-
Artykuły„Małe jest piękne! Siedem prac detektywa Ząbka”, czyli rozrywka dla młodszych (i starszych!)Ewa Cieślik1
-
ArtykułyKolejny nokaut w wykonaniu królowej romansu, Emily Henry!LubimyCzytać2
-
Artykuły60 lat Muminków w Polsce! Nowe wydanie „W dolinie Muminków” z okazji jubileuszuLubimyCzytać2
-
Artykuły10 milionów sprzedanych egzemplarzy Remigiusza Mroza. Rozmawiamy z najpoczytniejszym polskim autoremKonrad Wrzesiński14
Biblioteczka
2019-11-21
2019
2017-06-05
Jest to chyba jedna z tych książek, które wdrążyły mi się głęboko w serducho i, mimo że rozstaliśmy się z jej bohaterami już kilka dni temu, uparcie nie daje o sobie zapomnieć. Nie chcę rozpisywać się o fabule, bo ta została już świetnie przedstawiona we wcześniejszych recenzjach, a ja mam tendencję do haotyczności. Między nami, nie zamierzałam nawet zabierać się za tą recenzję, ale coś w środku nie pozwala mi na odłożenie jej tak po prostu na półkę.
Zacznijmy z grubej rury - nie dostrzegłam w niej absolutnie nic radosnego lub dającego nadzieję. Nie znalazłam nawet jednej sytuacji, w której widać promyk słońca. Pierwszy rozdział był dla mnie jak podchody z trudnym przeciwnikiem, kolejne – ciężka i wyczerpująca bitwa. Odetchnęłam z ulgą, gdy przewróciłam ostatnią stronę i zdałam sobie sprawę, że nadal jestem w swoim pokoju, a na podwórko nie spadają żadne katiusze. Mało która powieść tak potrafi swego czytelnika wytargać i bezceremonialnie wypluć.
Przeplatały się we mnie różne nastroje – od współczucia przechodziłam w niedowierzanie, by zaraz znienawidzić daną postać, a po chwili już jej żałować i życzyć wyjścia na prostą. Autorka niezwykle trafnie uchwyciła portret człowieka wraz z jego słabościami i nietrwałością. Jej bohater nie jest waleczny i nieustraszony, nie biegnie na pomoc głodnym sierotom. Zamiast tego chakrakteryzuje się po prostu prawdziwością - z całym swoim ludzkim egoizmem, lękami i rozterkami. Najbardziej uderzająca była dla mnie część Simony, choć mocnego wyrazu nie odmawiam także fragmentowi Kobiego.
Całość jest dla mnie poruszającym portretem rodziny, z którą chyba nikt nie chciałby się utożsamiać. Czytając tę historię, miałam wrażenie, jakby pozwolono mi wślizgnąć się pomiędzy ich cztery ściany, usiąść w zaniedbanej kuchni i cichcem oderwać skrawek intymności, do którego wcale nie miałam prawa.
Jest to trudna historia, ale czy życie jest zawsze łatwe i przyjemne?
Jest to chyba jedna z tych książek, które wdrążyły mi się głęboko w serducho i, mimo że rozstaliśmy się z jej bohaterami już kilka dni temu, uparcie nie daje o sobie zapomnieć. Nie chcę rozpisywać się o fabule, bo ta została już świetnie przedstawiona we wcześniejszych recenzjach, a ja mam tendencję do haotyczności. Między nami, nie zamierzałam nawet zabierać się za tą...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-12-14
2016-10-22
2016-04-08
2015-12-26
1999
2015-06-20
Dom wuja Mortimora to miejsce, w którym nie chciałabym się znaleźć po zmroku. Ponury gospodarz spędza dni pośród zamkniętych pokoi, w towarzystwie zbzikowanego służącego i tajemniczych odgłosów rozchodzących się po korytarzach. Jaką tajemnicę ukrywa? Kim są dzieci biegające po ogrodzie?
Edgarowi nie wypada zadawać dociekliwych pytań. Przychodzi do domu wuja, by usiąść z nim przy kominku i słuchać niekończących się historii, a każda z nich jeży włos na głowie.
Połknęłam jednym tchem i mam ochotę na więcej. Jest w tej książce coś zaskakującego, co pozostawia niedosyt. Sięgając po nią byłam pewna, że biorę do rąk opowieść dla dzieci - jakie było moje zaskoczenie. Zwiódł mnie prosty język oraz dziecięca banalność, które w tej książce są narzędziem konstrukcyjnym grozy i dwukrotnie podbijają atmosferę niepokoju.
Myślę, że Chris Priestley ma świetne predyspozycje do tego, by we własnym, oryginalnym stylu stać się następnym przodownikiem gatunku grozy.
Dom wuja Mortimora to miejsce, w którym nie chciałabym się znaleźć po zmroku. Ponury gospodarz spędza dni pośród zamkniętych pokoi, w towarzystwie zbzikowanego służącego i tajemniczych odgłosów rozchodzących się po korytarzach. Jaką tajemnicę ukrywa? Kim są dzieci biegające po ogrodzie?
Edgarowi nie wypada zadawać dociekliwych pytań. Przychodzi do domu wuja, by usiąść z...
2015-03-24
2015-02-06
Bardzo dawno żadna historia nie wciągnęła mnie do tego stopnia, żeby znów, jak za czasów podstawówki, zarwać całą noc z latarką pod kołdrą. Szczerze przyznam, że sięgnęłam po tę książkę po obejrzeniu filmu i nie żałuję. Szkoda tylko, że zrobiłam to tak późno.
Dorosły Jay Gatsby jest kimś, kim młody Jamie Gatz zawsze chciał być - jest to wykreowana, przemyślana do najmniejszego szczegółu postać młodego, wpływowego i bogatego mężczyzny. Ma wspaniały dom, najdroższe koszule świata, wodospady alkoholu i wykwintnych przekąsek, tłumy wpływowych gości odwiedzających jego posiadłość w każdy weekend, przyjęcia, którymi żyje całe miasto... w tym idealnym obrazie brakuje mu jedynie miłości, utraconej kilka lat wcześniej.
Jego romantyzm i głód uczucia zostaje zestawiony z twardym, bezdusznym światem celebry, gdzie każdy gest i spojrzenie powinno być dokładnie przemyślane, gdyż głodna plotek gawiedź tylko czeka na nowe atrakcje.
Historia jest smutnym dowodem tego, że za pieniądze nie można kupić wszystkiego, a co więcej - że miłość w rozgrywce z żądzą bogacenia się, nie ma wiele do powiedzenia i przegrywa.
Nie chciałabym osądzać bohaterów. Sądzę, że to, czym każdy z nich się kieruje jest w dużej mierze efektem czasów i miejsca, w jakich przyszło im żyć. Wybory, których dokonują i popełniane błędy czynią ich, moim zdaniem, bardziej ludzkimi.
Wreszcie znalazła się książka, która nie zajmuje się pełnym patosu i wydumanym wychwalaniem miłości idealnej.
Bardzo dawno żadna historia nie wciągnęła mnie do tego stopnia, żeby znów, jak za czasów podstawówki, zarwać całą noc z latarką pod kołdrą. Szczerze przyznam, że sięgnęłam po tę książkę po obejrzeniu filmu i nie żałuję. Szkoda tylko, że zrobiłam to tak późno.
Dorosły Jay Gatsby jest kimś, kim młody Jamie Gatz zawsze chciał być - jest to wykreowana, przemyślana do...
2014-08-11
Tej książki nie było na mojej liście „chcę przeczytać” i pewnie przeszłabym obok niej obojętnie, gdyby nie wpadła mi w oko przypadkowa recenzja, która zaczynała się tak samo, słowami „nie planowałam przeczytać tej książki”. No, skoro ktoś nie planował, a przeczytał i jeszcze poświęcił kilka chwil na napisanie recenzji, to dla mnie ewidentny znak, że nie można jej ot tak ominąć. A nie można.
Oliwka ma 15 lat. Ma również ojczyma, młodsze rodzeństwo i mamę w Niemczech. Jest z tej gorszej dzielni. Chyba jest w ciąży z Chomikiem. Szkoda, bo Chomik to nie Żółty, żaden szpan.
Julia ma 15 lat. Ma mamę, tatę i macochę, ale w ich „dorosłych” przepychankach już nie wiadomo, kiedy i kogo słuchać bardziej, a kogo mniej. Chciałaby chodzić z Żółtym, ale jest tylko Uszi. No trudno, lepszy pic niż nic. Dziewczyny czują się już niemal dorosłe i próbują ze wszystkich sił manifestować swoją stopniowo zdobywaną niezależność, przez co często wpadają w kłopoty. Nieoczekiwanie po szkole rozchodzi się plotka, a jej skutki są porażające.
Autorka traktuje młodych bohaterów swej powieści bardzo serio, nie jak buzujące hormonami dzieciaki, ale jak równych sobie partnerów do rozmowy. Czytelnik wprowadzony zostaje w świat blokowisk, pomiędzy murki i trzepaki, gdzie rządzą szpanerskie airmaxy i iphony. Towarzyszy dziewczynom przy potajemnych skrętach w piwnicy i pierwszych browarach na domówkach. Podgląda niezdarne pocałunki kradzione gdzieś na klatce schodowej, z uwagą słucha rozterek sercowych. Uczy się żelaznej zasady, według której snap i fejs to szkolne być albo nie być, . Och, o ile życie byłoby łatwiejsze, gdyby jeszcze starzy nie czepiali się ciągle o byle pierdoły!
Uważam tę książkę za znakomite wyjście do dyskusji o tym, z czym naprawdę zmierzają się dzisiejsi nastolatkowie, bez bagatelizowania i zataczania oczami, bez upiększania i bez mydlenia oczu utartymi frazesami. Autorka dotyka wielu problemów, z których najbardziej wyróżniającymi się są relacja dziecko-rodzic i dziecko-grupa rówieśnicza, kwestia młodego człowieka zanurzonego we współczesnym świecie, gdzie nowoczesna technologia to już nie tylko „pomoc naukowa”, ale potężna maszyna, gdzie za pomocą kilku kliknięć można, albo wynieść kogoś na piedestał, albo wręcz zupełnie zniszczyć mu życie. Do tej i tak już wybuchowej mieszanki dochodzi problem bezdusznej biurokracji, która raz rozpędzona, prze do przodu i wyrządza mnóstwo szkody „w imię żelaznych reguł”, a w jej obliczu nawet dorośli są jak dzieci.
Tej książki nie było na mojej liście „chcę przeczytać” i pewnie przeszłabym obok niej obojętnie, gdyby nie wpadła mi w oko przypadkowa recenzja, która zaczynała się tak samo, słowami „nie planowałam przeczytać tej książki”. No, skoro ktoś nie planował, a przeczytał i jeszcze poświęcił kilka chwil na napisanie recenzji, to dla mnie ewidentny znak, że nie można jej ot tak...
więcej Pokaż mimo to