-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński2
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać7
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać1
Biblioteczka
2023-05-15
2022-07-05
2023-05-18
2022-12-01
2022-12-08
2022-09-05
2019-09-16
Po lekturze "Solaris" poszedłem za ciosem i przeczytałem książkę Wattsa, nazywaną duchowym następcą arcydzieła Lema.
Przyznam się, że po lekturze byłem po części zachwycony. Był to mój pierwszy kontakt z tak szczegółowym hard sci-fi. Bardzo mi się spodobał sam koncept, gdzie autor stara się większość tematyki zakotwiczyć w obecnym stanie odkryć naukowych i istniejących teorii. Użyte pomysły mają naukowe podstawy, a sam autor imponuje wiedzą naukową z wielu dziedzin. Pod koniec miałem wrażenie że przeczytałem rocznik Scientific American podany w fabularnej formie.
Słowo "hard" nie pada tu jednak na wyrost. Próg wejścia w tę książkę jest wysoki i lektura jest wyznaniem intelektualnym (czyli tym, co tygryski lubią najbardziej). Autor pisze dość mocno specyficznym, trudnym językiem, pełnym wyrażeń naukowych, cynizmu i bardzo dziwnych, często mocno wyszukanych porównań. Kogoś, kto nie jest za bardzo zaznajomiony z tematyką podejmowaną w książce, ze stanem nauki w dziedzinie fizyki i badań/eksperymentów neurologicznych, może czuć się zagubiony. Po jakimś czasie można się do tego przyzwyczaić, a język poniekąd wynika z faktu, że całość jest opowiadana przez głównego bohatera mającego problemy z empatią. Muszę przyznać, że z początku uważałem ten sposób pisania za nadmiernie pretensjonalny i mglisty, ale po pewnym czasie mi się spodobał, choć niewątpliwe jest to, że ta książka mogła być napisana przystępniej.
Sama fabuła trzyma w napięciu, książke czytałem szybko, wciąga. Czytelnik chce poznać co się wydarzy dalej i co to będzie oznaczało, chce poznać przesłanie autora i jego komentarze. Wizja przyszłości przedstawiona przez autora jest smiała, mocno intrygująca, nieszablonowa i w jakimś stopniu prawdopodobna. Jeśli chodzi o sam motyw pierwszego kontaktu mamy do czynienia z oryginalnym pomysłem. To nie jedyne podobieństwo z Solaris. Autor tak jak Lem komentuje stan obecnej nauki, a także kierunek do którego zmierza ludzkość, czy wyzwania przed jakimi stoimy w kwestii choćby pierwszego kontaktu. Toczy (neuro)filozoficzne rozważania na temat ludzkiej natury i świadomości. Całość podlana cynizmem i ponurym sosem. Istnieje jednak zasadnicza różnica z Solaris - ta książka nie jest interpretowalna na wiele sposóbów, tak jak na wielkie dzieło literatury przystało. Przedstawia konkretną neurofilozofię autora, nie pozostawia wiele do interpretacji, choć autor uświadamia czytelnika, że istnieją alternatywne punkty widzenia.
Głównym motywem w książce jest pojęcie świadomości. Wizje i opinie roztarzane przez autora mogą szokować, ale są oparte na rzeczywistych doświadczeniach, albo raczej, doświadczeniu. Wcześniej jednak pisałem, że byłem zachwycony "po części". Doświadczenie na które się powołuje jest w książce i na którym praktycznie oparto całą książke jest przedstawiane jak prawda objawiona, podczas gdy w rzeczywistym świecie jest przedmiotem głębokich dyskusji i interpretacji i z pewnością nie zamyka tematu. Stąd może zaskakiwać aż tak wyraźne i utwierdzone stanowisko autora, zaczerpnięte od wielu neurofilozofów przedstawiających podobne poglądy.
Sama książka ma ogromny walor edukacyjny i to chyba jej największy plus. To fantastyczny wstęp do tematyki neurofilozofii i samej neurologii. Każdy pomysł czy wizja jest zaczerpnięta z obecnej nauki, a na końcu autor komentuje pomysły przedstawione w książce i przedstawia obszerną bibliografię na której ją oparł. Tym byłem zachwycony. Od razu zamówiłem parę wymienionych pozycji w temacie świadomości, a także te niewymienione, a szanowane - warto w końcu poznać wiele innych opinii w temacie.
Przy okazji tej książki, jak i bardzo dużej liczby pozycji fantastycznych wraca dyskusja nad bezsensownym podziałem literackim na literature piękną i gatunkową. W społeczeństwie, które już przesiąkneło wynalazkami naukowymi i się od nich uzależniło, i gdzie nauka wpływa tak mocno na światopogląd i cały świat, żaden inny gatunek tak jak sci-fi nie nadaje się lepiej do rozważań humanistycznych, co z reguły było konikiem literatury pięknej.
Ambitne sci-fi to nie tylko rozrywka, mamy tu sporo wiedzy naukowej zawartej w zwięzłej formie a także humanistyczne, głebokie rozważania i komentarze filozoficzne o naturze człowieka i świadomości nawet z odnośnikiem, gdzie kontynuować dalej podróż w tej tematyce. Czyli to, po co sięga się min. po literaturę piękną, a nawet znacznie więcej...
Polecam, jako książkę fabularną jako tako, a także jako punkt startu z tematyką w niej zawartą. Bo podejrzewam, że większości z Was treść książki zaskoczy, może nawet przerazi, a chyba z pewnością zaintryguje, w tym stopniu, że będziecie chcieli zgłębiać tematyke neurofilozoficzną dalej.
Po lekturze "Solaris" poszedłem za ciosem i przeczytałem książkę Wattsa, nazywaną duchowym następcą arcydzieła Lema.
Przyznam się, że po lekturze byłem po części zachwycony. Był to mój pierwszy kontakt z tak szczegółowym hard sci-fi. Bardzo mi się spodobał sam koncept, gdzie autor stara się większość tematyki zakotwiczyć w obecnym stanie odkryć naukowych i istniejących...
2021-11-05
Gaiman musi mieć bardzo oddaną grupę psychofanów, że sprawili, aby tak przeciętna książka wygrała nagrodę Hugo. Przeznaczona dla młodego czytelnika i prawie w całości osadzona w tradycji chrześcijańskiej z elementami różnych mitologii wrzuconymi do miksu. Ostatecznie książka głównie dla dzieci, ale swoim dzieciom tego do czytania nie dam. Dość powiedzieć, że całość opiera się na smutnej koncepcji, że ludzie po śmierci pochowani na cmentarzu... zostają duchami mieszkającymi na cmentarzu mającymi tam chyba mieszkać po wsze czasy. Serio, w książce dla dzieci coś takiego...
Gaiman musi mieć bardzo oddaną grupę psychofanów, że sprawili, aby tak przeciętna książka wygrała nagrodę Hugo. Przeznaczona dla młodego czytelnika i prawie w całości osadzona w tradycji chrześcijańskiej z elementami różnych mitologii wrzuconymi do miksu. Ostatecznie książka głównie dla dzieci, ale swoim dzieciom tego do czytania nie dam. Dość powiedzieć, że całość opiera...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-06-23
2020-12-26
2020-03-15
2021-03-05
Nie należy się bać krytykować najnowszego dzieła Susanny Clarke. Powieść stanowi oryginalne połączenie gatunków z nietypową kreacją świata i rzadko używaną epistolarną formą, wszystko podlane sosem Gene'a Wolfe'a. Jednak pod wszystkim kryje się dość prosta historia, forma jak i tempo mogą irytować, denerwuje także spora ilość tzw. "idiot balls', czyli sytuacji w których jedna z postaci powieści zachowuje się wyjątkowo głupio albo w sposób nie pasujący do niej tylko po to, aby popchąć akcję do przodu w kierunku wskazanym przez autora. Ogólnie miałem wrażenie, że Susanna ledwie musnęła temat i możliwości były znacznie większe. Zresztą sama przyznała, że przez problemy zdrowotne wybrała coś mniejszego i łatwiejszego zamiast porywać się na kontynuację JS&Norella, która szła jej opornie, co poniekąd to wszystko tłumaczy. Trzeba się cieszyć z powrotu, oby zdrowie dopisywało i czekamy na więcej. Ciekawe czy jeszcze do tego świata powróci, bo detali na temat przyszłej książki "The Cistern" chyba na razie brak.
Nie należy się bać krytykować najnowszego dzieła Susanny Clarke. Powieść stanowi oryginalne połączenie gatunków z nietypową kreacją świata i rzadko używaną epistolarną formą, wszystko podlane sosem Gene'a Wolfe'a. Jednak pod wszystkim kryje się dość prosta historia, forma jak i tempo mogą irytować, denerwuje także spora ilość tzw. "idiot balls', czyli sytuacji w których...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-02-12
Wobec Tigany miałem duże oczekiwania, bo przedstawiana według wielu była jako jedna z lepszych powieści fantasy nie będąca częścią dłuższego cyklu. W ostateczności dostałem tylko kulturalną i lekko pompatyczną fantasy fantasy, ze sporą ilością typowych dla tego typu wątków i klisz, przez co dla mnie jest to mimo wszystko rozczarowanie. Na domiar złego niektóre postaci wydają się mało wiarygodne, a zwłaszcza ich działania dokonywane pod wpływem ich motywacji i sytuacji w której się znajdują.
Styl prozy Kaya może się podobać, jednak jak większość książek fantasy cierpi na ogromną ilość opisów. Fabuły w tej książce nie było aż na taki rozmiar. Autor niestety też chyba uważa, że czytelnik czyta to z mapą u boku, bo co chwila nawiązuje do jakiejś geograficznej lokalcji wymienionej na mapie. Jest to irytujące nawet dla mnie niemającego problemów z orientacją. Aż przypomniało mi się jak Abercrombie odpowiedział, że nie umieszcza map w swoich książkach, bo chce, aby czytelnik skupił się na historii i postaciach, a nie na geografii wykreowanego świata. Po zakończeniu lektury dostajemy opracowanie książki przez samego autora, który wykłada czarno na białym jakie wątki i kwestie z reguły niezwiązane z fantasy przemycił i poruszył w tej książce. Trochę mnie tym rozczulił, dałby chłop chociaż swojemu czytelnikowi trochę samemu pomyśleć nad tym co przeczytał, zwłaszcza, że nie było tu jakiejś oszałamiającej głębi.
Na plus całkiem niezłe sceny seksu, a o to w literaturze nie tylko fantasy ciężko. Ogólnie przyjemna lektura, ale bez rewelacji. Podobno w następnych powieściach Kayowi poszło lepiej. Nie omieszkam sprawdzić, czy to prawda w bliżej niesprecyzowanej przyszłości.
Wobec Tigany miałem duże oczekiwania, bo przedstawiana według wielu była jako jedna z lepszych powieści fantasy nie będąca częścią dłuższego cyklu. W ostateczności dostałem tylko kulturalną i lekko pompatyczną fantasy fantasy, ze sporą ilością typowych dla tego typu wątków i klisz, przez co dla mnie jest to mimo wszystko rozczarowanie. Na domiar złego niektóre postaci...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-05-28
2020-01-19
Drugi tom w trylogii z reguły okazuje się najtrudniejszy do napisania i tak też było w tej powieści. Akcja wyraźnie zwolniła tempa, mamy dużo potyczek (ilość sieczki i juchy mnie już zaczęła w tym tomie irytować), autor skupia się na rozwoju postaci, aby w następnym tomie zaprowadzić je do trochę zaskakującego miejsca. Bierze też na warsztat pewną bardzo znaną powieść fantasy i bawi się jej motywami. Niektórzy mogą zarzucić brak oryginalności i będą mieli trochę racji. Jest to z pewnością najłabszy tom trylogii, co nie znaczy, że jest to słaba książka. Bynajmniej, wciąż mamy do czynienia z bardzo dobrą pozycją fantasy, którą czyta się przyjemnie. Trzeba przyznać, że pisarki styl Abercrombiego jest świetny. Po skończeniu tomu autentycznie chciałem szybko sięgnąć po kolejny, aby zobaczyć dokąd dokładnie zmierza ta historia. Czyli, mimo pewnych problemów, autor osiągnął zamierzony cel.
Drugi tom w trylogii z reguły okazuje się najtrudniejszy do napisania i tak też było w tej powieści. Akcja wyraźnie zwolniła tempa, mamy dużo potyczek (ilość sieczki i juchy mnie już zaczęła w tym tomie irytować), autor skupia się na rozwoju postaci, aby w następnym tomie zaprowadzić je do trochę zaskakującego miejsca. Bierze też na warsztat pewną bardzo znaną powieść...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-04-02
Po lekturze nijak nie wiem dlaczego tak książka ma tak wysoką ocenę, ani dlaczego ten autor ma tak wielu fanów.
Ot, zwykłe czytadło fantasy. O ile pomysł na wydarzenia był ciekawy, o tyle całą książkę zabiły sztampowe postacie (jedynie Hrathen się wyłamywał) i niezbyt udane dialogi. Oczywiście standardowo jasny podział na dobro i zło. Kompletny brak umiejętności stworzenia ciekawych postaci pobocznych. Sposób w jaki przedstawiał kobiety (wszystkie głupie i puste, poza główną bohaterką i partnerkami bohaterów oczywiście) wręcz karygodny i zasługujący na potępienie. Autor wolno buduje dość prosty świat ze skomplikowanym system magicznym (jakby to było najważniejsze!), akcja toczy się w miarę powoli, aby na końcu zakończyć się absurdalnie szybkim tempem. Magią jest oczywiście bardzo ważna, tak ważna, że staje się praktycznie sposobem na rozwiązanie wszystkich problemów bohaterów. Fascynujące! Plus post scriptum, w którym autor robi sam sobie małe fellatio. Szkoda zmarnowanego potencjału. Na plus: autor ślizga się po dość poważnych tematach, a jego rozważania na temat wiary jak i mocna krytyka religii w świetle działań politycznych są nawet interesujące. Widać, że autor jest mormonem i w tej tematyce czuje się pewnie, choć rozdziały zawierające tę tematykę zostały w drugiej części książki skróconego do niezbędnego minimum.
Poza tym, książka jest rozwleczona, spokojnie powinna być o połowę krótsza. Wprost wypełniona jest nic albo niewiele wnoszącymi monologami wewnętrznymi. Postacie mają chyba mózgi działające na gigantycznie szybkich obrotach, bo potrafią odbyć monolog wewnętrzny na pół strony w środku rozmowy z kimś innym.
Nie rozumiem zachwytów i z pewnością prędko po kolejne dzieła tego pisarza nie sięgnę, jeśli w ogóle. Mam wrażenie, że właśnie tacy autorzy jak Sanderson nie robią dobrej reklamy fantasy, a to właśnie po Sandersona mogą sięgnąć najpierw ludzie chcący się zaznajomić z tym gatunkiem, opierając się na ocenach w takich portalach jak tutaj, czy zalewie rekomendacji psychofanów na forach. Nie dziwi potem opinia, że jest to literatura niewarta inwestowania w nią czasu i stawiana na równi (albo nawet uważana za gorszą) niż inne sztampy w kategorii literatury gatunkowej. Bo tym właśnie ta książka jest, sztampową pozycją.
Po lekturze nijak nie wiem dlaczego tak książka ma tak wysoką ocenę, ani dlaczego ten autor ma tak wielu fanów.
Ot, zwykłe czytadło fantasy. O ile pomysł na wydarzenia był ciekawy, o tyle całą książkę zabiły sztampowe postacie (jedynie Hrathen się wyłamywał) i niezbyt udane dialogi. Oczywiście standardowo jasny podział na dobro i zło. Kompletny brak umiejętności stworzenia...
2019-11-15
Pozycja pokazująca ogromny potencjał w gatunku fantastyki, otwierający ogromne pole do tworzenia oryginalnych historii o dużej wartości literackiej.
Autor zabiera czytelnika w podróż po Ameryce, próbując odpowiedzieć co to znaczy tak naprawdę być Amerykaninem i zbadać genezę, a także wczesne i późne uwarunkowania kulturowe. Amerykańskość zostaje przedstawiona jako subiektywny koncept. Autor zadaje pytania, dając czytelnikowi możliwość odpowiedzenia na nich samemu. Punktuje dobre i złe strony amerykańskiej kultury. Czytałem wersję autorską, w której autor wręcz jedzie po bandzie w niektórych krytycznych fragmentach. Standardowa wersja jej ich pozbawiona, dbając o bardziej przychylne przyjęcie powieści w Ameryce. Oczywiście polecam czytanie tylko wersji autorskiej.
Neil zarzuca czytelnika masą smaczków i nawiązań min. do popkultury, muzyki, a także innych literackich dzieł. Sporo z nich pewnie niestety zatraca się w tłumaczeniu. Gaiman popisuje się też szeroką wiedzą na temat wszelakich bóstw wyznawanych w różnych częściach świata na przekroju dziejów.
[Interpretacja/małe spoilery]
Historia o konflikcie nowych i starych bogów staje się alegorią do obecnego w 2001 wieku starcia nowych technologii nabierających coraz większego znaczenia w życiu Amerykanów (i nie tylko), zabierając miejsce w umysłach zarezerwowane dotychczas dla religii. Gaiman negatywnie ocenia obie strony konfliktu. Zauważając brutalne, zwierzęce i płytkie genezy niektórych wierzeń, przyjmuje ogólne stanowisko antyreligijne, stawiając na samoświadomość duchową jednostki i uniwersalne wartości (miłość, empatia, życzliwość, ogólnie pojęta dobroć). Nie wróży dawnym religiom przyszłości, dominuje ton, że są skazane na wymarcie lub odejście w niszę. Dostaje się też nowym technologiom i środkom przekazu, coraz bardziej dominujących i definiujących ludzkie żywoty. Autor z niesamowitą precyzją przewiduje (powieść powstała w 2001 roku) jak negatywny wpływ będzie miał rozwój technologii mobilnej i internetu na społeczeństwo.
Trudno mi też nie przenieść alegorii o wojnie bóstw na współczesny grunt, gdzie trwa konflikt kulturowo-polityczny, także w Polsce, pomiędzy postępowym myśleniem, a konserwantyzmem z zachowaniem tradycji religijnej. W tym kontekście łatwo się domyślić, jakie jest stanowisko autora.
Pod przykrywką powieści fantasty, dostajemy więc głęboką analizę kulturową. Wartkiej akcji tu nie uświadczymy, ale też nie jest ona tu najważniejsza. Mnie najbardziej spodobały się właśnie przerywniki fabularne, w których autor badał genezy powstania Ameryki i konkretnych migracji. Szokujący jest fragment o niewolnictwie, w którym Neil akcentuje ogrom cierpienia, uzmysławiając, że czarnoskórych niewolników traktowano równie okrutnie, jak Żydów w obozach koncentracyjnych. Spodobało mi się też bardzo wyznanie, po co tak naprawdę czytamy ksiązki.
[Koniec Interpretacji/małych spoilerów]
Pod wieloma względami, zwłaszcza jako powieść fantasy, jest to powieść wybitna. Z pewnością nie jest to łatwa i przyjemna lektura, ale otwiera pole do przemyśleń, dyskusji i interpretacji. Udowadnia jak duży potencjał literacki tkwi w gatunku powieści fantastycznych. Powieść nieprzypadkowo zgarnęła największe nagrody w gatunku (Hugo, Nebula, Locus), ale została też doceniona przez wielu krytyków zafiksowanych na podziale powieści literackich i gatunkowych. Podziale, który co chwila powtarzam, nie ma żadnego sensu, czego ta powieść jest świetnym przykładem.
Pozycja pokazująca ogromny potencjał w gatunku fantastyki, otwierający ogromne pole do tworzenia oryginalnych historii o dużej wartości literackiej.
Autor zabiera czytelnika w podróż po Ameryce, próbując odpowiedzieć co to znaczy tak naprawdę być Amerykaninem i zbadać genezę, a także wczesne i późne uwarunkowania kulturowe. Amerykańskość zostaje przedstawiona jako...
2019-12-31
"- Tratwy...
- Tratwy..."
"- Tratwy...
Pokaż mimo to- Tratwy..."