-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać445
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2021-02-08
2021-02-08
6,5/10
Nie wiem jak to ta niezbyt poważna powiastka filozoficzna mogła stanowić poważny argument w poważnej dyskusji filozoficznej pomiędzy Wolterem a Rousseau, ludźmi należących do najtęższych umysłów epoki Oświecenia. Bo co ta fikcyjna opowieść, wypełniona niesamowitymi zwrotami akcji, splotami wydarzeń i cudownymi ocaleniami miała udowadniać? Mimo tego oraz wielu innych drobnych mankamentów, "Kandyd" działa jako satyra na niezachwiany optymizm Leibniza.
"Kandyd" Woltera jest od pierwszych stron naszpikowana szyderą i bezlitosną, ale dość niewyszukaną ironią. Aspekty humorystyczne w raczej nie dotarły do mnie, z wyjątkiem nielicznego humoru słownego. Zabawne były też te wszystkie cudowne ocalenia - postaci, które umierały wcześniej w paskudnych okolicznościach, nagle okazały się całkiem żywe, choć nie zawsze zdrowe. Interesujące również były liczne nawiązania do prawdziwych wydarzeń i postaci, choć raziła mnie w tym niekonsekwencja autora, który z początku starał się zamaskować niektóre rzeczy pod fikcyjnymi nazwami (Bułgarowie/Prusacy i ich konflikt z Awarami/Francuzami - wojna siedmioletnia), a potem z tego zrezygnował.
Nie mogę powiedzieć, żeby "Kandyd" mi się nie podobał. Racja, jest dość naiwny w swojej wymowie i przesadny w formie, ale spełnia swoją satyryczną rolę. Można nawet powiedzieć, że jego fabuła jest dość zajmująca. Nie jest to jednakże na tyle wybitne dzieło, by stawiać je na piedestale i umieszczać na listach najlepszych powieści wszechczasów. Wciąż jednak warto znać "Kandyda", zwłaszcza jego najlepszy fragment, czyli wizytę w utopijnym El Dorado.
6,5/10
Nie wiem jak to ta niezbyt poważna powiastka filozoficzna mogła stanowić poważny argument w poważnej dyskusji filozoficznej pomiędzy Wolterem a Rousseau, ludźmi należących do najtęższych umysłów epoki Oświecenia. Bo co ta fikcyjna opowieść, wypełniona niesamowitymi zwrotami akcji, splotami wydarzeń i cudownymi ocaleniami miała udowadniać? Mimo tego oraz wielu innych...
2021-02-08
6,5/10
Nie spodziewałem się, że będzie mi tak ciężko przebrnąć przez tę książkę - zapowiadała się bardzo obiecująco. Zamiatin jest zapomnianym ojcem współczesnej dystopii, mniej lub bardziej bezpośrednio inspirowali się nim Orwell i Huxley przy pisaniu swoich wielkich dzieł. Rozpoczynając lekturę powieści Zamiatina, miałem wrażenie, że czytam lepiej napisaną wersję "Nowego wspaniałego świata". Niestety pozytywne wrażenia szybko mnie opuściły. Za szybko.
Należy oddać wielki hołd Zamiatinowi za stworzenie pierwszej ponadczasowej antyutopijnej wizji świata. Jeszcze większy podziw wzbudza fakt, że jego jedyna powieść została wydana na długo przed dojściem do władzy Hitlera i Mussoliniego, a nawet przed oficjalnym utworzeniem Związku Radzieckiego. Mimo to, "My" jest wyraźną satyrą polityczną na komunizm i krytyką egalitarnego społeczeństwa. W Państwie Jedynym wszyscy obywatele są szczęśliwi i zadowoleni z roztaczanej nad nimi "opieki", a ludzie starożytni (czyli nam współcześni) wydają się dzikusami, którzy plączą się bez celu w poszukiwaniu szczęścia. Największym wrogiem jest wyobraźnia, która prowadziła wyłącznie do smutku i popychała do zbrodni. Do tego Zamiatin dodaje specyficzny język (protoplasta orwellowskiej nowomowy), projekt Integralu (przywodzący na myśl komunistyczne plany gospodarcze) czy miałką kulturę i rozrywkę dla mas (krytyka tworów socrealizmu).
Głównym bohaterem powieści jest D-503 (w oryginale Д, w niektórych tłumaczeniach Δ), który zaczyna spisywać swoje przemyślenia na temat życia w Państwie Jedynym. Zamiarem było stworzenie swoistego poematu na cześć Państwa, ale w wyniku kilku splotów wydarzeń i spotkań z kobietami napędzającymi akcję w powieści, wychodzi z tego swoisty zapis "choroby". Zamiatin jednakże nie stworzył szczególnie ciekawych bohaterów ani porywającej fabuły. Problemem jest także język, którym posługuje się D-503 - wydarzenia, dialogi i odczucia zapisane są tak jakby "w telegraficznym skrócie". Z początku jest to interesujący zabieg, pozwalający czytelnikowi zanurzyć się w fikcyjnym świecie, po 50 stronach już miałem dość i musiałem zmuszać się do czytania. Przez to z trudem odnajdywałem się w tym, co się właśnie działo.
Być może to moja wina, że nie potrafiłem przyzwyczaić się do tego zabiegu, ale obniżyło to przyjemność z czytania. W połączeniu z niezbyt interesującą fabułą wychodzi z tego dość nieudane dzieło literackie. Nie umniejsza to jednak wizjonerstwa Zamiatina i wpływu, jaki wywarł na utworzenie i skonsolidowanie się całego gatunku.
6,5/10
Nie spodziewałem się, że będzie mi tak ciężko przebrnąć przez tę książkę - zapowiadała się bardzo obiecująco. Zamiatin jest zapomnianym ojcem współczesnej dystopii, mniej lub bardziej bezpośrednio inspirowali się nim Orwell i Huxley przy pisaniu swoich wielkich dzieł. Rozpoczynając lekturę powieści Zamiatina, miałem wrażenie, że czytam lepiej napisaną wersję...
2021-02-08
6,5/10
Pierwsza polska powieść, polski "Kandyd", polska robinsonada. Można byłoby wymienić znaczną ilość wpływów i inspiracji, które skłoniły Krasickiego do napisania "Mikołaja Doświadczyńskiego", ale to właśnie powiastka filozoficzna Woltera jest najbardziej oczywistym pierwowzorem. Podobny schemat fabularny, elementy utopii, szczypta humoru.
Niestety, powieść Krasickiego to po prostu przetworzenie zachodnich wzorców z zaszczepieniem zaledwie kilku własnych idei i spostrzeżeń. Te zwykle dotyczą sytuacji wewnętrznej Polski - zły stan edukacji i tradycyjnego wychowania, marazm polityczny, braki w wykształceniu prawników. W czasach, gdy pisane były "Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki" to były palące problemy, które pośrednio przyczyniły się do upadku Rzeczpospolitej dwie dekady później, ale nawet słynny biskup warmiński nie zaproponował realnych wskazówek do naprawy stanu rzeczy.
Można powiedzieć, że całkiem nieźle bawiłem się przy niektórych fragmentach przygód Doświadczyńskiego, a kilka żartów zapadło w pamięć (scenka z nożem czy w zakładzie obłąkanych). Nie miałem wysokich oczekiwań wobec pierwszej polskiej powieści, więc nie czuję szczególnego rozczarowania. Ale mogło być znacznie lepiej.
6,5/10
Pierwsza polska powieść, polski "Kandyd", polska robinsonada. Można byłoby wymienić znaczną ilość wpływów i inspiracji, które skłoniły Krasickiego do napisania "Mikołaja Doświadczyńskiego", ale to właśnie powiastka filozoficzna Woltera jest najbardziej oczywistym pierwowzorem. Podobny schemat fabularny, elementy utopii, szczypta humoru.
Niestety, powieść Krasickiego...
8/10
Gdy sięgałem po "Podróże Guliwera", wiedziałem tylko, że jest to powieść traktowana jako część kanonu książek dla młodzieży, a także kojarzyłem motyw z krainą Lilliputów. Jednakże w miarę czytania zauważyłem, że nie jest to po prostu powieść przygodowa, a podróże tytułowego Guliwera nie kończą się na Lilliputach.
"Podróże Guliwera" zawierają w sobie cztery osobne części poświęcone pobytowi Lemuela Guliwera w czterech różnych krainach, które jednak odpowiadają sobie nawzajem. Najpierw podróżnik trafia do krainy Lilliputów, gdzie jest mocarzem, traktowanym przez króla jako broń przeciwko wrogiemu królestwu. Okazuje się jednak, że kraj Lilliputów rozdarty jest konfliktem wewnętrznym pomiędzy dwoma stronnictwami i pogrąża się w stagnacji i dekadencji. Sam Guliwer pada ofiarą rozgrywek politycznych na królewskim dworze, po czym postanawia opuścić Lilliputię. Po krótkim pobycie w Anglii znów wypuszcza się na morze i trafia tym razem do krainy olbrzymów, gdzie Guliwer jest wystawiony na nieustanne niebezpieczeństwa i traktowany jak zabawka. W ten sposób Swift buduje kontrast pomiędzy dwiema krainami, tym razem przedstawiając kraj olbrzymów jako państwo dość sprawnie zarządzane przez oświeconego króla.
Trzecia część powieści jest chyba najsłabsza, bowiem w niej Guliwer trafia na latającą wyspę Laputę, która znajduje się we władaniu wiecznie zamyślonych filozofów, muzyków i matematyków. W tej części Swift przedstawia dziwaczny kraj nieudolnych wynalazców, których pomysły są zawsze mało praktyczne. W ostatniej jednak bohater trafia do prawdziwej utopii - kraju zarządzanego przez humanoidalne konie, które kierują się we wszystkim naturalną cnotą i przenikliwym rozumem, nie wiedząc czym jest kłamstwo albo konflikt. Ludzie w tej krainie są złośliwymi i zdziczałymi zwierzętami, które służą koniom. Ta część "Podróży Guliwera" jest kluczowa i zdecydowanie najważniejsza w całej książce. To właśnie tutaj Swift najbardziej przechodzi w satyrę, obnażając wszystkie ludzkie przywary i dochodząc do wniosku, że człowiek niczym nie różni się od dzikich zwierząt kierowanych instynktem, posiadającym tylko pozory intelektu. Kraina koni jest tak wspaniałym miejscem, że Guliwer z niezwykłym żalem zmuszony jest opuścić ją, a po długotrwałym pobycie wśród cnotliwych koni jeszcze przez kilka lat będzie czuł fizyczną odrazę do zwykłych ludzi.
Jak się więc okazuje, dzieło Swifta jest bardzo brutalną satyrą i wręcz pamfletem przeciwko człowiekowi i jego społeczeństwu, ale też parodią popularnych wówczas powieści podróżniczych. W oryginalnej wersji zdecydowanie nie jest to powieść dla młodzieży. "Podróże Guliwera" czyta się całkiem nieźle, ale czułem się wielokrotnie zniesmaczony fragmentami dotyczącymi opróżniania (z nieznanych mi przyczyn Swift ma do nich duże upodobanie), czy też ogromnymi dawkami seksizmu i rasizmu (w żadnej innej znanej mi powieści epoki oświecenia kobiety nie zostały przedstawione tak źle). "Podróże Guliwera" Swifta przypominają bardziej skomplikowaną wersję "Kandyda" Woltera. Pod niektórymi względami powieść jest bardziej pomysłowa, silniej uderzająca w naturę ludzką i absurdy cywilizacji, pod innymi jest mniej uniwersalna, mocniej osadzona w czasach wczesnego oświecenia. Jest to też mało subtelny panegiryk na cześć XVIII-wiecznej Anglii, jej oświeconej konstytucji, sprawnego rządu i łagodniejszej wersji kolonializmu.
8/10
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toGdy sięgałem po "Podróże Guliwera", wiedziałem tylko, że jest to powieść traktowana jako część kanonu książek dla młodzieży, a także kojarzyłem motyw z krainą Lilliputów. Jednakże w miarę czytania zauważyłem, że nie jest to po prostu powieść przygodowa, a podróże tytułowego Guliwera nie kończą się na Lilliputach.
"Podróże Guliwera" zawierają w sobie cztery osobne...