Amerykańska pisarka urodzona w Chinach. Jej ojciec był dyrektorem w Sutton w szkole dla dziewcząt i podróżował po Chinach w ramach wykonywania swoich obowiązków misyjnych. Rodzina Womeldorf mieszkał w chińskiej dzielnicy. Gdy Katherine miał pięć lat, rodzina została zmuszona do opuszczenia Chin podczas japońskiej inwazji w 1937 roku i przeniosła się do Richmond w stanie Wirginia. Krótko potem znów wrócili, tym razem do Szanghaju. W 1940 roku rodzina została zmuszona do ucieczki ponownie, tym razem do Karoliny Północnej.
Czterema ze swoich książek opublikowanych w latach 1975-1980 zdobyła dwa medale Newbery'ego i dwa National Book Award. Za "trwały wkład do literatury dziecięcej" zdobyła Biennale Hans Christian Andersen Award oraz Astrid Lindgren Memorial Award. Swedish Arts Council w 2006 roku przyznała jej największą nagroda pieniężna w literaturze dziecięcej.http://www.terabithia.com/index.html
Książka dla dzieci i dla młodszej młodzieży. Piękna i smutna historia o życiu na peryferiach społeczności, odrzuceniu, budowaniu przyjaźni, odkrywaniu siebie i śmierci. Katherine Paterson w niezwykle wrażliwy sposób pokazała, jak traumatycznym przeżyciem jest śmierć przyjaciela, szczególnie w wieku młodzieńczym.
Bardzo wzruszająca i potrzebna lektura.
Książka odmienna od tych, które zazwyczaj są pisane dla dzieci. Rzeczywista, aż do bólu. Opowiada historię chłopaka mieszkającego gdzieś na wsi. Takiego, który ma swoje obowiązki, między innymi dojenie krowy, utrapienia, czyli młodsze i starsze siostry oraz ambicje - chce być najszybszym biegaczem w swoim roczniku. I gdy już wydaje się, że jego ciężka praca wyda spodziewane efekty, zjawia się ona - Leslie. Dziewczyna. Stanie się jego przyjacielem i przewodnikiem po świecie fantazji. Razem stworzą wyimaginowaną krainę, którą nazwą Terabithia. Wydawać by się mogło, że to wspaniała opowieść. Tymczasem dotyczyć będzie śmierci jednego z głównych bohaterów. I nie to jest w niej najtrudniejsze, lecz to jak w niewielkim stopniu czytelnik się tym wydarzeniem przejmuje. Opowieść napisana jest suchym językiem. Nie zżywamy się z postaciami, nie przejmujemy ich losem. Kolejne przygody opisane są ogólnikowo. Piękny, mądry pomysł, który został zaprzepaszczony. Szkoda.