-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant2
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński4
Biblioteczka
2016-04-27
2016-02-09
2014-06-25
O mój Boże, jakie to było nudne.
Pomysł napisania tej książki był z pewnością ciekawy, ale już jego wykonanie - koszmarnie nudne. Skakanie z miejsca na miejsce, monotonna narracja, przydługie dygresje i to usilne wypatrywanie bezpańskich, na wpół zdziczałych psów jako symbolu degeneracji ludzkiej cywilizacji.
Ta książka nie powinna być reklamowana jako reportaż, lecz jako zbiór esejów, pełnych metafor i filozoficznych przemyśleń. To nie jest jedna z tych książek, którą można wziąć i przeczytać. Mimo jej niewielkich gabarytów, wymaga pełnego skupienia i konsekwentnego czytania od dechy do dechy, bez żadnych przerw. Mnie się nie spodobała, ale miłośnicy takiego stylu powinni się swobodnie w niej odnaleźć.
O mój Boże, jakie to było nudne.
Pomysł napisania tej książki był z pewnością ciekawy, ale już jego wykonanie - koszmarnie nudne. Skakanie z miejsca na miejsce, monotonna narracja, przydługie dygresje i to usilne wypatrywanie bezpańskich, na wpół zdziczałych psów jako symbolu degeneracji ludzkiej cywilizacji.
Ta książka nie powinna być reklamowana jako reportaż, lecz jako...
2014-04-02
Kryzys wieku średniego - pierwsze skojarzenie po przeczytaniu książki.
Nie znam historii Autora. Wiem, że musiał zmienić miejsce pracy, gdyż jego rodzina strasznie przeżywała jego wyjazdy, zwłaszcza w charakterze korespondenta wojennego. On zaś ma kryzys powołania...
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że zawziął się na jeden cel i uzależnia od niego wszelkie decyzje. Całą karierę reporterską stawia na szali, po to tylko, by wymusić na losie spotkanie z Mandelą. Nieco to infantylne, ale los rozegrał to po swojemu i wyszło zdecydowanie lepiej.
I za to właśnie daję niską ocenę - za to marudzenie jak u 7-latka, który chcesz być wzięty na ręce. Poza tym jest to moim zdaniem niezła opowieść drogi - jazda samochodem, retrospekcje, różne wspomnienia, w tle wielka historia wielkiego człowieka i wspaniałego kraju. A koniec na lotnisku - majstersztyk. Kerouac by się nie powstydził!
Kryzys wieku średniego - pierwsze skojarzenie po przeczytaniu książki.
Nie znam historii Autora. Wiem, że musiał zmienić miejsce pracy, gdyż jego rodzina strasznie przeżywała jego wyjazdy, zwłaszcza w charakterze korespondenta wojennego. On zaś ma kryzys powołania...
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że zawziął się na jeden cel i uzależnia od niego wszelkie decyzje. Całą...
2013-05-07
Nie sposób opisać wrażenia po przeczytaniu tej książki w kilku słowach, zwłaszcza, że należy tu mówić o kilku płaszczyznach.
Przede wszystkim to napisana pięknym językiem opowieść o jednym z najbardziej zapalnych, acz mało medialnych, miejsc na Ziemi. Jagielski genialnie łączy reportaż z elementami powieści (a może na odwrót?) i będę rozczarowany, jeżeli w tym roku nie otrzyma Kapuścińskiego. Wrażenia za styl są niezapomniane, książka ani przez chwilę nie nudzi, jednocześnie nie pozwala odłożyć się na bok.
Jagielski poruszył bardzo delikatny i kontrowersyjny temat, jakim jest segregacja i uprzedzenia rasowe w Południowej Afryce. I przyznam szczerze, nie wiem co mam myśleć po tej lekturze. Na pewno skłania ona do pogłębienia wiedzy w tym temacie, ale nie faworyzuje żadnej ze stron. Swoją drogą, z przykrością się przyznaję, że argumenty ludności białej mają w moich oczach wyjątkową rację bytu. Ale od razu zadaję pytanie - co przez te setki lat dominacji na Czarnym Lądzie robiła, by obecne owoce nie wyglądały jak wyglądają?
Nie będę pisał o fabule - nie o to tu chodzi. Zwrócę jednak ponownie uwagę na jej wyśmienitą budowę. Jedno wydarzenie staje się zaczynem do szerszej relacji, która niezauważenie przechodzi w historię jednego z najgorszych pomysłów ludzkości. Po drodze wplatane są w nią historie zwykłych mieszkańców tego kraju, tak różnorodnych jak płatki śniegu.
Na koniec, jak mam to w zwyczaju, słów kilka o mojej interpretacji tytułu. W naszym kraju wypalanie traw kojarzy się przede wszystkim z nieprzemyślanymi działaniami rolników lub aktami wandalizmu. Mają one rzekomo wzbogacić glebę. Jagielski pisze o podobnym procesie, jednak w ujęciu nieco bardziej porządkowym:
"Wypalano trawy, by oczyścić ziemię z chwastów, uporządkować ją, przygotować na nowo do rodzenia. Usuwając w ten sposób kukurydzianą słomę, suche trawy i liście, farmerzy zabezpieczali gospodarstwa przed pożarami, które na sczerniałych pogorzeliskach traciły niszczycielską moc, powoli przygasały, nie czyniąc szkody. Czarni wypalali też trawę wokół swoich domów, by pozbyć się chaszczów, w których mogły kryć się węże. Bali się ich i podkładając ogień, z maczetami w dłoniach trzymali straż na progach swoich domostw, by uciekające gady nie wpełzły do izb".
Według mnie w tym fragmencie znajduje się przesłanie całej książki i metafora relacji społecznych w Południowej Afryce na tle rasowym.
Nie sposób opisać wrażenia po przeczytaniu tej książki w kilku słowach, zwłaszcza, że należy tu mówić o kilku płaszczyznach.
Przede wszystkim to napisana pięknym językiem opowieść o jednym z najbardziej zapalnych, acz mało medialnych, miejsc na Ziemi. Jagielski genialnie łączy reportaż z elementami powieści (a może na odwrót?) i będę rozczarowany, jeżeli w tym roku nie...
2013-05-03
Czytając Paula Therouxa przypominają mi się wszystkie sytuacje, podczas których mogłem lub miałem okazję komuś dogryźć w sposób subtelny, acz dobitnie ironiczny lub sarkastyczny (mówiąc potocznie - gdy mogłem komuś wrzucić, że nie było szans na ripostę). Autor jednak jest osobą uciekająca wszelkim schematom, zwłaszcza tym podróżniczym, a na pewno turystycznym.
Na tę książkę czekałem z ogromną niecierpliwością i po raz kolejny miałem wielką przyjemność przeczytać o wspaniałej podróży bardzo inteligentnego, spostrzegawczego, nieco w moich oczach marudnego pisarza i podróżnika (jak stwierdził H. Thomson "największy mizantrop wśród podróżników"). Czytając jego książki nie sposób się nudzić. Przede wszystkim jest nonkomformistą, a w przypadku podróżowania jest to ogromny atut - w ten sposób wychodzi daleko poza marginesy wszelkich przewodników turystycznych. Samodzielne poszukiwanie, ustalanie trasy wyprawy, poznawanie miejsc i ludzi - do tego potrzeba albo wielkiego samozaparcia, albo trzeba być wyjątkowo złośliwym. Uważam, że Theroux spełnia obydwa warunki, a dla czytelnika jest to ogromna korzyść.
To, za co cenię twórczość Theroux, to jednak przede wszystkim jego przygotowanie do podróży i sposób opisywania rzeczywistości. Z zazdrością śledzę kolejne jego uwagi na temat miejsc i wydarzeń im towarzyszących, w których Autor się znajduje. Olbrzymia wiedza dodaje jego prozie kolorytu i zachęca do poznania opowiadanych historii jeszcze głębiej. On sam z kolei często konfrontuje swoją wiedzę z zastaną sytuacją. W przypadku Afrykin robił to ze szczególną czułością i troską, gdyż łączy go z tym kontynentem szczególna więź.
Sama Afryka jednak w oczach Theroux jest miejscem przegrania ludzkiej godności. Pomijam fakt o kontrastach społecznych (nie tylko między krajami, lecz także wewnętrzne) - sądzę, że są to zbyt oczywiste sprawy. W książce Afryka jawi się jako miejsce permanentnej degrengolady, której końca nie widać. Pogłębiana jest ona dodatkowo przez niewłaściwie okazywaną pomoc z zewnątrz w postaci wszelkiej maści organizacji charytatywnych, które po prostu żerują na cudzym nieszczęściu.
Szansa dla Afryki rzecz jasna istnieje, o czym Theroux pisze w książce. Problemem w takim przypadku jest jak zwykle czas, który wpływa często na zmianę mentalności - w tym wypadku nie tylko Afrykanów, lecz także wspomnianych organizacji charytatywnych.
Uczucie, jakim Autor darzy to miejsce, nadaje dodatkowego smaczku całej lekturze i jest to kolejny argument, aby po książkę sięgnąć. Ja do niej zachęcam jednak przede wszystkim z powodu bardzo prostego. Każdy, kto pragnął kiedykolwiek zejść ze szlaku, a nie wie, jak zacząć, niech sięgnie po prozą podróżniczą Theorouxa. Nie tylko daje odwagi, by ruszyć w nieznane, ale przede wszystkim uczy stawiać pytania i nie przyjmować wszystkiego beznamiętnie, co kultura masowa nam oferuje. Wątek edukacyjny pomijam - tutaj fakty bronią się same, nikogo przekonywać nie muszę.
Rozpisałem się, za co serdecznie przepraszam, gdyż nie znoszę, gdy inni tak robią, licząc na przeczytanie ich wypocin. Mam jednak nadzieję, że przekonałem chociaż jedną osobę do sięgnięcia po tę książkę, gdyż czas jej poświęcony mija niezwykle przyjemnie i niepostrzeżenie, tak jak nieraz nasze wymarzone podróże.
Czytając Paula Therouxa przypominają mi się wszystkie sytuacje, podczas których mogłem lub miałem okazję komuś dogryźć w sposób subtelny, acz dobitnie ironiczny lub sarkastyczny (mówiąc potocznie - gdy mogłem komuś wrzucić, że nie było szans na ripostę). Autor jednak jest osobą uciekająca wszelkim schematom, zwłaszcza tym podróżniczym, a na pewno turystycznym.
Na tę...
2012-03-11
Ufff, przebrnąłem. W przeważającej części książka była dla mnie po prostu nudna, ale na to z kolei wpływ mogło mieć opisywane miejsce, chociaż nie ukrywam, że styl pisania Tony'ego Wheelera jest chyba zbyt przewodnikowy. Za mało reporterskiego sposobu opisywania rzeczywistości, ale być może nie było to w ogóle zamiarem Autora.
Dziwi mnie również dobór "przeklętych ziem", ponieważ nie wszystkie moim zdaniem zasługiwały w momencie wydawania książki na umieszczeniu ich w głównym zestawieniu. Wrażenie poprawia dodatek do głównej listy, jednak według mnie kilku miejsc tam zabrakło, a kilka innych powinno znaleźć się w głównym zestawieniu.
Nie jest to jednak pozycja popularnonaukowa, a jedynie autorskie zestawienie pewnych regionów na świecie, które siłą rzeczy jest subiektywne. Nie można mieć więc do tego większych uwag, ale do wspomnianego na początku stylu pisania - już tak.
Ufff, przebrnąłem. W przeważającej części książka była dla mnie po prostu nudna, ale na to z kolei wpływ mogło mieć opisywane miejsce, chociaż nie ukrywam, że styl pisania Tony'ego Wheelera jest chyba zbyt przewodnikowy. Za mało reporterskiego sposobu opisywania rzeczywistości, ale być może nie było to w ogóle zamiarem Autora.
Dziwi mnie również dobór "przeklętych ziem",...
2012-02-29
Wszyscy na pewno pamiętamy relacje z pierwszych stron gazet, newsy w telewizji i w sieci oraz w radio o wydarzeniach, które rozpoczęły się w styczniu 2011 roku w Tunezji. Wielu z nas z przejęciem obserwowało te wydarzenia, z jednej strony obawiając się reakcji reżimów na rewolucyjne ruchy, a z drugiej kibicując tamtejszym społecznościom, które ośmieliły się rzucić rękawicę skostniałym systemom. Jeżeli ktoś zastanawiał się, jak wyglądała Arabska Wiosna od kuchni, to książka Jerzego Haszczyńskiego jest świetnym sposobem, by się tego dowiedzieć.
Zbiór reportaży z różnych części arabskiego świata - tej objętej rewolucyjnym ruchem, jak i tej, która w nim nie uczestniczyła, ale jest równie ważna w walce o poszanowanie praw człowieka. Bo tak naprawdę Haszczyński opowiada właśnie o tych prawach i o ludziach, którzy chcą je uzyskać. I, co ważne, nie pisze tego z perspektywy światowych organizacji, pośredników czy negocjatorów, ale rozmawia z bezpośrednio zainteresowanymi.
Książka przybliża po części problemy Bliskiego Wschodu - świata zdominowanego przez wyznawców Allaha, ale także nielicznych diaspor żydowskich i chrześcijańskich. Dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy i zauważyłem inną - to jedna z tych książek non-fiction, których losy bohaterów można śledzić również poza kartkami i o których na pewno będzie jeszcze okazja usłyszeć. Wspaniale jest brać udział w historii, przynajmniej poprzez jej intensywną obserwację.
Wszyscy na pewno pamiętamy relacje z pierwszych stron gazet, newsy w telewizji i w sieci oraz w radio o wydarzeniach, które rozpoczęły się w styczniu 2011 roku w Tunezji. Wielu z nas z przejęciem obserwowało te wydarzenia, z jednej strony obawiając się reakcji reżimów na rewolucyjne ruchy, a z drugiej kibicując tamtejszym społecznościom, które ośmieliły się rzucić rękawicę...
więcej mniej Pokaż mimo to
Uwielbiam Paula Theroux za jego kąśliwe i niezwykle celne uwagi dotyczące współczesnego człowieka i rzeczywistości, którą kreuje. Jednak mam przykre wrażenie, że to oprócz kilku książek podróżniczych wciąż jeszcze nie niedostępnych na naszym rynku wydawniczym (redaktorzy z Czarnego, jak tam załatwianie polskiego wydania "Tao of travel"?), to była ostatnia, którą napisze z wielkiej podróży.
To już jest koniec, Autor doszedł do ściany. Wydaje mi się, że nie tylko ja będę zdania, że tą książką Theroux żegna się z czytelnikami i podróżami w znoju i niewygodzie. Nieraz w trakcie lektury można było odnieść wrażenie, że wyjątkowo ochoczo Autor wraca do luksusu wygodnych hoteli. Wiek robi swoje i nawet taki nonkonformista jak on musi przyznać, że nie wszystkie trudności związane z podróżą można znieść.
W sztafecie ma nastąpić zmiana, Autor chce podać pałeczkę dalej. Tylko czy ktoś będzie potrafił opisywać rzeczywistość w tak uszczypliwy i dosadny sposób? Nie ma ludzi niezastąpionych, ale erudycja Theroux sprawiała, że śledzenie jego marszruty stawało się współodpowiedzialnością za świat oddalony tysiące kilometrów od naszych domów, a na który wbrew pozorom mamy całkiem duży wpływ. Jego wywody wyjątkowo zmuszały do myślenia, a przemyślenia sprawiały, że wiele miejsc na mapach przestawało być tylko kompilacją barw, kresek i znaków graficznych.
Paul Theroux tą książką zakończył pewien etap swojego życia, ale na pewno nie misję z tym związaną. Wyjątkowo mocno kładzie nacisk na świadome podróżowane i wnikliwą obserwację otaczającego nas świata. Może już nikt więcej go nie spotka na afrykańskich bezdrożach, ale jego przekaz będzie tam obecny. Pytanie, kto podejmie wyzwanie i przejmie od Autora pałeczkę? Misja łatwa nie jest, o błąd nie trudno, a możliwość skonfrontowania jest dosyć prosta. Z drugiej jednak strony, jak pisze Theroux, czyż istotą podróży nie jest przekonać się czegoś na własne oczy, miast oglądać coś przez cyfrowy ekran?
Uwielbiam Paula Theroux za jego kąśliwe i niezwykle celne uwagi dotyczące współczesnego człowieka i rzeczywistości, którą kreuje. Jednak mam przykre wrażenie, że to oprócz kilku książek podróżniczych wciąż jeszcze nie niedostępnych na naszym rynku wydawniczym (redaktorzy z Czarnego, jak tam załatwianie polskiego wydania "Tao of travel"?), to była ostatnia, którą napisze z...
więcej Pokaż mimo to