Zawodne pamięci. „Księga luster” E.O. Chiroviciego

Bartek Czartoryski Bartek Czartoryski
20.05.2024

Wydana przed paroma laty „Księga luster”, napisana po angielsku przez rumuńskiego pisarza Eugena Chiroviciego, przeżywa drugą młodość nie tylko z powodu adaptacji z Russellem Crowe’em, ale i audiobooka czytanego przez Andrzeja Chyrę dla Storytel.

Zawodne pamięci. „Księga luster” E.O. Chiroviciego Materiały prasowe

Raymond Chandler mawiał, że samo rozwiązanie intrygi nie powinno być dla kryminału najważniejsze, że trzeba wyzwolić się z klasycznych ram narzuconych przez salonowe intrygi o szaradziarskim charakterze, że powinno się pisać tak, aby czytelnik czerpał satysfakcję z lektury, nawet gdyby wyrwać ostatnich parę kartek. I, zdaje się, rumuński autor Eugen Chirovici również mógłby się pod tymi słowami podpisać. Powiedział bowiem, że na tych trzystu zapisanych przez siebie stronach chciałby dać czytelnikowi coś więcej niż prostą odpowiedź na pytanie, kto zabił tego czy tamtą. Dlatego też Chirovici, przywiązany do detalu, szczegółowo opisuje nie tylko rzeczy bezpośrednio powiązane z tajemniczymi wydarzeniami stanowiącymi oś fabularną jego książki, ale i chętnie buduje konteksty, ochoczo flirtując z codziennymi zwyczajnościami. Przez co, niejako na zasadzie kontrastu, opisywana zbrodnia jawi się jako jeszcze bardziej przerażająca.

Oraz, rzecz jasna, interesująca, podobnie jak i sama kariera pisarza, dla którego ojczyzna stała się zbyt ciasna. I choć już wcześniejsze, rumuńskie powieści Chiroviciego doczekały się i uznania, i popularności, to dopiero „Księga luster”, napisana po angielsku, ściągnęła na siebie uwagę bodaj wszystkich od Tokio aż po Los Angeles. Ale nie tylko jako sezonowa ciekawostka, bynajmniej. To niemalże globalna sensacja, stąd pojawiły się słuszne obawy, że stanie się ona ofiarą własnego rozgłosu.

Chirovici skończył pisać swoją jedenastą już powieść stosunkowo niedługo po przeprowadzce do Anglii i prędko stała się ona obiektem zażartej wydawniczej wojny. Czas pokazał, że kto ostro licytował, kto wysoko przebijał i kto dzielnie nie ustąpił pola, ten miał rację. Do tej pory bestsellerowa „Księga luster” została przetłumaczona na kilkadziesiąt języków i doczekała się filmowej adaptacji z Russellem Crowe’em w roli głównej (do obejrzenia w serwisach VOD). I na pewno nie jest to (pożądany) rezultat wyłącznie sprawnej kampanii marketingowej, jako że krytycy byli dla książki łaskawi, chwaląc Chiroviciego i za literacką sprawność, i za gatunkową biegłość.

Podzielona na trzy części, zmyślnie skonstruowana powieść rozpoczyna się od lektury książki niejakiego Roberta Flynna, która trafia do rąk agenta literackiego Petera Katza. Jest to swoisty pamiętnik będący historią bliskiej znajomości autora z profesorem z Princeton, brutalnie zamordowanym pod koniec lat osiemdziesiątych. Sprawcy nie zidentyfikowano. Katz podejrzewa jednak, że przyniesiony mu manuskrypt to albo swoiste wyznanie winy, albo rzecz zdolna naprowadzić uważnego czytelnika na zabójcę szanowanego wykładowcy. A gdy agent, jak mu się przynajmniej wydaje, jest już blisko poznania nurtującej wszystkich od lat odpowiedzi, książka urywa się przed końcem – zgodnie z wykładnią Chandlera, chciałoby się dodać.

Katz nie ma jednak zamiaru tak tego zostawić. Podobnie jak i niezależny dziennikarz śledczy John Keller (to z jego perspektywy opisana jest kolejna część powieści), który zbiera materiały do swojej książki o owej zbrodni. Ostatnią pierwszoplanową postacią tej intrygi jest Roy Freeman, policyjny śledczy cierpiący na alzheimera, który swojego czasu prowadził dochodzenie w tej sprawie. Po spotkaniu z Kellerem i nowych informacjach otrzymanych od czekającego na egzekucję skazańca na powrót zaczyna się nią interesować. Zawiłe? Cóż, morderstwo doskonałe to nie rurki z kremem.

Chirovici, z powodu specyficznej narracji, wymagającej od niego szczególnego podejścia, patrząc z konieczności na chłodno, z dystansu, sprawnie składa poszczególne elementy, traktuje intrygę jak układankę, zachowując przy tym odpowiedni rytm przez całą książkę. Czyta się ją – a raczej słucha, bo przez cały czas mowa o audiobooku dostępnym na Storytel, czytanym przez Andrzeja Chyrę – bez wytchnienia, co jest niejako wyznacznikiem dobrego kryminału. Niemała to przecież sztuka utrzymać odpowiednie tempo przez trzysta stron i/lub dziewięć godzin. I to chyba dynamika „Księgi luster” pozwala przymknąć oko na niewielkie niedociągnięcia fabularne i zignorować, że coś czasem się tu nie klei, bo zanim się połapiemy, Chirovici zabiera nas gdzieś dalej. Ta taktyka działa wybornie. Oczywiście niekiedy jest to jak najbardziej umyślne, bo tematem powieści jest również i to, jak wybiórcza i zawodna bywa pamięć – postaci sobie zaprzeczają i interpretują zdarzenia inaczej, potwierdzając, że nawet prawda potrafi być relatywna.

Ciekawe jest również to, że mimo energicznej narracji samemu śledztwu brakuje pilności – mowa przecież o morderstwie dokonanym przed kilkudziesięcioma laty – ale rumuński pisarz umiejętnie dozuje kolejne rewelacje. Koncentruje się jednak przede wszystkim na postaciach, na ich osobistych perspektywach i jednostkowych doświadczeniach, bo, jak powiedział sam Chirovici, można nie pamiętać, o co chodziło w „Długim pożegnaniu”, ale nie sposób zapomnieć Philipa Marlowe’a.

Po dwudziestu latach pisania po rumuńsku Chirovici postawił wszystko na jedną kartę. I wygrał rozdanie. Za „Księgę luster” zaproponowano mu siedmiocyfrową kwotę. Do tamtej pory pracował jako dziennikarz i książki pisał w wolnym czasie. Brytyjska redaktorka powieści określiła „Księgę luster” mianem wypadkowej „Tajemnej historii” Donny Tartt i „Cienia wiatru” Carlosa Ruiza Zafona, choć sam Chirovici jako swoje inspiracje wymienia amerykańskich klasyków: Johna Steinbecka, Williama Goldinga, Ernesta Hemingwaya.

Do Anglii sprowadził się dla rodziny, bo jego żona otrzymała tam dobrą pracę w sektorze finansowym, a syn studiuje w Cardiff. Teraz wszyscy zostaną tu zapewne z jego powodu. „Chciałem zostać pisarzem na pełny etat”, mówił prawie dekadę temu w wywiadzie dla „Guardiana”. Cóż, udało się. Chirovici wydał jeszcze jedną powieść napisaną po angielsku, „Bad Blood”, na której tłumaczenie nadal czekamy (choć audiobook w oryginale dostępny jest w ofercie Storytel), a recenzje mówią, że jest na co. Marzenie spełnione.

---

Artykuł sponsorowany


komentarze [1]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Bartek Czartoryski - awatar
Bartek Czartoryski 20.05.2024 14:00
Tłumacz/Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post