-
ArtykułyKsiążki o przyrodzie: daj się ponieść pięknu i sile natury podczas lektury!Anna Sierant4
-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński37
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać417
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
Biblioteczka
2024-04-28
2024-02-25
Pierwsze, całkiem udane, spotkanie z autorem. Zdaje się, że Pan Duszyński dołączy do grona moich ulubionych polskich twórców kryminału retro.
Retro jest faktycznie detaliczne, jak u Ćwirleja czy Krajewskiego. Topografia miasta Kłodzka z 1920 roku musiała być przedmiotem szczegółowej kwerendy autora. Realia polityczne, społeczne i obyczajowe opisane w książce oddają w pełni klimat tamtej epoki. Widać w tym wszystkim spory wkład pracy, dbałość o szczegóły i szacunek dla czytelnika.
Warstwa kryminalna, w której odzywają się echa pierwszej wojny światowej, mocna i brutalna w wymowie. Sama intryga może nieco przekombinowana, ale to nie zmienia faktu, że czytało mi się tę opowieść wspaniale, z dużym zainteresowaniem i wielką przyjemnością.
Akcja pędzi, kolejne morderstwa podsycają gęstą atmosferę, kapitan Wilhelm Klein zachwyca logiką myślenia i przewidywalnością, a kłodzka twierdza odkrywa swe ponure tajemnice. Nie można się oderwać! Chcę więcej!
Wielbicielom kryminalnych historii retro polecam gorąco.
Pierwsze, całkiem udane, spotkanie z autorem. Zdaje się, że Pan Duszyński dołączy do grona moich ulubionych polskich twórców kryminału retro.
Retro jest faktycznie detaliczne, jak u Ćwirleja czy Krajewskiego. Topografia miasta Kłodzka z 1920 roku musiała być przedmiotem szczegółowej kwerendy autora. Realia polityczne, społeczne i obyczajowe opisane w książce oddają w...
2024-04-21
Drugi tom jeszcze lepszy niż pierwszy. Międzywojenne Kłodzko i Duszniki Anno Domini 1921 otworzyły przede mną swe mroczne podwoje. Kłodzkie hrabstwo – Kraj Pana Boga - przesiąknięte jest zachłannością, zdradą, oszustwem, zbrodnią i hipokryzją. Jednak Bóg nie do końca o nim zapomniał - pozostały tam jednostki, dla których prawda, honor i sprawiedliwość jeszcze coś znaczą i które będą w stanie postawić swe życie na szali w zamian za rozwikłanie kryminalnej pajęczyny zła.
Klimat retro genialny, detalicznie zrekonstruowana topografia miast, a intryga kryminalna rozbudowana, mocna i ociekająca krwią. To największe atuty tego tomu. I nie znalazłam tu grama przedobrzenia czy przekombinowania, które finalnie rzucały się w oko w tomie pierwszym.
Kapitan Klein jeszcze nie do końca usłyszy szczegóły sprawy, a już działa. Co za umysł! Wachmistrz Koschella – jego pojętny uczeń z pierwszego tomu - także wspina się na wyżyny zawodu. Do tego duetu dołącza piękna i szlachetna hrabianka. Wszak bez prawdziwych dam przedwojenny klimat nie ma smaku.
“Glatz” to absolutna perełka. Czytam niczym kolejne odcinki kryminalnego serialu. Zaraz zabieram się za trzeci tom - “Zamieć”.
Polecam tym, którzy nie czytali, a lubią retro z kryminałem lub kryminał w klimacie retro. Jak kto woli, bo tu proporcje są zrównoważone.
Drugi tom jeszcze lepszy niż pierwszy. Międzywojenne Kłodzko i Duszniki Anno Domini 1921 otworzyły przede mną swe mroczne podwoje. Kłodzkie hrabstwo – Kraj Pana Boga - przesiąknięte jest zachłannością, zdradą, oszustwem, zbrodnią i hipokryzją. Jednak Bóg nie do końca o nim zapomniał - pozostały tam jednostki, dla których prawda, honor i sprawiedliwość jeszcze coś znaczą i...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-02-26
Poznań, w kwietniu 1930 roku.
Trwa wojna celna z Niemcami i sytuacja polityczna jest coraz bardziej napięta, ale w pewnych niemieckich kręgach politycznych to za mało. NSDAP jest jeszcze zbyt słaba, a przez to jej rewizjonistyczne hasła nie zdobyły szerokiego odbioru. Potrzebny jest mocny incydent dyplomatyczny, który, jak ta przysłowiowa iskra zapalająca beczkę prochu, doprowadzi do kolejnej wojny i odbierze Polakom to, co “słusznie” należy się Niemcom.
Prologiem do całej awantury jest seans spirytystyczny w salonie hrabiny Kossobudzkiej von Zanthier, wdowy po pułkowniku, na którym duch owego przepowiada śmierć jednego z uczestników seansu - wicekonsula niemieckiego w Poznaniu - Albrechta von Pieskowa. Ten tom przygód komisarza Antoniego Fischera, siódmy już z kolei, wprowadza nas i na początku, i na końcu opowieści, jak to ujął autor w “ezoteryczny świat transcendentnych fluidów i spirytualnych prądów”, który w latach trzydziestych zawładnął wieloma umysłami arystokratycznych salonów.
Jak doszło zatem do śmierci wicekonsula i czy faktycznie była to jedynie kwestia polityczna, mająca doprowadzić do nowego konfliktu militarnego, zdradzać nie będę, bo zachęcam do tej świetnej, jak zwykle, lektury, nie tylko wielbicieli autora.
Ćwirlejowski przedwojenny Poznań pokazany został detalicznie w każdym wymiarze, a szczególnie obyczajowym, to absolutny majstersztyk. Rewelacyjna robota. Jestem pełna podziwu. Pań Ćwirlej jest mistrzem w budowaniu historycznej rzeczywistości. Czy w kryminałach neomilicyjnych z epoki PRL czy w kryminałach retro z okresu międzywojennego widać solidną, drobiazgową scenografię miejsc i topografię dawnego Poznania, Piły czy Szczecina.
Autor wiedzie nas nie tylko do arystokratycznych salonów, ale i przez słynące z gastronomicznego kunsztu restauracje i bary oraz przez zaspokajające zupełnie inne potrzeby przybytki rozkoszy. Oficjalne śledztwo prowadzi Fischer, z dużym wkładem wywiadowców: Gila, Okonia i Olkiewicza. Wydatnej pomocy udzielą mu, po raz kolejny, nieoficjalnie oczywiście i pod fałszywymi nazwiskami, szanowany złodziej Grubiński ze swoją bandą braci Kaźmierczaków i Zenusiem Brodziakiem.
Wielbiciele Ćwirleja znajdą tu wszystko, co znają z jego kryminałów retro i to na najwyższym poziomie. Są dwie krwiste zbrodnie, piękne kobiety, trochę seksu, mnóstwo gwary w postaci „niemytych szuszwoli”, “szkiełów” i „ćwoków”, a do tego wyborny humor słowny i sytuacyjny. Policja opisana pieczołowicie, nawet w kwestiach jej materialnego funkcjonowania w odrodzonej Polsce, co świadczy o skrupulatnym researchu. Klimat typowo poznański, ze sporą rezerwą wobec Naczelnika i znakomicie pamiętaną niemczyzną.
Lektura Pana Ćwirleja to zawsze pewnik. Świetna intryga, doborowe towarzystwo i zaskakujący finał. A wszystko okraszone właściwym dla miejsca i czasu klimatem, słownictwem i humorem.
Przeczytałam dotąd 22 powieści autora. Żadna mnie nie znudziła i nie rozczarowała. Nie ma nic lepszego niż pełnokrwiści fikcyjni bohaterowie fikcyjnych zbrodni w genialnie nakreślonych międzywojennych realiach politycznych i społeczno-obyczajowych. Mistrzostwo kryminału retro. Pozostaję niezmiennie fanką autora i polecam zdecydowanie!!
Poznań, w kwietniu 1930 roku.
Trwa wojna celna z Niemcami i sytuacja polityczna jest coraz bardziej napięta, ale w pewnych niemieckich kręgach politycznych to za mało. NSDAP jest jeszcze zbyt słaba, a przez to jej rewizjonistyczne hasła nie zdobyły szerokiego odbioru. Potrzebny jest mocny incydent dyplomatyczny, który, jak ta przysłowiowa iskra zapalająca beczkę prochu,...
2023-01-26
Lubicie kryminały i thrillery retro? A może jesteście wielbicielami twórczości Szekspira? Lub też pasjonują Was osiagnięcia neurologa Zygmunta Freuda, a zwłaszcza jego psychoanaliza? W takim razie ta powieść spełni wszystkie Wasze oczekiwania.
Sierpień 1909 roku, Nowy Jork. Miasto szalejącego kapitalizmu, szybko rosnących ku niebu drapaczy chmur, wielkich możliwości i jeszcze większych kontrastów społecznych. Bajeczne fortuny i niewyobrażalna nędza żyją praktycznie obok siebie i wszędzie niemal ciągnie czytelnika autor. Poznacie salony rezydencji Gramercy Park i opiumowe meliny Chinatown, zajrzycie do fabryki i na budowę Manhattan Bridge.
Słynny lekarz z Wiednia – Zygmunt Freud – przybywa na parowcu “George Washington” na amerykańską ziemię z serią wykładów dla Clark Uniwersity. To jego pierwszy i ostatni zarazem pobyt w USA. W jego otoczeniu kilku uczniów z Carlem Jungiem na czele. To czysta prawda i historyczne fakty, ale że dochodzi wówczas w mieście do serii brutalnych morderstw na młodziutkich kobietach, a Freud ma niejaki wpływ na właściwe rozpoznanie mordercy to już intryga całkowicie uknuta w umyśle autora.
Klimat retro w tej powieści olśniewa. Autor pieczołowicie roztacza przed nami panoramę dawnego Nowego Jorku. Opisuje budynki, rezydencje i ulice w najdrobniejszych szczegółach z kolorem taksówek włącznie. Wprowadza nas w historię budowy wielu spektakularnych budowli i nowojorskich mostów. Zaprasza do hoteli, na bale i rauty nowojorskiej socjety. Jednocześnie pokazuje pazerność i okrucieństwo nowobogackich przemysłowców na przykładzie wyzysku robotników z dokładnym wyliczeniem ich nędznych dniówek. Wszystko oparte na udokumentowanych źródłach.
Sama intryga kryminalna wciąga, a śledztwo jest pieczołowicie opisane, chociaż summa summarum, po odkryciu wszystkich kart, poczułam małe rozczarowanie. Na tak wielu stronach spodziewałam się czegoś efektowniejszego i nieco bardziej wyrafinowanego. Kreacja detektywa Littlemore’a zasługuje jednak na wielką uwagę i wzbudza olbrzymią sympatię.
Znajdziecie tu równie dużo wstawek z dziedziny psychologii, psychoanalizy i kompleksu Edypa, co z rozważań o naturze Hamleta i próbach interpretacji jego słynnego” “być albo nie być?”. Autor dzieli się z czytelnikiem wiedzą, którą sam zdobywał na kilku uniwersytetach. Niekoniecznie wpisuje się to wszystko w fabułę i może sprawiać wrażenie przegadania, ale dobrego pióra autorowi odmówić nie można.
Intrygujący thriller, napisany plastycznie, sugestywnie, inteligentnie i spójnie. Wart kilkunastu godzin czytania. 7/10
Lubicie kryminały i thrillery retro? A może jesteście wielbicielami twórczości Szekspira? Lub też pasjonują Was osiagnięcia neurologa Zygmunta Freuda, a zwłaszcza jego psychoanaliza? W takim razie ta powieść spełni wszystkie Wasze oczekiwania.
Sierpień 1909 roku, Nowy Jork. Miasto szalejącego kapitalizmu, szybko rosnących ku niebu drapaczy chmur, wielkich możliwości i...
2022-10-31
Po kilku miesiącach przerwy powróciłam do Marka Krajewskiego. “Czas zdrajców” to moje czternaste spotkanie z piórem autora, a dziewiąte z bohaterem jego serii – lwowskim policjantem Edwardem Popielskim.
Książki Pana Krajewskiego zawsze czytam z ogromną przyjemnością. Jest w nich to wszystko, co lubię: perfekcyjnie oddany klimat retro, fikcja osadzona w autentycznej historii dwudziestolecia międzywojennego, sporo łacińskich sentencji i odwołań do nieśmiertelnej klasycznej filozofii (moja edukacja klasyczna trwała przez pięć lat – w liceum i na I roku studiów zgłębiałam tajniki łaciny i przyznam, że zostało z tego co nieco w głowie, bo byłam i jestem absolutnie zakochana w tym martwym języku).
Tym razem akcja osadzona jest w 1935 roku, a 49-letni Popielski zostaje wysłany z misją wywiadowczą do Wrocławia i Bydgoszczy. W wydarzenia uwikłana jest, a jakże, piękna kobieta, Ormianka z pochodzenia, obywatelka Niemiec i mieszkanka Wrocławia - Aurelia Inglisjan, primo voto Teichert. Pianistka, poliglotka, obdarzona ponadprzeciętną pamięcią … i urodą. Kobieta, wypisz wymaluj, idealna na szpiega, chociaż faktycznie szpiegiem nie jest, lecz z uwagi na posiadane materiały nawiązuje kontakt z wywiadem. Kontakt, który mocno ją poturbuje. To z nią połączy Popielskiego krótki, ale bardzo intensywny i brutalnie przerwany romans.
Autor zgrabnie wplótł fikcyjne wydarzenia w realia całkiem poważnej pracy polskiego wywiadu umiejscawiając w powieści wielu autentycznych asów tego wywiadu, jak choćby Jan Henryk Żychoń. Nie brakło nawet samego Marszałka Piłsudskiego, wówczas już mocno chorego.
Całość tworzy zgrabną historię miejscami romantyczną, miejscami brutalną (zwłaszcza kiedy obnaża się perfidię przesłuchań), nieprzewidywalną, ale bardzo wiarygodną. Znakomity materiał na film.
Polecam miłośnikom historii, książek szpiegowskich, wielbicielom Łyssego i wszystkim, którzy tak jak ja, celebrują pióro Pana Krajewskiego.
Po kilku miesiącach przerwy powróciłam do Marka Krajewskiego. “Czas zdrajców” to moje czternaste spotkanie z piórem autora, a dziewiąte z bohaterem jego serii – lwowskim policjantem Edwardem Popielskim.
Książki Pana Krajewskiego zawsze czytam z ogromną przyjemnością. Jest w nich to wszystko, co lubię: perfekcyjnie oddany klimat retro, fikcja osadzona w autentycznej...
2022-05-03
W ostatnim spotkaniu z prozą Marka Krajewskiego w styczniu tego roku, w powieści “Pomocnik kata” zgłębiałam tajniki zamachu na ambasadora ZSRR, Piotra Wojkowa w Warszawie, w 1927 roku. Teraz autor przeniósł mnie na ulice Wolnego Miasta Gdańska, tytułowego Miasta szpiegów, do lat 1933-34.
Ten kolejny już w dorobku Krajewskiego kryminał szpiegowski jest trzynastą pozycją jego autorstwa, jaką miałam przyjemność przeczytać. Bo to, co bezwzględnie wyróżnia go w masie innych twórców powieści sensacyjnych jest przepiękny, dopracowany, dopieszczony, niemal literacki język, którym zawsze się delektuję i niezmiennie podziwiam. Okraszony łacińskimi sentencjami zawsze przyciąga moją uwagę jako absolwentce liceum o profilu humanistycznym i słuchaczce lektoratu z łaciny niegdyś na studiach historycznych na UJ.
Oprócz języka detalicznie odtworzona jest zawsze topografia przedwojennych miast, tym razem Lwowa, Gdańska, Sopotu i Sztumu. Do tego perfekcyjnie zbudowany klimat retro właściwy dla ówczesnych warstw nie tylko tych wyższych, ale też prostego pospólstwa. Ekskluzywne kawiarnie i podmiejskie mordownie, damy w wieczorowych toaletach i przaśne, rumiane służące i praczki, wyszukane menu z owocami morza i zapach rynsztoka, wille i portowe zaułki, luksus i nędza nikogo już w powieściach Krajewskiego nie dziwią. W każdej z tych scenerii fabuła jest do bólu wiarygodnie odtworzona i prawdziwa. Bohater serii, Edward Popielski, mimo upływu lat wciąż pozostaje czuły na uroki kobiet, dlatego i w tym tomie znajdziemy uwodzicielską platynowowłosą piękność.
Gdańsk targany wojną wywiadów: polskiego i niemieckiego oraz ukraińskiej OUN zaczyna być miejscem nieprzyjaznym dla mieszkających tam Polaków. Z każdym kolejnym miesiącem, po dojściu Hitlera do władzy, przybywa aktów przemocy ze strony Niemców. Bestialski motyw wyrżnięcia swastyki na piersi polskiego marynarza czy pobicie polskich uczennic, przywołane w powieści przez autora i umiejętnie wplecione w fabułę, to w rzeczywistości jedne z wielu udokumentowanych historycznie aktów hitlerowskiego terroru w tamtych latach. Nie można nie pochwalić przy tym kreacji rzeczywistości politycznej i gospodarczej Wolnego Miasta Gdańska.
W tej fatalnej atmosferze nasilającego się niemieckiego szowinizmu i rosnącej pogardy wobec polskich Gdańszczan Popielskiemu przyjdzie się zmierzyć z szefem niemieckiej Abwehry w Gdańsku, co niemal okupi utratą życia...Co zaś mają wspólnego badania profesora biologii na Uniwersytecie Lwowskim Rudolfa Weigla i wykorzystywane przez niego wszy z bohaterem powieści musicie przeczytać sami...
Polecam miłośnikom przedwojennej historii i pasjonatom książek szpiegowskich. Moja fascynacja piórem Krajewskiego trwa. Brawa!
W ostatnim spotkaniu z prozą Marka Krajewskiego w styczniu tego roku, w powieści “Pomocnik kata” zgłębiałam tajniki zamachu na ambasadora ZSRR, Piotra Wojkowa w Warszawie, w 1927 roku. Teraz autor przeniósł mnie na ulice Wolnego Miasta Gdańska, tytułowego Miasta szpiegów, do lat 1933-34.
Ten kolejny już w dorobku Krajewskiego kryminał szpiegowski jest trzynastą pozycją...
2022-01-11
Ostatnie spotkanie z prozą Krajewskiego w maju 2019 po lekturze „Dziewczyny o czterech palcach” było bardzo udane. Autor dalej idzie tą linią, tworząc kryminał szpiegowski z okresu międzywojennej Polski. Kanwą wydarzeń jest zamach na ambasadora ZSRR, Piotra Wojkowa, dokonany 7 czerwca 1927 roku w Warszawie. Sporo autentycznych faktów miesza się z literacką fikcją, co oczywiście autor splata ze sobą sprytnie i bezbłędnie.
Nie znalazłam tu jednak tego rozmachu, jaki dostrzegłam w „Dziewczynie..”, a może to kwestia wyboru mniej znaczących wydarzeń. Popielski w samym oku szpiegowskiego cyklonu musi stawić czoła wielu trudnym wyborom, złamać dane słowo zaprzysiężone krwią i narazić swe sumienie na dręczące wyrzuty.
Kreacja rzeczywistości politycznej, obyczajowej i gospodarczej roku 1927 jak zwykle na najwyższym poziomie. Precyzyjna topografia ówczesnych miast, nie tylko Warszawy czy Lwowa ale i mniejszych ośrodków na Wołyniu budzi podziw. Wydarzenia płyną wartko, czasem mocno dramatycznie, nierzadko wprawiają w zdziwienie.
Przyznam jednak, że dla czytelników nie mających rozeznania w ówczesnej skomplikowanej sytuacji geopolitycznej, zwłaszcza w aspekcie stosunków polsko – sowieckich, w związku z traktatem ryskim czy układem w Rapallo oraz w odniesieniu do koncepcji federalistycznych Piłsudskiego, lektura może wydać się pogmatwana, skomplikowana i mało wciągająca. Laik może pogubić się kto jest kim w tej powieści – Polakiem, Białorusinem czy Rosjaninem. A jeśli Rosjaninem to białym czy czerwonym?
Zdecydowanie najlepszy jest początek powieści. Dobre wychwycenie aspektu karalności pedofilii w przedwojennej Polsce i sama geneza zamachu na Wojkowa.
Historia skomplikowana, może aż nazbyt, retro genialne, chociaż Lwowa mało, a szpiegów aż w nadmiarze – to dostaniecie w tej książce. Do tego świetny język, mocne sceny i Popielskiego w dobrej formie.
Całość 7/10. Niestety, tyle musi wystarczyć.
Ostatnie spotkanie z prozą Krajewskiego w maju 2019 po lekturze „Dziewczyny o czterech palcach” było bardzo udane. Autor dalej idzie tą linią, tworząc kryminał szpiegowski z okresu międzywojennej Polski. Kanwą wydarzeń jest zamach na ambasadora ZSRR, Piotra Wojkowa, dokonany 7 czerwca 1927 roku w Warszawie. Sporo autentycznych faktów miesza się z literacką fikcją, co...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-01-31
Od dość dawna nie czytałam tak dobrej, wciągającej i fascynującej książki w klimacie retro. Takiej, która w pełni zasługuje na 10 gwiazdek. Przekonania o tym, że Panu Bochusowi za “Wachmistrza” należy się bezapelacyjnie najwyższa nota, nabrałam już w trakcie pierwszego rozdziału.
Wiem, że autor pisze doskonale, plastycznie kreśląc scenografię wydarzeń, budując niepokojący klimat i tworząc wyrazistych bohaterów. Gdyby było inaczej nie “połknęłabym” czterech tomów serii z Christianem Abellem na przełomie maja i czerwca 2020 roku. Satysfakcję, jaką dały mi te książki, pamiętam do dziś. Katakumby, kazamaty, klasztorne cele, piwnice katedr jako miejsca krwawych, wynaturzonych zbrodni nieobce są radcy prawnemu. W tle bezprawie i rozpasanie na szczeblach władzy, tajemnicze bractwa w łonie Kościoła, tajne sprzysiężenia monarchistów i nacjonalistów niemieckich głośno wołające o rasową czystość i konieczność eliminacji podludzi...
“Wachmistrz” nie odbiega od takich nośnych, intrygujących i kontrowersyjnych tematów. Abell musi zmierzyć się z kolejnym brudnym śledztwem zmierzającym do wykrycia sprawców porwań kilku młodych dziewcząt, dokonywanych na ulicach Gdańska. Ładne blondynki padają łupem seryjnego mordercy i gwałciciela czy też handlarzy żywym towarem? Są biedne, pracują na marnie opłacanych niskich stanowiskach, samotne, bez bliższej rodziny. Kto za nimi zapłacze, kto się o nie upomni? Idealnie wybrane ofiary - słusznie twierdzi Abell. Jest grudzień 1929 roku, szaleje wielki kryzys. Tylko nieliczni cieszą się dobrobytem. Większość pracuje za marne grosze lub sprzedaje się, by wyżywić rodzinę. Każdy łaknie zarobku. Kwitnie przemyt w gdańskim porcie, a wielu gotowych jest nawet sprzedawać swe dzieci podłej maści sutenerom i pedofilom. (Ukłon w stronę autora za obrazowy i brutalny opis tamtej rzeczywistości).
W tej rozgrywce istotny jest jednak, a kto wie, czy nie najistotniejszy, tytułowy wachmistrz Kukulka. Jego siostra, rok wcześniej, sama doświadczyła bestialskiego gwałtu i pobicia, a śledztwo umorzono. Czy Kukułka, znany ze swej bezkompromisowości w traktowaniu zbrodniarzy i przestępców, wierzy jeszcze w karzącą rękę sprawiedliwości, czy dojrzewa w nim przekonanie, że karę należy wymierzyć samodzielnie i musi to być kara najboleśniejsza i ostateczna? Bochus stawia trudne pytanie, zwłaszcza, kiedy okazuje się, że mózgami odrażającego procederu byli: senator Wolnego Miasta Gdańska, tamtejszy znany patomorfolog, szef sprzysiężenia niejakich hegemonistów i przeorysza klasztoru elżbietanek, u której dziewczęta, przed gwałtami i oddaniem w nierząd, znajdowały schronienie. Senator Renne, oprawca i sadysta, nakryty przez Kukulkę, musi ponieść śmierć szybko, tu i teraz. Nie ma innej kary za wyjątkowe bestialstwa, których się dopuścił. Żaden sąd tego nie dokona według wachmistrza. Zbyt dużo władzy, wpływów i pieniędzy. Co w tej sytuacji zrobi Christian Abell? Ten, który nie tylko niestrudzenie stoi na straży prawa, a nawet wszelkie nieregulaminowe zachowania podwładnych nie ujdą u niego płazem?
Fantastycznie skrojona fabuła, w której literacka fikcja rozgrywa się w misternie odtworzonej rzeczywistości przedwojennego Gdańska. Doskonale prowadzone śledztwo, trudne problemy, kontrowersyjne postaci. Moc wrażeń czeka na czytelnika. Odczucia litości, współczucia i nieskrywanej nienawiści będą wami targać przez całą lekturę.
Wyjątkowo dobra rzecz. Majstersztyk.
Od dość dawna nie czytałam tak dobrej, wciągającej i fascynującej książki w klimacie retro. Takiej, która w pełni zasługuje na 10 gwiazdek. Przekonania o tym, że Panu Bochusowi za “Wachmistrza” należy się bezapelacyjnie najwyższa nota, nabrałam już w trakcie pierwszego rozdziału.
Wiem, że autor pisze doskonale, plastycznie kreśląc scenografię wydarzeń, budując...
2021-11-30
Poznań, w kwietniu 1922 roku.
Sytuacja międzynarodowa komplikuje się, w związku z podpisywanym właśnie układem w Rapallo, ale wie o tym niewielka część mieszkańców dawnego Posen. Ta zamożna i wykształcona. Reszta, nieświadoma niuansów bieżącej polityki, o ile ta nie ma na nią bezpośredniego wpływu, walczy o byt. Dniem i nocą. Jedni żyją uczciwie, choć nędznie (aczkolwiek w obliczu szalejącej wówczas inflacji wynagradzani są w dziesiątkach i setkach tysięcy), inni zdobywają większe profity mniejszym kosztem i wysiłkiem, choć z naruszeniem prawa.
Ćwirlejowski przedwojenny Poznań pokazany detalicznie w każdym wymiarze, a szczególnie obyczajowym, to absolutny majstersztyk. Autor wiedzie nas przez słynące z gastronomicznego kunsztu restauracje i bary oraz przez zaspokajające zupełnie inne potrzeby przybytki rozkoszy. I o tych drugich, jest w piątym tomie przygód Antoniego Fischera, szczególnie sporo, bo zdominowany został przez niecny proceder handlu dziećmi. Dziewczynki kilkuletnie, albo wprost porywane z ulicy, albo sprzedawane, najczęściej z biedy, przez rodziców, kierowane są do poznańskiego domu publicznego madame Alouette. Odbiorcami dziewiczych wdzięków są szanowane persony z kręgów wojskowych i prawniczych, jak choćby pułkownik Gatner, zasłużony weteran, patriota i bogobojny katolik (!). W proceder zamieszana jest, skądinąd żyjąca na niezłej stopie, żona naczelnika urzędu miejskiego. Oficjalne śledztwo prowadzi Fischer, z dużym wkładem wywiadowcy Gila i we współpracy z policją z Piły i z miasteczka Wysoka. Pomagają mu w tym, nieoficjalnie oczywiście, szanowany złodziej Grubiński ze swoją bandą braci Kaźmierczaków.
Wielbiciele Ćwirleja znajdą tu wszystko, co znają z jego kryminałów retro i to na najwyższym poziomie. Jest kilka krwistych zbrodni, sporo seksu, mnóstwo „niemytych szuszwoli” i „ćwoków glapami futrowanych”. Policja opisana pieczołowicie, nawet w kwestiach jej materialnego funkcjonowania w odrodzonej Polsce, co świadczy o skrupulatnym researchu. Klimat typowo poznański, ze sporą rezerwą wobec Naczelnika i znakomicie pamiętaną niemczyzną.
A chociaż akcja bardzo powoli nabiera tempa, zakończenie jest przewidywalne, a Fischer w pewnym momencie wyjątkowo naiwny, to, moim zdaniem, w niczym nie umniejsza to wartości tego znakomitego kryminału.
Polecam gorąco!
Poznań, w kwietniu 1922 roku.
Sytuacja międzynarodowa komplikuje się, w związku z podpisywanym właśnie układem w Rapallo, ale wie o tym niewielka część mieszkańców dawnego Posen. Ta zamożna i wykształcona. Reszta, nieświadoma niuansów bieżącej polityki, o ile ta nie ma na nią bezpośredniego wpływu, walczy o byt. Dniem i nocą. Jedni żyją uczciwie, choć nędznie (aczkolwiek w...
2021-11-23
Bardzo zgrabny kryminałek retro utrzymany w konwencji i klimacie Agaty Christie. Krynica w marcu 1939 roku pęka w szwach. Tłoczno na deptakach, w domach zdrojowych i restauracjach. Katolicki Pensjonat Pod Krokusami panien Malickich, chociaż nie pierwszej świeżości, także nie narzeka na brak klientów. Ale pech chce, że staje się miejscem zbrodni. Goście, z których każdy skrywa osobiste tajemnice i ujawnia niekoniecznie prawdziwą twarz, odnajdują w ogrodowej sadzawce trupa. Czy to samobójstwo? Może nieszczęśnik poślizgnął się na kamieniach? Czy jednak, uderzony kamieniem, jest ofiarą perfidnej zbrodni z premedytacją? Śledztwo prowadzą dwaj benedyktyni z Poznania ukrywający swą tożsamość pod garniturem urzędników skarbowych.
Powieść Pani Szwechłowicz napisana jest znakomicie, z wyraźnym poczuciem humoru i dystansem do opisywanej rzeczywistości. Klimat wierny epoce dostrzegamy nie tylko w doskonale skrojonej stylistyce językowej, materialnym wystroju wnętrz, niuansach mody damskiej, czy przywoływanych raz po raz piosenkach z lat trzydziestych, ale i w ówczesnej obyczajowości. Autorka opisuje kobiety, z których jedne tkwią w konwenansach, a inne śmiało mogłyby być wzorem współczesnych feministek. Feminizmu, podobnie jak i katolickiej hipokryzji, jest sporo. Autorka nie ucieka także przed trudnymi wtedy relacjami narodowościowymi: polsko - żydowskimi czy polsko - łemkowskimi. Pokazuje świat przedwojennej polskiej arystokracji, drobnomieszczaństwa i inteligencji.
To moje drugie spotkanie z Panią Szwechłowicz. W wakacje 2019 roku czytałam "Tajemnicę szkoły dla panien" i bardzo przypadła mi do gustu. "Siła wyższa" wypada nawet lepiej obyczajowo, pokazując różne wymiary przedwojennej Polski.
Klimat retro, bardzo realnie odtworzony, tajemnice rodzinne, podejrzani kuracjusze, a wszystko okraszone humorem i przedwojennymi szlagierami.
Czego chcieć więcej?
Bardzo zgrabny kryminałek retro utrzymany w konwencji i klimacie Agaty Christie. Krynica w marcu 1939 roku pęka w szwach. Tłoczno na deptakach, w domach zdrojowych i restauracjach. Katolicki Pensjonat Pod Krokusami panien Malickich, chociaż nie pierwszej świeżości, także nie narzeka na brak klientów. Ale pech chce, że staje się miejscem zbrodni. Goście, z których każdy...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-08-13
Na początek muszę uderzyć się w pierś za to, że nie czytałam wcześniej nic z twórczości Pani Ałbeny. Obiecuję, że uzupełnię te braki niebawem. A usprawiedliwiam się dlatego, że lektura powieści "Doktor Bogumił" uświadomiła mi jak znakomitą pisarką jest autorka.
Gruntowna znajomość historii medycyny z zakresu anestezjologii, położnictwa, epidemiologii czy neurologii, która się objawia na każdej stronie w tej książce nie wystarczyłaby jednak, gdyby nie wyrobione pióro autorki, kunszt w konstruowaniu fabuły i bogata wyobraźnia. Do tego wielkie brawa należą się pisarce za wnikliwe studia nad obyczajowością i życiem codziennym Warszawy w połowie XIX wieku, które niewątpliwie przyczyniły się do stworzenia wiarygodnego obrazu rzeczywistości w tamtym okresie odtworzonego do ostatniego detalu. To naprawdę mistrzowska powieść retro!
Zasadniczym tematem tej wielowątkowej powieści są losy i perypetie rodzinne tytułowego bohatera - doktora Bogumiła Korzyńskiego, absolwenta Uniwersytetu Medycznego w Wilnie, który po studiach ląduje (wbrew sobie) w Warszawie i tu poprzez małżeństwo z panną z lekarskiej rodziny Przybylskich wkracza do towarzyskiej i intelektualnej śmietanki. Wszystkie sprawy zawodowe, rodzinne i towarzyskie doktora Bogumiła są tak pasjonujące i intrygujące, że pochłaniamy ten utwór jednym tchem.
Z całej galerii wszystkich person owej wielkiej rodziny nietuzinkową postacią jest Augusta, siostra żony Bogumiła. Dziewczyna, która powinna urodzić się mężczyzną, albo przynajmniej pół wieku później. Obdarzona niepospolitym talentem zdobyła w domowym zaciszu wiedzę medyczną, jakiej nie posiadali zawodowi lekarze z jej rodziny. Erudycja i znajomość języków pozwalały jej korespondować pod imieniem Bogumiła z najwybitniejszymi medykami Europy i Ameryki. To doskonały przykład emancypantki, która budzi respekt odwagą, trzymaniem się swoich poglądów, brakiem uległości wobec konwenansów i ograniczeń tworzonych przez rodzinę i społeczeństwo. Kobieta, która poczytuje sobie za cel życia leczyć i ratować ludzi, dokonując przy okazji odkryć naukowych, która chce pracować dla ludzi i służyć nauce, a nie trawić czas na wyszywaniu i ploteczkach. Kobieta, która nie tylko pali w obecności znajomych, ale i w męskim przebraniu prowadzi badania i operuje w szpitalu, posługując się sfałszowanym dyplomem!
Na plan pierwszy książki wysuwają się przede wszystkim sprawy dotyczące stanu i poziomu ówczesnej medycyny. Niestety, było okrutnie. Leczono w brudzie i smrodzie. Od sekcji, których dokładnego opisu autorka, jako zawodowa lekarka, nie skąpi, medycy przechodzili do następnej sali badać pacjentów. Położnice umierały na gorączkę połogową, operowani cierpieli cięcia "na żywca", więc szpital bywał raczej rzeźnią niż lecznicą. Wszystkich brudnych i smrodliwych opisów jest w powieści na pęczki, bez wybielania, ale i bez przejaskrawienia. Taka była rzeczywistość, o czym Pani Ałbena wie najlepiej i znakomicie to przelewa na papier.
Powieść jest tak skonstruowana, że każdy tradycyjny rozdział dotyczący Korzyńskich i Przybylskich przeplatany jest opowiadaniami dotyczącymi najsłynniejszych lekarzy XIX wieku, którzy wnieśli niebagatelny wkład w postęp medycyny i dzięki którym uratowano wiele istnień ludzkich na przestrzeni całego tego wieku. Mamy zatem krótkie historie siedmiu geniuszy medycznych, którzy odkrywali źródła zakażenia gorączką połogową czy czarną ospą, albo wprowadzali pierwsze operacje czy cesarskie cięcia z użyciem znieczulenia, czyli jak go wtedy nazywano "eteru". Uwalniali ludzkość od zaraz, dawali ulgę w cierpieniach, walczyli o większą higienę w szpitalach nierzadko przypłacając to swoim życiem. To błyskotliwie i ciekawie napisane historie o historii medycyny dla laików medycznych, takich jak ja.
Ostatnie akapity powieści dają nadzieję na kontynuację losów Bogumiła Korzyńskiego. A może Augusty, która wyjechała z mężem do Ameryki? Będę czekać z niecierpliwością.
Znakomita książka. Jeśli nie lubicie medycyny, to tematyka obyczajowa, rodzinne tajemnice (w tym pewne niemoralne smaczki), a nawet historie kryminalne utrzymane w klimacie retro na pewno dadzą Wam dużo satysfakcji.
Polecam gorąco!!!
Dziękuję Wydawnictwu Marginesy za piękny egzemplarz recenzencki i możliwość przeczytania powieści przed premierą.
Na początek muszę uderzyć się w pierś za to, że nie czytałam wcześniej nic z twórczości Pani Ałbeny. Obiecuję, że uzupełnię te braki niebawem. A usprawiedliwiam się dlatego, że lektura powieści "Doktor Bogumił" uświadomiła mi jak znakomitą pisarką jest autorka.
Gruntowna znajomość historii medycyny z zakresu anestezjologii, położnictwa, epidemiologii czy neurologii, która...
2021-07-31
Ta książka czekała długo na swoją kolej. Przymierzałam się do niej niejeden raz, ale zrezygnowałam z braku wystarczającej ilości czasu. Kolos liczący ponad 850 stron, wielkiego formatu, wymaga czasu i koncentracji, a czytanie tygodniami jednej pozycji nigdy mnie nie satysfakcjonuje. Wreszcie przyszedł ten czas, bo wakacje w pełni i głowa wolna od zawodowych trosk.
To fantastyczna opowieść o odważnych kobietach Nowego Jorku Anno Domini 1883. Kobietach wyłamujących się ze stereotypów, świetnie wykształconych, inteligentnych i świadomych swych ról w społeczeństwie, wybiegających ponad bycie jedynie cichą i posłuszną żoną oraz oddaną matką. Lekarka ze specjalizacją chirurgiczną - Anna Savard i jej kuzynka ginekolog-położnik - Sophie Savard, bo o nich mowa, bezkompromisowo walczą o życie i zdrowie swoich pacjentek, uwięzionych w klatce chrześcijańskiej i obyczajowej moralności. Bo przecież nawet chodzenie w spódnico-spodniach narażało ówczesne panie na potępienie i społeczny ostracyzm, a świętoszkowaci obrońcy moralności wróżyli im wszelakie choroby, z bezpłodnością na czele. Lekarze - mężczyźni sprzyjali konserwatywnemu spojrzeniu na kobiece role w społeczeństwie. "Prawda jest taka, że czcigodne, szlachetne damy wychowane w wartościach chrześcijańskich już mają swoje prawa. Porządne kobiety mają prawo wpływać na ludzkość w pokoju dziecięcym, w rodzinie, w szkole i tak przez całą długość życia charakterystyczną dla rasy ludzkiej" (s. 552) - grzmiał w gazecie jeden z takich lekarzy. Brzmi cokolwiek znajomo, w naszej obecnej rzeczywistości, nieprawdaż? A na przekór takim głosom Anna Savard odpowiada zdecydowanie: " Stoję po stronie kobiet. Czyli osób, które rodzą i wychowują dzieci. Istot ludzkich, w których maltuzjaniści i księża widzą jedynie bezmózgi inwentarz rozpłodowy" (s. 219).
Książka porusza temat kontroli urodzeń, której obie lekarki hołdują, ale nie mają absolutnie żadnego prawa przemycić swoim pacjentkom choćby słówka na temat antykoncepcji. Nowojorskie Towarzystwo na Rzecz Walki z Występkiem umie posłużyć się nawet prowokacją, by wolnomyślicielskie lekarki posłać do więzienia za próby uświadomienia kobiet w tym zakresie. Kontrola urodzin przybiera więc formę corocznych aborcji, dobrze jeśli fachowo przeprowadzonych, bo w innym przypadku udręczona matka kilkorga dzieci rozstaje się z życiem. Mamy zatem w Nowym Jorku w tamtych latach wielotysięczne tłumy sierot i dzieci porzuconych, żyjących na ulicy, mnóstwo ochronek i sierocińców, wykorzystywania dzieciaków na wszelkie sposoby, ale nie można pogwałcać praw naturalnych i boskich i decydować świadomie o ilości swoich dzieci. W tej atmosferze dochodzi w mieście do serii bardzo brutalnie przeprowadzonych aborcji i tu w śledztwo zaangażowany jest sierżant śledczy policji nowojorskiej - Jack Mezzanotte - mąż Anny Savard. Mamy więc i wątek kryminalny, ale, pomimo obfitości stron, sprawca nie został w książce ujawniony.
Na pewno nie jest to pozycja, którą wyrzucimy z pamięci. Napisana tak płynnie i detalicznie, że czytając czujemy się współuczestnikami wszystkich wydarzeń. Poznajemy mentalność, przekrój społeczny, ale i świetnie nakreśloną topografię dawnego Nowego Jorku. To mocny głos o kobietach, którym po dziś dzień odbiera się prawa do podmiotowości i zdrowia. Jednocześnie hołd złożony tym, które masowo umierały w entym połogu, albo pozbawione należytej wiedzy, skazane były na dążenie swego męża do posiadania co roku kolejnego syna, by potem małżonek mógł ich wszystkich tłuc sprzączką od pasa, jak robił to drugoplanowy bohater powieści, niejaki Campbell.
Polecam gorąco.
Ta książka czekała długo na swoją kolej. Przymierzałam się do niej niejeden raz, ale zrezygnowałam z braku wystarczającej ilości czasu. Kolos liczący ponad 850 stron, wielkiego formatu, wymaga czasu i koncentracji, a czytanie tygodniami jednej pozycji nigdy mnie nie satysfakcjonuje. Wreszcie przyszedł ten czas, bo wakacje w pełni i głowa wolna od zawodowych trosk.
To...
No dobrze, dam siedem gwiazdek. Dwie dodaję za absolutnie mistrzowskie odtworzenie życia akademickiego z początków XX wieku oraz brak tym razem nadmiernego zawsze, u tego autora, epatowania okrucieństwem i zwierzęcym seksem.
Poza tym, jak na kryminał, mało tu kryminału, a morderstwo profesora Uniwersytetu we Wrocławiu ma bardzo łatwego do ustalenia przez czytelnika, sprawcę.
Opisy intryg profesorskich na uniwersytecie, funkcjonowania studenckich korporacji i pojedynków w łonie braci studenckiej wypełniają , moim zdaniem, zbyt dużo fabuły.
Eberhard Mock w 1905/1906 roku jest studentem świetnym, aspirującym do szybkiego doktoratu, ale jeszcze lepszym współpracownikiem prywatnego detektywa. Doktoratu nie robi, Wergiliusza i Plauta porzuca, a oddaje się karierze policyjnej. Trochę mało chronologicznie pisze Pan Krajewski, ale biografia Mocka jest coraz pełniejsza i z tego wielbiciele tej postaci powinni być bardzo zadowoleni.
Reasumując: bez fajerwerków, ale i bez zniesmaczenia, za to z pochyleniem czoła za dogłębny research.
No dobrze, dam siedem gwiazdek. Dwie dodaję za absolutnie mistrzowskie odtworzenie życia akademickiego z początków XX wieku oraz brak tym razem nadmiernego zawsze, u tego autora, epatowania okrucieństwem i zwierzęcym seksem.
Poza tym, jak na kryminał, mało tu kryminału, a morderstwo profesora Uniwersytetu we Wrocławiu ma bardzo łatwego do ustalenia przez czytelnika,...
2016-10-16
Piękna, magiczna książka! Takie są moje pierwsze wrażenia po tej lekturze. Kiedy pierwszy raz brałam ją do ręki i zobaczyłam, że brakuje tu wyodrębnionych dialogów, a kwestie wyrażane przez bohaterów ujęte są w cudzysłów, myślałam, że stracę jedynie czas. A jednak czytanie było rozkoszą dla umysłu. I niby na pozór trudno doszukać się w tej książce wartkiej akcji, a tyle tu się wydarzyło rzeczy codziennych i wzniosłych. Obraz dziewiętnastowiecznego Gdańska jawi się jak żywy, tak, że wydaje się , iż sami idziemy obok Katedry, jemy razem z bohaterką ciasto w gdańskiej restauracyjce, jedziemy tramwajem do Oliwy. Autor po mistrzowsku oddaje klimat i charakter Gdańska z całym przekrojem narodowościowym i majątkowym jego mieszkańców w tamtym okresie. Nie ukrywa spraw trudnych i bolesnych. Dokonuje rozrachunku z żelazną ręką cesarskiej władzy. Wyzysk gdańskich robotników, aresztowania i tortury w gdańskim więzieniu, intrygi i pycha cesarskich urzędników przewijają się na kartach tej książki raz po raz. A w tym wszystkim znajdujemy postać Mistrza, który naucza o miłosierdziu i miłości do człowieka, który posiada dar uzdrawiania, przywracając zdrowie ojcu głównej bohaterki. Nie sposób uwolnić się od naturalnych porównań do Nowego Testamentu i postaci Jezusa. Nigdy nie czytałam książki o takim wydźwięku. Książki, w której brutalna prawda historyczna i mistycyzm przenikają się tak dokładnie. Trzeba to przeczytać.
Piękna, magiczna książka! Takie są moje pierwsze wrażenia po tej lekturze. Kiedy pierwszy raz brałam ją do ręki i zobaczyłam, że brakuje tu wyodrębnionych dialogów, a kwestie wyrażane przez bohaterów ujęte są w cudzysłów, myślałam, że stracę jedynie czas. A jednak czytanie było rozkoszą dla umysłu. I niby na pozór trudno doszukać się w tej książce wartkiej akcji, a tyle...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-08-27
I znów chciałoby się napisać: Ach ten Mróz! Jakim trzeba być pracowitym i jakim konsekwentnym, by pisać powieść i rozprawę doktorską jednocześnie! Ale jaką przy tym trzeba mieć wenę twórczą i wyobraźnię! Nic, tylko pogratulować!
Tym razem autor mnie zaskoczył. Osadził bowiem powieść w 1909-1910 roku, na terenie Galicji. Niby wszystko jest u niego jak zwykle, morderstwa, uprowadzenia, zaginięcia, rozprawy sądowe, ale pojawiają się i wyrafinowane tortury. Całość w szybkiej, aż, powiedziałabym, nazbyt szybkiej akcji, która nie daje czytelnikowi chwili wytchnienia. A wszystko w malowniczej rezydencji, gdzie każdy od barona, po czyścibuta ma swoje miejsce, zna obowiązki i przywileje. Klimat iście z powieści Agaty Christie.
Chyba jednak najmniej mocną stroną Mroza okazało się tło historyczne, ale przecież możemy mu to darować. Niemniej: Chapeau bas!
I znów chciałoby się napisać: Ach ten Mróz! Jakim trzeba być pracowitym i jakim konsekwentnym, by pisać powieść i rozprawę doktorską jednocześnie! Ale jaką przy tym trzeba mieć wenę twórczą i wyobraźnię! Nic, tylko pogratulować!
Tym razem autor mnie zaskoczył. Osadził bowiem powieść w 1909-1910 roku, na terenie Galicji. Niby wszystko jest u niego jak zwykle, morderstwa,...
2017-09-14
Romans retro z początków dwudziestego wieku (tak myślę, bo tylko jednym zdaniem autorka sugeruje czas akcji). Wielce ckliwy, bardzo poprawny moralnie, nieco naiwny i zbyt przesłodzony. Młode małżeństwo i ta trzecia. Ach, wyżyny romantyzmu. W dodatku piękne stroje, toalety, bale i koncerty, bo to życie najwyższych sfer przemysłowo- kupieckich. Panowie niczym rycerze średniowieczni adorujący wybranki przez trzy lata i sypiający z chusteczkami owych wybranek, broń Boże z wybrankami. Zdecydowanie kobiece. Ale bardzo przebrzmiałe czasowo, dlatego z naszej obecnej perspektywy wiele rzeczy może wręcz szokować.
Romans retro z początków dwudziestego wieku (tak myślę, bo tylko jednym zdaniem autorka sugeruje czas akcji). Wielce ckliwy, bardzo poprawny moralnie, nieco naiwny i zbyt przesłodzony. Młode małżeństwo i ta trzecia. Ach, wyżyny romantyzmu. W dodatku piękne stroje, toalety, bale i koncerty, bo to życie najwyższych sfer przemysłowo- kupieckich. Panowie niczym rycerze...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-12-20
Mam za sobą już jedną książkę (Podróż poślubna) tej bardzo płodnej autorki. Ta jest druga, ale lepsza od poprzedniej. Nieco więcej akcji, trochę tajemnic rodzinnych, czyni ją zgrabnym, przyjemnym dziełkiem. Naturalnie na pierwszym miejscu jest miłość. Dwa szybkie małżeństwa, mimo komplikacji chyba będą udane. Lekka lektura dla kobiet, pełna optymizmu i wiary w ludzką dobroć.
Mam za sobą już jedną książkę (Podróż poślubna) tej bardzo płodnej autorki. Ta jest druga, ale lepsza od poprzedniej. Nieco więcej akcji, trochę tajemnic rodzinnych, czyni ją zgrabnym, przyjemnym dziełkiem. Naturalnie na pierwszym miejscu jest miłość. Dwa szybkie małżeństwa, mimo komplikacji chyba będą udane. Lekka lektura dla kobiet, pełna optymizmu i wiary w ludzką dobroć.
Pokaż mimo to2017-12-22
Za mną kolejny romansik Jadwigi Courths- Mahler. Jak poprzednie niedużych rozmiarów, umieszczona w Niemczech, w środowisku wyższych sfer bankiersko- kupiecko - przemysłowych i z bardzo podobnym schematem. Na drodze do szczęścia młodych stoją dawne grzechy rodziców i rodzinne tajemnice. Ale także i tym razem wszystko kończy się szczęśliwie, a małżeństwa rokują pożycie w dozgonnej miłości. Myślę,że powodzenie książek tej autorki tkwi właśnie w szczęśliwych zakończeniach. Minusem każdej są za to zbyt teatralne dialogi. Jednak na koniec lektury łza w oku się kręci, dlatego polecam czytelniczkom na zimowe wieczory.
Za mną kolejny romansik Jadwigi Courths- Mahler. Jak poprzednie niedużych rozmiarów, umieszczona w Niemczech, w środowisku wyższych sfer bankiersko- kupiecko - przemysłowych i z bardzo podobnym schematem. Na drodze do szczęścia młodych stoją dawne grzechy rodziców i rodzinne tajemnice. Ale także i tym razem wszystko kończy się szczęśliwie, a małżeństwa rokują pożycie w...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-09-02
Pierwsze spotkanie z kryminałami Marcina Wrońskiego, a ponoć to siódmy tom cyklu. Znów jestem w tyle.
Pierwsza lektura o Zamościu, w dodatku przedwojennym, w kolejnych odsłonach czasowych roku 1926, 1936. Nieoczekiwane i ostateczne rozwiązanie śledztwa również w Zamościu, tym razem w złotych latach stalinizmu, w 1952 roku.
Wielkie plusy dla autora za:
* znakomite uchwycenie klimatu lat dwudziestych
* doskonałe i drobiazgowe wtajemniczenie czytelnika w topografię tamtego, przedwojennego Zamościa, w świat żydowskich knajpek i sklepów, poparte dokładną kwerendą i rozmowami z historykami (o czym autor pisze w posłowiu)
* dobrze prowadzony wątek kryminalny
* nieoczekiwany zwrot akcji w ostatnim rozdziale, kiedy nic nie podejrzewający czytelnik, a także, co istotniejsze, aspirant prowadzący śledztwo, dowiaduje się, że mordercą był zupełnie inny człowiek, spoza kręgu podejrzeń
Wielkie minusy za:
* zdecydowany namiar seksu, zbyt wyuzdanego
* zdecydowany nadmiar wódki w niemal wszystkich scenach książki
W efekcie mamy ponury, brudny do cna kryminał retro.
I nawet w 1926 roku 17 - letnie gimnazjalistki z dobrych, jaśniepańskich, szlacheckich dworków, ostro romansowały z żonatymi oficerami, w dodatku na terenie przyszkolnych ogródków.
I naturalnie z całej szkolnej instytucji wiedział o tym tylko woźny. Tu chyba też nic się nie zmieniło.
Lektura jest dobra, a mimo dosyć leniwej akcji czyta się ją szybko.
Lecz dla mnie nadmiar tego i owego nie pozwala dać jej więcej niż 6 gwiazdek.
Polecam zapalonym wielbicielom kryminału i historii.
Pierwsze spotkanie z kryminałami Marcina Wrońskiego, a ponoć to siódmy tom cyklu. Znów jestem w tyle.
Pierwsza lektura o Zamościu, w dodatku przedwojennym, w kolejnych odsłonach czasowych roku 1926, 1936. Nieoczekiwane i ostateczne rozwiązanie śledztwa również w Zamościu, tym razem w złotych latach stalinizmu, w 1952 roku.
Wielkie plusy dla autora za:
* znakomite uchwycenie...
Pan Duszyński trzyma poziom. Trzeci tom serii to kolejne rasowe retro i kolejny rasowy kryminał. Aby dodać smaczku w kryminalną awanturę angażuje osobiście kapitana Wilhelma Kleina i znanego wszystkim kurdupla z wąsikiem. Wszak początek 1923 roku to już pierwsze widoczne w skali kraju przebłyski nazizmu w Republice Weimarskiej. Tak, tym razem w morderstwa uwikłana jest wielka polityka (tematykę politycznej, gospodarczej i społecznej rzeczywistosci w Niemczech po Wielkiej Wojnie autor nieco rozwinął i za to duży plus). A scenerią w większości są góry i wszechobecny śnieg.
26 lutego 1923 na Śnieżniku, na szczycie Wieży Cesarza Wilhelma, przewodnik górski Markus Henke odnajduje powieszone i zmasakrowane okrutnie zwłoki mężczyzny, którego dosłownie pozbawiono skóry twarzy. A to dopiero początek krwawej serii... Czy morderstwa są efektem spisku, czy też zemstą za dokonane wcześniej zło. A może to działanie demonicznego mściciela znanego z ludowych legend: Ducha Gór - Rübezahla?
Krwisty, mroczny i przenikliwie zimny jest ten tom. Zło wyziera z każdego akapitu tej książki. Trudno się do końca rozeznać kto jest rzeczywistym sojusznikiem śledczych z Kłodzka, a kto jedynie udaje sprzymierzeńca.
Pozyskujemy także szereg informacji z przeszłości kapitana Kleina, która nie daje mu spokoju i wraca po latach ze zdwojoną siłą, by uderzyć. Ten jednak znowu wyrwie się ze szponów śmierci...
Wartka akcja, znakomita scenografia, wiele zimnych trupów bez twarzy, polowanie na demony z przeszłości i ...piękna, inteligentna, intrygująca młoda kobieta. Czego chcieć więcej?
Przy najbliższej bytności w bibliotece biorę kolejny tom. Zakochałam się w tej serii.
Pan Duszyński trzyma poziom. Trzeci tom serii to kolejne rasowe retro i kolejny rasowy kryminał. Aby dodać smaczku w kryminalną awanturę angażuje osobiście kapitana Wilhelma Kleina i znanego wszystkim kurdupla z wąsikiem. Wszak początek 1923 roku to już pierwsze widoczne w skali kraju przebłyski nazizmu w Republice Weimarskiej. Tak, tym razem w morderstwa uwikłana jest...
więcej Pokaż mimo to