-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant11
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński8
Biblioteczka
2016-02-09
2015-06-19
2015-06-14
Takie książki nigdy nie powinny mieć końca. O języku można mówić i mówić, a temat nigdy nie miałby końca - tak żywy i dynamiczny jest język.
Książka ta to poza fascynującą wyprawą w świat języków orientalnych ogólnie pojętego Wschodu (trochę Kaukazu, trochę języków irańskich i jeszcze wiele innych), to przede wszystkim benefis Autora, prof. Andrzeja Pisowicza. Dwójka młodych znawców Wschodu - prawdopodobnie wychowankowie profesora - zdecydowali się w przededniu przejścia profesora na emeryturę przeprowadzić z nim zbiór rozmów o jego pasji, jakim są języki orientalne, trochę o sytuacji społeczno-politycznej w krajach, w których spędził spory kawałek życia, a przede wszystkim o jego życiu.
Językoznawstwo jest naprawdę ciekawe, ale sposób prowadzenia rozmowy na ten temat może uczynić jeszcze ciekawszym. I tak jest właśnie w tej książce.
Takie książki nigdy nie powinny mieć końca. O języku można mówić i mówić, a temat nigdy nie miałby końca - tak żywy i dynamiczny jest język.
Książka ta to poza fascynującą wyprawą w świat języków orientalnych ogólnie pojętego Wschodu (trochę Kaukazu, trochę języków irańskich i jeszcze wiele innych), to przede wszystkim benefis Autora, prof. Andrzeja Pisowicza. Dwójka...
2015-04-26
1 września 2004 roku miałem dawno skończone 16 lat, była środa i rano miałem rozpocząć kolejny ważny etap w moim życiu. Po okresie gimnazjalnym, pełnym miłych wspomnień i cennych doświadczeń, szedłem do ogólniaka, który miał być ostatnią prostą przed studiami. Byłem ciekaw, co życie przyniesie w tych nowych okolicznościach. Jakie nowe twarze spotkam, jakim wyzwaniom i obowiązkom będę musiał podołać. Po powrocie do domu dzień mijał mi chyba beztrosko, nie pamiętam tego dokładnie.
Pamiętam za to wiadomości w telewizji o Biesłanie - zakładnicy, terroryści, zabici, zabarykadowanie się w budynku szkoły. Informacje się powtarzały, nic nowego nie wnosiły. Poza tym to było gdzieś daleko, gdzieś, gdzie zawsze do siebie strzelają i wiecznie nie ma spokoju. Trzeciego dnia telewizje informowały o szturmie służb specjalnych i odbiciu zakładników. Wielu z nich zginęło, tak samo jak terroryści, a sama szkoła uległa niemal całkowitemu zniszczeniu.
Nie przywiązywałem wtedy do tych informacji większej uwagi. Owszem, byłem wstrząśnięty i poruszony faktem, że ginęły małe dzieci. Ale jak to bywa z młodymi konformistami, zbyt głupimi i dyletanckimi, by przejmować się cudzą tragedią w jakimś dzikim kraju, po paru dniach nie zaprzątało to już mojej głowy.
Książka Zbigniewa Pawlaka i Jerzego Wlazły oddaje głos tamtym dniom i przede wszystkim tamtym ludziom, którym życie odcisnęło straszne piętno. Te wszystkie liczby, anonimowe twarze nabrały ludzkich kształtów. Wydarzenia sprzed ponad dziesięciu lat wróciły do mnie z siłą, jakby to działo się przed chwilą. Zbigniew Pawlak, którego głównie jest to dzieło, oddaje głos wszystkim uczestnikom tamtych wydarzeń. Głównie dzięki przeprowadzanym rozmowom z mieszkańcami Biesłanu otrzymujemy dzieło kompletne - reportaż pozbawiony wszelkich zahamowań emocjonalnych, okazujący współczucie ofiarom i rozkładając na czynniki pierwsze motywacje sprawców. Gdzie nie można było, Autorzy fakty wspierali fikcją, ale robili to w taki sposób, by nie burzyć układu tej historii, a jedynie by białe plamy nie zniekształcały kontekstu poszczególnych zdarzeń.
Prace nad książką poprzedziły szczegółowe analizy materiałów prasowych, których o Biesłanie powstało całe multum. Jednak siłą książki są wspomniane rozmowy - bez nich byłaby to sucha analiza faktów. Rozmowom tym towarzyszą najróżniejsze emocje, cały ich przekrój - od rozpaczy przez chęć odwetu do akceptacji i szczęścia z ocalenia. To rozróżnienie to obecnie chyba największa kość niezgody miasta. Dzieli się na tych, którzy doświadczyli tragedii i na tych, którzy nigdy tego nie zrozumieją. Dużo czasu upłynie, nim to się zmieni.
Brak słów, by opisać tę tragedię. Dzięki tej książce przestaje ona być czymś odległym, niezrozumiałym. Jej uczestnicy stają się prawdziwymi ludźmi z krwi i kości, a odległy kraj przestaje być dziki i niezrozumiały.
Przez te dziesięć lat bardzo się zmieniłem. Przede wszystkim zacząłem interesować się Wschodem, zacząłem rozumieć ludzi tam mieszkających, w jakich realiach przyszło im żyć i z czym muszą się na co dzień mierzyć. Może gdybym miał tę wiedzę i empatię we wrześniu 2004 roku, nie zapomniałbym tak szybko o mieszkańcach Biesłanu. Dzięki tej książce tak już nie będzie. Odciska silny ślad i nie pozwala być obojętnym. Bo to człowiek jest w niej najważniejszy. Dawno już nie czytałem czegoś, co tak silnie to akcentuje. Człowiek, nade wszystko człowiek...
1 września 2004 roku miałem dawno skończone 16 lat, była środa i rano miałem rozpocząć kolejny ważny etap w moim życiu. Po okresie gimnazjalnym, pełnym miłych wspomnień i cennych doświadczeń, szedłem do ogólniaka, który miał być ostatnią prostą przed studiami. Byłem ciekaw, co życie przyniesie w tych nowych okolicznościach. Jakie nowe twarze spotkam, jakim wyzwaniom i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Prawdę mówiąc, przeczytałem już tyle książek o Rosji, że nie tyle szukam czegoś o niej nowego, co zresztą wcale już łatwe nie jest, ale bardziej staram się skupiać na formie. Pod tym względem panuje większa różnorodność, z lepszym lub gorszym efektem, ale przyznam szczerze, że ta książka mile mnie zaskoczyła.
Szczególnie zwraca uwagę podejście Autorki do ludzi. Jest niezwykle otwarta i bezpośrednia, ma niezwykłe wyczucie do swoich rozmówców, stara się do nich zbliżyć na tyle, na ile sami pozwolą. Książka jest przez to bardzo autentyczna, co dodatkowo wzmaga wybór rozmówców i bohaterów jej opowieści - są to ludzie niezwykli w swojej zwykłości. Bohaterowie w swoich mikroświatach, składających się w jedną, ogromną całość - współczesnej Rosji.
Z początku z rezerwą podszedłem do sztywnej kategoryzacji tych grup społecznych. Ktoś się uparł, że są to ludzie z Rosji Putina. W sensie dosłownym rzecz jasna nie ma co dyskutować, ale metaforycznie odniosłem pierwotnie wrażenie, że są to ludzie, którym Rosja w każdej epoce wydawałaby się taka sama. Bo czasy się zmieniają, ale imperium ma wciąż te same problemy. W trakcie czytania okazało się jednak, że jest różnica między Rosją sprzed rządów Putina a po przejęciu władzy. Szczegóły znajdują się w książce.
Nawet nie wiem, kiedy zdążyłem ją przeczytać. Opowieści bohaterów Anny Wojtychy oderwały mnie od mojej rzeczywistości i przeniosły w ciasne komunałki i plackarty kolei transsyberyjskiej - niby podobne problemy, a jednak tak inne, tak zagmatwane! Rosja to jedyne chyba miejsce na świecie, gdzie problemy widziane z zewnątrz są niewiarygodnie skomplikowane wewnątrz. Anna Wojtycha zaś to osoba, którą tą Rosją przesiąkła i z którą można w ciemno do niej jechać, nawet jeżeli oznaczałoby to szereg nieprzyjemności. Bo nawet niechciane, to okazują się cennymi doświadczeniami. Zdecydowanie polecam!
Prawdę mówiąc, przeczytałem już tyle książek o Rosji, że nie tyle szukam czegoś o niej nowego, co zresztą wcale już łatwe nie jest, ale bardziej staram się skupiać na formie. Pod tym względem panuje większa różnorodność, z lepszym lub gorszym efektem, ale przyznam szczerze, że ta książka mile mnie zaskoczyła.
więcej Pokaż mimo toSzczególnie zwraca uwagę podejście Autorki do ludzi. Jest...