Autostopem przez galaktykę Douglas Adams 7,2
ocenił(a) na 65 tyg. temu Nie sięgam często po literaturę z gatunku science fiction i w sumie nie wiem, z czego to wynika. Brak zainteresowania? Istnienie innych gatunków? Strach przed tym, że nie zrozumiem przekazu albo nie docenię wyobraźni autora? Mimo to nie mogłam odmówić sięgnięcia po „Autostopem przez Galaktykę” Douglasa Adamsa. Po pierwsze, mamy szóstą edycję Kosmicznego Lipca, akcji organizowanej przez Dianę z Bardziej Lubię Książki niż Ludzi na Instagramie i YouTube. Po drugie, „Autostop” został lekturą lipca Dyskusyjnego Klubu Książki moderowanego przez Dianę. Jak widać – nie miałam wymówek ani wyjścia innego, niż przeczytać tę kultową książkę.
Na początku historii poznajemy Artura Denta – młodego Ziemianina, który dowiaduje się, że jego dom ma zostać zburzony, ponieważ na jego miejscu planowana jest budowa autostrady. Z pomocą i wsparciem przychodzi mu Ford, przyjaciel – jak się wkrótce okazuje – z innej planety. Przekonuje on Artura, że nie musi martwić się utratą domu; za dwanaście minut zostanie bowiem zniszczona cała Ziemia.
W drugim wątku autor przedstawia nam obecnego prezydenta Galaktyki, Zaphoda Beeblebroxa. Wraz ze swoją towarzyszką Trillian przemierza on Wszechświat w poszukiwaniu planety uznawanej przez większość za mityczną. Losy całej czwórki bohaterów łączą się na pokładzie supernowoczesnego statku Serce ze Złota, kiedy przybysze z Ziemi zostają przez przypadek uratowani przed pochłonięciem przez kosmiczną próżnię. Od tego momentu Artur stara się przywyknąć do nowej rzeczywistości, towarzysząc reszcie w międzygalaktycznej przygodzie oraz zgłębiając wiedzę o życiu i podróżach pośród gwiazd. Pomaga mu w tym… „Autostopem przez Galaktykę” – połączenie podręcznika z encyklopedią, zawierające wyczerpujące opisy wszystkich haseł o Wszechświecie.
Poza tym w powieści występuje Marvin – neurotyczny robot cierpiący na depresję oraz Eddie, bardzo wyluzowany i optymistycznie nastawiony do własnej egzystencji komputer pokładowy. Dzięki tak egzotycznym postaciom my, jako ludzie z planety Ziemia, możemy spojrzeć na siebie z zupełnie nowej perspektywy.
Jak już wspomniałam, celem podróży Zaphoda Beeblebroxa była Magrathea – najbogatsza planeta wszech czasów, swego rodzaju Eldorado, miejsce, w którego istnienie wątpiła większość istot. Według legendy to właśnie jej mieszkańcy mieli skonstruować komputer, który byłby w stanie sformułować ostateczne pytanie o życie, wszechświat i wszystko inne.
Jak widać, w książce są poruszane tematy nie lada filozoficzne. Nie zmienia to jednak faktu, że jest ona przepełniona cudownym, absurdalnym humorem, miksem Terry’ego Pratchetta i Monty Pythona (ciekawym doświadczeniem było czytanie jej zaraz po „Blasku fantastycznym”). Język jest tutaj dość prosty i zrozumiały, a akcja płynie wartko, co moim zdaniem czyni „Autostopem przez Galaktykę” dobrą opcją na początek czytelniczej przygody ze science fiction.
Muszę wspomnieć, że omawiana książka jest pierwszym tomem „trylogii w pięciu częściach” – już sam ten zwrot sugeruje nam poziom osiąganego tu absurdu – o tym samym tytule. Na jej podstawie powstał film pełnometrażowy, dwukrotnie nominowany do nagród Teen Choice.
Jeśli więc chcielibyście zacząć czytelniczą przygodę z gatunkiem, jakim jest science fiction, serdecznie polecam „Autostopem przez Galaktykę”. Nawet ja – jako laik w temacie – bawiłam się fantastycznie. Powieść jest dość krótka, podzielona na kilkustronicowe rozdziały, które uciekają jeden po drugim. Jakiś czas temu, z okazji 42 rocznicy pierwszej publikacji do księgarń trafiło efektowne wydanie specjalne, okraszone ilustracjami Chrisa Riddella. Z pewnością będzie ono ozdobą biblioteczki, gratką nie tylko dla fanów kultowej serii.