-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant11
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński8
Biblioteczka
2016-04-27
2016-03-27
2016-03-21
2016-02-26
2016-02-09
2016-02-08
2016-01-26
2016-01-14
2015-12-07
2015-08-24
2015-08-31
2015-07-30
2015-07-18
2015-07-13
2015-07-07
2015-07-05
2015-06-24
2015-06-19
Prawdę mówiąc, przeczytałem już tyle książek o Rosji, że nie tyle szukam czegoś o niej nowego, co zresztą wcale już łatwe nie jest, ale bardziej staram się skupiać na formie. Pod tym względem panuje większa różnorodność, z lepszym lub gorszym efektem, ale przyznam szczerze, że ta książka mile mnie zaskoczyła.
Szczególnie zwraca uwagę podejście Autorki do ludzi. Jest niezwykle otwarta i bezpośrednia, ma niezwykłe wyczucie do swoich rozmówców, stara się do nich zbliżyć na tyle, na ile sami pozwolą. Książka jest przez to bardzo autentyczna, co dodatkowo wzmaga wybór rozmówców i bohaterów jej opowieści - są to ludzie niezwykli w swojej zwykłości. Bohaterowie w swoich mikroświatach, składających się w jedną, ogromną całość - współczesnej Rosji.
Z początku z rezerwą podszedłem do sztywnej kategoryzacji tych grup społecznych. Ktoś się uparł, że są to ludzie z Rosji Putina. W sensie dosłownym rzecz jasna nie ma co dyskutować, ale metaforycznie odniosłem pierwotnie wrażenie, że są to ludzie, którym Rosja w każdej epoce wydawałaby się taka sama. Bo czasy się zmieniają, ale imperium ma wciąż te same problemy. W trakcie czytania okazało się jednak, że jest różnica między Rosją sprzed rządów Putina a po przejęciu władzy. Szczegóły znajdują się w książce.
Nawet nie wiem, kiedy zdążyłem ją przeczytać. Opowieści bohaterów Anny Wojtychy oderwały mnie od mojej rzeczywistości i przeniosły w ciasne komunałki i plackarty kolei transsyberyjskiej - niby podobne problemy, a jednak tak inne, tak zagmatwane! Rosja to jedyne chyba miejsce na świecie, gdzie problemy widziane z zewnątrz są niewiarygodnie skomplikowane wewnątrz. Anna Wojtycha zaś to osoba, którą tą Rosją przesiąkła i z którą można w ciemno do niej jechać, nawet jeżeli oznaczałoby to szereg nieprzyjemności. Bo nawet niechciane, to okazują się cennymi doświadczeniami. Zdecydowanie polecam!
Prawdę mówiąc, przeczytałem już tyle książek o Rosji, że nie tyle szukam czegoś o niej nowego, co zresztą wcale już łatwe nie jest, ale bardziej staram się skupiać na formie. Pod tym względem panuje większa różnorodność, z lepszym lub gorszym efektem, ale przyznam szczerze, że ta książka mile mnie zaskoczyła.
Szczególnie zwraca uwagę podejście Autorki do ludzi. Jest...
2015-06-14
Takie książki nigdy nie powinny mieć końca. O języku można mówić i mówić, a temat nigdy nie miałby końca - tak żywy i dynamiczny jest język.
Książka ta to poza fascynującą wyprawą w świat języków orientalnych ogólnie pojętego Wschodu (trochę Kaukazu, trochę języków irańskich i jeszcze wiele innych), to przede wszystkim benefis Autora, prof. Andrzeja Pisowicza. Dwójka młodych znawców Wschodu - prawdopodobnie wychowankowie profesora - zdecydowali się w przededniu przejścia profesora na emeryturę przeprowadzić z nim zbiór rozmów o jego pasji, jakim są języki orientalne, trochę o sytuacji społeczno-politycznej w krajach, w których spędził spory kawałek życia, a przede wszystkim o jego życiu.
Językoznawstwo jest naprawdę ciekawe, ale sposób prowadzenia rozmowy na ten temat może uczynić jeszcze ciekawszym. I tak jest właśnie w tej książce.
Takie książki nigdy nie powinny mieć końca. O języku można mówić i mówić, a temat nigdy nie miałby końca - tak żywy i dynamiczny jest język.
Książka ta to poza fascynującą wyprawą w świat języków orientalnych ogólnie pojętego Wschodu (trochę Kaukazu, trochę języków irańskich i jeszcze wiele innych), to przede wszystkim benefis Autora, prof. Andrzeja Pisowicza. Dwójka...
2015-05-15
Prawdę mówiąc, książka mocno mnie rozczarowała. Spodziewałem się czegoś równie spektakularnego jak gry Wisły w Pucharze UEFA w sezonie 2002/03. Tymczasem otrzymałem zbiór kilku (no dobra, kilkudziesięciu) anegdotek, które równie dobrze mogli sobie opowiadać kumple przy piwie.
Widać, że książkę pisał dziennikarz, a nie pisarz czy choćby redaktor. Teksty są typowe do druku w kolumnach - zwięzłe, lakoniczne. Brakuje ewidentnie jakiejś głębi, rozwinięcia niektórych wątków czy dodania kontekstu do zawartych. Tak jakby książka była drukowana wcześniej w "Przeglądzie Sportowym", w którym Autor pracuje, a później dopiero, bez dodatkowej redakcji, przedrukowane do książki. Brakowało mi pełnego opisu wydarzeń - choćby wspomniany sezon 2002/03. Od razu zaczyna się analiza od spotkania z Parmą, zapominając, że symptomy dobrej gry pojawiły się już w dwumeczach z NK Primorje i Glentoranem Belfast. Jest to jeden z przykładów. Brak czasu, miejsca, informacji, chęci na zebranie i spisanie tego wszystkiego?
Dosyć późno się dowiedziałem, że ta książka powstaje. Na początku, jak zobaczyłem jej zapowiedź to od razu pierwszą myślą był fakt, że będzie to wielkie tomiszcze (co najmniej format B5), jakieś 600 stron plus twarda oprawa jako wielki finał. A tu dostałem... broszurkę. Czterysta stron z hakiem, ale sam tekst, a jakiekolwiek zdjęcia to raptem parę kartek w samym środku książki. Srodze się zawiodłem.
Miło było powspominać dzieje chwały. Ale nawet, gdy kibice świętowali największe sukcesy, to zawsze w tej beczce miodu była łyżka dziegciu. A co dopiero, gdy drużyna była w dołku. Mateusz Miga starał się szczegółowo opisywać wszystkie te wydarzenia, dopytywał kogo mógł, ale efekt był taki, że książka jest niedopowiedziana. Argumentacja, skąd się wzięła taka, a nie inna forma jest zrozumiała, lecz mimo wszystko niedosyt pozostaje. Aczkolwiek to, co znalazło się ostatecznie w książce, pomaga zrozumieć kontekst niektórych wydarzeń (jak choćby "ledwie" wicemistrzostwo Polski w sezonie 1999/2000).
Wisła Kraków ery Bogusława Cupiała to przeogromny i fascynujący materiał na książkę, ale potencjał ten nie został w pełni wykorzystany. Tak wspaniały klub jak Wisła zasługuje na coś więcej, na lepszą książkę. Dzięki Wiśle zacząłem interesować się piłką nożną, dzięki niej przeżywałem cudowne chwile, ale i wielkie rozczarowania. Do dziś boiskowym wzorem do naśladowania jest dla mnie Tomasz Frankowski (niemal płakałem, gdy opuszczał Wisłę). Lektura ta daje wspomnień czar, jednak mimo wszystko pozostaje gorzkie wrażenie.
Prawdę mówiąc, książka mocno mnie rozczarowała. Spodziewałem się czegoś równie spektakularnego jak gry Wisły w Pucharze UEFA w sezonie 2002/03. Tymczasem otrzymałem zbiór kilku (no dobra, kilkudziesięciu) anegdotek, które równie dobrze mogli sobie opowiadać kumple przy piwie.
Widać, że książkę pisał dziennikarz, a nie pisarz czy choćby redaktor. Teksty są typowe do druku w...
Uwielbiam Paula Theroux za jego kąśliwe i niezwykle celne uwagi dotyczące współczesnego człowieka i rzeczywistości, którą kreuje. Jednak mam przykre wrażenie, że to oprócz kilku książek podróżniczych wciąż jeszcze nie niedostępnych na naszym rynku wydawniczym (redaktorzy z Czarnego, jak tam załatwianie polskiego wydania "Tao of travel"?), to była ostatnia, którą napisze z wielkiej podróży.
To już jest koniec, Autor doszedł do ściany. Wydaje mi się, że nie tylko ja będę zdania, że tą książką Theroux żegna się z czytelnikami i podróżami w znoju i niewygodzie. Nieraz w trakcie lektury można było odnieść wrażenie, że wyjątkowo ochoczo Autor wraca do luksusu wygodnych hoteli. Wiek robi swoje i nawet taki nonkonformista jak on musi przyznać, że nie wszystkie trudności związane z podróżą można znieść.
W sztafecie ma nastąpić zmiana, Autor chce podać pałeczkę dalej. Tylko czy ktoś będzie potrafił opisywać rzeczywistość w tak uszczypliwy i dosadny sposób? Nie ma ludzi niezastąpionych, ale erudycja Theroux sprawiała, że śledzenie jego marszruty stawało się współodpowiedzialnością za świat oddalony tysiące kilometrów od naszych domów, a na który wbrew pozorom mamy całkiem duży wpływ. Jego wywody wyjątkowo zmuszały do myślenia, a przemyślenia sprawiały, że wiele miejsc na mapach przestawało być tylko kompilacją barw, kresek i znaków graficznych.
Paul Theroux tą książką zakończył pewien etap swojego życia, ale na pewno nie misję z tym związaną. Wyjątkowo mocno kładzie nacisk na świadome podróżowane i wnikliwą obserwację otaczającego nas świata. Może już nikt więcej go nie spotka na afrykańskich bezdrożach, ale jego przekaz będzie tam obecny. Pytanie, kto podejmie wyzwanie i przejmie od Autora pałeczkę? Misja łatwa nie jest, o błąd nie trudno, a możliwość skonfrontowania jest dosyć prosta. Z drugiej jednak strony, jak pisze Theroux, czyż istotą podróży nie jest przekonać się czegoś na własne oczy, miast oglądać coś przez cyfrowy ekran?
Uwielbiam Paula Theroux za jego kąśliwe i niezwykle celne uwagi dotyczące współczesnego człowieka i rzeczywistości, którą kreuje. Jednak mam przykre wrażenie, że to oprócz kilku książek podróżniczych wciąż jeszcze nie niedostępnych na naszym rynku wydawniczym (redaktorzy z Czarnego, jak tam załatwianie polskiego wydania "Tao of travel"?), to była ostatnia, którą napisze z...
więcej Pokaż mimo to