-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński1
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel1
-
ArtykułyMagdalena Hajduk-Dębowska nową prezeską Polskiej Izby KsiążkiAnna Sierant2
Biblioteczka
2020-11-13
2018-04-12
2018-03-20
"Dżuma" Alberta Camusa jest powieścią z parabolą, alegoryczną i z mottem - i wszystkich tych rzeczy czytelnik dowie się na lekcjach języka polskiego.
Ale dla mnie nie to się liczy.
Bo owszem przesłanie jest mądre i ciekawe, można wyciągnąć z tej książki masę różnych cytatów, ale przesłanie powieści nie jest na równym poziomie z wykonaniem.
Lektura "Dżumy" była trudniejsza od innych lektur właśnie przez to, że napisana jest nudnym, mało plastycznych językiem. Zdania są toporne i często można się pogubić o co w danej chwili chodzi, kto jest kto itd., ponieważ zaczyna się już przysypiać.
Lektura idealna na sen.
"Dżuma" Alberta Camusa jest powieścią z parabolą, alegoryczną i z mottem - i wszystkich tych rzeczy czytelnik dowie się na lekcjach języka polskiego.
Ale dla mnie nie to się liczy.
Bo owszem przesłanie jest mądre i ciekawe, można wyciągnąć z tej książki masę różnych cytatów, ale przesłanie powieści nie jest na równym poziomie z wykonaniem.
Lektura "Dżumy" była trudniejsza...
2018-02-26
"Inny świat" Gustawa Herlinga-Grudzińskiego to zdecydowanie książka wyjątkowa, bo trudno ją zignorować i nie daje później spokoju, ale też jest najcięższą z dotychczasowych lektur szkolnych, jakie musiałam przeczytać.
Przetykałam więc ją innymi książkami i brnęłam przez połowę powieści przez miesiąc, a później musiałam drugą połowę przeczytać w dwa dni.
"Inny świat" to świadectwo walki o człowieczeństwo więźniów obozów sowieckich. Herling'Grudziński spisując własne doświadczenia i obserwacje wykonał kawał trudnej, ale dobrej roboty. Choć książkę czyta się wyjątkowo trudno, to styl jest ciekawy.
Zresztą jest to po prostu książka ważna, bo prawdziwa. I ważna, bo rzetelna.
"Inny świat" Gustawa Herlinga-Grudzińskiego to zdecydowanie książka wyjątkowa, bo trudno ją zignorować i nie daje później spokoju, ale też jest najcięższą z dotychczasowych lektur szkolnych, jakie musiałam przeczytać.
Przetykałam więc ją innymi książkami i brnęłam przez połowę powieści przez miesiąc, a później musiałam drugą połowę przeczytać w dwa dni.
"Inny świat" to...
2018-01-09
"Zdążyć przed Panem Bogiem" Hanny Krall to połączenie wywiadu z reportażem o Marku Edelmanie - ostatnim przywódcy powstania w getcie warszawskim.
I przy okazji lektura szkolna, za której przeczytanie wzięła się prawie cała moja klasa, a jedna z koleżanek, która zaczęła czytać przede mną, stwierdziła nawet, że jest fajnie napisana. Innymi słowy: sukces.
Mówiąc szczerze nie czytałam tej książki zbyt chętnie. Nie lubię tematyki II wojny światowej, bo zwykle robi mi się niedobrze. Od szczegółowych opisów operacji na żywym sercu, także robi mi się niedobrze(o oglądaniu to nawet nie ma mowy).
A właśnie z tematyki wojny(a dokładniej powstania i życia w getcie) oraz operacji(przeprowadzanych przez zespół lekarzy, do których zaliczał się Edelman) składa się ta książka.
Była więc to dla mnie trudna do zniesienia lektura. Fakt ten wcale nie oznacza, że mi się nie podobała. Jest bardzo dobrze napisana.
Szczegółowość pisarki doceniam z całego serca. Dokopywała się naprawdę skutecznie i wszystkie słowa Marka Edelmana starała się zestawić z rozmowami z innymi zainteresowanymi.
W dodatku puenta, zakończenie, ostatnie zdania książki miały dla mnie bardzo mocny wydźwięk. To było świetne wytłumaczenie przeskoków, które tak mnie dekoncentrowały podczas lektury.
A największą gratkę miałam z przejścia z książki wprost do internetu i wykopywaniu kto, co i jak.
Niestety o Elżbiecie Chętkowskiej i Adze Żuchowskiej nie znalazłam nic poza odwołaniami do lektury. Znalazłam jedynie notkę o Janie Molu(w książce nazywano go Profesorem).
"Czego boi się Profesor?(...)Boi się, że koledzy powiedzą: on eksperymentuje na człowieku"
I wiecie jakie jest pierwsze zdanie na temat Jana Mola, które można przeczytać na Wikipedii?
"Jan Witold Moll – kardiochirurg, jako pierwszy w Polsce podjął próbę – nieudaną – operacji przeszczepu serca"
A więc to czego się bał, jak widać się ziściło.
Wszystkie udane operacje, uratowane życia - przestały mieć jakąkolwiek wartość wobec jednej porażki.
Wracając do samej lektury - bardzo solidna.
Jeszcze parę słów o Marku Edelmanie i jego rozmówcach.
Mężczyzna zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie, tak w książce, jak i w wywiadzie udzielonym i nagranym pod koniec życia.
W moim odczuciu miał bardzo mądre spostrzeżenia i sporo racji.
Co do Hanny Krall i dwóch panów z nagrania - dlaczego oni mu zadawali tak idiotyczne pytania!? Naprawdę rozumiem jego irytację. Nie zadawali pytań, które okazywałyby szacunek dla Edelmana i poległych, tylko wypytywali go, jakby pytali o wydarzenia z obejrzanego filmu.
I to tyle
Tym razem naprawdę
Polecam
"Zdążyć przed Panem Bogiem" Hanny Krall to połączenie wywiadu z reportażem o Marku Edelmanie - ostatnim przywódcy powstania w getcie warszawskim.
I przy okazji lektura szkolna, za której przeczytanie wzięła się prawie cała moja klasa, a jedna z koleżanek, która zaczęła czytać przede mną, stwierdziła nawet, że jest fajnie napisana. Innymi słowy: sukces.
Mówiąc szczerze nie...
2017-12-10
Nie przeczytałam do końca i pewnie tego nie zrobię.
Miałam obowiązek przeczytać cztery opowiadania, przeczytałam pięć i chyba było to dla mnie o trzy za dużo. Przeczytałam jeszcze, jako tako, ale gdy musiałam jedną ze scen opisać na sprawdzianie, to o mało nie zwymiotowałam.
Są to jednak bardzo dobrze napisane opowiadania i podoba mi się styl Tadeusza Borowskiego, chętnie przeczytałabym coś nie związanego z obozami w jego wykonaniu, ale chyba nie znajdę.
"Pożegnanie z Marią" jest pięknie i poetycko napisane, a chociaż tytuł sugeruje, jak ma się skończyć, to na koniec naprawdę jest "bum".
"Chłopiec z Biblią" to opowiadanie, które przeczytałam z rozpędu. Jest króciutkie i bardzo trudne w przetrawieniu.
O pozostałych trzech nie będę nic pisała. Przeczytałam i to wyczerpało moje siły całkowicie.
"Dzień na Hermenzach"
"Proszę Państwa do gazu"
"U nas w Auschwitzu"
Nie przeczytałam do końca i pewnie tego nie zrobię.
Miałam obowiązek przeczytać cztery opowiadania, przeczytałam pięć i chyba było to dla mnie o trzy za dużo. Przeczytałam jeszcze, jako tako, ale gdy musiałam jedną ze scen opisać na sprawdzianie, to o mało nie zwymiotowałam.
Są to jednak bardzo dobrze napisane opowiadania i podoba mi się styl Tadeusza Borowskiego, chętnie...
2017-10-27
To piękne i groteskowe!
To istna parodia lektury szkolnej, omawiania lektury szkolnej, nauczycieli i szkoły!
Mam obecnie cudowną nauczycielkę polskiego, ale jak pomyślę sobie o innych nauczycielach, których spotkałam lub o których słyszałam, to się całą sobą śmieję. Niestety, ale takich gombrowiczowskich Bladaczek i Pimków nadal mamy całą masę.
A teraz na poważnie:
"Ferdydurke" Witolda Gombrowicza to powieść w każdym calu wyjątkowa. Czyta się ją niesamowicie, jak gdyby cały świat odbił się w krzywym zwierciadle. Momentami wprawdzie męczy i trzeba się oderwać, wrócić do codzienności, aby się całkowicie nie pogubić w świecie "pupy, łydki, gęby" i zwariowanych dialogów pomiędzy bohaterami.
Fabuła jest tak pokręcona, że przeszła już do legend uczniowskich, a jej fragmenty są cytowane zupełnie nieświadomie przez młodszych(jeszcze przed) i całkowicie świadomie(ze złośliwych uśmiechem i cieniem szyderstwa) przez starszych.
Myślę, że akurat przed tą lekturą uciekać nie należy, a wręcz przeciwnie - pozytywnie i z dystansem do niej podejść, a można być mile zaskoczonym.
Tym razem szczerze polecam bez patrzenia na fakt, że lektura, więc przeczytać każdy...
No i wiecie, uczynienie tej książki szkolną lekturą obowiązkową(z gwiazdką!!!) i nakazanie czytania jej uczniom i wtaczania im w głowy, jak mądra jest to książka, po tym jak poprzednie trzy lata nauczania spędziło się na wbijanie tym uczniom do głów, że "Słowacki wielkim poetą był"...
To piękne i groteskowe!
To istna parodia lektury szkolnej, omawiania lektury szkolnej, nauczycieli i szkoły!
Mam obecnie cudowną nauczycielkę polskiego, ale jak pomyślę sobie o innych nauczycielach, których spotkałam lub o których słyszałam, to się całą sobą śmieję. Niestety, ale takich gombrowiczowskich Bladaczek i Pimków nadal mamy całą masę.
A teraz na...
2017-10-01
W ramach lektury obowiązkowej miałam przeczytać opowiadanie "Sklepy cynamonowe" ze zbioru opowiadań "Sklepy cynamonowe" Bruno Schulza.
Ponieważ jak widać jest to skomplikowane zadanie, to nie bardzo wiedziałam co mam przeczytać.
Przeczytałam opowiadanie i będąc nim zachwycona, zaintrygowana i oczarowana, postanowiłam na wszelki wypadek przeczytać wszystkie(na wypadek, gdyby jednak było trzeba), zrezygnowałam przy "Nawiedzeniu". Resztę przejrzałam, przekartkowałam i zrezygnowałam.
Te jedne, pojedyncze opowiadanie jest niesamowite. Poczułam się jakbym miała z powrotem sześć lat i ożyły wspomnienia moich własnych dziecięcych przygód(choć bohater opowiadania zdaje się mieć lat paręnaście).
Wszystko widziałam, jakbym tam była.
Aż zamarzyło mi się zobaczyć jakąś animację na podstawie tej historyjki!
Ale reszta była dla mnie zbyt pokręcona, bym w to brnęła. I momentami niesmaczna. Więc zrezygnowałam,
ale do "Sklepów cynamonowych" będę wracała.
To pierwsza lektura szkolna od czasu "Wesela", która mi się spodobała i pierwsza, która mnie porwała od czasu nie mam pojęcia jakiej, chyba od "W pustyni i w puszczy" albo "Opowieści z Narnii".
A więc jak najbardziej - POLECAM
W ramach lektury obowiązkowej miałam przeczytać opowiadanie "Sklepy cynamonowe" ze zbioru opowiadań "Sklepy cynamonowe" Bruno Schulza.
Ponieważ jak widać jest to skomplikowane zadanie, to nie bardzo wiedziałam co mam przeczytać.
Przeczytałam opowiadanie i będąc nim zachwycona, zaintrygowana i oczarowana, postanowiłam na wszelki wypadek przeczytać wszystkie(na wypadek, gdyby...
2017-05-31
Żeromskiemu mówię: nie!
"Przedwiośnie" miało szansę być dobrą powieścią polityczną, gdyby:
a) autor nie umieścił w niej jej głównego bohatera(ponownie, tą samą propozycję wysunęłam przy "Ludziach bezdomnych")
b) darował sobie paplaninę ojca głównego bohatera o szklanych domach(tak, ogarnęłam po co ta gadka, ale więcej złego niż dobrego wywołała(główne zło polega na tym, że musiałam to czytać))
c) darował sobie próbę opisywania kobiet i jakichkolwiek wątków miłosnych, bo tak żałosnych postaci i romansu od dawna nie spotkałam(już Zosia miała więcej charakteru od tych trzech razem wziętych(nawet dodając te z "Ludzi bezdomnych"). Dochodzę do wniosku, że facet próbował zrozumieć kobiety(jak wielu przed nim i po nim), ale poszedł w bardzo złym kierunku i spłaszczył je do granic możliwości.
Wyciąć to wszystko i byłoby całkiem dobrze. Początek powieści, czyli przedstawienie rodziców Cezarego, rewolucji w Baku i początki państwa polskiego złożyłyby się w coś godnego uwagi.
A tak mamy młokosa, którego nie tylko nie da się lubić, ale wręcz chciałoby się zatłuc za głupotę i durne przeświadczenie o głupocie wszystkich innych. Smarkacz uważa, że ma we wszystkim słuszność, nie mając jednocześnie żadnych absolutnie określonych poglądów i huśtając się jak szmatka na wietrze. Ciska się, rzuca na ślepo, chce działać, ale właściwie nie ma pomysłu jak(identycznie jak Judym).
Dochodzę do wniosku, że Żeromski kompletnie nie potrafi tworzyć postaci. Te, które do mnie przemawiały, były ograniczone w historii do absolutnego minimum. Za to, te których lubić po prostu nie mogłam(znieść nie byłam w stanie) rozpanoszyły się w powieści zupełnie bez potrzeby.
Teraz przyjdzie czas na omawiane tego "dzieła" na lekcjach polskiego...
To smutne, biorąc pod uwagę jak wiele jest naprawdę świetnych powieści polskich.
PS: Jestem również po lekturze opracowania, przymontowanego do mojego wydania książki. I zastanawia mnie etyka wynikająca z ich pisania. Otóż w przedziałce o charakterystyce postaci zostało napisane: "Śledząc spotkania(...), zapłonęła zazdrością i nie wahała się otruć rywalkę. Okazała przy tym niebywały spryt, ponieważ niczego jej nie udowodniono." - bardzo mnie ten fragment fascynuje, ponieważ nigdzie w powieści nie zostało powiedziane wprost: ona zabiła. Z treści wynika raczej, że sprawa nie była wyjaśniona. Równie dobrze bohaterka mogła otruć się sama lub zatruć przez przypadek. Czy opracowanie może interpretować wprost coś, co nie jest pewne???
Żeromskiemu mówię: nie!
"Przedwiośnie" miało szansę być dobrą powieścią polityczną, gdyby:
a) autor nie umieścił w niej jej głównego bohatera(ponownie, tą samą propozycję wysunęłam przy "Ludziach bezdomnych")
b) darował sobie paplaninę ojca głównego bohatera o szklanych domach(tak, ogarnęłam po co ta gadka, ale więcej złego niż dobrego wywołała(główne zło polega na tym, że...
2017-04-25
Czytając "Ludzi bezdomnych" doczytałam w przypisie, że Stasia Bozowska wspomniana przez Podborską jest bohaterką nowelki "Siłaczka" również autorstwa Żeromskiego. Oczywiście musiałam, więc to sprawdzić, miałam nadzieję na jakieś uszczegółowienie, któregoś z licznych napoczętych, a nie uściślonych wątków z pamiętnika Joasi.
Niestety, tak jak mętne były przemyślenia bohaterki "Ludzi bezdomnych" tak i mętna jest "Siłaczka". - Szczegółów brak.
Do nowelek Młodej Polski mam raczej pozytywne uczucia, ale ta mnie zawiodła. Znowu były "liście" i nic poza tym. A szkoda. Żeromski potrafi zacząć, zaciekawić i porzucić wątek przed jakimkolwiek rozwinięciem - i z tych umiejętności skwapliwie korzysta.
Aby połapać się w treści obu ostatnich pozycji tego autora, musiałam wziąć się w karby z opracowaniami, aby dowiedzieć się o co w ogóle chodziło.
Wyszło więc na to, że nowelka ma 20 stron, ale drugie tyle przeczytałam o niej - trochę chore.
"Siłaczkę" traktuję jako lekturę uzupełniającą i nie oceniam.
Czytając "Ludzi bezdomnych" doczytałam w przypisie, że Stasia Bozowska wspomniana przez Podborską jest bohaterką nowelki "Siłaczka" również autorstwa Żeromskiego. Oczywiście musiałam, więc to sprawdzić, miałam nadzieję na jakieś uszczegółowienie, któregoś z licznych napoczętych, a nie uściślonych wątków z pamiętnika Joasi.
Niestety, tak jak mętne były przemyślenia...
2017-04-18
Przygodę uważam za zakończoną, ponieważ sprawdzian zaliczyłam. Ku swojemu zdziwieniu zostałam również poinformowana na lekcji, że owa powieść ma jakiś tam wymiar symboliczny...
A więc przedstawiam Państwu powieść Stefana Żeromskiego o... LIŚCIACH.
Tak, właśnie o liściach.
Początek, rozwinięcie i zakończenie polega na ciągłym opisywaniu liści.
Odkąd dobrnęłam do mniej więcej połowy "Ludzi bezdomnych" zaczęłam stwierdzać u siebie objawy alergii na słowo "liście". To jakaś masakra.
Dodatkowo mam ochotę przepisać tę powieść(a tak dokładniej ją skrócić). Otóż osobiście uważam, że niezwykle mądrym posunięciem ze strony autora byłoby 100% wycięcie z historii wszelkich wzmianek o doktorze Judymie i uroczej pannie Podborskiej(której imię cały czas ulatuje mi z głowy), występujących czy to razem czy osobno.
Jakby tak wyciąć wszystkie te liście i (niestety)głównych bohaterów, to zostałyby opisy stosunków panujących w środowisku lekarskim Warszawy końca XIX wieku, krótkie opisy ówczesnych fabryk i życia biedoty(które już u Prusa były) oraz rzut na powstawanie i funkcjonowanie Cisów wraz z opisem tamtejszych stosunków towarzyskich(uwielbiam panów zawiadujących owym uzdrowiskiem, szczególnie Krzywosąda). I w takim wydaniu powieść tę przeczytałabym z ochotą i sporą przyjemnością.
Tak, gdyby była to powieść wyłącznie o Cisach i tamtejszych inwestorach, byłby to kawał dobrej lektury. A tak, tylko zmarnotrawiony czas...
Powieści tej nie polubiłam. Stanowczo wolę Żeromskiego w nowelkach.
Przygodę uważam za zakończoną, ponieważ sprawdzian zaliczyłam. Ku swojemu zdziwieniu zostałam również poinformowana na lekcji, że owa powieść ma jakiś tam wymiar symboliczny...
A więc przedstawiam Państwu powieść Stefana Żeromskiego o... LIŚCIACH.
Tak, właśnie o liściach.
Początek, rozwinięcie i zakończenie polega na ciągłym opisywaniu liści.
Odkąd dobrnęłam do mniej...
2017-01-30
Podoba mi się i mi się nie podoba.
Dobrze mi się czytało i źle mi się czytało.
Uważam, że jest dobra, uważam, że jest zła.
Moje odczucia są sprzeczne.
I nie wiem co powiedzieć.
Więc zacznę od tego, że współczuję Jadwidze Rydlowej gości(tego JEDNEGO gościa) na weselu i jej mężowi, że pewnie przez resztę życia, po premierze tego nieszczęsnego dramatu, słuchał narzekań żony na Wyspiańskiego.
Współczuję.
Nie żeby reszta towarzystwa nie została przez pisarza skrzywdzona, bo odmalował ich naprawdę przeróżnie.
Ogólnie rzecz biorąc, wychodzę z założenia, że "Wesele" i wszystkie inne dramaty nie nadają się do czytania. Z tego jednego powodu, że nie pisano ich do czytania, ale do grania i oglądania. Grający oczywiście muszą tekst znać, ale sami sobie taką dolę wybierają, ale czemu ja? Czemu ja muszę czytać coś co do czytania się nie nadaje? Skoro od lat jest film!?
Kochane Ministerstwo Edukacji do Was te pytanie jest skierowane.
Dlaczego zmuszacie Nas uczniów do mordęgi przy czytaniu sztuk teatralnych? Na świecie jest tyle powieści.
Dlaczego nie możemy obejrzeć sztuki na deskach teatru, a potem omówić na lekcji przy użyciu tekstu albo obejrzeć filmu w ramach pracy domowej zamiast marnotrawić czas na czytanie czegoś, czego nie zrozumiemy bez opracowania grubszego od samej lektury.
Należałoby wspomnieć, że dziś odbyła się pierwsza lekcja na temat "Weselu", która odbyła się w formie dialogu między nauczycielką i moją światłą osobą(światłą, gdyż wiedziałam o czym mówi nauczycielka i odpowiadałam na jej wszystkie pytania, gdyż nikt inny nie zabierał głosu bez bezpośredniego do niego pytania, gdyż nikt lektury(poza moją światłą osobą) nie przeczytał).
"Wesele" czytałam z oporem i uporem, mozolnie, ale ciągle - trochę to potrwało.
Myślę, że się opłacało
Podobało mi się.
Akt I jest najlepszy. Z uśmiechem czytałam rozmowy między poszczególnymi postaciami. Rozmowy przeróżne. Jedni mówią o polityce, inni o miłości. Jedni flirtują, drudzy się kłócą. Jedni flirtują, inni załatwiają interesy. Jedni rozumieją się świetnie, drudzy nie potrafią znaleźć wspólnego języka. Niektórzy wzbudzali we mnie sympatię, a co poniektórzy irytację.
Z przyjemnością czytałam sceny flirtów poety z Maryną, a później jego dwuznaczne rozmowy z Rachel.
A największą radość wzbudziło we mnie odnalezienie fragmentów, które śpiewał Marek Grechuta w piosence(a jakżeby inaczej) "Wesele".
Akt II podobał mi się mniej. Duchy, zjawy i upiory, aż chciałoby się krzyknąć: To już było! i rzucić w autora wszystkimi wkurzającymi powiastkami romantyków.
Ale coś w tym było. Wyspiański rzuca się w patriotyczną fantastykę i stawia przed czytelnikami postacie z głębi dziejów. Wernyhora, Stańczyk, Szela, Branicki, Zawisza. Nie powiem, nietypowy dobór postaci. A ja lubię wyszukiwać ciekawostki, więc wczytałam się trochę w ciocię Wikipedię(czasem więcej czasu mi zajmuje czytanie o książce niż czytanie książki - tym razem również tak było). Same rozmowy są frasujące, ale ich podwójne dno dopiero przede mną(czas na lekcje "co autor miał na myśli").
Akt III nie podobał mi się, oprócz tańca Chochoła. I tu następuje moment, kiedy akcja zwalnia(na rzecz kaca bohaterów) i przyśpiesza w zawrotnym tempie. A ja myślę: Czemu ja to czytam, powinnam to widzieć! oglądać! czemu ja to muszę czytać?
Trzeba odnowić znajomość z Wajdą.
Podsumowując: Nie, to nie jest do czytania! Ale mi się podobało.
A jak jeszcze zaczęły mi różne fragmenty wskakiwać w odpowiednie miejsca i zaczęłam wyłapywać nawiązania do "Wesela" w tylu znanych i kochanych przeze mnie utworach, to się rozpłynęłam.
Jeśli jesteście jeszcze przed: to proszę przebrnijcie, warto! Chociażby przez pierwszy akt, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. Bo to historia o ludziach.
Podoba mi się i mi się nie podoba.
Dobrze mi się czytało i źle mi się czytało.
Uważam, że jest dobra, uważam, że jest zła.
Moje odczucia są sprzeczne.
I nie wiem co powiedzieć.
Więc zacznę od tego, że współczuję Jadwidze Rydlowej gości(tego JEDNEGO gościa) na weselu i jej mężowi, że pewnie przez resztę życia, po premierze tego nieszczęsnego dramatu, słuchał narzekań żony...
2015-10-11
2015-11-13
Rozumiem historię, tragizm utworu i jego znaczenie.
Aczkolwiek nadal nie rozumiem czemu zmusza się mnie do czytania książek napisanych przez narkomanów(choć zdaję sobie sprawę, że to pojęcie w romantyzmie nie istniało).
Chciałabym nie polecić, ale co ja poradzę na to, że i tak nie ma znaczenia moje polecanie bądź nie, bo to lektura, więc przeczytać każdy musi.
Rozumiem historię, tragizm utworu i jego znaczenie.
Aczkolwiek nadal nie rozumiem czemu zmusza się mnie do czytania książek napisanych przez narkomanów(choć zdaję sobie sprawę, że to pojęcie w romantyzmie nie istniało).
Chciałabym nie polecić, ale co ja poradzę na to, że i tak nie ma znaczenia moje polecanie bądź nie, bo to lektura, więc przeczytać każdy musi.
2016-01-20
Ma swój urok - przyznaję. Chociaż przez większą część byłam obrażona, że muszę to czytać, głównie z powodu wielkiej niechęci do Mickiewicza, ale i opisów. O co chodzi? Akcja, zbliża się bitwa, a tu nagle na stron kilka pan Mickiewicz rzuca opis jeziora, bo się pan Hrabia rozmarzył - i jak się nie wściekać?
To prawda, że powieść(?) jest napisana pięknym językiem, który robi wrażenie, ale niestety szczegółowość autora jest na dzień dzisiejszy nieznośna. Wiem, że w tamtym czasie ważne było zachowanie polskości, zwłaszcza wspomnienia dla emigrantów były ważne, ale czy koniecznie trzeba było opisywać wszystkie grzyby po kolei?
Punkt następny - postacie. W szczególności irytowali: Robak i Telimena. Postać księdza była nieznośna. Nie dość, że mężczyzna na każdym kroku wygłaszał swoje oracje o Napoleonie i konieczności powstania, to na dodatek robił z siebie na siłę boleśnie cierpiącego. Telimena natomiast zaskakuje swoją głupota i płytkością(tak na marginesie, ciekawa jestem rozmiarów jej biurka, bo zdaje się, że miała tam wszystko co kiedykolwiek człowiek wytworzył). Tadeusz i Zosia to postacie, które można właściwie pominąć milczeniem - nic prawie nie mówią, ich miłość to "dwa razy w oczy spojrzeć", a w dodatku są niestrawni jak flaki z olejem.
Poza tym szlachta polska przedstawia się ze swej najgorszej strony, co było nawet zabawne. Z całego serca polubiłam wykłady Sędziego i Wojskiego, a Gerwazy wzbudził moją wielką sympatię(więcej takich ludzi, proszę). Jednak moje szczególne zainteresowanie poszło w kierunku Hrabiego. To postać w 100% zrozumiała, jego oburzenie, zachwyt, miłość - całkowicie autentyczne. Zauroczenie Zosią, po czym krzyczenie na siebie w myślach za głupotę - wspaniałe. W dodatku to jedyna osoba, która byłaby chyba zdolna do poskromienia Telimeny(gdyby dała szansę).
Dobra, jak ja się cieszę, że już skończyłam.
W tym miejscu zwykle zamieszczam "polecam" albo "nie polecam", no ale lektura, wiecie;)
Ma swój urok - przyznaję. Chociaż przez większą część byłam obrażona, że muszę to czytać, głównie z powodu wielkiej niechęci do Mickiewicza, ale i opisów. O co chodzi? Akcja, zbliża się bitwa, a tu nagle na stron kilka pan Mickiewicz rzuca opis jeziora, bo się pan Hrabia rozmarzył - i jak się nie wściekać?
To prawda, że powieść(?) jest napisana pięknym językiem, który robi...
2016-03-01
"Balladyna" jest jedną z moich ulubionych lektur z gimnazjum, jednym z nielicznych dramatów, które uważam za warte przeczytania i jednym, z zaledwie trzech znanych mi dzieł epoki romantyzmu(obok "Reduty Ordona" i "Pani Twardowskiej"), które naprawdę lubię i cenię.
Czy zatem dziwi fakt, że bardzo, ale to bardzo zawiodłam się na "Kordianie"? Chyba miałam prawo oczekiwać czegoś, co najmniej równego pod względem jakości?
Co dostałam zamiast tego? Żałosną historię smarkacza, który nie wie co zrobić ze swoim żałosnym żywotem.
Począwszy od aktu I, w którym Kordian chybia strzelając sobie w głowę, poprzez akt II w którym bohatera gna po całym świecie i co drugą stronę zmienia się miejsce akcji, a skończywszy na ostatniej scenie aktu III, kiedy strzela w niego kto inny, ale nie wiadomo czy trafia - ta historia jest nie do wytrzymania irracjonalnie naiwna i zwyczajnie nudna. Jedynie "przygotowanie" jest na wysokim poziomie, więc łudziłam się, że po nim nastąpi równie dobra historia, ale nadzieja nadzieją, a rzeczywistość...
Naprawdę zaskakuje fakt, że "Balladyna" i "Kordian" zostały napisane przez tego samego poetę i to w dodatku w prawie tym samym czasie. Przepaść między nimi jest szeroka jak Amazonka.
"Balladyna" jest jedną z moich ulubionych lektur z gimnazjum, jednym z nielicznych dramatów, które uważam za warte przeczytania i jednym, z zaledwie trzech znanych mi dzieł epoki romantyzmu(obok "Reduty Ordona" i "Pani Twardowskiej"), które naprawdę lubię i cenię.
Czy zatem dziwi fakt, że bardzo, ale to bardzo zawiodłam się na "Kordianie"? Chyba miałam prawo oczekiwać...
2016-12-07
Zatrzymałam się na wizycie Rodiona u Soni i nie mam już sił, aby dalej to czytać!
Sprawdzian odklepany(5-), omawianie na lekcjach skończone, tylko jeszcze referat odpukać, a zakończenie znane i jako tak pojęte.
Potwornie się wynudziłam przy zbrodni i karach Raskolnikowa, wbrew obiegowej opinii książka nie wydała mi się ani trochę emocjonująca. Postacie mnie denerwują(z wyjątkiem uroczego Razuchimina, który zdecydowanie podbił moje serce), akcja męczyła, a język i styl nawet nie mieszczą się w ocenie.
Powieść nie wpasowuje się w żaden konkretny gatunek, a łączy ich kilka z niepowodzeniem, bo jako:
- kryminał nie jest kryminałem, bo nie ma żadnej tajemnicy, zagadki, niejasności;
- romans - miłość jest, ale nie w takiej mierze jakiej się po takim gatunku by oczekiwało
- powieść grozy - tu by się coś znalazło, ale dość mało
- powieść psychologiczno-społeczna - jest nią najpełniej, z punktu widzenia jednostki widzimy Petersburg i jego mieszkańców, ich reakcje wobec popełnionej zbrodni i mamy portret wewnętrzny zbrodniarza przed, w trakcie i po popełnionym uczynku. I jest to tak rozwleczone, że brnęłam przez to jak poprzez dwumetrowe śniegi.
Nie dałam rady, może z powodu poprzedniej czytanej przeze mnie powieści o podobnym dość temacie("Pokuta" i spędzone nad nią dwa miechy), ale także dlatego, że temat mnie nie wciągnął, nie odczuwałam żadnych emocji przy czytaniu tej pozycji, więc zrezygnowałam.
Może kiedyś jeszcze wrócę, choć wątpię:(
Zatrzymałam się na wizycie Rodiona u Soni i nie mam już sił, aby dalej to czytać!
Sprawdzian odklepany(5-), omawianie na lekcjach skończone, tylko jeszcze referat odpukać, a zakończenie znane i jako tak pojęte.
Potwornie się wynudziłam przy zbrodni i karach Raskolnikowa, wbrew obiegowej opinii książka nie wydała mi się ani trochę emocjonująca. Postacie mnie denerwują(z...
Uwielbiam Astrid Lindgren, ale cieszę się, że "Dzieci z Bullerbyn" nie były jej pierwszą powieścią, z którą się zapoznałam, bo uważam ją za najsłabszą z tych, które czytałam(a przeczytałam całkiem sporo).
O wiele bardziej polecam przygody Pipi, Madiki albo "Ronja, córka zbójnika", czy moje najulubieńsze "Bracia Lwie Serce".
Uwielbiam Astrid Lindgren, ale cieszę się, że "Dzieci z Bullerbyn" nie były jej pierwszą powieścią, z którą się zapoznałam, bo uważam ją za najsłabszą z tych, które czytałam(a przeczytałam całkiem sporo).
O wiele bardziej polecam przygody Pipi, Madiki albo "Ronja, córka zbójnika", czy moje najulubieńsze "Bracia Lwie Serce".
Nie bardzo rozumiem, po co czytać coś, co do czytania nie jest. Jak dla mnie dramat pisany jest po to, aby go oglądać(jak scenariusz). Więc czytać po co?
A "Tango" Mrożka jest super. Uśmiałam się.
Przeurocze(choć tragiczne) kreacje bohaterów i świetne dialogi.
Polecam
Nie bardzo rozumiem, po co czytać coś, co do czytania nie jest. Jak dla mnie dramat pisany jest po to, aby go oglądać(jak scenariusz). Więc czytać po co?
Pokaż mimo toA "Tango" Mrożka jest super. Uśmiałam się.
Przeurocze(choć tragiczne) kreacje bohaterów i świetne dialogi.
Polecam