-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel9
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant8
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2019-12-14
2019-10-30
2019-11-03
Nie powiem, żebym była niezadowolona z lektury, ale... po Gaimanie spodziewałam się zupełnie czegoś innego. To autor o niebanalnej wyobraźni, potrafiący zaskakiwać, mimo pozornej prostoty fabularnej i wykorzystania bardzo ogranych wątków. Udowodnił to już w "Amerykańskich bogach" - bardziej na poważnie - i w "Chłopakach Anansiniego" - nieco z przymrużeniem oka - stawiając sobie bardzo wysoką poprzeczkę. Do tego wziął sobie za bazę mity nordyckie - a, umówmy się, ciężko jest cokolwiek spieprzyć z taką bazą.
Jednak Gaiman nawet nie próbował napisać powieści. Napisał opracowanie mitologii, wzorując się na autorach, którzy niegdyś popchnęli go w zainteresowanie mitologią. Przyznaje się do tego jawnie we wstępie - i okej. Jednak mimo wszystko nadal liczyłam, że to będzie nieco inne, bardziej gaimanowskie opracowanie. Z niestandardową perspektywą, z mniej znanymi wątkami, może podane w nietypowy sposób? Niestety - nie. Z Gaimana zostaje tylko gawędziarska narracja, cała reszta to po prostu zbiór najpopularniejszych i najbardziej ogranych historii o bogach Północy. Ten sam kotlet, który - jako wielka fanka mitologii Europy - kosztowałam już setki razy. Tyle, że tym razem odrobinę doprawiony autorskim sosem.
I naprawdę, da się inaczej. Taka Joanne Harris w "Ewangelii według Lokiego" zrobiła to samo i nawet słabiej stylistycznie, ale przedstawiła wszystkie te znane i kochane historie z innej, niespodziewanej perspektywy, dzięki której one naprawdę ożywają i nabierają głębi, a bogowie i bohaterowie naprawdę stają się bohaterami literackimi. Mało tego, czuć, że to jest jej książka, a nie powtórzenie już znanych i utartych wizerunków popkulturowych. Weźmy tego nieszczęsnego Lokiego. U Harris jest pełnoprawną postacią - autorka ma na niego pomysł, konsekwentnie go prowadzi, czuć w kreacji jej własny pomysł. Inny, bardziej znany Loki - ten Jakuba Ćwieka. Faceta, lekko mówiąc, nie darzę sympatią, ale u niego Loki również jest czymś więcej, postacią, za którą idzie autorska idea, inna perspektywa. Loki Gaimana nie jest Lokim Gaimana. To Loki z Marvela, i to nawet nie tego komiksowego, ale filmowego. Czytając, czułam się, jakbym obserwowała na ekranie Toma Hiddlestona. Oczywiście, MCU ma olbrzymi wpływ na popkulturę i obecnie więcej ludzi będzie Lokiego kojarzyć z księciem kosmitów niż nordyckim bogiem, ale... Naprawdę, Gaiman, ze wszystkich możliwych autorów, też idący tą drogą?
Mimo wszystko, pewnie i tak kupię. Po pierwsze, to Gaiman. Po drugie, piękne wydanie od Maga. I jak na samym początku wspomniałam - to nie jest zła książka. Po prostu bardzo, ale to bardzo rozmijająca się z dotychczasowym dorobkiem Gaimana i jego możliwościami.
Nie powiem, żebym była niezadowolona z lektury, ale... po Gaimanie spodziewałam się zupełnie czegoś innego. To autor o niebanalnej wyobraźni, potrafiący zaskakiwać, mimo pozornej prostoty fabularnej i wykorzystania bardzo ogranych wątków. Udowodnił to już w "Amerykańskich bogach" - bardziej na poważnie - i w "Chłopakach Anansiniego" - nieco z przymrużeniem oka - stawiając...
więcej mniej Pokaż mimo toJeżeli coś jest w stanie powstrzymać mnie przed zaśnięciem w nocy z piątku na sobotę po morderczym tygodniu, to musi być absolutnym arcydziełem. Saga to genialne zmiksowanie popularnych w kulturze wątków i schematów, osadzonych na kanwie mrocznej space opery i napędzonych wartką akcją i świetnie zarysowanymi, ciekawymi bohaterami. Jest i erotycznie, i obrzydliwie, i pięknie, i groteskowo, i śmiesznie, i przerażająco. No i przede wszystkim jest bardzo indywidualny styl. Komiks przypomina te lepsze filmy Marvela - Strażników Galaktyki czy Thora: Ragnarok. To ten sam typ zabawy popkulturą i nadania zjechanym do granic możliwości wątkom niespotykanego dotąd błysku i smaku. Autorzy bawią się tym, co tworzą, zaskakując czytelnika na jego własnym podwórku, ale jednocześnie nie przytłaczają go i pozwalają płynąć z fabułą. Pierwszy tom przeczytałam w formie skanów i chociaż bardzo, ale to bardzo chcę poznać ciąg dalszy, to już obiecałam sobie, że TAKI komiks zasługuje wyłącznie na czytanie w legalnej formie... chce ktoś kupić nerkę?
Jeżeli coś jest w stanie powstrzymać mnie przed zaśnięciem w nocy z piątku na sobotę po morderczym tygodniu, to musi być absolutnym arcydziełem. Saga to genialne zmiksowanie popularnych w kulturze wątków i schematów, osadzonych na kanwie mrocznej space opery i napędzonych wartką akcją i świetnie zarysowanymi, ciekawymi bohaterami. Jest i erotycznie, i obrzydliwie, i...
więcej mniej Pokaż mimo toOdyseja kosmiczna? Raczej wielki kosmiczny koktajl! Czego tu nie mamy? Od prehistorycznej fantastyki przeskakujemy gładko do abstrakcyjnego pierwszego kontaktu, mijając po drodze hard sci-fi, klasyczny thriller, cyberpunk i nawet zarys dystopii. I to wszystko razem gra tak fantastycznie, że każdy rozdział chce się czytać po kilka razy. Co prawda, momentami historia trąci myszką, a niektóre wizje sprzed 50 lat bardziej współcześnie bawią niż niepokoją, ale w żaden sposób nie odbiera to wartości i smaku finalnemu produktowi. Pozycja absolutnie obowiązkowa - i nie warto zrażać się do niej tylko ze względu na gatunek, jaki reprezentuje. Styl Clarke'a jest bardzo przystępny w odbiorze, nie przygniata czytelnika masą naukowego języka, jak to często bywa z innymi klasykami (patrzę na ciebie, Lem). Bardzo dobra lektura na początek lub dla załapania istoty sci-fi.
Odyseja kosmiczna? Raczej wielki kosmiczny koktajl! Czego tu nie mamy? Od prehistorycznej fantastyki przeskakujemy gładko do abstrakcyjnego pierwszego kontaktu, mijając po drodze hard sci-fi, klasyczny thriller, cyberpunk i nawet zarys dystopii. I to wszystko razem gra tak fantastycznie, że każdy rozdział chce się czytać po kilka razy. Co prawda, momentami historia trąci...
więcej mniej Pokaż mimo toU nas na fyrtlu na Abisynię mówiło się: Uliczki. Trochę egzotyczny, ale bezpieczniejszy niż zatłoczone boiska szkół gastronomicznej i ekonomicznej, rejon do zabawy, dokarmiania kotów i wałęsania się. Dzisiaj na Uliczki trochę mniej mi po drodze niż za dzieciaka, kiedy to często i chętnie zbaczało się z trasy z (i do ;) ) szkoły, ale wciąż lubię się tam zapuszczać. Dzięki tej książce mam tylko więcej pretekstów, by robić to częściej. Autor w czarujący sposób przedstawia historię dnia codziennego - historię, która w sumie leży na ulicy, ale wydaje się tak oczywista i spowszedniała, że nikt nie zwraca na nią uwagi. Czytałam wręcz z wypiekami na twarzy - tyle ciekawego się działo, tylu wspaniałych ludzi mieszkało tak blisko, widzę te domy z balkonu, być może to właśnie na ogrodzeniu jednego z tych kultowych miejsc rozwaliłam komunijny rower. Fascynująca, obowiązkowa lektura dla każdego mieszkańca Grunwaldu!
U nas na fyrtlu na Abisynię mówiło się: Uliczki. Trochę egzotyczny, ale bezpieczniejszy niż zatłoczone boiska szkół gastronomicznej i ekonomicznej, rejon do zabawy, dokarmiania kotów i wałęsania się. Dzisiaj na Uliczki trochę mniej mi po drodze niż za dzieciaka, kiedy to często i chętnie zbaczało się z trasy z (i do ;) ) szkoły, ale wciąż lubię się tam zapuszczać. Dzięki...
więcej mniej Pokaż mimo toO bogowie, chyba znalazłam nowego ulubionego autora! Cóż to była za uczta! Po Murakamim mam słabość do japońskiego nihilizmu i dekadentyzmu, ale przy Dazaiu Murakami wypada tak blado, jak malutka gwiazdka przy słońcu. Niesamowita atmosfera, wspaniały język, wyraziści bohaterowie i ta wyczuwalna w każdym słowie tęsknota, egzystencjonalny smutek mieszający się z buntem absolutnym - wobec siebie i wobec wszystkiego dookoła. Mało tego, Dazai, jak mało który pisarz, potrafił wczuć się w kobiecą bohaterkę i napisać ją tak, że jest istotą z krwi i kości. Mam już przy sobie drugą z wydanych w Polsce książek Dazaia i wprost nie mogę się doczekać!
O bogowie, chyba znalazłam nowego ulubionego autora! Cóż to była za uczta! Po Murakamim mam słabość do japońskiego nihilizmu i dekadentyzmu, ale przy Dazaiu Murakami wypada tak blado, jak malutka gwiazdka przy słońcu. Niesamowita atmosfera, wspaniały język, wyraziści bohaterowie i ta wyczuwalna w każdym słowie tęsknota, egzystencjonalny smutek mieszający się z buntem...
więcej mniej Pokaż mimo toUrzekł mnie szalony chaos narracji i niezwykła barwa charakteru głównego bohatera. Chociaż nie będę zaprzeczać - było trudno. Książka bardzo rozmija się z opisem - pytanie jednak na ile opis jest inwencją wydawcy, a na ile odbiciem zamierzeń autora. Jest bardzo zmiennie, dużo nawiązań malarskich i literackich, dużo w książce Marqueza, dużo Kundery, dużo autobiografii. Mam wrażenie, że momentami narracja stawała się aż nieprzyzwoicie osobista, nie czułam się z tym dobrze. Niestety, bardzo mało tytułowej dziewczyny z portretu; mało w niej charakteru, realizmu, emocji. Mimo wszystko od razu po zakończeniu lektury miałam ochotę zacząć od początku, co mi się rzadko zdarza - czułam niedosyt, niepełne zrozumienie, zagubienie między licznymi wątkami. Wrócę na pewno.
Urzekł mnie szalony chaos narracji i niezwykła barwa charakteru głównego bohatera. Chociaż nie będę zaprzeczać - było trudno. Książka bardzo rozmija się z opisem - pytanie jednak na ile opis jest inwencją wydawcy, a na ile odbiciem zamierzeń autora. Jest bardzo zmiennie, dużo nawiązań malarskich i literackich, dużo w książce Marqueza, dużo Kundery, dużo autobiografii. Mam...
więcej mniej Pokaż mimo toWgniata w fotel. Murakami jest specyficznym pisarzem, ale warto się przemóc chociażby tylko dla tej jednej książki. Wrażenia wynagradzają wszystko. Jedna z lepszych książek o miłości, jakie do tej pory czytałam. Niespełnione uczucia, tęsknota, choroba psychiczna, śmierć, duszny erotyzm i kipiąca atmosfera Japonii późnych lat 60. tworzą razem niepowtarzalny klimat, a narracja Murakamiego nadaje książce delikatny, efemeryczny charakter. Pochłonęłam w jeden dzień, całkiem niedawno, i już pragnę przeżyć to wszystko raz jeszcze.
Wgniata w fotel. Murakami jest specyficznym pisarzem, ale warto się przemóc chociażby tylko dla tej jednej książki. Wrażenia wynagradzają wszystko. Jedna z lepszych książek o miłości, jakie do tej pory czytałam. Niespełnione uczucia, tęsknota, choroba psychiczna, śmierć, duszny erotyzm i kipiąca atmosfera Japonii późnych lat 60. tworzą razem niepowtarzalny klimat, a...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kocham archeologię, ale z całą moją miłością do niej muszę stwierdzić, że nie jest to nauka, o której pisze się lekkim piórem. Ta książka to wyjątek od zasady. Owszem, miejscami się zdezaktualizowała, padają tu określenia, których współcześnie po prostu już nie wypada używać, autor powiela pewne głupawe mity, ale... Ale w zasadzie to niczemu nie przeszkadza. Bo nie padają tu śmiałe tezy, ani edukacyjne gadki i nikt tu nie aspiruje do stworzenia podręcznika. "Bogów" czyta się jak skrzyżowanie reportażu z filmem akcji w stylu Indiany Jonesa, a w centrum uwagi nie jest nauka, ale historia jej tworzenia. I to przedstawiona tak, że aż człowiek chce się zrywać i zobaczyć te cuda samemu. Osobiście zatęskniłam za British Museum i odświeżyłam plany obwąchania wszystkich okolicznych muzeów archeo. Ech, tylko czasu i pieniędzy coraz mniej - a było iść studiować archeologię ;)
Kocham archeologię, ale z całą moją miłością do niej muszę stwierdzić, że nie jest to nauka, o której pisze się lekkim piórem. Ta książka to wyjątek od zasady. Owszem, miejscami się zdezaktualizowała, padają tu określenia, których współcześnie po prostu już nie wypada używać, autor powiela pewne głupawe mity, ale... Ale w zasadzie to niczemu nie przeszkadza. Bo nie padają...
więcej Pokaż mimo to