-
ArtykułyZbliżają się Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie! Oto najważniejsze informacjeLubimyCzytać2
-
ArtykułyUrban fantasy „Antykwariat pod Salamandrą”, czyli nowy cykl Adama PrzechrztyMarcin Waincetel1
-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński7
Biblioteczka
2023-03-27
2023-03-27
Lubię wygrzebywać stare książki podróżniczo-przyrodnicze, bo jest w nich świat, którego dziś już nie ma, albo wygląda zupełnie inaczej, i nawet sposób pisania o nim jest inny. Książka „Rio de Oro” Arkadego Fiedlera przenosi nas do niemal zupełnie dzikiej Brazylii. Przyrodnik znalazł się tam na zlecenie Poznańskiego Ogrodu Zoologicznego, do którego miały trafić nowe, żywe okazy zwierząt egzotycznych, oraz Muzeum Przyrodniczego w Poznaniu, które czekało na preparowane ptaki. Oprócz swojej pracy bacznym okiem śledził codzienne życie i zwyczaje brazylijskich Indian, co nie było łatwym zadaniem, ponieważ Koroadzi byli bardzo nieufni wobec europejskich przybyszów, mając ich za mierniczych, do których pałali jawną wrogością (Fiedler podróżował z leśnikiem Antonim Wiśniewskim).
Książka ukazała się na rynku w roku 1966. Wyobraźcie sobie, jak ten przedstawiony przez Arkadego świat oddziaływał na czytelników, kiedy w Polsce szarość i apatia wychylała się z każdej lodówki, o ile ją ktoś miał. Niestety raj miał też swoje mroczne oblicza. Przez kontynent przewalały się epidemie, gryzły muchy, których larwy rozwijały się pod skórą, a w tropikalnym lesie można było stanąć na żararakę, czasem niestety po raz ostatni w życiu. „Rio de Oro” czyta się jak najprawdziwszą przygodówkę. Zdania są zwięzłe, opisy trafne i czasem nawet dowcipne, dialogi ciekawe. Do sięgania po takie starocie gorąco zachęcam.
IG @angelkubrick
Lubię wygrzebywać stare książki podróżniczo-przyrodnicze, bo jest w nich świat, którego dziś już nie ma, albo wygląda zupełnie inaczej, i nawet sposób pisania o nim jest inny. Książka „Rio de Oro” Arkadego Fiedlera przenosi nas do niemal zupełnie dzikiej Brazylii. Przyrodnik znalazł się tam na zlecenie Poznańskiego Ogrodu Zoologicznego, do którego miały trafić nowe, żywe...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-03-03
Luis Sepúlveda, chilijski pisarz, dziennikarz, reżyser i scenarzysta filmowy, którego mój mózg nieustająco porównuje do Javiera Bardema (jest podobieństwo, prawda?) napisał kiedyś: „lubię być bardzo wierny swoim bohaterom, zakochiwać się w nich, bo wiem, że czytelnik, czytając, będzie odczuwał wzruszenie bardzo podobne do tego, które czuję, pisząc, a to jest najpiękniejsze w literaturze, móc dzielić się emocjami i wrażeniami”.
Gwarantuję Wam, że czytając „Historię białego wieloryba” będziecie bardzo blisko duszy Sepúlveda, zanurzając się w całym morzu emocji, których ta niewielka objętościowo książka nie zapowiada, a które będziecie odkrywać, kartka po kartce...
Historia rozpoczyna się nad brzegiem morza, na którym spoczywa ciało martwego kaszalota. Aby okazać zwierzęciu szacunek, rybacy zabierają go z powrotem w morze, tam rozetną jego brzuch, pozwalając na ostatnie zanurzenie wieloryba. Wróci do domu, gdzie zostanie już na zawsze. Tę smutną scenę obserwuje z daleka dwóch chłopców. Jednym z nich jest lafkenche, człowiek morza, i choć smutku nie da się zmierzyć żadną ludzką miarą, jego emocje są dużo głębsze. Podaje on rówieśnikowi muszlę, która przemówi prastarym językiem morza, snując dzieje wieloryba...
Pełna liryzmu i melancholii jest to opowieść, w której Natura po raz kolejny pokazuje, jak uczuciową, odpowiedzialną i społeczną jednostką są największe ssaki na naszej planecie, i jak chciwą, podłą i zachłanną istotą jest człowiek. Jak piękne i wzruszające są tu sceny, te rozmowy, kiedy najważniejsze jest patrzenie sobie w OKO, by w pełni zrozumieć interlokutora — ludzie tego teraz nie potrafią...
„Historia białego wieloryba” to próba uchwycenia legendy z 1820 roku, kiedy to biały wieloryb zatopił statek wielorybniczy „Essex”, niedaleko wyspy Mocha. W całej historii nie zmienia się tylko jedno, podłość człowieka.
IG @angelkubrick
Luis Sepúlveda, chilijski pisarz, dziennikarz, reżyser i scenarzysta filmowy, którego mój mózg nieustająco porównuje do Javiera Bardema (jest podobieństwo, prawda?) napisał kiedyś: „lubię być bardzo wierny swoim bohaterom, zakochiwać się w nich, bo wiem, że czytelnik, czytając, będzie odczuwał wzruszenie bardzo podobne do tego, które czuję, pisząc, a to jest najpiękniejsze...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-02-22
Zdradzę Wam coś, choć przyznanie się do tego jest dla mnie ciężkie. Jestem bałwanem. Naczytałam się Sue Stuart-Smith, że grzebanie w ziemi jest wręcz jak kuracja lecznicza, po czym od ubiegłego roku, ile razy jestem u Babci, tyle razy w glebie grzebię, na równie z kurami, choć one jednak skubane, są lepsze. Naczytałam się również, żeby jesienią liści nie wyrzucać, bo to świetny materiał na kompost. Również jesienią posadziłyśmy zimowy czosnek. Duuużo czosnku, bo to arcyzdrowe warzywko jest. Oczytana roślinnych porad obrzuciłam czosnkowe poletko zebranymi z ogrodu liśćmi orzecha, dumna z ekologii wyniesionej na wyższy level. Taka napuszona siedziałabym sobie do wiosny, gdybym nie przeczytała dzisiejszej premiery „Kwiaty bez ogródek” Łukasza Skopa, wydanej nakładem Wydawnictwa Poznańskiego. Otwieram książkę i czytam, że liście wspaniałe na kompost są, z jednym wyjątkiem. Nie tykamy liści orzecha, gdyż te akurat zawierają JUGLON, który HAMUJE WZROST roślin. Tadam! Kurtyna. Oto dlaczego warto ciągle czytać, nawet jeśli wydaje się Wam, że już wszystko wiecie.
„Kwiaty bez ogródek” pochodzą z DZIKIEJ serii Poznańskiego, i jeśli w tym roku, wiosną, zamierzacie ruszyć do swoich ogródków albo dopiero zakładacie takowy, albo chcecie zmienić coś na lepsze, to ta książka jest dla Was. Znajduje się w niej dużo przydatnych informacji, choćby takich, jak ta powyżej. Jest też sporo o projektowaniu ogrodu, tak aby cieszył nie tylko nasz zmysł wzroku, ale również węchu, i to przez cały okres kwitnienia roślin. Autor podkreśla, jak ważna jest symbioza, pomyślcie o niej, tworząc przyjazne Naturze miejsce. Budki lęgowe dla ptaków (kochajcie wróble, bo one kochają mszyce), domki dla owadów (zapylanie to życie), miejsca z wodą dla każdego mieszkańca ogrodu. Każdy szczegół ma znaczenie.
Książka bogato ilustrowana zachwycającymi zdjęciami Bożki Piotrowskiej (Zielona Bombonierka) Zdjęcie CZACH — sztos! Jest co czytać, jest co oglądać. Zajrzyjcie do niej koniecznie.
IG @angelkubrick
Zdradzę Wam coś, choć przyznanie się do tego jest dla mnie ciężkie. Jestem bałwanem. Naczytałam się Sue Stuart-Smith, że grzebanie w ziemi jest wręcz jak kuracja lecznicza, po czym od ubiegłego roku, ile razy jestem u Babci, tyle razy w glebie grzebię, na równie z kurami, choć one jednak skubane, są lepsze. Naczytałam się również, żeby jesienią liści nie wyrzucać, bo to...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-01-30
Chorowanie ma jedną, niepodważalną zaletę, można czytać w łóżku od rana do nocy, bez wyrzutów sumienia, i mimo cielesnego uwięzienia, spirytualnie odbywać odległe wycieczki, w moim przypadku po Brazylii w towarzystwie Arkadego Fiedlera, i Boliwii u boku Arkadego Radosława Fiedlera. Obie podróże pochłonęły mnie bez reszty. Na pierwszy ogień — syn.
Muszę przyznać, że trochę mi zeszło z lekturą „Do głębi intrygującego kraju”, gdyż w połowie tekstu wyjechałam i nie zabrałam jej ze sobą, ponieważ jest niesamowicie ciężka. Lubię dźwigać książki, ale bez przesady. Jej zaskakująca waga wynika z eleganckiego wydania, choć wiem, że nie wszyscy pokochają jej śnieżnobiałe, kredowe kartki. Bernardinum wykonało jednak porządną robotę, lubię twardą oprawę, szycie i kolorowe zdjęcia, tak powinny wyglądać książki podróżnicze. Tyle odnośnie wyglądu, a jak prezentuje się treść?
Wybornie, ale o tym przekonałam samą siebie gdzieś w połowie książki, uświadamiając sobie, z jak wysokiej półki jest to rzecz. Nie da się ukryć, że autor to erudyta i to się czuje, czytając. Jego opowieść snuje się powoli, wypełniając przestrzeń historiami o miejscach, ludziach, wydarzeniach, ich zwyczajach, wzlotach i porażkach, bowiem Boliwia nigdy nie miała łatwo, spójrzmy choćby na ilość prezydentów, momentami było gorąco, czasem krwawo. Hiszpańscy konkwistadorzy pozostawili po sobie trwały ślad w boliwijskiej spuściźnie Indiganes, i choć bardzo pragnęli zatrzeć ślad po rdzennych mieszkańcach Ameryki Południowej, coś jeszcze ocalało. O zachowanych skrawkach dawnych plemion opowiada Arkady Radosław. W przeciwieństwie do współczesnych globtroterów, jego relacja opiera się na tym co widzi, czego się dowiaduje po drodze i co udaje mu się zanotować. Słowo ważniejsze jest tu niż zdjęcie. Taką samą uwagę poświęca maraguettcie jak i Cerro Rico, górze, która pochłonęła osiem milionów istnień, wszystko w celach wzbogacenia imperium hiszpańskiego.
Aktualnie Boliwia powoli podnosi się z kolan. Przeżywa dynamiczny rozwój, nadrabiając lata stracone przez Hiszpanów. Na szczęście to ziemia, która skrywa w sobie bogactwo, za które można finansować budowę miast, ich rozwój i edukację młodych Boliwijczyków. Gdyby ktoś poszukiwał swojego miejsca na Ziemi, warto rozważyć pobyt w Cochabombie , podobno w tym właśnie miejscu wiosna trwa okrągły rok! Książki podróżnicze poszerzają horyzonty, i choć teraz przegrywają z filmikami na YT, dajcie im szansę, tej szczególnie.
IG @angelkubrick
Chorowanie ma jedną, niepodważalną zaletę, można czytać w łóżku od rana do nocy, bez wyrzutów sumienia, i mimo cielesnego uwięzienia, spirytualnie odbywać odległe wycieczki, w moim przypadku po Brazylii w towarzystwie Arkadego Fiedlera, i Boliwii u boku Arkadego Radosława Fiedlera. Obie podróże pochłonęły mnie bez reszty. Na pierwszy ogień — syn.
Muszę przyznać, że trochę...
2023-01-26
Jedno ważne pytanie do warszawiaków — czy mieszkając w stolicy, choć raz wybraliście się na spacer po Puszczy Kampinoskiej? Jeśli jakimś cudem Wasza odpowiedź jest negatywna, to w tym roku zmieńcie ten stan rzeczy. Zanim jednak wyruszycie na wycieczkę krajoznawczą, pozwolę sobie polecić książkę, dzięki której ten wyjątkowy obszar przyrody odkryje przed Wami swoje tajemnice, które skrzętnie zebrał i opisał pan Lechosław Herz, swoją drogą postać równie intrygująca, jak sama Puszcza.
„Puszcza. Opowieści kampinoskie” to książka, która potrzebuje odpowiedniego nastawienia. Jej gawędziarski styl daje poczucie relaksu, jednocześnie szpikując czytelnika całą masą informacji i ciekawostek. Kampinoski Park Narodowy wymaga niespieszności i uwagi, bowiem niemal każde drzewo, krzew czy wzniesienie kryje w sobie część przeszłości, która nie chce być zapomniana.
Prawdziwa gratka dla miłośników języka polskiego, autor nie stroni od podawania źródłosłowia, choćby narty, czym były w XV w.? Nie zgadniecie bez zaglądania do Internetu, podobnie jak nie zwrócilibyście uwagi na pęk zboża zostawiony po żniwach, ozdobiony kwiatami, a to żywy zabytek etnograficzny Mazowsza, znany od wieków Słowianom. Puszcza to również historia najnowsza, to wrzesień 1939 roku, to okupacja, powstanie i niezliczone egzekucje. To ciała pochłonięte przez puszczańską ziemię i dusze szumiące w liściach drzew. Wciąż jeszcze żywe ślady ludzkiej głupoty i potęgi Natury, dąb Obrońca (wieś Ślady) coś o tym wie.
Lechosław Herz zna tu każdy zakątek, osobiście wytyczał puszczańskie szlaki turystyczne, a także współtworzył mapy, przywracając miejscom ich dawne nazwy, choćby Ćwiekowej Górze, która niesie ze sobą opowieść o mazowieckim Janosiku. Przecudna też była historia o cenzurze, nie wiedziałam, że aż takie hocki-klocki na mapach się odprawiało, jak dobrze, że mamy już to za sobą.
W styczniowe wieczory z ogromną przyjemnością zagłębiałam się w niezwykłe zakamarki Puszczy z nadzieją, że może w tym roku uda mi się przejść choć jednym jej szlakiem. Takie marzenie. Czytajcie, warto.
IG @angelkubrick
Jedno ważne pytanie do warszawiaków — czy mieszkając w stolicy, choć raz wybraliście się na spacer po Puszczy Kampinoskiej? Jeśli jakimś cudem Wasza odpowiedź jest negatywna, to w tym roku zmieńcie ten stan rzeczy. Zanim jednak wyruszycie na wycieczkę krajoznawczą, pozwolę sobie polecić książkę, dzięki której ten wyjątkowy obszar przyrody odkryje przed Wami swoje tajemnice,...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-07-01
Mój kot postanowił umrzeć. Prawie nie wychodził z kartonu i w nosie miał jedzenie. Nawet od wody/mleka uciekał jak diabeł od święconej wody. A kiedy coś zjadł, po niedługim czasie treść żołądka lądowała na dywanie. Takie to rozkoszne życie staruszka. Jest tylko jedno ALE. Nie można ot, tak wziąć i umrzeć, zwłaszcza kotu.
Jedna głowa nie jest w stanie ogarnąć kociej egzystencji, ale zawsze można próbować. W momentach krytycznych sięgałam po lekturę „Rozmów z kotem” Małgorzaty Biegańskiej-Hendryk, która opanowała na tyle kocie reakcje i zachowania, że postanowiła podzielić się tą niemal tajemną wiedzą ze światem, i wyszedł z tego bardzo praktyczny, ale też niesamowicie klimatyczny podręcznik z instrukcją obsługi kota. Autorka jest dyplomowaną behawiorystką, a wieloletnia praktyka uczyniła z niej istotę magiczną, która jak nikt inny, tłumaczy wszystkie kocie fanaberie. Mnóstwo wiedzy praktycznej, dużo ciekawostek i tytułowe rozmowy z kotem. Jeśli macie jakieś futro na pokładzie to serdecznie polecam Wam zapoznać się z tą pozycją, bo one też mają chwile słabości, też dopadają je choroby, zmienia się ich zachowanie, a przede wszystkim od pewnego momentu starzeją się jak wszystko żywe na tym świecie, i choć to najtrudniejszy okres w życiu zarówno kota, jak i człowieka, to dobrze jest go przejść DOBRZE, z godnością, poszanowaniem, zrozumieniem i oceanem cierpliwości za pasem.
IG @angelkubrick
Mój kot postanowił umrzeć. Prawie nie wychodził z kartonu i w nosie miał jedzenie. Nawet od wody/mleka uciekał jak diabeł od święconej wody. A kiedy coś zjadł, po niedługim czasie treść żołądka lądowała na dywanie. Takie to rozkoszne życie staruszka. Jest tylko jedno ALE. Nie można ot, tak wziąć i umrzeć, zwłaszcza kotu.
Jedna głowa nie jest w stanie ogarnąć kociej...
2022-05-08
Nie policzę, ile razy szukałam w Internecie nazwy ptaka, wpisując na przykład: brązowy ptak w ogrodzie z nakrapianym brzuszkiem. Opis mistrz, wiem, wiem ;D Czasami nawet udaje się trafić, w tym przypadku szukałam drozda śpiewaka, bo tego roku w ogrodzie mojej Babci tych jegomości jest najwięcej. Chodzą razem z kosami i kurami. Są przezabawne w kąpieli, są też wyjątkowo pobłażliwe, wczoraj jeden z nich kąpał się razem z wróblem, pełna zgoda i całe mnóstwo rozchlapanej wody :) Patrząc na nich, nie sposób się nie uśmiechnąć. Obserwacja Natury uczy cierpliwości i daje mnóstwo radości. Ostatnio zaś natrafiłam na księgę, która pozwala czerpać z przyrody jeszcze więcej.
„Ilustrowana encyklopedia zwierząt i roślin Polski ” wydana przez PWN oczarowuje pod każdym względem. Same jej wymiary robią wrażenie, ma 25.0x34.0cm i waży ponad 3 kilogramy (skala na drugim zdjęciu). W środku kredowy papier, na którym setki zdjęć zachwycają czytelnika kolorami, detalami i magią uchwyconej chwili. Po ogólnym przedstawieniu świata fauny i flory przechodzimy do konkretnych rozdziałów, które podzielone są na gromady, rzędy i rodziny. Oprócz podstawowych informacji o danym osobniku znajdziemy również ślad danego zwierzęcia, skalę porównawczą, występowanie na mapce, info o obserwacjach w terenie oraz ciekawostki. Wszystko okraszone przepięknymi zdjęciami w środowisku naturalnym. Taką księgę przegląda się z niesłabnącym zainteresowaniem.
IG @angelkubrick
Nie policzę, ile razy szukałam w Internecie nazwy ptaka, wpisując na przykład: brązowy ptak w ogrodzie z nakrapianym brzuszkiem. Opis mistrz, wiem, wiem ;D Czasami nawet udaje się trafić, w tym przypadku szukałam drozda śpiewaka, bo tego roku w ogrodzie mojej Babci tych jegomości jest najwięcej. Chodzą razem z kosami i kurami. Są przezabawne w kąpieli, są też wyjątkowo...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-03-05
Absolutnie genialna, opisująca życie w lesie według pór roku, gdzie rysunki wykonał sam pan profesor, zoolog, Gieorgij Nikolski. Poetyckość języka i rzetelna wiedza (dowiedziałam się na przykład kto i po co wiesza grzyby na drzewach :) Na Allegro można kupić za grosze, polecam.
Absolutnie genialna, opisująca życie w lesie według pór roku, gdzie rysunki wykonał sam pan profesor, zoolog, Gieorgij Nikolski. Poetyckość języka i rzetelna wiedza (dowiedziałam się na przykład kto i po co wiesza grzyby na drzewach :) Na Allegro można kupić za grosze, polecam.
Pokaż mimo to2021-12-07
Najpiękniejszy album, jaki mam. Magiczny. Za każdym razem, kiedy potrzebuję odrobiny wewnętrznego spokoju, otwieram tę księgę.
Świat, który oglądam dzięki szczęściu i cierpliwości fotografa
koi zmysły. Niektóre ujęcia są tak niesamowite, że czuję, jakbym dotykała samej duszy zwierzęcia. Przepływająca energia Natury uzdrawia każdą ranę, jaką zadaje mi teraźniejszość. Moc kręgu życia zaklęta w kredowym papierze przenika przez czubki palców. Kiedy przestaję wierzyć w dobro, zaglądam do "Bieszczadzkich Mocarzy". Jest jeszcze piękny kawałek Ziemi, dla którego warto żyć.
Najpiękniejszy album, jaki mam. Magiczny. Za każdym razem, kiedy potrzebuję odrobiny wewnętrznego spokoju, otwieram tę księgę.
Świat, który oglądam dzięki szczęściu i cierpliwości fotografa
koi zmysły. Niektóre ujęcia są tak niesamowite, że czuję, jakbym dotykała samej duszy zwierzęcia. Przepływająca energia Natury uzdrawia każdą ranę, jaką zadaje mi teraźniejszość. Moc...
Jakiś czas temu ukazała się książka, którą bardzo gorąco polecałam. "Kwitnący umysł" pokazuje, jak wiele dobrego daje nam ziemia, a mówiąc dobitniej, ile dobra niesie ze sobą grzebanie w niej i pielęgnacja posadzonych roślin, ich obserwacja i ewentualne późniejsze zbiory. Wczoraj swoją premierę miał tytuł, który jest wysoce koherentny z pozycją ww. Sebastian Kulis, autor profilu @roslinneporady pod flagą @wydawnictwo_buchmann wydał książkę, która krok po kroku, w zasadzie miesiąc po miesiącu, podpowiada co siać, gdzie sadzić, jak pielęgnować, kiedy przycinać, nawozić, spulchniać, a nawet kiedy nie robić NIC, co też jest szalenie ważne! Zwłaszcza w październiku. Mówię o tym nie bez przyczyny, bo nie dalej jak wczoraj przez okno obserwowałam szaloną kobietę, która wyrzuciła z działki wszystkie obcięte gałązki, przegrabiła co się dało, do gołej ziemi, i w ostatnim momencie udało się ją zastopować, bo inaczej obcięłaby drzewka do imentu. Taki z niej ogrodnik jak z koziego zadka trąbka. Nie bądźcie tacy jak ona, czytajcie Roślinne Porady :)
Profil Sebastiana obserwuję od dawna (bardzo lubiłam jego kurki :) i zacna część screenów w moim telefonie to zrzuty ekranu z jego instastory, bo to tam dzielił się swoimi radami na temat ogrodu. Dzięki tej książce nie tracę czasu na przeszukiwanie czeluści smartfona, bo cała jego wiedza jest pod ręką, uporządkowana rozdziałami. Imponuje mi holistyczne podejście autora do Natury. Ta książka to nie tylko tipy jak hodować roślinki, ale też co sadzić, by ogród był przyjazdy dla zwierząt i owadów. Jakich roślin nie wybierać, np. na żywopłoty, a jakie świetnie się sprawdzają w tej roli. To właśnie Sebastian wciąż mówi o kwietnych łąkach i korzyściach z nimi związanych. Powoli wybija ludziom z głowy trawniki ścięte do zera, bo ogród jak od linijki nie jest najlepszym miejscem wypoczynku dla nas, ani najlepszym domem dla istot mniejszych, i równie ważnych w tym ekosystemie. Bonusem są przepisy na pyszne dania wegetariańskie. Wydanie jest tak piękne, że gdybyście szukali prezentu dla początkującego ogrodnika, to ta książka będzie jak znalazł. Polecam!
IG @angelkubrick
Jakiś czas temu ukazała się książka, którą bardzo gorąco polecałam. "Kwitnący umysł" pokazuje, jak wiele dobrego daje nam ziemia, a mówiąc dobitniej, ile dobra niesie ze sobą grzebanie w niej i pielęgnacja posadzonych roślin, ich obserwacja i ewentualne późniejsze zbiory. Wczoraj swoją premierę miał tytuł, który jest wysoce koherentny z pozycją ww. Sebastian Kulis, autor...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-08-19
IG @angelkubrick
Kiedy ostatnimi czasy zaskoczyła Was jakaś książka? Ale tak pozytywnie, tak że WOW samo cisnęło się na usta? :) Mnie w taki stan wprowadziła książka Agory "Kwitnący umysł. O uzdrawiającej mocy natury" wydana absolutnie pięknie, choć nie wiem, czy ten minimalizm przekłada się na sprzedaż, bo uwierzcie mi, wnętrze jest wielobarwne, totalnie zaskakujące, gęste od informacji i zdecydowanie WARTE WASZEJ UWAGI. Powinno się wylewać kolorem na okładki, tymczasem może się tak zdarzyć, że przejdziecie obok obojętnie, nie zauważając jaki skarb macie na wyciągnięcie ręki.
Coraz mniej zdajemy sobie sprawę z tego, że grzebanie w ziemi własnymi rękoma to nie obciach, nie wstyd i hańba, nie przypał na dzielni, tylko pielęgnowanie własnej psychiki sposobem naturalnym i najtańszym na świecie. Dla dzieci i młodzieży takie bezpośrednie zaangażowanie w ziemię to nauka poprzez doświadczenie. Jean Piaget, twórca postaw psychologii dziecka, nazwał ten proces rozwojem sensoryczno-motorycznym, co stanowi absolutną podstawę rozwoju poznawczego. Niech ten brud pod paznokciami nie przeraża młode mamy, niech nie lecą od razu z mokrymi chusteczkami i niech nie krzyczą o brudnym ubranku i śmiercionośnych bakteriach. Grzebanie w ziemi jest twórcze i pobudza kreatywne myślenie. Zwłaszcza w dzieciństwie potrzebne są działania, które mają wpływ na środowisko. Każdy potrzebuje poczuć, że ma moc sprawczą. Potwierdzeniem takiej mocy jest choćby ogrodnictwo. Kto nie poczuł dumy, kiedy udało się wyhodować jakąś roślinkę?
Wiecie, że z psychologicznego punktu widzenia drzewa sprawiają, że czujemy się bezpieczni i chronieni? Drzewa dają miejscu strukturę i poczucie TRWANIA ŻYCIA. Działają kojąco na nerwy, co potwierdził Harold Searles, badając ludzi po załamaniach nerwowych. Co ciekawe, ci pacjenci znajdowali w nich przyjaźń, czyli coś, czego nie doświadczyli od innych ludzi. 20 minut na łonie natury wystarczy, by przywrócić żywotność umysłu. Trochę więcej czasu wymaga zaleczenie neurastenii.
Sięgnijcie po tę książkę i dajcie się zaskoczyć. Dużo tu psychologii więc tym bardziej wciąga. Polecam gorąco!
IG @angelkubrick
Kiedy ostatnimi czasy zaskoczyła Was jakaś książka? Ale tak pozytywnie, tak że WOW samo cisnęło się na usta? :) Mnie w taki stan wprowadziła książka Agory "Kwitnący umysł. O uzdrawiającej mocy natury" wydana absolutnie pięknie, choć nie wiem, czy ten minimalizm przekłada się na sprzedaż, bo uwierzcie mi, wnętrze jest wielobarwne, totalnie zaskakujące,...
2021-08-11
IG @angelkubrick
Moje postrzeganie drzew znacząco odmienił Peter Wohlleben, którego książka w Polsce ukazała się w roku 2016. W tym samym roku ukazał się też film, w którym przedstawiono wyniki badań Suzane Simard, profesorki ekologii lasu, w którym potwierdzono obserwacje Wohllebena na temat komunikacji między drzewami. Leśnik z 30-letnim doświadczeniem i naukowczyni z wieloma dyplomami są absolutnie zgodni, że drzewa to wysoce społeczne jednostki, które widzą, czują, mówią, a nawet przemieszczają się, choć robią to bardzo wolno.
Mimo badań i dowodów dla większości ludzi pozostają jedynie produktem na opał lub czymś, co czyha przy drodze na ludzkie życie, co przesłania widok lub niespodziewanie zwala się na dach. Jeszcze te liście! Wszystko pięknie, ładnie, póki nie trzeba ich jesienią grabić.
Choć książka o drzewach stała się bestsellerem, wciąż pozostawała na półce z literaturą faktu lub popularnonaukową, po którą sięga mniejszy odsetek czytelników niż w przypadku sympatyków literatury obyczajowej czy kryminałów.
W roku 2018 pojawia się "The Overstory", powieść, która w sposób mistrzowski łączy w sobie fakty naukowe oscylujące wokół dendrologii i bezdyskusyjnego wpływu człowieka na nieodwracalne zmiany w przyrodzie, z powieścią obyczajową z wątkiem kryminalnym.
Ekologiczny manifest, który ma szansę dotrzeć do większego grona odbiorców, który w obliczu ostatniego raportu IPCC powinien w końcu poruszyć serca i otworzyć oczy tym wszystkim, którzy uparcie starają się NIE WIDZIEĆ tych wszystkich sygnałów, które wysyła nam ledwie zipiąca Matka Natura. Nawet jeżeli gdzieś w środku ludzkiej duszy tli się ognik zmian, niknie zagłuszony wiatrem niewiary w sprawczość. Dorodne nasiona własnej niemocy unoszą się w rzece wymówek, wprost do morza bezpardonowych usprawiedliwień. Prawda jest taka, że jeżeli NIC NIE ZMIENIMY, my jako gatunek najbardziej szkodzący Naturze, to NIC SIĘ NIE ZMIENI.
O eksploatacji zasobów naturalnych, o ludzkich życiach splatających się ze sobą w obronie idei, o świecie drzew, w którym to MY jesteśmy gośćmi, opowiada Richard Powers. Fascynująco, zajmująco, emocjonalnie. W tej książce jest wszytko, co musisz wiedzieć, żeby dalej egzystować na tej planecie. Najgorsza jest OBOJĘTNOŚĆ i KRÓTKOWZROCZNOŚĆ. ZRÓB COŚ!
IG @angelkubrick
Moje postrzeganie drzew znacząco odmienił Peter Wohlleben, którego książka w Polsce ukazała się w roku 2016. W tym samym roku ukazał się też film, w którym przedstawiono wyniki badań Suzane Simard, profesorki ekologii lasu, w którym potwierdzono obserwacje Wohllebena na temat komunikacji między drzewami. Leśnik z 30-letnim doświadczeniem i naukowczyni z...
2021-06-18
IG @angelkubrick
Jeśli nie lubicie typowych poradników, a chcielibyście poznać trochę tajemnej wiedzy z zakresu medycyny weterynaryjnej, to serdecznie zachęcam do zapoznania się z książką lekarza weterynarii, Łukasza Łebka o przewrotnym tytule "Co gryzie weterynarza". Nie można jej odmówić lekkości, fachowości i szczerości, przy czym zaznaczam, że dla ludzi będzie ona momentami trudna, mogą bowiem wystąpić fale bolesnych facepalmów, i to nie z powodu zwierząt ;)
Prawda jest taka, że specjalistom od zdrowia naszych pupili najwięcej nerwów zjadają właściciele tychże. Właśnie to mnie w tej książce bardzo poruszyło. Wymuszanie diagnoz przez telefon, roszczeniowe podejście do lekarza (pani prawnik swoim monologiem na dzień dobry przebiła wszystko), lekceważenie z powodu ubioru i wieku, a przede wszystkim zaniedbania, w wyniku braku obserwacji zwierzęcia, lub ignorowania objawów przed długi czas, a potem kłamanie w żywe oczy, że nie, "to" się stało dopiero wczoraj (tymczasem pies od miesiąca jest w stanie agonalnym). Czytałam i czacha mi dymiła, jak w kreskówce. O eutanazji z powodu wakacji nie wspomnę. Luuuuuudzie....
Żeby nie było, są tu też momenty zabawne i pouczające jednocześnie. Wiele opisanych tu przypadków może zaskoczyć, o wielu warto wiedzieć (dziesięć belgijskich czekolad mlecznych dla mnie to raj i rozumiem, że można je zjeść wszystkie na raz, ale jeśli zje je pies, to konsekwencje mogą być tragiczne). Pięknie dziękuję za cały rozdział o kotach, tak, też uważam, że są dziwne, ale nie sposób ich nie kochać. Dziękuję też za wspaniale napisany rozdział o starości i śmierci. Teraz już wiem, że moja geriatryczna musi mieć badanie co pół roku :) Dla bezpieczeństwa.
Weterynaria to trudna i wymagająca praca, jak bardzo, przekonacie się czytając tę książkę, polecam!
IG @angelkubrick
Jeśli nie lubicie typowych poradników, a chcielibyście poznać trochę tajemnej wiedzy z zakresu medycyny weterynaryjnej, to serdecznie zachęcam do zapoznania się z książką lekarza weterynarii, Łukasza Łebka o przewrotnym tytule "Co gryzie weterynarza". Nie można jej odmówić lekkości, fachowości i szczerości, przy czym zaznaczam, że dla ludzi będzie ona...
2021-05-09
IG @angelkubrick
Jest w życiu taki moment (może nawet jest ich kilka), kiedy robi się wszystkiego za dużo. Chaos w głowie wybucha z siłą wulkanu a mnogość niepowodzeń, strachu, niepewności, kumulowanej złości i innych wrażeń spływa po człowieku niczym lawa, często raniąc po drodze przypadkowe ofiary. Z poprawą nastroju radzimy sobie różnie. W Szwecji półtora miliona mieszkańców zażywa leki, które wpływają na wzrost dobrego samopoczucia. Medykamenty stosuje się nawet u dzieci. Nie ma jednak gwarancji, że chemia zadziała u każdego zgodnie z oczekiwaniami. Markus Torgeby poradził sobie inaczej.
Kiedy jego sportową karierę przerwała kontuzja, wybrał odległe lasy północnej Szwecji i na cztery lata zaszył się w głuszy. To nie była tylko walka z dziką naturą, ale też kontemplacja życia. W życiu ważne jest, by dobrze żyć, a nie tylko przetrwać. Markus odnalazł to, co zgubił gdzieś po drodze, a ta książka jest wglądem do jednego ze sposobów przepracowania tego, co uwiera człowieka w środku, co mocno ściska trzewia i nie pozwala oddychać pełną piersią.
O tym jak żyć w lesie, co jeść, jak i gdzie spać, jak dbać o suche ubrania, o tym co jest naprawdę potrzebne, a co zupełnie się nie sprawdzi (krzesiwo ratuje tyłek, zawsze :) dowiemy się z książki "Pod gołym niebem", którą absolutnie przepięknie wydało Wydawnictwo ZNAK. To coś więcej niż zwykły podręcznik bushcraftowy. Polecam!
IG @angelkubrick
Jest w życiu taki moment (może nawet jest ich kilka), kiedy robi się wszystkiego za dużo. Chaos w głowie wybucha z siłą wulkanu a mnogość niepowodzeń, strachu, niepewności, kumulowanej złości i innych wrażeń spływa po człowieku niczym lawa, często raniąc po drodze przypadkowe ofiary. Z poprawą nastroju radzimy sobie różnie. W Szwecji półtora miliona...
2021-04-27
Laicy mówią na nie chwasty, badyle lub trawy, niektóre z nich mają nawet całkiem ładne kwiatki, cieszą więc oko, choć i tak większość minie je bez zastanowienia (ingor level max). Tak naprawdę Natura obdarzyła nas roślinami, z których można wyczarować mikstury, eliksiry, nalewki, maści czy mieszanki budujące odporność. Jednak aby to zrobić, należy posiąść pewną dawkę wiedzy, bez której się nie obejdzie. Jej brak może skutkować nawet śmiercią.
Zdobywanie wiedzy ułatwi Wam książka Patrycji Machałek o wymownym tytule "Magia polskich ziół".
Jakby nie było, wciąż mamy wiosnę i to najlepszy czas na pierwsze piesze wędrówki w poszukiwaniu skarbów. Dzięki tej książce poznacie sposoby na bóle migrenowe, zioła na poprawę wyglądu skóry (każdy rodzaj cery znajdzie tu coś dla siebie), bóle menstruacyjne, zioła wspomagające pielęgnację i porost włosów. Skarbnica wiedzy, która podano estetycznie i przystępnie.
Wpleciono tu też wiedzę ludową, legendy i wierzenia. Na początek przygody z ziołolecznictwem ta książka to będzie dobry wybór.
IG @angelkubrick
Laicy mówią na nie chwasty, badyle lub trawy, niektóre z nich mają nawet całkiem ładne kwiatki, cieszą więc oko, choć i tak większość minie je bez zastanowienia (ingor level max). Tak naprawdę Natura obdarzyła nas roślinami, z których można wyczarować mikstury, eliksiry, nalewki, maści czy mieszanki budujące odporność. Jednak aby to zrobić, należy posiąść pewną dawkę...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-07-17
IG @angelkubrick
Umiejętność obserwacji Maurice Maeterlincka, a następnie łatwość, z jaką przekazuje zdobyte informacje, jest ze wszech miar godna podziwu, co zresztą uhonorowano zasłużoną nagrodą Nobla (1911 r.). Jego ogrom wiedzy na dany temat (w tym przypadku mówimy o życiu i zwyczajach pszczół) wylewa się niemal z każdej strony tej monografii.
Jednocześnie autor jest przy tym szalenie powściągliwy i skromny. Nie zarzuca czytelnika górą suchych faktów, lecz umiejętnie dzieli się swoimi przemyśleniami. Dozuje je i rozbudza w odbiorcy podziw, a może i nawet miłość do tych maleńkich, ale jakże ważnych dla świata, istot.
"Wiadomo, że każdy obserwator uważa za najinteligentniejszy i najciekawszy ten rodzaj stworzeń, którymi się sam interesuje, a wszystkie inne ma za nic. Należy się pilnie wystrzegać tego urojenia powstałego pod wpływem miłości własnej".
"Życie pszczół" nie jest stricte opowieścią przyrodniczą. Niezwykle poetycki język autora oraz filozoficzne rozważania nadają tej książce wielowymiarowości a ją samą śmiało sytuują obok klasycznej literatury pięknej. Przy końcu lektury zdziwicie się, jak wiele wspólnego z pszczołą mają ludzie.
Nie sposób nie wspomnieć o wybitnym wydaniu. Solidna, gruba, fakturowana oprawa ozdobiona oryginalną ryciną z 1864 roku, malownicza WYKLEJKA, gruby papier, szycie i moc wyjątkowych ilustracji. Dzieło ABSOLUTNE.
IG @angelkubrick
Umiejętność obserwacji Maurice Maeterlincka, a następnie łatwość, z jaką przekazuje zdobyte informacje, jest ze wszech miar godna podziwu, co zresztą uhonorowano zasłużoną nagrodą Nobla (1911 r.). Jego ogrom wiedzy na dany temat (w tym przypadku mówimy o życiu i zwyczajach pszczół) wylewa się niemal z każdej strony tej monografii.
Jednocześnie autor jest...
2020-10-10
IG @angelkubrick
Zanim nastała moda na książki przyrodnicze i zanim Peter Wohlleben opowiedział o sekretnym życiu drzew, mieliśmy "praprzodka" Wajraka, który niezwykle plastycznie pisał o Puszczy Białowieskiej, przybliżając ten magiczny świat Matki Natury swoim czytelnikom. Opowiadania wydano w roku 1929 a w moich rękach znajduje się przepiękne wydanie @panstwowy.instytut.wydawniczy z roku 1977, gdzie znajdujemy zarówno treści o puszczy, jaki i historie puszczańskich zwierząt. Książka ma dwie okładki, przepiękną oprawę graficzną i liczne fotogramy autorstwa Stanisława Turskiego.
Ejsmond był bajkopisarzem, ale przede wszystkim myśliwym, jego język jest bardzo plastyczny, pełno w nim leśnych dźwięków, szelestu liści i ruchu zwierząt. Opowiadania są krótkie, z szybkim i celnym zakończeniem. Czytelnik pozostaje niewzruszonym obserwatorem, z którego czasem ścieka farba, bo stał zbyt blisko...
Przypominam o tej książce z okazji Święta Drzewa, które przypada na 10 października <3
Szanujmy je, bo na każdym etapie życia, a nawet po służą człowiekowi.
IG @angelkubrick
Zanim nastała moda na książki przyrodnicze i zanim Peter Wohlleben opowiedział o sekretnym życiu drzew, mieliśmy "praprzodka" Wajraka, który niezwykle plastycznie pisał o Puszczy Białowieskiej, przybliżając ten magiczny świat Matki Natury swoim czytelnikom. Opowiadania wydano w roku 1929 a w moich rękach znajduje się przepiękne wydanie...
2020-09-04
IG @angelkubrick
Książki Adama Wajraka i jego żony, Nurii Salvy Fernandez, to fantastyczne połączenie przygody i humoru z wiedzą, którą powinien posiadać każdy miłośnik Matki Natury. Całkiem niedawno ukazało się trzecie wydanie "Kuny za kaloryferem" uzupełnione o dalsze losy wajrakowych podopiecznych, a także w nowej, cudownej szacie graficznej projektu Uli Pągowskiej, która to szata pięknie koresponduje z wcześniejszą "Wielką księgą prawdziwych tropicieli" (patrz zdjęcie 9 i 10).
Książka, którą polecam nie tylko dzieciom i młodzieży, ale również dorosłym, a może nawet głównie im. Autor, opisując swoje własne przygodny z dziką przyrodą, przede wszystkim uczula nas, czytelników, że to po naszej stronie leży odpowiedzialność za każde zwierzę, które weźmiemy pod opiekę. Pomoc potrzebującemu to tylko jeden z etapów, z którymi trzeba się zmierzyć. Apeluje również do rozsądku. Wiele przypadków, jakimi zajmują się osoby ratujące dziką faunę, to młode osobniki zabrane rodzicom bezmyślnie, mowa tu o tych młodych (sarny, sowy), które w ciągu dnia, zupełnie naturalnie, są pozostawiane same. To, co ludziom wydaje się pomocą, dla nich jest jak kidnaping.
"Kuna za kaloryferem" jest trochę jak księga pamięci, wspomnienia, które lepiej spisać niż zapomnieć. Mnie najbardziej rozbawiła opowieść o Curro, kruku, który lubił słowa na "k", wzruszyła zaś suka Antonia, przybrana matka Julka, który jako wspaniały okaz wydry wyemigrował do Holandii, gdzie miał odegrać ważną rolę w ratowaniu wydr holenderskich, i wszystkie opowieści o bocianach, które nieodłącznie kojarzą mi się w polskim latem.
Masz dzieciaka?
Nie kupuj mu Maka,
kup mu Wajraka :)
IG @angelkubrick
Książki Adama Wajraka i jego żony, Nurii Salvy Fernandez, to fantastyczne połączenie przygody i humoru z wiedzą, którą powinien posiadać każdy miłośnik Matki Natury. Całkiem niedawno ukazało się trzecie wydanie "Kuny za kaloryferem" uzupełnione o dalsze losy wajrakowych podopiecznych, a także w nowej, cudownej szacie graficznej projektu Uli Pągowskiej,...
2020-07-28
IG @angelkubrick
"Niedźwiedzica z Baligrodu i inne historie Kazimierza Nóżki" działa trochę jak SSRI, tylko nie ma absolutnie żadnych skutków ubocznych (ok, ma jeden, człowiek chce się spakować i ruszyć w Bieszczady), i podobnie jak SSRI podwyższa poziom SEROTONINY. To książkowa dawka ludzkiego szczęścia, którego nieodłącznym elementem jest NATURA, a ta opowiedziana słowami leśnika Kazimierza Nóżki zachwyca na każdej stronie. Znajdziecie tu nie tylko kulisy "znajomości" pana Kazimierza z niedźwiedziami, które kojarzycie z filmików na YT, ale też trochę historii samych Bieszczad oraz opowieści o innych futrzastych jegomościach, dzięki którym te góry są miejscem wyjątkowym.
W związku z sytuacją, która po części więzi Polaków w kraju, góry przeżywają prawdziwe oblężenie. Większość turystów stanowi dziki, rozwrzeszczany tłum, z jeszcze bardziej hałaśliwą dziatwą, którego jedynym celem jest selfie przy punktach widokowych, kupno chińszczyzny, którą zalane są stragany, a na koniec objedzenie się czym popadnie i porzucenie góry niesegregowanych śmieci, które dzień w dzień zalewają każdy zakątek naszego kraju. Piszę o tym akurat teraz, bo do tej chwili nie mogę się otrząsnąć z widoku, jaki zastałam w niedzielę przy solińskiej tamie. W gawędach Kazimierza Nóżki odnajdziecie piękno polskiej przyrody i błogą ciszę lasów, ozdobioną dźwiękami natury. Mam wrażenie, że za kilkanaście lat ten błogostan zostanie tylko w takich książkach. Zachęcam, czytajcie.
IG @angelkubrick
"Niedźwiedzica z Baligrodu i inne historie Kazimierza Nóżki" działa trochę jak SSRI, tylko nie ma absolutnie żadnych skutków ubocznych (ok, ma jeden, człowiek chce się spakować i ruszyć w Bieszczady), i podobnie jak SSRI podwyższa poziom SEROTONINY. To książkowa dawka ludzkiego szczęścia, którego nieodłącznym elementem jest NATURA, a ta opowiedziana...
Lubię wygrzebywać stare książki podróżniczo-przyrodnicze, bo jest w nich świat, którego dziś już nie ma, albo wygląda zupełnie inaczej, i nawet sposób pisania o nim jest inny. Książka „Rio de Oro” Arkadego Fiedlera przenosi nas do niemal zupełnie dzikiej Brazylii. Przyrodnik znalazł się tam na zlecenie Poznańskiego Ogrodu Zoologicznego, do którego miały trafić nowe, żywe okazy zwierząt egzotycznych, oraz Muzeum Przyrodniczego w Poznaniu, które czekało na preparowane ptaki. Oprócz swojej pracy bacznym okiem śledził codzienne życie i zwyczaje brazylijskich Indian, co nie było łatwym zadaniem, ponieważ Koroadzi byli bardzo nieufni wobec europejskich przybyszów, mając ich za mierniczych, do których pałali jawną wrogością (Fiedler podróżował z leśnikiem Antonim Wiśniewskim).
Książka ukazała się na rynku w roku 1966. Wyobraźcie sobie, jak ten przedstawiony przez Arkadego świat oddziaływał na czytelników, kiedy w Polsce szarość i apatia wychylała się z każdej lodówki, o ile ją ktoś miał. Niestety raj miał też swoje mroczne oblicza. Przez kontynent przewalały się epidemie, gryzły muchy, których larwy rozwijały się pod skórą, a w tropikalnym lesie można było stanąć na żararakę, czasem niestety po raz ostatni w życiu. „Rio de Oro” czyta się jak najprawdziwszą przygodówkę. Zdania są zwięzłe, opisy trafne i czasem nawet dowcipne, dialogi ciekawe. Do sięgania po takie starocie gorąco zachęcam.
IG @angelkubrick
Lubię wygrzebywać stare książki podróżniczo-przyrodnicze, bo jest w nich świat, którego dziś już nie ma, albo wygląda zupełnie inaczej, i nawet sposób pisania o nim jest inny. Książka „Rio de Oro” Arkadego Fiedlera przenosi nas do niemal zupełnie dzikiej Brazylii. Przyrodnik znalazł się tam na zlecenie Poznańskiego Ogrodu Zoologicznego, do którego miały trafić nowe, żywe...
więcej Pokaż mimo to