Przeznaczenie Błazna Robin Hobb 8,1
ocenił(a) na 108 tyg. temu Moment, który na zawsze ma zmienić bieg losów świata zbliża się z dnia na dzień. Książe Sumienny ma odciąć głowę legendarnego, zaginionego smoka, aby przypieczętować sojusz i małżeństwo z dawnymi wrogami. Jego krąg mocy z Bastardem na czele robi wszystko, aby misja się powiodła.
„Przeznaczenie Błazna” Robin Hobb to ostatni tom „Trylogii Złotoskóry” i w gruncie rzeczy zakończenie dłuższej opowieści, ciągnącej się od „Ucznia skrytobójcy”. Co prawda, istnieje jeszcze przynajmniej jeden cykl w tym uniwersum, ale ten tom wyraźnie jest zamknięciem pewnej historii.
I dawno już żadna książka nie poturbowała tak mocno moich emocji, jak ten finał.
Z racji niedostępności papieru (wznowienie się szykuje) czytałam tę książkę w wersji elektronicznej, ale jestem przekonana, że te tysiąc stron powieści zapisane jest bardzo drobnym drukiem. Miałam poczucie, że czytam tę powieść niezwykle wolno. Co prawda regularnie ją też odkładałam i szukałam lżejszej odskoczni, ale procenty na czytniku uciekały mi powoli nawet jeśli faktycznie siedziałam i czytałam. Warto wziąć więc to pod uwagę, sięgając po książki Hobb: one są naprawdę dość długie, a przy tym wcale nie najlżejsze.
Ten brak lekkości wynika ze stylu Hobb. Personalnie naprawdę bardzo go lubię, bo to dzięki niemu autorka jest w stanie wrzucić bohaterów między młot a kowadło tak, jak nikt inny, ale jednak nie jest on idealny pod względem technicznym. Hobb pisze książki długie, przegadane, powtarzające niektóre informacje kilkukrotnie i zupełnie rozumiem, jeśli kogoś to po prostu samo w sobie bardzo zmęczy.
Z drugiej strony, część przegadania w tej książce wynika z tego, że bohaterowie często siedzą i gadają, mają trochę czasu dla siebie. I jak np. u Sandersona w jego „Archiwum Burzowego Światła” mi to przeszkadzało, to takich scenek zwyczajowych u Hobb chce jak najwięcej.
W porównaniu do „Trylogii Skrytobócy”, „Trylogia Złotoskóry”, jak i ten ostatni tom to książki o wiele bardziej przygodowe, z chyba jednak większą dawką akcji. W pierwszym cyklu Bastard musiał się wyszkolić i dorosnąć, co sprawiało, że bohaterowie spędzali jednak dużo czasu w murach Koziej Twierdzy. „Przeznaczenie Błazna” jest zaś po prostu epicką przygodą, w której chodzi o SMOKI. A przecież nie ma wielu wspanialszych tematów w fantasy niż właśnie one.
I o rajku, dawno nie spotkałam tak wspaniale przedstawionych smoków, jak u Hobb. Koncept na to, jak wygląda ich rozwój, na to, jakie emocje wywołują, kim są, jak traktują ludzi i jak wygląda całe lore w ich świecie – to wszystko jest po prostu doskonałe. Z jednej strony Hobb podchodzi do tematu dość klasycznie, ale z drugiej elementy przełamujące tę klasykę doskonale działają. Te istoty to nie są główni bohaterowie w tym cyklu, Hobb wykorzystuje je z umiarem, ale jak już się pojawiają…
[mały SPOILER] Tak na marginesie, uważam że zmiana smoczych jeźdźców na smoczych bardów, którzy opowiadają historie dla swoich smaków to coś fenomenalnego. Po co smokom jeźdźcy, one same sobie doskonale radzą. Ale bardowie, którzy dbają o ich ego? No proszę Was, to jest totalnie smocze. [KONIEC SPOILERA]
Ale choć smoki są wspaniałe to nie da się ukryć, że książki Hobb relacjami stoją. Z „Przeznaczeniem Błazna” nie jest inaczej. Naprawdę nie znam innej autorki, która w taki sposób wchodziłaby w głowę postaci, opisywałaby je tak realistycznie, ale jednocześnie wrzucały je non stop w tak odczuwalnie trudne wybory. Która nie musi opisywać wcale złej sytuacji, by dało się ją poczuć w emocjach postaci. Każda z tych powieści ma momenty, które dosłownie rozdzierają serce, a finał, jak na finał przystało, musi przecież być w tym najmocniejszy (przynajmniej pod pewnymi względami, tom pierwszy z tego cyklu też jest okrutnie boli).
Dobrze wiem, że jeśli ktoś dotarł do drugiego tomu „Złotoskórego”, to i po finał sięgnie. W końcu nie po to czyta się co najmniej pięć grubych książek, by zignorować szóstą. Ale jeśli jeszcze w ogóle twórczości Robin Hobb nie znacie, to ja nie wiem na co czekacie (chyba że jest to nowe wznowienie, ja też czekam, rozumiem).