-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać460
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2019-07-27
2019-10-17
Całą recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com/2019/10/nowy-jork-pudeko-i-krawat-w-hot-dogi.html
Pierwsze określenia, jakie nasuwają mi się na myśl po przeczytaniu A jeśli to my, to słowa takie jak: uroczy, zabawny, zaskakujący, słodki, radosny, ciepły. Warto jednak dodać, że pod tą otoczką znajduje się o wiele, wiele więcej, niż możnaby się na pierwszy rzut oka spodziewać. Szczerze mówiąc, właśnie takiej książki się spodziewałam: urokliwej, na poprawę humoru i... nic ponadto. Mimo to Silvera i Albertalli zaskoczyli mnie. Bardzo się cieszę, że nie poszli w stronę słodkopierdzącej historii miłości dwóch nastoletnich chłopaków. Owszem, momentami jest uroczo, ale mieści się to w granicach normy, nie jest przesadzone. Ba! Są sytuacje, które niszczą nawet tę otoczkę, są swojego rodzaju rysą na idealnej (na swój nieidealny sposób) historii. Mam tu głównie na myśli mężczyznę, który nie jest tolerancyjny wobec osób homoseksualnych. Ale też konflikty, które pojawiają się na przykład między Arthurem, Benem oraz ich przyjaciółmi. Także sytuacje rodzinne chłopców są powodem zatroskania czytelnika. To w jakiś sposób burzy harmonię w tej powieści, ale z drugiej strony to "zło" równoważy całe dobro, które spotyka bohaterów, tak jak to również w prawdziwym życiu bywa. Autorom udało się zachować balans i, moim zdaniem, nie przegięli ani w jedną, ani w drugą stronę. Co więcej, jestem zadowolona z tego, że ktoś nareszcie pokazał, że pierwsze spotkanie to nie wiatr we włosach i slow motion, jak w holywoodzkich filmach, ale traf losu i różne możliwe wpadki. Albertalli i Silvera pokazali też, że pierwsze randki mogą okazać się totalnymi katastrofami i nie toczą się zgodnie z wymyślonymi przez nas scenariuszami. Myślę, że to ważne, by uświadamiać młodzież, że w życiu pojawiają się różne zgrzyty i niedoskonałości, a jeszcze lepiej, żeby się potem nie poddawać i próbować. I za to autorom dziękuję.
Jeśli chodzi o bohaterów, to są to postaci, jakie ja sama chciałabym spotkać w prawdziwym życiu. Arthur to ten typ osoby, która zawsze poprawia innym humor i podtrzymuje rozmowę. Jest też wrażliwym chłopakiem, marzycielem i niepoprawnym romantykiem, który wierzy w przeznaczenie i miłość od pierwszego wejrzenia rodem z musicalu. Ben natomiast jest cichy, twardo stąpa po ziemi i pracuje nad swoją książką, która ma być nowym Harrym Potterem, a do tego leczy złamane serce. Słowem, są jak ogień i woda, ale świetnie się uzupełniają. Z drugiej jednak strony ani oni sami, ani relacja pomiędzy nimi nie jest wyidealizowana. Chłopcy mają swoje wady, czasem zrobią lub powiedzą coś głupiego i sprzeczają się ze sobą. Ale to działa tylko na ich korzyść, bo wydają się autentyczni. Mimo tego, że książka jest skupiona na Benie i Arthurze, to postacie poboczne również zostały dobrze napisane. I chociaż nie mamy okazji poznać ich tak dobrze jak głównych bohaterów, to i tak czujemy, jakbyśmy przebywali w ich obecności całe życie.
To, co jeszcze mnie zachwyciło w powieści A jeśli to my to nawiązania do popkultury. Autorzy czerpią z niej pełnymi garściami. Dlatego książka jest pełna odniesień do Harry'ego Pottera, Gwiezdnych wojen, a także musicali: Upiora w operze, Hamiltona, Nędzników, czy Drogi Evanie Hansenie.Osoby, dla których drugim Broadway jest drugim domem (ja) będą bardzo zadowolone z tych smaczków. Z drugiej jednak strony jeśli ktoś nie jest tak głęboko osadzony w kulturze, może mieć po prostu problemy ze zrozumieniem żartów sytuacyjnych nawiązujących jednocześnie do tych tworów.
Podsumowując, A jeśli to my, to urocza i zabawna, ale nie wyidealizowana powieść, która pokazuje zarówno blaski, jak i cienie pierwszych nastoletnich relacji międzyludzkich. Skupia się nie tylko na zakochaniu, ale też problemach młodych ludzi z przyjaciółmi czy rodzicami. Uważam, że ta książka jest idealna dla osób w wieku dorastania, które dopiero szukają własnej drogi w życiu. Mimo poruszanych tutaj problemów, lektura A jeśli to my będzie w stanie wywołać uśmiech na niejednej twarzy. Gwarantuję!
Całą recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com/2019/10/nowy-jork-pudeko-i-krawat-w-hot-dogi.html
Pierwsze określenia, jakie nasuwają mi się na myśl po przeczytaniu A jeśli to my, to słowa takie jak: uroczy, zabawny, zaskakujący, słodki, radosny, ciepły. Warto jednak dodać, że pod tą otoczką znajduje się o wiele, wiele więcej, niż możnaby się na pierwszy rzut oka...
2020-05-16
Cała recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com/
Ogólnie książka jest bardzo ciekawa, jeśli kogoś interesuje to, jaki taka, bądź co bądź, nietypowa praca ma wpływ na życie człowieka. Co prawda Fox opisała niektóre misje i szkolenia, ale mimo wszystko jest tego niewiele w stosunku do jej prywatnego życia. Przyznam szczerze, że ten fakt trochę mnie rozczarował, bo zamiast czytać w większej mierze o tym, jak naprawdę ta praca wygląda, musiałam zapoznawać się z problemami rodzinnymi autorki. Wydaje mi się, że powinno być raczej na odwrót, bo to sugeruje i tytuł, i opis tej książki. Uważam, że Fox za bardzo skupiła się na prywacie i, bądźmy szczerzy, na sobie i trzeba przyznać, że nie tego oczekiwałam od tej książki. Miałam nadzieję, że dowiem się jak najwięcej o jej pracy i w ogóle o tym, jak kobiety są traktowane w tak stereotypowo postrzeganym męskim środowisku. Jak dla mnie książka "Tajne życie. Kobieta w służbie CIA" okazała się lekkim rozczarowaniem. Nie mówię, że jest zła, czy źle napisana, ale "produkt" jest raczej "niezgodny z opisem". Nie odradzam jej, wręcz przeciwnie, ale trzeba mieć ten fakt na uwadze.
Cała recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com/
Ogólnie książka jest bardzo ciekawa, jeśli kogoś interesuje to, jaki taka, bądź co bądź, nietypowa praca ma wpływ na życie człowieka. Co prawda Fox opisała niektóre misje i szkolenia, ale mimo wszystko jest tego niewiele w stosunku do jej prywatnego życia. Przyznam szczerze, że ten fakt trochę mnie rozczarował, bo...
2022-03-22
Recenzja z profilu:
https://www.instagram.com/przystanek.bookstock/
Victoria Schwab zajmuje jedno z czołowych miejsc w moim rankingu ulubionych autorów/autorek, ponieważ pisane przez nią historie nigdy mnie nie rozczarowują. Sami więc rozumiecie, że wręcz musiałam sięgnąć po „Mroczną kryptę”.
"Mroczna krypta" to na pozór typowa fantastyka młodzieżowa: mamy tu dużo przygód, tajemnic i zagadek, a także odrobinę wątku romansowego, który jest jednak na tyle subtelny, że stanowi przyjemne uzupełnienie powieści. Główna bohaterka jest nastolatką (adekwatnie do wieku docelowej grupy odbiorczej), jednak jest na tyle dojrzała, że jej wiek nie przeszkodzi w lekturze i tym starszym czytelnikom. Mac można polubić od razu – nie tylko za jej odwagę i determinację, ale też za to, że jest zwyczajnie nieidealna, przez co łatwo jest się z nią utożsamić. Również bohaterowie drugoplanowi potrafią skraść serce (Wesley) lub zaintrygować (Owen).
W tej historii kryją się jednak pewien mrok i smutek, momentami wręcz melancholia. Jest to jak najbardziej zrozumiałe, w końcu mamy tu do czynienia ze śmiercią. Schwab pisze w sposób lekki i przyjemny, ale czasem nawet jedno zdanie lub wtrącenie potrafi skłonić czytelnika/czytelniczkę do refleksji nad samym/ą sobą i przemijaniem, co już stawia jej teksty o półkę wyżej od przeciętnych „młodzieżówek”. Swoją drogą: zauważyliście/łyście, że motyw śmierci, próby jej uniknięcia, życia pozagrobowego i innych wymiarów przewija się prawie w każdej powieści tej autorki? Lecz bez obaw – książki te bynajmniej nie są wtórne; bowiem każda z nich stanowi inną wariację na temat ww. motywów i przedstawia je z różnych punktów widzenia. Moim zdaniem jest to już jednak coś charakterystycznego dla prozy Schwab.
Wydanie dwóch części z cyklu "Archiwum" w jednym tomie to również rzecz warta uznania, ponieważ po przeczytaniu pierwszej części można od razu delektować się jej kontynuacją. Moim zdaniem Mroczna krypta to pozycja zdecydowanie warta uwagi. Archiwum skrywa jednak jeszcze wiele tajemnic, więc mam nadzieję, że będzie mi jeszcze dane wrócić do świata Mackenzie.
Recenzja z profilu:
https://www.instagram.com/przystanek.bookstock/
Victoria Schwab zajmuje jedno z czołowych miejsc w moim rankingu ulubionych autorów/autorek, ponieważ pisane przez nią historie nigdy mnie nie rozczarowują. Sami więc rozumiecie, że wręcz musiałam sięgnąć po „Mroczną kryptę”.
"Mroczna krypta" to na pozór typowa fantastyka młodzieżowa: mamy tu dużo...
2022-06-21
2022-03-06
Recenzja z: https://www.instagram.com/przystanek.bookstock/
„Akuszerki” to powieść, na której premierę czekało na bookstagramie wiele osób i przyznam, że sama zaliczałam się do tego grona, głównie ze względu na intrygujący opis.
Akcja powieści zaczyna się w 1885 roku, a jej główną bohaterką jest Franciszka, która przez zbieg okoliczności zaczyna pomagać okolicznym kobietom przy porodach, a w końcu dzięki nieoczekiwanemu wsparciu zaczyna naukę w krakowskiej szkole położnych. Gdy wraca do rodzinnej wsi, boleśnie zderza się z wiejską biedną i zabobonną rzeczywistością.
Na początku lektury obawiałam się, że historia ta może otrzeć się o idealizowanie macierzyństwa i „cudu narodzin”. Na szczęście moje obawy zostały szybko rozwiane, autorka w żadnym razie nie ociera się o patos, niczego nie upiększa, a narracja, którą prowadzi jest momentami wręcz naturalistyczna. Można tu jednak wyczuć wielkie zrozumienie dla kobiecych przeżyć i znaleźć tu każdą emocję – od radości po niewysłowiony smutek, jak to zresztą w życiu bywa. Realizm opisów i wydarzeń to moim zdaniem, jeden z najmocniejszych aspektów „Akuszerek”, ponieważ właśnie dzięki niemu fabuła książki zyskuje cechy opowieści snutej przez dojrzałą i doświadczoną przez życie kobietę. Jest to coś, co może kojarzyć się z historiami opowiadanymi nam przez nasze mamy, babcie czy prababcie i właśnie dlatego nas tak porusza. Warto przy tym wspomnieć, że inspiracją dla autorki była historia jej własnej prababki, która pojawia się zresztą na kartach książki.
„Akuszerki” to jednak nie tylko 700 stron historii położnictwa, ale również portret polskiej wsi przełomu XIX i XX w. Kolejną mocną stroną powieści S. Jakubowskiej jest więc niesamowity klimat, uzyskany wspomnianymi realistyczno-naturalistycznymi opisami, jak również dialektyzacją języka, który jest żywy i obrazowy. Myślałam, że trafne odtworzenie atmosfery dawnej wsi jest już współcześnie niemożliwe. A jednak! Autorka udowodniła w „Akuszerkach”, że jak najbardziej można to zrobić i że ona to potrafi. Pod względem estetyki można więc porównać jej powieść do znanych nam ze szkoły „Chłopów” czy „Wesela”.
Co jednak najbardziej mnie ujęło w trakcie lektury, to zrównoważenie między dwoma skrajnymi przeciwieństwami. Fabuła powieści obejmuje bowiem ponad 60 lat, więc siłą rzeczy prędzej czy później musiała pojawić się w niej, zaraz obok narodzin, śmierć. Nie można przy tym nie wspomnieć o wpływie wszelkich wydarzeń historycznych na to małe, wiejskie społeczeństwo, które w rezultacie końcowym staje się powierzchnią projekcyjną dla tragedii całego narodu polskiego. Jednak okazuje się, że życie potrafi zrodzić się na tle nawet najbardziej dramatycznych wydarzeń. Fabuła „Akuszerek” zyskuje tym samym strukturę „kręgu życia” – jedne osoby odchodzą, na ich miejsce przychodzą nowe, jednak balans i równowaga zawsze są zachowane. Jest w tym coś przejmującego i wzruszającego, prawda?
Podsumowując, „Akuszerki” to świetna, poruszająca i bardzo klimatyczna powieść o kobietach i kobiecości, blaskach i cieniach macierzyństwa, a przede wszystkim o nierozerwalności życia i śmierci. Jest to wyśmienita lektura, która na długo pozostaje w pamięci.
Dziękuję wydawnictwu Relacja za możliwość zrecenzowania „Akuszerek”.
Recenzja z: https://www.instagram.com/przystanek.bookstock/
„Akuszerki” to powieść, na której premierę czekało na bookstagramie wiele osób i przyznam, że sama zaliczałam się do tego grona, głównie ze względu na intrygujący opis.
Akcja powieści zaczyna się w 1885 roku, a jej główną bohaterką jest Franciszka, która przez zbieg okoliczności zaczyna pomagać okolicznym...
2019-10-29
Cała recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com
Zawsze i na zawsze to już ostatni tom z cyklu O chłopcach. I z tego też powodu lektura jest tak stresująca, ponieważ czytelnik chce aby losy bohaterów ułożyły się po jego myśli. Dlatego też oderwanie się od lektury jest wręcz niemożliwe. Czytelnik nie spocznie, dopóki nie dowie się, co z jego ulubionymi postaciami. Z tego można wywnioskować, że w Zawsze i na zawsze nie brakuje napięcia i zwrotów akcji, oczywiście na miarę powieści obyczajowej. Na początku obawiałam się, czy ta historia przeciągnięta na 3 tomy, to nie będzie zbyt wiele szczęścia na raz. Nie zrozumcie mnie źle, lubię czytać o Larze Jean i jej bliskich, ale uważam, że nieumiejętnie poprowadzona fabuła potrafi zepsuć nawet najlepsze powieści. Na szczęście, okazało się, że moje obawy były niepotrzebne, a Zawsze i na zawsze nie odstaje od poprzednich części. Problemy, na które tutaj natrafiają bohaterowie nie są ani zbyt wydumane, ale też nie wtórne. Totalnie rozumiem niepewność Lary Jean i Petera, jeśli chodzi o wybieranie studiów i decydowanie w tak młodym wieku o całej swojej przyszłości. Sama przecież nie tak dawno to przeżywałam. Uważam, że powieść Jenny Han oprócz źródła rozrywki stanowi swojego rodzaju pocieszenie i być może wskazówkę dla osób, które stoją na życiowym rozdrożu, nie tylko jeśli chodzi o wspominaną wcześniej edukację. Co więcej również wątki poboczne poruszają takie problemy, jakie możemy napotkać w życiu codziennym i w pewien sposób pokazują, jak można sobie z nimi radzić. Myślę, że taka funkcja edukacyjna w literaturze, a już szczególnie tej skierowanej do młodzieży, jest bardzo ważna.
Cała recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com
Zawsze i na zawsze to już ostatni tom z cyklu O chłopcach. I z tego też powodu lektura jest tak stresująca, ponieważ czytelnik chce aby losy bohaterów ułożyły się po jego myśli. Dlatego też oderwanie się od lektury jest wręcz niemożliwe. Czytelnik nie spocznie, dopóki nie dowie się, co z jego ulubionymi postaciami. Z...
2020-02-14
2022-02-03
Opinia pochodzi z Instagrama:
https://www.instagram.com/przystanek.bookstock/
Czarująca pierwsza dama i wybitna śpiewaczka operowa – rywalizacja, która wstrząsnęła światem.
Wcześniej nawet nie wiedziałam, że Maria Callas i Jackie Kennedy miały ze sobą coś wspólnego. Jak się jednak okazało, połączyła je miłość do tego samego mężczyzny. Właśnie tę historię opisuje Gill Paul w swojej najnowszej powieści „Rywalki”, po którą sięgnęłam z wielkim zaciekawieniem.
Śledzimy tu losy dwóch głównych bohaterek – Marii i Jackie. Dla książek Paul jest charakterystyczne to, że bierze ona postaci znane nam z historii i obdarza je charakterem, powołuje wręcz na nowo do życia. W rezultacie są to postaci wiarygodne, które wydają się czytelni(cz)kom bliskie i z którymi można się zżyć. Jest to coś za co podziwiam autorkę. W większości jej powieści mieliśmy też do czynienia z dwiema liniami czasowymi – z tą umieszczoną w przeszłości i z tą współczesną. Tutaj akcja osadzona jest wyłącznie w latach 50., 60. i 70. XX wieku, co moim zdaniem zdecydowanie działa na plus, ponieważ nie wytrąca osoby czytającej z rytmu, nawet jeśli rozdziały są pisane naprzemiennie – raz o Jackie, a raz o Marii.
„Rywalki” to opowieść o dwóch silnych i wpływowych kobietach; o dwóch zupełnie różnych osobowościach, które jednak są w równym stopniu pracowite, ambitne i doświadczone przez życie. Ich wielkie sukcesy i sława przeplatają się z wielkimi tragediami osobistymi i niewyobrażalnym smutkiem. Widać tu ogrom pracy, którą autorka włożyła w napisanie tej powieści, szczególnie, jeśli chodzi o poznanie psychologii swoich bohaterek.
Gill Paul udaje się tworzyć historie, które śledzi się z zapartym tchem. Zawsze czytam jej książki w błyskawicznym tempie, strony wręcz same się przewracają – to świadczy tylko o tym, jak wciągająca i angażująca jest ich fabuła. I nie inaczej było właśnie w przypadku „Rywalek”. Podsumowując, najnowsza powieść Paul to opowieść o wielkich namiętnościach, zdradzie oraz blaskach i cieniach sławy, a wszystko to przy zachowaniu lekkiego stylu. Moim zdaniem jest to lektura zdecydowanie warta polecenia!
Opinia pochodzi z Instagrama:
https://www.instagram.com/przystanek.bookstock/
Czarująca pierwsza dama i wybitna śpiewaczka operowa – rywalizacja, która wstrząsnęła światem.
Wcześniej nawet nie wiedziałam, że Maria Callas i Jackie Kennedy miały ze sobą coś wspólnego. Jak się jednak okazało, połączyła je miłość do tego samego mężczyzny. Właśnie tę historię opisuje Gill Paul...
2020-09-27
Cała recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com/2020/10/kobieta-w-lustrze-eric-emmanuel-schmitt.html
W trakcie lektury tej książki przekonałam się, że dlaczego Éric-Emmanuel Schmitt ma tak wielu fanów. Autor po prostu czaruje słowem. Jego styl pisania jest lekki, ale zarazem bardzo plastyczny i świadczący o wyrobionym piórze. Przy tym sama kreacja postaci została przez autora obdarowana indywidualnymi cechami. Schmitt zgłębił psychikę każdej z bohaterek w taki sposób, że te nie zlewają się w odczuciu czytelnika w jedno – każda z nich ma inne dominujące cechy charakteru, swoje lęki i pragnienia, ale jednocześnie autor znalazł dla Anne, Hanny i Anny wspólny mianownik, czyli chęć uwolnienia się z narzucanej kobietom roli społecznej. Dzięki temu z powieści Schmitta wyłania się uniwersalny portret kobiety, która chce sama decydować o własnym losie, jednak zostaje wtłoczona do roli matki, żony lub kochanki przez konwenanse i inna opcja nie została dla niej przewidziana. Przez zastosowanie trzech linii czasowych czytelnik dostrzega, że mimo upływu lat, całych wieków nawet, rola kobiety się nie zmienia. Anne, Hanna i Anny postanawiają stawić opór tym normom, jednak każda z nich coś przy tym traci. By móc być sobą, muszą coś poświęcić. Z tego względu Kobieta w lustrze stanowi momentami dosyć przygnębiającą lekturę, jednak mimo to daje czytelnikowi, może lepiej byłoby powiedzieć czytelniczce, okazję do refleksji nad swoim życiem – chcę uszczęśliwiać innych czy siebie?
Cała recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com/2020/10/kobieta-w-lustrze-eric-emmanuel-schmitt.html
W trakcie lektury tej książki przekonałam się, że dlaczego Éric-Emmanuel Schmitt ma tak wielu fanów. Autor po prostu czaruje słowem. Jego styl pisania jest lekki, ale zarazem bardzo plastyczny i świadczący o wyrobionym piórze. Przy tym sama kreacja postaci została...
2020-10-26
Cała recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com/2020/11/miss-birmy-charmaine-craig-recenzja.html
Na początku powieści poznajemy Benny’ego i Khin, którzy, choć nie mówią w tym samym języku, to są tak samotni, że decydują się na małżeństwo. Kiedy chaos II wojny światowej ogarnia również Birmę, na świat przychodzi ich córka, Luiza. Jej dzieciństwo jest bardzo burzliwe – nie tylko ze względu na panującą wojnę, ale też ze względu na problemy w rodzinie. Te wydarzenia kształtują charakter dziewczyny, która od najmłodszych lat zachwyca urodą i która już jako nastolatka walczy o tytuł Miss Birmy. Pozornie ten konkurs piękności nie ma nic wspólnego z polityką, jednak okazuje się, że od tego, która z dziewcząt wygra, zależy, czy kraj uda się zjednoczyć, czy jeszcze bardziej go podzielić.
Brzmi ciekawie, prawda? Ale jeszcze bardziej interesujący jest fakt, że powieść jest oparta na prawdziwych wydarzeniach, a tytułowa Miss Birmy to nikt inny, jak… matka autorki.
Powieść Craig jest absolutnie zachwycająca, jeśli chodzi o przedstawienie wszelkich wątków polityczno-społeczno-kulturowych w Birmie, szczególnie jeśli ktoś nie jest zaznajomiony z historią tego kraju. Należy również przyznać, że jest to dosyć mroczna lektura – wszak jej akcja toczy się w dużej mierze w czasie II wojny światowej i późniejszej wojny domowej. Jest tutaj opisana m.in. masakra dokonana na Karenach, jednej z grup etnicznych zamieszkujących tamte tereny. Dlatego Miss Birmy to nie tylko historia jednej rodziny z wątkami wojennymi w tle, ale wzruszający dowód na okrucieństwo, które jedni ludzie gotują innym i pod tym względem nie mam wobec tej powieści żadnych zastrzeżeń.
Cała recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com/2020/11/miss-birmy-charmaine-craig-recenzja.html
Na początku powieści poznajemy Benny’ego i Khin, którzy, choć nie mówią w tym samym języku, to są tak samotni, że decydują się na małżeństwo. Kiedy chaos II wojny światowej ogarnia również Birmę, na świat przychodzi ich córka, Luiza. Jej dzieciństwo jest bardzo...
2020-12-26
Cała recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com/2021/01/balet-i-ambicja-tiny-pretty-things-sona.html
Muszę przyznać, że początkowo podchodziłam do Tiny Pretty Things z niemałym dystansem. Głównie ze względu na górnolotne porównania tej młodzieżówki do wcześniej już wspomnianego wyżej Czarnego łabędzia. A jak wiadomo, takie porównania czasem książce bardziej szkodzą, niż pomagają w odniesieniu sukcesu. Zresztą sama powieść sprawia wrażenie niepozornej, typowo rozrywkowej. A jednak po jej lekturze mogę stwierdzić, że nic bardziej mylnego! Tiny Pretty Things to świetnie skonstruowana powieść młodzieżowa, której głównym motywem na pierwszy rzut oka jest pasja i poświęcenie się tańcu. Dopiero kiedy zagłębiamy się w tę historię dostrzegamy jej, nazwijmy to, mroczną stronę. Nie chodzi jednak tylko o fakt, ile łez i potu muszą wylać tancerze, by później móc zaprezentować swe umiejętności na scenie i to tak, by wydawało się, że robią to bez większego wysiłku. O wiele ważniejsze wydaje się tutaj pytanie Co jestem zdolna/y zrobić, by osiągnąć swój cel? Bo trzeba przyznać, że rywalizacja w opisanej tutaj szkole baletowej jest naprawdę zacięta. Niektóre sytuacje wymykają się wręcz spod kontroli i stanowią prawdziwe zagrożenie.
Akcja powieści skupia się na trzech bohaterkach – Gigi, Bette i June. Rozdziały zostały napisane z perspektywy każdej z nich. Dzięki temu mamy szerszy ogląd na różne wydarzenia, jednak nie zostajemy pozbawieni wglądu w warstwę emocjonalną. Kiedy zaczynałam lekturę, obawiałam się, że dziewczęta zleją się w jedną postać, że będą różnić się tylko drobnostkami. I znów się pomyliłam (na szczęście!). Interesujący jest bowiem fakt, że każda z bohaterek reprezentuje inne podejście do tematu tańca - dla Gigi jest on życiem; Bette swoimi występami stara się przyćmić swoją starszą siostrę, która również jest baletnicą; natomiast dla June zdobycie sławy oznaczałoby spełnienie marzeń i utarcie nosa swoim nieprzyjaciołom. Autorki Tiny Pretty Things opisały tutaj trzy różne charaktery i to w bardzo realistyczny sposób. Gigi, Bette i June nie są idealnymi postaciami bez skazy, chociaż za takie chciałyby uchodzić. Ich portrety psychologiczne zostały poszerzone o wady, całe mnóstwo wad. I mimo że ich postępowania nie można w większości przypadków pochwalić, to w jakiś pokrętny sposób jesteśmy w stanie zrozumieć motywację każdej z dziewcząt. A to, moim zdaniem, trudna sztuka.
Cała recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com/2021/01/balet-i-ambicja-tiny-pretty-things-sona.html
Muszę przyznać, że początkowo podchodziłam do Tiny Pretty Things z niemałym dystansem. Głównie ze względu na górnolotne porównania tej młodzieżówki do wcześniej już wspomnianego wyżej Czarnego łabędzia. A jak wiadomo, takie porównania czasem książce bardziej...
2020-12-13
Cała recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com/2020/12/dziewczyny-w-przestworzach-noelle.html
Gdybym miała opisać Dziewczyny w przestworzach jednym zdaniem, napisałabym, że jest to książka przede wszystkim o sile kobiet, które nie dość, że pracowały dla armii i przyczyniały się do sukcesów działań wojennych armii amerykańskiej, to jeszcze musiały walczyć z patriarchalnymi strukturami w społeczeństwie. Dzięki temu, że narracja jest prowadzona z punktu widzenia Audrey, czytelnik ma możliwość poznać jej odczucia z tym związane – pracujesz, starasz się, a niektórzy i tak mówią, że zabierasz mężczyznom miejsce pracy i dziwią się, że kobieta zna różne modele samolotów. Nic więc dziwnego, że doprowadza to należące do Kobiecych Sił Powietrznych pilotki do frustracji. Audrey reprezentuje pod tym względem swoje koleżanki i jej uczucia są również tak naprawdę ich odczuciami. [...] Natomiast wydarzenia II wojny światowej toczą się gdzieś na drugim planie, tylko co jakiś czas wywierając bezpośredni wpływ na życie głównej bohaterki. W moim odczuciu te proporcje były odpowiednio wyważone – nawet mimo tej przewagi motywów obyczajowych. Bo oprócz dążenia do realizacji swoich postanowień, Noelle Salazar opisała w swojej powieści historię miłosną, która poruszyła nawet taką osobę jak ja, która raczej ma dystans do fikcji literackiej i trudno ją czymś wzruszyć.
Cała recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com/2020/12/dziewczyny-w-przestworzach-noelle.html
Gdybym miała opisać Dziewczyny w przestworzach jednym zdaniem, napisałabym, że jest to książka przede wszystkim o sile kobiet, które nie dość, że pracowały dla armii i przyczyniały się do sukcesów działań wojennych armii amerykańskiej, to jeszcze musiały walczyć z...
2019-10-20
Sadie, czyli główna bohaterka powieści, nie ma łatwego życia. Nią i jej młodszą siostrą, Mattie, zajmuje się matka. Ale to tylko pozory, bo to Sadie musi o wszystko dbać, nawet o wychowanie młodszej siostry, która wkracza w wiek dorastania. Pewnego dnia matka dziewcząt znika, a Mattie zostaje znaleziona martwa. Policja niewiele może wskórać, więc Sadie postanawia sama wymierzyć sprawiedliwość i rusza w podróż śladami osoby, którą podejrzewa o morderstwo siostry.
Akcja książki toczy się dwutorowo. Jedną oś powieści stanowi narracja prowadzona z punktu widzenia Sadie. Drugą zaś tworzy transkrypcja podcastu, w którym pewien dziennikarz odtwarza i relacjonuje historię sióstr. Dzięki temu nie ma żadnych luk fabularnych i wszelkie informacje się nawzajem uzupełniają. Gdyby narratorką całej powieści była tylko Sadie, czytelnik miałby problemy ze zrozumieniem całości, szczególnie, że dziewczyna nie zagłębia się zbytnio w żadne szczegóły, niektóre woli nawet ukrywać i zostawia często nutkę niedopowiedzenia. Jest oszczędna w słowach. I te cechy jej narracji są odzwierciedleniem prawdziwego charakteru głównej bohaterki. Sadie się jąka, to czyni ją w pewien sposób ułomną w kwestii komunikacji z obcymi. Tym bardziej, że inni jej nie pomagają, z góry zakładając, że ta nie grzeszy rozumem, skoro nie potrafi wyrazić swoich myśli. Pod tym względem Summers stworzyła wiarygodną bohaterkę. Poza tym Sadie jest bardzo upartą i zawziętą nastolatką. Mimo że się czasem boi, cierpi zarówno fizycznie, jak i psychicznie, to nic nie jest w stanie odwieść jej od postawionego sobie celu, czyli zemsty na mordercy swojej siostry. W moim odczuciu wynika to z tego, że najbliższa Sadie osoba nie żyje, matka uciekła, a życie w małej mieścinie, gdzie brak miejsc do pracy i gdzie panuje bieda, nie napawa optymizmem i raczej nie zostawia nadziei na świetlaną przyszłość. Dziewczyna nie ma po prostu nic do stracenia.
Powieść Courtney Summers zaniepokoiła mnie i dotknęła. Sprawiła, że czułam się w jakimś sensie niekomfortowo sama ze sobą. Nie chodzi tu tylko o motyw zbrodni i kary, ale też wątki poboczne z przeszłości Sadie. Faktem jest, że główna bohaterka jest nastolatką, ale czy to sprawia, że książka jest skierowana raczej do młodzieży niż dorosłych? Uważam, że przez wzgląd na poruszane tutaj problemy społeczne i psychologiczne, a także brutalność i dosadność niektórych scen, powieść jest adresowana raczej do dojrzalszego czytelnika, co powinno, moim zdaniem zostać zaznaczone.
Jednak Sadie jako thriller niezbyt dobrze się sprawdza. To znaczy: klimat jest, problem jest, zbrodnia też jest. Ale ta początkowa, klaustrofobiczna atmosfera pędzi w kierunku punktu kulminacyjnego, którego, jak się ostatecznie okazuje, nie ma. Po prostu. Pod koniec następuje gwałtowny spadek napięcia, a samo zakończenie jest otwarte. Mnie takie rozwiązanie mimo wszystko zadowala, bo daje pole do popisu wyobraźni czytelnika i pozwala dowolnie interpretować końcowe wydarzenia. Nie wiem jednak, czy Summers nie zostawiła zbyt wiele w sferze domysłów. Z tego względu rozumiem też niezbyt pochlebne opinie innych osób.
Podsumowując, Sadie to emocjonalna, niepokojąca i trudna pod względem treści powieść. Zakończenie może być dla niektórych satysfakcjonujące, dla innych już nie. Uważam jednak, że książka jest mimo wszystko warta uwagi.
Recenzja pochodzi z bloga:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com
Sadie, czyli główna bohaterka powieści, nie ma łatwego życia. Nią i jej młodszą siostrą, Mattie, zajmuje się matka. Ale to tylko pozory, bo to Sadie musi o wszystko dbać, nawet o wychowanie młodszej siostry, która wkracza w wiek dorastania. Pewnego dnia matka dziewcząt znika, a Mattie zostaje znaleziona martwa. Policja niewiele może wskórać, więc Sadie postanawia sama...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-09-24
Cała recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com/2020/09/taniec-pszczo-i-inne-opowiadania-o.html
Taniec pszczół to zbiór jedenastu opowiadań autorstwa jedenastu różnych autorów. Pisarzami, którzy podjęli się tej współpracy są: Agnieszka Janiszewska, Joanna Jax , Jolanta Maria Kaleta, Mirosława Kareta, Magdalena Knedler, Zofia Mąkosa, Agnieszka Olejnik, Maria Paszyńska, Maciej Siembieda, Magdalena Wala i Sabina Waszut. I chociaż style opowiadań, jak i opowiadania same w sobie się od siebie różnią, to łączy je jedno – II wojna światowa.
Akcja każdej z tych historii toczy się w czasie wojny lub do wojny nawiązuje. Nie będę jednak opisywać każdej z nich, bo najlepiej będzie, kiedy czytelnik sam je odkryje. Ale zapewniam, że nie ma tu opowiadań lepszych lub gorszych. Każde z nich opisuje tragedię człowieka, któremu przyszło stawić, w taki czy inny sposób, czoła wojnie, a oprócz tego każda z tych historii dostarcza całej gamy emocji – od niepokoju i lęku do nadziei. Warto też dodać, że niektóre z nich są oparte na prawdziwych wydarzeniach.
Cała recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com/2020/09/taniec-pszczo-i-inne-opowiadania-o.html
Taniec pszczół to zbiór jedenastu opowiadań autorstwa jedenastu różnych autorów. Pisarzami, którzy podjęli się tej współpracy są: Agnieszka Janiszewska, Joanna Jax , Jolanta Maria Kaleta, Mirosława Kareta, Magdalena Knedler, Zofia Mąkosa, Agnieszka Olejnik, Maria...
2019-06-08
"Łowcę" traktowaliśmy jako pierwotne zakończenie trylogii "Zapomniane księga". Wydawnictwo zapowiedziało jednak, że ta historia się jeszcze nie kończy. Moim zdaniem "Łowca" to bardzo dobre domknięcie całości, które trzyma poziom poprzednich tomów. Owszem, moim zdaniem to "Strażnik" był najlepszy, jeśli chodzi o tę serię, ale i tak jestem usatysfakcjonowana tym zakończeniem, które zaproponowała Paulina Hendel. Jeśli jednak autorka ma pomysł na kontynuację, to jestem bardzo ciekawa, co tym razem wymyśli, ponieważ udowodniła już, że potrafi zaskoczyć czytelnika wiele razy oraz ciekawie operować motywami z mitologii słowiańskiej i je odpowiednio wykorzystywać w swoich historiach. Przy czytaniu książek Pauliny Hendel naprawdę nie ma miejsca na nudę. Moim zdaniem "Łowca" to godna kontynuacja losów Huberta.
"Łowcę" traktowaliśmy jako pierwotne zakończenie trylogii "Zapomniane księga". Wydawnictwo zapowiedziało jednak, że ta historia się jeszcze nie kończy. Moim zdaniem "Łowca" to bardzo dobre domknięcie całości, które trzyma poziom poprzednich tomów. Owszem, moim zdaniem to "Strażnik" był najlepszy, jeśli chodzi o tę serię, ale i tak jestem usatysfakcjonowana tym zakończeniem,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-07-10
Cała recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com/2020/07/pamietnik-szeptuchy-dorota-gasiorowska.html
Motywy słowiańskie to coś, co powinno być podstawą tej książki. Szczególnie święto przesilenia, bo (cytując opis książki) "w tym pełnym magii dniu, gdy nad wodami palą się ogniska, wszystko może się wydarzyć." W trakcie lektury można się jednak rozczarować. Słowiańskości w tej powieści jest w sumie tyle, co kot napłakał. Mamy oczywiście wspomnianą szeptuchę, kontakt z przyrodą... I tak właściwie tutaj lista się kończy. Wydawca zapewnia o magii Nocy Kupały, a w rzeczywistości wydarzenie, które miało być osią tej książki, zostało zdegradowane do jednego rozdziału i to takiego, w którym tak właściwie nie dzieje się nic niezwykłego. Jeśli więc ktoś poszukuje w różnych rodzaju pozycjach opisów wierzeń dawnych Słowian czy obrzędów, niech wie, że tutaj raczej tego nie znajdzie. "Pamiętnik szeptuchy" to zwyczajna powieść obyczajowa z mnóstwem rodzinnych tajemnic i wątkiem romantycznym. Na początku byłam trochę rozczarowana tym faktem, później jednak wciągnęłam się w historię Nataszy, jej walkę o niezależność i poszukiwanie własnej życiowej drogi. Dodatkowo byłam zaintrygowana tajemnicą tytułowego pamiętnika i jego bohaterów. Później jednak znów zaliczyłam swojego rodzaju "zjazd", bo czytanie tej książki zaczęło mnie po prostu męczyć. Po pierwsze: sztuczne do granic dialogi - pełne pięknych zwrotów. Nikt w rzeczywistości tak nie rozmawia! Piękny język można zachować dla narratora. Muszę w tym momencie przyznać, że niektóre opisy mnie zachwyciły, Dorota Gąsiorowska pisze ładnym stylem. Szkoda tylko, że styl ten przeniosła do wypowiedzi bohaterów, przez co każdy dialog wydaje się wręcz nienaturalny. Po drugie: spłycenie postaci Elżbiety, matki Nataszy. Jest to skomplikowana bohaterka z trudną przeszłością. Byłaby prawdopodobnie najciekawszą postacią w całej powieści, gdyby jej stany psychiczne i emocjonalne zostały dogłębniej opisane. A tak Elżbieta tylko się miota, zaczyna zdradzać swoje sekrety, a później się z tego wycofuje. I oczywiście muszę wspomnieć o tym, że "Pamiętnik szeptuchy" to książka po prostu przegadana. Jest w niej wiele niepotrzebnych scen i opisów, które nic nie wnoszą, chociażby opis tego, co główna bohaterka je na śniadanie. Fakt, można o tym wspomnieć raz, najwyżej dwa. Ale czy wpływa to na fabułę? No właśnie - nie.
Cała recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com/2020/07/pamietnik-szeptuchy-dorota-gasiorowska.html
Motywy słowiańskie to coś, co powinno być podstawą tej książki. Szczególnie święto przesilenia, bo (cytując opis książki) "w tym pełnym magii dniu, gdy nad wodami palą się ogniska, wszystko może się wydarzyć." W trakcie lektury można się jednak rozczarować....
2020-06-26
Cała recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com/2020/07/czas-biaych-nocy-maria-paszynska.html
Sama fabuła jest niezbyt skomplikowana - on i ona, a w tle wielka historia. Atutem tej książki jest to, że poznajemy bohaterów już w latach dziecięcych. Możemy zobaczyć, co ich ukształtowało, a dzięki temu zrozumieć ich decyzje w dorosłym życiu. Anastazja to dziewczynka o żywej wyobraźni. Lubi wymyślać różne historie i je opowiadać - nie ma w tym nic nadzwyczajnego ani złego. Problem polega jednak na stylizacji językowej, czy raczej jej braku. Szczególnie rzuciło mi się to w oczy, kiedy Anastazja opowiadała wymyślone przez siebie historie. Ten język był ładny, ale zbyt dojrzały. Nikt nie wmówi mi, że to normalne, że sześciolatka prowadzi narrację niczym Tołstoj. Jest to po prostu niewiarygodne.
Kolejnym aspektem, który nie przypadł mi do gustu była zbyt nachalna ekspozycja. Ekspozycja to coś, co (jak zauważyłam przy wielu książkach) sprawia autorom wiele problemów. Często zdarza mi się trafić na powieść, w której jest wyłożone jak, kolokwialnie mówiąc, "krowie na rowie", że ten bohater jest taki i taki, a o innym bohaterze pomyślał, że jest taki i taki, a sytuacja polityczna wygląda tak i tak i "Czas białych nocy" należy, niestety, do tej kategorii książek. Nie. Autorzy, przestańcie to robić, bo tego nie czyta się dobrze. Pozwólcie czytelnikom samym dojść do takich wniosków poprzez tworzenie dialogów oraz sytuacji, które by nam pokazywały jakie są postacie. Wygląda to trochę jak droga na skróty - zamiast dodać kilka scen, które ukazywałyby charakter lub uczucia danego bohatera, ten jest po prostu opisywany od A do Z. Trudno więc w takim wypadku mówić, że książka jest dobra. Moją frustrację dodatkowo spotęgował fakt, że język używany do opisu uczuć jest wręcz patetyczny - wielkie słowa, metafory i egzaltacja w przemyśleniach, a także niektórych wypowiedziach bohaterów. To momentami wydaje się wręcz komiczne i infantylne, a czytelnik uśmiecha się z politowaniem. Co więcej, gdzieś w połowie książki zaczęłam mieć poczucie, że opisów stanów emocjonalnych bohaterów jest więcej niż samej fabuły. Przysięgam, gdyby nie te opisy, książka byłaby o połowę krótsza.
Co do samej fabuły nie mam do nich większych zastrzeżeń. No, może tylko to, że Anastazja i Kazimierz zachowują się momentami irracjonalnie i sami sobie utrudniają życie. Tak właściwie warto też dodać, że osadzenie akcji powieści w Petersburgu na początku XX wieku było okazją do nakreślenia wspaniałej panoramy tamtych wydarzeń. Niestety, z tego również nici.
Cała recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com/2020/07/czas-biaych-nocy-maria-paszynska.html
Sama fabuła jest niezbyt skomplikowana - on i ona, a w tle wielka historia. Atutem tej książki jest to, że poznajemy bohaterów już w latach dziecięcych. Możemy zobaczyć, co ich ukształtowało, a dzięki temu zrozumieć ich decyzje w dorosłym życiu. Anastazja to dziewczynka o...
2020-06-30
Cała recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com/2020/07/goab-i-waz-shelby-mahurin-recenzja.html
Muszę szczerze przyznać, że najmocniejszym punktem "Gołębia i wężą" są według mnie bohaterowie. Są bardzo dobrze wykreowani. Nie chodzi tu tylko o głównych bohaterów, ale nawet postacie poboczne są dopracowane i nie służą autorce tylko do pchania fabuły naprzód, ale faktycznie coś do tej historii wnoszą. Nie powinno jednak nikogo dziwić, że czytelnik najbardziej zżywa się z Lou i Reidem. W końcu to oni prowadzą naprzemiennie narrację, więc to w ich odczucia i myśli mamy wgląd, a dzięki temu również zrozumienie dla ich decyzji czy zachowań. Lou jest postacią bardzo wyrazistą. Dawno nie spotkałam takiej bohaterki. Jest to twarda, zadziorna, odważna, pełna życia dziewczyna, która dąży do wyznaczonego sobie celu. Jej charakter najbardziej uwidaczniał się w dialogach - różnego rodzaju komentarze czy docinki, nie tylko wywoływały mój uśmiech, ale właśnie dodawały tej postaci jakiegoś dodatkowego rysu charakterologicznego. Tutaj trzeba więc przyznać, że Shelby Mahurin potrafi pisać dobre, a przede wszystkim wiarygodne dialogi, od których nie wieje sztucznością na kilometr.
Cała recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com/2020/07/goab-i-waz-shelby-mahurin-recenzja.html
Muszę szczerze przyznać, że najmocniejszym punktem "Gołębia i wężą" są według mnie bohaterowie. Są bardzo dobrze wykreowani. Nie chodzi tu tylko o głównych bohaterów, ale nawet postacie poboczne są dopracowane i nie służą autorce tylko do pchania fabuły naprzód, ale...
2020-03-22
Całość recenzji:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com/2019/07/basn-andersena-opowiedziana-na-nowo.html
Najmniej istotna jest tu fabuła. Jeśli ktoś zna oryginalną wersję tej historii, to nie będzie absolutnie niczym zaskoczony. Tylko że w przypadku książki Louise O'Neill właśnie nawet nie chodzi o to, by zostać zaskoczonym. Nie chodzi o pościgi, wybuchy i zwroty akcji. Tutaj liczy się przede wszystkim psychologia bohaterów i poruszenie pewnych kwestii społecznych, o których wiele osób boi się lub po prostu nie chce mówić. To powieść, która skłania do refleksji i której nie wystarczy przeczytać. Ona wymaga zastanowienia i, co najważniejsze, otwiera pole do dyskusji.
"Pod Taflą" to powieść, która może dodać wiary w siebie i swoją siłę oraz umiejętności, szczególnie młodym dziewczętom. Takie książki są potrzebne aby ukazywały, że nie należy się bać walczyć o swoje prawa i wyrażać sprzeciw, kiedy czują, że ktoś nie zachowuje się wobec nich odpowiednio.
Uważam, że "Pod Taflą" to bardzo potrzebna we współczesnym świecie powieść, która pokazuje, że to w grupie tkwi siła i trzeba okazywać sobie wsparcie, a przy tym doda młodszemu pokoleniu siły we własne możliwości. Bardzo się cieszę, że książka została wydana w Polsce, bo jest to naprawdę wartościowa lektura. Trzeba po prostu wiedzieć, czego w niej szukać.
Całość recenzji:
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo tohttps://przystanek-bookstock.blogspot.com/2019/07/basn-andersena-opowiedziana-na-nowo.html
Najmniej istotna jest tu fabuła. Jeśli ktoś zna oryginalną wersję tej historii, to nie będzie absolutnie niczym zaskoczony. Tylko że w przypadku książki Louise O'Neill właśnie nawet nie chodzi o to, by zostać zaskoczonym. Nie chodzi o pościgi, wybuchy i zwroty akcji....