-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać4
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2023-10-18
2022-11-23
Stanęłam nad brzegiem morza, niedaleko kołobrzeskiego portu, gdzie szum fal mieszał się z pokrzykiwaniem mew, i ogarnął mnie klimat „Ulicy Nadbrzeżnej ”, poczułam go każdym kawałkiem swojego jestestwa. Steinbeck genialnym pisarzem jest...
Nikt inny nie oddałby tak portowego ducha, szarej codzienności zwykłych ludzi, którzy w oczach pisarza tworzą całkiem niezwykłą społeczność. Dzięki jego narracji buduje się w nas sympatia do włóczęgów, złodziei, dziwek i innych łapiduchów, co lepsze/gorsze, mamy nagłą ochotę sięgnąć po ćwiartkę Starych Tenisówek! Ulica Nadbrzeżna to mała społeczność, która stwarza pozory obcości, kiedy jednak ktoś wpada w prawdziwe kłopoty, to są to kłopoty wszystkich i każdy stara się pomóc w ich rozwiązaniu. Takie jednoczenie się homo sapiens jest niezwykle budujące, bo okazuje się, że wspólne działanie jest możliwe.
Steinbeck mistrzowsko połączył ze sobą prozę życia i komedię omyłek, brzydotę z pięknem, czułość tam, gdzie się jej nikt nie spodziewa, a wszystko doprawione szczyptą szalonego humoru, który udziela się czytelnikowi. Słowo daję, teraz dwa razy zastanowicie się, kiedy organizację przyjęcia urodzinowego powierzycie znajomym ;D Z większością bohaterów spotkamy się w „Cudownym czwartku”, który jest jakby kontynuacją „Ulicy Nadbrzeżnej” i w którym będziemy śledzić poczynania Macka i mieszkańców Pałacyku, którzy i tym razem staną przed nie lada wyzwaniem.
Moim zdaniem ta książka jest strzałem w dziesiątkę, jeśli chcecie zapoznać się z twórczością autora i dozować sobie skalę zachwytu nad jego piórem. Warto!
IG @angelkubrick
Stanęłam nad brzegiem morza, niedaleko kołobrzeskiego portu, gdzie szum fal mieszał się z pokrzykiwaniem mew, i ogarnął mnie klimat „Ulicy Nadbrzeżnej ”, poczułam go każdym kawałkiem swojego jestestwa. Steinbeck genialnym pisarzem jest...
Nikt inny nie oddałby tak portowego ducha, szarej codzienności zwykłych ludzi, którzy w oczach pisarza tworzą całkiem niezwykłą...
2022-03-18
"Szerokie Morze Sargassowe" (1966), to ostatnia powieść Jean Rhys, która po latach milczenia, nieszczęśliwie zakotwiczona w Devonshire, szykanowana przez otoczenie, żyjąca w poniżeniu i biedzie, w końcu odnosi sukces, który zapewnia jej spokój i byt, którego zawsze pragnęła. Spokojnego życia w otoczeniu dzikiej natury pragnęła również jej bohaterka, Antoinette Cosway, tylko czy córka plantatora, żyjąca w świecie, gdzie właśnie zniesiono niewolnictwo, ma szansę na niezmącone niczym szczęście? Powiedzieć, że to jest trudne, to jakby nic nie powiedzieć.
Autorka zabiera czytelnika w niezwykłą podróż, w której na tle karaibskiej przyrody wybrzmiewa pieśń niespełnionej miłości, metafizyki ciała, cierpienia, pustki i samotności. Antoinette jest głosem tych, których pozbawiono wyboru. Jedną z białych kobiet, które wychowane na rajskiej wyspie mają nikłe poczucie tożsamości, dla Europejczyków nie są Europejkami, dla Jamajczyków nie są Jamajkami. Kiedy człowiek trwa w takim zawieszeniu, jak na złość w głowie nasila się pytanie o to, kim jestem?
Paradoksalnie w "Szerokim Morzu Sargassowym" które jest wspaniałą postkolonialną opowieścią o kobietach, to nie niewolnicy są zniewoleni, to nie oni toną w okowach prawa, które bezpardonowo pozbawia kobiety możliwości decydowania o sobie. Te pozostawione same sobie zmagają się z bolesną samotnością, niby wolne, a jednak pozostające w głębokiej izolacji, która prowadzi do szaleństwa.
Dla fanów powieści "Dziwne losy Jane Eyre" ta niewielka książeczka będzie nie lada smaczkiem.
IG @angelkubrick
"Szerokie Morze Sargassowe" (1966), to ostatnia powieść Jean Rhys, która po latach milczenia, nieszczęśliwie zakotwiczona w Devonshire, szykanowana przez otoczenie, żyjąca w poniżeniu i biedzie, w końcu odnosi sukces, który zapewnia jej spokój i byt, którego zawsze pragnęła. Spokojnego życia w otoczeniu dzikiej natury pragnęła również jej bohaterka, Antoinette Cosway, tylko...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-03-03
„Nazwij to snem” to kanon literatury żydowsko-amerykańskiej, choć kiedy bardzo młody Henry Roth debiutował tym tytułem (rok 1934), ten przeszedł bez echa. Widać świat potrzebował dojrzeć do historii żydowskich imigrantów, dla których Ameryka mentalnie stanowiła Złotą Krainę. Czy taka była w istocie? W dzielnicy slumsów na Manhattanie, gdzie kierowano żydowskie rodziny, próżno szukać dobrobytu, a właśnie tam, przy Lower East Side, zaczyna się opowieść snuta przez siedmioletniego Dawida.
Już sam początek tego klasyka budzi pewne konsternacje, bo oto jesteśmy świadkami niebywałej sceny powitania ojca, do którego po długiej rozłące dopływa w końcu żona i dziecko. Dziwnie milczący mężczyzna i przestraszona kobieta stają naprzeciw siebie, pomiędzy nimi syn, skostniały z przerażenia. Ukryte pretensje dorosłych będą tylko urastać, potęgując przemoc ojca, zaś intymna więź matki z synem podsyci niewyobrażalny chłód i szorstkość, z którymi będą obcować na co dzień.
Skoro już jesteśmy przy obcowaniu, dużo jest w tej powieści sensualności i cielesności, która w narracji siedmiolatka wydaje się nieco osobliwa, „bliskość jej ciała była zbyt niezwykła, by się jej zrzekać tak szybko”, podobnie jak język i styl, w którym prowadzona jest narracja. Dojrzała, poetycka, choć niekiedy prosta i wulgarna. Dla mnie „Nazwij to snem” jest historią dojrzewania na obczyźnie, językowej alienacji, przemocy wynikającej z niemocy, historią tajemnic, które pęcznieją i wybuchają wtedy, kiedy wydaje się już, że nowe życie wskoczyło na teoretycznie dobry tor, powolnym odkrywaniem własnej tożsamości, odpowiedzią na pytanie »kim jestem«, pytanie, które w ustach dziecka wybrzmiewa jakoś szczególnie boleśnie.
„Nazwij to snem” ukazało się w serii Cymelia, przybliżającej działa literatury światowej, które albo zostały zapomniane, albo nigdy nieprzetłumaczone na język polski. Najwyższa dbałość o szczegóły. Doskonałe tłumaczenie (Wacław Niepokólczycki), fantastyczny projekt okładki (Łukasz Piskorek), dodam, że pod obwolutą jest tłoczona okładka, bardzo przyjemny w dotyku papier. Książka jest szyta, co podwaja przyjemność podczas czytania. Warto poznać!
IG @angelkubrick
„Nazwij to snem” to kanon literatury żydowsko-amerykańskiej, choć kiedy bardzo młody Henry Roth debiutował tym tytułem (rok 1934), ten przeszedł bez echa. Widać świat potrzebował dojrzeć do historii żydowskich imigrantów, dla których Ameryka mentalnie stanowiła Złotą Krainę. Czy taka była w istocie? W dzielnicy slumsów na Manhattanie, gdzie kierowano żydowskie rodziny,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Faulkner inspirował i nadal inspiruje wielu pisarzy, w tym najnowszego noblistę z dziedziny literatury, Johna Fossego. Nowe wydanie „Światłości w sierpniu” z odświeżonym tłumaczeniem ma zachęcić do sięgnięcia po klasykę, która wbrew pozorom nie zestarzała się ani odrobinę. A jeśli powiem Wam, że to, o czym pisał Faulkner, znajdziecie w czwartym sezonie serialu „Synowie Anarchii”, co więcej, wiąże się to również z ruchem LGBTQ+. Niewiarygodne? A jednak :)
Dwa słowa na temat tłumaczenia. Wyrazy uznania dla Piotra Tarczyńskiego, który przywrócił fantasmagoryczny język Faulknera. Kategorycznie sprzeciwiam się jednak nazywaniu takich związków jak: zmierzchopełny, niewyraźnogłosy, cienioznaczony czy zdrewniałolicy mianem hybrydopotwora. To są wspaniałe tulosłowa, które dopiero razem tworzą pełen obraz sytuacji. Takie łączenie wyrazów jest czymś naturalnym, a przykładem niech będzie córa Uncelka i jej szorstkośliska okładka. Język tworzony na potrzebę chwili. Coś pięknego. William umiał w te klocki i tłumacz oddał to najpełniej, jak tylko można było. Na marginesie, to jedna z tych książek, które momentami czytałam na głos, żeby usłyszeć soczystość każdej sylaby, dajmy na to „stado ptaków, nisko nad ziemią w bezruchu, w nieruchomoskrzydłym, drżącym zawieszeniu”. Mrrr
„Światłość w sierpniu” to powieść drogi, szukanej i pokonywanej na wiele sposobów. To garstka wyrazistych postaci, których odkrywanie i łączenie należy do czytelnika. Nikt nie uprzedził, że to będzie łatwe zadanie, ale ileż szarych komórek wytworzy się tu przy łączeniu kropek! Duszna atmosfera małego miasteczka jest tłem dla historii ciężarnej Leny, uciekającego Lucasa, Joe Christmasa, pastora Hightowera, Byrona i panny Burden. Powieść wypełnia tajemnica, która doprowadzi do niejednej śmierci. Są zdrady, samobójstwa, przemoc fizyczna i wciąż odczuwalny podział rasowy. Sceny brutalne przeplatają się z gestami dobroci, ale „za bycie dobrym płaci się tak samo, jak za bycie złym”.
Jednym z wątków, które w swojej książce opisał Faulkner, jest tożsamościowe wyparcie, którego doświadczył jeden z bohaterów powieści, a które w psychologii określa się mianem passingu. Termin ten odnosi się do osób czarnych, bądź innych niebiałych, które z powodu jasnego odcienia skóry, mogą być uważane za białych. Osoby takie pozbawione charakterystycznych cech rasy negroidalnej, z łatwością asymilują się z rasą białą, głównie po to, by uniknąć wiktymizacji z powodu swojego pochodzenia. Takie osoby są zdolne do wszystkiego, byleby ich sekret pozostał w ukryciu. Niestety ta wewnętrzna „walka krwi” sieje spustoszenie w ich psychice. Pisała o tym dr Lillian B. Rubin. Dokładnie ten sam problem pojawia się w czwartym sezonie serialu „Synowie Anarchii”, gdzie Theo Rossi (w filmie Juice Ortiz) idealnie oddaje to, z czym zmagał się bohater „Światłości w sierpniu”. Co ciekawe, passing jest obecnie mocno związany z ruchem LGBTQ+ i oznacza osobę, która jest odbierana przez innych zgodnie z płcią, z którą się identyfikuje, a nie z płcią biologiczną. Również to jest bardzo dobrze pokazane w wyżej wymienionym serialu, tylko dwa sezony dalej. Jeśli więc ktoś mi teraz powie, że klasyka trąci myszką, to go śmiechem zabiję ;) Czytajcie, oglądajcie i bawcie się dobrze :)
IG @angelkubrick
Faulkner inspirował i nadal inspiruje wielu pisarzy, w tym najnowszego noblistę z dziedziny literatury, Johna Fossego. Nowe wydanie „Światłości w sierpniu” z odświeżonym tłumaczeniem ma zachęcić do sięgnięcia po klasykę, która wbrew pozorom nie zestarzała się ani odrobinę. A jeśli powiem Wam, że to, o czym pisał Faulkner, znajdziecie w czwartym sezonie serialu „Synowie...
więcej Pokaż mimo to