-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
8,5/10
Właściwie nie wiem dlaczego tak długo zwlekałem z przeczytaniem "Wojny światów", która prześladowała mnie na każdym kroku od dobrych paru miesięcy. Przeczytanie tego klasyka i być może pierwszej współczesnej powieści science-fiction to kwestia zaledwie kilku godzin, a wrażenia spore.
Jedyne, co może odstręczyć i jest sporą wadą zapewne wszystkich powieści Wellsa, a na pewno "Wojny światów", to dość ociężała i nawet ówcześnie przestarzała narracja w formie wspomnień/pamiętnika. Narratorem jest bezimienny badacz-filozof, którego losy i zebrana wiedza na temat Marsjan służą jako narzędzia narracyjne autorowi. Sam bohater jest zupełnie nijakim everymanem, co również jest pewną wadą - w tym wypadku utrudniającą chociaż minimalnym przejęciem się jego losem. Czytelnik raczej nie zadrży w momencie, gdy niebezpieczeństwo będzie wisieć nad nim lub jego bratem, którego losy są opisane w kilku późniejszych rozdziałach. Uważam więc, że lepiej podziałałaby w tej powieści narracja zupełnie wyzuta z emocji, bardzo oschła, czysto dziennikarska lub wręcz naturalistyczna. Takie podejście do opowiadanej historii jeszcze lepiej zbudowałoby klimat i podkreśliło realizm oraz apokaliptyczność wizji Wellsa.
Na tym na szczęście koniec wad "Wojny światów", a zaczynają się zalety. Przede wszystkim wciąż ogromne robi wrażenie bardzo trafne wizjonerstwo Wellsa i obrazowość jego opisów. Opisywane wydarzenia faktycznie budzą grozę (kilka razy w czasie lektury poczułem pewien niepokój), ponieważ są opowiedziane z pieczołowitym wręcz realizmem. "Wojnę światów" można czytać dosłownie, jako traktat o maluczkości człowieka w obliczu ewentualnego zagrożenia z zewnątrz oraz kruchość więzów i organizacji międzyludzkich, na przykładzie tego z jaką łatwością Marsjanie właściwie zdmuchują brytyjski ład i porządek. Świetne są porównania broniącej się ludzkości do chaotycznego ataku mrówek, czy królika po powrocie do swojej nory, zniszczonej przez budowniczych. Mamy tu też zarzewie gatunku powieści post-apokaliptycznej, zwłaszcza w wywodzie artylerzysty, który wróży wizję ludzkości sprowadzonej do zwierzyny lub kryjącej się przed Marsjanami w podziemiach.
Natomiast w przeciwieństwie do opowieści narratora, emocjonująca była historia jego brata, który w tłumie uciekinierów z Londynu próbuje wydostać się za granicę. Wells świetnie przedstawił w tym wypadku wymiar społeczny w powieści, prezentując różnorodne reakcje ludzi na grozę inwazji, obrazy tratowania ludzi, napaści na bezbronnych, bezradności policji i władz czy kolosalnego wzrostu cen żywności oraz opłat za transport. "Wojnę światów" można czytać jako zapowiedź totalnych konfliktów zbrojnych XX wieku, a także krytykę zachodnioeuropejskiego kolonializmu, gdzie kolonizatorzy wchodzący z butami w życie ludów pierwotnych zachowują się niczym nieludzcy Marsjanie wobec mieszkańców Londynu i jego przedmieść. Samo zakończenie, spadające nieoczekiwanie na czytelnika, mimo że było mi już wcześniej znane, również zrobiło na mnie niezłe wrażenie.
Powieść Wellsa łączy w sobie zarówno obrazowe wizjonerstwo z dojrzałą wymową filozoficzną, czyli właściwie już w 1897 roku wypełniała najlepsze założenia gatunku science-fiction. Czuję jednak sporą obawę, że będzie to jedyna tak dobrze odebrana przeze mnie powieść tego autora, gdyż przez wielu "Wojna światów" jest uznana za osiągnięcie zdecydowanie czołowe w jego twórczości, podczas gdy np. "Wehikuł czasu" bywa dość krytykowany. No cóż, zostaje mi to sprawdzić później samemu.
8,5/10
Właściwie nie wiem dlaczego tak długo zwlekałem z przeczytaniem "Wojny światów", która prześladowała mnie na każdym kroku od dobrych paru miesięcy. Przeczytanie tego klasyka i być może pierwszej współczesnej powieści science-fiction to kwestia zaledwie kilku godzin, a wrażenia spore.
Jedyne, co może odstręczyć i jest sporą wadą zapewne wszystkich powieści Wellsa, a...
2021-02-19
2021-02-11
2021-02-08
6,5/10
Nie spodziewałem się, że będzie mi tak ciężko przebrnąć przez tę książkę - zapowiadała się bardzo obiecująco. Zamiatin jest zapomnianym ojcem współczesnej dystopii, mniej lub bardziej bezpośrednio inspirowali się nim Orwell i Huxley przy pisaniu swoich wielkich dzieł. Rozpoczynając lekturę powieści Zamiatina, miałem wrażenie, że czytam lepiej napisaną wersję "Nowego wspaniałego świata". Niestety pozytywne wrażenia szybko mnie opuściły. Za szybko.
Należy oddać wielki hołd Zamiatinowi za stworzenie pierwszej ponadczasowej antyutopijnej wizji świata. Jeszcze większy podziw wzbudza fakt, że jego jedyna powieść została wydana na długo przed dojściem do władzy Hitlera i Mussoliniego, a nawet przed oficjalnym utworzeniem Związku Radzieckiego. Mimo to, "My" jest wyraźną satyrą polityczną na komunizm i krytyką egalitarnego społeczeństwa. W Państwie Jedynym wszyscy obywatele są szczęśliwi i zadowoleni z roztaczanej nad nimi "opieki", a ludzie starożytni (czyli nam współcześni) wydają się dzikusami, którzy plączą się bez celu w poszukiwaniu szczęścia. Największym wrogiem jest wyobraźnia, która prowadziła wyłącznie do smutku i popychała do zbrodni. Do tego Zamiatin dodaje specyficzny język (protoplasta orwellowskiej nowomowy), projekt Integralu (przywodzący na myśl komunistyczne plany gospodarcze) czy miałką kulturę i rozrywkę dla mas (krytyka tworów socrealizmu).
Głównym bohaterem powieści jest D-503 (w oryginale Д, w niektórych tłumaczeniach Δ), który zaczyna spisywać swoje przemyślenia na temat życia w Państwie Jedynym. Zamiarem było stworzenie swoistego poematu na cześć Państwa, ale w wyniku kilku splotów wydarzeń i spotkań z kobietami napędzającymi akcję w powieści, wychodzi z tego swoisty zapis "choroby". Zamiatin jednakże nie stworzył szczególnie ciekawych bohaterów ani porywającej fabuły. Problemem jest także język, którym posługuje się D-503 - wydarzenia, dialogi i odczucia zapisane są tak jakby "w telegraficznym skrócie". Z początku jest to interesujący zabieg, pozwalający czytelnikowi zanurzyć się w fikcyjnym świecie, po 50 stronach już miałem dość i musiałem zmuszać się do czytania. Przez to z trudem odnajdywałem się w tym, co się właśnie działo.
Być może to moja wina, że nie potrafiłem przyzwyczaić się do tego zabiegu, ale obniżyło to przyjemność z czytania. W połączeniu z niezbyt interesującą fabułą wychodzi z tego dość nieudane dzieło literackie. Nie umniejsza to jednak wizjonerstwa Zamiatina i wpływu, jaki wywarł na utworzenie i skonsolidowanie się całego gatunku.
6,5/10
Nie spodziewałem się, że będzie mi tak ciężko przebrnąć przez tę książkę - zapowiadała się bardzo obiecująco. Zamiatin jest zapomnianym ojcem współczesnej dystopii, mniej lub bardziej bezpośrednio inspirowali się nim Orwell i Huxley przy pisaniu swoich wielkich dzieł. Rozpoczynając lekturę powieści Zamiatina, miałem wrażenie, że czytam lepiej napisaną wersję...
2021-02-07
6/10
Myśląc o tym najsłynniejszym dziele Julesa Verne'a (znanego w Polsce pod mianem swojskiego Juliusza), nasuwa mi się słowo brzmiące "staroświecki". Taka jest ta powieść - zarówno staroświecka w uroczy (w pierwszej połowie), jak i w dość przykry sposób.
Początek "20000 mil podmorskiej żeglugi" jest całkiem intrygujący, nawet jeśli czytelnik doskonale wie, że ścigany narwal to w istocie podwodny okręt kapitana Nemo. Wstęp kończy się dostaniem trzech bohaterów na pokład maszyny, zapoznaniem z kapitanem i rozpoczęciem podróży. Z początku budzi to względne, cała ta cudowna podróż przez podwodny świat, chodzenie w skafandrach z akwariami na głowie oraz te naiwnie proste pomysły Verne'a na praktyczne funkcjonowanie i samowystarczalność Nautilusa. Szybko się okazuje jednak, że powieść jest niezwykle rozwleczona, a tytułowa podróż to ciąg krótkich epizodów, poprzetykanych wręcz encyklopedycznymi wyliczeniami gatunków ryb, instrukcjami poławiania pereł, opowiadaniami o życiu rodzinnym arktycznej foki i nawet nie wiem czym więcej, bo były nawet w tym "przygodowym" kontekście takie wstawki były przeraźliwie nudne. Kiedyś to mogło robić wrażenie, teraz raczej nuży, zwłaszcza gdy oczekuje się od powieści przygodowej wciągającej fabuły, której tu ze świecą szukać. Same postacie też zaczynają irytować po pewnym czasie - niezdecydowanie narratora (obowiązkowo narracja prowadzona jest z pierwszej osoby), służalczość Conseila i buntowniczość Neda Landa. Ponadto tajemnica okrywająca motywy postępowania i pochodzenie kapitana Nemo są tak bardzo grubymi nićmi szyte, że w ogóle nie wzbudzają zainteresowania. Po prostu czuć, że nie kryje się pod tym coś głębszego niż pseudogłęboka wymowa ekologiczna w postaci niechęci do niszczycielskiej ludzkości.
Nie jest to zła powieść, komuś na pewno przypadnie jeszcze do gustu i zachwyci się niesamowitością podwodnego świata czy tym steampunkowym wizjonerstwem z początku rewolucji przemysłowej, z tak wyraźnymi przejawami mentalności ludzi tamtych czasów, przed którymi dopiero otwierał się świat pełen cudownych wynalazków i odkryć. Pod względem literackim jest to jednak powieść za długa, zbyt nużąca i cholernie powtarzalna. Ale zapoznać się można.
6/10
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toMyśląc o tym najsłynniejszym dziele Julesa Verne'a (znanego w Polsce pod mianem swojskiego Juliusza), nasuwa mi się słowo brzmiące "staroświecki". Taka jest ta powieść - zarówno staroświecka w uroczy (w pierwszej połowie), jak i w dość przykry sposób.
Początek "20000 mil podmorskiej żeglugi" jest całkiem intrygujący, nawet jeśli czytelnik doskonale wie, że ścigany...