-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński2
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać7
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać1
Biblioteczka
2021-11-05
2021-01-20
2021-01-15
2021-02-12
Wobec Tigany miałem duże oczekiwania, bo przedstawiana według wielu była jako jedna z lepszych powieści fantasy nie będąca częścią dłuższego cyklu. W ostateczności dostałem tylko kulturalną i lekko pompatyczną fantasy fantasy, ze sporą ilością typowych dla tego typu wątków i klisz, przez co dla mnie jest to mimo wszystko rozczarowanie. Na domiar złego niektóre postaci wydają się mało wiarygodne, a zwłaszcza ich działania dokonywane pod wpływem ich motywacji i sytuacji w której się znajdują.
Styl prozy Kaya może się podobać, jednak jak większość książek fantasy cierpi na ogromną ilość opisów. Fabuły w tej książce nie było aż na taki rozmiar. Autor niestety też chyba uważa, że czytelnik czyta to z mapą u boku, bo co chwila nawiązuje do jakiejś geograficznej lokalcji wymienionej na mapie. Jest to irytujące nawet dla mnie niemającego problemów z orientacją. Aż przypomniało mi się jak Abercrombie odpowiedział, że nie umieszcza map w swoich książkach, bo chce, aby czytelnik skupił się na historii i postaciach, a nie na geografii wykreowanego świata. Po zakończeniu lektury dostajemy opracowanie książki przez samego autora, który wykłada czarno na białym jakie wątki i kwestie z reguły niezwiązane z fantasy przemycił i poruszył w tej książce. Trochę mnie tym rozczulił, dałby chłop chociaż swojemu czytelnikowi trochę samemu pomyśleć nad tym co przeczytał, zwłaszcza, że nie było tu jakiejś oszałamiającej głębi.
Na plus całkiem niezłe sceny seksu, a o to w literaturze nie tylko fantasy ciężko. Ogólnie przyjemna lektura, ale bez rewelacji. Podobno w następnych powieściach Kayowi poszło lepiej. Nie omieszkam sprawdzić, czy to prawda w bliżej niesprecyzowanej przyszłości.
Wobec Tigany miałem duże oczekiwania, bo przedstawiana według wielu była jako jedna z lepszych powieści fantasy nie będąca częścią dłuższego cyklu. W ostateczności dostałem tylko kulturalną i lekko pompatyczną fantasy fantasy, ze sporą ilością typowych dla tego typu wątków i klisz, przez co dla mnie jest to mimo wszystko rozczarowanie. Na domiar złego niektóre postaci...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-11-15
Pozycja pokazująca ogromny potencjał w gatunku fantastyki, otwierający ogromne pole do tworzenia oryginalnych historii o dużej wartości literackiej.
Autor zabiera czytelnika w podróż po Ameryce, próbując odpowiedzieć co to znaczy tak naprawdę być Amerykaninem i zbadać genezę, a także wczesne i późne uwarunkowania kulturowe. Amerykańskość zostaje przedstawiona jako subiektywny koncept. Autor zadaje pytania, dając czytelnikowi możliwość odpowiedzenia na nich samemu. Punktuje dobre i złe strony amerykańskiej kultury. Czytałem wersję autorską, w której autor wręcz jedzie po bandzie w niektórych krytycznych fragmentach. Standardowa wersja jej ich pozbawiona, dbając o bardziej przychylne przyjęcie powieści w Ameryce. Oczywiście polecam czytanie tylko wersji autorskiej.
Neil zarzuca czytelnika masą smaczków i nawiązań min. do popkultury, muzyki, a także innych literackich dzieł. Sporo z nich pewnie niestety zatraca się w tłumaczeniu. Gaiman popisuje się też szeroką wiedzą na temat wszelakich bóstw wyznawanych w różnych częściach świata na przekroju dziejów.
[Interpretacja/małe spoilery]
Historia o konflikcie nowych i starych bogów staje się alegorią do obecnego w 2001 wieku starcia nowych technologii nabierających coraz większego znaczenia w życiu Amerykanów (i nie tylko), zabierając miejsce w umysłach zarezerwowane dotychczas dla religii. Gaiman negatywnie ocenia obie strony konfliktu. Zauważając brutalne, zwierzęce i płytkie genezy niektórych wierzeń, przyjmuje ogólne stanowisko antyreligijne, stawiając na samoświadomość duchową jednostki i uniwersalne wartości (miłość, empatia, życzliwość, ogólnie pojęta dobroć). Nie wróży dawnym religiom przyszłości, dominuje ton, że są skazane na wymarcie lub odejście w niszę. Dostaje się też nowym technologiom i środkom przekazu, coraz bardziej dominujących i definiujących ludzkie żywoty. Autor z niesamowitą precyzją przewiduje (powieść powstała w 2001 roku) jak negatywny wpływ będzie miał rozwój technologii mobilnej i internetu na społeczeństwo.
Trudno mi też nie przenieść alegorii o wojnie bóstw na współczesny grunt, gdzie trwa konflikt kulturowo-polityczny, także w Polsce, pomiędzy postępowym myśleniem, a konserwantyzmem z zachowaniem tradycji religijnej. W tym kontekście łatwo się domyślić, jakie jest stanowisko autora.
Pod przykrywką powieści fantasty, dostajemy więc głęboką analizę kulturową. Wartkiej akcji tu nie uświadczymy, ale też nie jest ona tu najważniejsza. Mnie najbardziej spodobały się właśnie przerywniki fabularne, w których autor badał genezy powstania Ameryki i konkretnych migracji. Szokujący jest fragment o niewolnictwie, w którym Neil akcentuje ogrom cierpienia, uzmysławiając, że czarnoskórych niewolników traktowano równie okrutnie, jak Żydów w obozach koncentracyjnych. Spodobało mi się też bardzo wyznanie, po co tak naprawdę czytamy ksiązki.
[Koniec Interpretacji/małych spoilerów]
Pod wieloma względami, zwłaszcza jako powieść fantasy, jest to powieść wybitna. Z pewnością nie jest to łatwa i przyjemna lektura, ale otwiera pole do przemyśleń, dyskusji i interpretacji. Udowadnia jak duży potencjał literacki tkwi w gatunku powieści fantastycznych. Powieść nieprzypadkowo zgarnęła największe nagrody w gatunku (Hugo, Nebula, Locus), ale została też doceniona przez wielu krytyków zafiksowanych na podziale powieści literackich i gatunkowych. Podziale, który co chwila powtarzam, nie ma żadnego sensu, czego ta powieść jest świetnym przykładem.
Pozycja pokazująca ogromny potencjał w gatunku fantastyki, otwierający ogromne pole do tworzenia oryginalnych historii o dużej wartości literackiej.
Autor zabiera czytelnika w podróż po Ameryce, próbując odpowiedzieć co to znaczy tak naprawdę być Amerykaninem i zbadać genezę, a także wczesne i późne uwarunkowania kulturowe. Amerykańskość zostaje przedstawiona jako...
2019-04-12
[Opinia zbiorcza dla dwóch książek stanowiących jeden Tom "Taniec ze Smokami", w Polsce podzielony na 2 części w celach zarobkowych]
Drugą część pociętego dużego tomu stanowi Taniec ze Smokami. W przeciwieństwie do Uczty do Wron można go nazwać pełnoprawnym tomem. Wracają główne postaci, a co najważniejsze, w pewnym momencie równolegle rozgrywane wątki między tomami łączą się i dostajemy kontynuacje wątków z Uczty dla Wron.
Jeśli ktoś dotarł aż do piątego tomu, będzie zadowolony. Podobnie jak w 4 tomie, nie ma tu jednak wartkiej akcji, za to autor skupił się zdecydowanie na dalszym budowaniu świata i rozwoju charakterów. Podobnie też jak w poprzednim tomie jest też dużo fantasy drogi.
Jednak jest to stary dobry Martin.
Pojawiają się wątpliwości. Tom jest duży, ale po zakończeniu czytelnik może odnieść wrażenie, że akcja nie potoczyła się za bardzo do przodu. Niektóre wątki i wydarzenia wydają się rozwleczone. Z kolei rozmiar sagi, ilość wprowadzanych wątków i postaci jest ogromna. Sam mam wątpliwości, że jeśli autor będzie chciał utrzymać swój styl, może być mu bardzo trudno skończyć tę sagę tylko w 2 kolejnych tomach. Ciężko też odgadnąć, jak te wszystkie wątki zaczną się łączyć. Te wątpliwości wyjaśniałyby dlaczego nadal czekamy na 6 tom. Być może Martin przesadził i mógł historię trochę bardziej skondensować? Jeśli dostaniemy zakończenie, nikt jednak na to nie będzie narzekał.
Jeśli ktoś czyta tom po tomie, będzie miał po dziurki w nosie opisów strojów. Człowiek zaczyna mieć wrażenie, że nawet najwięksi biedacy w tym świecie mają obszerną garderobę. Podobnie jest z opisami jedzenia. Ogólnie zauważamy, że dużo jest tu pustej treści (np. szczegółowe wymienianie towarów przewożonych na łodzi), którą spokojnie można pominąć, bo nie wnosi zupełnie nic. Opis do opisu i mamy rozwleczone tomiszcze.
Jednym z zawodów jest, że autor poświęca tak mało czasu pewnego bardzo ważnemu wątkowi. Akcja odbywająca się przez wiele miesięcy została skondensowana do jednego rozdziału, gdzie aż czytelnik prosi o więcej.
Jako, że to na razie ostatni dostępny tom muszę też powiedzieć, że oceny tomów nijak się mają do opisu cyklu. Na ten moment jest to po prostu 10tkowa. Absolutna rewelacja w kategorii literatury rozrywkowej, która także porusza wiele wątków mających swoją głębie. Trzeba jednak pamiętać, że ostatecznie zasłuży na taką ocenę i pewnie przejdzie do klasyki tylko wtedy jeśli zostanie skończona. Chylę czoła przed autorem, który potrafił wykreować tak fantastyczny świat i
aż byłoby szkoda, że gdyby tego cyklu nie skończył, to całość zostałaby symbolem tego jak autor może sobie nie poradzić ze skomplikowaniem wykreowanego przez siebie świata i którego to po prostu przerosło. Byłoby to katastrofalne dla tego, jak ten cykl zostanie zapamiętany w przyszłości, jaką spuściznę po sobie pozostawi. Nikt przecież nie będzie polecał czytania sagi, która urywa się w środku...
[Opinia zbiorcza dla dwóch książek stanowiących jeden Tom "Taniec ze Smokami", w Polsce podzielony na 2 części w celach zarobkowych]
Drugą część pociętego dużego tomu stanowi Taniec ze Smokami. W przeciwieństwie do Uczty do Wron można go nazwać pełnoprawnym tomem. Wracają główne postaci, a co najważniejsze, w pewnym momencie równolegle rozgrywane wątki między tomami łączą...
2019-04-05
[Opinia zbiorcza dla dwóch książek stanowiących jeden Tom "Taniec ze Smokami", w Polsce podzielony na 2 części w celach zarobkowych]
Drugą część pociętego dużego tomu stanowi Taniec ze Smokami. W przeciwieństwie do Uczty do Wron można go nazwać pełnoprawnym tomem. Wracają główne postaci, a co najważniejsze, w pewnym momencie równolegle rozgrywane wątki między tomami łączą się i dostajemy kontynuacje wątków z Uczty dla Wron.
Jeśli ktoś dotarł aż do piątego tomu, będzie zadowolony. Podobnie jak w 4 tomie, nie ma tu jednak wartkiej akcji, za to autor skupił się zdecydowanie na dalszym budowaniu świata i rozwoju charakterów. Podobnie też jak w poprzednim tomie jest też dużo fantasy drogi.
Jednak jest to stary dobry Martin.
Pojawiają się wątpliwości. Tom jest duży, ale po zakończeniu czytelnik może odnieść wrażenie, że akcja nie potoczyła się za bardzo do przodu. Niektóre wątki i wydarzenia wydają się rozwleczone. Z kolei rozmiar sagi, ilość wprowadzanych wątków i postaci jest ogromna. Sam mam wątpliwości, że jeśli autor będzie chciał utrzymać swój styl, może być mu bardzo trudno skończyć tę sagę tylko w 2 kolejnych tomach. Ciężko też odgadnąć, jak te wszystkie wątki zaczną się łączyć. Te wątpliwości wyjaśniałyby dlaczego nadal czekamy na 6 tom. Być może Martin przesadził i mógł historię trochę bardziej skondensować? Jeśli dostaniemy zakończenie, nikt jednak na to nie będzie narzekał.
Jeśli ktoś czyta tom po tomie, będzie miał po dziurki w nosie opisów strojów. Człowiek zaczyna mieć wrażenie, że nawet najwięksi biedacy w tym świecie mają obszerną garderobę. Podobnie jest z opisami jedzenia. Ogólnie zauważamy, że dużo jest tu pustej treści (np. szczegółowe wymienianie towarów przewożonych na łodzi), którą spokojnie można pominąć, bo nie wnosi zupełnie nic. Opis do opisu i mamy rozwleczone tomiszcze.
Jednym z zawodów jest, że autor poświęca tak mało czasu pewnego bardzo ważnemu wątkowi. Akcja odbywająca się przez wiele miesięcy została skondensowana do jednego rozdziału, gdzie aż czytelnik prosi o więcej.
Jako, że to na razie ostatni dostępny tom muszę też powiedzieć, że oceny tomów nijak się mają do opisu cyklu. Na ten moment jest to po prostu 10tkowa. Absolutna rewelacja w kategorii literatury rozrywkowej, która także porusza wiele wątków mających swoją głębie. Trzeba jednak pamiętać, że ostatecznie zasłuży na taką ocenę i pewnie przejdzie do klasyki tylko wtedy jeśli zostanie skończona. Chylę czoła przed autorem, który potrafił wykreować tak fantastyczny świat i
aż byłoby szkoda, że gdyby tego cyklu nie skończył, to całość zostałaby symbolem tego jak autor może sobie nie poradzić ze skomplikowaniem wykreowanego przez siebie świata i którego to po prostu przerosło. Byłoby to katastrofalne dla tego, jak ten cykl zostanie zapamiętany w przyszłości, jaką spuściznę po sobie pozostawi. Nikt przecież nie będzie polecał czytania sagi, która urywa się w środku...
[Opinia zbiorcza dla dwóch książek stanowiących jeden Tom "Taniec ze Smokami", w Polsce podzielony na 2 części w celach zarobkowych]
Drugą część pociętego dużego tomu stanowi Taniec ze Smokami. W przeciwieństwie do Uczty do Wron można go nazwać pełnoprawnym tomem. Wracają główne postaci, a co najważniejsze, w pewnym momencie równolegle rozgrywane wątki między tomami łączą...
2019-02-05
Pierwsze dzieło Martina ze słynnej serii jest powieścią dla każdego dorosłego. Już na starcie spodobał mi się mały hołd (nie wiem czy zamierzony) dla Tolkiena, gdzie historie przez Valarów były nazywane pieśniami - GRRM nazwał swoją sagę Pieśń Lodu i Ognia.
Czytając, łatwo można zrozumieć globalny fenomen tej serii. Napisana bardzo przystępnym językiem (brawo dla tłumacza), spójna, z dużym światem robiącym ogromne wrażenie. Nie przesadza z opisami. Historia przyśpiesza z każdą przeczytaną stroną, a końcówkę czyta się z zapartym tchem.
Wprowadza całą plejadę różnorodnych charakterów. Trzeba w tym momencie przyznać, że niektóre postacie są naprawdę fantastyczne, niektóre średnie, a niektóre (na szczęście nie jest ich dużo) Martinowi nie wyszły - przerysowane, mało wiarygodne. Tylko z tego powodu obniżam ocenę o 1 punkcik.
Troszkę zazdroszczę ludziom, którzy nie oglądali serialu. Aczkolwiek pewne wydarzenia swoim ładunkiem emocjonalnym z oczywistych względów sprawdzają się lepiej na ekranie.
Pierwsze dzieło Martina ze słynnej serii jest powieścią dla każdego dorosłego. Już na starcie spodobał mi się mały hołd (nie wiem czy zamierzony) dla Tolkiena, gdzie historie przez Valarów były nazywane pieśniami - GRRM nazwał swoją sagę Pieśń Lodu i Ognia.
Czytając, łatwo można zrozumieć globalny fenomen tej serii. Napisana bardzo przystępnym językiem (brawo dla...
Gaiman musi mieć bardzo oddaną grupę psychofanów, że sprawili, aby tak przeciętna książka wygrała nagrodę Hugo. Przeznaczona dla młodego czytelnika i prawie w całości osadzona w tradycji chrześcijańskiej z elementami różnych mitologii wrzuconymi do miksu. Ostatecznie książka głównie dla dzieci, ale swoim dzieciom tego do czytania nie dam. Dość powiedzieć, że całość opiera się na smutnej koncepcji, że ludzie po śmierci pochowani na cmentarzu... zostają duchami mieszkającymi na cmentarzu mającymi tam chyba mieszkać po wsze czasy. Serio, w książce dla dzieci coś takiego...
Gaiman musi mieć bardzo oddaną grupę psychofanów, że sprawili, aby tak przeciętna książka wygrała nagrodę Hugo. Przeznaczona dla młodego czytelnika i prawie w całości osadzona w tradycji chrześcijańskiej z elementami różnych mitologii wrzuconymi do miksu. Ostatecznie książka głównie dla dzieci, ale swoim dzieciom tego do czytania nie dam. Dość powiedzieć, że całość opiera...
więcej Pokaż mimo to