rozwińzwiń

Plon

Okładka książki Plon Tara June Winch
Okładka książki Plon
Tara June Winch Wydawnictwo: Czarne Seria: Powieści [Wydawnictwo Czarne] literatura piękna
400 str. 6 godz. 40 min.
Kategoria:
literatura piękna
Seria:
Powieści [Wydawnictwo Czarne]
Tytuł oryginału:
The Yield
Wydawnictwo:
Czarne
Data wydania:
2023-02-15
Data 1. wyd. pol.:
2023-02-15
Data 1. wydania:
2019-07-02
Liczba stron:
400
Czas czytania
6 godz. 40 min.
Język:
polski
ISBN:
9788381916400
Tłumacz:
Karolina Iwaszkiewicz
Średnia ocen

7,3 7,3 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oficjalne recenzje i

Najsmutniejsze miejsce na świecie



1878 424 186

Oceny

Średnia ocen
7,3 / 10
68 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
355
304

Na półkach:

Ziemia na której przeszłość splata się z teraźniejszością - opowieść o "wykorzeniającej" historii pokolenia dziadków i bolesnym odnajdywaniu tradycji/swojego miejsca pokolenia wnuków. Dziadek tworzy słownik języka swojego klanu a rebours (zaczyna od ostatniej litery),tłumacząc znaczenie słów opowiada także historię swojego życia i próbuje wyjaśnić, jak jego przodkowie tłumaczyli sobie i postrzegali świat.
Walka przeciwko mającej powstać kopalni (złoża cyny) wyzwala w rodzinie Aborygenów, zebranej z okazji pogrzebu i stypy dziadka, ogromne emocje i wolę odnalezienia skrzętnie niszczonych (lub przekazywanych do muzeum) przez białych Australijczyków zabytków kultury rdzennych mieszkańców, by udowodnić swoje prawa do ziemi i zapobiec budowie kopalni.
Poczucie wyższości "zachodniej" cywilizacji wyczuwalna jest nawet w przypadku prawdziwego współczucia i chęci pomocy. Chwilami wstrząsające.

Ziemia na której przeszłość splata się z teraźniejszością - opowieść o "wykorzeniającej" historii pokolenia dziadków i bolesnym odnajdywaniu tradycji/swojego miejsca pokolenia wnuków. Dziadek tworzy słownik języka swojego klanu a rebours (zaczyna od ostatniej litery),tłumacząc znaczenie słów opowiada także historię swojego życia i próbuje wyjaśnić, jak jego przodkowie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
304
235

Na półkach: ,

Powieść mi się podobała i dowiedziałem się więcej o kulturze i historii Aborygenów. Autorka zdecydowała się na bardziej skomplikowany sposób opowiadania fabuły (z perspektywy kilku postaci). Doceniam, że te części łączyły się w spójną całość.

Opowiedziana historia jest z jednej strony smutna, ponieważ opisuje cierpienie całego ludu wywołane przez innych, ale też opisuje historię jednostki, której udaje się lepiej poznać i odnaleźć siebie - jest to potrzebna tutaj optymistyczna nuta.

Powieść mi się podobała i dowiedziałem się więcej o kulturze i historii Aborygenów. Autorka zdecydowała się na bardziej skomplikowany sposób opowiadania fabuły (z perspektywy kilku postaci). Doceniam, że te części łączyły się w spójną całość.

Opowiedziana historia jest z jednej strony smutna, ponieważ opisuje cierpienie całego ludu wywołane przez innych, ale też opisuje...

więcej Pokaż mimo to

avatar
141
5

Na półkach: ,

Lubię czytać o miejscach i ludziach, o których nic albo niewiele wiem i z pewnością ta książka była dla mnie pewną nowością.
Czegoś mi jednak zabrakło. Nie do końca mogłam wczuć się w historię bohaterów i gnałam przez książkę, zamiast smakować się jej rytmem.

Lubię czytać o miejscach i ludziach, o których nic albo niewiele wiem i z pewnością ta książka była dla mnie pewną nowością.
Czegoś mi jednak zabrakło. Nie do końca mogłam wczuć się w historię bohaterów i gnałam przez książkę, zamiast smakować się jej rytmem.

Pokaż mimo to

avatar
380
187

Na półkach:

To mogła być świetna książka, ale autorka zepsuła ją kreacją głównej bohaterki. "Plon" składa się z trzech wątków, które dzieją się w różnych okresach czasu i w których różne osoby są głównymi bohaterami. Mamy wątek księdza prowadzącego misję aborygeńską na przełomie XIX i XX wieku, mamy dziadka August, Alberta, tworzącego słownik swojego ludu i mamy wątek samej August, migrantki wracającej do kraju na pogrzeb dziadka, który to wątek powinien ładnie spajać tę historię w całość. Zamysł świetny, pierwsze dwa wątki - księdza i dziadka - bardzo ciekawe, ale postać August obróciła wszystko w niwecz. Nie przypominam sobie drugiej książki z tak nijaką główną postacią. August jest kompletnie bezbarwna, nie ma ani charakteru, ani w ogóle żadnej interesującej cechy, ani ciekawej historii życiowej - nic! W dodatku jej poczynania w Australii można opisać w większości jako tu była, tam się kręciła, z tym pogadała, ciągle paliła papierosy, prawie się przespała z chłopakiem i tyle. Kompletnie mnie to nie przekonuje. W ogóle nie byłam w stanie nic poczuć do głównej bohaterki, jej losy były mi obojętne przez całą książkę. A mogło być tak dobrze, bo tematyka ciekawa, pióro lekkie, dwa pozostałe wątki angażujące czytelnika. Gdyby tylko August była jakkolwiek interesująca, dałabym tej książce 9/10. A tak to jest "tylko" 7.

To mogła być świetna książka, ale autorka zepsuła ją kreacją głównej bohaterki. "Plon" składa się z trzech wątków, które dzieją się w różnych okresach czasu i w których różne osoby są głównymi bohaterami. Mamy wątek księdza prowadzącego misję aborygeńską na przełomie XIX i XX wieku, mamy dziadka August, Alberta, tworzącego słownik swojego ludu i mamy wątek samej August,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
260
95

Na półkach: , ,

Baladhu.*

O czym myślimy, kiedy słyszymy o Australii? O dziobakach? O kangurach? O wielkich pożarach buszu? O tych wszystkich żartach mówiących o tym, że w Australii wszystko chce cię zjeść, a jeśli nie, to znaczy, że dopiero wtedy trzeba się tego bać? O unikalnej faunie i florze? Prędzej pomyślimy o tym wszystkim i jeszcze o milionie innych rzeczy zanim przypomnimy sobie o rdzennych mieszkańcach Australii. Albo Ngurambangu, jak nazywają ten kraj Wiradjuri.

Nginhi-guliya**
,,Plon'' jest książką ciężką, bo przepełnioną dziedziczoną traumą. Wiradjuri, tak samo jak inne rdzenne plemiona, zostali w dużej części pozbawieni swojej tożsamości - miejsc, kultury, języka, zwyczajów. I to nie jest tak, że to się stało niejako ,,przypadkiem'', jako efekt uboczny kolonializmu. Nie. To było planowane i systemowe działanie. Działanie, które zakończyło się dopiero w okolicach 1969 roku.
Czyli wcale nie tak dawno temu.

Znamy to z innych części świata - z Ameryki, z Afryki. Dzieci odbierane rodzicom i oddawane na wychowanie do obcych miejsc, do placówek prowadzonych przez duchownych, których praktyki wychowawcze były co najmniej dyskusyjne, a często okrutne i bezduszne. Pozbawianie języka, karanie za pamięć i ludowe opowieści, przyuczanie do poddaństwa - dzieci australijskich Aborygenów nie mogły być kimś więcej, niż służącą i parobkiem. To też znamy.

Tylko nie w kontekście Australii. Również nie w jej kontekście myślimy o segregacji rasowej, o wyraźnych podziałach na ,,białych'' i ,,czarnych''. O tym, że rdzenna ludność cały czas boryka się z problemami z którymi my nie musimy się mierzyć - z przekonaniem o tym, że są wadliwi i gorsi; z zamiataniem przestępstw, których ofiarą pada miejscowa ludność pod dywan; z ciągłą dyskryminacją...
Tymczasem jest to coś co się działo. I wciąż dzieje.


Bohaterów ,,Plon'' ma kilku - przede wszystkim bohaterką jest August. Dziewczyna, która po latach, po rozpaczliwej ucieczce z domu, wraca do Prospero na pogrzeb dziadka.
I od razu wiemy, że z August jest ,,coś nie tak''. Że w jej życiu wydarzyło się coś złego, coś koszmarnego, coś takiego, co ją złamało i co sprawiło, że dziewczyna wciąż nie jest w stanie się poskładać, posklejać, stać całością. I wydaje się, że chodzi tu o coś więcej, niż zniknięcie jej siostry Jeddy.

Bohaterem jest też Albert Gondiwindi - dziadek August, wychowanek misji Prospero. Pod koniec swojego życia postanawia on stworzyć słownik języka swojego ludu. Ale jest to słownik nie taki, o jakim myślimy, gdy idziemy do biblioteki. To coś bardziej osobistego. To historia jego życia. Historia Gondiwindich. Historia jego ludu, jego przodków i jego ziemi. To opowieść o Murrumby i jej wodach. O dziobakach, o kangurach i o rdzennej kulturze. O wierze i o relacji z przyrodą.

Jest wreszcie pastor Greenleaf - człowiek, który do Australii przybył w dobrej wierze i mając na myśli tylko dobro nawracał miejscową ludność i uczył jej kultury ,,białego człowieka''. Nie robił tego, co prawda, siłą przymuszając Aborygenów do uczestnictwa w swoim przedsięwzięciu, ale mimo tego wykorzeniał ich, pozbawiał ich kultury, języka i zwyczajów.
Był też świadkiem tego, co ,,dobrzy chrześcijanie'' są w stanie robić z rdzenną ludnością. Był świadkiem napadów, gwałtów i morderstw.


Burral-gang***
,,Plon'' był dla mnie potwornie smutną historią, bo opowiadającą o rzeczach o których nie chce się pamiętać. O planowanych, konsekwentnie realizowanych eksterminacjach rdzennych ludności.
Zwykliśmy myśleć, że to wymysł nazizmu i Hitlera. Tymczasem nasi europejscy przodkowie robili to już wcześniej. Wobec ludu Navaho. Wobec ludu Wiradjuri. Wobec mnóstwa innych społeczeństw - społeczeństw posiadających swoje języki, kultury, unikalne obrzędy i zwyczaje.

To opowieść przy której chce się płakać - gdy uświadamiamy sobie, jak bardzo pycha i żądza posiadania niszczy to, co jest tak delikatne i unikalne, jak wrażliwe ekosystemy. Jak to, że kiedyś można było żyć inaczej, szczególnie w Australii - może nie dłużej, może nie tak wygodnie, może nie zawsze w cieple albo w klimatyzowanym pomieszczeniu - ale w zgodzie z przyrodą i z ziemią. Dbając o to, co nas otacza - biorąc tyle, ile potrzeba i oddając to, co już można przyrodzie oddać.
Chyba najbardziej widoczne jest to, gdy mówimy o śmierci.

Jest też ,,Plon'' książką dającą nadzieję - nadzieję na to, że pewne rzeczy zostaną zrozumiane, że wszystko zacznie wracać na swój tor, że uspokoi się ta zachwiana równowaga. Że rodziny się odnajdą i że burral-gang znów zatańczy w pobliżu rzeki.




*jestem
**wszystkie te miejsca
***żuraw australijski

Baladhu.*

O czym myślimy, kiedy słyszymy o Australii? O dziobakach? O kangurach? O wielkich pożarach buszu? O tych wszystkich żartach mówiących o tym, że w Australii wszystko chce cię zjeść, a jeśli nie, to znaczy, że dopiero wtedy trzeba się tego bać? O unikalnej faunie i florze? Prędzej pomyślimy o tym wszystkim i jeszcze o milionie innych rzeczy zanim przypomnimy sobie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1610
1369

Na półkach:

Mimo że autorka głośno opowiada o krzywdzie, jaka spotkała Aborygenów, jej opowieść nie jest martyrologiczna. Wręcz przeciwnie, tchnie nadzieją, nieco na przekór smutkowi i poczucie niesprawiedliwości, za którą nie można wziąć już odwetu.

Plon to powieść ważna, poruszająca do żywego, zmuszająca do zmierzenia się z całą gamą emocji. Gorąco polecam!

Cała opinia:
http://www.kacikzksiazka.pl/2023/05/plon-tara-june-winch.html

Mimo że autorka głośno opowiada o krzywdzie, jaka spotkała Aborygenów, jej opowieść nie jest martyrologiczna. Wręcz przeciwnie, tchnie nadzieją, nieco na przekór smutkowi i poczucie niesprawiedliwości, za którą nie można wziąć już odwetu.

Plon to powieść ważna, poruszająca do żywego, zmuszająca do zmierzenia się z całą gamą emocji. Gorąco polecam!

Cała...

więcej Pokaż mimo to

avatar
430
419

Na półkach:

Z czym kojarzy Wam się Australia? Wiele osób pomyśli automatycznie o kangurach i „misiach” koala. Najmniejszy kontynent przywodzi na myśl głównie piękne krajobrazy, przyrodę, plaże, przestrzeń. Słyszę 'Australia' i zaraz mam przed oczami budynek Opery w Sydney, a po chwili przypominam sobie o częstych w tej stronie świata pożarach.

Nasza wiedza na temat tego miejsca nie jest zbyt imponująca, a jeśli chodzi o historię Australii, z pewnością wiele jeszcze mamy do nadrobienia. Kontynent zamieszkany do lat 80. XVIII w. przez Aborygenów, nie budził początkowo zainteresowania państw europejskich.
Początki zasiedlenia przez ludność białą datuje się na rok 1788, kiedy to rząd brytyjski zaczął wykorzystywać Australię jako miejsce zsyłki skazańców.

Z pomocą w rozwikłaniu i zrozumieniu przemian społeczno-kulturowych tego kraju, przychodzi nam lektura "Plonu" Tary June Winch. Autorka opowiada w niej historię swojego ludu, mierzy się z barbarzyństwem i krzywdami, jakich zaznali jej należący do rdzennych Australijczyków przodkowie.

Powieść ma dosyć oryginalną formę, jest bardzo intymna, a zarazem niezwykle uniwersalna.

Dwudziestokilkuletnia August wraca po latach z Wielkiej Brytanii do Australii na pogrzeb dziadka. W swojej narracji dziewczyna odkrywa zapomniane rodzinne historie, przemilczenia, tajemnice. Sięga do korzeni, kipiących od tradycji, przykrytych gęstym kurzem dawnych obyczajów. Utrata dziadka ściąga August z powrotem, każąc jej stanąć twarzą w twarz z duchami przeszłych dni. Wizyta w rodzinnych stronach zmusi ją do zadania sobie pytań o przynależność i swoje własne miejsce na mapie świata.

Albert Gondiwindi wychował się w domu dla aborygeńskich chłopców założonym przez chrześcijańską misję. Oddzielony od rodziny, doskonale wiedział, czym grozi wykorzenienie. Całe życie tworzył słownik języka swojego ludu – Wiradjuri – i to z ułożonych alfabetycznie haseł zbudowana jest jego historia. Albert spisuje swoje wspomnienia, pragnąc uchronić je przed całkowitym zapomnieniem. Te dwa głosy - dziadka i wnuczki - wchodzą ze sobą w swoistą korelację - jeden domaga się pozostawienia śladu,drugi jest raczej próbą wycofania i wpasowania się w inną, nową poetykę świata. Tylko czy taka ucieczka jest w ogóle możliwa?

Opowieść dziadka oparta jest na doświadczeniach osoby będącej w samym centrum początków dominacji kolonialnej, jego skrupulatne zapiski stają się wręcz testamentem autochtonicznej ludności. Świadectwem odchodzącego, wyrywanego z własnej kultury człowieka.

Te dwie narracje uzupełnia trzeci punkt widzenia, a są nim listy pisane przez dziewiętnastowiecznego wielebnego Greenleafa, na temat założenia przez niego misji wśród Aborygenów. Dzięki temu czytelnik zyskuje nową, niejako zewnętrzną perspektywę przyjrzenia się tym przemianom.

"Plon" to nie tylko kronika wykarczowania, oderwania, zniszczenia, to rzecz również o dojrzewaniu -na wielu płaszczyznach, o niedopasowaniu i pewnej wynikającej z tego bezradności. Książka Winch to dowód tragicznej w skutkach ingerencji, układania i podporządkowywania drugiego narzuconymi z góry wytycznymi, bez uwzględnienia jego dobra, interesów. Brutalny atak na kulturę i tożsamość jednostki.

Powieść Tary June Winch jest również dramatem samej rodziny Gondiwindi, ukazanym w szerokim kontekście historycznych przemian, pełnym bolesnych doświadczeń i nieprzepracowanych traum.

"Plon" to rzecz świetnie napisana, podnosząca kwestię przemocy jako sposobu układania świata, mówiąca o trudnościach ucieczki od samego siebie, od swojej przynależności, o kulturowym dziedzictwie, oraz o potrzebie wolności i niezależności, którą zawsze trzeba chronić. Zdecydowanie polecam!

Z czym kojarzy Wam się Australia? Wiele osób pomyśli automatycznie o kangurach i „misiach” koala. Najmniejszy kontynent przywodzi na myśl głównie piękne krajobrazy, przyrodę, plaże, przestrzeń. Słyszę 'Australia' i zaraz mam przed oczami budynek Opery w Sydney, a po chwili przypominam sobie o częstych w tej stronie świata pożarach.

Nasza wiedza na temat tego miejsca nie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1079
632

Na półkach:

Tara June Winch jest jedną z najciekawszych współczesnych, australijskich pisarek. Debiutowała w 2006 roku niewielką powieścią „Swallow the Air”, w której razem ze swoją bohaterką poszukiwała aborygeńskiej tożsamości. Drugim ważnym krokiem w jej literackiej karierze był również nie tłumaczony na język polski zbiór opowiadań. Tym razem jego akcja rozgrywa się w wielu miejscach świata: w Nowym Jorku, Pakistanie, Turcji czy Australii. Prawdziwą sławę i worek z nagrodami przyniosła autorce jej ostatnia książka – „Plon”, którą dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czarnego możemy czytać w przekładzie Karoliny Iwaszkiewicz.
Tara June Winch dzieli „Plon” na trzy części i przeplata je wzajemnie. W tym najbardziej wymownym fragmencie, Albert Gondiwindi tworzy słownik swojego ludu. Jak przystało na formę słownika, mamy tu więc hasła, ich angielskie odpowiedniki, oraz wyjaśnienia, stanowiące odrębne narracje na temat życia. W drugiej części pojawia się wnuczka Alberta – August, powracająca w rodzinne strony z dalekiej Anglii. Wreszcie trzeci rozdział „Plonu” to list dziewiętnastowiecznego wielebnego Greenleafa, na temat założenia przez niego misji wśród aborygenów. Tak zakrojona struktura książki jest nietypowa, przez co przyzwyczajenie się do niej może zabrać nieco czasu. Warto jednak uzbroić się w cierpliwość, bo wprowadzenie narracyjnej innowacji pozwala spojrzeć na problem tożsamości aborygenów z różnych perspektyw.
Główną bohaterką książki jest August. To jej Tara June Winch poświęca najwięcej uwagi. Jako dwudziestokilkuletnia kobieta wraca do swojej australijskiej wioski z odległej Anglii. Motywem jej podróży jest pogrzeb dziadka Alberta. August początkowo nie okazuje większych emocji. Nie tęskni za tym miejscem, które nazywa „złowróżbnym krajobrazem” czy przestrzenią, gdzie wszystko jest „wysuszone do kości”. Ponowne odwiedzanie miejsc, rozmowy z rodziną i znajomymi, a przede wszystkim doświadczenie tego świata, otwierają w August tajone przez ostatnie lata emocje. Zniknięcie jej siostry, dawny związek z Eddiem, relacje rodzinne – to wszystko młoda bohaterka musi przetrawić i ułożyć w sobie na nowo.
W „Plonie” ważna jest opowieść o dojrzewającej kobiecie i trapiącej ją dylematach, ale jeszcze istotniejszy jest język, miejsce i dziedzictwo kulturowe ludu Gondiwindi. W tym upalnym krajobrazie pojawia się bowiem nowoczesność - firma zajmująca się wydobyciem cyny. Wszyscy mieszkańcy muszą się wynieść, gdyż ich nieruchomości nigdy oficjalnie nie przyszły w ich posiadanie. Nawet pojawienie się działaczy na rzecz ochrony środowiska na niewiele się zda. W ten sposób „Plon” staje się czymś więcej niż tylko fikcją poparta realnymi historiami – to manifest przeciwko górnictwu, które dzisiaj zabiera kolejne cenne regiony (odsyłam do wiadomości o kopalni węgla hinduskiej firmy Adani w centralnym Queensland).
Jak to wszystko się zakończy? Czy uda się uratować wioskę i wspomnienia? Co z tym wszystkim wspólnego ma słownik i pole uprawne? Na te pytania odpowiedzi znajdziecie w książce. Warto po nią sięgnąć z co najmniej kilku powodów. Tara June Winch miała świetny pomysł na konstrukcję i zrealizowała go koncertowo. Nie zabrakło jej też talentu w kształtowaniu kilku wymiarów opowieści. Z jednej strony jest to bowiem hołd oddany konkretnemu miejscu i ludowi. Z drugiej, to także narracja o zderzeniu nowoczesności z tradycją, z której zwycięsko coraz częściej wychodzi ta pierwsza. „Plon” można też odczytywać metaforycznie. Każdy z nasz czasami zawłaszcza jakieś terytorium, degraduje inne narody i kaleczy ich język. Wreszcie powieść Tary June Winch to dramat rodziny i jej członków. Nie jest łatwo połączyć tyle istotnych wątków i ukazać je w przystępny sposób. Australijskiej pisarce udało się stworzyć mięsistą opowieść o prawdziwych ludziach, którzy doświadczają uzależnień, próbują ratować swoje dziedzictwo, cierpią, żartują, przeżywają wzloty i upadki. I za to należy się jej uznanie.

Recenzja ukazała się pod adresem http://melancholiacodziennosci.blogspot.com/2023/04/recenzja-plon-tara-june-winch.html

Tara June Winch jest jedną z najciekawszych współczesnych, australijskich pisarek. Debiutowała w 2006 roku niewielką powieścią „Swallow the Air”, w której razem ze swoją bohaterką poszukiwała aborygeńskiej tożsamości. Drugim ważnym krokiem w jej literackiej karierze był również nie tłumaczony na język polski zbiór opowiadań. Tym razem jego akcja rozgrywa się w wielu...

więcej Pokaż mimo to

avatar
332
73

Na półkach:

Niesamowicie plastycznie napisana powieść. Plon to książka przede wszystkim o miejscu. Miejscu szczególnym dla aborygenów. Poznajemy losy rdzennych mieszkańców od końca dziewiętnastego wieku. Jest to też historia o powrocie do swej małej ojczyzny i o rodzinnych tajemnicach. Dzięki sprytnej konstrukcji powieści, rzecz się nie dłuży. I tylko zakończenie, dla mnie słabe.

Niesamowicie plastycznie napisana powieść. Plon to książka przede wszystkim o miejscu. Miejscu szczególnym dla aborygenów. Poznajemy losy rdzennych mieszkańców od końca dziewiętnastego wieku. Jest to też historia o powrocie do swej małej ojczyzny i o rodzinnych tajemnicach. Dzięki sprytnej konstrukcji powieści, rzecz się nie dłuży. I tylko zakończenie, dla mnie słabe.

Pokaż mimo to

avatar
54
54

Na półkach:

Słowo plon, jaki znamy, to jest wszystko, co człowiek może wziąć z ziemi, coś, na co czekał i co dostaje. Plon pszenicy. W języku Wiradjuri są to rzeczy, którymi się oddajesz, ruch, przestrzeń. To też uginanie się pod ciężarem bólu, smutku i starości. 
"Jak to możliwe, że Australia, będąca jakoby nowym domem wolności i światła, stała się sceną takiego ucisku i okrucieństwa? Kraj przykryty bezchmurnym niebem, obdarzający powodzeniem i szczęściem tych, którzy mieli przywilej uczynić go swoim ... jak to możliwe, że kraj ów jest spowity mrokiem złych uczynków?" List wielebnego Ferdinanda Greenleafa, pełen pasji i uczuć manifest do Brytyjskiego Towarzystwa Etnograficznego, przewija się przez powieść i spina jej narrację w jedną całość. Uderza mnie w tym niewątpliwie śmiałym świadectwie oddanie autora w niesieniu pomocy rdzennej ludności Australii i całkowite podporządkowanie życia w budowaniu chrześcijańskiej misji. Dowiaduję się rzeczy, których nie byłam świadoma. Aborygeni byli dotknięci przemocą, segregacją i wyzyskiem. Chcąc wymazać rdzenną kulturę, rząd i Kościoły zakazywały używania rodzimych języków i zniechęcały do posługiwania się nimi. Robiły to, przemocą odbierając dzieci rodzinom i zabierając je na misje lub do instytucji wychowawczych. Książka w swej wymowie nie jest aż tak brutalna, jak się spodziewałam, pasjonująco wprowadza w historię kolonializmu i wyzysku Aborygenów, czasy okrutne ale prawdziwe. Ferdinand zbudował misję, będącą schronieniem dla okolicznej rdzennej ludności. W takim właśnie miejscu przebywał dziadek August, która przyjeżdża w rodzinne strony bezkresu Australijskiego buszu na jego pogrzeb. Powieść z pewnością przełamuje tabu, doceniam niezwykłe oddanie i wręcz krzyk w sprawie dziedzictwa własnego ludu i niezgody na niszczenie kultury i pamięci przodków. Książka trafia do serca i bardzo dobrze się ją czyta. Zatrważające, ile ludzkość przelała łez do momentu, w którym jesteśmy tu i teraz. Polecam, świetna lektura na poszerzenie horyzontów, budowanie tolerancji i szacunku do drugiego człowieka.O

Słowo plon, jaki znamy, to jest wszystko, co człowiek może wziąć z ziemi, coś, na co czekał i co dostaje. Plon pszenicy. W języku Wiradjuri są to rzeczy, którymi się oddajesz, ruch, przestrzeń. To też uginanie się pod ciężarem bólu, smutku i starości. 
"Jak to możliwe, że Australia, będąca jakoby nowym domem wolności i światła, stała się sceną takiego ucisku i okrucieństwa?...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    222
  • Przeczytane
    75
  • Posiadam
    18
  • 2023
    13
  • Legimi
    5
  • Teraz czytam
    5
  • Chcę w prezencie
    4
  • Przeczytane 2023
    2
  • Nowości 2023
    2
  • Literatura piękna
    2

Cytaty

Więcej
Tara June Winch Plon Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także