-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński26
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać402
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Biblioteczka
2023-08-19
"This was how history moved, the slow build, the quick burn, and in an incoherence, the leaping both backward and forward, swallowing the young into old hate. The space between life and death, in the end, too small to measure".
"This was how history moved, the slow build, the quick burn, and in an incoherence, the leaping both backward and forward, swallowing the young into old hate. The space between life and death, in the end, too small to measure".
Pokaż mimo to2023
Z cyklu powieści o emigracji, szoku kulturowym i wtórnym szoku kulturowym. Ładne opisy, trochę trafnych obserwacji. Zgrabna rzecz.
Z cyklu powieści o emigracji, szoku kulturowym i wtórnym szoku kulturowym. Ładne opisy, trochę trafnych obserwacji. Zgrabna rzecz.
Pokaż mimo to2020-09-05
Urocza powieść z zapadającymi w pamięć kobiecymi bohaterkami. Mimo niedzisiejszej wizji kobiecości (pełno tam fraz o "typowo kobiecej troskliwości", "naturalnej dziewczęcej skromności" i ogólnej afirmacji tradycyjnej roli kobiet), w swojej celebracji niemodnych dziś wartości, takich jak obowiązek, samopoświęcenie, cierpliwość, posłuszeństwo, rozwaga powieść jest ciepła, mądra i podnosząca na duchu. Postać Jo oczywiście wchodzi do mojego prywatnego kanonu literackich ulubienic.
Serial na podstawie powieści dodaję do kolejki.
Ps. "My brilliant friend" brought me here!
Urocza powieść z zapadającymi w pamięć kobiecymi bohaterkami. Mimo niedzisiejszej wizji kobiecości (pełno tam fraz o "typowo kobiecej troskliwości", "naturalnej dziewczęcej skromności" i ogólnej afirmacji tradycyjnej roli kobiet), w swojej celebracji niemodnych dziś wartości, takich jak obowiązek, samopoświęcenie, cierpliwość, posłuszeństwo, rozwaga powieść jest ciepła,...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-09-24
Niebezpieczne (uniwersyteckie) związki
Moja druga książka Lodge'a, po "Nice work". Obie należą do trylogii kampusowej, której akcja toczy się głównie na uniwersytecie w Rummidge, w istocie lekko tylko zakamuflowanym Birmingham. Książka podobała mi się głównie właśnie ze względu na trafne opisy miasta, i dziwactw angielskiego stylu życia w ogóle (np. niedogrzane domy, relatywna pruderia w porównaniu z USA gdzie rewolucja seksualna wcześniej zdobyła przyczółki). Zawsze też doceniam ilustracje akademickiego życia (np. Philip chciwie rozrywający opakowanie przesłanych do recenzji książek w 'pociągających, gładkich okładkach'). Tu dodatkowo jest dość zabawna, lekka fabuła i próba zabawy formą literacką. Osobiście raziły mnie nieco fizjologiczne opisy związane z cielesnością bohaterów, ale to może moja wrażliwość.
Do poczytania jesiennym wieczorem, ale zabrakło tu pazura, który do "Nice work" wnosiła postać Robyn.
Dziwią mnie pozostałe komentarze, w których czytelnicy narzekają na niemoralność przedstawionego w powieści układu (chodzi o sprawy damsko-męskie). Ludzie, to tylko opowieść, nie reklama ani propaganda :) Pewne sprawy są wyolbrzymione, pokazane w krzywym zwierciadle dla żartu :) Zupełnie nie podzielam tej moralnej paniki – czy czytając "Niebezpieczne związki" też dopatrujecie się tam promocji rozwiązłości?
Cytaty: "Flying is, after all, the only way to travel".
"Simply keeping warm was Morris Zapp's main preoccupation in his first days at Rummidge".
"He examined Morris's Japanese casette recorder with a half-fearful, half-covetous curiosity of a ninteenth-century savage handling a missionary's tindel".
"He reached, he felt, a profound insight into the nature of the generation gap: it was a difference of age. The young were younger."
"Live... live all you can; it's a mistake not to" (Z Ambasadorów Henry'ego Jamesa)
Niebezpieczne (uniwersyteckie) związki
Moja druga książka Lodge'a, po "Nice work". Obie należą do trylogii kampusowej, której akcja toczy się głównie na uniwersytecie w Rummidge, w istocie lekko tylko zakamuflowanym Birmingham. Książka podobała mi się głównie właśnie ze względu na trafne opisy miasta, i dziwactw angielskiego stylu życia w ogóle (np. niedogrzane domy,...
W porównaniu z tomami z cyklu "Genialna przyjaciółka" to zdecydowanie słabsza pozycja. Jest mnie wzciągająca, brak w niej fabuły, która utrzymywałaby uwagę czytelniczki. Pojawia się tu typowy dla Ferrante topos kobiecego szaleństwa, odklejenia, porzucenia nadmiernie ustrukturyzowanej i urządzonej (przez mężczyzn) rzeczywistości. I odwieczne pytanie: kim jesteśmy – czy tymi, jakimi widzą nas inni, czy może jakimś wewnętrznym, skrytym "ja"?
W porównaniu z tomami z cyklu "Genialna przyjaciółka" to zdecydowanie słabsza pozycja. Jest mnie wzciągająca, brak w niej fabuły, która utrzymywałaby uwagę czytelniczki. Pojawia się tu typowy dla Ferrante topos kobiecego szaleństwa, odklejenia, porzucenia nadmiernie ustrukturyzowanej i urządzonej (przez mężczyzn) rzeczywistości. I odwieczne pytanie: kim jesteśmy – czy tymi,...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-05-07
2020-09-05
Jak miłość, to w Rzymie (lub Paryżu albo Nowym Jorku)
Oda do kosmopolitycznego żywota artystów i intelektualistów, w którym jest czas na celebrowanie emocji we wszystkich ich odcieniach, niekończące się poszukiwania siebie, dumania o naturze miłości i przeznaczenia, a przede wszystkim na smakowanie piękna.
Pierwsza część nieco dla mnie zbyt ckliwa i zbyt łatwo powielająca zgrane stereotypy, ale reszta powieści z bardziej oryginalnym wątkiem homoerotycznym ratuje też i początek (wątki łączą się). Mimo, że w trakcie lektury nie mogłam odpędzić natrętnego pytania jak finansują swój wysoki poziom życia bohaterowie o nader skromnie płatnych zawodach, to i tak wizja ich wysmakowanego stylu życia wzbudziła we mnie pewien rodzaj nostalgii.
Ładna rzecz, erudycyjna, niewątpliwie pięknie napisana (zręcznie potraktowana także erotyka). Zachęciła mnie, żeby zapoznać się z innymi tekstami autora. Zacznę od "Tamtych dni i tamtych nocy", które znam w wersji filmowej.
Jak miłość, to w Rzymie (lub Paryżu albo Nowym Jorku)
Oda do kosmopolitycznego żywota artystów i intelektualistów, w którym jest czas na celebrowanie emocji we wszystkich ich odcieniach, niekończące się poszukiwania siebie, dumania o naturze miłości i przeznaczenia, a przede wszystkim na smakowanie piękna.
Pierwsza część nieco dla mnie zbyt ckliwa i zbyt łatwo...
2020-09-13
2020-01-03
Dobra proza na co dzień: o książkach Sally Rooney
Sally Rooney, irlandzka autorka młodego pokolenia, wydała dotąd dwie powieści: “Rozmowy z przyjaciółmi” (“Conversations with Friends” – 2017) i „Normalni ludzie” („Normal people” – 2018). Tytuły książek w swojej zwyczajności doskonale odzwierciedlają charakter powieści i zaludniających ich karty postaci. Nie będzie tu więc fajerwerków, a raczej czułe pochylenie się nad codziennością, sprawami powszednimi i uczuciami tak ulotnymi, że nie poświęca się im książek o bardziej wydumanych tytułach. Srebrne liście kołyszące się, każdy osobno, na tle granatowego przed zmrokiem nieba, kropla wody spływająca po wyjętej z lodówki butelce, picie zimnego piwa z letniej szklanki, błogość towarzysząca głaskaniu włosów kogoś kochanego, cisza zapadająca między dwojgiem bliskich przyjaciół. Tego rodzaju momenty celebrują książki Rooney, wraz z równie rozmytym, niedookreślonym okresem życia: momentem wchodzenia w dorosłość.
A zatem jest tu też miejsce na pochylenie się nad kwestiami związanymi z tożsamością, relacjami klasowymi, pieniędzmi, władzą oraz seksualnością. W tym ostatnim obszarze pojawiają się wątki nieheteronormatywnych relacji (nie w znaczeniu politycznych kwestii LGBT, a raczej ukazania niezwykle szerokiego spektrum ludzkiej seksualności), świadomej zgody (consent) i subtelnej (a czasem mniej subtelnej) walki o przewagę. Obecność i dosłowne przedstawienie tych tematów są ważne, biorąc pod uwagę, że książka jest intensywnie promowana i ma szanse trafić „pod strzechy”, niosąc radosną nowinę o zmierzchu patriarchatu.
Po książki Sally Rooney sięgnęłam wymęczona uznanymi powieściami, które stawiają sobie za cel rozprawę z klasycznymi toposami literatury przez wielkie L: Wojna, Przemoc, Cierpienie. Istota Człowieczeństwa, Potęga Literatury. Czytanie takiego tekstu to jak kąpiel w lodowatej wodzie: niby orzeźwia i stymuluje, ale za każdym razem trzeba się do niej zmusić. Inaczej jest z powieściami Rooney, po które sięga się w ciągu dnia automatycznie, jak po lekko przestudzoną herbatę, gładko wchodząc w rozlewającą się narrację. Uczucia rozlewania jest zresztą dla mnie dominującą emocją towarzyszącą lekturze książek Rooney. Leniwie rozlewa się fabula, bohaterowie płynnie przechodzą z jednego stanu emocjonalnego do innego, ich dni płyną powoli, jak to na studiach. Także obie powieści zdają się z sobą zlewać, dotyczą tak podobnych postaci: młodych aspirujących intelektualistów i artystów, których tożsamości wykluwają się, przepoczwarzają w ich pierwszych latach niezależnego życia.
Chociaż Rooney wybiera tematy znajome, powszednie, zwyczajne (przyjaźń, zazdrość, miłość, czułość, rozczarowanie, smutek) i świadomie unika patosu, to jednak ta lekka w gruncie rzeczy proza często jakby bez wysiłku trafia w istotę rzeczy, podsuwa odpowiednie słowa dla uczuć, sytuacji i zjawisk, które dotąd tkwiły niezauważone, w niedookreśleniu i rozmyciu. Wartość czułej i mądrej uwagi poświeconej uczuciom i osobom w momencie ich kształtowania się z miękkiej materii świata, drobnym momentom zawahania, impulsywnym i niezrozumiałym wyborom, niepotrzebnie powiedzianym słowom, uczuciom, do których się przed sobą nie przyznajemy polega na tym, że to one ostatecznie składają się na zjawiska, które stanowią przedmiot literatury przez wielkie L. To tak jakbyśmy obserwowali Miłość, Zazdrość, Zdradę, Zawiść, zanim jeszcze staną się potężnymi siłami kształtującymi ludzi i czasy, a są na razie tylko mrowieniem, które zagnieździło się gdzieś w ciele, natrętną myślą, skrywaną skrzętnie ambicją. Pewna subtelność tej prozy (przy całej przyziemnej tematyce i często dosadnym słownictwie) nasuwa mi porównania z takimi figurami „prozy kobiecej” jak Sylvia Plath i Katherine Mansfield.
Podobała mi się obserwacja z powieści „Normal people”, że fachowcy od ludzkich dusz używają aseptycznego żargonu do mówienia o uczuciach, żargonu, który przyszpila je niepotrzebnie, odziera z ich indywidualnej, ludzkiej genealogii. Styl Rooney jest przeciwieństwem tego podejścia, tu motywacje bohaterów są rozkładane na czynniki pierwsze z miłością i delikatnością, która sprawia, że cała rzeczywistość wydaje się być bardziej wielowymiarowa.
Polecam.
Dobra proza na co dzień: o książkach Sally Rooney
Sally Rooney, irlandzka autorka młodego pokolenia, wydała dotąd dwie powieści: “Rozmowy z przyjaciółmi” (“Conversations with Friends” – 2017) i „Normalni ludzie” („Normal people” – 2018). Tytuły książek w swojej zwyczajności doskonale odzwierciedlają charakter powieści i zaludniających ich karty postaci. Nie będzie tu więc...
2019-12-20
O LUDZIACH I MYSZACH
Powieść, którą zapamiętam na długo. Rozumiem już, czemu książki Ayn Rand wygrywają rankingi najlepszych/najważniejszych powieści tworzone przez czytelników (a nie krytyków).
Powieść długa, złożona, wielowątkowa (jak lubię), z mocnymi postaciami (Howard Roark niewątpliwie zapada w pamięć jako archetypiczna postać). Z początku bardzo mnie wciągnęła, w dalszej części wydawała się zbyt rozwlekła - autorka opisuje szczegółowo całą historię życia głównych bohaterów - od dzieciństwa. Rozumiem zamysł, było to nawet ciekawe ale moim zdaniem niekonieczne do zarysowania charakteru postaci.
Przekaz powieści dotyczy "dwóch typów ludzi" - tych, którzy urodzili się by tworzyć, działać i żyć dla siebie i pracy swoich rąk, oraz dla tych, którzy "żyją życiem innych" (second-handers - ciekawam jak to na j. polski przełożono) i świecą światłem odbitym. Mnie osobiście nie przekonuje, ale rozumiem, czemu tak porusza rzesze czytelników: każdy chce się czuć tym pierwszym typem człowieka :)
Momentami styl książki był nieznośny - przekaz nachalny i patetyczny, dialogi, w których bohaterowie przedstawiają swoje (autorki) poglądy całkiem nienaturalne (jak obrona Roarka w sądzie i jego długa rozmowa o typach ludzkich z Gailem). Relacja głównych bohaterów może być tylko opisana jako "twisted" - mnie nie przekonała. Szczytowym jej momentem jest scena ich pierwszego zbliżenia, która uświadomiła mi co autorka miała na myśli pisząc, że "nie żałuje żadnego zdania (przedmowa do jednego z wydań). Ta scena istotnie mogła być skandalizująca - prosi się aż o analizę z pozycji feministycznych.
Pomimo minusów, warto było książkę przeczytać, żeby zrozumieć "o co ten cały hype". Co więcej, może nawet jeszcze sięgnę po inne książki Ayn Rand.
PS. Dla fanów filmu Dirty Dancing - ta książka występuje w filmie. Robbie poleca ją Baby z tekstem "some people count, some people don't".
O LUDZIACH I MYSZACH
Powieść, którą zapamiętam na długo. Rozumiem już, czemu książki Ayn Rand wygrywają rankingi najlepszych/najważniejszych powieści tworzone przez czytelników (a nie krytyków).
Powieść długa, złożona, wielowątkowa (jak lubię), z mocnymi postaciami (Howard Roark niewątpliwie zapada w pamięć jako archetypiczna postać). Z początku bardzo mnie wciągnęła, w...
2020-01-05
TALES OF THE WORKING POOR
Sięgnęłam zaintrygowana efektowną okładką i tematem, który od razu przywiódł mi na myśl świetny reportaż "Nikel & Dimed" autorstwa Barbary Ehrenreich. Intuicja mnie nie zawiodła bo Ehrenreich jest autorką wstępu i patronką fundacji, która wsparła wydanie książki w USA.
Ehrenreich w swoim reportażu wcieliła się w rolę pracującej osoby bez wykształcenia, chwytającej się m.in pracy sprzątaczki, Stephanie Land zaś w "Sprzątaczce" opisuje swoje prawdziwe perypetie. Książka Land jest dużo słabsza. W pewnym momencie sądziłam, że jej nie dokończę, ale się udało - dobrze, bo książka nieco zyskuje, gdy spojrzeć na nią jako na zamkniętą całość.
Słaby jest styl książki - często miałam wrażenie, że czytam coś w rodzaju skandalizujących "wyznań" w tonie "sprzątałam pałace maharadżów". Jednak nie o maharadżach tu mowa, więc szczegóły sprzątania poszczególnych mieszkań (np. szorowanie prysznica, skrobanie fugi etc.) są po prostu nieciekawe, choć może pozwalają lepiej wczuć się w nieprzyjemną sytuację narratorki. Na pewno nie nazwałabym książki reportażem, raczej – pamiętnikiem.
Oczywiście w jakiejś mierze "Sprzątaczka" naświetla problem dla nas w PL dość odległy, czyli życie "pracujących biednych", którzy w odróżnienia od polskich odpowiedników, nie mogą liczyć na żadne wsparcie państwa. Każde potknięcie, w rodzaju opuszczonego dnia w pracy, choroby własnej czy dziecka, nawet awarii auta natychmiast pociąga człowieka na dno. Dość "egzotyczny" dla czytającego Polaka jest też brak wsparcia rodziny - u nas sytuacja gdzie młoda mama ląduje z dzieckiem w schronisku dla bezdomnych, a jej stosunkowo nieźle radzący sobie rodzice nie pomagają byłaby skandaliczna. W USA takie zachowanie rodziców jest postrzegane raczej jako zdrowy indywidualizm - tak przynajmniej sugeruje historia "Sprzątaczki".
Ehrenreich w swoim reportażu mierzy się z rozpowszechnionym stereotypem, że biedni są sami sobie winni, bo są za mało przedsiębiorczy, pracowici, oszczędni. Nie chciałabym popaść w ten łatwy tok myślenia, ale były momenty kiedy irytował mnie ton narratorki (np. wielokrotne narzekanie na to, że musi sprzątać czyjąś łazienkę - no cóż, taka praca, wiele osób ją wykonuje i nie uważa się za pokrzywdzonych przez los) . Dziwiły mnie też niektóre jej wybory - wygląda na to, że w momencie urodzenia dziecka nie miała żadnych oszczędności (do 32 roku życia nic nie odłożyła...), z otrzymanych w jakimś momencie pieniędzy z odszkodowania kupiła sobie "symboliczny" diamentowy pierścionek, choć w innych chwilach nie miała pieniędzy na mleko czy syrop na kaszel dla dziecka, otrzymane większe napiwki wydawała na "happy meals" i zabawki... Nie byłam w tej sytuacji i nie chciałabym osądzać, ale jednak znam osoby, które odmawiają sobie takich przyjemności latami, żeby odłożyć na większą inwestycję.
Finał książki jest satysfakcjonujący, szczególnie ze względu na relację mama-córka, które są ładnie w książce opisane i zjednują autorce sympatię. Ta opowieść w przewrotny sposób wpisuje się w amerykański topos "self made (wo)man".
TALES OF THE WORKING POOR
Sięgnęłam zaintrygowana efektowną okładką i tematem, który od razu przywiódł mi na myśl świetny reportaż "Nikel & Dimed" autorstwa Barbary Ehrenreich. Intuicja mnie nie zawiodła bo Ehrenreich jest autorką wstępu i patronką fundacji, która wsparła wydanie książki w USA.
Ehrenreich w swoim reportażu wcieliła się w rolę pracującej osoby bez...
2019-09-14
Rozczarowanko. Książka zapowiadała się fajnie: ironiczna, wielkomiejska bohaterka, nowojorska scena artystyczna w tle oraz ciekawy koncept roku odpoczynku bardzo na czasie w dobie powszechnego wypalenia. (Czy tylko mnie wydaje się, że szczególnie kobiety są dotknięte niepokojem, wyczerpane perfekcjonizmem i FOMO?) Niestety powieść jest po prostu dość nudna, niespecjalnie odkrywcza (bohater powieści Serotonina Huellebecqua realizuje podobny eskapistyczny scenariusz, chyba podobnie bohater Mapy i terytorium) i nieśmieszna (a odniosłam wrażenie, że taki był zamysł i chyba niektóre recenzje nazywają książkę "hilarious").
Można przeczytać, a jak się zacznie, to warto do końca, bo trochę się rozkręca, a wątki jakoś się składają. Bliżej końca jest trochę fajnych scen i opisów.
Ach, zapomniałabym. Nie wiem czy to efekt zamierzony, ale główna bohaterka jest naprawdę odrzucająca - snobistyczna, osądzająca, nadęta. Znacznie bardziej polubiłam jej bezpretensjonalną przyjaciółkę Ravę.
Rozczarowanko. Książka zapowiadała się fajnie: ironiczna, wielkomiejska bohaterka, nowojorska scena artystyczna w tle oraz ciekawy koncept roku odpoczynku bardzo na czasie w dobie powszechnego wypalenia. (Czy tylko mnie wydaje się, że szczególnie kobiety są dotknięte niepokojem, wyczerpane perfekcjonizmem i FOMO?) Niestety powieść jest po prostu dość nudna, niespecjalnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-06-30
Jane Austen zawsze na czasie. Ale Emma jednak słabsza niż Duma i uprzedzenie - nie polubiłam za bardzo Emmy i żal mi było Harriet – to jak skończył się jej wątek można było uznać za happy end w czasach Austen, dziś raczej nie.
Fajna była postać przewrażliwionego ojca Emmy (Mr. Woodhouse), jej szwagra-domatora (Mr John Knightly), realistycznie zostali też przedstawieni wikary i jego obłudna żona (Mr and Mrs Elton).
I wszystko takie angielskie:)
Cytaty:
"She will grow just refined enough to be uncomfortable with those among whom birth and circumstances have placed her home" (o Harriet poddawanej przez Emmę edukacji)
"She had the comfort of appearing very polite, while feeling very cross."
"Human nature is so well disposed towards those who are in interesting situations, that a young person, who either marries or dies, is sure of being kindly spoken of."
"The ladies here probably exchanged looks which meant "men never know when things are dirty or not"; and the gentlemen perhaps thought each to himself "women will have their little nonsenses and needless cares" (przy przygotowaniach do balu i dyskusji czy ściany są wystarczająco czyste)
"They came from Birmingham, which is not a place to promise much, you know, Mr. Weston. One has not great hopes from Birmingham. I always say there is something direful in the sound."
"Emma perceived that her taste was not the only taste on which Mr. Weston depended, and felt, that to be the favourite and intimate of a man who had so many intimates and confidantes, was not the very first distinction in the scale of vanity (...) General benevolence, but not general friendship, made a man what he ought to be."
(Chapter 2: Emma, thinking critically of Mr. Weston.)
"Emma denied none of it aloud, and agreed to none of it in private."
"It was a sweet view – sweet to the eye, and to the mind. English verdure, English culture, English comfort, seen under a sun bright, without being oppressive."
"Oh, if you know how much I loved everything that is decided and open!"
"The folly of not allowing people to be comfortable at home—and the folly of people's not staying comfortably at home when they can!" (Mr John Knightly oczywiście)
Jane Austen zawsze na czasie. Ale Emma jednak słabsza niż Duma i uprzedzenie - nie polubiłam za bardzo Emmy i żal mi było Harriet – to jak skończył się jej wątek można było uznać za happy end w czasach Austen, dziś raczej nie.
Fajna była postać przewrażliwionego ojca Emmy (Mr. Woodhouse), jej szwagra-domatora (Mr John Knightly), realistycznie zostali też przedstawieni...
2018-07-16
CUDOWNOŚĆ CODZIENNOŚCI
Ta powieść ma wszystko: trafne, wciąż aktualne (niekiedy zaskakująco wyprzedające epokę, w której były pisane) obserwacje dotyczące natury społeczeństwa, relacji między klasami, psychologicznych przełomów, które wszystkich spotykają; pełne czułości opisy miejsce i rzeczy; zwartą "filmową" fabułę; postaci reprezentujące typy ludzkie; niesamowity, trafiający w sedno, a jednocześnie poetycki język. Nie mogę się doczekać obejrzenia filmu i... kolejnej lektury... na pewno wrócę do tej książki za lat parę.
Lektura "Howards End" zainspirowała mnie także do rozważań nad specyficznym nurtem w literaturze, który przepełniony jest uwagą dla małych rzeczy, cudów dnia codziennego, drobnych scenek i wymian między ludźmi, które w jakiś sposób "tłumaczą" istotę rzeczy. Książki pozbawione patosu, w których metafizyka i etyka to nie górnolotne rozważania czy wielkie gesty, a właśnie codzienność. To chyba mój ulubiony typ literatury, zaliczyłabym do niego Katherine Mansfield, Thomasa Manna, E.M. Forstera właśnie... Zastanawiam się czy taki typ pisarstwa nie rodzi się z życia takiego, jakie wiodły dwie siostry Schlegel – życia dostatku, bezpieczeństwa, które można bez reszty poświęcić Literaturze i Sztuce, nikomu się z tego nie tłumacząc. Takie życie wiodą oczywiście tylko wybrani i tylko w wybranych społeczeństwach... A sheltered life in a wealthy society.
Cytaty z książki (ang):
What do you think of the Wilcoxes? Are they our sort? Are they likely people? Could they
appreciate Helen, who is to my mind a very special sort of person?
Do they care about Literature and Art? That is most important
when you come to think of it. Literature and Art. Most
important.
O przemijającej potędze Niemiec: Your
poets too are dying, your philosophers, your musicians, to
whom Europe has listened for two hundred years. Gone. Gone
with the little courts that nurtured them—gone with Esterhazy
and Weimar. What? What's that? Your universities? Oh yes, you
have learned men, who collect more facts than do the learned men of England. They collect facts, and facts, and empires of
facts. But which of them will rekindle the light within?"
"You remember 'rent'? It was one of father's words—
Rent to the ideal, to his own faith in human nature. You remember
how he would trust strangers, and if they fooled him
he would say, 'It's better to be fooled than to be suspicious'—
that the confidence trick is the work of man, but the
want-of-confidence trick is the work of the devil."
"All men are equal—all men, that is to say, who possess umbrellas,"
and so he was obliged to assert gentility, lest he slip
into the abyss where nothing counts, and the statements of
Democracy are inaudible.
WE are not concerned with the very poor. They are unthinkable
and only to be approached by the statistician or the poet.
This story deals with gentlefolk, or with those who are obliged
to pretend that they are gentlefolk.
Then Leonard entered Block B of the flats, and turned, not
upstairs, but down, into what is known to house agents as a
semi-basement, and to other men as a cellar.
And the voice in the gondola rolled on, piping melodiously of
Effort and Self-Sacrifice, full of high purpose, full of beauty,
full even of sympathy and the love of men, yet somehow eluding
all that was actual and insistent in Leonard's life. For it was
the voice of one who had never been dirty or hungry, and had
not guessed successfully what dirt and hunger are.
They had all passed up that narrow, rich
staircase at Wickham Place to some ample room, whither he
could never follow them, not if he read for ten hours a day. Oh,
it was no good, this continual aspiration. Some are born cultured;
the rest had better go in for whatever comes easy. To
see life steadily and to see it whole was not for the likes of him.
"Do tell me this, at all events. Are you for the rich or for the
poor?"
"Too difficult. Ask me another. Am I for poverty or for riches?
For riches. Hurrah for riches!"
"For riches!" echoed Mrs. Munt, having, as it were, at last secured
her nut.
When
physical passion is involved, there is a definite name for such
behaviour—flirting— and if carried far enough it is punishable
by law. But no law— not public opinion even—punishes those
who coquette with friendship, though the dull ache that they
inflict, the sense of misdirected effort and exhaustion, may be
as intolerable. Was she one of these?
"No, I do like Christmas on the whole," she announced. "In
its clumsy way, it does approach Peace and Goodwill. But oh, it
is clumsier every year."
Can what they call civilisation be right, if people mayn't die in the
room where they were born?
They led a life that she could not attain to—the outer life of "telegrams and anger,"
which had detonated when Helen and Paul had touched in
June, and had detonated again the other week. To Margaret
this life was to remain a real force. She could not despise it, as
Helen and Tibby affected to do. It fostered such virtues as
neatness, decision, and obedience, virtues of the second rank,
no doubt, but they have formed our civilisation. They form
character, too; Margaret could not doubt it; they keep the soul
from becoming sloppy. How dare Schlegels despise Wilcoxes,
when it takes all sorts to make a world?
Looking
back on the past six months, Margaret realised the chaotic
nature of our daily life, and its difference from the orderly sequence
that has been fabricated by historians. Actual life is full
of false clues and sign-posts that lead nowhere. With infinite
effort we nerve ourselves for a crisis that never comes. The
most successful career must show a waste of strength that
might have removed mountains, and the most unsuccessful is
not that of the man who is taken unprepared, but of him who
has prepared and is never taken. On a tragedy of that kind our
national morality is duly silent. It assumes that preparation
against danger is in itself a good, and that men, like nations,
are the better for staggering through life fully armed. The
tragedy of preparedness has scarcely been handled, save by
the Greeks. Life is indeed dangerous, but not in the way morality
would have us believe. It is indeed unmanageable, but the
essence of it is not a battle. It is unmanageable because it is a
romance, and its essence is romantic beauty. Margaret hoped
that for the future she would be less cautious, not more cautious,
than she had been in the past.
One guessed
him as the third generation, grandson to the shepherd or
ploughboy whom civilisation had sucked into the town; as one
of the thousands who have lost the life of the body and failed to
reach the life of the spirit. Hints of robustness survived in him,
more than a hint of primitive good looks, and Margaret, noting
the spine that might have been straight, and the chest that
might have broadened, wondered whether it paid to give up
the glory of the animal for a tail coat and a couple of ideas.
Culture had worked in her own case, but during the last few
weeks she had doubted whether it humanised the majority, so
wide and so widening is the gulf that stretches between the
natural and the philosophic man, so many the good chaps who
are wrecked in trying to cross it. She knew this type very
well—the vague aspirations, the mental dishonesty, the familiarity
with the outsides of books.
He and Evie soon fell into a conversation
of the "No, I didn't; yes, you did" type—conversation
which, though fascinating to those who are engaged in it,
neither desires nor deserves the attention of others.
It is impossible
to see modern life steadily and see it whole, and she
had chosen to see it whole. Mr. Wilcox saw steadily. He never
bothered over the mysterious or the private. The Thames might
run inland from the sea, the chauffeur might conceal all passion
and philosophy beneath his unhealthy skin. They knew
their own business, and he knew his.
She, in his
place, would have said Ich liebe dich, but perhaps it was not
his habit to open the heart. He might have done it if she had
pressed him—as a matter of duty, perhaps; England expects
every man to open his heart once; but the effort would have
jarred him, and never, if she could avoid it, should he lose
those defences that he had chosen to raise against the world.
He must never be bothered with emotional talk, or with a display
of sympathy.
Yet it betrayed that interest in the universal
which the average Teuton possesses and the average Englishman
does not. It was, however illogically, the good, the
beautiful, the true, as opposed to the respectable, the pretty,
the adequate.
(England) Does she belong to those who have moulded her and made her
feared by other lands, or to those who have added nothing to
her power, but have somehow seen her, seen the whole island
at once, lying as a jewel in a silver sea, sailing as a ship of
souls, with all the brave world's fleet accompanying her towards
eternity?
Henry dined at The Bays, but had engaged
a bedroom in the principal hotel; he was one of those men who
know the principal hotel by instinct.
(Henry Wilcox) He misliked the very word "interesting,"
connoting it with wasted energy and even with morbidity.
Hard facts were enough for him.
But she felt their whole journey from London
had been unreal. They had no part with the earth and its emotions.
They were dust, and a stink, and cosmopolitan chatter,
and the girl whose cat had been killed had lived more deeply
than they.
There is certainly no rest for us on the earth. But there is
happiness, and as Margaret descended the mound on her
lover's arm, she felt that she was having her share.
London was but a foretaste of this nomadic civilisation
which is altering human nature so profoundly, and
throws upon personal relations a stress greater than they have
ever borne before. Under cosmopolitanism, if it comes, we
shall receive no help from the earth. Trees and meadows and
mountains will only be a spectacle, and the binding force that
they once exercised on character must be entrusted to Love
alone. May Love be equal to the task!
Well, it is odd and sad that our minds should be such seedbeds,
and we without power to choose the seed. But man is an
odd, sad creature as yet, intent on pilfering the earth, and
heedless of the growths within himself. He cannot be bored
about psychology. He leaves it to the specialist, which is as if
he should leave his dinner to be eaten by a steam-engine. He
cannot be bothered to digest his own soul. Margaret and Helen
have been more patient, and it is suggested that Margaret has
succeeded—so far as success is yet possible. She does understand
herself, she has some rudimentary control over her own
growth. Whether Helen has succeeded one cannot say.
The years between eighteen and twenty-two, so
magical for most, were leading him gently from boyhood to
middle age. He had never known young-manliness, that quality
which warms the heart till death, and gives Mr. Wilcox an imperishable
charm. He was frigid, through no fault of his own,
and without cruelty.
Tibby had money enough; his ancestors had earned it for him,
and if he shocked the people in one set of lodgings he had only
to move into another. His was the leisure without sympathy—
an attitude as fatal as the strenuous; a little cold culture
may be raised on it, but no art. His sisters had seen the
family danger, and had never forgotten to discount the gold islets
that raised them from the sea. Tibby gave all the praise to
himself, and so despised the struggling and the submerged.
Troubles enough lay ahead of her—the loss of
friends and of social advantages, the agony, the supreme
agony, of motherhood, which is not even yet a matter of common
knowledge. For the present let the moon shine brightly
and the breezes of the spring blow gently, dying away from the
gale of the day, and let the earth, that brings increase, bring
peace.
Science explained people, but could not understand
them.
It had to be uttered once in a life, to adjust
the lopsidedness of the world. It was spoken not only to
her husband, but to thousands of men like him—a protest
against the inner darkness in high places that comes with a
commercial age.
CUDOWNOŚĆ CODZIENNOŚCI
Ta powieść ma wszystko: trafne, wciąż aktualne (niekiedy zaskakująco wyprzedające epokę, w której były pisane) obserwacje dotyczące natury społeczeństwa, relacji między klasami, psychologicznych przełomów, które wszystkich spotykają; pełne czułości opisy miejsce i rzeczy; zwartą "filmową" fabułę; postaci reprezentujące typy ludzkie; niesamowity,...
2019-06-04
Sympatyczne brytyjskie czytadło. Feel good book.
Sympatyczne brytyjskie czytadło. Feel good book.
Pokaż mimo to2019-08-04
Doskonałe, jak to Forster.
Subtelnie opisane kwestie związane z próbą przezwyciężenia drzemiących w białych kolonialistach rasistowskich nastrojów. Rzecz pionierska w tym temacie, pokazująca ogromną wrażliwość pisarza.
Chętnie obejrzę kiedyś ekranizację.
Doskonałe, jak to Forster.
Subtelnie opisane kwestie związane z próbą przezwyciężenia drzemiących w białych kolonialistach rasistowskich nastrojów. Rzecz pionierska w tym temacie, pokazująca ogromną wrażliwość pisarza.
Chętnie obejrzę kiedyś ekranizację.
2019-07-04
Bardzo, bardzo dobre.
Nastrój amerykańskiego elitarnego uniwersytetu, wątki filologii klasycznej, świetnie opisane zderzenie różnych klas, z których pochodzą bohaterowie powieści – koledzy ze studiów, a do tego angażująca od pierwszych stron kryminalna intryga. Książka dłuuuuga, tak jak lubię, można się wciągnąć, obserwować zmiany pory roku (jesień w stanie Vermont pięknie opisana), fluktuacje nastrojów bohaterów, ich stany ducha, wzajemne relacje. Czegóż chcieć więcej?
Czekam na obiecywaną od lat ekranizację (bardzo, bardzo chciałabym, żeby Juliana - świetną, wielowymiarową postać – zagrał Benedict Cumberbatch). Mam zaznaczone na czytniku cytaty - do uzupełnienia tutaj, jak czas pozwoli.
Bardzo, bardzo dobre.
Nastrój amerykańskiego elitarnego uniwersytetu, wątki filologii klasycznej, świetnie opisane zderzenie różnych klas, z których pochodzą bohaterowie powieści – koledzy ze studiów, a do tego angażująca od pierwszych stron kryminalna intryga. Książka dłuuuuga, tak jak lubię, można się wciągnąć, obserwować zmiany pory roku (jesień w stanie Vermont pięknie...
2018-11-19
Self-help book jakich wiele. Z początku wydał mi się oryginalny, ale potem te same idee międlone są od nowa przez kolejnych kilkadziesiąt stron. No i powiedzmy sobie szczerze: dla kogo autorytetem w sferze duchowości jest 30letni 'superbloger'?
Self-help book jakich wiele. Z początku wydał mi się oryginalny, ale potem te same idee międlone są od nowa przez kolejnych kilkadziesiąt stron. No i powiedzmy sobie szczerze: dla kogo autorytetem w sferze duchowości jest 30letni 'superbloger'?
Pokaż mimo to2018-05-27
Powieść z gatunku "spiritual".
Solidne czytadło, miejscami smutne i poruszające, a miejscami zabawne.
Historia wciągająca, można też co nieco nauczyć o zwierzętach i o sztuce prowadzenia zoo.
Powieść podobała mi się bardziej niż film.
Wątki religijne nie dla mnie, ale interesująco poprowadzone.
Najmocniejszą stroną powieści od strony artystycznej jest opowiedziana na końcu "alternatywna historia", bez zwierząt.
Powieść z gatunku "spiritual".
Solidne czytadło, miejscami smutne i poruszające, a miejscami zabawne.
Historia wciągająca, można też co nieco nauczyć o zwierzętach i o sztuce prowadzenia zoo.
Powieść podobała mi się bardziej niż film.
Wątki religijne nie dla mnie, ale interesująco poprowadzone.
Najmocniejszą stroną powieści od strony artystycznej jest opowiedziana na...
Bałam się tej powieści, ze względu na trudną tematykę. Niepotrzebnie – mimo, że traktuje o dramatycznych doświadczeniach, tchnie z niej nadzieja, wola przetrwania, miłość. W wersji angielskiej pisana unikalnym, wspaniale oddanym wariantem (African American Vernacular English). Piękna rzecz, popłakałam się.
Bałam się tej powieści, ze względu na trudną tematykę. Niepotrzebnie – mimo, że traktuje o dramatycznych doświadczeniach, tchnie z niej nadzieja, wola przetrwania, miłość. W wersji angielskiej pisana unikalnym, wspaniale oddanym wariantem (African American Vernacular English). Piękna rzecz, popłakałam się.
Pokaż mimo to