-
ArtykułyDrapieżnicy z Wall Street. Premiera książki „Cienie przeszłości” Marka MarcinowskiegoBarbaraDorosz3
-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę „Nie pytaj” Marii Biernackiej-DrabikLubimyCzytać2
-
ArtykułyNatasza Socha: Żeby rodzina mogła się rozwijać, potrzebuje czarnej owcyAnna Sierant1
-
ArtykułyZnamy nominowanych do Nagrody Literackiej „Gdynia” 2024Konrad Wrzesiński2
Biblioteczka
2021-05-08
2021-05-09
Kordoba 1227 rok. Tu zaczyna się akcja drugiego tomu trylogii o poszukiwaczu relikwii z Toledo. Mija dziewięć lat od wydarzeń opisanych w pierwszym tomie. Ignacio Alvarez otrzymuje polecenie odnalezienia zaginionej w niejasnych okolicznościach królowej-wdowy z Francji Blanki Kastylijskiej. Nie ma wyboru, wszak prośbę swą kieruje do niego sam król Kastylii, Ferdynand III, siostrzeniec Blanki.
Chociaż opowieść jest w pełni fikcyjna, autor wplata w nią autentyczne postaci władców, opatów i kardynałów, opisuje prześladowania langwedockich albigensów. Daje popis znajomości wielu starożytnych i średniowiecznych manuskryptów dotyczących filozofii, ale przede wszystkim alchemii. To alchemia króluje w tym tomie, co zresztą sugeruje sam tytuł powieści.
I próbuje znaleźć odpowiedź na odwieczne pytanie alchemików, czy z ołowiu można uzyskać prawdziwe złoto, tak jak czyni to tajemniczy hrabia Nigredo?
Pełna akcji, nieoczywista intryga, która wiedzie bohaterów przez rozległe krainy Hiszpanii i południowej Francji. Fascynująca, pełna tajemnic, rycerskich pojedynków, dworskich i kościelnych grzeszków. Czerpiąca pełnymi garściami z powszechnie znanych wyobrażeń o epoce średniowiecza, w której zabobon, przesądy i mocno wydumane legendy brały górę nad rozumowym pojmowaniem rzeczywistości, a prawdziwa nauka zepchnięta do ciemnych, wilgotnych skryptoriów i bibliotek, dostępna była jedynie bardzo nielicznym.
Ignacio z Toledo daje się poznać w tym tomie jako człowiek niezwykle wykształcony, mający rozeznanie w językach Wschodu, czytający bez problemu arabskich mistrzów filozofii, a jego dociekliwość, logika myślenia i chęć dotarcia do prawdy stawiają go wysoko ponad innych. To znakomity detektyw swoich czasów.
Polecam pasjonatom historii, sensacji i wszelkich tajemnic.
Kordoba 1227 rok. Tu zaczyna się akcja drugiego tomu trylogii o poszukiwaczu relikwii z Toledo. Mija dziewięć lat od wydarzeń opisanych w pierwszym tomie. Ignacio Alvarez otrzymuje polecenie odnalezienia zaginionej w niejasnych okolicznościach królowej-wdowy z Francji Blanki Kastylijskiej. Nie ma wyboru, wszak prośbę swą kieruje do niego sam król Kastylii, Ferdynand III,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-05-13
Ostatni tom wydaje się być najbardziej ekscytujący, gdyż Ignacio Alvarez z Toledo razem ze swoim synem, dzięki niefortunnemu splotowi okoliczności, oskarżeni zostają o herezję. Kupiec, wedle słów papieskiego inkwizytora (wyjątkowo odrażającej kreatury) niejakiego Konrada z Marburga, ma być przywódcą sekty lucyferian, oddającej się wielowiekowym kultom rodem ze starożytnej Babilonii.
Autor skupia się tym razem na manuskryptach dotyczących astronomii i astrologii. Wodzi nas po Włoszech, większą część akcji lokując w Neapolu oraz w Palermo na Sycylii. W dziwnych okolicznościach giną członkowie sekty, której przywódcą ma być niejaki "magister z Toledo", nie mający skądinąd nic wspólnego z naszym kupcem, poza studiami w Hiszpanii.
Trudno pohamować wściekłość czytając o metodach wymuszania zeznań na posądzanych o herezję. Zakończenie jest szczęśliwe, Ignacio uchodzi z życiem, ale jak na zwieńczenie trylogii przystało wolałabym szerszego spojrzenia na późniejsze losy bohaterów.
Dla miłośników gwiazd, cesarza Fryderyka II, południowych Włoch i Sycylii, wszelkich tajemnic, historii prawdziwej i nieco zmyślonej lektura idealna.
Ostatni tom wydaje się być najbardziej ekscytujący, gdyż Ignacio Alvarez z Toledo razem ze swoim synem, dzięki niefortunnemu splotowi okoliczności, oskarżeni zostają o herezję. Kupiec, wedle słów papieskiego inkwizytora (wyjątkowo odrażającej kreatury) niejakiego Konrada z Marburga, ma być przywódcą sekty lucyferian, oddającej się wielowiekowym kultom rodem ze starożytnej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-06-30
Seria nadająca się w sam raz na wakacje. Cotton Malone - kiedyś znany agent, teraz antykwariusz z Kopenhagi - na tropie nierozwiązanych światowych zagadek to bohater na miarę dawnego polskiego Pana Samochodzika. Może to nieco infantylne porównanie, ale obaj, mimo wszystko, buszują po starych zamczyskach, opactwach i archiwach, by odkryć legendarne skarby zakonu templariuszy.
Samochodzik robi to jednak absolutnie bez przemocy. Steve Berry nie pokazuje aż tak sielankowej przygody. To zdecydowanie bajka dla dorosłych. A Wielkie Dziedzictwo templariuszy nie zawiera jedynie skarbów, ale i pamiątki materialne i pisane, które burzą pojmowanie podstawowych dogmatów religii chrześcijańskiej (lecz to oczywiście fikcja).
W tej historii, przyznam, nieco przydługiej, bo liczącej 550 stron drobnym drukiem, są i prawdy historyczne i literackie wymysły. Dobra mieszanka dla wszystkich, którzy uwielbiają epokę średniowiecza ze wszystkim, co sobą reprezentuje: wspaniałą architekturą, kulturą rycerską doby krucjat, ale też herezjami, wielką schizmą i torturami inkwizycji. Dobre także dla każdego, kto lubi poważną przygodę, połączoną z odkrywaniem wielowiekowych tajemnic, morderstwami i czarnymi charakterami, rozgrywającą się w pięknych okolicznościach przyrody i niepowtarzalnych wnętrzach.
Podstawowa wada: zbyt wiele stron, trochę powtórzeń, nierówne tempo akcji.
Reszta to rewelacja! Nie będzie dziesiątki, ale seria z amerykańsko-duńskim antykwariuszem jest mocno obiecująca.
Już zabieram się za "Zagadkę aleksandryjską" z tą satysfakcją, że w końcu wakacje i lektury nikt i nic mi już nie przerwie:))
Polecam wszystkim, którzy nie czytali.
Seria nadająca się w sam raz na wakacje. Cotton Malone - kiedyś znany agent, teraz antykwariusz z Kopenhagi - na tropie nierozwiązanych światowych zagadek to bohater na miarę dawnego polskiego Pana Samochodzika. Może to nieco infantylne porównanie, ale obaj, mimo wszystko, buszują po starych zamczyskach, opactwach i archiwach, by odkryć legendarne skarby zakonu...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-07-03
Cotton Malone - tropiciel starożytnych tajemnic i spisków nie ma sobie równych. Drugi tom jego przygód wydaje się lepszy od poprzedniego. Historia jest bardziej zagmatwana, dzieje się równolegle w kilku miejscach na świecie, angażując także przyjaciół Malone'a, a on sam musi odpłacić pięknym za nadobne za uprowadzenie własnego syna.
Mamy zatem płaszczyznę historyczną - chodzi o odnalezienie legendarnej biblioteki założonej niegdyś w Aleksandrii przez Ptolemeuszy i promieniującej na cały świat w epoce hellenistycznej. Tu Cotton prowadzi nas przez Anglię, Portugalię i półwysep Synaj. Zmieniają się wnętrza, krajobrazy i klimaty. Biblioteka, co ważne, zawiera manuskrypty z oryginalnymi tekstami Starego Testamentu weryfikującymi powszechne przekonanie o lokalizacji Ziemi Świętej na terenie Palestyny. Naturalnie hipoteza ta należy do gatunku historical fiction, aczkolwiek są na tym świecie badacze, którzy się do niej przychylają. Gdzie zatem miałaby istnieć ojczyzna Żydów? To już musicie poczytać, łącznie z posłowiem pisarza.
W płaszczyźnie politycznej, rozgrywanej w Waszyngtonie i Camp David, dawna szefowa Cottona - Stephanie Nelle - uwikłana zostaje w niecną grę wywiadowczą, w której zaangażowane są USA, Arabia Saudyjska i Izrael, pozostającą w związku z akcją Cottona i zasobami Biblioteki Aleksandryjskiej. Polityki jest dużo, a laikom trudno będzie przez długi czas uchwycić, kto jest tym prawomyślnym, a kto zdrajcą czyhającym na życie prezydenta USA.
Wreszcie Wiedeń i Zakon Złotego Runa. Tajne, ale wszechmocne z uwagi na posiadane zasoby, bractwo prowadzące własną grę nastawioną na wielkie zyski finansowe. Istnieje ono naprawdę pod taką samą nazwą, ale z całkowicie odmiennymi celami i sposobem działania.
"Zagadka aleksandryjska" to znowu klasyczne połączenie weryfikowalnej i potwierdzonej źródłowo wiedzy historycznej z całkowitą fikcją literacką.
Dla wielbicieli osiągnięć naukowych epoki hellenistycznej, dynastii Ptolemeuszy w Egipcie, pasjonatów historii Izraela, dzieł św. Hieronima i Augustyna, a nawet znawców malarstwa Poussina, którego obraz miał swój udział w rozwikłaniu zagadki, będzie to lektura interesująca i intrygująca zarazem.
Seria jest naprawdę świetna. Akcja płynie szybko, a powtórzenia nie pojawiają się już wcale (co denerwowało w części pierwszej). Dobrze wykreowani bohaterowie. Hipokryzja, perfidia, zdrada, pęd do pieniędzy, władzy i zysków - to zawsze towar chwytliwy w literaturze. Tomisko wielkie - 520 stron - ale mnóstwo wiedzy, sensacji, rewolucyjnych teorii i znakomitych opisów pięknych zabytków tworzy razem niepowtarzalny klimat.
Lektura w sam raz na wakacje.
Cotton Malone - tropiciel starożytnych tajemnic i spisków nie ma sobie równych. Drugi tom jego przygód wydaje się lepszy od poprzedniego. Historia jest bardziej zagmatwana, dzieje się równolegle w kilku miejscach na świecie, angażując także przyjaciół Malone'a, a on sam musi odpłacić pięknym za nadobne za uprowadzenie własnego syna.
Mamy zatem płaszczyznę historyczną -...
2021-07-25
Po krótkiej przerwie wróciłam do serii o Cottonie Malone. Przewidywałam, że kolejny tom nie ucieknie od utartych schematów - historia pomieszana z fikcją, egzotyczne wędrówki, sporo morderstw i eksplozji, a na koniec odkrycia na miarę wieków. Nie myliłam się. Antykwariusz z Kopenhagi, a wcześniej agent amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości, podobnie jak poprzednio, niejako wbrew sobie, zostaje uwikłany w kolejną starożytną zagadkę. Tym razem ma ona jednak bardzo poważne powiązania ze światem wielkiej polityki.
Steve Berry w każdym tomie bazuje na nierozwiązanych do końca i niewyjaśnionych w całości historycznych wydarzeniach, które obrosły wielowiekowymi legendami, a tysiące badaczy i poszukiwaczy na przestrzeni wieków walczyło bezskutecznie o splendor ich odkrywców. "Wenecka intryga", wbrew tytułowi, skupia się na zagadce dotyczącej lokalizacji grobu Aleksandra Wielkiego. Po dodaniu do tego mnóstwa atrakcyjnej fikcji i powiązaniu z połowicznie fikcyjną sytuacją geopolityczną wyszedł niezły, choć przyznaję, mało realny, miszmasz.
I tak za autorem wędrujemy przez uliczki i katedry Wenecji, przyglądając się tajemniczej Lidze Weneckiej, by potem zacumować na dłużej w Republice Środkowoazjatyckiej. Kraj, jakiego próżno szukać dziś na mapie, ma być połączeniem byłych republik radzieckich m.in. Kazachstanu, Kirgistanu czy Turkmenistanu. Tak, to tereny, które niegdyś zdobywał słynny Macedończyk, a obecna premier tego kraju pozostaje jego wielką admiratorką. Chociaż rozkochana w kulturze i tradycji starożytnej Grecji, owładnięta obsesją dorównania w czynach Aleksandrowi, jest bezwzględnym tyranem, zwalczającym opozycję skrytobójczym mordami i planującym podbój Iranu, Pakistanu i Indii z użyciem broni biologicznej!
Dostajemy mieszankę wybuchową będącą połączeniem starożytnej historii o życiu i podbojach Aleksandra, wiedzy medycznej na temat wirusów, a nawet niezłe studium władzy autorytarnej. Przy tym wartką akcję, ciekawie opisane miejsca i krajobrazy, bohaterskie wyczyny agentów.
Gdyby usunąć z tego 1/4 treści - byłoby genialnie. Niestety po czterystu stronach czytania następuje lekkie przesycenie i liczymy strony do końca.
Dlatego, chociaż jak na miłośnika historii i sensacji przystało, zamierzam czytać serię dalej, to, moim zdaniem, jeden tom na miesiąc, będzie wystarczający.
Fanom starożytności i agenta Bonda polecam gorąco.
Po krótkiej przerwie wróciłam do serii o Cottonie Malone. Przewidywałam, że kolejny tom nie ucieknie od utartych schematów - historia pomieszana z fikcją, egzotyczne wędrówki, sporo morderstw i eksplozji, a na koniec odkrycia na miarę wieków. Nie myliłam się. Antykwariusz z Kopenhagi, a wcześniej agent amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości, podobnie jak poprzednio,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-12-15
Warszawa 1942, Paryż 1944, Drezno 1956. Co łączy ze sobą te miejsca i daty? Wyjątkowo bestialskie morderstwa dokonane zawsze późnym wieczorem na miejscowych prostytutkach. Z wykorzystaniem tego samego narzędzia zbrodni, tej samej metody. Ohydne i odrażające nawet dla wieloletnich funkcjonariuszy policji kryminalnej. Sprawca? Pozostaje nieuchwytny, aczkolwiek nieliczni świadkowie przypominają sobie o człowieku w mundurze, co jednak w wojennych czasach mocno ogranicza działania śledcze. W Paryżu sytuacja wymyka się spod kontroli. Pojawia się jeden świadek szczególny, który na własne oczy, stojąc w jednym pokoju z bestią, zobaczył bezmiar jego okrucieństwa. Tyle o tej pasjonującej intrydze.
Dlaczego pasjonującej? Bo mordercą okazuje się wysoko umocowany, bohater wojenny oddany Rzeszy i Wodzowi, wzór cnót niemieckiego żołnierza – generał Tanz. Świadkiem, który go pogrążył był ordynans generała. „Tanz był uosobieniem wojny, wojny, która nie była niczym innym jak bezmyślnym, niepohamowanym, okrutnym przelewem krwi… Żądza krwi pod żelazną maską. Radość niszczenia. Może po prostu piekło” (s. 345)
Mordy w tej powieści są fikcyjne, generał również, o czym autor nadmienia we wstępie. Próżno zatem szukać autentycznych postaci i sytuacji opisywanych przez Kirsta. Autor jednak pokazuje różne oblicza wojny tak perfekcyjnie, że fikcja wydaje się bardziej niż prawdopodobna. Znakomicie obrazuje wpływ wojny i żelaznej dyscypliny na wyzwalanie się w człowieku prymitywnych odruchów.
W tle powieści autentyczny wątek dotyczący zamachu na Hitlera w Wilczym Szańcu 20 lipca 1944 roku. Wyłożony wiernie we wszystkich szczegółach, łącznie z godzinami.
Autor próbuje przekonać, że nawet gloria bohatera narodowego nie powinna zwalniać z odpowiedzialności za swe czyny, co jest trudne, skoro z drugiej strony daje wyraźne przykłady jak świetne kariery robili niektórzy naziści po wojnie. Jeszcze inna refleksja dotyczy zmarnowanych dwunastu lat życia ordynansa Hartmanna, który żył w ukryciu we Francji, z dala od rodziny i ukochanej, pod fałszywą tożsamością. Czy warto poświęcać życie niewinnych, by ukrywać zbrodnie innych?
Bardzo dobra książka. Polecam pasjonatom II wojny światowej i klasycznego krwistego kryminału.
Warszawa 1942, Paryż 1944, Drezno 1956. Co łączy ze sobą te miejsca i daty? Wyjątkowo bestialskie morderstwa dokonane zawsze późnym wieczorem na miejscowych prostytutkach. Z wykorzystaniem tego samego narzędzia zbrodni, tej samej metody. Ohydne i odrażające nawet dla wieloletnich funkcjonariuszy policji kryminalnej. Sprawca? Pozostaje nieuchwytny, aczkolwiek nieliczni...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-12-31
Początek był znakomity i wielce obiecujący. W pięknych okolicznościach gdańskiej starówki zamordowany został poseł. Jest jakiś jego pomocnik, jakieś narkotyki, jakaś zapowiedź polityczno-kryminalnych szwindli. Liczyłam zatem na faktyczny thriller polityczny połączony z czarnym kryminałem, jak napisano na obwolucie książki. W dodatku na obiecywaną tamże mieszankę wybuchową obu tych gatunków.
Tymczasem rozwinięcie mocno mnie rozczarowało. Pisana w pierwszej osobie narracja wychodząca z ust niejakiego Marcina Hłaski, niegdyś policjanta, a teraz speca od osób zaginionych, niekoniecznie przypadła mi do gustu. Bohater włóczył mnie po obrzeżach stolicy, kilka razy do Magdalenki, raz do Treblinki i Lublina, a na koniec nawet na Podhale. Polityki wiele tu nie dostrzegałam, za to po piętach ganiali Hłaskę biznesmeni o trudnej do ustalenia przeszłości, mocno dbający o zerową obecność w sieci. Dopiero pod koniec powieści akcja drgnęła, bo pojawiła się niezła jatka w willi w Magdalence.
Źródłem bogactwa i zaczątkiem biznesowych imperiów miało być złoto wykopywane po wojnie z grobów pomordowanych Żydów. Słynne Eldorado dało początek krwistej historii, w którą, z racji zlecenia, wmieszany został Hłasko.
Całość pozostała jednak dla mnie mocno niedopowiedziana, zbyt wykombinowana i nie pozwoliła wykrzesać, gdzieś tak od połowy książki, większej ciekawości. Dużo osób bezimiennych, dużo układów trudnych do odgadnięcia, dużo tajemnic nie odkrytych. Za dużo. Wprawdzie na plus trzeba zapisać autorowi, że znakomicie orientuje się w niuansach polityczno-biznesowo-dziennikarsko-kryminalnych, ale to raczej nie moje klimaty i kontynuacji tej serii, z mojej strony, nie będzie.
Początek był znakomity i wielce obiecujący. W pięknych okolicznościach gdańskiej starówki zamordowany został poseł. Jest jakiś jego pomocnik, jakieś narkotyki, jakaś zapowiedź polityczno-kryminalnych szwindli. Liczyłam zatem na faktyczny thriller polityczny połączony z czarnym kryminałem, jak napisano na obwolucie książki. W dodatku na obiecywaną tamże mieszankę wybuchową...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-12-28
Jak zachowałybyście się, gdyby w wieku lat prawie sześćdziesięciu dotarła do was potwierdzona urzędowo informacja, że jesteście adoptowane? Szok, panika, niedowierzanie raczej murowane, a może nawet rozstrój nerwowy i konieczność leczenia u psychiatry?
Bohaterka powieści, pani Earle’owa Poole młodsza, zwana Sookie, z Point Clear w Alabamie, stopniowo przechodzi przez wszystkie te etapy. Bo kiedy wychowano cię na Południu, wbito w głowę, że jesteś potomkinią słynnego rodu właścicieli plantacji, córką szanowanego oficera, że powinnaś być damą, dbającą o reputację i aktywną społecznie trudno przyzwyczaić myśli do tego, że twoja matka wywodziła się z rodziny biednego polskiego imigranta, Stanisława Jurdabralinskiego, a w dodatku była niewiarygodnie odważną kobietą i bohaterką wojenną jako pilotka.
A ty jesteś cicha, nadal zdominowana przez matkę, jak ognia boisz się latania i na dodatek nic nie wiesz o Polsce i Polakach. Kariery zawodowej nie zrobiłaś, sławy nie zyskałaś, jesteś zwykłą gospodynią domową, wprawdzie żoną szanowanego dentysty i matką czworga dzieci, co też wymaga odwagi i poświęcenia, ale daleko ci do tego, co wyczyniała twoja rodzona matka.
Uwielbiam styl Fannie Flagg. Trzy lata temu zauroczyły mnie jej „Smażone zielone pomidory”, a teraz rozkoszowałam się całkiem niebanalną historią 59-letniej Sookie. Autorka składa hołd amerykańskim kobietom z WASP, które służyły jako pilotki i transportowały samoloty wojskowe podczas II wojny światowej. Wpędza w dumę nas, Polaków, komplementując co chwila nasze narodowe cechy i tradycje. Prowadzi fabułę w dwóch płaszczyznach czasowych, które przeplatają się w całej powieści. Jest sporo feminizmu, rozliczeń z przeszłością wojenną i wiele o przemijaniu ludzkiego życia. O tym, że kobieta nie musi być sławna, by była wartościowa. O potrzebie przebaczania i wartości pracy. A wszystko pisane lekko i bezpretensjonalnie, choć nie zgadzam się z opiniami innych, że nazbyt infantylnie.
Mam tylko dwie uwagi do pisarki. Polka to nie jest taniec o polskim rodowodzie, chociaż, poprzez nazwę, uważany tradycyjnie za polski. A nazwisko Jurdabralinski jest egzotyczne nawet na polskiej ziemi i nic nie stało na przeszkodzie by nie mógł on być np. Kowalskim.
Polecam szczególnie kobietom w moim wieku, czyli coś koło pięćdziesiątki :)
Jak zachowałybyście się, gdyby w wieku lat prawie sześćdziesięciu dotarła do was potwierdzona urzędowo informacja, że jesteście adoptowane? Szok, panika, niedowierzanie raczej murowane, a może nawet rozstrój nerwowy i konieczność leczenia u psychiatry?
Bohaterka powieści, pani Earle’owa Poole młodsza, zwana Sookie, z Point Clear w Alabamie, stopniowo przechodzi przez...
2021-12-27
Ćwirlej po raz kolejny udowadnia, że genialnie umie czerpać inspiracje albo z przeszłości, albo z otaczającej nas współczesnej rzeczywistości. Czy to przedwojenna seria z Fischerem, czy milicjantami z PRL-u, czy z Anetą Nowak, przywary polskiej polityki, niedoskonałości systemu i wady społeczeństwa polskiego widoczne są zawsze.
Teraz Pan Ćwirlej, autor niezwykle płodny i pracowity, pokazał czytelnikom nieco inne oblicze. Narratorem i głównym bohaterem nie jest policjant/milicjant, ale dziennikarz śledczy. A temat? O, tu autor pojechał po bandzie i pokazał, szczególnie widoczną w ostatnich latach, polską specyfikę, którą nie bez powodu byłoby nazwać najlepiej „narodowo-katolicką”. Bo że naród się starzeje, to fakt. Że najstarsza część społeczeństwa uchodzi za najbardziej religijną i najczęściej praktykującą nie trzeba nikogo przekonywać. I że wszelkiej maści cwaniacy wykorzystują na potęgę seniorów robiąc ich w bambuko metodami „na wnuczka”, to rzecz dobrze znana. Perfidia, zło i chęć zysku nie dbają przecież o wartości, o moralność czy tradycję. Nie szanują siwych włosów, nie dbają o konsekwencje swej zachłanności. Manipulują, osaczają, epatując miłością, skromnością i bogobojnością. W rozmowie z babciami każdy może być przecież „księdzem” czy „siostrą”, bo wystarczy odpowiedni strój, oczy wzniesione ku niebu i splecione do modlitwy ręce.
Dlaczego zatem nie ofiarować staruszkom wejścia do nieba? Dlaczego nie skusić ich wizją zamieszkania w idyllicznej okolicy z abonamentem na wszelkie opłaty kościelne, o których nie trzeba już pamiętać, zlecając bankowi comiesięczny przelew. Dlaczego nie zaoferować ostatniej usługi prawie za darmo? Prawie robi jednak dużą różnicę, skoro, aby posiąść domek w Niebiańskim Osiedlu należy zrzec się własności dotychczasowego mieszkania. Staruszkowie nie wiedzą, że na poczet planowanego osiedla wybudowano tylko kilka domków pokazowych i więcej nie będzie. Takich osiedli ma być w całym kraju kilkadziesiąt. Kto tam zamieszka dostanie rychłą pomoc w wejściu do lepszego świata. Od czego są specyfiki nasenne czy inne pavulony? Jest klientela, wcale liczna, jest popyt, jest więc biznes. W poczet biznesowego ryzyka wpisuje się zgony staruszków, których przyczyn nie umieją rozwikłać najlepsi patomorfolodzy.
Dobrze to wyszło Ćwirlejowi. Uniknął groteski, a wyeksponował wiele przykrych zjawisk na naszym narodowym poletku. Każdy je dostrzega, większość krytykuje i ośmiesza, ale trudno pojąć, by można aż tak brutalnie żerować na ludzkiej naiwności, gorliwości religijnej i głębokiej wierze w zbawienie wieczne. Powieść napisana momentami w konwencji komediowej jest, tym razem, przerażająco wymowna.
I tylko takie babcie, jak emerytowana pułkownik MO, Matylda nie dadzą się nabrać. Ale one mają sporo rezerwy wobec Kościoła, nie praktykują, nie dają na tacę, chociaż przyjmują po kolędzie. Ale milicyjny nos fałszywych księży wyczuje na kilka metrów. Inne babcie, dla których ksiądz to największy autorytet, takich możliwości nie mają. Ta Matylda, po siedemdziesiątce, za to z wigorem trzydziestolatki, jest w powieści moim numerem jeden i już niecierpliwie czekam na drugi tom serii.
Historia zwariowana, kilkuwątkowa, bo nie tylko Niebiańskie było Osiedle, ale i Niebiański Dom dla starców pod Kazimierzem Dolnym. Momentami dramatyczna, momentami komiczna, z wartką akcją, bohaterowie jedynie może nieco przerysowani, ale dla wymowy powieści zabieg ten wydaje się celowy. Z uwagi na podjętą tematykę nie wszystkim się spodoba, chociaż od razu zastrzegę, że inicjatorzy „niebiańskiego biznesu” nie mieli nic wspólnego z Kościołem katolickim.
Polecam, trochę dla rozrywki, trochę dla refleksji i zadumania nad konsekwencjami robienia gigantycznych przekrętów z Bogiem na ustach.
Ćwirlej po raz kolejny udowadnia, że genialnie umie czerpać inspiracje albo z przeszłości, albo z otaczającej nas współczesnej rzeczywistości. Czy to przedwojenna seria z Fischerem, czy milicjantami z PRL-u, czy z Anetą Nowak, przywary polskiej polityki, niedoskonałości systemu i wady społeczeństwa polskiego widoczne są zawsze.
Teraz Pan Ćwirlej, autor niezwykle płodny i...
2021-12-24
Kiedy wzięłam do ręki ”Śmiertelną dawkę” wiedziałam, że mogę spodziewać się dobrej lektury. W czterech poprzednich książkach autorka udowodniła mi, że potrafi pisać, umie wzbudzić ciekawość, świetnie odnaleźć się w czasie przeszłym i teraźniejszym, a obnażaniem małomiasteczkowej hipokryzji i katolickiego kołtuństwa zyskała u mnie wysokie noty.
Żałuję tylko, że musiałam czytać ten tom na raty przez wyjątkowe nagromadzenie obowiązków zawodowych w związku z rychłym końcem semestru…Dopiero przerwa świąteczna pozwoliła mi w pełni oddać się lekturze, a tym razem Pani Greń zagrała wyjątkowo ostro.
Pokazała jak działają mechanizmy sprytnego zamiatania spraw pod dywan w prowincjonalnych komisariatach, gdzie rządzi nepotyzm, a praworządność jest niczym wobec chęci obrony dobrego imienia rodziny. Ileż jest miejsc podobnych do opisywanej Bystrzycy Wielkiej, gdzie najbardziej fanatyczne religijnie klany są siedliskiem wszelkiej deprawacji, pożywką dla kryminalistów i zboczeńców. Fikcja to wprawdzie, ale skądinąd znana z prasy aż nadto.
Od lutego do czerwca 2020 roku Bystrzyca Wielka żyje dwoma gwałtami i morderstwami na Bogu ducha winnych nastolatkach, zaś trzecie morderstwo to ewidentna zemsta na szukającym sprawiedliwości chłopaku jednej z zamordowanych. Dioniza zaangażowana w rozwikłanie sprawy pierwszego morderstwa szybko orientuje się, że tamtejsi policjanci mają wiele do ukrycia. Umorzone śledztwa wskazują na zacieranie śladów zbrodni i mataczenie. A przecież nafaszerowane narkotykiem dziewczęta stroniły od używek, nie należały też do rozrywkowych. W oczach miejscowych fanatyków uchodzą, nawet po śmierci, za puszczalskie narkomanki, które same prosiły się o śmierć. Czyżby?
„Śmiertelna dawka” to nie tylko sensacja, ale i znakomita powieść obyczajowa. Porusza wiele jakże aktualnych obecnie kwestii. Stosunek do osób homoseksualnych, stalking, rozpad rodzin, w których pieniądz ma zastąpić dziecku obecność rodzica, a wreszcie współczesny patriarchalizm i negatywny stosunek do kobiet.
Ufam, że Dioniza jeszcze w niejednej sprawie pokaże swoje pazurki, bo zakończenie, mocno dramatyczne, postawiło pod znakiem zapytania jej życie. W momencie, w którym Diona odnajduje odwzajemnioną miłość i cieszy się pełnią szczęścia, autorka nie pozwoli chyba na koniec serii. Czekam na kolejne tomy, bo jestem pod coraz większym wrażeniem.
Kiedy wzięłam do ręki ”Śmiertelną dawkę” wiedziałam, że mogę spodziewać się dobrej lektury. W czterech poprzednich książkach autorka udowodniła mi, że potrafi pisać, umie wzbudzić ciekawość, świetnie odnaleźć się w czasie przeszłym i teraźniejszym, a obnażaniem małomiasteczkowej hipokryzji i katolickiego kołtuństwa zyskała u mnie wysokie noty.
Żałuję tylko, że musiałam...
2021-12-09
Całkiem niezła pozytywistyczna nowela z 1883 roku autorstwa pisarza, z którym dotychczas nie miałam styczności – Bronisława Teodora Grabowskiego (1841-1900). Natknęłam się na nią w tym tygodniu zupełnie przez przypadek w serwisie polona.pl podczas jakiejś kwerendy. Zaintrygował mnie tytuł, zupełnie niespotykany, i przyznaję, liczyłam na literaturę grozy. Owszem, trochę horroru, dostałam choćby poprzez opisy tytułowego cmentarza nocną porą, ale o wiele więcej w zakończeniu.
Sama fabuła dotyczy robienia interesów i kumulacji majątku. Na wskroś pozytywistyczne treści niosą jednak nieco negatywny wydźwięk. Chodzi bowiem o niesłuszne wzbogacanie się poprzez fingowanie bankructw. Pouczony o takich możliwościach polski kupiec Stefan Kobzik, mając na uwadze zdobycie zainteresowania u bogatej panny, ogłasza swe fałszywe bankructwo oddając sklep w ręce niejakiego Ernesta Franzthala, niemieckiego dorobkiewicza, który pod cmentarzem prowadzi karczmę licząc na zyski ze strony uczestników pogrzebów. Nieco naiwny w interesach Kobzik nie przypuszczał jednakże, że zostanie doszczętnie oszukany i skończy niemal jako bezdomny, zapijając się na śmierć. No cóż, kto mieczem wojuje… Jednakowoż cwaniaka Ernesta dosięga zemsta zza grobu…
Dobra, pouczająca rzecz o potrzebie moralności i uczciwości w prowadzeniu biznesu. O tym, że chciwość i zbijanie zysków nie popłaca, a serca nie trzeba szukać u panny „interesownej” ceniącej jedynie stan konta, bo to niczego dobrego nie wróży. Na trzydziestu sześciu stronach znalazłam kilka wcale mądrych zdań i dziwię się, że nie miałam dotąd styczności z takim dobrym autorem, a przecież nowele XIX wieczne uwielbiam.
Całkiem niezła pozytywistyczna nowela z 1883 roku autorstwa pisarza, z którym dotychczas nie miałam styczności – Bronisława Teodora Grabowskiego (1841-1900). Natknęłam się na nią w tym tygodniu zupełnie przez przypadek w serwisie polona.pl podczas jakiejś kwerendy. Zaintrygował mnie tytuł, zupełnie niespotykany, i przyznaję, liczyłam na literaturę grozy. Owszem, trochę...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-12-09
Jakąż cudowną i niesamowitą kobietą musiała być doktor Karolina Harding!! Autor niewiele poświęca jej miejsca zapoznając nas z nią dość oszczędnie tylko na kilkunastu pierwszych stronach. Karolina płynie razem z mężem Piotrem, również lekarzem, małym jachtem z Ameryki do Europy. Na oceanie małżonkowie oddają się rozkoszy żeglowania i nie tylko….Widać wielkie uczucie, przywiązanie, wspólną pasję zawodową i miłość do żagli.
I w czasie tej nieziemsko przyjemnej wakacyjnej podróży drogę przecina im największy na świecie kolos – tankowiec „Lewiatan”, zdolny przewozić milion ton ropy w jednym ładunku. Karolina ginie, a jej mąż, cudem ocalały z katastrofy, ląduje w szpitalu w Kornwalii. Odtąd celem jego życia będzie zemsta. Niepohamowana, szaleńcza. Zatopić Lewiatana, pozbawić pewności siebie jego kapitana.. Obsesja każe mu z narażeniem życia zdobyć odpowiednią broń, zakupić używany jacht i własnoręcznie go zreperować, polować na tankowca wokół wybrzeży Afryki, walczyć z morskimi wężami i ze zwykłymi ludzkimi słabościami…
Ten tytułowy pościg zajmuje najwięcej miejsca w książce. Momentami bywa dramatycznie, jednakowoż przez większość fabuły dosyć monotonnie i nużąco. Powieść lepiej czytać mając pojęcie o aspektach technicznych statków i o sztuce żeglowania. Nafaszerowana jest fachowymi nazwami do granic możliwości, a dla mnie to w zasadzie czarna magia i powód do utraty zainteresowania. Wytrwałam jednak, bo interesowało mnie, czy po dwukrotnej niemal utracie życia, zemście stanie się zadość. Tak, Piotr Harding, wbrew wszystkiemu, doprowadził sprawę do końca, chociaż wyryła ona na jego ciele i na psychice trwałe ślady.
Zachodziłam w głowę skąd w człowieku może być tyle determinacji, tyle samozaparcia, tyle mocy. Miłość to chyba jednak największy motor napędowy…
Pasjonatom morza i żeglugi polecam.
Jakąż cudowną i niesamowitą kobietą musiała być doktor Karolina Harding!! Autor niewiele poświęca jej miejsca zapoznając nas z nią dość oszczędnie tylko na kilkunastu pierwszych stronach. Karolina płynie razem z mężem Piotrem, również lekarzem, małym jachtem z Ameryki do Europy. Na oceanie małżonkowie oddają się rozkoszy żeglowania i nie tylko….Widać wielkie uczucie,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-12-06
Od dawna żadna książka nie wywołała we mnie tyle wściekłości, niesmaku, a na koniec zniecierpliwienia. To był absolutnie najgłębszy, dantejski dziesiąty krąg, mojej niewysłowionej złości. Radziłabym przeczytać ją młodym czytelnikom, którzy dopiero wkraczają w dorosłe życie, albo tym, którzy, będąc w statystycznym tzw. wieku rozrodczym, zamierzają założyć rodzinę. Po to, by wiedzieli w jakim celu posiada się dziecko i mieli świadomość, że dla posiadania potomstwa bezwzględnie potrzebna jest odpowiedzialność i ustawiczna troska o drugiego, nieletniego i niedojrzałego człowieka. Nie mam na myśli nadopiekuńczości, czy ustawicznej kontroli, ale towarzyszenie dziecku na każdym, nawet najtrudniejszym etapie jego niedorosłego życia, na wspieraniu, zrozumieniu, udzielaniu pomocy, a kiedy trzeba interweniowaniu dla zapobieżenia kryzysowi.
Bo co my tutaj mamy? Małżeństwo, bynajmniej nie nastolatków, a mimo to kompletnych ignorantów w kwestii rodzicielstwa. Ona – pani doktor, wykładowca na uczelni, specjalistka od piekielnych kręgów Dantego, która nie ma pojęcia co robi wieczorem jej czternastoletnia córka? Kariera i połowę młodszy od niej kochanek wypełniają jej całą dobę. On – twórca komiksów, świetny rysownik superbohaterów, wprawdzie pracuje w domu, ale dojrzewanie córki umknęło mu skutecznie. Przeczuwa brak wierności małżonki, ale tematu nie podejmuje. Niby zahartowany przez życie, niegdyś agresywny, a dziś całkowicie bierny i oswojony…Czy możliwe jest by obydwoje pozwolili czternastoletniej córce wybyć na cały wieczór i noc do koleżanki? Czy nie pomyśleli, by zadzwonić do rodziców tej koleżanki i upewnić się co do planów obu dziewcząt?
Tak, to nie tylko możliwe, ale pewne. Ja, jako nauczycielka i matka nie wyobrażam sobie takich sytuacji. Od swojego dziecka miałam relację z każdego dnia w szkole,
z każdego towarzyskiego wyjścia… Stąd tyle złości we mnie, kiedy czytam, że jedynaczka, czternastolatka zaledwie, od dawna sypiała z chłopakiem, piła, próbowała narkotyków, zabawiała się na różne sposoby, w sytuacjach konfliktowych i stresogennych cięła się żyletką, a rodzice, tylko z nazwy chyba będący rodzicami, nie mieli o tym zielonego pojęcia. Ojciec wprawdzie ubóstwiał córkę, ale ciągle widział w niej małą delikatną istotkę, a tego co działo się potem, kiedy przestał ją prowadzić za rączkę, już nie dostrzegał. A potem, niby w trakcie nauki, ale naprawdę na imprezce mocno zakrapianej i wspartej prochami, dochodzi do tragedii…
Druga rzecz, to przegadanie tej powieści. Możecie sobie wyobrazić, co się czuje, kiedy będąc po trzech setkach stron człowiek kartkuje książkę, modląc się o koniec. Zapewne nie raz jakiś autor doprowadzał was do takiego stanu. Mnie brakowało cierpliwości i ostatnie dwieście stron czytałam już bez żadnych emocji. Nie poruszyła mnie ani matka, która się opamiętała, ani ojciec, gotowy na wszystko dla córki, a nawet śmierć chłopaka niewiele mnie obeszła. Nie lubię odstawiać pozycji nie doczytawszy do końca, a tu wszystkiego za dużo. Za wiele o przeszłości ojca bohaterki, o Alasce, tamtejszych legendach i warunkach życia. Sama wyprawa dziewczyny w tamte rejony, opisana na co najmniej stu stronach, nie wiem czemu miała służyć? Śledztwo detektywa było o niebo ciekawsze dając powieści element kryminału, ale rozmyło się w śnieżnej zawierusze…Komiks dołączony do powieści nie przekonał mnie zupełnie, a wątpię czy podniósł atrakcyjność książki.
Wprawdzie to nie jest całkiem złe pisarstwo, a nawet wyłuskałam z tej powieści kilka niezłych cytatów, niemniej zostanie mi po niej tylko poczucie niesmaku i znużenia. Nie polecam tym, którzy liczą na przyjemność czytania
i satysfakcję z lektury. Radzę za to, jak wyżej, poczytać młodym ludziom – przyszłym rodzicom. Zastanawiam się, czy nie polecić jej moim osiemnastoletnim wychowankom w szkole. To chyba byłoby wskazane, ale objętość książki skutecznie ich raczej odstraszy.
Od dawna żadna książka nie wywołała we mnie tyle wściekłości, niesmaku, a na koniec zniecierpliwienia. To był absolutnie najgłębszy, dantejski dziesiąty krąg, mojej niewysłowionej złości. Radziłabym przeczytać ją młodym czytelnikom, którzy dopiero wkraczają w dorosłe życie, albo tym, którzy, będąc w statystycznym tzw. wieku rozrodczym, zamierzają założyć rodzinę. Po to, by...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-12-03
Powieść zaczyna się na moskiewskim dworcu w czasach współczesnych. Poznajemy absolwentkę filozofii i bankowca w jednym, Olgę Forys, udająca się w daleką podróż do Chabarowska. W jakim celu i dlaczego tam? Od razu orientujemy się, że bohaterka skrywa wiele tajemnic, ale nieskora jest do ich wyjawienia. Dostaniemy je dawkowane porcjami, aż do ostatniego rozdziału książki.
Tymczasem w drugim rozdziale przenosimy się w inną przestrzeń czasową. W 1913 roku, w Warszawie, inżynier Michał Forys pędzi szczęśliwe życie jako stateczny mąż i ojciec. Ten dobrze sytuowany, szanowany w towarzystwie bywalec salonów, jest także kochankiem pielęgniarki Leokadii, którą systematycznie odwiedza w Łodzi. O tym jednakże wiedzą tylko oni sami…Niebawem Forys wyjeżdża do Chabarowska, na budowę potężnego mostu na rzece Amur - elementu słynnej Kolei Transsyberyjskiej. Wbrew woli żony i teścia, ale z obietnicą o wiele wyższej pensji, która jest mu potrzebna do spłacenia starych długów, o czym żona również nie ma pojęcia… Forys ukrywa przed rodziną wiele spraw ze swojej przeszłości, a jakie jest jego pokrewieństwo z Olgą, skoro noszą to samo nazwisko, to rzecz wymagająca równie dużej cierpliwości…
W trzeciej płaszczyźnie książki dostajemy fabularyzowane dzieje autentycznej postaci - Nicefora Czernichowskiego z XVII wieku, wojewody, uczestnika wojen z Rosją, późniejszego władcy mało znanego państewka o nazwie Jaksa (od herbu Czenichowskiego) nad Amurem. Skąd o nim mowa? Ma on być przodkiem Leokadii Winnik, kochanki Forysa, znanym z rodzinnych opowieści, chociaż, jak przekonała się osobiście Leokadia, próżno o nim szukać pamiątek w chabarowskim muzeum.
Mamy także kulisy romansu młodego Stalina z tą samą Leokadią w Krakowie , w roku 1913. On odwiedzał tam towarzyszy, a ona bywała u ciotki. Stalin przewija się w kilku krótkich rozdziałach tej powieści, a chociaż wszystko jest fabularyzowane, ściśle zgadza się z prawdą historyczną, chociaż sam romans stworzony został na potrzeby powieści. Autorka świetnie uchwyciła manię wielkości i przedmiotowe traktowanie kobiet dyktatora, skądinąd dostrzegając w nim także nutę romantyzmu, choćby przez pisane we wczesnej młodości wiersze, z których jeden przywołuje w powieści.
Po pierwszym „współczesnym” rozdziale kontynuacja podróży syberyjskiej Olgi Forys zajmuje sporo miejsca i pełna jest wielu niespodzianek, a autorka prowadzi nas po bezdrożach tajgi jak najlepszy przewodnik. Towarzysze podróży Olgi to także trudne do zdefiniowania postacie. Borykające się z bolesną przeszłością, pełne tajemnic, ukrywające prawdziwą, sobie znaną twarz.
Powieść inna niż wszystkie. Podzielona na trzy części, z której każda składa się z kilkunastu krótkich rozdziałów przenoszących nas nad Amur, raz w XVII, raz w XX wieku, raz w obecne czasy. Fascynująca wędrówka po miejscach, czasach, dramatycznych epizodach ludzkiego życia. W każdej z tych ram czasowych autorka świetnie się czuje, oddając realia kolejnych epok do ostatniego detalu.
Powieść jest nieoczywista, wielowątkowa, splatająca losy kilku osób, pełna gęstych, mrocznych tajemnic, przeplatająca miejscami rzeczywistość ze snem i historię z fikcją. Przez całą powieść śledzimy losy bohaterów i odkrywamy ich prawdziwą tożsamość. Kim jest Olga? Udręczoną brakiem dziecka wierną żoną, czy morderczynią, która rozmyślnie i planowo morduje męża i jego ciężarną kochankę? Kim jest Leokadia? Cyniczną kobietą, polującą na bogatych kochanków czy ofiarą ohydnych pedofilskich zbrodni konkubenta matki? Kim jest Michał? Kochającym mężem i ojcem, czy notorycznym zdrajcą przysięgi małżeńskiej , oszustem i mordercą? Trzeba współczucia, czy pogardy? Litości czy potępienia? Każdy czytelnik sam osądzi, bo żadnych sądów w powieści nie ma.
Urzekł mnie język utworu. Pięknie i subtelnie, niemal poetycko, brzmią zarówno opisy przyrody, jak i przeżyć człowieka. Słowa przesiąknięte są uczuciem i zmysłowością.
To powieść na pewno wymagająca skupienia, trudna w odbiorze, skłaniająca do przemyśleń nad meandrami ludzkiego życia; potężną siłą miłości; walki o lepszy byt, zmuszającej do występków; nad celowością, a może potrzebą, życia w kłamstwie. Niesamowita i nietuzinkowa. Wybitna.
Maja Wolny zdobyła moje serce, bo wcześniej nie miałam styczności z jej piórem. Zapisuję ją na półkę i poszukuję innych jej powieści.
Polecam gorąco.
Powieść zaczyna się na moskiewskim dworcu w czasach współczesnych. Poznajemy absolwentkę filozofii i bankowca w jednym, Olgę Forys, udająca się w daleką podróż do Chabarowska. W jakim celu i dlaczego tam? Od razu orientujemy się, że bohaterka skrywa wiele tajemnic, ale nieskora jest do ich wyjawienia. Dostaniemy je dawkowane porcjami, aż do ostatniego rozdziału...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-11-30
Poznań, w kwietniu 1922 roku.
Sytuacja międzynarodowa komplikuje się, w związku z podpisywanym właśnie układem w Rapallo, ale wie o tym niewielka część mieszkańców dawnego Posen. Ta zamożna i wykształcona. Reszta, nieświadoma niuansów bieżącej polityki, o ile ta nie ma na nią bezpośredniego wpływu, walczy o byt. Dniem i nocą. Jedni żyją uczciwie, choć nędznie (aczkolwiek w obliczu szalejącej wówczas inflacji wynagradzani są w dziesiątkach i setkach tysięcy), inni zdobywają większe profity mniejszym kosztem i wysiłkiem, choć z naruszeniem prawa.
Ćwirlejowski przedwojenny Poznań pokazany detalicznie w każdym wymiarze, a szczególnie obyczajowym, to absolutny majstersztyk. Autor wiedzie nas przez słynące z gastronomicznego kunsztu restauracje i bary oraz przez zaspokajające zupełnie inne potrzeby przybytki rozkoszy. I o tych drugich, jest w piątym tomie przygód Antoniego Fischera, szczególnie sporo, bo zdominowany został przez niecny proceder handlu dziećmi. Dziewczynki kilkuletnie, albo wprost porywane z ulicy, albo sprzedawane, najczęściej z biedy, przez rodziców, kierowane są do poznańskiego domu publicznego madame Alouette. Odbiorcami dziewiczych wdzięków są szanowane persony z kręgów wojskowych i prawniczych, jak choćby pułkownik Gatner, zasłużony weteran, patriota i bogobojny katolik (!). W proceder zamieszana jest, skądinąd żyjąca na niezłej stopie, żona naczelnika urzędu miejskiego. Oficjalne śledztwo prowadzi Fischer, z dużym wkładem wywiadowcy Gila i we współpracy z policją z Piły i z miasteczka Wysoka. Pomagają mu w tym, nieoficjalnie oczywiście, szanowany złodziej Grubiński ze swoją bandą braci Kaźmierczaków.
Wielbiciele Ćwirleja znajdą tu wszystko, co znają z jego kryminałów retro i to na najwyższym poziomie. Jest kilka krwistych zbrodni, sporo seksu, mnóstwo „niemytych szuszwoli” i „ćwoków glapami futrowanych”. Policja opisana pieczołowicie, nawet w kwestiach jej materialnego funkcjonowania w odrodzonej Polsce, co świadczy o skrupulatnym researchu. Klimat typowo poznański, ze sporą rezerwą wobec Naczelnika i znakomicie pamiętaną niemczyzną.
A chociaż akcja bardzo powoli nabiera tempa, zakończenie jest przewidywalne, a Fischer w pewnym momencie wyjątkowo naiwny, to, moim zdaniem, w niczym nie umniejsza to wartości tego znakomitego kryminału.
Polecam gorąco!
Poznań, w kwietniu 1922 roku.
Sytuacja międzynarodowa komplikuje się, w związku z podpisywanym właśnie układem w Rapallo, ale wie o tym niewielka część mieszkańców dawnego Posen. Ta zamożna i wykształcona. Reszta, nieświadoma niuansów bieżącej polityki, o ile ta nie ma na nią bezpośredniego wpływu, walczy o byt. Dniem i nocą. Jedni żyją uczciwie, choć nędznie (aczkolwiek w...
2021-11-27
"Francuskim klejnotem" zakończyłam czytać wszystko, co wyszło dotąd spod pióra Pani Anny Szepielak. Dziewięć powieści typowo kobiecych, ciepłych i mocno optymistycznych. Liczę z niecierpliwością na kolejne książki.
Autorka ma niesamowity dar budowania historii opartych na rodzinnych sekretach, lokalizując je nie tylko w rodzinnej Małopolsce. Zawsze umiejętnie buduje klimat i scenografię powieści dopasowując bezbłędnie stylistykę językową i elementy realnej przeszłości. Z pierwszego tomu "Francuskie zlecenie", gdzie zwiedzaliśmy rezydencję pośród prowansalskich lawendowych pól, przenosi nas tym razem na polski grunt, do agroturystycznego gospodarstwa gdzieś w górach, z prawdziwą gaździną i swojskim jadłem. Minęło kilkanaście lat i Ewa, fotografka z wielką pasją, odnajduje się przy boku Gerarda jako spełniona zawodowo kobieta, szczęśliwa żona i matka dwóch urwisów. W góralskim domu rozgrywa się historia trzech rodzących się miłości, zaś tajemnice rodzinne znajdują swe rozwiązanie.
Wspaniałe opisy przyrody górskiej, kreacje silnych kobiet stawiających czoła bieżącym problemom, pochwała solidarności i rodzinnego wsparcia to największe atuty tej powieści. A wszystko napisane pięknym językiem, chwilami okraszonym góralską gwarą, daje czytelnikowi mnóstwo uśmiechu na twarzy. Dziękuję autorce za ten optymizm, za wspaniały czas relaksu i oderwania się od trudnej rzeczywistości. I czekam, jak wspomniałam, na kolejne tomy z historią w tle.
"Francuskim klejnotem" zakończyłam czytać wszystko, co wyszło dotąd spod pióra Pani Anny Szepielak. Dziewięć powieści typowo kobiecych, ciepłych i mocno optymistycznych. Liczę z niecierpliwością na kolejne książki.
Autorka ma niesamowity dar budowania historii opartych na rodzinnych sekretach, lokalizując je nie tylko w rodzinnej Małopolsce. Zawsze umiejętnie buduje klimat...
2021-11-25
Klimatyczna okładka z kościelną kopułą z krzyżem i tytuł wyjęty z Dekalogu zapowiadają, w trzecim tomie z Dionizą Remańską, tematy związane z Kościołem. I słusznie. Jest krwisto, jak krwiste jest niebo na okładce, tajemniczo, mrocznie i duszno. Odrażająco, bo odrażająca jest zbrodnia pedofilii, która zdominowała tę część serii.
Kościelna pedofilia w wydaniu Hanny Greń pokazana jest w sposób naturalistyczny, bez owijania w bawełnę. Budzi odrazę i grozę nawet u wprawionych w temat doświadczonych policjantów. Proboszcz korzysta, ile może, bo otoczony jest nimbem świętości i wianuszkiem oddanych dewotek. Grzmi z ambony o potrzebie wyrzekania się przyjemności, gani zbytek, a nawet kuse spódniczki u dziewcząt strasząc Szatanem i mękami piekielnymi. To nie jest odosobniony przypadek, gdy w małej wiosce duchowni wciąż cieszą się autorytetem, mimo że plebania jest siedzibą "wszelkiego złego". W Osinach się molestuje, brutalnie gwałci, a nawet nagrywa dziesiątki filmów. Ale wszystko ma swój kres. Wielu "pobożnych" miesiącami nie zwraca uwagi na swoich nieletnich synów, a wręcz zmusza do częstego uczestnictwa w nabożeństwach. Jednak w końcu ktoś, a w tym wypadku świadomy ojciec, pochyla się nad drżącym i sponiewieranym dziesięcioletnim synem. Zabija z wściekłości i rozpaczy.
W "Piątym przykazaniu" Hanna Greń osłania lokalną hipokryzję w całej rozciągłości. Te prawowite dewoty mają za uszami i nielegalne aborcje na Słowacji, i szwindle finansowe, a ich prawomyślni małżonkowie trudnią się przemytem i bimbrownictwem. Jest także wątek szantażu i to bardzo sprytnego, który prowadzi do kolejnego morderstwa.
W mojej ocenie to najlepszy z trzech przeczytanych przeze mnie tomów serii. Autorka bardzo sprytnie prowadzi wszystkie wątki angażując Dionizę, teraz już w roli prywatnego detektywa, a także miejscową policję i prokuratora. Mur milczenia na który wszyscy trafiają, w końcu się rozpada, odsłaniając skrywane latami tajemnice. Szkoda mi bardzo ułożonego wikarego, który trafił pod skrzydła proboszcza-potwora i tych małoletnich dzieciaków nie rozumianych przez otępiałych rodziców.
Hanna Greń, na przykładzie Osin, celnie obnaża wszystkie bolączki małych miejscowości, gdzie diabeł wprawdzie mówi dobranoc, ale jest częstym gościem w wielu zagrodach, a zwłaszcza tam, gdzie zawierzenie fałszywym bożkom bierze górę nad racjonalnym myśleniem. Niech was nie zwiedzie sielski klimat Osin, pełen aromatycznych ogrodów. Tam króluje zło.
Polecam!
Klimatyczna okładka z kościelną kopułą z krzyżem i tytuł wyjęty z Dekalogu zapowiadają, w trzecim tomie z Dionizą Remańską, tematy związane z Kościołem. I słusznie. Jest krwisto, jak krwiste jest niebo na okładce, tajemniczo, mrocznie i duszno. Odrażająco, bo odrażająca jest zbrodnia pedofilii, która zdominowała tę część serii.
Kościelna pedofilia w wydaniu Hanny Greń...
2021-11-23
Bardzo zgrabny kryminałek retro utrzymany w konwencji i klimacie Agaty Christie. Krynica w marcu 1939 roku pęka w szwach. Tłoczno na deptakach, w domach zdrojowych i restauracjach. Katolicki Pensjonat Pod Krokusami panien Malickich, chociaż nie pierwszej świeżości, także nie narzeka na brak klientów. Ale pech chce, że staje się miejscem zbrodni. Goście, z których każdy skrywa osobiste tajemnice i ujawnia niekoniecznie prawdziwą twarz, odnajdują w ogrodowej sadzawce trupa. Czy to samobójstwo? Może nieszczęśnik poślizgnął się na kamieniach? Czy jednak, uderzony kamieniem, jest ofiarą perfidnej zbrodni z premedytacją? Śledztwo prowadzą dwaj benedyktyni z Poznania ukrywający swą tożsamość pod garniturem urzędników skarbowych.
Powieść Pani Szwechłowicz napisana jest znakomicie, z wyraźnym poczuciem humoru i dystansem do opisywanej rzeczywistości. Klimat wierny epoce dostrzegamy nie tylko w doskonale skrojonej stylistyce językowej, materialnym wystroju wnętrz, niuansach mody damskiej, czy przywoływanych raz po raz piosenkach z lat trzydziestych, ale i w ówczesnej obyczajowości. Autorka opisuje kobiety, z których jedne tkwią w konwenansach, a inne śmiało mogłyby być wzorem współczesnych feministek. Feminizmu, podobnie jak i katolickiej hipokryzji, jest sporo. Autorka nie ucieka także przed trudnymi wtedy relacjami narodowościowymi: polsko - żydowskimi czy polsko - łemkowskimi. Pokazuje świat przedwojennej polskiej arystokracji, drobnomieszczaństwa i inteligencji.
To moje drugie spotkanie z Panią Szwechłowicz. W wakacje 2019 roku czytałam "Tajemnicę szkoły dla panien" i bardzo przypadła mi do gustu. "Siła wyższa" wypada nawet lepiej obyczajowo, pokazując różne wymiary przedwojennej Polski.
Klimat retro, bardzo realnie odtworzony, tajemnice rodzinne, podejrzani kuracjusze, a wszystko okraszone humorem i przedwojennymi szlagierami.
Czego chcieć więcej?
Bardzo zgrabny kryminałek retro utrzymany w konwencji i klimacie Agaty Christie. Krynica w marcu 1939 roku pęka w szwach. Tłoczno na deptakach, w domach zdrojowych i restauracjach. Katolicki Pensjonat Pod Krokusami panien Malickich, chociaż nie pierwszej świeżości, także nie narzeka na brak klientów. Ale pech chce, że staje się miejscem zbrodni. Goście, z których każdy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-11-15
Idąc za ciosem, po lekturze "Panien z Wesela" sprzed kilku dni, postanowiłam w całości przypomnieć sobie dokładnie, co faktycznie Boy opisał w "Plotce o Weselu". Monika Śliwińska wypowiedziała się o ploteczkach Żeleńskiego nader krytycznie, wspominając jak ciężko przeżyła jego rewelacje chociażby Jadwiga Rydlowa, czyli Panna Młoda. I chyba słusznie Śliwińska wypowiada się o eseju w sposób krytyczny.
W pierwszych akapitach publicysta nie omieszkał przypisać Wyspiańskiemu złośliwości, opisując ją jako "wyostrzoną i lśniącą jak brzytwa", znaną powszechnie w kręgu jego znajomych.
" Powstanie Wesela - pisze Boy - przypomina poniekąd powstanie Pana Tadeusza tak, jak je kreśli tradycja. Wedle tradycji, Mickiewicz zamierzał napisać szlachecką anegdotę, która rozrosła mu się pod piórem w ów nieśmiertelny poemat i stała się żywym wcieleniem Polski. Można by podejrzewać, iż Wyspiański, biorąc pióro do ręki, zamierzał tu napisać złośliwy pamflecik na swoich znajomych; w trakcie pisania geniusz poezji porwał go za włosy
i ściany Bronowickiego dworku rozszerzyły się — niby nowe Soplicowo — w symbol współczesnej Polski."
Cieszymy się i owszem, że autor dostrzegł geniusz w twórczości Wyspiańskiego zrównując jego dramat z epopeją narodową. Jednakowoż esej Boya-Żeleńskiego sam bynajmniej nie jest wolny od złośliwości. Dostało się mocno wszystkim kobietom z "Wesela", a szczególnie obu pannom Mikołajczykównom. A to Anna Tetmajerowa została, według Boya, urobiona na taktowną i rozsądną towarzyszkę życia przez "najskuteczniejszą metodę", czyli regularne płodzenie dzieci. Jadwisia z kolei - dowodzi Boy -została przez Rydla otumaniona do tego stopnia, że "chodziła zupełnie jak błędna owca, wygłaszając pociesznie konwencjonalne zdania".
No i kto tu jest większym złośliwcem? Wyspiański czy Boy? Czy poetycka wizja to to samo co, jak najbardziej realne, ale mocno subiektywne, spostrzeżenia Boya? Och ten Boy! Felietonista zajadle walczący piórem o prawa kobiet i nieprzejednany wróg hipokryzji.
A ja, drogi Mistrzu - choć doceniam bardzo twoją publicystykę - Hanusię i Jadwisię bardzo polubiłam. I na nic się zda twoja "Plotka o Weselu".
Idąc za ciosem, po lekturze "Panien z Wesela" sprzed kilku dni, postanowiłam w całości przypomnieć sobie dokładnie, co faktycznie Boy opisał w "Plotce o Weselu". Monika Śliwińska wypowiedziała się o ploteczkach Żeleńskiego nader krytycznie, wspominając jak ciężko przeżyła jego rewelacje chociażby Jadwiga Rydlowa, czyli Panna Młoda. I chyba słusznie Śliwińska wypowiada się o...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Dla mnie absolutna bomba! Początek XIII wieku, echa walk krzyżowców w Ziemi Świętej, krucjaty przeciw albigensom, patologie w klasztorach, a do tego tajemniczy Trybunał, mnóstwo zagadek ukrytych w starożytnych i wczesnośredniowiecznych manuskryptach, tajemne zaklęcia i przywoływanie aniołów...Czego chcieć więcej.
Mój umysł miłujący od lat historię, uwielbiający literaturę przygodową i wszelkiej maści tajemnice chłonie taką pozycję jak gąbkę. Akcja płynie wartko, od Wenecji wędrujemy z bohaterami przez Francję do Hiszpanii, aż do Santiago de Compostela, by na koniec z powrotem wrócić do Bazyliki św. Marka. Kupiec Ignacio Alvarez z Toledo, handlarz relikwiami, wątpliwej zresztą autentyczności, uczony i krzyżowiec wplątany zostaje w szaleńczą intrygę. To prawdziwie morderczy spisek, którego pomysłodawca posługuje się kilkoma tożsamościami, a swoje plany ukrywa pod bogobojnym habitem…
Autor, z zawodu archeolog i bibliotekarz, zmusza nas do łamigłówek słownych i liczbowych, wtajemnicza w magię i pradawne rytuały, prowadzi przez klasztorne skryptoria, krypty bazylik i zatłoczone ulice średniowiecznych miast. Obnaża mroczne strony średniowiecznego Kościoła, gdzie walka o władzę i stanowiska duchowne większa jest wielokrotnie od chrześcijańskiej pokory, nie zna miłosierdzia ani litości, za to chętnie posługuje się kłamstwem i zbrodnią. Mocno wciągająca lektura, którą czyta się jednym tchem.
Przede mną kolejne dwa tomy tej pasjonującej trylogii. Polecam wielbicielom historycznych sensacji, trochę prawdziwych, trochę fikcyjnych.
Dla mnie absolutna bomba! Początek XIII wieku, echa walk krzyżowców w Ziemi Świętej, krucjaty przeciw albigensom, patologie w klasztorach, a do tego tajemniczy Trybunał, mnóstwo zagadek ukrytych w starożytnych i wczesnośredniowiecznych manuskryptach, tajemne zaklęcia i przywoływanie aniołów...Czego chcieć więcej.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toMój umysł miłujący od lat historię, uwielbiający literaturę...