Archie #1 Mark Waid 6,4
ocenił(a) na 63 lata temu https://natcystycznapaplaninablog.blogspot.com/2020/08/co-wspolnego-ma-komiks-z-serialowym.html ← tu całość
Zabrałam się za ten komiks, ponieważ jakiś czas temu zaczęłam oglądać z przyjaciółką „Riverdale” (chyba najgorszy serial, jaki jest dostępny na Netflixie, a na pewno najgorszy, jaki widziałam) i trochę nie chciało mi się wierzyć, że pierwowzór też jest taki do kitu. Pierwsze co oczywiście rzuca się w oczy to ilustracje, kawał dobrej roboty, postacie mają żywą mimikę i są po prostu estetycznie ładne. Czasem pojawiają się gagi jak w kreskówkach, co jest całkiem urocze.
Bohaterowie na szczęście mają bardzo niewiele wspólnego z tymi, których poznajemy w „Riverdale”.
Betty Cooper okazuje się fajną laską z zajawką na sport i motoryzację, co więcej nawet wzbudza sympatię 😲. Nie mam pojęcia, jak można było wziąć tę postać i zmienić w wkurzającą, praktycznie nieużywającą mózgu i baardzo mhroczną nastolatkę. Jughead Jones w serialu nie jest znowu aż taki zły, ale ten komiksowy to absolutny wygryw, jego pasją jest jedzenie i niewtrącanie się w sprawy innych. Archie Andrews, główny bohater, myślę, że jest trochę bardziej sympatyczny niż na ekranie, ale też o to nietrudno, jednak to dalej ten wnerwiający typ, któremu wszyscy wokół muszą pomagać się nie zabić, czego on oczywiście nie dostrzega i uważa się za kozaka. Ale tytuł najbardziej wkurzającej postaci i w netflixowej adaptacji, i w komiksie zyskuje zdecydowanie Veronica Lodge, rozpuszczona córka miliardera, który postanowił osiedlić się w mieście. Veronica z papierowego Riverdale to typowa bogata dziewczyna z popkultury, która wykorzystuje innych i zawsze musi być otoczona jakimiś drogimi fantami. Na pewno możesz sobie wyobrazić taką bohaterkę, nie ma sensu się rozpisywać.
Nie wiem, jak wyglądają kolejne zeszyty, ale te pierwsze opisują takie proste historyjki z życia licealistów, między innymi pojawienie się Lodge'ów w okolicy i relację Betty oraz Archie'ego. Kurczę, nic specjalnego, właściwie to musiałam sobie przekartkować komiks przed pisaniem tej recenzji. W każdym razie no nie ma to za wiele wspólnego z „Riverdale” i tymi wszystkimi wyskakującymi z szafy mordercami, dziwnymi grami, narkotykami i mogę tak wymieniać dalej... No więc porównując do ekranizacji, wypada świetnie, bardzo miłe zaskoczenie, chociaż w sumie często filmy na podstawie książek to jakaś masakra. Ale jeśli weźmiemy pod uwagę tylko komiks jako całość to to w zasadzie nie jest nic specjalnego, ot, przyjemne, to wszystko.