-
Artykuły
Zaczytane wakacje, czyli książki na lato w promocyjnych cenachLubimyCzytać1 -
Artykuły
Ma 62 lata, jest bezdomnym rzymianinem, pochodzi z Polski i właśnie podbija włoską scenę literackąAnna Sierant2 -
Artykuły
Zwyciężczyni Bookera ścigana przez indyjski rząd. W tle kontrowersyjne prawo antyterrorystyczneKonrad Wrzesiński7 -
Artykuły
Sherlock Holmes na tropie genetycznego skandalu. Nowa odsłona historii o detektywie już w StorytelBarbaraDorosz1
Biblioteczka
2021-05-11
2021-03-28
8/10
Tematyka historyczna w niemieckim dramacie XVIII wieku świeciła naprawdę niebywałe triumfy, czego przykładem jest "Egmont" - kolejne dzieło sięgające do burzliwej historii XVI-wiecznej Europy, tak często inspirującej Goethego czy Schillera. W "Egmoncie" poeta przenosi nas do momentu tuż przed wybuchem antyhabsburskiego powstania w Niderlandach, a bohaterem czyni ideowego przywódcę tego zrywu narodowowyzwoleńczego.
Goethe w tym dramacie usprawnił kompozycyjne niedociągnięcia obecne w "Götzu von Berlichingenie" i tak samo mistrzowsko buduje atmosferę momentu dziejowego, w którym umieszcza akcję. Naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem, jak dialogi w "Egmoncie" i poprzednim dziele Goethego brzmią naturalnie, są wręcz hiperrealistyczne, zarazem niezwykle klarowne i zrozumiale współcześnie jak i prezentujące koloryt epoki. Jak zwykle, aby w pełni oddać ten koloryt i problematykę danego miejsca i czasu, poeta umieszcza w dramacie cały zróżnicowany szereg postaci od żołnierzy i nędzarzy, bo wszystkie istotne i obecne w tym miejscu postacie historyczne. Realizm historyczny tego dramatu jest perfekcyjny i przewyższający niejedną z późniejszych i bardziej znanych powieści historycznych.
Mam jednak pewien problem z jednoznaczną oceną "Egmonta" z powodu tematyki, którą porusza. Pod tym względem dzieło Goethego jest całkiem zwyczajne i mało rewolucyjne. Jest to po prostu typowy romantyczny konflikt tragiczny pomiędzy obowiązkiem wobec prawa i władzy, a własnym idealizmem i umiłowaniem ludu. Nie jest zaskoczeniem, że tytułowy Egmont ponosi porażkę. Zaskoczeniem jest, że jego porażka jest zwycięstwem moralnym, które nie idzie na marne, ale podnosi do buntu cały kraj. Obecny jest tu także motyw niemożności pogodzenia spraw prywatnych ze sprawami ogółu, czyli poświęcenie i zniszczenie miłości przez zaangażowanie patriotyczne bohatera. Nasuwają mi się skojarzenia chociażby z nieco ciekawszym pod tym względem "Konradem Wallenrodem" Mickiewicza. Warto także wspomnieć o obecnym w "Egmoncie" bardzo ciekawym i delikatnym symbolizmie, zwłaszcza w scenie śmierci ukochanej Egmonta i jego widzenia w więzieniu. Przypomniało mi to również późniejsze mistrzostwo Mickiewicza w "Dziadach części III".
Ogólnie mówiąc, jest to bardzo dobry dramat, ale wydaje mi się, że czegoś mu bardzo brakuje. Tylko nie wiem w zasadzie czego, bo wszystko jest na miejscu. Powiedziałbym, że bardziej oryginalnej i uniwersalnej problematyki, ale w zasadzie to jest jeszcze późny wiek XVIII, a nie pełny romantyzm. Czytając więc "Egmonta" po późniejszych dziełach innych romantyzmu można doznać pewnego déjà vu - należy jednak pamiętać o czasowym pierwszeństwie Goethego, który znacznie wyprzedzał swoją epokę.
8/10
Tematyka historyczna w niemieckim dramacie XVIII wieku świeciła naprawdę niebywałe triumfy, czego przykładem jest "Egmont" - kolejne dzieło sięgające do burzliwej historii XVI-wiecznej Europy, tak często inspirującej Goethego czy Schillera. W "Egmoncie" poeta przenosi nas do momentu tuż przed wybuchem antyhabsburskiego powstania w Niderlandach, a bohaterem czyni...
2021-05-04
2021-02-18
7/10
"Götz von Berlichingen Żelaznoręki" to pierwsze znaczące dzieło nie tylko samego Goethego, ale też całego okresu "burzy i naporu" w literaturze niemieckiej. W tym dramacie, który zapewnił poecie pierwsze wyrazy uznania wśród krytyków i weimerskich romantyków, bierze on na warsztat historię słynnego jednorękiego rycerza-rozbójnika z czasów Maksymiliana I. Choć Götz zbójował na traktach ówczesnej Szwabii, cieszył się powszechnym szacunkiem i sławą wojownika, a jego honorowość (przejawiająca się chociażby w tym, że nigdy nie wystąpił przeciwko władcy) przeszła do legendy.
W samym dramacie ujawniają się przebłyski prawdziwego geniuszu Goethego. Dialogi są niezwykle żywe i naturalne, sprawiają wrażenie realnych rozmów, chociażby z faktu, że nikt nie tłumaczy sobie tutaj oczywistości wyłącznie na użytek odbiorców dzieła. Sam główny bohater mimowolnie budzi sympatię i również pozostałe postaci są całkiem dobrze zarysowane, nawet dworzanie biskupa zdają się ludźmi z krwi i kości, a nie tylko dekoracjami. Goethemu udało się ponadto na bazie samych dialogów zbudować autentyczną atmosferę całej epoki - czasów watażków, samowładztwa książąt, niepokojów religijnych, buntów chłopskich i ogólnej anarchii w cesarstwie Maksymiliana I.
Jednym z głównych wątków dramatu jest różnica zdań pomiędzy Götzem a jego dawnym przyjacielem Weislingenem (postacią fikcyjną). Za pomocą tych dwóch centralnych bohaterów "Żelaznorękiego" Goethe prezentuje dwie drogi, jakimi mogły podążyć elity nowożytnych Niemiec. Albo być jak Götz i dbać nie tylko o własną wolność osobistą, ale też o swobody dla poddanych, albo być jak Weislingen i poświęcać czas wyłącznie na rozwój kariery. Choć jest to prosty i czarno-biały dualizm, a autor wyraźnie sprzyja stronie Götza, Goethemu udaje się nie popaść w banał, a wymiana zdań pomiędzy bohaterami w pierwszym akcie jest jednym z najjaśniejszych punktów dramatu.
Niestety im dalej tym robi się mniej ciekawie, ponieważ w część "wojenną" dramatu wkrada chaos narracyjny i od pewnego momentu wiadomo, w jaką stronę pójdzie akcja. Niemniej jest to bardzo porządny dramat, szkoda że tak mało znany i ceniony współcześnie. Według mnie bardzo dobrze się zestarzał. "Götz von Berlichingen Żelaznoręki" jest jak nieco późniejsi "Zbójcy" Schillera, ale o wiele lepiej napisany. Warto się z nim zapoznać dla chociażby naprawdę klimatycznych dialogów.
7/10
"Götz von Berlichingen Żelaznoręki" to pierwsze znaczące dzieło nie tylko samego Goethego, ale też całego okresu "burzy i naporu" w literaturze niemieckiej. W tym dramacie, który zapewnił poecie pierwsze wyrazy uznania wśród krytyków i weimerskich romantyków, bierze on na warsztat historię słynnego jednorękiego rycerza-rozbójnika z czasów Maksymiliana I. Choć Götz...
2021-02-26
5/10
Aleksander Gribojedow to całkiem barwna postać w historii literatury rosyjskiej, dość zapomniana jak większość twórców piszących w czasach przed Puszkinem, a także sztandarowy przykład autora jednego wybitnego dzieła. "Mądremu biada", komedia schyłkowego oświecenia, stała się po swojej premierze w pewien sposób kultowa i rzekomy geniusz jej autora doceniał nawet wielki Puszkin, czego świadectwem są licznie zapożyczone cytaty do "Eugeniusza Oniegina".
Mówię o rzekomym geniuszu, bo nie udało mi się go w żaden sposób dostrzec. Być może przeczytałem sztukę Gribojedowa zbyt pośpiesznie, jako swoisty przerywnik pomiędzy ważniejszymi pozycjami na mojej liście do przeczytania, albo być może geniusz Gribojedowa gdzieś uleciał po tylu latach od pierwotnego wydania "Mądremu biada". Jest to w zasadzie komedia bez żadnego ładu i składu, o czym już świadczy, że jest 4-aktowa zamiast zwyczajowego podziału na 5 aktów. Jest tu wątek romansowy, chyba nawet będący osią całej komedii, ale intrygi chyba tu zupełnie brakuje. Bohaterowie nie tyle co są papierowi, co wydają się nie mieć żadnego charakteru. No może jako tako broni się rezolutna służąca, ale takich postaci było na pęczki w oświeceniowych komediach. Jest też wątek konfliktu pomiędzy starszą arystokracją a nowoczesnym pokoleniem młody, ale został on tak fatalnie ugryziony, że gdzieś niknie. Satyra na arystokrację i jej puste myślenie wydaje się być wymuszona. Warstwę uprzywilejowaną tylko z powodu urodzenia, stereotypowo zajmującą się wyłącznie zbijaniem bąków i wydawaniem pieniędzy, można przecież sparodiować i skrytykować na tyle różnych i racjonalnych powodów, więc tym bardziej nie rozumiem dlaczego tutaj wypada to aż tak słabo.
Ostatecznie daję ocenę idealnie po środku punktacji, jako wyraz pewnej rezerwy z jaką należy traktować moją opinię. Bardzo możliwe, że wiele mi umknęło przy lekturze dzieła Gribojedowa, ale wątpię by przy powtórnym czytaniu miałoby się coś zmienić. Ostatecznie też nie czytało się tego tak źle jak innych dzieł, nie wzbudzało też zażenowania ani większej irytacji.
5/10
Aleksander Gribojedow to całkiem barwna postać w historii literatury rosyjskiej, dość zapomniana jak większość twórców piszących w czasach przed Puszkinem, a także sztandarowy przykład autora jednego wybitnego dzieła. "Mądremu biada", komedia schyłkowego oświecenia, stała się po swojej premierze w pewien sposób kultowa i rzekomy geniusz jej autora doceniał nawet wielki...
2021-02-23
9/10
Po bardzo średnich "Zbójcach", rzekomo najważniejszym i najlepszym dziele Schillera, miałem dość niskie mniemanie o reszcie jego twórczości. Postanowiłem jednak sięgnąć w końcu po "Don Karlosa", bo sama historia infanta od dawna mnie fascynowała, tak samo jak XVI-wieczna Hiszpania Habsburgów i cała epoka późnego renesansu, wypełniona tak barwnymi postaciami członków ówczesnych dynastii. Nie dziwię się, że XVIII i XIX-wieczni tragediopisarze czerpali garściami inspirację z tego okresu europejskiej historii.
Okazało się, że w "Don Karlosie" Fryderyk Schiller zawarł naprawdę fantastyczną historię. Cechy dramatu wskazują na faktyczne położenie tej tragedii gdzieś w połowie pomiędzy Shakespeare'em a właściwym romantyzmem. Sam tytułowy infant Hiszpanii jest pod wieloma względami odbiciem Hamleta, ale ma już wyraźne cechy bohatera typowo romantycznego - wrażliwego i nierozważnego indywidualisty, zakochanego ze wzajemnością we własnej macosze, którą w przeszłości mu przyrzeczono. Jest to oczywiście jednym z powodów konfliktu z ojcem, ale sama relacja króla z synem jest o wiele trudniejsza i posiada głębsze podłoże, niż tylko rywalizacja o kobietę. Sam konflikt urasta z czasem do wielkiej sprawy politycznej, a stawką jest wolność narodów, co nadaje całej sytuacji nowe znaczenie. Karlos przez większość dramatu pozostaje bierny, ale historia w pewnym momencie zaczyna się koncentrować na fantastycznej i jeszcze lepszej postaci przyjaciela głównego bohatera. Markiz Posa, którego łatwo porównać do Horacego, również postaci z "Hamleta", prowadzi u Schillera podwójną grę pomiędzy Karlosem a jego ojcem. Intryga markiza jest wprost fenomenalnie poprowadzona, podpierana przez pisane białym wierszem dialogi, dające iście dworski klimat każdej ze scen.
I właśnie największe wrażenie robi właśnie prawdziwie dworska atmosfera tego dramatu. Dwór Filipa II jest przedstawiony z ogromnym realizmem. Jego mieszkańcy żyją w absolutnym braku jakiejkolwiek prywatności, a emocje, nawet pomiędzy najbliższą rodziną, muszą być ukryte za wielkim parawanem dworskiej etykiety. Bo przecież gdy Królowa odsyła na moment dwórki, już wzbudza to podejrzenia u Króla, a gdy Karlos zaczyna szczerze i otwarcie rozmawiać z ojcem, ten czuje się nieswojo z powodu zburzenia tej zasłony. Wszyscy tutaj żywią podejrzenia wobec siebie nawzajem. Najmniejsze odstępstwa od normy już powodują podekscytowanie wśród dworzan, a wytworzone przez to plotki nie tylko rozchodzą się z zatrważającą prędkością, ale często są absurdalnie przekręcane. Nie dziwota, że gdy Królowa słabnie, Król bardziej obawia się plotek, niż tego, że jego żonie stała się krzywda. Wszystko to sprawia, że ta tragedia, choć praktycznie bez rozlewu krwi, jest skąpana w niebywale mrocznej atmosferze. To co jednak obniża ostateczną wartość dramatu to przede wszystkim zbytnie podobieństwo do słynnego "Hamleta". Trafia się także kilka typowych dla dramatów niezręczności fabularnych, jak dziwna śmierć jednego z bohaterów, czy wprowadzony na koniec wątek przebierania się za ducha. Trochę rozczarował mnie sam finał i dramat zdecydowanie powinien się skończyć parę scen wcześniej.
Inspiracja największym dziełem Shakespeare'a jest aż nazbyt oczywista, ale Schillerowi udaje się mimo wszystkich podobieństw opowiedzieć historię całkiem inną. Jest to opowieść o tym, jak złota klatka więzi ludzką emocjonalność, o samotności wśród tłumu, o naturalnej ludzkiej potrzebie otwartego mówienia, co leży nam na sercu. Szczerze uzyskana emocjonalność, duszna atmosfera, dobrze napisane dialogi, niepapierowe postaci i prawdziwy tragizm.
9/10
Po bardzo średnich "Zbójcach", rzekomo najważniejszym i najlepszym dziele Schillera, miałem dość niskie mniemanie o reszcie jego twórczości. Postanowiłem jednak sięgnąć w końcu po "Don Karlosa", bo sama historia infanta od dawna mnie fascynowała, tak samo jak XVI-wieczna Hiszpania Habsburgów i cała epoka późnego renesansu, wypełniona tak barwnymi postaciami członków...
2021-02-08
8/10
Gdy sięgałem po "Podróże Guliwera", wiedziałem tylko, że jest to powieść traktowana jako część kanonu książek dla młodzieży, a także kojarzyłem motyw z krainą Lilliputów. Jednakże w miarę czytania zauważyłem, że nie jest to po prostu powieść przygodowa, a podróże tytułowego Guliwera nie kończą się na Lilliputach.
"Podróże Guliwera" zawierają w sobie cztery osobne części poświęcone pobytowi Lemuela Guliwera w czterech różnych krainach, które jednak odpowiadają sobie nawzajem. Najpierw podróżnik trafia do krainy Lilliputów, gdzie jest mocarzem, traktowanym przez króla jako broń przeciwko wrogiemu królestwu. Okazuje się jednak, że kraj Lilliputów rozdarty jest konfliktem wewnętrznym pomiędzy dwoma stronnictwami i pogrąża się w stagnacji i dekadencji. Sam Guliwer pada ofiarą rozgrywek politycznych na królewskim dworze, po czym postanawia opuścić Lilliputię. Po krótkim pobycie w Anglii znów wypuszcza się na morze i trafia tym razem do krainy olbrzymów, gdzie Guliwer jest wystawiony na nieustanne niebezpieczeństwa i traktowany jak zabawka. W ten sposób Swift buduje kontrast pomiędzy dwiema krainami, tym razem przedstawiając kraj olbrzymów jako państwo dość sprawnie zarządzane przez oświeconego króla.
Trzecia część powieści jest chyba najsłabsza, bowiem w niej Guliwer trafia na latającą wyspę Laputę, która znajduje się we władaniu wiecznie zamyślonych filozofów, muzyków i matematyków. W tej części Swift przedstawia dziwaczny kraj nieudolnych wynalazców, których pomysły są zawsze mało praktyczne. W ostatniej jednak bohater trafia do prawdziwej utopii - kraju zarządzanego przez humanoidalne konie, które kierują się we wszystkim naturalną cnotą i przenikliwym rozumem, nie wiedząc czym jest kłamstwo albo konflikt. Ludzie w tej krainie są złośliwymi i zdziczałymi zwierzętami, które służą koniom. Ta część "Podróży Guliwera" jest kluczowa i zdecydowanie najważniejsza w całej książce. To właśnie tutaj Swift najbardziej przechodzi w satyrę, obnażając wszystkie ludzkie przywary i dochodząc do wniosku, że człowiek niczym nie różni się od dzikich zwierząt kierowanych instynktem, posiadającym tylko pozory intelektu. Kraina koni jest tak wspaniałym miejscem, że Guliwer z niezwykłym żalem zmuszony jest opuścić ją, a po długotrwałym pobycie wśród cnotliwych koni jeszcze przez kilka lat będzie czuł fizyczną odrazę do zwykłych ludzi.
Jak się więc okazuje, dzieło Swifta jest bardzo brutalną satyrą i wręcz pamfletem przeciwko człowiekowi i jego społeczeństwu, ale też parodią popularnych wówczas powieści podróżniczych. W oryginalnej wersji zdecydowanie nie jest to powieść dla młodzieży. "Podróże Guliwera" czyta się całkiem nieźle, ale czułem się wielokrotnie zniesmaczony fragmentami dotyczącymi opróżniania (z nieznanych mi przyczyn Swift ma do nich duże upodobanie), czy też ogromnymi dawkami seksizmu i rasizmu (w żadnej innej znanej mi powieści epoki oświecenia kobiety nie zostały przedstawione tak źle). "Podróże Guliwera" Swifta przypominają bardziej skomplikowaną wersję "Kandyda" Woltera. Pod niektórymi względami powieść jest bardziej pomysłowa, silniej uderzająca w naturę ludzką i absurdy cywilizacji, pod innymi jest mniej uniwersalna, mocniej osadzona w czasach wczesnego oświecenia. Jest to też mało subtelny panegiryk na cześć XVIII-wiecznej Anglii, jej oświeconej konstytucji, sprawnego rządu i łagodniejszej wersji kolonializmu.
8/10
Gdy sięgałem po "Podróże Guliwera", wiedziałem tylko, że jest to powieść traktowana jako część kanonu książek dla młodzieży, a także kojarzyłem motyw z krainą Lilliputów. Jednakże w miarę czytania zauważyłem, że nie jest to po prostu powieść przygodowa, a podróże tytułowego Guliwera nie kończą się na Lilliputach.
"Podróże Guliwera" zawierają w sobie cztery osobne...
2021-02-08
6,5/10
Nie wiem jak to ta niezbyt poważna powiastka filozoficzna mogła stanowić poważny argument w poważnej dyskusji filozoficznej pomiędzy Wolterem a Rousseau, ludźmi należących do najtęższych umysłów epoki Oświecenia. Bo co ta fikcyjna opowieść, wypełniona niesamowitymi zwrotami akcji, splotami wydarzeń i cudownymi ocaleniami miała udowadniać? Mimo tego oraz wielu innych drobnych mankamentów, "Kandyd" działa jako satyra na niezachwiany optymizm Leibniza.
"Kandyd" Woltera jest od pierwszych stron naszpikowana szyderą i bezlitosną, ale dość niewyszukaną ironią. Aspekty humorystyczne w raczej nie dotarły do mnie, z wyjątkiem nielicznego humoru słownego. Zabawne były też te wszystkie cudowne ocalenia - postaci, które umierały wcześniej w paskudnych okolicznościach, nagle okazały się całkiem żywe, choć nie zawsze zdrowe. Interesujące również były liczne nawiązania do prawdziwych wydarzeń i postaci, choć raziła mnie w tym niekonsekwencja autora, który z początku starał się zamaskować niektóre rzeczy pod fikcyjnymi nazwami (Bułgarowie/Prusacy i ich konflikt z Awarami/Francuzami - wojna siedmioletnia), a potem z tego zrezygnował.
Nie mogę powiedzieć, żeby "Kandyd" mi się nie podobał. Racja, jest dość naiwny w swojej wymowie i przesadny w formie, ale spełnia swoją satyryczną rolę. Można nawet powiedzieć, że jego fabuła jest dość zajmująca. Nie jest to jednakże na tyle wybitne dzieło, by stawiać je na piedestale i umieszczać na listach najlepszych powieści wszechczasów. Wciąż jednak warto znać "Kandyda", zwłaszcza jego najlepszy fragment, czyli wizytę w utopijnym El Dorado.
6,5/10
Nie wiem jak to ta niezbyt poważna powiastka filozoficzna mogła stanowić poważny argument w poważnej dyskusji filozoficznej pomiędzy Wolterem a Rousseau, ludźmi należących do najtęższych umysłów epoki Oświecenia. Bo co ta fikcyjna opowieść, wypełniona niesamowitymi zwrotami akcji, splotami wydarzeń i cudownymi ocaleniami miała udowadniać? Mimo tego oraz wielu innych...
2021-02-14
2021-02-10
2021-02-10
7,5/10
"Powrót posła" powstał w bardzo konkretnych okolicznościach, silnie związanych z reformami Sejmu Wielkiego, powstał na gorąco i pisany był w pośpiechu, by jak najszybciej wywrzeć pożądany efekt. I w żadnym momencie w dziele Niemcewicza nie czuć tej gorączkowości, udało mu się stworzyć trafną i zgrabną satyrę polityczno-obyczajową.
Przekaz Niemcewicza jest prosty, ale był bardzo potrzebny w ówczesnej Polsce. Należało pokazać, że jedyną dobrą drogą jest pójście z duchem czasu i dokończenie reform. Z pozoru wytworzone postacie mają wyłącznie służyć przekazowi, gdyż są zbiorami cech wyłącznie pozytywnych lub negatywnych, ale mimo wszystko czuć, że są to prawdziwe osoby, a nie tylko figury dydaktyczne. Udało się też wywołać pewien efekt komiczny, a rymotwórstwo było satysfakcjonujące. Klasyczna komedia i zapis minionej epoki.
7,5/10
"Powrót posła" powstał w bardzo konkretnych okolicznościach, silnie związanych z reformami Sejmu Wielkiego, powstał na gorąco i pisany był w pośpiechu, by jak najszybciej wywrzeć pożądany efekt. I w żadnym momencie w dziele Niemcewicza nie czuć tej gorączkowości, udało mu się stworzyć trafną i zgrabną satyrę polityczno-obyczajową.
Przekaz Niemcewicza jest prosty,...
2021-02-07
7,5/10
Zaskakująco dobra klasycystyczna tragedia. Choć autor nawiązuje w budowie dramatu, prowadzeniu fabuły i zachowaniu zasady trzech jedności do antycznego teatru, czułem się bardziej jakbym czytał szekspirowski dramat władzy, głównie za sprawą kostiumu historycznego.
Im dalej, tym lepiej - akcja nabrała tempa, a dialogi w pewnym momencie przestały być monologami pisanymi na zasadzie "ja uważam tak i mam rację/nie, ja uważam inaczej i ja mam rację". Trochę szkoda, że Feliński w wielu miejscach nagiął historię by zachować jedność czasu i miejsca, ale podkręca to dramatyzm i ma pewien swój własny urok.
7,5/10
Zaskakująco dobra klasycystyczna tragedia. Choć autor nawiązuje w budowie dramatu, prowadzeniu fabuły i zachowaniu zasady trzech jedności do antycznego teatru, czułem się bardziej jakbym czytał szekspirowski dramat władzy, głównie za sprawą kostiumu historycznego.
Im dalej, tym lepiej - akcja nabrała tempa, a dialogi w pewnym momencie przestały być monologami...
2021-02-09
6,5/10
"Małżeństwo z kalendarza" to dydaktyczna komedia Bohomolca, w nadzwyczaj jasny sposób ośmieszająca polska ksenofobię. Jak widać, ówczesna Rzeczpospolita naprawdę potrzebowała tak prostego dydaktyzmu by edukować obywateli, a przez zabawę ponoć najlepiej.
Zaskoczył mnie brak rymów - choć jestem raczej zwolennikiem prozy, po przeczytaniu kilku oświeceniowych sztuk tak przyzwyczaiłem się do wytwornego rymotwórstwa, że bardzo mi brakowało tego w "Małżeństwu z kalendarza". Bohomolcowi udało się kilka razy wywołać u mnie uśmiech na twarzy, ale jego postacie są wyblakłe, a akcję nieco rozwleczoną na zwyczajowe trzy akty ciężko nazwać w ogóle intrygą. Niemniej, całkiem porządna komedia.
6,5/10
"Małżeństwo z kalendarza" to dydaktyczna komedia Bohomolca, w nadzwyczaj jasny sposób ośmieszająca polska ksenofobię. Jak widać, ówczesna Rzeczpospolita naprawdę potrzebowała tak prostego dydaktyzmu by edukować obywateli, a przez zabawę ponoć najlepiej.
Zaskoczył mnie brak rymów - choć jestem raczej zwolennikiem prozy, po przeczytaniu kilku oświeceniowych sztuk tak...
2021-02-09
7,5/10
"Fircyk w zalotach" to oparta na francuskim pierwowzorze komedia obyczajowa, którą Zabłocki zadedykował królowi Poniatowskiemu z myślą, że nawet rządzący światem Jowisz czasem zabawiał się w chwilach odpoczynku.
To klasycystyczna komedia utrzymana w molierowskim duchu. Właściwie brakuje tu większych konfliktów, a cała intryga oparta jest na nieporozumieniach pomiędzy postaciami. Choć postacie z pozoru pozbawione są silnych cech charakteru, wciąż wydają się żywe. Język, który operuje Zabłocki, zbliża się czasem do mowy potocznej wypełnionej porzekadłami, które nieustannie podtrzymują humorystyczny ton sztuki.
7,5/10
"Fircyk w zalotach" to oparta na francuskim pierwowzorze komedia obyczajowa, którą Zabłocki zadedykował królowi Poniatowskiemu z myślą, że nawet rządzący światem Jowisz czasem zabawiał się w chwilach odpoczynku.
To klasycystyczna komedia utrzymana w molierowskim duchu. Właściwie brakuje tu większych konfliktów, a cała intryga oparta jest na nieporozumieniach...
2021-02-09
6/10
"Zbójcy" Schillera byli z pewnością inspirujący w okresie "burzy i naporu", porywający masy przeciwko władzy monarszej, ale z tej dawnej chwały nie zostało wiele. Jest to utwór wyraźnie inspirowany szekspirowską tragedią, w podobny sposób traktujący tematy władzy, miłości, zawiści, zemsty, szlachetności i powinności. Wydaje się to jednak odtwórczym i wtórnym, nie wnoszącym żadnego powiewu w świat dramatu. Bo nawet romantyczna otoczka (stare zamki i lasy) przewijały się już w twórczości barda ze Stratford.
Dialogi pisane przez Schillera są albo bardzo krótkie i dynamiczne, albo składają się z długich na pół strony wypowiedzi. Przewijające się przez utwór nawiązania do filozofii, antycznych postaci czy motywów biblijnych wydają się w większości przypadków pretensjonalne i wymuszone, jakby napisane z chęcią pochwalenia się erudycją przez autora. Oprócz przesadnej wzniosłości, "Zbójcy" nie są też pozbawieni niekonsekwencji i niezręcznych, bardzo naiwnych intryg Franciszka.
Najmocniejszą stroną dramatu są postacie skonfliktowanych braci: Karola i Franciszka. Choć czytelnik/widz w oczywisty sposób będzie się skłaniał ku Karolowi, to z pewnością zauważy liczne wady jego charakteru, niejednoznaczność postępków i dokonanie dziwnego wyboru na końcu utworu. Franciszek, choć ma mocne podstawy bycia takim jakim jest (czyli do szpiku kości przesiąknięty zawiścią), nie jest nikim innym niż kolejnym oszpeconym i skrzywdzonym w dzieciństwie antagonistą.
W XVIII w. może nie była banalność tematyki "Zbójców" aż tak widoczna, ale wystarczy znów spojrzeć na Shakespeare'a. Być może popełniam błąd porównując ze sobą dwóch twórców - doświadczonego Anglika z młodym Niemcem, kierującym się zarówno w życiu jak i w sztuce romantycznymi porywami serca. Ale szczerze mówiąc nie potrafię inaczej, tak jak nie potrafię spojrzeć na twórczość Schillera inaczej, niż z perspektywy współczesności.
6/10
"Zbójcy" Schillera byli z pewnością inspirujący w okresie "burzy i naporu", porywający masy przeciwko władzy monarszej, ale z tej dawnej chwały nie zostało wiele. Jest to utwór wyraźnie inspirowany szekspirowską tragedią, w podobny sposób traktujący tematy władzy, miłości, zawiści, zemsty, szlachetności i powinności. Wydaje się to jednak odtwórczym i wtórnym, nie...
2021-02-07
8,5/10
Po przeczytaniu kilku polskich komedii oświeceniowych, wszystkich z niemalże identycznymi postaciami piętnującymi te same przywary narodowe i podobnymi intrygami, "Cyrulik sewilski" przedstawia się jako sztuka na poziomie znacznie wyższym.
Co prawda, mniej tu charakterystycznego dla epoki dydaktyzmu, ale jest za to wartka fabuła z dynamiczną intrygą, wyśmienicie skonstruowanymi postaciami i jeszcze lepszymi dialogami, co robi znacznie większe wrażenie niż sztywne treści polityczno-społeczne. Beaumarchais mimo wszystko przemyca pewne treści, które godziły we francuską arystokrację i ancien regime, ale są one na tyle subtelne, że współczesnemu czytelnikowi ciężko byłoby je w ogóle zauważyć. Nawet przeczytawszy biogram pisarza i długaśną przedmowę napisaną przez Boya-Żeleńskiego znalazłem zaledwie kilka takich przytyków w stronę francuskiej monarchii. Były jednak widoczne w Wersalu, więc długo sprzeciwiano się wystawieniu "Cyrulika" - perypetie wokół premiery tej sztuki mogłyby same posłużyć jako wyśmienita komedia.
W samym "Cyruliku sewilskim" Figaro i Almawiwa prześcigają się cały czas do miana najbardziej przebiegłego bohatera, ale nawet antagonista, którym jest doktor Bartolo, wykazuje sporą ilość sprytu i przytomności umysłu. Właśnie dzięki żywej postaci antagonisty "Cyrulik sewilski" jest tak dobry - rzadko się zdarza, by czarny charakter, którego pozytywni bohaterowie próbują ciągle wykiwać, był tak świadomy zagęszczającej się wokół niego sieci intryg. Zakończenie jest oczywiście przewidywalne, ale nie przeszkadza to cieszyć się fabułą i niesamowitym humorem - to chyba najzabawniejsza sztuka, jaką dotychczas czytałem, bo nawet Molier rozśmiesza mnie średnio dwa razy rzadziej w ciągu jednego dramatu.
8,5/10
Po przeczytaniu kilku polskich komedii oświeceniowych, wszystkich z niemalże identycznymi postaciami piętnującymi te same przywary narodowe i podobnymi intrygami, "Cyrulik sewilski" przedstawia się jako sztuka na poziomie znacznie wyższym.
Co prawda, mniej tu charakterystycznego dla epoki dydaktyzmu, ale jest za to wartka fabuła z dynamiczną intrygą, wyśmienicie...
2021-02-08
6,5/10
Pierwsza polska powieść, polski "Kandyd", polska robinsonada. Można byłoby wymienić znaczną ilość wpływów i inspiracji, które skłoniły Krasickiego do napisania "Mikołaja Doświadczyńskiego", ale to właśnie powiastka filozoficzna Woltera jest najbardziej oczywistym pierwowzorem. Podobny schemat fabularny, elementy utopii, szczypta humoru.
Niestety, powieść Krasickiego to po prostu przetworzenie zachodnich wzorców z zaszczepieniem zaledwie kilku własnych idei i spostrzeżeń. Te zwykle dotyczą sytuacji wewnętrznej Polski - zły stan edukacji i tradycyjnego wychowania, marazm polityczny, braki w wykształceniu prawników. W czasach, gdy pisane były "Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki" to były palące problemy, które pośrednio przyczyniły się do upadku Rzeczpospolitej dwie dekady później, ale nawet słynny biskup warmiński nie zaproponował realnych wskazówek do naprawy stanu rzeczy.
Można powiedzieć, że całkiem nieźle bawiłem się przy niektórych fragmentach przygód Doświadczyńskiego, a kilka żartów zapadło w pamięć (scenka z nożem czy w zakładzie obłąkanych). Nie miałem wysokich oczekiwań wobec pierwszej polskiej powieści, więc nie czuję szczególnego rozczarowania. Ale mogło być znacznie lepiej.
6,5/10
Pierwsza polska powieść, polski "Kandyd", polska robinsonada. Można byłoby wymienić znaczną ilość wpływów i inspiracji, które skłoniły Krasickiego do napisania "Mikołaja Doświadczyńskiego", ale to właśnie powiastka filozoficzna Woltera jest najbardziej oczywistym pierwowzorem. Podobny schemat fabularny, elementy utopii, szczypta humoru.
Niestety, powieść Krasickiego...
2021-02-08
7/10
Powieść Marii Wirtemberskiej, córki Izabeli i Kazimierza Czartoryskich (a raczej prawdopodobnie króla Stanisława Augusta), uznawana jest przez badaczy za pierwszą polską powieść sentymentalną opisującą przeżycia wewnętrzne bohaterów. Już ten doniosły fakt sam sprawia, że jest to całkiem ciekawe dzieło.
Mimo prostoty fabularnej (to w końcu zwykły romans), ckliwego do bólu zakończenia, przewidywalnych zwrotów akcji i wciąż jeszcze trochę przestarzałej polszczyzny, "Malwina" to dość przyjemna i nawet zajmująca powieść. Odnaleźć można w niej wyjątkowo dużo ciekawej obyczajowości tamtych czasów - miłosne gry w karty, przedstawienia "żywych obrazów" czy rycerskie karuzele, a także chyba pierwsze w polskiej literaturze wątki patriotyczne oraz mnóstwo autobiograficznych ciekawostek, które roztrząsa się na zajęciach z literatury Oświecenia. Szczególnie moją ciekawość wzbudziła myśl, że być może powieściowy książę Melsztyński był wzorowany na postaci księcia Józefa Poniatowskiego, który w pruskiej Warszawie stale znajdował się w centrum życia towarzyskiego i był darzony przez Wirtemberską "sentymentem", jak przez chyba każdą ówczesną Polkę.
"Malwina, czyli domyślność serca" to sympatyczna książeczka, która przeszła próbę czasu i zrobiła na mnie większe znacznie wrażenie niż "Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki", który był niczym więcej niż zwykłą kalką "Kandyda".
7/10
Powieść Marii Wirtemberskiej, córki Izabeli i Kazimierza Czartoryskich (a raczej prawdopodobnie króla Stanisława Augusta), uznawana jest przez badaczy za pierwszą polską powieść sentymentalną opisującą przeżycia wewnętrzne bohaterów. Już ten doniosły fakt sam sprawia, że jest to całkiem ciekawe dzieło.
Mimo prostoty fabularnej (to w końcu zwykły romans), ckliwego do...
2021-02-08
8/10
Poza Wolterem powiastki filozoficzne pisał także Diderot - w tym najsłynniejszego "Kubusia Fatalistę". Tytuł doskonale oddaje przewrotność książki, bowiem to sługa Kubuś jest ważniejszy dla fabuły od swojego bezimiennego pana, a ich równość i przyjaźń była dla Francuzów z czasów ancien regime iście bulwersująca.
Na szkatułkową fabułę powieści składa się kilka różnych historyjek, dla których podróż Kubusia i jego pana jest jednocześnie klamrą i pretekstem. Opowieści, które sobie opowiadają lub opowiadają im napotkani ludzie, nierzadko były wówczas bulwersujące swoją pikanterią. Te liczne elementy libertyńskie mają swój urok. Najbardziej podobała mi się historia madame La Pommeraye, znana mi wcześniej z doskonałej netflixowej (sic!) ekranizacji "Madame J", ale także historia lubieżnego opata Hudsona i o tym, jak udało mu się udaremnić spisek. Tych historii nie jest zbyt dużo, ale w ciekawy sposób przedstawiają ducha przedrewolucyjnej Francji, zwłaszcza przyjaźń pana i sługi, zacierająca różnice pomiędzy pierwszym a trzecim stanem.
Filozoficznie to "Kubuś Fatalista" poniekąd wyśmiewa fatalizm, czyli wiarę w przeznaczenie, którą wyznaje Kubuś. Błyskotliwy i gadatliwy sługa wielokrotnie podkreśla, że to co się właśnie zdarzyło, z pewnością zostało zapisane "na górze". Pan oczywiście zawsze w przekomarzaniach stara się wyśmiać tę wiarę i udowodnić jej niedorzeczność. Kubuś jednakże nie poddaje się biernie doświadczeniu, bierze wszystko w swoje ręce i wielokrotnie okazuje się sprytniejszym i bardziej zaradnym od pana, który jednak mimo wszystko nie ustępuje mu inteligencją.
Ale w "Kubusiu" satyra wymierzona jest bardziej w społeczeństwo, niż filozofię. Wywodzący się z gminu Diderot wiedział, jak uderzyć w arystokrację i elity kościelne. Satyra spotyka także w tradycyjny sposób opowiadania. Opowieści ciągle są przerywane przez dygresje i komentarze, a także inne opowieści. Narrator, tożsamy z samym Diderotem podającym się za wydawcę powieści, wielokrotnie bawi się z czytelnikiem i jego oczekiwaniami. Szkoda, że jego komentarze rzadko pokrywały się z moimi faktycznymi oczekiwaniami względem ciągu fabuły.
Mimo licznych zalet, liczyłem na znacznie więcej po "Kubusiu Fataliście i jego panu". Przede wszystkim spodziewałem się żywszej akcji i jaśniejszego, mniej rozmytego przesłania utworu. Niemniej należą się brawa autorowi, że stworzył dzieło, które w ogóle się nie zestarzało pod względem literackim (w przeciwieństwie do np. "Kandyda"). Nie robi jednak większego wrażenia na płaszczyźnie intelektualnej, a naprawdę szkoda.
8/10
Poza Wolterem powiastki filozoficzne pisał także Diderot - w tym najsłynniejszego "Kubusia Fatalistę". Tytuł doskonale oddaje przewrotność książki, bowiem to sługa Kubuś jest ważniejszy dla fabuły od swojego bezimiennego pana, a ich równość i przyjaźń była dla Francuzów z czasów ancien regime iście bulwersująca.
Na szkatułkową fabułę powieści składa się kilka różnych...
7/10
Czego można oczekiwać po powieści tak starej, do tego - przygodowej, a więc czysto rozrywkowej? a Na domiar złego często przerabianą przez późniejszych tłumaczy i literatów na dzieło literatury młodzieżowej? Teoretycznie niewiele. Z takim podejściem sięgnąłem w końcu po "Przypadki Robinsona Crusoe" i w sumie miło się rozczarowałem.
Oczywiście, to tylko powieść przygodowa z początku XVIII wieku, posiada znamiona ówczesnej mentalności Anglików na temat mieszkańców Afryki i Ameryki Południowej, a sam Robinson nie jest zwyczajnym żeglarzem - trafia na bezludną wyspę płynąc po czarnoskórych niewolników, by zbić na nich majątek, za pomocą którego rozbudowałby swoją brazylijską plantację. Robinson jest więc kolonizatorem, w dzisiejszym rozumieniu jednym z pierwszych drapieżnych kapitalistów. Chciałoby się orzec, że rozbicie na środku Atlantyku było swego rodzaju "karą" za nieczyste moralnie interesy, a trafienie na bezludną wyspę w jakiś sposób pozytywnie odmieniło Robinsona. Niestety było to jeszcze za wcześnie na umieszczenie w powieści przygodowej takiej głębszej wymowy, a szkoda.
Aspekt przygodowy wypada jednak bardzo dobrze - na początku mamy kilka krótkich przygód Robinsona, typowych dla ówczesnej literatury. Najlepsza część powieści to jednak jej środek - sporo miejsca poświęcono na sprawy "survivalowe", poszukiwanie jedzenia, próby wytworzenia przydatnych przedmiotów czy poradzenia sobie z warunkami naturalnymi. Pojawia się wtedy zupełnie nieoczekiwanie nastrój jakby kontemplacyjny, wszystko zwalnia - choć paradoksalnie czas upływa szybciej.
Od spotkania Piętaszka powieść wraca jednak na tory typowo przygodowe, też dobre i zaskakująco przyjemne. Ogólnie "Przypadki Robinsona Crusoe" okazały się dokładnie tym, czym miały być w moich oczekiwaniach. Bawiłem się całkiem nieźle i cieszę się, że przeczytałem (a właściwie przesłuchałem) pełną wersję Birkenmajera, a nie skróconą Mirandoli.
7/10
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toCzego można oczekiwać po powieści tak starej, do tego - przygodowej, a więc czysto rozrywkowej? a Na domiar złego często przerabianą przez późniejszych tłumaczy i literatów na dzieło literatury młodzieżowej? Teoretycznie niewiele. Z takim podejściem sięgnąłem w końcu po "Przypadki Robinsona Crusoe" i w sumie miło się rozczarowałem.
Oczywiście, to tylko powieść...