-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2021-03-28
2021-05-04
2021-04-20
4/10
Zachwalany przez wielu "Woyzeck" jest dla mnie totalnym nieporozumieniem, wyraźnie miałem zbyt wysokie oczekiwania, ale chyba ciężko mi się dziwić. Przede wszystkim zamiast spodziewanego dramatu z osobliwym, kafkowskim klimatem dostałem zaledwie zarys właściwego dramatu.
Niby są tu prowadzone dwutorowo dwa wątki (Woyzecka i jego żony), ale prowadzone tak szybko, że sceny zmieniają się w ekspresowym tempie i zanim czytelnik zdąży mniej więcej zrozumieć jej znaczenie, zaczyna się następna. Dialogi są zupełnie nijakie i ciężkie do czytania, mogę to policzyć na karb tłumaczenia, ale raczej to wina szkicowości całego "Woyzecka". Nie kupuję (na ile ją zrozumiałem) wymowy dramatu, bo opresyjność armii i doktora (sic!) jest wręcz śmieszna i nie wiem skąd wynikała infantylność bohatera. Wobec tego zbrodnia też nie szokuje, a gniew, że ktoś położył łapę na mojej własności, to raczej niezbyt ciekawy motyw morderstwa. Zastanawia mnie też przynależność gatunkowa - ani to dramat naturalistyczny, ani romantyczny, ani nic pomiędzy.
Jeśli to ma być jedno z najbardziej cenionych dzieł niemieckiego dramatu XIX wieku, to zastanawiam się na jak niskim poziomie musi być ta dramaturgia. Cóż, nie chcę uchodzić za wielkiego znawcę, malkontenta i krytyka, ale chyba już za późno. Podejrzewam jednak że szkicowość "Woyzecka" jest pewnym atutem dla samych reżyserów teatralnych i aktorów, którzy mogą wziąć klasyczne i jako tako kojarzone dzieło, a potem przerobić je w dowolny sposób. Ale ja, jako zwykły czytelnik, żadnego potencjału tu nie widzę.
4/10
Zachwalany przez wielu "Woyzeck" jest dla mnie totalnym nieporozumieniem, wyraźnie miałem zbyt wysokie oczekiwania, ale chyba ciężko mi się dziwić. Przede wszystkim zamiast spodziewanego dramatu z osobliwym, kafkowskim klimatem dostałem zaledwie zarys właściwego dramatu.
Niby są tu prowadzone dwutorowo dwa wątki (Woyzecka i jego żony), ale prowadzone tak szybko, że...
2021-04-10
5/10
Jeśli mam oceniać całą twórczość Kleista przez jedno tylko dzieło, to po "Księciu Homburga" rozumiem dlaczego ten poeta uległ zapomnieniu i stał w cieniu wielkich figur Goethego i Schillera.
Wszystko w tym dramacie jest dość płaskie, a dialogi są niezwykle ciężkie. Z tym ostatnim może przesadzam, ale dotychczasowe doświadczenia z tragediami Goethego i Schillera nauczyły mnie, że ci niemieccy romantycy potrafili stworzyć nie tylko autentycznie brzmiące dialogi, ale za jedynie ich pomocą zbudować nastrój wybranego momentu w dziejach Europy. Kleist tego nie potrafi, bo tła historycznego w "Księciu Homburgu" równie dobrze mogłoby nie być (co wcale nie świadczy o uniwersalności dzieła). Co prawda, jest tu całkiem niezłe zarysowany typowy konflikt tragiczny pomiędzy czuciem i wiarą (tytułowy Książę) a ład i praworządność (Elektor brandenburski). Drugą opcję można utożsamiać z pruskim militaryzmem, który Kleist zdaje się w "Księciu Homburgu" krytykować. Jednakże akcja dramatu jest tak bardzo nieciekawa, a przy tym oparta na dość dziwacznych sytuacjach (m.in. Homburg zupełnie bez powodu jawę bierze za sen), że wszelki potencjał wyparowuje.
Pozostaje mi mieć nadzieję, że przynajmniej nowele Kleista będą bardziej interesujące.
5/10
Jeśli mam oceniać całą twórczość Kleista przez jedno tylko dzieło, to po "Księciu Homburga" rozumiem dlaczego ten poeta uległ zapomnieniu i stał w cieniu wielkich figur Goethego i Schillera.
Wszystko w tym dramacie jest dość płaskie, a dialogi są niezwykle ciężkie. Z tym ostatnim może przesadzam, ale dotychczasowe doświadczenia z tragediami Goethego i Schillera...
2021-03-02
7,5/10
Chyba wystarczającym powodem by sięgnąć do "Wilhelma Tella" Schillera jest chęć poznania okoliczności (jeśli nie historycznych to przynajmniej literackich) słynnego strzału z kuszy, i myślę że właśnie to kieruję sporą częścią współczesnych czytelników. Jest to jednak przede wszystkim najdojrzalsze dzieło Schillera wieńczące jego całą twórczość dramatyczną. Nie znaczy jednak, że jest to jego najlepszy utwór.
To co może czytelnika przytłoczyć w "Wilhelmie Tellu", mnie najbardziej zaciekawiło - historyczność utworu. Schiller wprowadza w tym mało scenicznym dramacie naprawdę pokaźną ilość różnorodnych postaci charakteryzujących społeczeństwo znajdującej się pod habsburskim panowaniem Szwajcarii przełomu XII i XII wieku. Schiller umiejscawia akcję nie tylko w bardzo realnych i namacalnych miejscach w Szwajcarii, ale też szeroko kreśli tło historyczne szwajcarskiego powstania. Sam Tell jest tutaj cichym bohaterem i żadnym dowódcą, ale symbolem zrywu narodowowyzwoleńczego. Choć jest tytułową i centralną postacią dramatu, według zamysłu niemieckiego poety często pojawiającym się jedynie w tle opowiadanej historii. W zasadzie to czyni dramat jeszcze ciekawszym pod względem formalnym, zwłaszcza że Schillerowi całkiem nieźle udaje się oddać psychikę Tella - wielkiego bohatera, ale nie czującego się wielkim.
Niestety pod względem czytelniczym "Wilhelm Tell" jest bardzo mało angażujący. Powstanie Szwajcarów nie budzi we współczesnym czytelniku większych odczuć, a ich sprawa mało obchodzi czytelnika, co niestety odbiera pewną dozę przyjemności z lektury. Sam utwór czyta się dobrze, choć może znużyć w pewnych momentach. Dzieło całkiem imponujące, ale zupełnie niepociągające. Pomimo tego zarzutu, warto się zapoznać.
7,5/10
Chyba wystarczającym powodem by sięgnąć do "Wilhelma Tella" Schillera jest chęć poznania okoliczności (jeśli nie historycznych to przynajmniej literackich) słynnego strzału z kuszy, i myślę że właśnie to kieruję sporą częścią współczesnych czytelników. Jest to jednak przede wszystkim najdojrzalsze dzieło Schillera wieńczące jego całą twórczość dramatyczną. Nie znaczy...
2021-03-04
6/10
Pałam pewną mimowolną i trudną do wytłumaczenia sporą sympatią do Aleksandra Puszkina, pewnie dlatego że miał całkiem ciekawe życie i właściwie od niego wywodzi się całość nowoczesnej literatury rosyjskiej, ale niestety jakoś nie potrafię zachwycić się jego twórczością, pomimo też fascynacji romantyzmem.
"Borys Godunow" jest typową tragedią romantyczną utrzymają w duchu szekspirowskim. Niestety postać tytułowego cara, choć centralna dla akcji dramatu, pozostaje wciąż gdzieś na uboczu. Choć wygłasza w sztuce kilka monologów, wydaje się być słabo zarysowany, a jego czyny średnio umotywowane. Akcja podąża przez większość czasu za postaciami magnatów Szujskiego i Puszkina (dalekiego przodka poety), niepomiernie ciekawsze od cara a nawet samozwańczego Dymitra, ale wciąż całkiem zwyczajne jak na dramat władzy. Autor całkiem udanie eksperymentuje z indywidualizacją języka postaci (wzniosły wiersz dla moskiewskiej arystokracji, proza dla postaci z ludu) ale traci to na znaczeniu gdy fabuła wydaje się być rozmyta przez szybkość zachodzących zdarzeń. Puszkin bowiem streszcza w dramacie okres prawie kilkunastu burzliwych lat z historii Rosji rozpoczynających okres tzw. Wielkiej Smuty.
To co jest jedynie warte uwagi w "Borysie Godunowie" to historiozoficzna wymowa dzieła. Puszkin nowocześnie jak na tamte czasy za siłę sprawczą w historii uznał lud, społeczeństwo i całe masy. To poparcie ludu decyduje o wyniesieniu Godunowa na carski tron, a utracenie jego względów prowadzi. Przypomina to uproszczone przemyślenia Tołstoja w późniejszej "Wojnie i pokoju". Poza tym jednak na próżno tu szukać czegokolwiek więcej, bo nawet tło historyczne jest potraktowane dość po macoszemu, choć Puszkin faktom pozostaje całkiem wierny i stara się nie upraszczać ani prezentować czarno-białą wizję świata. Nie było źle, ale wynudziłem się strasznie.
6/10
Pałam pewną mimowolną i trudną do wytłumaczenia sporą sympatią do Aleksandra Puszkina, pewnie dlatego że miał całkiem ciekawe życie i właściwie od niego wywodzi się całość nowoczesnej literatury rosyjskiej, ale niestety jakoś nie potrafię zachwycić się jego twórczością, pomimo też fascynacji romantyzmem.
"Borys Godunow" jest typową tragedią romantyczną utrzymają w...
2021-02-21
9/10
Wszyscy znają muzykę Griega do "Peer Gynta", ale samemu "Peer Gyntowi" nie poświęca się niestety wystarczającej uwagi, choć co poniektórzy zapewne czytali późniejsze dramaty Henrika Ibsena. Jest to zwieńczenie "młodzieńczej", niejako romantycznej twórczości słynnego dramatopisarza, zanim ten zabrał się za tworzenie uznanych arcydzieł w nurcie naturalizmu, ale przede wszystkim swego rodzaju norweski epos narodowy ujęty w formę dramatu romantycznego.
Pod wieloma względami "Peer Gynt" to wesoła trawestacja "Fausta" Goethego, na co wskazują m.in. liczne kryptocytaty i mniej bezpośrednie nawiązania. Nie jest to jednak przerobienie tych samych motywów co Goethe w swoim opus magnum, bowiem Ibsen zajmuje się między innymi krytyką "letniej" postawy życiowej reprezentowanej przez głównego bohatera, nieustannie unikającego działania i jasnego określania siebie by nie doprowadzić siebie do straty jakiejkolwiek okazji życiowej, w efekcie prowadząc siebie do cierpienia. Autor wdaje się także w polemikę z niemieckimi klasykami filozofii, rozważa czym jest piękno, skąd się bierze cierpienie oraz satyryzuje samych Norwegów i ich postawy, zwłaszcza nastroje ultrapatriotyczne po odzyskaniu niepodległości od Danii. Ponadto, jak zapewnia wstęp i opracowanie wydania Ossolineum, dramat porusza znacznie więcej głębokich aspektów filozoficzno-społecznych.
Problematyka "Peer Gynta" jest więc równie wzniosła i bogata co przywołany wyżej "Faust", ale dramat Ibsena, choć całkiem długi, nie cierpi na wskutek gigantomanii. Pisarz mistrzowsko operuje groteską i komizmem, które skrywają pod sobą tony tragizmu, bowiem buńczuczna postawa głównego bohatera to jedynie przykrywka ukrywająca jego nieustanny ból istnienia. Ten smutek ukryty pod wesołą i zabawną atmosferą, jaką jest "Peer Gynt" wypełniony, zdaje się doskonale oddawać ogólny charakter samych Norwegów. Ponadto Ibsen prawie całkowicie wykorzystuje tu możliwości, jakie daje pisarzowi forma dramatu romantycznego - brak podziału na sceny (zamiast tego są odsłony), poszczególne akty są nierówne, akcja swobodnie przemieszcza się od Norwegii po Maroko, oraz wykonuje gwałtowne skoki czasowe. Do tego dorzucony zostaje, zwłaszcza na początku, klimat bajkowej ludowości, całkiem realistyczny obraz norweskiej wsi, zagadkowe alegorie oraz motywy zaczerpnięte z norweskich legend.
Podejrzewam, że dzieło niestety wiele traci w przekładzie (skądinąd bardzo dobrym), ale pod prawie każdym względem "Peer Gynt" w moim odczuciu przewyższa bardziej znanego "Fausta". Przede wszystkim forma i długość dramatu nie nudzi, wręcz przeciwnie - wiersze Ibsena czyta się niezwykle przyjemnie, a pewne znużenie odczułem dopiero na sam koniec ostatniego aktu. Przygody Gynta, choć liczne, powtarzają się tylko gdy służą Ibsenowi do wykazania wewnętrznej analogii. Świetne dzieło, niezwykle niedoceniane, zdecydowanie warte przeczytania.
9/10
Wszyscy znają muzykę Griega do "Peer Gynta", ale samemu "Peer Gyntowi" nie poświęca się niestety wystarczającej uwagi, choć co poniektórzy zapewne czytali późniejsze dramaty Henrika Ibsena. Jest to zwieńczenie "młodzieńczej", niejako romantycznej twórczości słynnego dramatopisarza, zanim ten zabrał się za tworzenie uznanych arcydzieł w nurcie naturalizmu, ale przede...
2021-02-27
2021-02-26
6,5/10
Alfred de Musset, francuski romantyk, najbardziej znany jest jako poeta i ewentualnie autor jednej powieści, ale miał na swoim koncie także dramaty. "Lorenzaccio" jest jednym z nich. Jeśli jego względna rozpoznawalność i dostępność na półkach bibliotecznych idzie w parze z jakością, to w sumie całkiem średnia musi być reszta jego twórczości dramatycznej.
"Lorenzaccio" Musseta razem z "Hernanim" jest uznawany za dramat romantyczny, ale podobnie jak przy dziele Hugo jego "romantyczność" oparta jest raczej na drobnych szczegółach, niż faktycznej rewolucyjności. W ówczesnej Francji wciąż trwał zażarty spór pomiędzy klasykami a romantykami, z tego powodu obu dramatom daleko od awangardowości niescenicznych "Dziadów" czy "Fausta". "Lorenzaccio" to w zasadzie tragedia polityczna oparta o historii spisku na życie XVI-wiecznego księcia-tyrana Florencji, Aleksandra Medyceusza, w który uwikłany zostaje tytułowy bohater. Lorenzaccio ma pewien skromny rys bohatera bajronicznego, pewną buntowniczą postawę i życiowy nonkonformizm maskujące konflikt tragiczny w jego sercu. Niestety Mussetowi nie udaje się w przekonujący sposób oddać psychologii swoich postaci. Sam Lorenzaccio przez połowę dramatu pomyka gdzieś w tle, a w oczach czytelnika ważniejszy się wydaje mało emocjonujący wątek polityczny skupiony wokół antymedycejskiej opozycji. Nawet tło historyczne i koloryt lokalny, tak przecież zażarcie postulowany przez Hugo, wydają się u Musseta dość wyblakłe, choć przecież renesansowa Florencja sama w sobie była niezwykle żywym organizmem ciągle wstrząsanym wewnętrznymi niepokojami.
Wszystkie wymieniowe wyżej wady można skrócić do ogólnej nijakości, jaka cechuje ten dramat Musseta. Przed bardziej negatywną oceną powstrzymują jednak dwa aspekty. Po pierwsze dialogi, choć nierówne, mają swoje wybitne momenty. Są to zaprawdę tylko chwile, ale chwile kiedy bohaterowie posługują się wysublimowaną ironią i komicznymi porównaniami, za pomocą których wbijają szpilki w serca swoich rozmówców. Po drugie to zdecydowanie ciekawszy wątek margrabiny Cibo, zmuszonej wbrew sobie do bycia kochanką tyrana. Wiążący się z tym tragizm jest zdecydowanie lepiej zbudowany niż tragizm tytułowego Lorenza. Całkiem niezły dramat z zadatkami na coś więcej, ale zdecydowanie rozczarowujący na prawie każdym polu. Nic dziwnego, że nie przetrwał próby czasu i został prawie zupełnie zapomniany.
6,5/10
Alfred de Musset, francuski romantyk, najbardziej znany jest jako poeta i ewentualnie autor jednej powieści, ale miał na swoim koncie także dramaty. "Lorenzaccio" jest jednym z nich. Jeśli jego względna rozpoznawalność i dostępność na półkach bibliotecznych idzie w parze z jakością, to w sumie całkiem średnia musi być reszta jego twórczości...
2021-02-19
8/10
W historii francuskiego teatru "Hernani" Victora Hugo, pamiętanego przecież głównie przez pryzmat powieści, zapisał się jako wielki i gwałtowny zwrot w stronę romantyzmu i ostateczne zerwanie z klasycyzmem. Akcja dramatu toczy się na początku panowania Karola V, który jest jednym z jego bohaterów, a historia to zaczerpnięty przez Słowackiego w "Mazepie" motyw miłości trzech mężczyzn do jednej kobiety.
Choć fabułę tego dramatu "gdzieś już się widziało", ma swój szczególny czar. Hugo bardzo ciekawie żongluje znanymi motywami, porusza typowo wzniosłe tematy miłości, honoru i powinności, ale dzięki przyjemnym w odbiorze rymowanym dialogom buduje porywający klimat. Nieoczekiwana zmiana zachodząca w Don Karlosie jest może pośpieszona, ale bardzo pomysłowa, a typowo tragiczne zakończenie może autentycznie wzruszyć dzięki naprawdę ładnej wymianie zdań pomiędzy kochankami. Najogólniej mówiąc Hugo umiejętnie wyciąga szczerą i poruszającą emocjonalność z raczej nierealistycznej, nieoryginalnej teatralnej fabuły. Oryginalność i świeżość "Hernaniego" zasadza się niestety raczej na szczegółach (mieszanie stylu języka, odejście od sztywnego, nadanie kolorytu lokalnego), ale burzliwa historia wystawienia tego utworu wyjaśnia, jak mało swobody mieli ówcześnie francuscy dramaturdzy w porównaniu z poetami angielskimi, niemieckimi, polskimi czy nawet rosyjskimi.
Spodziewałem się po tym jednym z pierwszych dramatów romantycznych znacznie bardziej zdecydowanego zerwania ze wszystkimi zasadami na modłę "Dziadów" i "Kordiana" (szerokopojęta niesceniczność - brak jednolitej fabuły, urywane wątki, przeskoki czasowe i pomiędzy miejscami akcji). Pozostaje mi liczyć, że dramaturgia Victora Hugo w kolejnych dramatach będzie posiadać zdecydowanie bardziej śmiałą formę i głębsze treści. Ale nawet bez tego jest zaskakująco bardzo dobrze.
8/10
W historii francuskiego teatru "Hernani" Victora Hugo, pamiętanego przecież głównie przez pryzmat powieści, zapisał się jako wielki i gwałtowny zwrot w stronę romantyzmu i ostateczne zerwanie z klasycyzmem. Akcja dramatu toczy się na początku panowania Karola V, który jest jednym z jego bohaterów, a historia to zaczerpnięty przez Słowackiego w "Mazepie" motyw miłości...
2021-02-10
2021-02-07
9,5/10
Po lepszym przemyśleniu "Kaina" Byrona doszedłem do wniosku, że jest to naprawdę wybitny dramat. Angielski poeta wziął w nim na warsztat oklepaną i wręcz prostacką biblijną historię pierwszego zabójcy, czyli tytułowego Kaina. To co jednak z niej wycisnął przechodzi ludzkie pojęcie!
Początek jest dość zwyczajny - "pierwsza rodzina", czyli Adam i Ewa oraz ich dzieci (co ciekawe, także Ady i Selli, sióstr i małżonek Kaina i Abla), wspólnie zanosi modły do Boga. Kain jednak od razu daje się poznać jako romantyczny buntownik odmawiając modlitwy poprzez stwierdzenie, że po prostu nie ma za co dziękować Bogu, bo od Niego nic jeszcze nie otrzymał.
Ta buńczuczna postawa zostaje zauważona przez anioła Lucyfera, który zaczyna kusić Kaina i podsycać jego zwątpienie względem dobroci Boga. Ten iście faustowski motyw jest jednak znacznie lepiej wykorzystany niż w dramacie Goethego, u którego diabeł niesie głównie pewną jarmarczność. Byronowski szatan jest istotą niezwykle inteligentną i przebiegłą, bardzo subtelnie podburza on Kaina, czyniąc to niemal niezauważalnie. W czasie ich rozmowy wychodzi na jaw, że Kain cierpi na romantyczny weltschmerz, obsesyjnie myśli o śmierci, której jeszcze nie było na świecie (ta pojawi się dopiero z zamordowaniem Abla), nie potrafi pojąć dlaczego został obarczony pierworodnym grzechem rodziców, a w ułożonym przez Boga widzi tylko proces nieustannego niszczenia i tworzenia. Zaś Lucyfer, pokazując Kainowi rzekome dawne światy i szczątki preadamitów, czyli niedoskonałe prototypy ludzi, uświadamia go, że Bóg w istocie tworzy, ale aby niszczyć. W rozmowę miesza się ukochana Kaina, czyli jego siostra Ada, która prezentuje postawę zgoła odmienną - Ada bezgranicznie ufa Bogu i wierzy, że istnieje jakiś nieodgadniony dla ludzi sens Boskiego stworzenia. Lucyfer jednak nawet pomiędzy Kaina i bezgranicznie kochającą go Adę potrafił zasiać ziarno niezgody, stwierdzając, że ich miłość w rzeczywistości ma tylko cel prokreacyjny.
W swoich czasach ten dramat Byrona był uznany oczywiście za bluźnierczy i gorszący, z powodu samego faktu, w jaki sposób przerobiono biblijną historię z tradycyjną narracją zapowiadającą przykazanie "nie zabijaj". Kain w dramacie Anglika ostatecznie również zabija Abla, ale "niechcący", jakby zupełnym przypadkiem, w totalnym szale i niepoczytalności. Jego zbrodnia jest niejako koniecznością w boskim planie, a sama postać Kaina została przedstawiona z dużym współczuciem. Z jego myśleniem wręcz można się z łatwością utożsamić, choć Byron i tak pozostaje jednak w sferze myślenia chrześcijańskiego, a rozsądek pozostawia w rękach Ady. To jej sposób myślenia pozwala człowiekowi nie zwariować, to jej Byron przyznaje rację.
"Kain" to dzieło ponadczasowe, w przekładzie Paszkowskiego bardzo przyjazne współczesnemu czytelnikowi, a także całościowo o wiele bardziej przemyślane niż bardzo podobny tematycznie, ale gigantomański i boleśnie cierpiący na przerost formy nad treścią, choć wciąż bardzo dobry, "Faust" Goethego.
9,5/10
Po lepszym przemyśleniu "Kaina" Byrona doszedłem do wniosku, że jest to naprawdę wybitny dramat. Angielski poeta wziął w nim na warsztat oklepaną i wręcz prostacką biblijną historię pierwszego zabójcy, czyli tytułowego Kaina. To co jednak z niej wycisnął przechodzi ludzkie pojęcie!
Początek jest dość zwyczajny - "pierwsza rodzina", czyli Adam i Ewa oraz ich dzieci...
2021-02-07
2021-02-10
2021-02-07
8/10
Uznawany za arcydzieło "Faust" odcisnął trwałe piętno w historii literatury, choć nie jest on jedynym wykorzystaniem słynnego motywu średniowiecznego naukowca, który według legendy zawarł pakt z diabłem. Dramat romantyczny Goethego jednak leży idealnie pośrodku między pierwszymi relacjami o Fauście, a bardzo współczesną wariacją tej legendy, jaką jest powieść Bułhakowa, równie sławna co dzieło niemieckiego poety.
"Faust" Goethego jest naprawdę olbrzymim i złożonym dramatem w dwóch częściach. Pierwsza, choć kończy się czymś w rodzaju cliffhangera, w zasadzie stanowi zamkniętą całość określaną "średniowieczną" - ważna jest tutaj stylistyka świata przedstawionego w utworze, gdzie elementy nadprzyrodzone w sposób naturalny łączą się ze światem przyziemnym niemieckiego mieszczaństwa. Dramat rozpoczyna się od wstępnej rozmowy trzech osób, które dyskutują na temat sztuki i roli teatru. W ten sposób Goethe oficjalnie zrywa ze wszystkimi tradycyjnymi zasadami pisania sztuk, obowiązującymi konwencjami i samą scenicznością dramatu.
Następnie następuje właściwy prolog w Niebie, w którym zostaje zawarty iście hiobowski zakład Boga z Mefistofelesem o duszę tytułowego Fausta. Bóg jest jednak przedstawiony w bardziej nowotestamentowy sposób niż w księdze Hioba, mimo wielu istotnych wad zalęgłych w człowieku Stworzyciel przekonany o sile swojego dzieła, oczywiście w przeciwieństwie do diabła, rzekomo "zaniepokojonego" o stan duszy człowieka. Sam Faust jest nie tylko archetypem naukowca, któremu nauka nie przyniosła odpowiedzi na pytania o istotę poznania świata, ale symbolem całej ludzkości. Mefistofeles zawiera z nim pakt, obiecując mu to, czego Faust dokładnie oczekuje, jednakże później można zauważyć, że szatan wcale nie przybliża bohatera do odpowiedzi, ani nawet nie kusi go - zaledwie stwarza sytuacje, w których Faust poprzez swoją życiową nieudolność zaczyna grzeszyć. Sama postać Mefistofelesa także wnosi elementy rubasznego humoru, wulgaryzmy i humor sytuacyjny. Pod tym względem dzieło Goethego, choć przez całą długość rymowane, jest bardzo zróżnicowane.
Faustowi w pierwszej części dramatu zostaje pokazana przyziemna rubaszność wśród strug alkoholu oraz młodzieńcza, słodka miłość w postaci niewinnej Małgorzaty. W drugiej części, jeszcze bardziej skomplikowanej, monumentalnej i rozdmuchanej, Faust rozpoczyna karierę na dworze cesarskim i zdobywa sławę wojownika. Odwiedza także mitologiczny świat antycznej Grecji, gdzie doświadcza wzniosłej miłości Heleny Trojańskiej. Niestety w pewnym momencie dramat Goethego zaczyna być w moim spojrzeniu w pewien sposób powtarzalny, a ciągła obecność Mefistofelesa całkiem nużąca, mimo pewnej "rozrywkowości" reprezentowanej przez jego postać.
W zasadzie ciężko mi wskazać konkretne wady "Fausta" poza tym, że jest strasznie rozlazły, a przez to jego uniwersalna wymowa rozpływa się gdzieś wśród długich monologów. Gigantomania Goethego sprawia, że choć jego dramat z początku ma ciekawy klimat i rozpoczyna się interesująco, "Faust" nie robi tak dobrego wrażenia jak bardziej zwarty "Kain" Byrona. Podobieństwo obu dzieł jest widoczne gołym okiem i ponoć sam Goethe miał stwierdzić, że widocznie Byron czytał "Fausta" (wtedy jeszcze nieukończonego) przed napisaniem swojego dramatu, ale nie traktuje Anglika jak plagiatora. W moim odczuciu dzieło Byrona zdecydowanie przewyższa dzieło niemieckiego poety i lepiej mu wyszło przerobienie tych samych pytań, które przecież dręczyły ludzkość od zarania dziejów i będą ją dręczyć niewiadomą ilość czasu.
8/10
Uznawany za arcydzieło "Faust" odcisnął trwałe piętno w historii literatury, choć nie jest on jedynym wykorzystaniem słynnego motywu średniowiecznego naukowca, który według legendy zawarł pakt z diabłem. Dramat romantyczny Goethego jednak leży idealnie pośrodku między pierwszymi relacjami o Fauście, a bardzo współczesną wariacją tej legendy, jaką jest powieść...
2021-02-07
2021-02-07
8/10
Tematyka historyczna w niemieckim dramacie XVIII wieku świeciła naprawdę niebywałe triumfy, czego przykładem jest "Egmont" - kolejne dzieło sięgające do burzliwej historii XVI-wiecznej Europy, tak często inspirującej Goethego czy Schillera. W "Egmoncie" poeta przenosi nas do momentu tuż przed wybuchem antyhabsburskiego powstania w Niderlandach, a bohaterem czyni ideowego przywódcę tego zrywu narodowowyzwoleńczego.
Goethe w tym dramacie usprawnił kompozycyjne niedociągnięcia obecne w "Götzu von Berlichingenie" i tak samo mistrzowsko buduje atmosferę momentu dziejowego, w którym umieszcza akcję. Naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem, jak dialogi w "Egmoncie" i poprzednim dziele Goethego brzmią naturalnie, są wręcz hiperrealistyczne, zarazem niezwykle klarowne i zrozumiale współcześnie jak i prezentujące koloryt epoki. Jak zwykle, aby w pełni oddać ten koloryt i problematykę danego miejsca i czasu, poeta umieszcza w dramacie cały zróżnicowany szereg postaci od żołnierzy i nędzarzy, bo wszystkie istotne i obecne w tym miejscu postacie historyczne. Realizm historyczny tego dramatu jest perfekcyjny i przewyższający niejedną z późniejszych i bardziej znanych powieści historycznych.
Mam jednak pewien problem z jednoznaczną oceną "Egmonta" z powodu tematyki, którą porusza. Pod tym względem dzieło Goethego jest całkiem zwyczajne i mało rewolucyjne. Jest to po prostu typowy romantyczny konflikt tragiczny pomiędzy obowiązkiem wobec prawa i władzy, a własnym idealizmem i umiłowaniem ludu. Nie jest zaskoczeniem, że tytułowy Egmont ponosi porażkę. Zaskoczeniem jest, że jego porażka jest zwycięstwem moralnym, które nie idzie na marne, ale podnosi do buntu cały kraj. Obecny jest tu także motyw niemożności pogodzenia spraw prywatnych ze sprawami ogółu, czyli poświęcenie i zniszczenie miłości przez zaangażowanie patriotyczne bohatera. Nasuwają mi się skojarzenia chociażby z nieco ciekawszym pod tym względem "Konradem Wallenrodem" Mickiewicza. Warto także wspomnieć o obecnym w "Egmoncie" bardzo ciekawym i delikatnym symbolizmie, zwłaszcza w scenie śmierci ukochanej Egmonta i jego widzenia w więzieniu. Przypomniało mi to również późniejsze mistrzostwo Mickiewicza w "Dziadach części III".
Ogólnie mówiąc, jest to bardzo dobry dramat, ale wydaje mi się, że czegoś mu bardzo brakuje. Tylko nie wiem w zasadzie czego, bo wszystko jest na miejscu. Powiedziałbym, że bardziej oryginalnej i uniwersalnej problematyki, ale w zasadzie to jest jeszcze późny wiek XVIII, a nie pełny romantyzm. Czytając więc "Egmonta" po późniejszych dziełach innych romantyzmu można doznać pewnego déjà vu - należy jednak pamiętać o czasowym pierwszeństwie Goethego, który znacznie wyprzedzał swoją epokę.
8/10
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toTematyka historyczna w niemieckim dramacie XVIII wieku świeciła naprawdę niebywałe triumfy, czego przykładem jest "Egmont" - kolejne dzieło sięgające do burzliwej historii XVI-wiecznej Europy, tak często inspirującej Goethego czy Schillera. W "Egmoncie" poeta przenosi nas do momentu tuż przed wybuchem antyhabsburskiego powstania w Niderlandach, a bohaterem czyni...