków, jeśli widziało się na oczy tę niesamowicie nieprzyjazną wyspę pełną kamienistych stepów, pól lawy, gór, wulkanów, ciągle zimną i wietrzną. Warto pomyśleć o tym czy powrót do źródeł, do pierwotnej, trudnej egzystencji jest możliwy, także w kontekście nadciągającej zapewne i na naszej szerokości geograficznej katastrofy klimatycznej. Czytając człowiek zaczyna się zastanawiać co z jego obecnych dóbr i umiejętności okazałoby się przydatne (kawałek ziemi, dom na odludziu, zapasy żywności, być może broń? a także praktyczne umiejętności jak gotowanie, szycie, uprawa ogródka), a co byłoby całkiem zbędne (pieniądze, duży dom w mieście, akademicka wiedza).
"Wyspa" broni się jako ciekawa, poruszająca emocjonalnie i trafiająca "we właściwy moment" opowieść, ale niestety nie wydała mi się arcydziełem literackim. Kompozycja jest ok (choć bardzo szybko czytelnik orientuje się w zamyśle autorki), ale historia i postaci są dość sztampowe. Fabuła bardzo przypominała mi powieści z serii "Gone" (a to przecież literatura młodzieżowa bez większych ambicji (moja recenzja https://lubimyczytac.pl/ksiazka/287514/gone-znikneli-faza-pierwsza-niepokoj...)
CO BY BYŁO GDYBY? DYSTOPIA
Jedyna islandzka powieść jaką czytałam. Dobrze i szybko się czyta, książka daje do myślenia. Co by było gdyby Islandia, dziś zasobne i świetnie prosperujące państwo, ojczyzna wykształconych i kulturalnych ludzi (Islandia przoduje jeśli chodzi o czytelnictwo ale też o liczbę osób oddających się twórczości - pisarstwu, malarstwu, muzyce etc),...
2019-09-14
Rozczarowanko. Książka zapowiadała się fajnie: ironiczna, wielkomiejska bohaterka, nowojorska scena artystyczna w tle oraz ciekawy koncept roku odpoczynku bardzo na czasie w dobie powszechnego wypalenia. (Czy tylko mnie wydaje się, że szczególnie kobiety są dotknięte niepokojem, wyczerpane perfekcjonizmem i FOMO?) Niestety powieść jest po prostu dość nudna, niespecjalnie odkrywcza (bohater powieści Serotonina Huellebecqua realizuje podobny eskapistyczny scenariusz, chyba podobnie bohater Mapy i terytorium) i nieśmieszna (a odniosłam wrażenie, że taki był zamysł i chyba niektóre recenzje nazywają książkę "hilarious").
Można przeczytać, a jak się zacznie, to warto do końca, bo trochę się rozkręca, a wątki jakoś się składają. Bliżej końca jest trochę fajnych scen i opisów.
Ach, zapomniałabym. Nie wiem czy to efekt zamierzony, ale główna bohaterka jest naprawdę odrzucająca - snobistyczna, osądzająca, nadęta. Znacznie bardziej polubiłam jej bezpretensjonalną przyjaciółkę Ravę.
Rozczarowanko. Książka zapowiadała się fajnie: ironiczna, wielkomiejska bohaterka, nowojorska scena artystyczna w tle oraz ciekawy koncept roku odpoczynku bardzo na czasie w dobie powszechnego wypalenia. (Czy tylko mnie wydaje się, że szczególnie kobiety są dotknięte niepokojem, wyczerpane perfekcjonizmem i FOMO?) Niestety powieść jest po prostu dość nudna, niespecjalnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-06-30
Jane Austen zawsze na czasie. Ale Emma jednak słabsza niż Duma i uprzedzenie - nie polubiłam za bardzo Emmy i żal mi było Harriet – to jak skończył się jej wątek można było uznać za happy end w czasach Austen, dziś raczej nie.
Fajna była postać przewrażliwionego ojca Emmy (Mr. Woodhouse), jej szwagra-domatora (Mr John Knightly), realistycznie zostali też przedstawieni wikary i jego obłudna żona (Mr and Mrs Elton).
I wszystko takie angielskie:)
Cytaty:
"She will grow just refined enough to be uncomfortable with those among whom birth and circumstances have placed her home" (o Harriet poddawanej przez Emmę edukacji)
"She had the comfort of appearing very polite, while feeling very cross."
"Human nature is so well disposed towards those who are in interesting situations, that a young person, who either marries or dies, is sure of being kindly spoken of."
"The ladies here probably exchanged looks which meant "men never know when things are dirty or not"; and the gentlemen perhaps thought each to himself "women will have their little nonsenses and needless cares" (przy przygotowaniach do balu i dyskusji czy ściany są wystarczająco czyste)
"They came from Birmingham, which is not a place to promise much, you know, Mr. Weston. One has not great hopes from Birmingham. I always say there is something direful in the sound."
"Emma perceived that her taste was not the only taste on which Mr. Weston depended, and felt, that to be the favourite and intimate of a man who had so many intimates and confidantes, was not the very first distinction in the scale of vanity (...) General benevolence, but not general friendship, made a man what he ought to be."
(Chapter 2: Emma, thinking critically of Mr. Weston.)
"Emma denied none of it aloud, and agreed to none of it in private."
"It was a sweet view – sweet to the eye, and to the mind. English verdure, English culture, English comfort, seen under a sun bright, without being oppressive."
"Oh, if you know how much I loved everything that is decided and open!"
"The folly of not allowing people to be comfortable at home—and the folly of people's not staying comfortably at home when they can!" (Mr John Knightly oczywiście)
Jane Austen zawsze na czasie. Ale Emma jednak słabsza niż Duma i uprzedzenie - nie polubiłam za bardzo Emmy i żal mi było Harriet – to jak skończył się jej wątek można było uznać za happy end w czasach Austen, dziś raczej nie.
Fajna była postać przewrażliwionego ojca Emmy (Mr. Woodhouse), jej szwagra-domatora (Mr John Knightly), realistycznie zostali też przedstawieni...
2018-07-16
CUDOWNOŚĆ CODZIENNOŚCI
Ta powieść ma wszystko: trafne, wciąż aktualne (niekiedy zaskakująco wyprzedające epokę, w której były pisane) obserwacje dotyczące natury społeczeństwa, relacji między klasami, psychologicznych przełomów, które wszystkich spotykają; pełne czułości opisy miejsce i rzeczy; zwartą "filmową" fabułę; postaci reprezentujące typy ludzkie; niesamowity, trafiający w sedno, a jednocześnie poetycki język. Nie mogę się doczekać obejrzenia filmu i... kolejnej lektury... na pewno wrócę do tej książki za lat parę.
Lektura "Howards End" zainspirowała mnie także do rozważań nad specyficznym nurtem w literaturze, który przepełniony jest uwagą dla małych rzeczy, cudów dnia codziennego, drobnych scenek i wymian między ludźmi, które w jakiś sposób "tłumaczą" istotę rzeczy. Książki pozbawione patosu, w których metafizyka i etyka to nie górnolotne rozważania czy wielkie gesty, a właśnie codzienność. To chyba mój ulubiony typ literatury, zaliczyłabym do niego Katherine Mansfield, Thomasa Manna, E.M. Forstera właśnie... Zastanawiam się czy taki typ pisarstwa nie rodzi się z życia takiego, jakie wiodły dwie siostry Schlegel – życia dostatku, bezpieczeństwa, które można bez reszty poświęcić Literaturze i Sztuce, nikomu się z tego nie tłumacząc. Takie życie wiodą oczywiście tylko wybrani i tylko w wybranych społeczeństwach... A sheltered life in a wealthy society.
Cytaty z książki (ang):
What do you think of the Wilcoxes? Are they our sort? Are they likely people? Could they
appreciate Helen, who is to my mind a very special sort of person?
Do they care about Literature and Art? That is most important
when you come to think of it. Literature and Art. Most
important.
O przemijającej potędze Niemiec: Your
poets too are dying, your philosophers, your musicians, to
whom Europe has listened for two hundred years. Gone. Gone
with the little courts that nurtured them—gone with Esterhazy
and Weimar. What? What's that? Your universities? Oh yes, you
have learned men, who collect more facts than do the learned men of England. They collect facts, and facts, and empires of
facts. But which of them will rekindle the light within?"
"You remember 'rent'? It was one of father's words—
Rent to the ideal, to his own faith in human nature. You remember
how he would trust strangers, and if they fooled him
he would say, 'It's better to be fooled than to be suspicious'—
that the confidence trick is the work of man, but the
want-of-confidence trick is the work of the devil."
"All men are equal—all men, that is to say, who possess umbrellas,"
and so he was obliged to assert gentility, lest he slip
into the abyss where nothing counts, and the statements of
Democracy are inaudible.
WE are not concerned with the very poor. They are unthinkable
and only to be approached by the statistician or the poet.
This story deals with gentlefolk, or with those who are obliged
to pretend that they are gentlefolk.
Then Leonard entered Block B of the flats, and turned, not
upstairs, but down, into what is known to house agents as a
semi-basement, and to other men as a cellar.
And the voice in the gondola rolled on, piping melodiously of
Effort and Self-Sacrifice, full of high purpose, full of beauty,
full even of sympathy and the love of men, yet somehow eluding
all that was actual and insistent in Leonard's life. For it was
the voice of one who had never been dirty or hungry, and had
not guessed successfully what dirt and hunger are.
They had all passed up that narrow, rich
staircase at Wickham Place to some ample room, whither he
could never follow them, not if he read for ten hours a day. Oh,
it was no good, this continual aspiration. Some are born cultured;
the rest had better go in for whatever comes easy. To
see life steadily and to see it whole was not for the likes of him.
"Do tell me this, at all events. Are you for the rich or for the
poor?"
"Too difficult. Ask me another. Am I for poverty or for riches?
For riches. Hurrah for riches!"
"For riches!" echoed Mrs. Munt, having, as it were, at last secured
her nut.
When
physical passion is involved, there is a definite name for such
behaviour—flirting— and if carried far enough it is punishable
by law. But no law— not public opinion even—punishes those
who coquette with friendship, though the dull ache that they
inflict, the sense of misdirected effort and exhaustion, may be
as intolerable. Was she one of these?
"No, I do like Christmas on the whole," she announced. "In
its clumsy way, it does approach Peace and Goodwill. But oh, it
is clumsier every year."
Can what they call civilisation be right, if people mayn't die in the
room where they were born?
They led a life that she could not attain to—the outer life of "telegrams and anger,"
which had detonated when Helen and Paul had touched in
June, and had detonated again the other week. To Margaret
this life was to remain a real force. She could not despise it, as
Helen and Tibby affected to do. It fostered such virtues as
neatness, decision, and obedience, virtues of the second rank,
no doubt, but they have formed our civilisation. They form
character, too; Margaret could not doubt it; they keep the soul
from becoming sloppy. How dare Schlegels despise Wilcoxes,
when it takes all sorts to make a world?
Looking
back on the past six months, Margaret realised the chaotic
nature of our daily life, and its difference from the orderly sequence
that has been fabricated by historians. Actual life is full
of false clues and sign-posts that lead nowhere. With infinite
effort we nerve ourselves for a crisis that never comes. The
most successful career must show a waste of strength that
might have removed mountains, and the most unsuccessful is
not that of the man who is taken unprepared, but of him who
has prepared and is never taken. On a tragedy of that kind our
national morality is duly silent. It assumes that preparation
against danger is in itself a good, and that men, like nations,
are the better for staggering through life fully armed. The
tragedy of preparedness has scarcely been handled, save by
the Greeks. Life is indeed dangerous, but not in the way morality
would have us believe. It is indeed unmanageable, but the
essence of it is not a battle. It is unmanageable because it is a
romance, and its essence is romantic beauty. Margaret hoped
that for the future she would be less cautious, not more cautious,
than she had been in the past.
One guessed
him as the third generation, grandson to the shepherd or
ploughboy whom civilisation had sucked into the town; as one
of the thousands who have lost the life of the body and failed to
reach the life of the spirit. Hints of robustness survived in him,
more than a hint of primitive good looks, and Margaret, noting
the spine that might have been straight, and the chest that
might have broadened, wondered whether it paid to give up
the glory of the animal for a tail coat and a couple of ideas.
Culture had worked in her own case, but during the last few
weeks she had doubted whether it humanised the majority, so
wide and so widening is the gulf that stretches between the
natural and the philosophic man, so many the good chaps who
are wrecked in trying to cross it. She knew this type very
well—the vague aspirations, the mental dishonesty, the familiarity
with the outsides of books.
He and Evie soon fell into a conversation
of the "No, I didn't; yes, you did" type—conversation
which, though fascinating to those who are engaged in it,
neither desires nor deserves the attention of others.
It is impossible
to see modern life steadily and see it whole, and she
had chosen to see it whole. Mr. Wilcox saw steadily. He never
bothered over the mysterious or the private. The Thames might
run inland from the sea, the chauffeur might conceal all passion
and philosophy beneath his unhealthy skin. They knew
their own business, and he knew his.
She, in his
place, would have said Ich liebe dich, but perhaps it was not
his habit to open the heart. He might have done it if she had
pressed him—as a matter of duty, perhaps; England expects
every man to open his heart once; but the effort would have
jarred him, and never, if she could avoid it, should he lose
those defences that he had chosen to raise against the world.
He must never be bothered with emotional talk, or with a display
of sympathy.
Yet it betrayed that interest in the universal
which the average Teuton possesses and the average Englishman
does not. It was, however illogically, the good, the
beautiful, the true, as opposed to the respectable, the pretty,
the adequate.
(England) Does she belong to those who have moulded her and made her
feared by other lands, or to those who have added nothing to
her power, but have somehow seen her, seen the whole island
at once, lying as a jewel in a silver sea, sailing as a ship of
souls, with all the brave world's fleet accompanying her towards
eternity?
Henry dined at The Bays, but had engaged
a bedroom in the principal hotel; he was one of those men who
know the principal hotel by instinct.
(Henry Wilcox) He misliked the very word "interesting,"
connoting it with wasted energy and even with morbidity.
Hard facts were enough for him.
But she felt their whole journey from London
had been unreal. They had no part with the earth and its emotions.
They were dust, and a stink, and cosmopolitan chatter,
and the girl whose cat had been killed had lived more deeply
than they.
There is certainly no rest for us on the earth. But there is
happiness, and as Margaret descended the mound on her
lover's arm, she felt that she was having her share.
London was but a foretaste of this nomadic civilisation
which is altering human nature so profoundly, and
throws upon personal relations a stress greater than they have
ever borne before. Under cosmopolitanism, if it comes, we
shall receive no help from the earth. Trees and meadows and
mountains will only be a spectacle, and the binding force that
they once exercised on character must be entrusted to Love
alone. May Love be equal to the task!
Well, it is odd and sad that our minds should be such seedbeds,
and we without power to choose the seed. But man is an
odd, sad creature as yet, intent on pilfering the earth, and
heedless of the growths within himself. He cannot be bored
about psychology. He leaves it to the specialist, which is as if
he should leave his dinner to be eaten by a steam-engine. He
cannot be bothered to digest his own soul. Margaret and Helen
have been more patient, and it is suggested that Margaret has
succeeded—so far as success is yet possible. She does understand
herself, she has some rudimentary control over her own
growth. Whether Helen has succeeded one cannot say.
The years between eighteen and twenty-two, so
magical for most, were leading him gently from boyhood to
middle age. He had never known young-manliness, that quality
which warms the heart till death, and gives Mr. Wilcox an imperishable
charm. He was frigid, through no fault of his own,
and without cruelty.
Tibby had money enough; his ancestors had earned it for him,
and if he shocked the people in one set of lodgings he had only
to move into another. His was the leisure without sympathy—
an attitude as fatal as the strenuous; a little cold culture
may be raised on it, but no art. His sisters had seen the
family danger, and had never forgotten to discount the gold islets
that raised them from the sea. Tibby gave all the praise to
himself, and so despised the struggling and the submerged.
Troubles enough lay ahead of her—the loss of
friends and of social advantages, the agony, the supreme
agony, of motherhood, which is not even yet a matter of common
knowledge. For the present let the moon shine brightly
and the breezes of the spring blow gently, dying away from the
gale of the day, and let the earth, that brings increase, bring
peace.
Science explained people, but could not understand
them.
It had to be uttered once in a life, to adjust
the lopsidedness of the world. It was spoken not only to
her husband, but to thousands of men like him—a protest
against the inner darkness in high places that comes with a
commercial age.
CUDOWNOŚĆ CODZIENNOŚCI
Ta powieść ma wszystko: trafne, wciąż aktualne (niekiedy zaskakująco wyprzedające epokę, w której były pisane) obserwacje dotyczące natury społeczeństwa, relacji między klasami, psychologicznych przełomów, które wszystkich spotykają; pełne czułości opisy miejsce i rzeczy; zwartą "filmową" fabułę; postaci reprezentujące typy ludzkie; niesamowity,...
2019-02-10
"Wtedy to w ogóle bardziej się czuło, że się jest w Polsce..."
Powieść oryginalna ze względu na temat: życie polskich homoseksualistów w późnym PRL i po transformacji. Mocnym akcentem jest też autobiograficzny charakter powieści – gest wymagający odwagi ze względu na wątki turpistyczne, motyw prostytucji i uwikłania w życie "półświatka". Styl książki (trochę na siłę) "gombrowiczowski". Trochę, ze względu na ten turpizm, przypomina Masłowską czy Szczerka. Czyta się lekko, powieść podzielona jest na dość wciągające epizody związane z życiem bohaterów, "ciot", i fragmentami bardziej refleksyjnymi – czy gejom jest lepiej czy gorzej po "emancypacji", czy można po prostu być "gejem" bez ostentacji, kiedy orientacja stanie się przezroczysta etc. Sporo w książce było momentów zabawnych i trafnych obserwacji (rozbawił mnie fragment dotyczący mało atrakcyjnego "aptekarstwa", które mają w oczach Niemcy i Szwajcarzy).
Mnie powieść dała ciekawy wgląd w życie subkultury w obrębie społeczności homoseksualnej, z jej manieryzmami językowymi i osobnymi zwyczajami (koncept "luja" był dla mnie nowy). Bardzo ciekawie pokazany był rozłam między "ciotami przedemancypacyjnymi" i "gejami postemancypacyjnymi". Zaczęłam się zastanawiać się w jaki sposób forma wyrażenia seksualności jest kształtowana przez szersze warunki społeczne (chyba bardzo). Podobnie to, jakie formy wyrażania seksualności są uważane za porządane, akceptowane (ciekawy był wątek ciot, które wcale nie chcą być "gejami"). Osoby nie należące do tego środowiska często postrzegają je przez pryzmat "gejów medialnych" i "gejów aktywistów", którzy wcale niekoniecznie reprezentują całe środowisko.
Książkę warto chyba zestawić z "Hate" Tristana Garcii, która mówi o życiu gejów w podobnym okresie, ale w Paryżu (jest świetna, chyba nie napisałam recenzji na LC, bo książki nie było w katalogu).
Cytaty: "Smakowała ten jeden jedyny w swoim rodzaju smaczek, jaki przybiera Zachód, gdy nie ma się ani grosza".
"A ja grzecznie potakuję i o asertywności marzę. O tej, co się pojawia, gdy piszę, gdy już nikogo nie widzę i w nocy listy swoje do świata produkuję, żeby je ludziom rzucić w twarz, ale wprost nic nikomu nie powiem."
O PRL: "można było całe życie na jakim bądź etacie przeplotkopwać, przekawkować i przepapieroskować".
"Wtedy to w ogóle bardziej się czuło, że się jest w Polsce. Bo były polskie produkty, w radio puszczali polską muzykę, jeździło się tylko po Polsce bo były trudności paszportowe. I człowiek czuł się Polakiem. Zmywało się ludwikiem, słuchało Maryli Rodowicz i marzyło o wczasach nad jeziorem Wigry. A teraz człowiek we własnym kraju czuje się jak jakiś auslander. Jak kiedyś w Erefenie: wszystko drogie, na nic człowieka nie stać, kolorowo jakoś, krzykliwie, obco, a produktu polskiego to już w ogóle nie uświadczysz..."
"Wtedy to w ogóle bardziej się czuło, że się jest w Polsce..."
Powieść oryginalna ze względu na temat: życie polskich homoseksualistów w późnym PRL i po transformacji. Mocnym akcentem jest też autobiograficzny charakter powieści – gest wymagający odwagi ze względu na wątki turpistyczne, motyw prostytucji i uwikłania w życie "półświatka". Styl książki (trochę na siłę)...
2018-05-27
Powieść z gatunku "spiritual".
Solidne czytadło, miejscami smutne i poruszające, a miejscami zabawne.
Historia wciągająca, można też co nieco nauczyć o zwierzętach i o sztuce prowadzenia zoo.
Powieść podobała mi się bardziej niż film.
Wątki religijne nie dla mnie, ale interesująco poprowadzone.
Najmocniejszą stroną powieści od strony artystycznej jest opowiedziana na końcu "alternatywna historia", bez zwierząt.
Powieść z gatunku "spiritual".
Solidne czytadło, miejscami smutne i poruszające, a miejscami zabawne.
Historia wciągająca, można też co nieco nauczyć o zwierzętach i o sztuce prowadzenia zoo.
Powieść podobała mi się bardziej niż film.
Wątki religijne nie dla mnie, ale interesująco poprowadzone.
Najmocniejszą stroną powieści od strony artystycznej jest opowiedziana na...
2018-03-25
2018-02-24
Piękna powieść.
Wciągnęła mnie znacznie bardziej niż pierwsza część, dopiero teraz zrozumiałam skąd ten powszechny zachwyt prozą Ferrante. Przeczytałam w tydzień, przez siedem dni żyjąc na równi życiem swoim, w Warszawie oraz życiem Liny i Eleny, w Pizie, Mediolanie a przede wszystkim w tym wspaniałym-strasznym Neapolu.
Szczególnie doceniam w tetralogii Ferrante przepracowanie formuły sagi, a więc opowieści w stylu, który zwykle łączy się z prozą kobiecą, pełną osobistych zawiłości, emocji, rozważań o namiętności, miłości, zazdrości. Ferrante jednak wnosi tę nieco romansową tematykę na poziom literatury pięknej dzięki bogatemu językowi oraz głębi, niebanalności tych przemyśleń o sprawach codziennych.
Podobało mi się szczególnie w podejście do kwestii klasowości, która w pierwszym tomie, gdy bohaterki były jeszcze małe nie miała szansy nabrać pełni. Poruszyła mnie historia Eleny, która próbuje się wybić ze swojego rione (dzielnicy) poprzez katorżniczą pracę umysłową, a jednak wciąż zdaje sobie sprawę, że jest jakby naznaczona – swoim dialektem, swoimi manieryzmami, swoim doświadczeniem rodzinnym (kłania się Bourdieu i jego 'habitus'). Choć Elena jest świetną studentką zdaje jej się, że bycie intelektualistką nigdy nie będzie dla niej drugą naturą, jak dla jej przyjaciół ze studiów, którzy pewne rzeczy – oczytanie, znajomość włoskiego, pieniądze i swobodę w ich wydawaniu – po prostu wynieśli z domu. Zdaje je się, że już zawsze będzie podchodzić do wiedzy jak do czegoś z innego świata, jako przedmiotów, które musi opanować do egzaminu, które jednak zawieszone są w próżni, podczas gdy dla jej kolegów inteligentów-kosmopolitów są naturalną częścią ich światopoglądu, ich interakcji z kulturą, nauką, innymi ludźmi. Ferrante udało się w tym kontekście genialnie uchwycić specyfikę włoskiej salonowej inteligencji, która od polskiej różni się głównie jeszcze głębszym zanurzeniem w kulturowej spuściźnie antyku. Oczywiście jest to obrazek sprzed dekad, dziś we Włoszech i w Polsce wiele się zmieniło, mało kto postrzegałby dyplom ukończenia filologii klasycznej, nawet na najlepszej uczelni, jako przepustkę na salony, znak życiowego sukcesu. Niegdyś tak było, i opisy tych burzliwych politycznych dyskusji, głębokich studiów nad literaturą klasyczną, tego świata pozbawionego ironii szacunku dla idei wzbudził we mnie wielką nostalgię.
Drugiej część narracji dotyczy Liny i tu także przedstawiona jest rzeczywistość, która odeszła w niepamięć (tym razem na szczęście): podporządkowane życie kobiet na włoskim południu (i wszędzie), egzystencja biedoty pozbawiona punktu odniesienia (co ciekawe, Ferrante zupełnie nie opisuje religijności, i to w Neapolu, mieście św. Januarego) sprowadzająca się do zabiegania o przeżycie jeszcze jednego dnia w rzeczywistości, którą można opisać jednym wyrazem, znaczącym to samo po polsku i po włosku: mizeria.
Te dwie historie przeplatają się, tworząc zawiłą, wciągającą narrację, w której na pierwszym planie jest zawsze przyjaźń dwóch bohaterek – relacja dziwna, złożona, pełna czułości, empatii ale też zazdrości, czasem wewnętrznie sprzeczna. Kobieca przyjaźń, relacja zaniedbana w literaturze, często przedstawiana stereotypowo, jako tło dla ważniejszej relacji kobieta-mężczyzna, tu jest na pierwszym planie i nie przestaje intrygować. Nie mogę się doczekać kolejnej części.
Piękna powieść.
Wciągnęła mnie znacznie bardziej niż pierwsza część, dopiero teraz zrozumiałam skąd ten powszechny zachwyt prozą Ferrante. Przeczytałam w tydzień, przez siedem dni żyjąc na równi życiem swoim, w Warszawie oraz życiem Liny i Eleny, w Pizie, Mediolanie a przede wszystkim w tym wspaniałym-strasznym Neapolu.
Szczególnie doceniam w tetralogii Ferrante...
2018-01-21
Feel-good book par excellence!
Dzięki, Bridget, za chwile odprężenia i szczerego śmiechu w stresującym okresie.
Oczywiście na forum hate ze względu na to, że pięćdziesięcioletnia bohaterka jest opisana nie jako stateczna matrona, ale jako wciąż nieco zakręcona babka, pozwalająca sobie na słabości (słodycze, kieliszek czegoś mocniejszego, prokrastynacja na twitterze), a co gorsza będąca w związku z dwadzieścia lat młodszym facetem, z którym wygłupia się jak nastolatka.
Ja tam jestem po stronie Bridget, a niech zniesmaczeni zachowają sobie swoją powagę :)
Feel-good book par excellence!
Dzięki, Bridget, za chwile odprężenia i szczerego śmiechu w stresującym okresie.
Oczywiście na forum hate ze względu na to, że pięćdziesięcioletnia bohaterka jest opisana nie jako stateczna matrona, ale jako wciąż nieco zakręcona babka, pozwalająca sobie na słabości (słodycze, kieliszek czegoś mocniejszego, prokrastynacja na twitterze), a...
2017-12-22
Do przeczytania powieści zachęcało zdanie na obwolucie : "najlepsza powieść, jakiej nie czytałes" (Sunday Times). Dodatkowo, bohater jest profesorem akademickim, co zapowiadało powieść z mojego ulubionego gatunku – campus novel. Z początku byłam nieco rozczarowana powolnie rozwijającą się, pozbawioną wydarzeń fabułą, ale z czasem książka wciągnęła mnie i rzuciła na mnie swój urok. Przyznaję - to świetna powieść, idealna na czas podsumowań, czas melancholii.
Wielką zaletą jest styl tej prozy, niepodobny do innych powieści – dokładny, precyzyjny, opisujący rzeczywistość z mieszanką dystansu i czułości. Wiele tam świetnych, nietuzinkowych uwag natury psychologicznej, przykładowo zrobiło na mnie wrażenie zdanie, że Stoner był wdzięczy za to, że jego córka alkoholiczka może pić – jeśli nic jej innego nie zostało, albo opis niezręczności pierwszych dni podróży poślubnej, z której małżonkowie chcieli jak najszybciej wrócić. Zapamiętałam też liczne "obrazki" np. Stoner przyglądający się wyślizganym nogami studentów schodom na uniwersytecie, jego zaciszny gabinet-oaza, pierwsze wejście Lomaxa, które elektryzuje zgromadzonych, "najcnotliwszy na świecie" pocałunek Edith i Lomaxa i wiele innych.
Właśnie Lomax i inne postaci powieści to kolejne istotne elementy składające się na wielkość tej prozy. Mimo że są to właściwie osoby wyjęte z szarej codzienności, to opisane są z taką dokładnością, że mamy wrażenie jakby to byli ludzie z krwi i kości. Dumny, pretensjonalny i mściwy Lomax, delikatna, nerwowa Edith, solidny, dobroduszny Gordon, cwany, bezczelny Walker. Wreszcie sam Stoner – świetnie jego charakter opisuje cytat, który wpisałam poniżej. Choć początkowo wydaje się on człowiekiem bez pasji i bez wielkich ambicji, to z czasem okazuje się, że jego pasja jest innego rodzaju - to rodzaj twardego, nieustępliwego uporu, który Stoner odziedziczył po przodkach. Dlatego nie zgadzam się z wieloma recenzjami na Lubimy Czytać, które oceniają Stonera jako tchórzliwego, ze względu na to, że dał się podporządkować neurotycznej żonie, pozwolił odejść "prawdziwej miłości", nie odgryzał się też dręczącemu go Lomaxowi. Stoner po prostu "pokazywał opresyjnemu światu stoicką, twardą i pozbawioną wyrazu twarz". To mało seksowna postawa, ale mnie wydała się prawdziwa i zrozumiała w obliczu twardego dzieciństwa, które jednak ukształtowało psychikę Stonera bardziej, niż mogłoby się zdawać (podobnie jak bezsensowna śmierć przyjaciela).
Wreszcie Uniwersytet - choć bardzo się zmienił od opisanych w książce realiów pierwszej połowy XX wieku, to przemówiła do mnie metafora akademii jako schroniska dla wariatów, dla dziwaków i innych "niepasujących" ludzi, którzy jednak, na swój sposób, pracują nad tym, by wyciągać innych z błota. Stoner był przekonany, że uniwersytet to miejsce gdzie szuka się bezinteresownej wiedzy, pomaga rozwijać młodym umysłom i chciał chronić go przed "cwaniakami i "karierowiczami", takimi jak Walker, którzy chcą się wślizgnąć do świata akademickiego bez niezbędnej pracy i wiedzy.
Cytaty:
The party was like many another. Conversation begun desultorily, gathered a swift but feeble energy, and trailed irrelevantly into other conversations; laughter was quick and nervous, and it burst like tiny explosives in a continuous but unrelated barrage all over the room.
The love of literature, of language, of the mystery of the mind and heart showing themselves in the minute, strange, and unexpected combinations of letters and words, in the blackest and coldest print – the love which he had hidden as if it were illicit and dangerous, he begun to display, tentatively at first, and than boldly, and than proudly.
He had reread his book in print, mildly surprised that it was neither better nor worse than he had thought it would be. After a while he tired of seeing it; but he never thought of it, his authorship, without a sense of wonder and disbelief at his own temerity and at the responsibility he had assumed.
But William Stoner knew of the world in a way that few of his younger colleagues could understand. Deep in him, beneath his memory, was a knowledge of hardship and hunger and pain. Though he seldom thought of his early years on the Booneville farm, there was always near his consciousness the blood knowledge of his inheritance, given him by forefathers whose lives were obscure and hard and stoical and whose common ethic was to present to an oppressive world faces that were expressionless and heard and bleak.
He committed himself to a happy stage of exhaustion which he hoped might never end.
At the age of twenty five she looked ten years older; she drank with the steady diffidence of one utterly without hope.
It occurred to him that he was nearly sixty years old and that he ought to be beyond the force of such passion, of such love. But he was not beyond it, he knew, and would never be. Beneath the numbers, the indifference, the removal, it was there, intense and steady; it had always been there. In his youth he had given it freely, without thought; he had given it to the knowledge that had been revealed to him-how many years ago?-by Archer Sloane; he had given it to Edith, in those blind foolish days of his courtship and marriage; and he had given it to Katherine, as if he had never given before. He had, in odd ways, given it to every moment of his life, and perhaps given it most fully when he was unaware of his giving. It was a passion neither of the mind nor the flesh; rather it was a force that comprehended them both, as if they were but the matter of his love, its specific substance. To a woman or to a poem, it said simply: Look, I am alive!
Do przeczytania powieści zachęcało zdanie na obwolucie : "najlepsza powieść, jakiej nie czytałes" (Sunday Times). Dodatkowo, bohater jest profesorem akademickim, co zapowiadało powieść z mojego ulubionego gatunku – campus novel. Z początku byłam nieco rozczarowana powolnie rozwijającą się, pozbawioną wydarzeń fabułą, ale z czasem książka wciągnęła mnie i rzuciła na mnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-11-10
Lubię Lodga i mogłabym bez końca czytać "literaturę kampusową" (campus novels), ze względu na zainteresowanie światem akademików. A jednak ta powieść spodobała mi się zdecydowanie mniej niż "Fajna robota" (mniej więcej na równi z "Zamianą") i na razie chyba zamknę na niej etap eksplorowania powieści Lodge'a.
Teraz o samej książce. To powieść z lat 80. i od tamtej pory sporo się zmieniło - przede wszystkim do świata nauki wkradło się więcej współzawodnictwa, racjonalizacji w duchu kapitalistycznym – chyba nie ma już miejsca na wieczne bawienie na konferencjach na koszt uniwerku, "wczasy badawcze" w luksusowych willach etc. Tym niemniej, duża część rzeczywistości akademickiej pozostała taka sama – konieczność podróży, walka o prestiż, borykanie się z procesem twórczym. Co więcej, nawet tematyka debat między naukowcami z powieści Lodge'a wcale nie wyszła z mody – wciąż wałkujemy postmodernizm, strukturalizm, dekonstrukcjonizm, marksizm, feminizm etc.
Mimo, że w powieści roi się od postaci (ciekawych, sympatycznych) i akacja przenosi się niemal co rozdział do innego miasta (tropem konferencji i pewnej uciekającej badaczki) to mnie zabrakło w tej powieści głównego wątku, który sprawiłby, że wracałabym do powieści z zainteresowaniem. Dodatkowo, raziła mnie charakterystyczny chyba dla Lodga naturalizm opisów – naprawdę niespecjalnie interesuje mnie fizjologia bohaterów. W dodatku sporo było w tej historii podskórnego seksizmu (i to pomimo wrażliwości autora na obecność feminizmu w krytyce literackiej) – w rodzaju romansów wykładowców ze studentkami (prawdziwych lub urojonych), profesorów z młodszymi o wiele dekad kochankami etc. Jakoś nie mogłam się opędzić od myśli, że autor przelewał na papier swoje fantazje. Podobnie jak w przypadku fizjologii – I don't care!
Cytaty:
"The modern conference resembles the pilgrimage of medieval Christendom in that it allows the participants to indudge themselves in the pleasures and diversions of travel while appearing to be austerely bent on self-improvement".
"But with the excuse you journey to new and interesting places, meet new and interesting people, and form new and interesting relationships with them; exchange gossip and confidences (for your well-worn stories are fresh to them, and vice versa); eat, drink and make marry in their company every evening; and yet at the end of it all, return home with an enhanced reputation for seriousness of mind".
O Rummige (Birmingham):
He eventually found, or lost, himself in the city centre, a bewildering labyrinth of dirty, malodorous stairs, subways and walkways that funnelled the local peasantry up and down, over and under the huge concrete highways, vibrating with the thunder of passing juggernauts"
O spotkaniu dwóch akademików w samolocie:
"While the plane was still taxiing on the runwan, Morris had Phillop Swollow's book on Hazlitt on his lap, and Fulvia Morgana her copy of Althusser's essays. Each glanced surreptitiously at the other's reading matter. It was as good as a masonic handshake."
"That was the beauty of the academic life, as Morris saw it. To them that had, more would be given."
"Morris read through the letter. Was it a shade too fulsome? No, that was another law of academic life: it is impossible to be excessive in flattery of one's peers".
Lubię Lodga i mogłabym bez końca czytać "literaturę kampusową" (campus novels), ze względu na zainteresowanie światem akademików. A jednak ta powieść spodobała mi się zdecydowanie mniej niż "Fajna robota" (mniej więcej na równi z "Zamianą") i na razie chyba zamknę na niej etap eksplorowania powieści Lodge'a.
Teraz o samej książce. To powieść z lat 80. i od tamtej pory...
2017-10-28
BOGATY ŚWIAT BIEDOTY
Można powiedzieć, że "Genialna przyjaciółka" to saga – wielotomowa opowieść o przeplatających się losach wielu pokoleń. Z tym, że nie jest to saga rodzinna, lecz "dzielnicowa". Ferrante przedstawia bowiem losy kilku rodzin, każdej składającej się z wielu członków (mnóstwo dzieci), żyjących w obrębie biednej dzielnicy Neapolu. Uwaga skupia się na dwóch przyjaciółkach – Elenie i Linie, które, każda na swój sposób, próbują się wyrwać z pełnej przemocy, smutku i wypaczeń rzeczywistości.
Powieść bardzo mnie wciągnęła, polubiłam jej licznych bohaterów (świetnie skonstruowane, wielowymiarowe postaci, które dodatkowo "rozwijają się" i zmieniają w czasie). Akcja toczy się powoli, dotyczy drobnych codziennych spraw – szkoła, życie rodziny, pierwsze miłości, rozwijające się życie intelektualne bohaterek. Mnie nie przeszkadzało powolne tempo, dbałość o opisy szczegółów – ten styl przypominał mi inne lubiane przeze mnie teksty kobiet np. "Garden Party" Katherine Mansfield (tu recenzja: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/76410/garden-party/opinia/41163574#opinia411...). Spodobało mi się też barwne ujęcie bogatego świata emocji bohaterów. Przeczytam na pewno kolejne tomy, choć planuję je sobie dozować w ilości 1 na rok.
Choć poleciłabym tę powieść szczególnie italianist(k)om i wielbicielom Neapolu, to mimo wszystko dziwi mnie, że Ferrante trafiła do panteonu najważniejszych współczesnych włoskich pisarzy. Ta powieść, choć jest przyjemną, wzbogacającą lekturą, w dodatku opartą na dobrym "researchu" (dobrze przedstawione historyczne tło, w oryginale też użycie dialektu, przeplatane z wyrafinowanym włoskim narracji) nie ma, moim zdaniem, iskry, która uczyniłaby ją naprawdę "genialną". Brak tu głównej intrygi, wciągającego wątku lub bohatera lub bohaterki, którzy naprawdę zaangażowaliby mnie emocjonalnie – jak na razie kwestia zniknięcia po latach Liny nie zapełnia tej pustki.
BOGATY ŚWIAT BIEDOTY
Można powiedzieć, że "Genialna przyjaciółka" to saga – wielotomowa opowieść o przeplatających się losach wielu pokoleń. Z tym, że nie jest to saga rodzinna, lecz "dzielnicowa". Ferrante przedstawia bowiem losy kilku rodzin, każdej składającej się z wielu członków (mnóstwo dzieci), żyjących w obrębie biednej dzielnicy Neapolu. Uwaga skupia się na dwóch...
Bałam się tej powieści, ze względu na trudną tematykę. Niepotrzebnie – mimo, że traktuje o dramatycznych doświadczeniach, tchnie z niej nadzieja, wola przetrwania, miłość. W wersji angielskiej pisana unikalnym, wspaniale oddanym wariantem (African American Vernacular English). Piękna rzecz, popłakałam się.
Bałam się tej powieści, ze względu na trudną tematykę. Niepotrzebnie – mimo, że traktuje o dramatycznych doświadczeniach, tchnie z niej nadzieja, wola przetrwania, miłość. W wersji angielskiej pisana unikalnym, wspaniale oddanym wariantem (African American Vernacular English). Piękna rzecz, popłakałam się.
Pokaż mimo to