W czterdziestym nas Matko na Sibir zesłali... Irena Grudzińska-Gross 6,4
ocenił(a) na 713 tyg. temu Nigdy bym nie podejrzewała, że kiedykolwiek sięgnę po książkę tego "pisarza" i "badacza" (sama nie wiem jak kogoś takiego można nazwać),ponieważ jednak kiedyś przez przypadek dowiedziałam się, że zanim odkrył, iż od rzetelnej pracy naukowo-badawczej opluwanie Polski jest dużo bardziej lukratywne, stworzył jednak coś wartościowego - zdecydowałam się to sprawdzić. I muszę powiedzieć, że nie żałuję...
"W czterdziestym nas Matko na Sibir zesłali" to pozycja bardzo ciekawa i warta przeczytania, choć dosyć ciężka. Ogromny zbiór wspomnień dzieci i dorosłych, którzy z armią Andersa wyszli z "nieludzkiej ziemi" wciąga, wzrusza i poraża. Poprzedzony jest bardzo dobrym "Wstępem", w którym autor opracowania nakreśla realia okupacji sowieckiej na zajętych terenach. Dzięki temu przed przystąpieniem do lektury właściwej, osoby mniej obeznane z tematyką mogą zapoznać się z koszmarem, który stał się udziałem Polaków (i nie tylko) mających pecha zamieszkiwać tamte tereny. Sytuacja przed wejściem Sowietów, nieprawdopodobny chaos po ich wkroczeniu, organizowanie pierwszych struktur (np. milicji - prawdziwa zgroza),mordy na ludności (dokonywane zarówno przez Sowietów jak i skonfliktowane z polskimi obywatelami mniejszości),proces przejmowania władzy połączony z rabunkową polityką i nieprawdopodobnym wręcz terrorem, stosunek mniejszości do wchodzącego wojska (co ciekawe tutaj autor JESZCZE w sposób uczciwy opisuje kolaborację z okupantem - i to powołując się na źródła żydowskie),organizacja wyborów, aresztowania, internowania, wywózki na wschód, obozy jenieckie i więzienia oraz ich "ewakuacja" (eufemizm określający prawdziwy horror, który się tam rozegrał po rozpoczęciu wojny niemiecko-sowieckiej),a oprócz tego ciekawe refleksje o naturze totalitaryzmu - ten "Wstęp" to nie kilka kartek (jak to zazwyczaj bywa) lecz ok. 1/6 książki!
Same relacje podzielone są na 2 duże części - dzieci i dorosłych i, muszę powiedzieć: dość ciężkie do czytania. Ponieważ autor zbioru zdecydował się zachować oryginalną pisownię, przebijanie się przez nie - to prawdziwa mordęga. Zarówno wspomnienia dzieci, jak i większości dorosłych są napisane z tak nieprawdopodobną ilością błędów gramatycznych, ortograficznych, stylistycznych (i sama nie wiem jeszcze jakich),że czyta się je z ogromną trudnością, a czasem nawet trudno uchwycić sens wśród tego niesamowitego słownego bałaganu - ale warto! Oprócz bowiem potwierdzenia faktów znajdujących się we "Wstępie" można tu odnaleźć różne bardzo ciekawe, a zarazem smutne informacje - jak np. tę o mordach ukraińskich na Polakach już we wrześniu 1939r, o czym wielu historyków i polityków jakoś dziwnie nie chce dziś wspominać. Przykro i wstyd było mi czytać również wspomnienia pewnego żydowskiego chłopczyka, który opisał różne paskudne zachowania swoich szkolnych, polskich kolegów - cóż, gdy sięga się po źródła takie jak wspomnienia, wiadomo, że nie wszystko będzie kryształowe...
Szkoda, że twórca tak wartościowej i bogatej w wiedzę książki, ostatecznie wybrał, jakże lukratywną, drogę szkalowania i opluwania Polski tworząc, tłumaczone niestety na wiele języków i rozpowszechniane na całym świecie, zmanipulowane lub wręcz wyssane z palca bzdury...
Pragnę dodać, że Jan Tomasz Gross nie jest żadnym historykiem tylko socjologiem, a to, że jest "profesorem historii uniwersytetu w Princeton" bo tak go mianowano, w żadnym razie historyka z niego, według mnie, nie czyni...