rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , , , , , , , , ,

"- Tratwy...
- Tratwy..."

"- Tratwy...
- Tratwy..."

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Współczuję czytelnikom, którzy będą musieli odczuwać ogromny dysonans pomiędzy pierwszą częścią związaną z młodością i etapem w United, a drugą związaną z jego etapem w Realu. To jakby dwie zupełnie różne książki, rozdźwięk w tonie i jakości, a także w ilości pracy poświeconej przez autora na zebranie materiałów jest ogromny. Pierwsza to profesjonala biografia, druga to niewyobrażalny ściek.

Pierwsza część o młodości i etapie Manchesteru jest zrobiona profesjonalnie, ze żródłami, researchem, wywiadami z ludźmi którzy z Ronaldo żyli i pracowali. Całość ma wydźwięk pozytywny, w końcu ci ludzie nie będą nadawać na chłopaka, ale też zyskujemy wgląd w życie piłkarza, ile poświecił, ile włożył pracy, ile miał szczęścia. Za tę część książki plusik (dlatego nie 1/10)

Kiedy jednak dochodzimy do etapu Realu Balague nie potrafi wznięść się ponad swoje osobiste sympatie klubowe i okoliczności, bo cała ta część książki wygląda na zemstę za odcięcie od żródeł przez piłkarza i Real. Po prostu nikt sensowny nie chciał z nim rozmawiać, a więc Guillem oparł swoje info na podstawie prasy brukowej, bajkopisarzy nienawidzących Realu pokroju Diego Torresa, czy ogólnodostępnych materiałów które subiektywnie, negatywnie komentował. Pomiędzy kolejnymi relacjami o domniemanych konfliktach i skandalach w Realu czytamy krótkie wzmianki o kolejnych sukcesach tej drużyny, a także o kolejnych indywidualnych nagrodach dla piłkarza. I znowu u świadomego czytelnika pojawi się dysonans i zada sobie pytanie: "skoro było tak źle, to czemu było tak dobrze?".

Zabawnie wypadają też próby Guillema jako psychologa i badacza ludzkich umysłów, zwłaszcza tego należącego do Ronaldo . Doprawdy człowiek renesansu z Balague. Ogólnie szkoda drzew.

Współczuję czytelnikom, którzy będą musieli odczuwać ogromny dysonans pomiędzy pierwszą częścią związaną z młodością i etapem w United, a drugą związaną z jego etapem w Realu. To jakby dwie zupełnie różne książki, rozdźwięk w tonie i jakości, a także w ilości pracy poświeconej przez autora na zebranie materiałów jest ogromny. Pierwsza to profesjonala biografia, druga to...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Nadchodzi III wojna światowa Jacek Bartosiak, Piotr Zychowicz
Ocena 7,1
Nadchodzi III ... Jacek Bartosiak, Pi...

Na półkach: , ,

DNF

Książka wydawała się nawet sensowna (nie mam żadnej wiedzy w tematyce), do czasu inwazji na Ukrainę. Szybko nastąpiła weryfikacja wiedzy autorów i treści zawartych w książce, co gorsza Bartosiak nagle zaczął pojawiać się wszędzie, wyskakiwać nawet z lodówki i stał się memem. W rozdziale bodajże 9tym, o wojnie z kosmosu, było tyle głupot, że niestety, ale odpuściłem i nie dokończyłem (a naprawdę rzadko nie kończę książek).

DNF

Książka wydawała się nawet sensowna (nie mam żadnej wiedzy w tematyce), do czasu inwazji na Ukrainę. Szybko nastąpiła weryfikacja wiedzy autorów i treści zawartych w książce, co gorsza Bartosiak nagle zaczął pojawiać się wszędzie, wyskakiwać nawet z lodówki i stał się memem. W rozdziale bodajże 9tym, o wojnie z kosmosu, było tyle głupot, że niestety, ale odpuściłem i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , ,

Nawet znośne opowiadania ze świata najlepszej opowieści wszechczasów z gier wideo, czyli Final Fantasy VII, napisane przez scenarzystę gier/filmów z tego świata. Uzupełniają lore z kompilacji, czyli wszystkich gier/filmów/książek, które pojawiły się po premierze legendarnej siódemki.
Jest to prequel do filmu Advent Children, ale jest także niezbędny do próby zrozumienia o co chodzi w fabule najnowszego Final Fantasy 7 Remake. Jak ktoś jest zainteresowany odszyfrowywaniem fabuły Remaku, a nie chce mu się przekopywać i spróbować ogarnąć to samemu, to najlepszą teorią jak ten moment jest ta dostępna na kanale YT Sleepezi (THE NEW REUNION: FINAL FANTASY 7 REMAKE SOLVED).

Nawet znośne opowiadania ze świata najlepszej opowieści wszechczasów z gier wideo, czyli Final Fantasy VII, napisane przez scenarzystę gier/filmów z tego świata. Uzupełniają lore z kompilacji, czyli wszystkich gier/filmów/książek, które pojawiły się po premierze legendarnej siódemki.
Jest to prequel do filmu Advent Children, ale jest także niezbędny do próby zrozumienia o...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Czerwie Diuny Kevin J. Anderson, Brian Herbert
Ocena 6,9
Czerwie Diuny Kevin J. Anderson, ...

Na półkach: , , , , , , ,

Najlepszym podsumowaniem tego wypustu jest ta oto wypowiedź jednego z bohaterów do innego w kulminacyjnych momentach powieści:

"Naprawdę jestem Kwisatz Haderach! A co z tą wielką wojną, Kralizekiem?"

Do wszystkiego co napisałem w recenzji siódmej części doszło kompletne wypaczenie przesłania i sensu sagi, a także koncepcji w nich występujących. Najwidoczniej syn kompletnie nic z tego co napisał ojciec nie zrozumiał. Jest to jeden wielki festiwal żenady, cringe-fest jakich mało. Jest tam tyle idiotyzmów i jest to tak fatalnie napisane, że człowiek nie wie, czy ma się śmiać, czy płakać. Zakończenie tej sagi w satysfakcjonującym stylu jest z pewnością przeogromnie trudnym zadaniem, wielu wielkich pisarzy by pewnie poległo, ale wydawać coś takiego... Mi byłoby wstyd... Naprawdę mam wrażenie, że sam napisałbym lepszą Diunę 7, niż Brian Herbert.

Frank nazywał opętanych jasnowidzących w swoich powieściach terminem "abomination", fatalnie przetłumaczonym przez Marszała jako "Zły Duch" i troszkę lepiej przez Łozińskiego jako "paskudztwo". Dość dobrze ten termin oddaje to czym jest ta powieść.
JEST ABOMINACJĄ.

Najlepszym podsumowaniem tego wypustu jest ta oto wypowiedź jednego z bohaterów do innego w kulminacyjnych momentach powieści:

"Naprawdę jestem Kwisatz Haderach! A co z tą wielką wojną, Kralizekiem?"

Do wszystkiego co napisałem w recenzji siódmej części doszło kompletne wypaczenie przesłania i sensu sagi, a także koncepcji w nich występujących. Najwidoczniej syn...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Łowcy Diuny Kevin J. Anderson, Brian Herbert
Ocena 7,0
Łowcy Diuny Kevin J. Anderson, ...

Na półkach: , , , , , , , ,

Naczytałem się jakie to książki pary BH&KJA są beznadziejne, także podszedłem do tej książki z marszu po przeczytaniu cyklu Herberta w zerowymi oczekiwaniami, szykując się na totalne badziewie. I...

Tak, jest to żerowanie na spuściźnie Franka.
Tak, jest to przeciętny fanfik.
Tak, jest to czytadło.
Tak, jest to napisane w stylu "i Ty możesz pisać książki", że niejeden czytelnik pomyśli, że "sam napisałbym to lepiej" i co gorsza, może mieć rację.
Tak, książki napisane są tak, jakby autor uważał czytelników za debili.
Tak, goście wkładają elementy lore ze swoich prequeli, mimo, że czytelnik nie powinien ich znać po przeczytaniu książek Franka i na dodatek, o zgrozo, zmieniają lore Franka.
Tak, niektóre fragmenty powieści są żenujące, nawet przy nisko postawionych standardach (wspominanie otyłości bohaterki co akapit i utożsamianie jej postaci z jej wagą cielesną).

Mimo wszystko, po sześciu tomach Franka byłem tak zmęczony jego ciężkim stylem pisarskich, a jednocześnie tak uzależniony od tego świata i spragniony więcej, że lektura tej książki nie była aż tak nieprzyjemnym doświadczeniem. Stąd taka a nie inna ocena, zważywszy że krótkimi fragmentami gdzieś tam były przebłyski z oryginału i parę mądrych zdań można było znaleźć. Ale to wszystko za mało, o wiele za mało. Szkoda, że tego wyzwania nie podjął się ktoś bardziej do tego kompetentny, ale nawet jeśli byli chętni, to syn trzymał pieczę na prawach.

Do ósmego tomu podchodziłem z nastawieniem "cóż, mogło być gorzej...". I było, oj było. Ale o tym w recenzji ósmego tomu.

Naczytałem się jakie to książki pary BH&KJA są beznadziejne, także podszedłem do tej książki z marszu po przeczytaniu cyklu Herberta w zerowymi oczekiwaniami, szykując się na totalne badziewie. I...

Tak, jest to żerowanie na spuściźnie Franka.
Tak, jest to przeciętny fanfik.
Tak, jest to czytadło.
Tak, jest to napisane w stylu "i Ty możesz pisać książki", że niejeden...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , ,

Opowieść o tym, kiedy projekt przerósł wykonawcę, ale duma nie pozwalała wywiesić białej flagi, co bardzo mocno nadwyrężyło reputację nietuzinkowego Ellisona.

Występuje także pod nazwą "The Last Deadloss Visions". Reportaż/esej Christophera Priesta na temat niepowstania legendarnej trzeciej części antologii Harlana Ellisona "Ostatnie Niebezpieczne Wizje". Priest w iście reporterskim stylu śledzi przebieg wydarzeń od czasu ogłoszenia tej antologii w 1971 roku, aż do 1994, kiedy postanowił zakończyć dodawanie i poprawianie tego eseju wielokrotnie wcześniej publikowanego. Reportaż ten był czytany praktycznie przez całą angielskojęzyczną scenę i zdobył nawet nominację do Hugo. Bezlitośnie punktuje kłamstwa Ellisona a potem oddaje głos autorom, który wysłali Ellisonowi opowiadania, które przepadły w tym wiecznym projekcie (o ile nie zostały wycofane, o co wcale nie było łątwo), a także innym znanym pisarzom jak sam GRRM. Było to całkiem zabawne zważywszy na fakt, że na Wichry Zimy czekamy już 10 lat, ale to nic przy 40 latach czekania na "Ostatnie Niebezpieczne Wizje", bo projekt nigdy oficjalnie nie został zaniechany, a agencja Michaela Straczynskiego (scenarzysty Babilon 5), która przejęła wszystkie prawa zmarłego Ellisona wciąż ma prawa do wielu opowiadań.

Warto przeczytać, zważywszy, że lada moment wyżej wspomniania agencja ZAMIERZA WRESZCIE TO WYDAĆ. Wprawdzie nie z ponad setką opowiadań i 3 tomach, jak planował Harlan, ale z 15-20 opowiadaniami, z których tylko niewielka część będzie pochodzić z lat, o których dotyczy reportaż. Wciąż jednak będzie to jakieś zakończenie tej niebywałej historii, zwłaszcza, że agencja zwolni (o ile już nie zwolniła) prawa do całej reszty opowiadań zakupionych przez Harlana na poczet tej antologii.

Książka Priesta, jak i oficjalne internetowe wersje i przedruki zostały wycofane z obiegu na prośbę Priesta, ale w internecie nic nie ginie, także częstujcie się:
http://web.archive.org/web/20000902203835/http://sf.www.lysator.liu.se/sf_archive/sf-texts/Ansible/Last_Deadloss_Visions,Chris_Priest

Sam traktuje to jako świetne uzupełnienie do ombinusa opowiadań Ellisona "To, Co Najlepsze" (wydanego przez Prószynski), a także pierwszej, najbardziej legendarnej antologii zredagowanej przez niego, o nazwie "Niebezpiecze Wizje", wydanej przez Solaris (a dziś Stalker Books), którą ostatnio z przyjemnością czytam.

Opowieść o tym, kiedy projekt przerósł wykonawcę, ale duma nie pozwalała wywiesić białej flagi, co bardzo mocno nadwyrężyło reputację nietuzinkowego Ellisona.

Występuje także pod nazwą "The Last Deadloss Visions". Reportaż/esej Christophera Priesta na temat niepowstania legendarnej trzeciej części antologii Harlana Ellisona "Ostatnie Niebezpieczne Wizje". Priest w iście...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , ,

Początek był bardzo obiecujący, bo bardzo trafne rozważania o naturze czasu i przestrzeni na długo przed pojawieniem się teorii względności Einsteina lekko mnie zaszokowały i wyprzedzały swoje czasy. Im dalej w las tym bardziej jednak powieść zamieniała się w typową ramotkę. Podejrzewam jednak, że w swoich czasach robiła ogromne wrażenie, a i dzisiaj można sobie odsłuchać bez poczucia straty czasu, choć wizja przyszłości, na dzisiejszy stan sci-fi, jest lekko mówiąc mało inspirująca i troszkę śmieszna. Plusik za rozbawienie mnie, kiedy "uwięziony" gość w dalekiej przyszłości po ujściu z życiem po spotkaniu z inną rasą zaczął myśleć tylko o kąpieli, a także za kontynuowanie zaczętej w "Wojnie Światów" lekcji o geografii Londynu i okolic.

Początek był bardzo obiecujący, bo bardzo trafne rozważania o naturze czasu i przestrzeni na długo przed pojawieniem się teorii względności Einsteina lekko mnie zaszokowały i wyprzedzały swoje czasy. Im dalej w las tym bardziej jednak powieść zamieniała się w typową ramotkę. Podejrzewam jednak, że w swoich czasach robiła ogromne wrażenie, a i dzisiaj można sobie odsłuchać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , ,

Gaiman musi mieć bardzo oddaną grupę psychofanów, że sprawili, aby tak przeciętna książka wygrała nagrodę Hugo. Przeznaczona dla młodego czytelnika i prawie w całości osadzona w tradycji chrześcijańskiej z elementami różnych mitologii wrzuconymi do miksu. Ostatecznie książka głównie dla dzieci, ale swoim dzieciom tego do czytania nie dam. Dość powiedzieć, że całość opiera się na smutnej koncepcji, że ludzie po śmierci pochowani na cmentarzu... zostają duchami mieszkającymi na cmentarzu mającymi tam chyba mieszkać po wsze czasy. Serio, w książce dla dzieci coś takiego...

Gaiman musi mieć bardzo oddaną grupę psychofanów, że sprawili, aby tak przeciętna książka wygrała nagrodę Hugo. Przeznaczona dla młodego czytelnika i prawie w całości osadzona w tradycji chrześcijańskiej z elementami różnych mitologii wrzuconymi do miksu. Ostatecznie książka głównie dla dzieci, ale swoim dzieciom tego do czytania nie dam. Dość powiedzieć, że całość opiera...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

Oryginalny przewodnik geograficzny po okolicach Londynu.

Oryginalny przewodnik geograficzny po okolicach Londynu.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , ,

Co za rozczarowanie, bo to w końcu cykl zaliczany do klasyki fantasy i mający wielu fanów. Co to w ogóle było? Jedna wielka fantastyczna deus ex machina, gdzie magia i kolejne fantastyczne wymysły wypadają jak te asy z rękawa i są głównym bodźcem posuwającym fabułę do przodu. Jak dla mnie zdecydowanie za dużo fantastyki w fantastyce. Bohater decydujący o pójściu w pewnym kierunku, aby w połowie drogi stwierdzić "w sumie to nie wiem po co tam idę". Fabuła naciągana pewnie jeszcze bardziej niż guma w gaciach Ryszarda Kalisza, nie mająca rąk i nóg. Bohaterowie z kartonu, równie dobrze mogłyby być tymi kartami z dorysowanymi łapkami i nóżkami zamiast tym, czym są. Dialogi tak drętwe i infantylne, że aż ciężko mi było uwierzyć w to co słyszę... Akcja leci na łeb na szyje, bohaterowie w mig zwołują armię, idą na wojnę itd. itp. Niektórzy chwalą za koncept świata, ale mnie w niczym nie powalił. Wszystko podlane popularnym ostatnio, superbohaterskim, marvelowskim sosem. Tak jak Marvel uważam za rak kina, tak i twór Zelaznego kompletnie mi nie podszedł. "Ale nie zrozumiałeś konceptu autora...". Mogę jedynie podpisać się pod recenzją użytkownika Fidel-F2.

Co za rozczarowanie, bo to w końcu cykl zaliczany do klasyki fantasy i mający wielu fanów. Co to w ogóle było? Jedna wielka fantastyczna deus ex machina, gdzie magia i kolejne fantastyczne wymysły wypadają jak te asy z rękawa i są głównym bodźcem posuwającym fabułę do przodu. Jak dla mnie zdecydowanie za dużo fantastyki w fantastyce. Bohater decydujący o pójściu w pewnym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , ,

Tytułowa nowela okazuje się dość surowym, przeciętnym sci-fi z mocną końcówką. Autor porusza problematykę stosunku ludzi do nauki po upadku cywilizacji, nową hierarchię społeczną czy reinterpretację niektórych dzieł kulturowych pod kątem nowego światopoglądu. Jednakże większą cześć noweli stanowią surowe opisy czynności bohatera, przepełnione technicznych żargonem. Widoczny jest tu typowy problem niektórych utworów sci-fi, gdzie świat wykreowany i bohaterowie są tylko sceną dla jakichś głębszych rozważań. Relacje między bohaterami są mało przekonujące i mało realistyczne, płaskie jak ostatni etap Tour de France. Większość utworu jest po prostu nudna i stanowi podbudowę po mocną końcówkę, w trakcie której autor porusza poważny dylemat moralny. Końcówka jest tak dobra, że podwyższyłem ocenę o 1 lub 2 oczka.

Tytułowa nowela okazuje się dość surowym, przeciętnym sci-fi z mocną końcówką. Autor porusza problematykę stosunku ludzi do nauki po upadku cywilizacji, nową hierarchię społeczną czy reinterpretację niektórych dzieł kulturowych pod kątem nowego światopoglądu. Jednakże większą cześć noweli stanowią surowe opisy czynności bohatera, przepełnione technicznych żargonem. Widoczny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

Podstawowe problemy filozofii, przynajmniej w opinii Bertranda Russella o czym na wstępie ostrzega. Można to traktować jako ogólny wstęp do pewnego podzbioru zagadnień filozoficznych, ale jest on nasączony mocno logiczno-analityczną filozofią Russella, dlatego ja raczej traktowałbym tę pozycję jako wstęp do filozofii tego znakomitego twórcy. Początkującemu filozofowi radziłbym poszukać czegoś przystępniejszego, bo nie jest to prosta lektura, choć jeśli już się brać za filozofię, to czemu nie od razu wypłynąć na głęboką wodę?? Widać też upływ czasu od wydania dzieła. Ciekawe, że potem Bertrand nie skonfrontował swoich podstawowych zasad z odkryciami mechaniki kwantowej ;)

Podstawowe problemy filozofii, przynajmniej w opinii Bertranda Russella o czym na wstępie ostrzega. Można to traktować jako ogólny wstęp do pewnego podzbioru zagadnień filozoficznych, ale jest on nasączony mocno logiczno-analityczną filozofią Russella, dlatego ja raczej traktowałbym tę pozycję jako wstęp do filozofii tego znakomitego twórcy. Początkującemu filozofowi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , , ,

Dawkinsa chyba nikomu nie trzeba przestawiać. Biolog z ogromnymi zasługami dla popularyzowania teorii ewolucji i krytycznego myślenia w pewnym momencie obrał za cel słuszną i potrzebną krytykę religii w obecnym kształcie (choć w jego opinii religii w ogóle), czego podsumowaniem jest właśnie ta książka.

Autor przekonująco wykłada, że ewolucja może być prostym i pięknym wyjaśnieniem powstania życia. Przedstawia argumentację od strony filozoficznej i logicznej na temat hipotezy Boga i kwestii jego istnienia. Przytacza wiele interesujących faktów. Oczywiście mocno atakuje obecne systemy religijne, ze szczególnym uwzględnieniem monoteistycznych. Bardzo interesujące jest krytyczne spojrzenie na Biblię i inne "pisma święte", zresztą moje wrażenia z jej lektury były identyczne jak Dawkinsa. Na koniec przekonuje, że moralność jest w nas samych i religia nie jest do niej potrzebna, analizuje troszkę po łebkach psychologiczne i psychiczne aspekty wiary (zdecydowanie najsłabsza część książki), dodatkowo mocno krytykuje pranie mózgu dzieciom i młodym przez wychowanie religijne od najmłodszych lat.

Książka ma mało minusów, ale parę rzeczy mi się nie podobało i też nie we wszystkim się zgadzałem. Dawkins, jako jeden z największych popularyzatorów teorii ewolucji, próbuje nią wyjaśnić troszkę zbyt wiele rzeczy. Czasami odnosiłem wrażenie, że chciałby wyjaśniać teorią ewolucji nawet rozwój przemysłu piekarskiego (co gorsza, mógłby mieć nawet część racji.) Struktura niektórych jego wywodów często wydaje się też lekko chaotyczna. Największym minusem była przytoczona argumentacja w sprawie obrony aborcji i porównanie, że aborcja tak samo wstrzymuje powstawanie nowego życia jak choćby zaniechanie seksu. Argumentacja iście absurdalna i idiotyczna i aż dziw, że znalazła się w książce takiego myśliciela. Dawkins wychodzi w temacie aborcji trochę na hipokrytę zajmując tak stanowczą pozycję, bo przez całą książkę słusznie opowiada się za obroną życia wszelakiego, rozwodząc się nad jego wielkim pięknem. Cóż, temat aborcji i używania płodów do rozwoju medycyny chyba już zawsze będzie wywoływał kontrowersje i spory niezależnie od wierzeń czy ich braku, gdyż jest to temat skomplikowany moralnie.

Krytykowałem płytkie podejście z psychologicznego punktu widzenia, bo jak słusznie napisał jeden z użytkowników poniżej w swojej mocno krytycznej recenzji książki, Dawkins jawi się jako zapalony scjentysta, dla którego nauka i piękno świata łagodzą wszelkie egzystencjonalne lęki. Nie wszyscy jednak tacy są, powiedziałbym nawet że Dawkins jest w mniejszości. Temat jest rozległy i ludzka śmiertelność a także istota stworzenia, bytu i nieskończoności od wieku zajmują filozofów i intelektualistów. I raczej wśród intelektualistów więcej jest ludzi, dla których śmiertelność jest wielkim problemem napawającym ogromnym lękiem, czego nauka i piękno świata nie potrafi nijak załagodzić, a wręcz przeciwnie, spotęgować problem.

W wielu innych kwestiach z chęcią z chęcią włączyłbym się w polemikę z Dawkinsem, niekoniecznie aby przekonywać go do innych racji, ale aby rozszerzyć temat. Dla ateisty czy agnostyka (swoją drogą trochę zabawne z jakim zapaleniem i negatywizmem Dawkins podchodzi do agnostyków, do których mi osobiście bliżej niż do ateistów) książka może wydawać się mało odkrywcza i z pewnością będzie bardziej intrygującą i ciekawszą lekturą dla kogoś wierzącego.

"Bóg Urojony" to bardzo ważnym głos przeciwko powszechności religii i jej roli w życiu współczesnych ludzi. Uważam, że tytuł ten powinien być w kanonie lektur szkoły średniej. Niech młody człowiek pozna wszystkie punkty widzenia i sam zdecyduje co myśleć.

Dawkinsa chyba nikomu nie trzeba przestawiać. Biolog z ogromnymi zasługami dla popularyzowania teorii ewolucji i krytycznego myślenia w pewnym momencie obrał za cel słuszną i potrzebną krytykę religii w obecnym kształcie (choć w jego opinii religii w ogóle), czego podsumowaniem jest właśnie ta książka.

Autor przekonująco wykłada, że ewolucja może być prostym i pięknym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , ,

Przez to, że na co dzień mam po dziurki w nosie naszego pięknego kraju w obecnym polityczno-społecznym stanie, długo wzdrygałem się przed sięgnięciem po tę powieść. Na szczęście Orbitowski potraktował sprawę z dużym dystansem i sporą dawką humoru, przez co odsłuch był przyjemnością, mimo że zaserwowano tutaj Polskę i Polaków w dużych dawkach.
Autor zabiera czytelnika w troszkę sentymentalną podróż po czasach PRL i mniej sentymentalną po czasach transformacji. Widzimy w nim pozytywne i negatywne strony tamtejszych czasów i mentalności ludzi w PRL. Wiadomo, tych negatywów jest raczej więcej, ale jest to przefiltrowane przez narratora podchodzącego do życia pozytywnie i zdroworozsądkowo, będącego raczej agnostykiem niż wierzącym. Są też zaakcentowane pozytywy tamtejszego życia, czyli zżycie się społeczności i wzajemne interakcje, które zanikają w kapitalizmie i wyścigu szczurów. Autor nie ocenia, nie moralizuje. Po prostu pokazuje życie, z dystansem i humorem. W bardziej negatywnym świetle została oceniona transformacja, ale być może nie mogło być inaczej, jeśli chce się rzetelnie przedstawić rzeczywistość transformacji w mniejszych miejscowościach.
Książka zachęciła mnie do zapoznania się z pozostałą twórczością Orbitowskiego.

Przez to, że na co dzień mam po dziurki w nosie naszego pięknego kraju w obecnym polityczno-społecznym stanie, długo wzdrygałem się przed sięgnięciem po tę powieść. Na szczęście Orbitowski potraktował sprawę z dużym dystansem i sporą dawką humoru, przez co odsłuch był przyjemnością, mimo że zaserwowano tutaj Polskę i Polaków w dużych dawkach.
Autor zabiera czytelnika w...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Sztuka obsługi penisa Andrzej Gryżewski, Przemysław Pilarski
Ocena 7,7
Sztuka obsługi... Andrzej Gryżewski,&...

Na półkach: , , , , , , , , ,

Pouczające i interesujące studium seksualności, nie tylko męskiej, choć skierowanej głównie do mężczyzn. Nie bójmy się rozmawiać o seksie. Takich rzeczy, wiedzy i świadomości seksualnej, człowiek powinien się uczyć kiedy wchodzi w dorosłość (czyli w ostatnich klasach liceum), uniknięto by tyle cierpienia i nieporozumień, a życia byłyby szczęśliwsze i bardziej spełnione.

Pouczające i interesujące studium seksualności, nie tylko męskiej, choć skierowanej głównie do mężczyzn. Nie bójmy się rozmawiać o seksie. Takich rzeczy, wiedzy i świadomości seksualnej, człowiek powinien się uczyć kiedy wchodzi w dorosłość (czyli w ostatnich klasach liceum), uniknięto by tyle cierpienia i nieporozumień, a życia byłyby szczęśliwsze i bardziej spełnione.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , , ,

Miałem ochotę na jakiś niebanalny erotyk i trafiłem w dziesiątkę.

Utwór ociekający seksem, erotyzmem i pożądaniem u głównych bohaterów, kontrowersyjny, czasami przekraczający dla większości granicę dobrego, a nawet dopuszczalnego smaku. Związek który stanowi główną oś fabularną jest tak nietypowy, a wydarzenia tak nieprzewidywalne, że sprawiają, że ciężko się oderwać od czytania/słuchania. Uwierzcie mi, o takim związku jak na kartach tej powieści nie przeczytacie nigdzie indziej.

Muszę przyznać, że nigdy nie uśmiałem się tak przy czytaniu/słuchaniu książki. Śmieszyły mnie przesadzone metafory dla części ciał i uczuć głównych bohaterów, ale przede wszystkim ich czyny, wykręcone pomysły, przesiąknięte cynizmem wydarzenia w które się wplątywali i mocny, cyniczny humor w wykonaniu Franza. Mimo ogólnie bardzo ciężkiej wagi opowieści całość nabiera dzięki temu tragikomicznego zabarwienia, co dla mnie było wielkim plusem.

Tak, widać, że autor mógłby poprawić warsztat. Tak, forma w jakiej podano opowieść pozostawia wiele do życzenia. Ale w zupełności nie przeszkadzało mi to w dobrej zabawie przy odsłuchu. W wersji dostępnej na Storytel lektor świetnie wczuł się w rolę, pasując idealnie do tej powieści. Normalnie wykapany Franz.

Bruckner musiał byc inspiracją Houellebecqa bo tak samo jak Michel nie pozostawia suchej nitki na fracuskim, nowobogackim, lewicowym społeczeństwie Paryża i nie tylko. Jakże opisy tych ludzi z Paryża na początku lat osiemdziesiątych pasują do dzisiejszych kręgów mieszkanców dużych polskich miast, w których często się obracam. Być może jesteśmy jako społeczeństwo dokładnie w tym miejscu, w którym byli Paryżanie w 1980. Trzeba jasno podkreślić, że myśli i opinie wypowiadane przez bohaterów zmieniają się w czasie i nie są głosem autora. W powieści, w której bohaterowie płyną z nurtem rewolucji seksualnej, wielce ją zachwalając przez większą część powieści, autor zdołał przedstawić mocną krytykę tejże rewolucji. Jak w tym powiedzieniu, rewolucja zaczęła pożerać własne dzieci.

Na koniec chcę zaznaczyć, że sięgacie po tę powieść na własną odpowiedzialność, bo jak pisałem, pisarz przekracza czasami granice dobrego smaku, a nawet powiedziałbym, akceptowalnego smaku. "Nic co ludzkie, nie jest mi obce?", sprawdzcie się, czy aby na pewno. Nie bez przypadku jest to pozycja tak kontrowersyjna, ale gdyby wyciąć te najbardziej pikantne sceny myślę, że książka nie straciła by zbyt dużo ze swojego charakteru. Ale to temat na zupełnie inną rozmowę. Tymczasem, czujcie się ostrzeżeni.

Miałem ochotę na jakiś niebanalny erotyk i trafiłem w dziesiątkę.

Utwór ociekający seksem, erotyzmem i pożądaniem u głównych bohaterów, kontrowersyjny, czasami przekraczający dla większości granicę dobrego, a nawet dopuszczalnego smaku. Związek który stanowi główną oś fabularną jest tak nietypowy, a wydarzenia tak nieprzewidywalne, że sprawiają, że ciężko się oderwać od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , , , , ,

Pamiętam jak obejrzałem film w młodości, który był dla mnie tak przerażający, że obiecałem sobie, że nie obejrzę go nigdy więcej. Teraz po lekturze mam ochotę na kolejny seans.

O książce napisano już chyba wszystko. Największe wrażenie zrobiła na mnie warstwa językowa, oryginalna i przebojowa. Eksperymenty z językiem różnie wychodzą, ale tutejszy slang to była rewelacja. Ogromne zasługi dla tłumacza Roberta Sudoła, który stworzył coś swojego na kształt oryginału.

Historia, zwłaszcza początek, może szokować. Plusem jest niesłychana zwięzłość, w tak krótkim utworze poruszono tyle kwestii etycznych, moralnych i związanych z wpływem polityków na społeczeństwo.

Ocenę obniżyłem za końcówkę i dziwną, wręcz infantylną koncepcję autora (tak, tę o wyrastaniu), która kompletnie nie pasowała poziomem do reszty książki.

Na osobny akapit zasługuje wersja audio na Storytel. O ile samo wykonanie Krzysztofa Zalewskiego było rewelacyjne, to niestety to wszystko co dobrego można powiedzieć o tej pozycji. Największym problemem jest fakt, że wybierając do odsłuchu "Nakręcaną Pomarańczę" (wersje z anglicyzmami) słuchamy tak naprawdę "Mechanicznej Pomarańczy" (wersji z rusycyzmami). Zorientowałem się po godzinie odsłuchu, że coś za dużo tutaj tych rusycyzmów, których nie rozumiałem, bo rosyjskiego się nigdy nie uczyłem... Szkoda mi było tracić tę godzinę, także odsłuchałem do końca. Nie zmienia to faktu, że jest to KOMPROMITACJA w wykonaniu Storytel. Naprawdę, pierwszy raz się spotkałem, żeby ktoś w audiobooku przeczytał inną książke niż w tytule!!!
Na dodatek brakuje tak chwalonego posłowia tłumacza.
Ogólnie, unikać, chyba że Wam te dwie sprawy nie przeszkadzają. Ja żałuję, że nie kupiłem papieru.

Pamiętam jak obejrzałem film w młodości, który był dla mnie tak przerażający, że obiecałem sobie, że nie obejrzę go nigdy więcej. Teraz po lekturze mam ochotę na kolejny seans.

O książce napisano już chyba wszystko. Największe wrażenie zrobiła na mnie warstwa językowa, oryginalna i przebojowa. Eksperymenty z językiem różnie wychodzą, ale tutejszy slang to była rewelacja....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Jeśli ktoś liczy na coś w stylu Pieśni Lodu i Ognia, to jednocześnie dostanie i nie dostanie tego, czego chciał. Dzieło Druona to ciekawy przykład powieści historycznej, w której akcja leci jak szalona do przodu, co dla mnie było kompletnym zaskoczeniem. Nie ma tutaj miejsca na długie opisy otoczenia czy bohaterów, wewnętrzne monologi czy poboczne wywody. Intrygi, spiski, narady, romanse, zdrady, zabójstwa, tajemnice, średniowieczne czarymary i zabobony - rozdział po rozdziale. Oczywiście, czyta się to rewelacyjnie, większość to dialogi, sceny są napisane świetnie (choć czasami razi nadmierna ekspozycja w dialogach). Cierpi na tym jednak trochę głębia, zarówno świata, ale przede wszystkim postaci, które wydają się trochę kartonowe, bo po prostu autor nie poświęca im zbyt dużo czasu, zwłaszcza, że jest ich wiele, a czasami równie szybko pojawiają się jak i znikają, tudzież umierają. Ekspresowa, podana w formie przystępnej prozy lekcja historii. Podejrzewam, że do szerszej oceny będę zdolny dopiero po lekturze kolejnych tomików (bo ciężko 200-250 stronicowe pozycje nazywać tomami).

Ważna uwaga: jeśli nie chcecie sobie spoilerować, to lepiej nie zaglądać na koniec książki do drzew genealogicznych, bo od razu można zobaczyć, kto kiedy umrze, kto z kim się zwiąże, kto zostanie (kiedy i na ile) królem, co może popsuć zabawę. Mimo uważania i próbie przeglądania tylko samych nazwisk, aby połapać się w rodowodach bohaterów sam sobie kilka nadchodzących wydarzeń zaspoilerowałem... To samo tyczy się listy osób, jak i niestety, jednego czy dwóch przypisów. Taki urok powieści historycznych.

Jeśli ktoś liczy na coś w stylu Pieśni Lodu i Ognia, to jednocześnie dostanie i nie dostanie tego, czego chciał. Dzieło Druona to ciekawy przykład powieści historycznej, w której akcja leci jak szalona do przodu, co dla mnie było kompletnym zaskoczeniem. Nie ma tutaj miejsca na długie opisy otoczenia czy bohaterów, wewnętrzne monologi czy poboczne wywody. Intrygi, spiski,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

Nie należy się bać krytykować najnowszego dzieła Susanny Clarke. Powieść stanowi oryginalne połączenie gatunków z nietypową kreacją świata i rzadko używaną epistolarną formą, wszystko podlane sosem Gene'a Wolfe'a. Jednak pod wszystkim kryje się dość prosta historia, forma jak i tempo mogą irytować, denerwuje także spora ilość tzw. "idiot balls', czyli sytuacji w których jedna z postaci powieści zachowuje się wyjątkowo głupio albo w sposób nie pasujący do niej tylko po to, aby popchąć akcję do przodu w kierunku wskazanym przez autora. Ogólnie miałem wrażenie, że Susanna ledwie musnęła temat i możliwości były znacznie większe. Zresztą sama przyznała, że przez problemy zdrowotne wybrała coś mniejszego i łatwiejszego zamiast porywać się na kontynuację JS&Norella, która szła jej opornie, co poniekąd to wszystko tłumaczy. Trzeba się cieszyć z powrotu, oby zdrowie dopisywało i czekamy na więcej. Ciekawe czy jeszcze do tego świata powróci, bo detali na temat przyszłej książki "The Cistern" chyba na razie brak.

Nie należy się bać krytykować najnowszego dzieła Susanny Clarke. Powieść stanowi oryginalne połączenie gatunków z nietypową kreacją świata i rzadko używaną epistolarną formą, wszystko podlane sosem Gene'a Wolfe'a. Jednak pod wszystkim kryje się dość prosta historia, forma jak i tempo mogą irytować, denerwuje także spora ilość tzw. "idiot balls', czyli sytuacji w których...

więcej Pokaż mimo to