-
ArtykułyNatasza Socha: Żeby rodzina mogła się rozwijać, potrzebuje czarnej owcyAnna Sierant1
-
ArtykułyZnamy nominowanych do Nagrody Literackiej „Gdynia” 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyMój stosik wstydu – które książki czekają na przeczytanie przez was najdłużej?Anna Sierant22
-
ArtykułyPaulo Coelho: literacka alchemiaSonia Miniewicz3
Biblioteczka
2017-10-27
2015-06-15
Zacznijmy od tego, że nienawidzę tabletów. Dlaczego? Bo miałam już napisaną prawie całą recenzję i mi się wcisnął głupi przycisk i wszystko zniknęło. Więc teraz postaram się to napisać jeszcze raz, ale pewnie i tak wyjdzie gorzej niż poprzednio. No to, zaczynałam chyba tak:
"Mam dla nas ciekawy film kostiumowy" - mama wie jak zainteresować swoją córkę. Kiedy oglądam film, który mnie wciąga, to szukam informacji o pisanym pierwowzorze. Jednak nie często naprawdę się za tę książkę biorę. Tym razem mi się udało - już następnego dnia wywąchałam gdzieś audiobooka i jeszcze tego dnia go wysłuchałam prawie w całości. Pociąg był tak silny, że nie mogłam spać i wstałam o trzeciej w nocy, aby wysłuchać historii do końca, a przez następny tydzień oglądałam wszystkie inne dostępne ekranizacje. Aż smutno się robi, że "Wichrowe wzgórza" to jedyna książka Emily Bronte(bo powieść jej siostry mnie nie satysfakcjonuje).
Nie rozumiem jednak interpretacji tej książki przez wiele osób(tak konkretnie twórców filmów), które koncentrują się na nieszczęśliwej miłości głównych bohaterów. W moim mniemaniu o wiele ciekawszy jest tu aspekt psychologiczny powieści. Zresztą moim zdaniem Katy i Heathliff wcale się nie kochali. Mam wręcz wrażenie, że nie byli zdolni do miłości względem drugiej osoby.
Przedstawiam tragedię dwóch aktów, zdumiewająco podobną do "Króla Edypa" i "Antygony", choć w o wiele lepszym wydaniu. To było tak: Edgar kochał Katy, Izabela kochała Heathliffa. Katy kochała Katy, a Heathliff kochał Heathliffa. Katy chciała Heatliffa, a dostała Edgara. Heathliff chciał Katy, a dostała się mu Izabela. Hindley kochał siebie i swoją Frances - to chyba jedyna udana para w pierwszej części historii. Cała tragedia polegała na tym, że Edgar i Izabela byli strasznie głupiutcy, Heathliff i Katy samolubni, a Hindley okrutny.
To historia o szaleństwie, nienawiści i zemście. Niewiele miejsca, w życiu mieszkańców Wichrowych wzgórz, pozostało dla miłości. Wśród bohaterów powieści, litość budzą jedynie bohaterzy "drugiego aktu": Hareton i Linton, bo nie mieli wpływu na swój los. Za to Katy "2" budzi u mnie kontrowersje, bardzo trudno jest ją ocenić. Myślę, że w przeciwieństwie do kuzynów, nie była całkowicie czysta.
Ta historia wciągnęła mnie tak mocno, że wciąż zaprząta moje myśli. Jest niesamowita i zdecydowanie godna polecenia.
POLECAM
PS: Przepraszam jeśli brzmi to jak masło maślane i za możliwe spojlery;-)
Zacznijmy od tego, że nienawidzę tabletów. Dlaczego? Bo miałam już napisaną prawie całą recenzję i mi się wcisnął głupi przycisk i wszystko zniknęło. Więc teraz postaram się to napisać jeszcze raz, ale pewnie i tak wyjdzie gorzej niż poprzednio. No to, zaczynałam chyba tak:
"Mam dla nas ciekawy film kostiumowy" - mama wie jak zainteresować swoją córkę. Kiedy oglądam film,...
2013-12
"To jest moja ulubiona książka, chociaż nigdy jej nie czytałem" Tymi oto słowy rozpoczyna się opowieść i nie jest to wcale najdziwniejsze stwierdzenie w tej pozycji.
Wzorem pisarza mogę powtórzyć- To moja ulubiona książka, chociaż wcale jej nie rozumiem.
Postacie dzielą się pod względem umysłowym na: trochę głupich, głupich i bardzo głupich, i jeszcze specjalna przedziałka dla głównej bohaterki- wyjątkowo głupi. W dodatku autor nie przebiera w środkach stylistycznych( wszechobecne nawiasy) ani nie przestrzega zasad oczywistości. Jeśli zajdzie taka potrzeba to postacie będą wspinać się po 100 m ścianach skalnych przy użyciu wyłącznie rąk, łykać trucizny, a nawet wstawać z martwych( i to parokrotnie).
Jest tu jednak coś, co nie daje się oderwać od lektury. Książka powoduje niekontrolowane ataki śmiechu i lekki uśmiech przy bezsensownych momentach.
Bardzo polecam
Rok 2017
Czytam, umieram ze śmiechu, z lekkim smutkiem i zachwycam się ponownie nad przesłaniem tej wspaniałej powieści(mimo, że wydanie ma pożółkłe kartki i śmierdzi papierochami(nie wiem skąd ją mam). Szczególną przyjemność mam z czytania nawiasów Morgensterna i wtrąceń Goldmana. Owe nawiasy spodobały mi się za pierwszym razem do tego stopnia, że sama ich używam(stało się to moim ulubionym nawykiem).
"To jest moja ulubiona książka, chociaż nigdy jej nie czytałem" Tymi oto słowy rozpoczyna się opowieść i nie jest to wcale najdziwniejsze stwierdzenie w tej pozycji.
Wzorem pisarza mogę powtórzyć- To moja ulubiona książka, chociaż wcale jej nie rozumiem.
Postacie dzielą się pod względem umysłowym na: trochę głupich, głupich i bardzo głupich, i jeszcze specjalna...
2017-05-22
"Imperium burz" Sarah J. Maas!!! Hura!!!
Część recenzji dla jeszcze nie znających:
Pani Maas jest pisarką, która bardzo lubi się rozpisywać, ale jeśli lubicie fantastykę, powieści młodzieżowe, pełne akcji, humoru i chwil grozy(a z Waszej strony wahań nastroju), to zdecydowanie czeka Was niezapomniana przygoda i radzę się zabierać czym prędzej za lekturę:)
Dalszej recenzji proszę nie czytać, jeśli nie czytaliście jeszcze tomów poprzednich.
Polecam
"Imperium burz" niestety mógł otrzymać tylko ocenę 10/10. Dlaczego niestety? Bo mi się skala skończyła. W sumie ostatnie trzy tomy serii(z tą włącznie) utrzymuje się na jednym poziomie, więc jeszcze mogę to wytrzymać(gorzej sprawa ma się z "Dworem(...)").
W tej części przewija się multum postaci i dzieje się tyle, że nie wiadomo na którym wątku się skupić. W dodatku serce moje, biednego czytelnika jęczało parokrotnie z rozpaczy i nie było w stanie płakać, ponieważ autorka postanowiła wzloty i upadki, radości i tragedie tak poprzeplatać, że nie miałam czasu skupić się na konkretnym uczuciu, bo zaraz wpadałam w kolejne i jedynym sposobem na cieszenie się daną chwilą było chwilowe od lektury się oderwanie(jak wiadomo niemożliwe). Na szczęście moja rodzina widziała w jakim jestem stanie(zwłaszcza przy końcu) i była wyrozumiała dla tych dziwnych wahań nastrojów(to znaczy mama była, bo brat nie rozumiał czemu chcę go zamordować za znalezienie się między mną a książką).
Aelin nie ma czasu na wytchnienie. Czy komuś nie podobało się idylliczne zakończenie "Królowej cieni"(mi się podobało)? W takim razie zapewniam, że piąty tom rujnuje wszystkie nadzieje baśniowe rozwiązanie problemów. Rozpoczyna się wojna.
Czas nawiązać nowe sojusze, pościągać długi, odnaleźć starych przyjaciół i zaciekłych wrogów. Pora przewartościować konkretne znajomości i zrewidować poglądy.
Jeśli do tej pory nie przeczytaliście nowelek z "Zabójczyni", to nadszedł czas aby to w końcu nadrobić. I to czas najwyższy! Bo stracicie sporo radości przy czytaniu "Imperium burz" w momentach pojawienia się pewnych imion i za nimi samych bohaterów.
Ciekawym odkryciem tego tomu są Lorcan i Elide, których ścieżki niespodziewanie się schodzą(oj, schodzą), którzy(a przynajmniej Elide) nie byli szczególnie pasjonujący w "Królowej cieni".
Osobiście kocham przekomarzania Aediona i Lysandry, nadal uwielbiam każdy moment, kiedy Aelin wchodzi w rolę zabójczyni bądź królowej i cieszę się nieobecnością w tej części Chaola(choć podejrzewam, że w kolejnym się to pewnie zmieni).
Z mojej strony nastąpiła jedna pewna i jedna nowa reakcja na dwie postacie.
Doriana uwielbiam od pierwszej części(zdecydowanie mój ulubiony bohater z racji książek i bałaganu w pokoju) i jestem przeszczęśliwa, że tym razem było go naprawdę dużo. Jego stosunki(mogę już mówić o związku?) z pewną wiedźmą zapowiadają się całkiem ciekawie.
Druga reakcja dotyczy Rowana - otóż polubiłam gościa. I nie wiem dlaczego. Może dlatego, że kiedy na parę stron oddalił się od Aelin, to nagle nabrał na powrót charakteru, za czym przyszła moja sympatia(no i te zakończenie(taka piękna akcja, a później...) o którym nic nie wspomnę).
W celu przetrzymania czasu do premiery "Imperium burz" musiałam na nowo przeczytać wszystkie poprzednie tomy i wspomóc się jeszcze drugą serią pisarki, czyli "Dworem cierni i róż". Zastanawiam się jak wytrzymam do pojawienia się tomu szóstego, który wydaje się na tę chwilę tak daleki...
Pewnie znowu zacznę od początku(na szczęście gdzieś po drodze ma się pojawić finish "Dworu(...)"). Ah...
Kocham, kocham i kocham...
No i polecam
"Imperium burz" Sarah J. Maas!!! Hura!!!
Część recenzji dla jeszcze nie znających:
Pani Maas jest pisarką, która bardzo lubi się rozpisywać, ale jeśli lubicie fantastykę, powieści młodzieżowe, pełne akcji, humoru i chwil grozy(a z Waszej strony wahań nastroju), to zdecydowanie czeka Was niezapomniana przygoda i radzę się zabierać czym prędzej za lekturę:)
Dalszej recenzji...
2017-04-22
Szczęście w nieszczęściu.
Co to jest?
Zobrazuje to tak:
Pierwszy tom trylogii dostaje od Ciebie 10/10 gwiazdek.
Czytasz drugi tom...
I nie masz skali ocen, właściwej swoim oczekiwaniom.
Tak, właśnie tak jest z "Dworem cierni i róż". Tak właśnie jest z Sarah J. Maas.
Kiedyś może się przyzwyczaję.
"Dwór mgieł i furii" co najmniej spełnił moje oczekiwania, a właściwie je przeskoczył.
Spodziewałam się tego co zawsze od Sarah dostaje - szybkiej i rozbudowanej fabuły i genialnych postaci pierwszego i drugiego planu, które zapełnią mi rozrywkę i masę emocji na kilka zbyt krótkich godzin. I tak było.
Ale bohaterów tego drugiego planu naprawdę pokochałam. Jeśli kogoś tu w ogóle mogę nazwać drugoplanowym bohaterem.
Bowiem widzicie, moim zdaniem najodpowiedniejsza wizytówką dla twórczości Sarah J. Maas są pewne pamiętne dwie strony drugiego tomu "Szklanego tronu", na których poznajemy bohaterkę, która nigdy wcześniej ani nigdy później się w serii nie pojawia, nie znamy nawet jej imienia... a jednak ona tam jest i to czujemy i...
Każdy z bohaterów tej pisarki żyje i boli nazywanie go drugoplanowym. Postać drugiego planu to znajomy, postać pierwszego planu to przyjaciel(nawet gdy go nie lubimy), którego znamy jak własną kieszeń.
Aby wytłumaczyć mojej mamie, dlaczego jej córka od grudnia tacha za sobą grube tomiska serii "Szklany tron" choć już przecież je czytała, a następnie zabija na miejscu wzrokiem, za jakąkolwiek przeszkodę w czytaniu "Dworu mgieł i furii" i wyrazić swój zachwyt, powiedziałam tak:
"Mamo ona pisze jak Sienkiewicz!"
(co w języku tak jednej, jak i drugiej z nas jest największym możliwym komplementem dla pisarza, jaki można wyrazić słowami).
Właściwie, to muszę się przyznać, że każdy pisarz jest przeze mnie oceniany za pomocą porównania do Sienkiewicza, a każdy bohater przyrównywany do bohaterów jego trylogii.
Tak więc Feyra w pierwszym tomie odgrywała wedle zamysłu pisarki rolę Belle, ale w mojej głowie została Skrzetuskim, a Tamlin został Heleną(co nie jest chyba zbyt dobrą wróżbą).
Ale tak naprawdę to liczy się w książce pojawienie postaci takiej jak Zagłoba. I w "Dworze(...)" on jest(w dodatku w liczbie mnogiej(a i nie chodzi o podobieństwo w kwestii braku jednego oka)).
Chyba czas na recenzję właściwą:
Feyra walczy ze stresem pourazowym, swoim nowym ciałem i niechęcią do wszystkiego, co wiąże się z jej nadchodzącym ślubem z Tamlinem(którego nadal nie cierpię, zresztą wiedziałam, że coś z nim nie tak). Nadchodzi ślub, ona wygląda jak beza i...
w odwiedziny wpada Rhys(którego dla odmiany uwielbiam, jak chyba wszystkie czytelniczki).
Z Tamlina wyszła świnia, zresztą już wcześniej pokazywał tego zaczątki. Nie wiem jak Feyra(to znaczy wiem, bo już przeczytałam, ale Wam nie powiem), ale ja wyznaję zasadę: jak mnie nie chcesz jaką masz, to nie będziesz mieć wcale.
Koniec i kropka
Szkoda, że nad Tamlinem nie taka kropka(ale cicho sza!)
Dwór Nocy niestety już mnie tak opisami nie zachwycał, jak w poprzednim tomie Dwór Wiosny i okolice, ale opisy w końcu musiały mi się znudzić(poprzednio za ten element przydzieliłam 10 gwiazdek).
Fabuła, fabułą. Nic ponad powyższe nie powiem, bo widzicie: za często autorka zmienia sytuację, aby nie spoilerować. Ważne, że siostrzyczki wróciły do gry! i to na dobre...
Muszę Wam powiedzieć, że TO TRZEBA PRZECZYTAĆ
Tak na marginesie, nowi bohaterowie to moi nowi ulubieńcy(co nie zmienia faktu, że 1. Rhysand; 2. siostrzyczki; 3. Lucien pozostało na swych miejscach), kocham Dwór Snów, a Amrena w mojej głowie ma twarz i sylwetkę pewnej projektantki mody z filmu "Iniemamocni" - kto oglądał, ten zrozumie.
Nadal nie przepadam za Feyrą choć jest świetnie poprowadzoną bohaterką, która ma swoje wzloty i upadki, wady i zalety, mocne i słabe strony, a jej odczucia i reakcje są tak autentyczne. Nie przepadam, ale parę razy oklaski dostała(zwłaszcza jak coś sobie w głowie zaczęła układać). Jej zmiana jest bardzo widoczna i trzymam kciuki na przyszłość.
"Dwór cierni i mgieł" jest drugim tomem trylogii, co ponoć nadal aktualne pozostaje i w co trudno mi uwierzyć. To oznacza, że następny tom będzie ostatni, ale przepraszam niby jakim prawem? Wiem, że autorka wydaje grube tomy, ale trzeci będzie musiał być chyba grubości "Don Kichota"(którego nie czytałam, ale widziałam te jakże "małe" tomiszcze w Empiku), aby to wszystko, co się zaczęło, sensownie, klarownie i zgodnie z oczekiwaniami na odpowiednim(czytać: najwyższym) poziomie zakończyć.
Nie mogę się doczekać.
Polecam(tak Sarah J. Maas, jak i Sienkiewicza, po jej zakończeniu do powtórzenia)
Szczęście w nieszczęściu.
Co to jest?
Zobrazuje to tak:
Pierwszy tom trylogii dostaje od Ciebie 10/10 gwiazdek.
Czytasz drugi tom...
I nie masz skali ocen, właściwej swoim oczekiwaniom.
Tak, właśnie tak jest z "Dworem cierni i róż". Tak właśnie jest z Sarah J. Maas.
Kiedyś może się przyzwyczaję.
"Dwór mgieł i furii" co najmniej spełnił moje oczekiwania, a właściwie je...
2017-01-30
Podoba mi się i mi się nie podoba.
Dobrze mi się czytało i źle mi się czytało.
Uważam, że jest dobra, uważam, że jest zła.
Moje odczucia są sprzeczne.
I nie wiem co powiedzieć.
Więc zacznę od tego, że współczuję Jadwidze Rydlowej gości(tego JEDNEGO gościa) na weselu i jej mężowi, że pewnie przez resztę życia, po premierze tego nieszczęsnego dramatu, słuchał narzekań żony na Wyspiańskiego.
Współczuję.
Nie żeby reszta towarzystwa nie została przez pisarza skrzywdzona, bo odmalował ich naprawdę przeróżnie.
Ogólnie rzecz biorąc, wychodzę z założenia, że "Wesele" i wszystkie inne dramaty nie nadają się do czytania. Z tego jednego powodu, że nie pisano ich do czytania, ale do grania i oglądania. Grający oczywiście muszą tekst znać, ale sami sobie taką dolę wybierają, ale czemu ja? Czemu ja muszę czytać coś co do czytania się nie nadaje? Skoro od lat jest film!?
Kochane Ministerstwo Edukacji do Was te pytanie jest skierowane.
Dlaczego zmuszacie Nas uczniów do mordęgi przy czytaniu sztuk teatralnych? Na świecie jest tyle powieści.
Dlaczego nie możemy obejrzeć sztuki na deskach teatru, a potem omówić na lekcji przy użyciu tekstu albo obejrzeć filmu w ramach pracy domowej zamiast marnotrawić czas na czytanie czegoś, czego nie zrozumiemy bez opracowania grubszego od samej lektury.
Należałoby wspomnieć, że dziś odbyła się pierwsza lekcja na temat "Weselu", która odbyła się w formie dialogu między nauczycielką i moją światłą osobą(światłą, gdyż wiedziałam o czym mówi nauczycielka i odpowiadałam na jej wszystkie pytania, gdyż nikt inny nie zabierał głosu bez bezpośredniego do niego pytania, gdyż nikt lektury(poza moją światłą osobą) nie przeczytał).
"Wesele" czytałam z oporem i uporem, mozolnie, ale ciągle - trochę to potrwało.
Myślę, że się opłacało
Podobało mi się.
Akt I jest najlepszy. Z uśmiechem czytałam rozmowy między poszczególnymi postaciami. Rozmowy przeróżne. Jedni mówią o polityce, inni o miłości. Jedni flirtują, drudzy się kłócą. Jedni flirtują, inni załatwiają interesy. Jedni rozumieją się świetnie, drudzy nie potrafią znaleźć wspólnego języka. Niektórzy wzbudzali we mnie sympatię, a co poniektórzy irytację.
Z przyjemnością czytałam sceny flirtów poety z Maryną, a później jego dwuznaczne rozmowy z Rachel.
A największą radość wzbudziło we mnie odnalezienie fragmentów, które śpiewał Marek Grechuta w piosence(a jakżeby inaczej) "Wesele".
Akt II podobał mi się mniej. Duchy, zjawy i upiory, aż chciałoby się krzyknąć: To już było! i rzucić w autora wszystkimi wkurzającymi powiastkami romantyków.
Ale coś w tym było. Wyspiański rzuca się w patriotyczną fantastykę i stawia przed czytelnikami postacie z głębi dziejów. Wernyhora, Stańczyk, Szela, Branicki, Zawisza. Nie powiem, nietypowy dobór postaci. A ja lubię wyszukiwać ciekawostki, więc wczytałam się trochę w ciocię Wikipedię(czasem więcej czasu mi zajmuje czytanie o książce niż czytanie książki - tym razem również tak było). Same rozmowy są frasujące, ale ich podwójne dno dopiero przede mną(czas na lekcje "co autor miał na myśli").
Akt III nie podobał mi się, oprócz tańca Chochoła. I tu następuje moment, kiedy akcja zwalnia(na rzecz kaca bohaterów) i przyśpiesza w zawrotnym tempie. A ja myślę: Czemu ja to czytam, powinnam to widzieć! oglądać! czemu ja to muszę czytać?
Trzeba odnowić znajomość z Wajdą.
Podsumowując: Nie, to nie jest do czytania! Ale mi się podobało.
A jak jeszcze zaczęły mi różne fragmenty wskakiwać w odpowiednie miejsca i zaczęłam wyłapywać nawiązania do "Wesela" w tylu znanych i kochanych przeze mnie utworach, to się rozpłynęłam.
Jeśli jesteście jeszcze przed: to proszę przebrnijcie, warto! Chociażby przez pierwszy akt, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. Bo to historia o ludziach.
Podoba mi się i mi się nie podoba.
Dobrze mi się czytało i źle mi się czytało.
Uważam, że jest dobra, uważam, że jest zła.
Moje odczucia są sprzeczne.
I nie wiem co powiedzieć.
Więc zacznę od tego, że współczuję Jadwidze Rydlowej gości(tego JEDNEGO gościa) na weselu i jej mężowi, że pewnie przez resztę życia, po premierze tego nieszczęsnego dramatu, słuchał narzekań żony...
Nie sądziłam nigdy, że pierwszą powieścią Jane Austen, z którą zapoznam się w pełni, będzie "Rozważna i romantyczna". Nigdy nie lubiłam żadnej z jej ekranizacji, które wydawały mi się nudne i chaotyczne. Zachowanie bohaterów niezrozumiałe, a sam tytuł nieciekawy. Może jest to wina tych filmów, a może tego, że nigdy nie usiadłam by obejrzeć je od początku do końca, a jedynie widziałam fragmentaryczne wycinki.
Ale niespodzianka! Przypadkowo zaczęłam z mamą słuchać audio-booka i jestem naprawdę zachwycona. Zaśmiewałam się do łez, ale nieszczególnie wczuwałam się w losy bohaterek. Największą zaletą powieści jest zdecydowanie przekora, drobne złośliwości, cięty język i zakamuflowane niuanse. Czyli mnóstwo smaczków dla koneserów.
Polecam
Nie sądziłam nigdy, że pierwszą powieścią Jane Austen, z którą zapoznam się w pełni, będzie "Rozważna i romantyczna". Nigdy nie lubiłam żadnej z jej ekranizacji, które wydawały mi się nudne i chaotyczne. Zachowanie bohaterów niezrozumiałe, a sam tytuł nieciekawy. Może jest to wina tych filmów, a może tego, że nigdy nie usiadłam by obejrzeć je od początku do końca, a jedynie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-01-01
Książkę przeczytałam przypadkiem i to parę lat po obejrzeniu filmu. Większość filmów nagranych według książki, jest w porównaniu do pierwowzoru słaba. Zdarza się też że książka nie zbyt wciągająca, w filmowej wersji jest świetna. W tym przypadku nie zdarzyła się żadna z tych sytuacji.
Książka i film dla mnie zlały się w jedną całość. W książce nie ma rozległych opisów fantastycznych stworzeń wymyślonych przez bohaterów i akcji, które są w filmie. Za to lepiej możemy poznać Jessa, jego charakter i uczucia. Książka i film tworzą jedną czarującą całość.
I polecam zapoznać się z nimi wszystkim.
Książkę przeczytałam przypadkiem i to parę lat po obejrzeniu filmu. Większość filmów nagranych według książki, jest w porównaniu do pierwowzoru słaba. Zdarza się też że książka nie zbyt wciągająca, w filmowej wersji jest świetna. W tym przypadku nie zdarzyła się żadna z tych sytuacji.
Książka i film dla mnie zlały się w jedną całość. W książce nie ma rozległych opisów...
Najlepsza, najśmieszniejsza, najmądrzejsza! Rzecz jasna piszę z dziecięcej perspektywy, sprzed ładnych paru lat. Najważniejsze były w niej: piękny morał i cudowna dziecięca solidarność(o której w świecie dorosłych tylko się wciąż krzyczy).
POLECAM
Najlepsza, najśmieszniejsza, najmądrzejsza! Rzecz jasna piszę z dziecięcej perspektywy, sprzed ładnych paru lat. Najważniejsze były w niej: piękny morał i cudowna dziecięca solidarność(o której w świecie dorosłych tylko się wciąż krzyczy).
POLECAM
To piękne i groteskowe!
To istna parodia lektury szkolnej, omawiania lektury szkolnej, nauczycieli i szkoły!
Mam obecnie cudowną nauczycielkę polskiego, ale jak pomyślę sobie o innych nauczycielach, których spotkałam lub o których słyszałam, to się całą sobą śmieję. Niestety, ale takich gombrowiczowskich Bladaczek i Pimków nadal mamy całą masę.
A teraz na poważnie:
"Ferdydurke" Witolda Gombrowicza to powieść w każdym calu wyjątkowa. Czyta się ją niesamowicie, jak gdyby cały świat odbił się w krzywym zwierciadle. Momentami wprawdzie męczy i trzeba się oderwać, wrócić do codzienności, aby się całkowicie nie pogubić w świecie "pupy, łydki, gęby" i zwariowanych dialogów pomiędzy bohaterami.
Fabuła jest tak pokręcona, że przeszła już do legend uczniowskich, a jej fragmenty są cytowane zupełnie nieświadomie przez młodszych(jeszcze przed) i całkowicie świadomie(ze złośliwych uśmiechem i cieniem szyderstwa) przez starszych.
Myślę, że akurat przed tą lekturą uciekać nie należy, a wręcz przeciwnie - pozytywnie i z dystansem do niej podejść, a można być mile zaskoczonym.
Tym razem szczerze polecam bez patrzenia na fakt, że lektura, więc przeczytać każdy...
No i wiecie, uczynienie tej książki szkolną lekturą obowiązkową(z gwiazdką!!!) i nakazanie czytania jej uczniom i wtaczania im w głowy, jak mądra jest to książka, po tym jak poprzednie trzy lata nauczania spędziło się na wbijanie tym uczniom do głów, że "Słowacki wielkim poetą był"...
To piękne i groteskowe!
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toTo istna parodia lektury szkolnej, omawiania lektury szkolnej, nauczycieli i szkoły!
Mam obecnie cudowną nauczycielkę polskiego, ale jak pomyślę sobie o innych nauczycielach, których spotkałam lub o których słyszałam, to się całą sobą śmieję. Niestety, ale takich gombrowiczowskich Bladaczek i Pimków nadal mamy całą masę.
A teraz na...