-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę Julii Biel „Times New Romans”LubimyCzytać1
-
ArtykułySpotkaj Terry’ego Hayesa. Autor kultowego „Pielgrzyma” już w maju odwiedzi PolskęLubimyCzytać2
-
Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński16
-
ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
Biblioteczka
2021-07-29
2021-09-11
Nikt nie zmusza nas abyśmy byli katolikami.
Jestem katolikiem na mocy mej wiary w Boga: a gdy się mnie pyta, dlaczego wierzę w Boga, odpowiadam, że dlatego, iż wierzę w siebie, gdy uważam za niemożliwe wiarę w mą egzystencję (a co do tego faktu mam pewność) bez jednoczesnej wiary w istnienie Tego, który żyje jako osobowy, wszystko wiedzący, wszystko osądzający Byt w moim sumieniu. / kard. Newman/
To powtarza za kardynałem Newmanem autor i pragnie wskazać zagrożenia dla Kościoła w świecie współczesnym, ale też wewnątrz tego Kościoła. To jest jedna z najtrudniejszych książek, z jakimi przyszło mi się zmierzyć. Ogrom tematów, jakie porusza w swej książce, a także ilość filozofów i teologów, z którymi wchodzi w dyskurs, powoduje, że książkę wymaga czasu, aby ją pojąć i zrozumieć. Chociaż przyznaję się, że część esejów i szkiców była naprawdę trudna do zrozumienia. Dlatego skupię się na tych tematach, które mnie zainteresowały. Całość podzielona jest na pięć części ze wstępem.
Ze wstępem miałam pewien problem. Nie pisze o Soborze Watykańskim II, ale właśnie jego dokumenty krytykuje, gdyż to Sobór przyjął dokumenty dotyczące stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich. Rozumiem, że dla autora biegle władającego łaciną przemawia Msza Trydencka, ale dla mnie Msza św. w języku narodowym jest największym sukcesem Soboru, gdyż dzięki temu mogę w pełni w niej uczestniczyć. Autor odwołuje się do Tradycji, ale jednocześnie pisze, że Tradycja nie może uciekać przed tym, co współczesne i nie może być zapisem raz na zawsze danych obrzędów, ale każde pokolenie odkrywa ją na nowo. Jednak w miarę czytania kolejnych esejów coraz bardziej poglądy autora przemawiały do mnie i się z nimi zgadzam.
Mnie zainteresowały szkice i eseje dotyczące literatury, w jaki sposób autorzy przedstawiają życie człowieka, do czego dążą, jaki jest stosunek do śmierci, wieczności i do wiary. Składa hołd poezji, gdzie w eseju o twórczości Wiesławy Szymborskiej pisze: „Tam gdzie filozof potrzebuje starannego wyłożenia argumentów, polskiej poetce starcza jedno celne słowo. „Odnosi to stwierdzenie do całej poezji. Ciekawy jest esej poświęcony Herbertowi, o którym pisze: „W ostateczności głównym punktem poezji Herberta, jej głównym przesłaniem, jest współczucie. Jego poezja została zbudowana na zasadzie opozycji między tym, co jednostkowe, swojskie, cielesne i człowiecze, a tym co boskie, wieczne i doskonałe. W gruncie rzeczy, wbrew wszelkim miotanym przeciwko człowiekowi oskarżeniom, wiersze Herberta są bardzo głęboko humanistyczne, to znaczy opisują życie w taki sposób, że przynoszą pocieszenie.” Parę szkiców poświęconych jest poezji Czesława Miłosza, gdyż: ”Poezja Miłosza jest ciągłą kontemplacją, która karmi się momentami wieczności. Jest próbą wyniesienia się ponad zmienność czasu, by zdobyć ogląd niepodległy światu.” Zajmuje się też twórczością pisarzy. Mnie zainteresowały eseje o pisarzach, których twórczość znam: Milan Kundera, Isaac Singer, Marcel Proust, Simon Well, Fiodor Dostojewski, Lew Tołstoj, czy Michaelu Houellebecgu, a także punktuje bzdury w książce Dana Browna.
Dużo bardziej wymagający jest dyskurs, w jaki wchodzi autor z filozofią. Głownie jest to dyskusja z najbardziej wpływowymi filozofami XX wieku: Kantem, Heideggerem, Nietzsche, a także Kartezjuszem, Pascalem, Leibnizem, Kirkegaardem. Mnie zainteresował szkic poświęcony filozofii dialogu, a także filozofii ks. Tischnera. Lisicki jako tomista krytykuje autora „Schyłku chrześcijaństwa tomistycznego”.
Najtrudniejszy był jego dyskurs z teologami, gdyż tylko parę nazwisk jest mi znanych. Jednak czytając poglądy niektórych współczesnych teologów, przecierałam oczy. Zgadzam się, że „Kościół bowiem nie jest po to, aby być Prometeuszem, aby wobec Boga reprezentować interesy ludzi, ale by wobec ludzi głosić Boga, który pozwala im do siebie dotrzeć.” I „Tylko religia, która domaga się wszystkiego, ma sens. Tylko religia zdolna przemawiać w imieniu mocy i autorytetu może zdobywać uznanie.”
Bardzo aktualnym tematem jest naciskanie, aby przepraszać za czyny popełnione przed poprzednie pokolenia i nie czuję się winna, za coś, co nie zrobiłam.„Ilekroć pojawia się zło, zawsze jest ono dziełem jednostki. Choćby to było zło przedstawicieli Kościoła, jego księży, biskupów, papieży nawet, choćby czyniąc je, powoływali się na swoje rozumienie świętej nauki, ostatecznie zawsze błąd jest ich. Błąd jest tym, co człowiek wnosi do gry.” Dlatego jeśli chodzi o zło uczynione innemu człowiekowi, to ani nie mogę odpuścić mu winy, ani nie mogę odczuwać za niego żalu za grzechy. Jego grzech i słabość mogą mi sprawiać ból, ale to wszystko. Za zły czyn innego człowieka nie mogę przepraszać tak długo, jak długo sam się do niego nie przyczyniam. Aby można mówić o przeprosinach, musi istnieć stosunek przyczynowy, taki związek między mną a sprawcą, abym mógł uznać, że jego złe działanie wynikało z mego współudziału lub zaniechania.
Ciekawymi są szkice poświęcone podejściem do cudów, a także, czy religia może istnieć bez dogmatów.
Książka według mnie jest ważnym głosem w dyskusji nad współczesnym Kościołem. Autor stara się odkryć, dlaczego coś takiego jak śmierć nie robi na nas wrażenia. Zastanawia się nad kryzysem we współczesnym Kościołem. Dla Miłosza źródłem nowożytnego kryzysu religijnego był kryzys wyobraźni, ludzie, dlatego w coraz mniejszym stopniu wierzą w realność prawd chrześcijańskich, bo w coraz mniejszym stopniu są w stanie przekształcić je w obrazy. Benedykt XXI zwraca uwagę, że największym wyzwaniem kościoła w XXI wieku „jest wypracowanie nowej postaci rozumności wiary”. Właśnie to przesunięcie wiary w stronę wyłącznie uczuć jest też zagrożeniem. Jednak przez wieki uważano, że ” tak samo jak wiara i rozum spotykały się w określeniu Boga, tak też łączyły się w opisie człowieka. Dla żadnego nieomal z Ojców Kościoła i ich późniejszych następców nie ulegało wątpliwości, że tym, co w człowieku najdoskonalsze, jest rozum. To on miał władać uczuciami, nadawać im kierunek i znaczenie. Wola i rozumne pożądanie, nie tłumiły uczuć – panowały nad nimi.”
Niepodobna w jednej recenzji przedstawić ogromu tematów, jakie w swojej książce porusza autor w ponad 60 esejach i szkicach. Każdy z czytających znajdzie inne tematy, które go zainteresują.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu „Na kanapie”.
Pierwotnie w serwisie Na kanapie.
Nikt nie zmusza nas abyśmy byli katolikami.
Jestem katolikiem na mocy mej wiary w Boga: a gdy się mnie pyta, dlaczego wierzę w Boga, odpowiadam, że dlatego, iż wierzę w siebie, gdy uważam za niemożliwe wiarę w mą egzystencję (a co do tego faktu mam pewność) bez jednoczesnej wiary w istnienie Tego, który żyje jako osobowy, wszystko wiedzący, wszystko osądzający Byt w moim...
2021-09-09
Do czego mogą doprowadzić traumy z dzieciństwa?
Przerażająca lektura, która budzi bardzo mieszane uczucia. Według mnie błędnym jest opis tej książki, jako thrillera psychologicznego, to dramat dziejący się między dwójką pokiereszowanych psychicznie bohaterów, a także w ich głowach. Mimo że dzieli bohaterów prawie wszystko, łączy ich olbrzymia trauma z dzieciństwa. Oboje są ofiarami przemocy, którą doświadczyli, jako dzieci z rąk swoich rodziców. Oboje radzą sobie z tą sytuacją w różny sposób, chociaż bardzo kontrowersyjny.
Chiaki Sanada jest młodą kobietą mieszkającą w Tokio, pracującą nocami, jako call-girl w klubie sado-maso. Dręczona koszmarami nie potrafi żyć bez otumania się środkami nasennymi i innymi środkami. Chiaki Sanada jest rozchwiana emocjonalnie, ze skłonnościami do autodestrukcji, dzięki bólowi czuje, że żyje.
Masayuki Kawashima jest cenionym pracownikiem, zakochanym w swojej żonie. Niedawno urodziła mu się córeczka. Jednak nocami dręczą go demony, które doprowadzają, że nocami staje ze szpikulcem do lodu nad łóżeczkiem swojej córki i zadaje sobie pytanie, czy byłby w stanie zabić córeczkę. Nie potrafi na to pytanie odpowiedzieć i odczuwa coraz większy strach. Wymyśla plan, aby swoją złość i frustrację skierować w inną stronę i ochronić swoją rodzinę. Planuje zabicie prostytutki, wierząc, że w ten sposób uwolni się od swoich demonów.
Wyjeżdża do Tokio, gdzie w hotelu precyzyjnie planuje zbrodnię doskonałą, wszystko spisując. Nie tylko planuje stronę techniczną morderstwa, aby policja nie mogła go zidentyfikować. Planuje też, co zrobi tej kobiecie, wręcz fantazjuje. Z drugiej strony nigdy nie korzystał z usług call-girl. Po paru dniach przygotowań wciela swój plan w życie. Zmienia swoje ubranie, wynajmuje pokój w innym hotelu i dzwoni po call-girl. Przyjeżdża Chiaki Sanada, która jest w złym stanie psychicznym. Od początku nic nie układa się według planu Masayuki, zaczyna improwizować. Z jednej strony jest zdeterminowany do zabicia tej dziewczyny, z drugiej strony targa nim strach i dużo innych destrukcyjnych uczuć. Kobieta o skłonnościach destrukcyjnych, czy będzie walczyć o swoje życie? Do ostatniej strony, nie wiadomo, kto, kogo zabije, a może rozejdą się, nie robiąc sobie krzywdy.
Można się zastanawiać, dlaczego powstała tak drastyczna książka. Według mnie, aby pokazać, do czego w skrajnych przypadkach mogą doprowadzić traumy przeżyte w dzieciństwie. Książka ma nami wstrząsnąć i pokazać, jakie spustoszenie w psychice dorosłego człowieka powoduje przemoc doświadczona w dzieciństwie. Polecam ludziom o mocnych nerwach.
Przepisane z serwisu Na kanapie
Do czego mogą doprowadzić traumy z dzieciństwa?
Przerażająca lektura, która budzi bardzo mieszane uczucia. Według mnie błędnym jest opis tej książki, jako thrillera psychologicznego, to dramat dziejący się między dwójką pokiereszowanych psychicznie bohaterów, a także w ich głowach. Mimo że dzieli bohaterów prawie wszystko, łączy ich olbrzymia trauma z dzieciństwa. Oboje są...
2021-07
Człowiek w zderzeniu z naturą.
Zawsze chętnie sięgam po książki z „Serii z żurawiem”, chociaż tematyka morska nie jest mi bliska. Podziwiam autorów wydawanych w tej serii, że w prostych z pozoru opowieściach potrafią zawrzeć tyle emocji i różnych postaw ludzi. Te książki charakteryzuje doskonała kompozycja, przemyślana treść, gdzie przy minimum słów otrzymujemy maksimum treści. Jak widać, nie potrzeba grubych tomów, aby opowiedzieć ciekawą historię.
Einar Kárason jest islandzkim pisarzem, który swoje życie związał z Reykjavikiem, miastem portowym, gdzie codziennie wypływa dziesiątki kutrów na połowy ryb. Ponieważ coraz mniej ryb jest wokół Islandii, rybacy wypływają zimą tysiąc dwieście mil morskich, aż pod zachodnie wybrzeże Nowej Funlandii na połowy karmazyna. Najczęściej są to rutynowe parotygodniowe rejsy, kiedy po zapełnieniu ładowni złowioną rybą wracają do portu. Na łowisku załoga pracuje jak sprawna maszyna, dzień i noc, gdyż im szybciej wypełnią ładownie, tym szybciej wrócą do domu. Autor oparł swoją opowieść na prawdziwych wydarzeniach z lutego 1959 roku, kiedy to kilka islandzkich traulerów znalazło się w centrum nawałnicy na łowiskach u wybrzeża Nowej Funlandii. Zginęło w czasie tej nawałnicy ponad dwieście osób.
Narratorem powieści jest Larus, młody chłopak, który jako majtek po raz drugi wyrusza w rejs traulerem. Dwudziestego dziewiątego stycznia na pokładzie statku „Mewa” wyruszają na łowiska w rejonie Banku Mew opodal Nowej Funlandii. Po tygodniu żeglugi dopływają na łowisko. Niesamowitą przemianą przechodzi trzydziestka marynarzy na tym statku. Wchodząc na pokład, wszyscy byli pijani, a niektórych trzeba było wnieść na pokład statku. Jednak po tygodniu wszyscy są gotowi do ciężkiej pracy i sprawnie wykonują swoje obowiązki. Na łowisku wszyscy się nie oszczędzają, cały czas pracując, z krótkimi przerwami na posiłek i ograniczając sen. Mają świadomość, że gdy zapełnią się ładownie, będą mieć czas na odpoczynek. Niestety nie tym razem. Gdy ładownie już są pełne, zaczyna się Armagedon. Nagłe załamanie pogody powoduje niewyobrażalny sztorm i bardzo niską temperaturę. Statek musi cały czas ustawiać się pod fale, jeżeli nie, to kolejna fala go przewróci. Przy tak niskiej temperaturze każda kolejna fala przelewająca się przez statek powoduje jego oblodzenie. Lód zwiększa ciężar statku i może doprowadzić do zatonięcia. Jedyny ratunek to cały czas skuwać narastający lód. Skuwać go trzeba umiejętnie, gdyż oderwany duży fragment lodu przemieszczający się po pokładzie zagraża przywiązanym marynarzom i może spowodować przechylenie się statku i jego utonięcie. W tych warunkach są zdani wyłącznie na siebie. Zresztą w radiu słychać wokół sygnały SOS. Zaczyna się walka o życie. Załoga musi się zmierzyć nie tylko z siłami natury, ale przede wszystkim ze zmęczeniem, brakiem snu i głodem. Czy uda się dopłynąć do portu? Czy wszyscy przeżyją ten huragan?
Einar Kárason prezentuje w tej powieści prozę minimalistyczną, pozbawioną właściwie dialogów. Koncentruje się głównie na działaniach ludzi i ich walce. Mimo to poznajemy biografie niektórych marynarzy. Opis natury też są sprowadzone do minimum, ale bardzo sugestywne, aby pokazać siłę natury, z jaką muszą się zmagać marynarze. Niezwykle plastyczny język powoduje, że stajemy się uczestnikami tych wydarzeń, ludzi postawionych w sytuacji granicznej, walczących o życie. A jak my byśmy się zachowali w podobnej sytuacji?
Ciekawym symbolem przewijającym się przez książkę jest mewa. Mewa jest symbolem wolności, podróży i duszę zmarłego na morzu marynarza. Główny bohater nazywa się Larys (łacińska nazwa mewy), trauler nazywa się Mewa, a łowisko, na którym łowią, nosi miano Bank Mew (Ritubanki). Mewy zawsze towarzyszą rybakom na łowiskach i wieszczą dobry połów. Pierwszą oznaką nadchodzącego sztormu było zniknięcie mew, a gdy się mewy pojawiły, zakończył się sztorm. Może mewa jest symbolem szczęścia? Czym więc są sztormowe ptaki?
Z przyjemnością przeczytałam, że nieodłączny wyposażeniem kutrów była skrzynia z książkami, które czytali marynarze w wolnych chwilach.
„Sztormowe ptaki” to fascynujące spotkanie z prozą islandzką, która zapada w pamięć.
Człowiek w zderzeniu z naturą.
Zawsze chętnie sięgam po książki z „Serii z żurawiem”, chociaż tematyka morska nie jest mi bliska. Podziwiam autorów wydawanych w tej serii, że w prostych z pozoru opowieściach potrafią zawrzeć tyle emocji i różnych postaw ludzi. Te książki charakteryzuje doskonała kompozycja, przemyślana treść, gdzie przy minimum słów otrzymujemy maksimum...
2021-07
Niewiarygodna i smutna historia niewinnej Erendiry i jej niegodziwej babki
Niewiarygodnie smutne opowiadania, toczące się w dusznej atmosferze. Wszystkie opowiadania dzieją się w małych nadmorskich wioskach, gdzie ze względu na glebę nic nie rośnie. Ich życie jest szare, puste i smutne, jak świat wokół nich. Ludzie żyją z dnia na dzień, łowiąc ryby i podając się losowi. Każde dziwne wydarzenie wzbudza w nich chwilowe zainteresowanie, bo można na tym zarobić. Każde z tych opowiadań przedstawia takie wydarzenie. Mentalność tych ludzi najlepiej opisuje pierwsze opowiadanie „Bardzo stary pan z olbrzymimi skrzydłami”. Wszystkie te opowiadania dzieją się na pograniczu snu i jawy. Tytułowe opowiadanie, opowiada historię młodej dziewczyny, Erendiry sprowadzonej przez swoją Babkę do roli niewolnicy. Kiedy przez przypadek dziewczyna podpala dom, Babka znajduje sposób, aby Erendira oddała pieniądze. Objeżdża z dziewczyną okoliczne osady, oferując jej wdzięki za pieniądze. Czy dziewczyna nie zbuntuje się i nie ma własnych planów?
Dobrze, że ten zbór opowiadań jest krótki i czyta się szybko, gdyż są przygnębiające. Polecam wszystkim miłośnikom prozy Márqueza, oraz tym, którzy mają ochotę na smutne opowieści.
Niewiarygodna i smutna historia niewinnej Erendiry i jej niegodziwej babki
Niewiarygodnie smutne opowiadania, toczące się w dusznej atmosferze. Wszystkie opowiadania dzieją się w małych nadmorskich wioskach, gdzie ze względu na glebę nic nie rośnie. Ich życie jest szare, puste i smutne, jak świat wokół nich. Ludzie żyją z dnia na dzień, łowiąc ryby i podając się losowi....
2021-06
Czy świat musi być czarno-biały?
Zawsze z chęcią sięgam po książki z charakterystycznymi okładkami „Prozy iberoamerykańskiej” wydawanych w latach osiemdziesiątych przez Wydawnictwo Literackie. Tym razem natrafiłam na mało znanego pisarza wenezuelskiego Ramōn Diāz Sānchez, samouka, którego celem było zdobycie jak najrozleglejszej wiedzy o przeszłości i teraźniejszości Wenezueli. Imał się różnych zajęć, był też dziennikarzem, za działalność polityczną spędził jakiś czas w więzieniu, aby w końcu zająć się pisaniem książek. W swoich powieściach zawarł całą swoją wiedzę o Wenezueli i ludziach tam żyjących.
Cumboto jest nazwą miasta, ale też hacjendy, gdzie powiązane są z sobą losy białych i czarnych ludzi i jak w soczewce poznajemy historię Wenezueli. Jedni i drudzy byli przybyszami z zewnątrz. Murzyni przybyli na wybrzeża z Antyli, uciekając przed handlarzami niewolników, biali to Hiszpanie, którzy przybyli i podporządkowali sobie ten kraj. Powstały olbrzymie hacjendy, które opierały się na pracy niewolniczej właśnie tych przybyłych Murzynów. Kolejne pokolenia dorastały na tych ziemiach, i już nie było Hiszpanów, ale Kreolczycy. Wreszcie nastąpiła krwawa wojna wyzwoleńcza, której reminiscencje przewijają się przez książkę. Wywołali ją Murzyni, ale część Kreolczyków też poparła wyzwolenie się Wenezueli. Później nastąpił okres stabilizacji, bez konfliktów wewnętrznych. Jedna ze starszych niewolnic opowiada, że zawsze czuła się wolna, „Wszyscy czuli się szczęśliwi, kiedy ich państwo czuli się szczęśliwi. A w złych czasach umieli im towarzyszyć.”
Cumboto jest hacjendą, na której uprawia się kokosy i produkuje olej kokosowy. Na tej hacjendzie na początku XX wieku urodzili się Federico, syn właścicieli i Natividad – niewolnik. Mimo sprzeciwów rodzimy wychowywali się razem i połączyła ich pewnego rodzaju, niezwykła przyjaźń. Natividad wprowadza Federico w swój świat, w świat powiązany z naturą i ziemią, z ich sposobem podejścia do życia. Spotykają Babkę Anitę z jej tajemniczym kufrem i ona opowiada historii tej ziemi. Obaj są zafascynowani jej wnuczką Pascau. Federico uczy Nativadada czytać i wprowadza go w świat literatury i muzyki. Federico wyjeżdża do Europy, ale jest zmuszony wrócić do domu. Nie potrafi się już odnaleźć w tym świecie. Spotkanie dziecięcej fascynacji, Pascau wyrywa go z marazmu, ale zostaje potępione przez Murzynów. Czy te dwa światy mogą się połączyć? Czy można zjednoczyć duszę tej ziemi z klasycznym duchem? Może odpowiedzią jest grana przez Federico sonata fortepianowa Ludwiga van Beethovena, gdzie improwizując, włącza odgłosy murzyńskich bębnów, a przy tej muzyce tańczy Pascua. Może odpowiedzi udzieli ostatni gość odwiedzający Cumboto.
Powieść jest intymnym opowiadaniem Natividada o swoim życiu, a także o świecie, który go otacza. Żyjąc na pograniczu tych dwóch światów, może oba z nich opisać. Jest bardzo wnikliwym obserwatorem i przedstawia wspaniałe studia psychologiczne ludzi go otaczających. Jest to opowieść pełna namiętności i tajemnic. Jakie tajemnice skrywają takie przedmioty jak taczki, srebrna łopatka, kufer. Jakie znaczenie ma skrywana czaszka. Mnie zachwycił język, poetycki, pełen metafor. Wspaniały jest opis gry Federico na fortepianie i porównanie do dwóch ważek w miłosnym tańcu. Powieść, która jest realistyczna, zachwyca swoją magią.
Czy świat musi być czarno-biały?
Zawsze z chęcią sięgam po książki z charakterystycznymi okładkami „Prozy iberoamerykańskiej” wydawanych w latach osiemdziesiątych przez Wydawnictwo Literackie. Tym razem natrafiłam na mało znanego pisarza wenezuelskiego Ramōn Diāz Sānchez, samouka, którego celem było zdobycie jak najrozleglejszej wiedzy o przeszłości i teraźniejszości...
2021-07
"Samo bycie żywym nie ma wielkiego znaczenia. Cały sens w tym, jak się żyje."
„Seria z Żurawiem” wydawana przez Uniwersytet Jagielloński jest moją ulubioną serią i zawsze z przyjemnością sięgam po kolejne książki. Jednak w tym wypadku miałam jakieś opory, ale natrafiłam na tą książce w Bibliotece Miejskiej. Niestety książka mnie nie porwała. Lubię z tej serii wydawane japońskie powieści, za ich prostotę w mówieniu nawet o trudnych problemach. Natomiast w tym przypadku autor przekombinował i wykorzystał dość banalny wątek.
Młody listonosz dowiaduje się, że jest śmiertelnie chory i w każdej chwili może umrzeć. Po powrocie do domu zastaje diabła, który oferuje mu kolejne dni życia, w zamian usunie on coś ze świata. Jak nasz bohater spędzi te darowane mu dni? Jednak mnie bardziej zainteresowało życie, które do tej pory wiódł i jakie wiodą tysiące ludzi, życie samotne. Jego jedynym towarzyszem, a właściwie jedynym przyjacielem jest kot Kapustek. Diabeł usuwa dwa substytuty, które zastępują nam prawdziwe życie i bezpośrednie kontakty z ludźmi. Mamy dużo znajomych, którymi czasami się spotykamy, a tak mało przyjaciół. Tego właśnie doświadczył nasz listonosz. Czy znajdzie bliskich sobie ludzi, z którymi może podzielić się swoimi przeżyciami? Dopiero, kiedy diabeł za kolejny dzień życia pragnie usunąć wszystkie koty, w tym oczywiście jego przyjaciela Kapustka, zaczyna się wahać. W tym momencie na szali są dwa istnienia, na jednej życie Kapustka, na drugiej życie naszego bohatera. Jakiego wyboru dokona nasz bohater?
Usuwając coś, diabeł powoduje, że ludzie o tym zapominają, tak jakby to nigdy nie istniało. Mam więc problem kiedy diabeł usuwa czas. Nie da się czasu usunąć tak jak przestrzeni. Może to jest wina tłumacza, gdyż mowa jest o zegarach, a to są dwie różne rzeczy. Na następny dzień ( a więc jest czas) świat normalnie funkcjonuje. Czy świat może egzystować bez czasu? W tym miejscu miała duży problem z pojęciem przesłania autora, dla mnie było to nielogiczne.
Kawamura przedstawia nam prostą opowieść, jednowątkową, bardzo intymną, co jest jej dużą zaletą. Stawia proste pytania. Bez czego możemy dalej żyć, a co jest nam niezbędne do życia. Patrząc się na życie listonosza, zastanawiałam się, czy był człowiekiem szczęśliwym. Parząc się nasze życie możemy zadać to samo pytanie? On już nie mógł zmienić swoich wyborów, mimo że próbował, ale my możemy. Ciekawymi i barwnymi postaciami tej opowieści są diabeł i kocur Kapustek. To one w tę dość smutną opowieść wnoszą humor, dowcip i ironię. Dzięki temu powieść zyskuje lekkość. Niestety nic nowego nie odkryłam dzięki tej opowieści, dla mnie była zbyt banalna. Jednak każdy może odebrać ją inaczej.
"Samo bycie żywym nie ma wielkiego znaczenia. Cały sens w tym, jak się żyje."
„Seria z Żurawiem” wydawana przez Uniwersytet Jagielloński jest moją ulubioną serią i zawsze z przyjemnością sięgam po kolejne książki. Jednak w tym wypadku miałam jakieś opory, ale natrafiłam na tą książce w Bibliotece Miejskiej. Niestety książka mnie nie porwała. Lubię z tej serii wydawane...
2021-06
Wampir z MO
Po przeczytaniu bardziej wymagających lektur czas na relaks i zabawę. Taki właśnie relaks z zabawę dostarczyła mi ta książka. Dawno temu przeczytałam „Wampir z M-3”, a teraz z przyjemnością powróciłam do tamtych bohaterów, a także spotkałam też nowe postacie. Poznamy przygody wampirów: Marka, Igora, Gosi, Hrabiego, Profesora i Dziadka Weterana, ale też zombiaka Zenka. Przybędą goście z USA i Francji. Oczywiście nie zabraknie majora Nefrytowa, stojącego na czele jednej z komórek SB, tajnego wydziału Z ( przecież komuniści nie wierzą w byty bionekryczne), do zwalczania wampirów, zombiaków i wszelkich dziwnych zjawisk. Oczywiście będą też ciepli, czyli ludzie. Przenosimy się pod koniec lat 80-dziesiątych, kiedy władze starają się skompromitować „Solidarność”, a najbardziej poszukiwanym towarem jest papier toaletowy.
Książka składa się z jedenastu niepowiązanych z sobą opowiadań. Poznajemy różne, nieraz bardzo zaskakujące przygody naszych bohaterów. Tytuł książki jest tytułem pierwszego opowiadania, kiedy wampir Marek zostaje wplątany w policyjną prowokację majora Nefrytowa, aby skompromitować „Solidarność”. Dowiemy się, że nie zawsze popłaca się stosować zasadę „zastaw się, a postaw”. Czy istnieją wampiry wegetarianie i czym się żywią? Co zrobić, aby wampir był widoczny na zdjęciu? Major Nefrytow odkryje jak zdobyć diamentowy pył. Co można ukraść z rosyjskiej ciężarówki? Dowiemy się też, w jaki sposób pozbyć się z sąsiedztwa tajniaków z UB. Nasze wampiry nie mogą narzekać na nudę.
Pilipiuk stworzył świetną satyrę na PRL, gdzie pojawia się humor słowny i sytuacyjny. Książka napisana jest lekkim, dowcipnym językiem, zbliżonym do mowy potocznej, ale pozbawionym wulgaryzmów. Dużo jest też nawiązań do popkultury. Poznamy nową definicję ślepowidzenia, spotkamy też „milczenie jagniąt”. Autor nawiązuje też do sagi „Zmierzch” Stephenie Meyer.
Książkę tę można pochwalić za świetny pomysł, wartką i zaskakującą akcję, a także lekki język.Czytając opowiadania fantastyczne Pilipiuka, bawiłam się wybornie.
Wampir z MO
Po przeczytaniu bardziej wymagających lektur czas na relaks i zabawę. Taki właśnie relaks z zabawę dostarczyła mi ta książka. Dawno temu przeczytałam „Wampir z M-3”, a teraz z przyjemnością powróciłam do tamtych bohaterów, a także spotkałam też nowe postacie. Poznamy przygody wampirów: Marka, Igora, Gosi, Hrabiego, Profesora i Dziadka Weterana, ale też zombiaka...
2021-06
Bistari to znaczy wolniej i warto to stosować nie tylko w Himalajach.
Nepal jest fascynującym krajem, ze względu na swoją historię, tradycję i religię, a przede wszystkim na przyrodę. Zachwyciłam się tym, że będę mogła poznać ten kraj nie z perspektywy himalaistów i ich dążeń do zdobycia kolejnych szczytów, a poznamy niższe partie Himalajów i przewodnikiem będzie rdzenny Nepalczyk, bramin. Nastawiałam się na świetny reportaż, niestety nie wszystko mnie zachwyciło. Zaskoczył mnie brak spisu treści, który występuje nawet w powieściach. Przebrnęłam przez dość długi, pełen powtórzeń wstęp i tłumaczenie, dlaczego autor wprowadza alter ego siebie, czyli postać Baflowa. Powstało coś dziwnego ni to reportaż, ni to powieść, jakby zasłona dla autora, ale takie jest jego prawo. Wybieramy się z nim lub z jego alter ego na trzy wyprawy w Himalaje.
Pierwsza wyprawa na Gokyo Ri jest jakby wprowadzeniem w świat Himalajów i trekkingu po nich. Można potraktować ten rozdział, jako vademecum dla tych, którzy pragną się wybrać na taką wyprawę, co trzeba z sobą zabrać i jakich warunków można oczekiwać. Poznajemy Przewodnika, który jest najciekawszą postacią powieści i wspaniałym, skromnym człowiekiem. Bohater przyłącza się do grupy trekkingowej, która pragnie wejść na prawie 5500 metrów. Większość z nich nastawiona była na wysiłek fizyczny i przekroczenie własnych barier. Dzięki jednak przewodnikowi możemy naprawdę dużo dowiedzieć się o Nepalu, nawet gdy nie wzbudzało to zainteresowania uczestników. Możemy poznać trudy tej wyprawy, a przede wszystkim wspaniałą przyrodę. Opis widoków zapiera dech w piersiach tak jak spotkania z endemicznymi zwierzętami. Zasada „Bistari” – wolniej jest zasadą odnoszącą się nie tylko do Himalajów, ale do zdobywania wszelkich gór, kiedy należy podchodzić równo z oddechem tak jak sposoby schodzenia.
Druga wyprawa na Mera Peak jest dość podobna, tyle że w mniejszym gronie i tutaj nasz bohater pragnie przekroczyć własne bariery i wejść jeszcze wyżej. Mera Peak ma 6476 m n.p.m., to jeden z najwyższych szczytów dostępnych dla turystów wysokogórskich w Himalajach. Szczyt ten nie przedstawia większych trudności technicznych, w zasadzie wystarczają same raki i kijki, dopiero przy szczycie trzeba korzystać z lin poręczowych. Ze szczytu można zobaczyć jedną z najwspanialszych panoram górskich świata ze szczytami Everestu, Lhotse, Makalu, Kangczendzongi i Cho-Oyu na czele. Niestety największą barierą jest sam organizm człowieka i jego odporność na wysokość. Tym razem nasz bohater przegrał walkę z wysokością i doznał choroby wysokogórskiej. Jedyny ratunek to jak najszybsze sprowadzenie chorego niżej, w tym wypadku pozostaje wyłącznie helikopter. Główną częścią tej opowieści są przeżycia chorego na chorobę wysokościową i jego wspomnienia ze wspinaczek w Tatrach. Mimo że te wspomnienia są poza głównym tematem opowieści, stanowią ciekawe uzupełnienie.
Największy problem mam z trzecią częścią – wyprawą do tajemniczego królestwa Lo. Z jednej strony odwiedzamy wioski i miasteczka, poznajemy barwną kulturę i zwyczaje, uczestniczymy w ważnych wydarzeniach dla tego ludu. Możemy też poznać najświętsze miejsca dla Nepalczyków i jaki wpływ ma ich wiara na sposób postrzegania rzeczywistości i na życie. Tutaj nieocenione są opowieści Przewodnika, ale także tragarzy i innych Nepalczyków. Z drugiej strony wyczuwałam jakąś wyższość autora w stosunku do ich religii i traktuje ją wyłącznie jako folklor. Raziły mnie opisy ludzi, którzy chodzą i coś szepczą, jakby nie potrafił napisać, że ci ludzie modlą się w ten sposób. Dlatego spowiedź życia i przemiana bohatera nie przemówiła do mnie i była sztuczna. Tak jak nie przekonały mnie złote myśli o życiu i wtrącenia moralizatorskie autora. Nudziły mnie opisy związane z żoneczką i sprawozdania z jej kąpieli pod prysznicem.
Gdyby autor zdecydował się na reportaż, byłaby to wspaniała książka. Niestety ten brak zdecydowania, co do formy powieści i wprowadzenie głównego bohatera w miejsce autor, powoduje, że zaczynam się zastanawiać ile w niej fikcji literackie i traci ona na wiarygodności. Jednak uważam, że warto po tą książkę sięgnąć. Warto przeżyć wędrówkę autora po Nepalu i poznać ten kraj od środka, poznać ludzi, ich zwyczaje, co jest dla nich ważne. Opisy miejsc, przyrody i gór są naprawdę fascynujące.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakapanie.pl
Bistari to znaczy wolniej i warto to stosować nie tylko w Himalajach.
Nepal jest fascynującym krajem, ze względu na swoją historię, tradycję i religię, a przede wszystkim na przyrodę. Zachwyciłam się tym, że będę mogła poznać ten kraj nie z perspektywy himalaistów i ich dążeń do zdobycia kolejnych szczytów, a poznamy niższe partie Himalajów i przewodnikiem będzie rdzenny...
2021-05
Czy warto czytać książki z fantastyki napisane w latach 50-dziesiątych?
Jedna z najbardziej kiczowatych okładek, jakie spotkałam, jednak ta okładka ma odzwierciedlenie w treści książki. Trzeba brać pod uwagę, że książka została napisana w 1949 roku i była pastiszem na wydawane w USA, po dwa centy opowiadań S-F. W Polsce została wydana dopiero przez Bete Books w 1991 roku, jako pierwszy tom z cyklu „Fantastyka”.
Jest rok 1954 i Amerykanie podejmują pierwszą próbę wystrzelenia rakiety na Księżyc. Rakieta była wyposażona potencjometr Burtona, w czasie lotu gromadził olbrzymi potencjał elektryczny, który w momencie zetknięcia z Księżycem wyzwoliłby błysk widziany z Ziemi. Keith Winton pisarz i redaktor czasopisma z fantastyki ma obserwować to wydarzenie na wzgórzach Castskill w posiadłości swojego szefa. Właśnie poznał i zakochał się w pięknej Betty Hadley, która niestety musiała opuścić posiadłość. Niestety, rakieta zamiast wylądować na Księżycu, spada na wzgórza Castskill. Rakieta wyzwala błysk kilka tysięcy razy jaśniejszy od błyskawicy i kilka tysięcy razy bardziej niszczycielski. Giną wszyscy oprócz Wintona, który zostaje przeniesiony do alternatywnego wszechświata. Musi szybko poznać tę Ziemię, aby nie zginąć. W tym świecie loty międzyplanetarne to norma, a Ziemia skolonizowała wszystkie okoliczne planety. Niestety została zaatakowana przez rasę spoza Układu Słonecznego, Arkturian i toczy się wojna. Winton zostaje wzięty za Arkturiańskiego szpiega i każdy może go zastrzelić bez ostrzeżenia. Natomiast po zmroku miastem rządzą gangsterzy i kryminaliści. Chociaż nie wiadomo czy bardziej niebezpiecznie jest dla Wintona w dzień, czy w nocy? Winton upatruje ratunku u pięknej Betty Hadley, która w tym świecie pełni inną rolę. Może znajdzie ratunek z niespodziewanej strony. Czy uda mu się wrócić do swojego wszechświata? Zakończenie jest zaskakujące i zabawne?
Książka może nie powala, ale jest przyjemną rozrywką, nie odstaje zbytnio od przeciętnej fantastyki. Może jednym, cała fabuła zamknięta jest na 260 stronach wydania kieszonkowego, a nie w paru tomach. Brown oprał swój pomysł na istnieniu nieskończonej liczbie alternatywnych wszechświatów, ciekawe też są inne wątki i sytuacje, jak modne w tych latach wątki gangsterskie. Pojawia się też wątek miłosny, przecież nasz bohater jest zakochany i to daje mu siłę do działania. Sięgnęłam po tą książkę w ramach poznawania klasyki fantastyki i miło spędziłam wieczór.
Czy warto czytać książki z fantastyki napisane w latach 50-dziesiątych?
Jedna z najbardziej kiczowatych okładek, jakie spotkałam, jednak ta okładka ma odzwierciedlenie w treści książki. Trzeba brać pod uwagę, że książka została napisana w 1949 roku i była pastiszem na wydawane w USA, po dwa centy opowiadań S-F. W Polsce została wydana dopiero przez Bete Books w 1991 roku,...
2021-05
.Lektura obowiązkowa.
Hannah Arendt jest jednym z największych umysłów XX wieku, filozofka zajmująca się teorią polityki i totalitaryzmem, pochodzenia żydowskiego. W 1961 roku relacjonowała dla New Yorkera proces Eichmanna w Jerozolimie. W 1963 roku napisała książkę „Eichmann w Jerozolimie, rzecz o banalności zła”. Nie jest to suche sprawozdanie, ale traktat historyczno- filozoficzni- prawny. Największą wartością książki jest narodowość autorki. Jako Żydówka mogła poruszać tematy, które każdego innego naraziłyby na zarzut antysemity. Zarzucono jej brak miłości do narodu Żydowskiego i że nie opłakuje losu swojego narodu, ale opisuje rolę, jaką przywódcy żydowscy odegrali w unicestwieniu swojego narodu. Zresztą książka została wydana w Izraelu dopiero w 2000 roku. W książce można wyodrębnić poszczególne wątki, które się przenikają.
Historia zakłady narodu Żydowskiego.
Arendt świetnie orientuje się w potężnej machinie biurokratycznej III Rzeszy, gdzie w zagładzie Żydów uczestniczyło parę pionów tej organizacji i rywalizowały między sobą. Eichmann w początkowych latach prowadził dialog z organizacjami żydowskimi, ustalając, na jakich warunkach mogą oni opuścić Niemcy i kraje okupowane.
„W owych początkowych latach istniało porozumienie – wysoce zadowalające obie strony- pomiędzy władzami nazistowskimi, z Żydowską Agencją Palestyńską, znane pod nazwą „Porozumienie transferowe”, na mocy którego osoba emigrująca do Palestyny mogła dokonać transferu swych pieniędzy w formie towarów niemieckich i wymienić je po przybyciu na funty. Drugim wyjściem było założenie zablokowanego konta, które można było zlikwidować za granicę ponosząc straty sięgające od 50% do 95%.”( str. 79) W jednym wypadku Eichman zażyczył sobie ciężarówek za możliwość wyjazdu. „Żydowskie rady starszych były informowane przez Eichmanna lub jego podwładnych, ile Żydów potrzeba do wypełnienia każdego pociągu i sporządzały listy deportowanych. Żydzi rejestrowali się, wypełniali niezliczone formularze, odpowiadali na wielostronne kwestionariusze dotyczące majątku, co miało umożliwić tym łatwiejsze jego zagarnięcie, następnie zaś gromadzili się w wyznaczonych miejscach zbiórek i wsiadali do pociągu. Na nielicznych, którzy usiłowali się ukryć albo uciec, specjalna policja żydowska urządzała obławy.” (str. 150) „Przeważająca większość Żydów stanęła w obliczu dwóch wrogów władz nazistowskich i władz żydowskich” (str. 81) Arendt postawiła tezę, że gdyby nie ta współpraca mogło uratować się o 1/3 więcej Żydów. Izrael w 1950 roku przyjął ciekawą Ustawę o nazistach i osób z nimi współpracujących, którą autorka omawia.
Dzięki tej książce możemy poznać, jak eksterminacja Żydów odbywała się w poszczególnych krajach Europy (oprócz Polski) i jak reagowała na to społeczeństwa poszczególnych krajów. Już w 1939 roku Hitler podjął decyzję o wymordowaniu Żydów polskich, dlatego w momencie wkroczenia Niemiec do Polski Żydzi musieli nosić gwiazdę Dawida, gdy w Niemczech dopiero w 1941 roku. „Na dwa lata przed wydaniem rozkazu Ostatecznego Rozwiązania, przyjęto zasadę na terenie Polski „zrobienie raz na zawsze porządku” z Żydami, polską inteligencją, duchowieństwem katolickim i ziemiaństwem. Posunięcie przeciwko Żydom były nie tylko rezultatem antysemityzmu, lecz także częścią integralnej polityki „demograficznej”, w której efekcie Polaków czekałoby w wypadku zwycięstwa Niemiec ten sam los co Żydów, ludobójstwo.” (str. 281). Na początku z powodu skali operacji w celu zrobienia „ostatecznego porządku” należało przeprowadzić koncentrację Żydów w gettach. Przerażająca jest mało znana historia największego getta w Europie, getta w Łodzi.
Historia rozliczania nazistów.
Bardzo precyzyjnie autorka omawia, dlaczego przed procesem w Norymberdze musiało powstać nowe prawo działające wstecz. Na podstawie istniejącego prawa międzynarodowego do odpowiedzialności musieliby być pociągnięci Rosja ( atak na Finlandię, atak i podział Polski w 1939 roku, złe obchodzenie się z jeńcami i mord 1500 oficerów w Katyniu) i USA ( za zrzucenie bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki oraz naloty dywanowe na miasta niemieckie). W przypadku procesów norymberskich takim nowym prawem była tak zwana Karta (porozumienie londyńskie z 1945 roku), a w wypadku Izraela – ustawa z roku 1950. Na podstawie Karty powołano Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości, który międzynarodowy był tylko z nazwy, w rzeczywistości był sądem zwycięzców. Ci, którzy uniknęli procesu w Norymberdze i nie zostali wydani władzom kraju, na którego terenie popełniono zbrodni – nie stanęli nigdy przed sądem bądź też znaleźli u niemieckiego wymiaru sprawiedliwości możliwe największe „zrozumienie”. W Niemczech dopiero w 1958 roku powstała Centralna Agencja Badań Zbrodni Nazistowskich ścigająca wszystkich tych, którzy byli bezpośrednio zamieszani w zbrodnię. Zresztą wyroki były bardzo łagodne, za wymordowanie 15 tyś. Żydów – 10 lat ciężkich robót i to był najwyższy wyrok, za zagazowanie 6280 kobiet i dzieci - 6,5 roku więzienia. W Austrii nigdy taka komisja nie powstała, mimo że 1/3 dowódców obozów koncentracyjnych to byli Austriacy.
Proces Eichmanna
Osobnym problemem był sam proces Eichmana. Czy Eichmann mógł być sądzony w Izraelu? Czy do jego sądzenia nie powinien być Międzynarodowy Trybunał? Samo porwanie było problematyczne, ale w 1960 roku w Argentynie nastąpiło przedawnienie tych zbrodni, a więc nie podlegałby ekstradycji. Dla Izraela jedyna niemająca precedensu cecha procesu Eichmanna polegała na tym, że po raz pierwszy (od roku 70 naszej ery, kiedy to Jerozolima została zburzona przez Rzymian) Żydzi mogli zasiąść do osądzenia zbrodni popełnionych na ich narodzie.” (str. 352) Uważano, że proces norymberski, w którym podsądnych oskarżono o „popełnienie zbrodni przeciw obywatelom różnych krajów”, nie uwzględniał tragedii Żydów. Ten proces miał się wyłącznie koncentrować na zbrodniach na narodzie żydowskim. Wszyscy „mieli obejrzeć widowisko równie sensacyjne co proces w Norymberdze, tyle że tym razem głównym tematem była tragedia całego narodu żydowskiego” (str. 11) Dla Izraela jedyna niemająca precedensu cecha procesu Eichmanna polegała na tym, że po raz pierwszy (od roku 70 naszej ery, kiedy to Jerozolima została zburzona przez Rzymian) Żydzi mogli zasiąść do osądzenia zbrodni popełnionych na ich narodzie. ( str. 352). „Na ławie oskarżonych zasiadł w tym historycznym procesie nie pojedynczy człowiek, ale nawet nie sam reżim nazistowski, lecz antysemityzm na przestrzeni całych dziejów.” Zresztą pan Hausner (prokurator) swoją mowę inauguracyjną rozpoczął egipskiego faraona i rozporządzenia Hamana. „Akt oskarżenia oparty był bowiem na tym, co przecierpieli Żydzi, nie zaś na tym, co popełnił Ęichmann.” (str. 11)
Arendt wnikliwie i bez emocji analizuje przebieg procesu. Poddaje krytycznej analizie argumentacje oskarżenia i obrony. Przedstawia trudności, z jakimi borykała się obrona. Przedstawia też proces z perspektywy widowni i świadków. Proces został tak pomyślany, aby dać możliwość oskarżeniu przesłuchania dużej ilości świadków, Żydów, którzy przeżyli Holokaust. Pozwalano im na swobodne wypowiedzi, które nie zawsze miały związek z działalnością Eichmanna, jednak dla światków i społeczeństwa Izraela było bardzo ważne, aby te historie wybrzmiały. Wszystkie przedstawione tezy autorki poparte są logicznym rozumowaniem i bardzo merytorycznie ocenia wydarzenia i argumentację każdej ze stron procesu
Banalność zła
Arendt analizuje życie Eichmanna, człowieka, który nie skończył nawet zawodówki. „Nawet przy najlepszej woli nie sposób odkryć u Eichmanna żadnej diabelskiej, demonicznej głębi, daleko tu jeszcze do nazwania tego czymś zwyczajnym” (str. 373) „Nie był głupcem. To czysta bezmyślność – której bynajmniej nie można utożsamiać z głupotą- predysponowała go do odegrania roli największego zbrodniarza tamtego okresu’.” (str. 373) Autorka przedstawia go jako zupełnie przeciętnego, wręcz bezmyślnego, bezbarwnego gryzipiórka, który był trybikiem w machinie zbrodni i który za wszelką cenę chciał się przypodobać zwierzchnikom. Eichmann nigdy nie należał do elity III Rzeszy, był służbistą, który organizował i koordynował transporty do obozów zagłady. Kuriozum zła często wynika z ludzkiej głupoty i naiwności połączonej z bezmyślnym wykonywaniem poleceń. Analiza osobowości Eichmanna doprowadziła autorkę do tezy o banalności zła. Postawiła jeszcze inne pytanie: „Ile czasu potrzebuje przeciętny człowiek, żeby pokonać swoją wrodzoną odrazę do zbrodni i co właściwie się z nim dzieje.” (str. 122) Na to pytanie pod wpływem procesu i książki starał się odpowiedzieć Stanley Miligram, amerykański psycholog społeczny. Eksperyment Miligrama miał o przyczyny ślepego posłuszeństwa wobec autorytetów, posłuszeństwa wobec nawet zbrodniczych rozkazów, które mogły doprowadzić zwyczajnych, wydawałoby się ludzi do ludobójstwa np. w obozach koncentracyjnych podczas II wojny światowej.
Fascynująca i wstrząsająca lektura. Świetnie napisany reportaż sądowy, w sposób rzeczowy i bezstronny przedstawiający cały proces. Siłą tej książki jest pogłębiona refleksja nad istotą zła i mechanizmami funkcjonowania państw totalitarnych. W jaki sposób przeciętnych obywateli można zamienić w zbrodniarzy bez skrupułów i bez poczucia winy.
.Lektura obowiązkowa.
Hannah Arendt jest jednym z największych umysłów XX wieku, filozofka zajmująca się teorią polityki i totalitaryzmem, pochodzenia żydowskiego. W 1961 roku relacjonowała dla New Yorkera proces Eichmanna w Jerozolimie. W 1963 roku napisała książkę „Eichmann w Jerozolimie, rzecz o banalności zła”. Nie jest to suche sprawozdanie, ale traktat historyczno-...
2021-04
Czy to jest powieść detektywistyczna?
Parę osób spędzając lecznicze wakacje w Neapolu, popełniło samobójstwo. Na pierwszy rzut oka bez przyczyny, rodzaje śmierci są różne, ale wszyscy przed śmiercią byli niezrównoważeni psychicznie. Istnieją też inne podobieństwa między ofiarami, tak że zaczęto podejrzewać seryjne morderstwa przy użyciu nieznanej trucizny. Wszystkich łączy gnębiący ich katar sienne, stąd tytuł powieści „Katar”. Zainteresowała się tymi tajemniczymi wypadkami prywatna agencja detektywistyczna. Pragnie odkryć rodzaj trucizny i motywy mordercy lub morderców. Do udziału w śledztwie zatrudniają astronautę, którego kariera zawodowa już się skończyła i nie ma planów na swoją przyszłość. Astronautę łączą z ofiarami pewne podobieństwa. Oprócz tego przy rozwiązaniu tej zagadki wspomaga go ekipa nauk naukowców. Czy uda im się rozwikłać zagadkę? Czy główny bohater, podążając śladami ofiar, sam nie popadnie w szaleństwo?.
Powoli, w sposób niekonwencjonalny autor buduje napięcia. Człowiek w każdym ciągu zdarzeń szuka logiki, przyczyn i skutków, odrzucając przypadek. Stajemy przed dylematem, jak dalece naszym życiem rządzi wolna wola, determinizm, a zwykły przypadek i rachunek prawdopodobieństwa. Kiedy jakieś zdarzenie jest mniej lub bardziej prawdopodobne, czym jest tak zwany zbieg okoliczności? Jaki ma na to wpływ posiadana wiedza i to czego oczekujemy? Świetnym przykładem są trzymające w napięciu wydarzenia na lotnisku. Zdarzenia niby bez związku ze śledztwem, a jednak doprowadzające do rozwikłania zagadki. Mnie zainteresowały ofiary i to, co ich łączyło. Po przeczytaniu sprawdziłam, że autor, pisząc tę książkę przekroczył pięćdziesiątkę tak jak główny bohater. Czy jednym z problemów poruszanych w tej książce nie jest problem kryzysu wieku średniego u mężczyzn? Czują, że coś się kończy, ale nie chcą się z tym pogodzić, jeszcze walczą. Pod tym względem jest to bardzo męska powieść.
Jednak bez względu na pleć, czy wiek dostajemy zagadkę, którą pragniemy rozwikłać. Zostajemy zaproszeni na równi z bohaterem do rozwiązania jej, posiadamy taką samą wiedzę jak grupa poszukująca rozwiązania. Autor nie zaskakuje nas żadnym królikiem z kapelusza, albo na końcu posiadaną wiedzą. Mimo to rozwiązanie jest zaskakujące. Książka odbiega od schematu powieści kryminalnych, a przez to zaskakuje niekonwencjonalnym stylem, inteligentną narracją i spójnym opisem wydarzeń. Pomimo że dzieje się w teraźniejszości, podejście autora charakterystyczne jest dla fantastyki naukowej. Ciekawa pozycja.
Czy to jest powieść detektywistyczna?
Parę osób spędzając lecznicze wakacje w Neapolu, popełniło samobójstwo. Na pierwszy rzut oka bez przyczyny, rodzaje śmierci są różne, ale wszyscy przed śmiercią byli niezrównoważeni psychicznie. Istnieją też inne podobieństwa między ofiarami, tak że zaczęto podejrzewać seryjne morderstwa przy użyciu nieznanej trucizny. Wszystkich łączy...
2021-04
Czasami mniej znaczy lepiej.
Mam wrażenie, że autor przedstawił nam wszystko, co zgromadził na etapie tworzenia tej książki bez żadnej selekcji i redakcji. Potrzebne jest naszkicowanie tła wydarzeń, a także bohaterów tych wydarzeń, ale właśnie naszkicowanie. Poznajemy dziesiątki życiorysów, które mają mało wspólnego z tematem. Dowiadujemy się, że Johnny von Neuman mieszkał z żoną, córką i seterem irlandzkim w rezydencji w Princeton. Cotygodniowo organizował imprezy, na których alkohol lał się strumieniami i co jadał. Poznajemy dzieciństwo i opisy długich młodzieńczych spacerów innych naukowców. Autor przytacza nam list Price’a, w którym cytuje fragment wiersza Francisa Thompsona. Przy okazji podaje nam życiorys poety i interpretację tego wiersza przez J.R.R. Tolkiena. Gdy Price przeprowadza się do Londynu znajdujemy dokładny opis uliczek, przy których zamieszkał, a także, kto ze znanych osób zasiadał w okolicznych pubach. Gdy wstępuje do codziennie mijanego kościoła, otrzymujemy opis jak z przewodnika turystycznego, jakby wystrój kościoła miał wpływ na nawrócenie się Price. Dygresje autora na różne tematy np. zimnej wojny, zaciemniają temat. Zresztą autor lubi budować skomplikowane zdania np.:
Czterdzieści lat później, gdy Wynne-Edwards pisał książkę, którą Maynard Smith przyniósł właśnie umierającemu Haldane’owi, nagle doznał olśnienia.
Długo dumałam nad tym zdaniem, gdyż jest to wstęp do poznania myśli Wynne-Edwardsa. Najpierw jednak otrzymujemy opis ostatnich dni Haldene ( opisów śmierci różnych naukowców otrzymujemy sporo), później życiorys Margared Smitha i Wynne-Edwardsa, aby w końcu przejść do myśli, która go olśniła i jakie to miało znaczenie dla teorii ewolucji. Takie zagadki dość często serwuje nam autor.
Dla mnie też było problemem niejednoznaczne podejście do bohaterów. W czasie opisów różnych teorii i poglądów raz podaje imię i nazwisko, żeby później operować wyłącznie imieniem lub inicjałami. Wymaga to dużego skupienia od czytającego.
Tytuł książki „Cena altruizmu; George Price i poszukiwanie źródeł moralności” sugeruje jakoby Price zajmował się całe życie teorią ewolucji. Natomiast to był tylko jeden z etapów w jego życiu, gdy po przeprowadzce do Anglii zaczął studiować modele matematyczne opisujące działanie doboru naturalnego na wielu poziomach. Opracował wzór, który był przełomowy dla opisu działania doboru naturalnego na wielu poziomach i dzięki temu wreszcie stał się znany i wszedł do historii nauki.
Georg Price był fascynującą postacią, którą powinna zaciekawić psychologów. Niezwykle inteligentny człowiek, który ciągle poszukiwał nowych wyzwań i nowych problemów w różnych dziedzinach nauki. Czy była to jego obsesja, aby stać się sławnym naukowcem? Nie był osobą, która powoli i żmudnie budowała swoją karierę w jednej dziedzinie nauki. Zaczynał przy projekcie „Manhattan”, między innymi pracował dla IBM, angażował się w publikacje na temat zimnej wojny, parapsychologią, później zainteresował się teorią ewolucji. Pisał dziesiątki artykułów na różne, czasami odległe tematy do różnych czasopism naukowych. Jeżeli zajmował jakimś tematem, to poświęcał się jemu całkowicie, nie dbając o realne życie, rodzinę, finanse. Całkowicie zatracał się w tym, co robi. Jeżeli uznawał, że w danej dziedzinie już wszystko przedstawił, zmieniał dziedzinę. Tak też pewnego dnia wstąpił do kościoła, który codziennie mijała i nawrócił się na chrześcijaństwo. Zaczął intensywnie studiować Biblię, im intensywniej George studiował Biblię, tym częściej twierdził, że dostrzegała rzeczy, których nie widział nikt przed nim. Nie ważne, że przeprowadzał tą egzegezę czytając jedynie przekłady angielskie, obalał wielowiekowe badania nad Biblią. Wysyłał swoje przemyślenia do różnych czasopism i uczonych. Wymowne jest zdanie, które napisał w liście do swojej córki: „Twój ojciec przerósł umiejętnościami wielu słynnych i genialnych ludzi, takich jak sir Isaac Newton […] i święty Augustyn oraz wielu innych i rozwiązał jeden z największych problemów wszechczasów.” W życiu też starał się żyć, tak jak pojmował naukę Jezusa. Cały swój majątek rozdał włóczęgo i alkoholikom, starał się otaczać ich opieką. W końcu sam stał się bezdomnym i bez środków do życia i be leków, które musiał przyjmować. Dlaczego dokonywał takich, a nie innych wyborów w swoim życiu? Na pewno nie był człowiekiem przeciętnym.
Jednak to nie życie Georga Price’a jest głównym tematem, ale opis rozwoju myśli Darwina i jego teorii doboru naturalnego. Zaczyna od opisu trudności z zainteresowaniem naukowców tą teorią i pogodzenia jej z pracami Mendelejewa. Najważniejszym pytaniem było, czy moralność jest „wynalazkiem” człowieka, czy skutkiem doboru naturalnego. Czy altruizm stoi w opozycji do koncepcji Darwina? Czy dobór naturalny może działać nie na poziomie pojedynczego osobnika, ale grupy? Niestety przeniesienie doboru naturalnego na poziom grupy doprowadził do faszyzmu. Przeniesieni doboru jednostkowego na dobór grupowy doprowadził do „darwinizmu społecznego” bunt przeciw etyce judeochrześcijańskiej i neokantowskiej, Moralność jest instynktem biologicznym, a nie moralnym; rasy ludzkie nie są równe; dobro jednostki jest podporządkowane dobru grupy; walka o byt czyni wojnę i śmierć niezbędnymi czynnikami do osiągnięcia postępu. Przez długie lata pomijano dobór grupowy, stawiając na dobór indywidualny. W ekonomii na bazie Darwinizmu pojawił się skrajny liberalizm. Pojawiła się teoria samolubnego genu, która też nie dawała gotowych odpowiedzi. Zaangażowano w zrozumienie altruizmu teorię gier i budowania modeli matematycznych, które omawiają działanie doboru naturalnego jednocześnie na wielu poziomach. Naukowcy różnymi drogami zmierzają do wyjaśnienia naszych zachowań. A może istnieją takie pytania, na które– bez względu na to, jak bardzo byśmy tego pragnęli - nauka nie jest w stanie udzielić nam odpowiedzi.
Autor (jak pisze w podziękowaniach) stworzył strukturą książki przypominającą podwójną helisę, gdzie opowieść o Price splata się i nawzajem nakłada z opisem prób rozwiązania jednego z problemów ewolucji, altruizmem tworząc nierozerwaną strukturą. Pragnął też pokazać życie naukowców, a nie tylko ich badania. Dostajemy więc dziesiątki biogramów, które nie mają nic wspólnego z tematem książki. Według mnie stworzył książkę zagmatwaną, gdzie autor przeskakuje z tematu na temat, wątek się rwie, a ja się gubiłam w wątkach pobocznych. Dla mnie było za dużo informacji zbędnych, a badania nad altruizmem w drugiej połowie XX wieku potraktował bardzo ogólnikowo. Powstała książka, przez którą mozolnie trzeba się przedzierać, aby oddzielić to, co jest interesujące od zbędnego balastu. Nie polecam osobom, które dopiero rozpoczynają przygodę z książkami popularnonaukowymi o doborze naturalnym.
Czasami mniej znaczy lepiej.
Mam wrażenie, że autor przedstawił nam wszystko, co zgromadził na etapie tworzenia tej książki bez żadnej selekcji i redakcji. Potrzebne jest naszkicowanie tła wydarzeń, a także bohaterów tych wydarzeń, ale właśnie naszkicowanie. Poznajemy dziesiątki życiorysów, które mają mało wspólnego z tematem. Dowiadujemy się, że Johnny von Neuman mieszkał...
2021-04
Dlaczego Klara stała się przyjaciółką Josie?
Z niecierpliwością czekałam na nową książkę Kazuo Ishiguro, gdyż przeczytałam wszystkie wydane u nas książki Noblisty. Jednak podeszłam do tej pozycji z dużą ostrożnością. Może na to miał wpływ obejrzany wielokrotnie wspaniały film „Człowiek przyszłości”, z fantastyczną rolą Robina Williamsa. Film powstał w 1999 roku na podstawie opowiadań Isaaca Asimova. Historia jest opowiedziana przez androida Andrew, który zostaje zakupiony przez rodzinę Martinów do wykonywania prac domowych. Andrew ujawnia niezwykłą osobowość: inteligentne myślenie, poczucie humoru, doznawanie uczuć czy zdolności artystycznych. Staje się przyjacielem domu i opiekunem najmłodszej córki Martinów, Amandy. W tej książce narratorem jest też robot, Klara. Klara mimo zapewnień, że jest super inteligenta i wrażliwa przez większość powieści zachowuje się jak przysłowiowa blondynka. Czytając mimowolnie porównywałam te dwie pozycje.
Klarę została stworzona jako Sztuczna Przyjaciółka (SP) i razem z innymi takimi jak ona oczekuje w sklepie, aby ktoś ją kupił dla swojego dziecka. Jedyne miejsce, jakie znają to jest sklep i rozmawiają wyłącznie ze sprzedawczynią. Wszystkim te roboty zasilane są energią słoneczną, a więc co pewien czas wystawiane są na witrynę sklepu. Tam też Klara obserwuje i opisuje dokładnie to, co widzi za szybą. Tam też zjawia się dziewczynka, która jest zainteresowana Klarą. Klara też marzy, aby zostać jej przyjaciółką, ale dziewczynka przestaje się zjawiać. Stara się nie być sprzedana komu innemu. Na szczęście pewnego dnia zjawia się czternastoletnia Josie razem z mamą i zabierają Klarę do swojego domu. Klara staje się jej towarzyszką i częścią życia córki i matki. Josie jest ciężko chora i nie wiadomo czy przeżyje, co jeszcze bardziej motywuje Klarę do opieki. Klara obserwuje otaczający ją świat, poddaje dokładnej analizie i dzieli się z nami tymi obserwacjami. Czasami obserwacje otoczenia mnie się dłużyły i wyławiałam opisy interakcji jej z ludźmi, a także bohaterów między sobą. Świat ludzi możemy obserwować jedynie oczami Klary i z tych strzępów informacji składać obraz tego świata. Fascynujące jest podejście Klary do słońca, wręcz religijna wiara w moc słońca.
Świat przyszłości według Kazuo Ishiguro jest światem smutnym. Budujemy roboty z myślą, że dzięki temu będziemy mieć więcej czasu dla siebie i rodziny. Okazuje się, że one są niezbędne naszym dzieciom, gdy cały dzień spędzamy w pracy, jak mama Josie. Świat podzielony jest jeszcze bardziej, dotyczy to już dzieci. Dzieci rodziców, których na to stać są modyfikowane genetycznie, chociaż często to się kończy śmiercią. Uczą się wyłącznie przez Internet, co potęguje ich samotność. Takim dzieckiem jest Josie. Dzieci niemodyfikowane, czyli niekorygowane mimo nawet dużej wiedzy i zdolności nie mają przyszłości. Takim właśnie chłopcem jest sąsiad Josie, Rick i jego mama Helen. Jednak dzięki temu Josie nie jest tak samotna i z Rickiem połączyła ją dziecięca przyjaźń i młodzieńcza miłość. Czy jednak to uczucie ma szanse przetrwać? Klara dzięki obserwacji ich wzajemnych relacji, a także rozmowie z Helen lepiej poznaje, co znaczy być człowiekiem.
Przez dwie trzecie książka mnie nie porwała. Natomiast końcówka zszokowała mnie. Poznajemy machiaweliczny plan mamy Josie i dlaczego tak naprawdę pojawiła się Klara. Z drugiej strony mamy Klarę, która naprawdę gotowa jest na wszystko, na własne unicestwienie, aby uratować Josie. Czy jej się to uda? Co się stanie z Klarą?
Autor zostawia nas z pytaniami. Co jesteśmy w stanie poświęcić dla swojej pozycji? Czy naprawdę jest w nas coś jedynego i niepowtarzalnego, a może sztuczna inteligencja może nauczyć się naszych zachowań, myśli i uczuć? Czy sztuczna inteligencja może zastąpić człowieka? Czy sztuczna inteligencja może zachowywać się bardziej empatycznie niż człowiek? Dla tych pytań warto przeczytać tę futurystyczną powieść.
Dlaczego Klara stała się przyjaciółką Josie?
Z niecierpliwością czekałam na nową książkę Kazuo Ishiguro, gdyż przeczytałam wszystkie wydane u nas książki Noblisty. Jednak podeszłam do tej pozycji z dużą ostrożnością. Może na to miał wpływ obejrzany wielokrotnie wspaniały film „Człowiek przyszłości”, z fantastyczną rolą Robina Williamsa. Film powstał w 1999 roku na...
2021-04
Czy pieniądze mogą dać szczęście?
„Klaskać jedną ręką” – kaon zen, zagadka, której rozwiązanie leży poza logiką. Na pewno życie jest taką zagadką. Może jednak wytłumaczenie jest prostsze. Tak jak nie sposób klaskać jedną ręką, tak nie sposób żyć pełnią życia, kiedy pomijamy jakąś część naszego rozwoju. Książka została napisana w 1961 roku, ale mam wrażenie, że z każdym rokiem staje coraz bardziej aktualna.
Książka jest pamiętnikiem młodej mężatki, Janet. Sama o sobie mówiła, że jest piękna, a więc nie musi być mądra. Jednak dość trudno być mądrym, kiedy w szkole średniej nauczyciele, zamiast uczyć, starają się umilić pobyt w szkole. Nauczyciel z angielskiego utrzymywał, że gwiżdże sobie na stylistyczne subtelności, a książek nie warto czytać, gdyż to nudne. Nauczyciel historii mawiał, że wątpi, byśmy się interesowali wszystkimi tymi dawnymi królami i królowymi, grał więc na gitarze i śpiewał. Nie miała więc szans nauczenia się cokolwiek. Tę samą szkołę ukończył jej mąż, Howard. O Howardzie nie wiemy zbyt wiele. Poznajemy go dzięki opisom Janet, a ona jest całkowicie z własnej woli mu podporządkowana. Wiemy, że posiada genialną pamięć fotograficzną. Mieszkają w małym miasteczku. Oboje pracowali, ona pomagała układać towary w supermarkecie, a on pracował w handlu używanymi samochodami. Byli przeciętnym małżeństwem i tak też spędzali czas. Oglądali telewizję, słuchali radia, od czasu do czasu chodzili do kina i urządzali sobie niedalekie wycieczki pożyczonym samochodem. Takie życie odpowiadało Janet, natomiast Howard miał inne plany. Howard zapewnia, że pragnie zdobyć pieniądze, aby zapewnić Janet, wszystko, o czym może zamarzyć, brylanty, futra z norek i tym podobnie. Bierze udział w telewizyjnym teleturnieju. Dzięki swej pamięci fotograficznej, nie przeczytawszy żadnej książki, wygrywa konkurs w kategorii literatura, łącząc autorów z ich dziełami. Czy wiedza encyklopedyczna jest naprawdę wiedzą? Udaje się mu pomnożyć pieniądze, dzięki czemu Janet może spełnić wszystkie swoje zachcianki, z pewnymi ograniczeniami. Zabiera ją do najbardziej znanych miejsc na świecie. Jej pamiętnik z tej podróży jest fascynujący, na co zwracała ona uwagę, co zapamiętała. Po powrocie Howard wyjawia jej prawdziwy powód tej podróży i tezy, które według niego udowodnił. Tezy są szokujące, ale czy prawdzie? Samo zakończenie jest naprawdę zaskakujące. Janet pokazuje zupełnie inne oblicze.
Książka jest prostą historią, napisaną lekkim językiem, pełna humoru i ironii. Czyta się z przyjemnością. Trzeba naprawdę geniusza, żeby w tak prostej historii umieścić tyle treści. Zaczynamy się zastanawiać nad sensem życia, nad tym, co jest w życiu ważne i jak to osiągnąć. Niezmiernie ważna historia w świecie gdzie konsumpcja staje się miarą życia. Cieszę się, że przeczytałam tę historię, gdyż dała mi sposobność spojrzenia na własne życie. Książkę polecam, gdyż każdy inaczej ją odbierze.
Czy pieniądze mogą dać szczęście?
„Klaskać jedną ręką” – kaon zen, zagadka, której rozwiązanie leży poza logiką. Na pewno życie jest taką zagadką. Może jednak wytłumaczenie jest prostsze. Tak jak nie sposób klaskać jedną ręką, tak nie sposób żyć pełnią życia, kiedy pomijamy jakąś część naszego rozwoju. Książka została napisana w 1961 roku, ale mam wrażenie, że z każdym...
2021-03
Miałam parę podejść do tej książki. Jednak po przeczytaniu „Siedmiu wykładów z psychologii sztuki” sięgnęłam ponownie po tę pozycję. Ten zbiór tekstów wybrał i przetłumaczył Bernard Antochewicz, aby ukazać proces pisarskiego dojrzewania wielkiego poety i prozaika oraz jego uwagi o sztuce innych twórców i o sztuce w ogóle. Mnie zainteresowały jego spostrzeżenia na temat sztuki.
Zaczyna się interesująco. 23-letni Rilke spędza samotnie cztery miesiące (kwiecień – lipiec w 1898) we Florencji. W trakcie swojego pobytu pisze dziennik, którego odbiorcą ma być Louise Andreas-Salomé. Luise była rosyjską arystokratką, pisarką, wszechstronnie wykształconą kobietę, przyjaźniącą się z Nietzsche i innymi intelektualistami. Rilke poznał o 14 lat starszą Louise rok wcześniej i zakochał się ze wzajemnością. Mam wrażenie, że tym dziennikiem pragnie zaimponować swojej ukochanej. W jego dzienniku łączą się trzy elementy: wiosna, renesans (odrodzenie) i odrodzenie jego twórczości. Razem z nim możemy podziwiać renesansową Florencję i jak rozwija się jego sposób postrzegania sztuki, jak i własnej twórczości. W swoich przemyśleniach zajmuje się głównie architekturą, rzeźbą i malarstwem, ale zaskakująco wkracza na teren muzyki:
W każdym dziele jednej ze sztuk, muszą być spełnione wszystkie działania sztuki. Obraz nie może wymagać słów, posąg farby – w sensie malarskim- a, wiersz muzyki, w każdym musi być wszystko zawarte! Jedynie tak uległy, prostacki i ograniczony teren jak scena, mógł popierać takie zespolenie tekstu i muzyki, jakie widoczne jest w operze i operetce. A że muzyka przy tym jako bardziej naiwny element zwycięża, świadczy tylko o nieuczciwości takiego mariażu. [...] Pospólstwo chciałoby najchętniej wszystkie sztuki zmieszać razem, aż do całkowitego zaniku sztuki.
Ciekawa, choć bardzo kontrowersyjna opinia, z którą się nie zgadzam. Ja wyczuwam lęk, że muzyka może przesłonić poezję.
Jedynym utworem poetyckim w tym wyborze jest napisany w 1899 roku, a opublikowany w 1906 roku, poemat prozą „Pieśń o miłości i śmierci korneta Krzysztofa Rilke.” Utwór ten był przełomowy, przyniósł sławę i zapoczątkował uznanie dla jego twórczości. Od tego wydarzenia stał się rozpoznawalnym poetą i śledzono jego dalszą twórczość. Ciekawy utwór w formie ballady o jego rzekomym przodku, siedemnastowiecznym kawalerzyście Christoph Rilk.
Powracamy do malarstwa w interesującym tekście „Wprowadzenie (do książki pt Worpswede). Przedstawia w nim historię malarstwa pejzażowego. Początkowo pejzaż był wyłącznie tłem do przedstawiania scen najpierw religijnych, a później rodzajowych. Dopiero w renesansie pejzaż wyodrębnił się jako osobny gatunek malarski. Coraz większe zainteresowanie naturą przełożyło się na zainteresowanie pejzażami. Człowiek stał się częścią natury i częścią pejzażu. Szczególną uwagę zwraca na Jean-François Millet, francuskiemu malarzowi XIX wieku, który ukazywał więź człowieka z naturą. Dzięki Internetowi mogłam podziwiać te same obrazy co autor i konfrontować własny odbiór tych obrazów z odbiorem autora.
Dwa następne teksty o mało mnie nie pokonały. Lubię twórczość Augustina Rodina, ale nie mogłam odnaleźć wszystkich rzeźb w Internecie, oprócz tego to są wyłącznie zdjęcia. Dwa wykłady Rilke z 1902 roku i 1907 roku o Augustinie Rodin i jego twórczości wynudziły mnie. Od początku zakładał, że słuchacze świetnie znają rzeźbiarza i jego twórczość, a więc snuł własne dywagacje pełne metafor o Rodinie i jego twórczości. Jego bogactwo języka o mało mnie nie pokonało.
Jednak następny tekst to wynagrodził. W 1901 roku Rodin poślubia rzeźbiarkę Klarę Westhoff. Po roku opuszcza ją i przenosi się do Paryża. W 1907 roku pisze do niej serię listów, gdzie oprócz własnych dylematów poetyckich opisuje twórczość Paula Cezannie. W 1907 roku w ramach Salonu Jesiennego w Paryżu zorganizowano retrospektywną wystawę twórczości Paula Cezanne. Tę wystawę codziennie odwiedza Rodin i dzieli się swoimi wrażeniami z Klarą. Dzięki Internetowi można razem z autorem podziwiać kolejne obrazy i wejść z nim w dialog. Rodin tak się zachwycił malarstwem Cezanne, że pojechał do Pragi, aby zobaczyć kolejne obrazy.
Na tym się kończą rozważania na temat innych sztuk niż poezja. Wspaniałe są „Wiersze prozą”, gdzie można podziwiać jego zmysł obserwacji. W utworach drobnych zainteresowały mnie wyjątki z księgi snów i rozważania o poezji o poetach.
Ostatni, tytułowy utwór autor po przeżyciach I wojny światowej próbuje na nowe odnaleźć się i zdefiniować swoją twórczość.
Podziwiałam mistrzostwo języka Rilkego, dzięki plastycznym i barwnym opisom możemy podziwiać sztukę europejską, od renesansu po impresjonizm. Dzięki Internetowi możemy wejść w dialog z jego odbiorem sztuki. Dla mnie to zasadnicza wartość tej książki.
Miałam parę podejść do tej książki. Jednak po przeczytaniu „Siedmiu wykładów z psychologii sztuki” sięgnęłam ponownie po tę pozycję. Ten zbiór tekstów wybrał i przetłumaczył Bernard Antochewicz, aby ukazać proces pisarskiego dojrzewania wielkiego poety i prozaika oraz jego uwagi o sztuce innych twórców i o sztuce w ogóle. Mnie zainteresowały jego spostrzeżenia na temat...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-03
Seria z Żurawiem wydawana przez UJ jest jedną z najciekawszych serii, które czytuję. Każda z tych książek jest osobnym światem, często są to debiuty literackie. Takim właśnie niezwykle interesującym debiutem literackim jest „Ślady wilka”, chociaż sam autor jest osobą znaną. Roland Schimmelpfennig jest niemieckim dramaturgiem i reżyserem, uważanym za jednego z najważniejszych współczesnych twórców teatralnych na świecie. Jego książka ma zaskakującą i ciekawą konstrukcję. Krótkie rozdziały, jak krótkie epizody na scenie obrotowej, najczęściej dwie lub jedna osoba uczestnicząca w scenie. Podziwiam, jak przy użyciu minimum słów można oddać tak wiele emocji, a przy tym wartka akcja.
Historia jest prosta, a jej bohaterami są przeciętni mieszkańcy Niemiec. Akcja rozpoczyna się dwoma niezależnymi wydarzeniami. Granicę Polsko- Niemiecką przekracza samotny wilk i dociera aż do Berlina. Przemieszczający się wilk łączy wszystkich bohaterów tej opowieści. Drugim wydarzeniem jest ucieczka z domu dwójki nastolatków, Elizabeth i Miszy, którzy też zmierzają do Berlina. Bohaterami są pary, które coś łączyło lub łączy. Elizabet i Misza, ich rodzice i relacje między nimi. Oprócz tego parę polaków Tomasz i Agnieszka pracujących w Berlinie i prowadzący sklep też w Berlinie, Jacku i Charly. Każda z tych par jest na inny etapie życia, ale żadna z nich nie jest szczęśliwa. Tołstoj kiedyś napisał, że każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój wyjątkowy sposób i tak jest tutaj. Jednak łączy wilka i wszystkich bohaterów samotność, nieprzyjazny świat wokół i nieumiejętność rozwiązania problemów. Ludzi łączy jeszcze nieumiejętność mówienia o własnych uczuciach. Czytamy, co bohaterowie robią, uczestniczymy w lakonicznych rozmowach, czasami we wspomnieniach przeszłych zdarzeń, ale nie wiemy, co czują i myślą. Mimo to czujemy buzujące w nich emocje, ale bohaterowie wzbudzają też skrajne emocje u nas, od współczucia po złość.
Książkę czyta się szybko, gdyż brak w niej zbędnych opisów, obserwujemy kolejne wydarzenia. Z drugiej strony zachwyca precyzyjne studium psychiki każdego z bohaterów. Autor tworzy portret współczesnego społeczeństwa, portret przygnębiający, ale według mnie prawdziwy. Ta książka nie pozostawia czytelnika obojętnym. Ile w tych bohaterach jest nas, naszych lęków, słabości i zagubienia.
Seria z Żurawiem wydawana przez UJ jest jedną z najciekawszych serii, które czytuję. Każda z tych książek jest osobnym światem, często są to debiuty literackie. Takim właśnie niezwykle interesującym debiutem literackim jest „Ślady wilka”, chociaż sam autor jest osobą znaną. Roland Schimmelpfennig jest niemieckim dramaturgiem i reżyserem, uważanym za jednego z...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-03
Estuko, czy dokonałaś właściwych wyborów w swoim życiu?
Debiutancka powieść Kazuo Ishiguro przenosi nas w czasy powojennej Japonii. Estuko jest Japonką od lat mieszkającą w Anglii, jej drugi mąż , już nieżyjący, był Anglikiem. Z pierwszego małżeństwa z Japończykiem miała córkę Kumiko, z którą opuściła Japonię. Kumiko nie przystosowała się do nowego środowiska, nie potrafiła się porozumieć się z ojczymem, ani z młodszą siostrą. Wyjechała z domu i popełniła samobójstwo. Po pogrzebie Kumiko odwiedza ją młodsza córka Niki, z która też nie ma dobrych kontaktów. Pod wpływem tych wydarzeń i spacerów przenosi się wspomnieniami do powojennej Japonii i pierwszych lat swojego małżeństwa. Jak to bywa ze wspomnieniami, są fragmentaryczne i nie dają pełnego obrazu, wiele tam niedomówień.
Jednak wspomnienia Estuko trudno pojąć bez znajomości historii powojennej Japonii. Japonię można przyrównać do Niemiec, chociaż dokonała o wiele większych aktów ludobójstwa niż Niemcy. Pomimo zrównania z ziemią większości miast nalotami dywanowymi, dopiero zrzucenie dwóch bomb atomowych, doprowadziło do kapitulacji Japonii. Jednak to była ciekawa kapitulacja. Cesarz się zrzekł swojej boskości i do narodu powiedział, że „sytuacja nie rozwinęła się po myśli Japonii, a losy świata okazały się nam nieprzychylne”. Amerykanie do 1952 roku okupowali Japonię (później zostały bazy wojskowe) i narzuciły swoje prawa, które przewróciły system w Japonii. Nie tylko to była rewolucja polityczna (nowa konstytucja, wielopartyjność i wybory), ale też rewolucja obyczajowa. Do tej pory kobiety nie miały żadnych praw, nie pracowały i były reprezentowane przez męskich krewnych. Żona po ślubie wprowadzała się do domu teścia i tam ona i jej mąż byli jemu podporządkowani. Amerykanie wprowadzili prawo wyborcze dla kobiet i równouprawnienie. Oprócz tego były rodziny, które otrzymywały wysokie dochody od cesarstwa. Po zakończeniu wojny przestano im wypłacać pensje. Dużo kobiet z biedy sprzedawało się żołnierzom Amerykańskim.
Estuko wraca do tych lat powojennych, gdzie z jednej strony opłakuje się zmarłych, z drugiej jest radość, że kraj się odbudowuje. Jednak traumy związane z wojną przenikają nawet życie dzieci. Ona obserwuje zmianach obyczajowe w Japonii. Jej małżeństwo jest tradycyjne, co widać, jakie miejsce zajmuje w domu. Jedynym mężczyzną rozmawiającą z nią jest jej Teść, który jest potępiany, jako przedwojenny nauczyciel. W kraju gdzie bardzo silna jest tradycja rodzinna, nagle następuje odcięcie się od własnych ojców. Na pewno dla niej ważna była przyjaźń z Sachiko, kobietą otoczoną ostracyzmem. Sachiko razem z córeczką mieszka sama, uciekła spod opieki wuja, pomimo że on jej gwarantował stabilność finansową. Dodatkowo spotyka się z Amerykaninem i pragnie opuścić Japonię. Estuko sama będąc w ciąży obserwuje jak wychowuje swoją córkę Sachiko. Czy jej zazdrości odwagi? Estuko w swych wspomnieniach wraca do kobiet, które przełamują odwieczne schematy. Czy sama dojrzewała wtedy do ucieczki z Japonii. Jak reagują na te zmiany obyczajowe mężczyźni? Znamienna jest dyskusja o głosowaniu żon na innych kandydatów niż ich mężowie.
Stare zdjęcia w kolorze sepii są nieostre, delikatne, miejscami niewidoczne. Taka jest ta powieść, niektóre fragmenty życia Estuko poznajemy, inne pozostają niewidoczne. W tej powieści teraźniejszość miesza się z przeszłością, bohaterka szuka analogii. Zastanawia się, czy jej wybory były słuszne. Czy wybory dokonywane przez matkę, zawsze są dobre dla dziecka? Ta historia nie jest jednoznaczna, zostawia dużo miejsca na własne refleksje. Przenika ją smutek i nostalgia, czy na pewno w naszym życiu dokonaliśmy właściwych wyborów.
Ja jestem zachwycona kunsztem pisarza i jego spojrzeniem na rzeczywistość wokół nas. Każde spotkanie z dziełami autora jest dla mnie literackim świętem. Niestety przeczytałam już wszystkie książki Kazuo Ishiguro i teraz z niecierpliwością czekam na nową powieść.
Estuko, czy dokonałaś właściwych wyborów w swoim życiu?
Debiutancka powieść Kazuo Ishiguro przenosi nas w czasy powojennej Japonii. Estuko jest Japonką od lat mieszkającą w Anglii, jej drugi mąż , już nieżyjący, był Anglikiem. Z pierwszego małżeństwa z Japończykiem miała córkę Kumiko, z którą opuściła Japonię. Kumiko nie przystosowała się do nowego środowiska, nie...
2021-02
Czy można umrzeć ze śmiechu?
Themerson w swojej ostatniej powieści (wydanej po jego śmierci) absurdalnej i groteskowej jest niezwykle logiczny. Niektórzy porównują tę książkę do „Kociej kołyski” Vonneguta, jednak dla mnie o wiele ciekawsza. Pomimo unoszących się oparów absurdu jest to realistyczna powieść.
Themerson był człowiekiem renesansu XX wieku. Urodzony i kształcący się w Polsce, w wieku 27 lat (w czasie II wojny światowej) wyjechał do Anglii, gdzie żył i tworzył do końca życia. Pisał jednak po angielsku, polsku i francusku. Themerson był awangardowym artystą, poetą, prozaikiem, eseistą, filozofem, kompozytorem, te wszystkie jego zdolności łączą się harmonijnie w jego twórczości i w tej powieści.
Tytułowa wyspa na większości map pojawia się, jako wystająca z morza skała, znajdująca się w połowie drogi między Irlandią, a wybrzeżem Kornwalii w Wielkiej Brytanii. Nie posiadała żadnego strategicznego znaczenie, gdy przed wielkim kryzysem kupił ją amerykański milioner Thomas Hobson. Wybudował tam wielki dom i zatrudnił do opieki nad wyspą rodzinę Shepherdów, których kolejne pokolenia przez nikogo nieniepokojone zamieszkiwały tę wyspę. Przed swoją samobójczą śmiercią przekazał opiekę nad wyspą szwajcarskiemu trustowi, który opłacał mieszkańców, a także dostarczał wszystkich niezbędnych produktów do życia na tej wyspie. Niestety jej los jest przesądzony, gdy wkracza tam polityka i krzyżują się interesy różnych państw i wywiadów angielskich (które o swoich działaniach nic nie wiedzą, pomimo że reprezentuje je małżeństwo).
Historia zaczyna się w Afryce, gdzie zostaje obalony dyktator Bukumli. Udało mu się jednak ujść z życiem, zainteresował nim się wywiad angielski i umieścił go właśnie na wyspie Hopsona. Przypływa na tą wyspę statkiem, pod dowództwem kapitana Krzyżpański . Reprezentując wywiad angielski, udaje się tam Lady Lucy D'Earth wraz z córką i jej przyjacielem, aby powitać Dyktatora. Sam Dyktator ma ciekawe korzenie, jego ojciec, polski generał pozostawił swych potomków na różnych kontynentach. Przybywa więc na wyspę jego siostra, księżna Zuppa, aby spotkać się z bratem. Wyspa staje się sławna, pojawia się się przedstawicie szwajcarskiego trustu, wywiad francuski i syn Thomasa Hobsa, który pragnie zbudować tutaj kurort. Jednak zupełnie inne plany ma angielska firma zbrojeniowa, w której pracuje mąż Lady Lucy, Adam D'Earth, i której statek z nieznanym ładunkiem cumuje przy wyspie. Zakończenie jest zaskakujące.
Jednak nie sama historia jest najważniejsza, ale ludzi, którzy ją tworzą, bohaterowie pierwszo i drugoplanowi. Bohaterowie powiązani są siecią relacji rodzinnych i towarzyskich, które są pogmatwane i są źródłem komizmu. Same już nazwiska i przydomki są wymowne. Każde z postaci reprezentuje swoje pokolenie w XX wieku i jest ważna. Historia jest opowiedziana przez Sean D'Earth (dawniej D'Eath), ojca Adama D'Earth, człowieka o podejściu filozoficznym do życia, przez grającą podwójną rolę siostry-żony Georgina-Geraldina Shepherd i list Adama D'Earth do ojca. Poznajemy historię trzech pokoleń rodzin Shepherdów i D'Earth, a każdy z nich jest indywidualnością. Na tej małej wyspie skupia się cały świat i jego problemy.
„Wyspa Hopsona” to powieść niezwykła, utrzymana w konwencji thrillera politycznego i powiastki filozoficznej. Themerson bawi się formą, konstrukcją i stylem narracji, ukazując absurdalność świata wokół nas. Przepełniona jest groteską, absurdem i angielskim poczuciem humoru w sytuacjach, opisach postaci i dialogach. Nie ma w niej zbędnych zdań, czy sytuacji. Czytanie jej to świetna przygoda i zabawa wieloma kontekstami, znaczeniami i podtekstami. Jest to książka zabawna, chociaż czasami śmiejemy się przez łzy. Książka, którą należy smakować, bawić się nią i powoli zgłębiać, a wtedy zauroczy.
Czy można umrzeć ze śmiechu? – odpowiedź jest w książce.
Czy można umrzeć ze śmiechu?
Themerson w swojej ostatniej powieści (wydanej po jego śmierci) absurdalnej i groteskowej jest niezwykle logiczny. Niektórzy porównują tę książkę do „Kociej kołyski” Vonneguta, jednak dla mnie o wiele ciekawsza. Pomimo unoszących się oparów absurdu jest to realistyczna powieść.
Themerson był człowiekiem renesansu XX wieku. Urodzony i kształcący...
2021-02
Wokół Carla Gustawa Junga narosło dużo mitów i kontrowersji. Jednak nie można go zamknąć w szufladzie „archiwa”. Jego myśl cały czas żyje i się rozwija, także w Polsce. Doktor habilitowany Henryk Machoń zaprosił do współpracy naukowców zajmujących się myślą Junga z różnych ośrodków w Polsce, aby przybliżyć jego dzieło. Wśród jedenastu zaproszonych naukowców znaleźli się psychologowie, psychoanalitycy, filozofowie w tym filozofowie religii, ale też pedagog i kulturoznawca, teolog i gnostyk. Dzięki temu możemy poznać Junga z wielu stron. Książka jest pracą naukową, zawiera kalendarium życia i twórczości C. G. Junga, wykaz jego dzieł, a każdy artykuł opatrzony jest bogatą biografią. „Choć książka ta jest pozycją naukową, podstawowym zamierzeniem osób ją przygotowujących była troska o zrozumiałość jej treści dla szerszego grona odbiorców. Wyraża się to w możliwie częstym unikaniu hermetycznego języka Junga oraz w próbie przekładania jego dość skomplikowanej terminologii na język bardziej przystępny”. Mogę potwierdzić, nie będąc filozofem, ani psychologiem z przyjemnością przeczytałam, chociaż wymaga ona skupienia.
Twórczość Junga nie należy do prostych, zahacza o różne dziedziny nauki, dlatego poszukiwałam prostszego wprowadzenia do jego dzieła. Jung podkreśla realność psychiki, i że nie jest wtórna w stosunku do rzeczywistości fizycznej ani też w stosunku do świadomości.” O specyficznej myśli Junga stanowi właśnie m.in. to ścisłe sprzężenie, w którym procesy indywidualnej psychiki rozumiane są w ich związku z dynamiką rozwoju kulturowego oraz wydarzeń historycznych. Jednostka jest ściśle powiązana z historią, kulturą, rzeczywistością społeczną oraz z dynamiką tych zmian.” Nie traktuje on człowieka w oderwaniu od swojego środowiska, kultury czy wiary.
Zaczynamy od poznania życia Junga i jak zmieniały się jego poglądy, kto go inspirował i do jakich źródeł sięgał poza psychologią. Poznajemy główne wątki jego myśli: archetyp, symbol, mit, psychologia marzeń sennych. Ciekawa jest teoria typów psychologicznych i podstaw funkcjonowania świadomości. Interesujące są wzajemne kontakty Freuda i Junga, wokół których narosło dużo nieporozumień.
Rozdział „Chrześcijaństwo u Carla Gustava Junga” nazwałabym protestantyzm u Junga. Jego ojciec, jak i wszyscy wujowie byli pastorami protestanckimi i przy każdych spotkaniach wyśmiewano katolików. Oprócz tego, jako dziecko nie przyjemnie upadł w kościele katolickim, co jak sam pisze, że to wydarzenie pozostawiło w nim uraz. Dlatego w swoich rozważaniach skupia się na protestantyzmie.
Zastanowił mnie rozdział „Tradycje indyjskie, tybetańskie i chińskie w myśleniu Junga”. Nie wiedziałam, że z taką ostrożnością podchodził do religii Dalekie Wschodu. Zawsze myślałam, że dane archetypy dotyczą wszystkich ludzi, a tutaj rozdziela je ze względu na kulturę, w której wyrośliśmy.
Rozczarował mnie rozdział „Carl Gustav Jung- gnostyk czy neognostyk?”, gdyż był to głównie wykład o gnozie. Miałam wrażenie, jakby Junga chciano na siłę zamknąć w pudełku z opisem gnostyk. Wiele też było w sprzeczności z wcześniejszym artykułem.
Nie są to wyłącznie teoretyczne rozważania, ale omówiony jest też praktyczny wymiar psychologii analitycznej i jak się rozwija po śmierci uczonego. Interesujące są też uwagi na temat wychowania i kultury współczesnej. Kończy się pytaniem: „Czy koncepcje Junga można uznać za naukowe?”
Jung tak jak i Freud weszli do kanonu myśli światowej, a ich teorie wykraczają daleko poza psychologię. Niektóre jego myśli przeniknęły do wspólnej świadomości ludzi, często mylnie interpretowane, dlatego warto poznać jego dzieło.
Wokół Carla Gustawa Junga narosło dużo mitów i kontrowersji. Jednak nie można go zamknąć w szufladzie „archiwa”. Jego myśl cały czas żyje i się rozwija, także w Polsce. Doktor habilitowany Henryk Machoń zaprosił do współpracy naukowców zajmujących się myślą Junga z różnych ośrodków w Polsce, aby przybliżyć jego dzieło. Wśród jedenastu zaproszonych naukowców znaleźli się...
więcej mniej Pokaż mimo to
Gdzie jest papuga?
Nie jestem miłośniczką Flauberta, ani powieści francuskiej XIX wieku, ale lubię prozę Juliana Barnesa i dlatego z chęcią sięgnęłam po tą książkę. Ten pisarz mnie zawsze zaskakuje i tak było i tym razem.
Nie jest to typowa biografia, ale próba ukazania, jakim człowiekiem i pisarzem był Flaubert, co go interesowało, a co drażniło, jakie życie prowadził. Czy jednak można jednoznacznie i w pełni opisać życie artysty, który sam uważał, że ważne jest wyłącznie jego dzieło, a artysta musi postępować tak, by potomność sądziła, że nie istniał. Autor porównuje to do poszukiwania wypchanej papugi, którą Flaubert miał w czasie pisania „Prostoty serca”, a której nie można jednoznacznie wskazać. Jakże to jest różne od współczesnych pisarzy, którzy chcą błyszczeć jak gwiazdy i uznają, że znają się na wszystkim.
Geoffre Brathwait jest wdowcem i emerytowanym angielskim lekarzem, który w trakcie inwazji w 1944 roku trafił do Rouen, rodzinnego miasta Flauberta i tam zobaczył zapomniany jego pomnik. Po latach zafascynowany jego twórczością wraca do Francji, aby poznać życie pisarza. Nie jest to łatwe zadanie, przedstawia obrazy, jakby puzzle, z których czytelnik stara się zbudować obraz pisarza i człowieka. Opisuje poglądy Flauberta w trakcie fikcyjnej rozprawy sądowej, w której między innymi zarzuca się pisarzowi, że nienawidzi ludzkość i demokracji, nie jest patriotą. Dostajemy rozdział poświęcony poglądom autora na temat kolei i innych wynalazków. Perełką jest „Bestiarium Flauberta”. Mnie zainteresował stosunek do kobiet, szczególnie do Matki i wieloletniej kochanki, poetki Luizy Calet. Geoffer Brathwait znajduje powiązanie z własnym życiem. Poznajemy też jak, z kim i gdzie spędzał Flaubert czas wolny i z kim się przyjaźnił.
Geoffre Brathwait jest alter ego autora. Dzięki temu poznajemy poglądy Flauberta, a także autora na temat literatury, roli pisarzy i krytyki. Mnie najbardziej podoba się ocena krytyki literackiej:
Wielu krytyków chciałoby być dyktatorami literatury, regulować przeszłość i ustalać ze spokojną pewnością siebie przyszłe kierunki sztuki. Tego miesiąca wszyscy mają pisać o tym i o tym; w następnym miesiącu nikomu już tego tematu poruszać nie wolno. To i to nie będzie wznowione, dopóki nie wydamy odpowiedniego polecenia. Wszystkie egzemplarze tej uwodzicielsko szkodliwej powieści muszą być natychmiast zniszczone./ Str. 137/
Książka nie jest typową biografią, ale inteligentny i dowcipny esej w formie powieści. Barnes łączy w niej różne formy pisarskie, ciekawy język pełen ironii, groteski i interesujących anegdot z życia francuskiego autora. Książka, którą można się delektować i świetnie się przy tym bawić.
Pierwotnie w serwisie Na kanapie.
Gdzie jest papuga?
więcej Pokaż mimo toNie jestem miłośniczką Flauberta, ani powieści francuskiej XIX wieku, ale lubię prozę Juliana Barnesa i dlatego z chęcią sięgnęłam po tą książkę. Ten pisarz mnie zawsze zaskakuje i tak było i tym razem.
Nie jest to typowa biografia, ale próba ukazania, jakim człowiekiem i pisarzem był Flaubert, co go interesowało, a co drażniło, jakie życie prowadził....