-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński8
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać459
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2023-11-12
2023-01-27
2015-04-05
2015-08-08
2018-06-15
2020-06-07
2020-10-19
2021-03-21
2022-08-26
2022-04-17
2022-03-06
Recenzja z: https://www.instagram.com/przystanek.bookstock/
„Akuszerki” to powieść, na której premierę czekało na bookstagramie wiele osób i przyznam, że sama zaliczałam się do tego grona, głównie ze względu na intrygujący opis.
Akcja powieści zaczyna się w 1885 roku, a jej główną bohaterką jest Franciszka, która przez zbieg okoliczności zaczyna pomagać okolicznym kobietom przy porodach, a w końcu dzięki nieoczekiwanemu wsparciu zaczyna naukę w krakowskiej szkole położnych. Gdy wraca do rodzinnej wsi, boleśnie zderza się z wiejską biedną i zabobonną rzeczywistością.
Na początku lektury obawiałam się, że historia ta może otrzeć się o idealizowanie macierzyństwa i „cudu narodzin”. Na szczęście moje obawy zostały szybko rozwiane, autorka w żadnym razie nie ociera się o patos, niczego nie upiększa, a narracja, którą prowadzi jest momentami wręcz naturalistyczna. Można tu jednak wyczuć wielkie zrozumienie dla kobiecych przeżyć i znaleźć tu każdą emocję – od radości po niewysłowiony smutek, jak to zresztą w życiu bywa. Realizm opisów i wydarzeń to moim zdaniem, jeden z najmocniejszych aspektów „Akuszerek”, ponieważ właśnie dzięki niemu fabuła książki zyskuje cechy opowieści snutej przez dojrzałą i doświadczoną przez życie kobietę. Jest to coś, co może kojarzyć się z historiami opowiadanymi nam przez nasze mamy, babcie czy prababcie i właśnie dlatego nas tak porusza. Warto przy tym wspomnieć, że inspiracją dla autorki była historia jej własnej prababki, która pojawia się zresztą na kartach książki.
„Akuszerki” to jednak nie tylko 700 stron historii położnictwa, ale również portret polskiej wsi przełomu XIX i XX w. Kolejną mocną stroną powieści S. Jakubowskiej jest więc niesamowity klimat, uzyskany wspomnianymi realistyczno-naturalistycznymi opisami, jak również dialektyzacją języka, który jest żywy i obrazowy. Myślałam, że trafne odtworzenie atmosfery dawnej wsi jest już współcześnie niemożliwe. A jednak! Autorka udowodniła w „Akuszerkach”, że jak najbardziej można to zrobić i że ona to potrafi. Pod względem estetyki można więc porównać jej powieść do znanych nam ze szkoły „Chłopów” czy „Wesela”.
Co jednak najbardziej mnie ujęło w trakcie lektury, to zrównoważenie między dwoma skrajnymi przeciwieństwami. Fabuła powieści obejmuje bowiem ponad 60 lat, więc siłą rzeczy prędzej czy później musiała pojawić się w niej, zaraz obok narodzin, śmierć. Nie można przy tym nie wspomnieć o wpływie wszelkich wydarzeń historycznych na to małe, wiejskie społeczeństwo, które w rezultacie końcowym staje się powierzchnią projekcyjną dla tragedii całego narodu polskiego. Jednak okazuje się, że życie potrafi zrodzić się na tle nawet najbardziej dramatycznych wydarzeń. Fabuła „Akuszerek” zyskuje tym samym strukturę „kręgu życia” – jedne osoby odchodzą, na ich miejsce przychodzą nowe, jednak balans i równowaga zawsze są zachowane. Jest w tym coś przejmującego i wzruszającego, prawda?
Podsumowując, „Akuszerki” to świetna, poruszająca i bardzo klimatyczna powieść o kobietach i kobiecości, blaskach i cieniach macierzyństwa, a przede wszystkim o nierozerwalności życia i śmierci. Jest to wyśmienita lektura, która na długo pozostaje w pamięci.
Dziękuję wydawnictwu Relacja za możliwość zrecenzowania „Akuszerek”.
Recenzja z: https://www.instagram.com/przystanek.bookstock/
„Akuszerki” to powieść, na której premierę czekało na bookstagramie wiele osób i przyznam, że sama zaliczałam się do tego grona, głównie ze względu na intrygujący opis.
Akcja powieści zaczyna się w 1885 roku, a jej główną bohaterką jest Franciszka, która przez zbieg okoliczności zaczyna pomagać okolicznym...
2021-06-16
2018-06-24
2021-09-03
2021-07-30
2020-10-26
Cała recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com/2020/11/miss-birmy-charmaine-craig-recenzja.html
Na początku powieści poznajemy Benny’ego i Khin, którzy, choć nie mówią w tym samym języku, to są tak samotni, że decydują się na małżeństwo. Kiedy chaos II wojny światowej ogarnia również Birmę, na świat przychodzi ich córka, Luiza. Jej dzieciństwo jest bardzo burzliwe – nie tylko ze względu na panującą wojnę, ale też ze względu na problemy w rodzinie. Te wydarzenia kształtują charakter dziewczyny, która od najmłodszych lat zachwyca urodą i która już jako nastolatka walczy o tytuł Miss Birmy. Pozornie ten konkurs piękności nie ma nic wspólnego z polityką, jednak okazuje się, że od tego, która z dziewcząt wygra, zależy, czy kraj uda się zjednoczyć, czy jeszcze bardziej go podzielić.
Brzmi ciekawie, prawda? Ale jeszcze bardziej interesujący jest fakt, że powieść jest oparta na prawdziwych wydarzeniach, a tytułowa Miss Birmy to nikt inny, jak… matka autorki.
Powieść Craig jest absolutnie zachwycająca, jeśli chodzi o przedstawienie wszelkich wątków polityczno-społeczno-kulturowych w Birmie, szczególnie jeśli ktoś nie jest zaznajomiony z historią tego kraju. Należy również przyznać, że jest to dosyć mroczna lektura – wszak jej akcja toczy się w dużej mierze w czasie II wojny światowej i późniejszej wojny domowej. Jest tutaj opisana m.in. masakra dokonana na Karenach, jednej z grup etnicznych zamieszkujących tamte tereny. Dlatego Miss Birmy to nie tylko historia jednej rodziny z wątkami wojennymi w tle, ale wzruszający dowód na okrucieństwo, które jedni ludzie gotują innym i pod tym względem nie mam wobec tej powieści żadnych zastrzeżeń.
Cała recenzja:
https://przystanek-bookstock.blogspot.com/2020/11/miss-birmy-charmaine-craig-recenzja.html
Na początku powieści poznajemy Benny’ego i Khin, którzy, choć nie mówią w tym samym języku, to są tak samotni, że decydują się na małżeństwo. Kiedy chaos II wojny światowej ogarnia również Birmę, na świat przychodzi ich córka, Luiza. Jej dzieciństwo jest bardzo...
2019-11-25
2021-05-09
Bardzo ciekawa pozycja; nie tylko ze względu na wątki biograficzne Marleny Dietrich, ale również ze względu na studium przemian polityczno-społecznych w latach 20. i 30. XX wieku.
Bardzo ciekawa pozycja; nie tylko ze względu na wątki biograficzne Marleny Dietrich, ale również ze względu na studium przemian polityczno-społecznych w latach 20. i 30. XX wieku.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-04-05
2021-02-15
Ogólnie powieść jest interesująca. Dzięki niej możemy zobaczyć, jak wyglądały losy brytyjskich, amerykańskich, a nawet rosyjskich jeńców wojennych, w jakich warunkach musieli żyć i jakie trudy musieli znosić - nie chodzi tylko o choroby, czy głodowe racje żywieniowe, ale też o ciężką pracę i wyczerpujące marsze pod koniec wojny. W tym męskim świecie musi odnaleźć się Izabela, młoda Czeszka, która trafiła do obozu jenieckiego razem ze swoim mężem, Billem. W trakcie lektury byłam pełna podziwu dla niej i jej uporu. Wynika to nie tylko z faktu, że musiała pracować tak samo jak mężczyźni, ale też z tego, że musiała ona z oczywistych względów ukrywać swoją kobiecość, co czasami bywało trudne, szczególnie w czasie "comiesięcznej przypadłości". Przez to jako czytelniczka nie mogłam oderwać się od lektury, bo zadawałam sobie pytanie "Intryga wyjdzie na jaw, czy nie?". Ujęły mnie również postaci Maxa, Ralpha i Scotty'ego, którzy pomagali Billowi i Izabeli w strzeżeniu ich tajemnicy. Takich przyjaciół można tylko szukać ze świecą.
Mam jednak dwa zarzuty wobec "Żony więźnia". Po pierwsze: nie rozumiem sposobu narracji powieści. Rozdziały pisane są raz z perspektywy Izabeli, by w następnym perspektywa zmieniła się na trzecioosobową. Zmiana narratora z Izabeli na Billa byłaby dla mnie jeszcze całkowicie zrozumiała, ale takie pomieszanie typów narracji wydaje mi się raczej zastanawiające. Jeśli autorka chciała dzięki rozdziałom pisanym z perspektywy narratora wszechwiedzącego poszerzyć pogląd czytelnika na opisane wydarzenia, to po co w takim razie ograniczenie innych rozdziałów do perspektywy Izabeli? W tym wypadku lepiej byłoby się zdecydować na narratora trzecioosobowego w całej powieści.
Drugi zarzut to to, że zupełnie nie "kupuję" rzekomego uczucia między Izabelą i Billem. Może na początku ich relacja miała zadatki na związek, w którym panuje bezgraniczna miłość; chociaż tutaj muszę się przyczepić do tego, że ta dwójka zachowywała się raczej jak głupiutkie podlotki, budujące zamki na piasku. Ale niech będzie! Później jednak nie czułam ich uczucia. Tak jak na początku widać było jakieś iskry między nimi, tak później... pustka. Izabela oczywiście opisywała swoją miłość do Billa, ale tak naprawdę jej słowa nie przekładały się na uczucia do niego. Bill zresztą nie był lepszy. W kilku momentach bohaterowie zaskakiwali mnie niedorzecznością swoich kłótni i wydumanych problemów (jakby, halo, jesteście w obozie i musicie przeżyć), a nawet grubiaństwem wobec swojej drugiej połówki. Możnaby to tłumaczyć zmęczeniem i stresem, ale... No właśnie.
Ogólnie powieść jest interesująca. Dzięki niej możemy zobaczyć, jak wyglądały losy brytyjskich, amerykańskich, a nawet rosyjskich jeńców wojennych, w jakich warunkach musieli żyć i jakie trudy musieli znosić - nie chodzi tylko o choroby, czy głodowe racje żywieniowe, ale też o ciężką pracę i wyczerpujące marsze pod koniec wojny. W tym męskim świecie musi odnaleźć się...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to