-
ArtykułyBieszczady i tropy. Niedźwiedzia? Nie – Aleksandra FredryRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać291
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
-
ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
Biblioteczka
2023-08-11
2021-02-22
2021-01-08
2020-12-26
Czy we współczesnym świecie posiadanie niezliczonej ilości zabawek to jest to, czego dzieci najbardziej pragną? W czasach, kiedy w sklepach jest niesamowity przesyt wzorów i kolorów, a czas spędzony z rodziną w natłoku pracy i zajęć pozaszkolnych dla dzieci sprowadza się do ułamków godzin? A może gdzieś głęboko w środku dziecko wolałoby właśnie odrobiny więcej miłości i uwagi niż kolejny przedmiot w pokoju? O tym właśnie opowiada ta książeczka.
Akcja opowieści dzieje się w przedświąteczny czas. Wioska Mikołaja i wszystkie Elfy, które w niej mieszkają rozpoczynają przygotowania do Świąt. Zaczyna się czytanie listów, produkcja zabawek, zbieranie informacji o poziomie grzeczności dzieci (który jak wynika z wieloletnich doświadczeń i tak nie ma wpływu na to, czy dziecko dostanie prezent… bo i tak dostanie). Wszystko odbywa się standardowo jak co roku, z pewnymi małymi wyjątkami. Po pierwsze, jedna z Elfek postanowiła zmodernizować tradycyjne metody, a po drugie do wioski Mikołaja trafiają niespodziewani goście. A w tym całym zamieszaniu jakie wyniknie, Elf Wiercipiętek ciągle nie odzyskał swojego szaliczka zapewniającego niewidzialność w świecie ludzi. Te Święta nie mogą się dobrze skończyć… A może jednak?
Bardzo ciepła i przyjemna opowieść, w dodatku w mojej ulubionej formie, czyli jakby adwentowego kalendarza. Dwadzieścia cztery rozdziały opatrzone datami, które pozwalają cieszyć się opowieścią dokładnie od pierwszego grudnia aż do samej Wigilii. Dodatkowo całość opowiadała o czymś ważnym, Elfy były przecudowne. Razem z nimi odkrywamy, jak istotne jest zrozumienie, tolerancja, przyjaźń, szacunek dla tradycji i czas spędzony wspólnie z bliskimi, którego we współczesnym świecie mamy coraz mniej, a naprawdę go potrzebujemy. Gorąco polecam!
Czy we współczesnym świecie posiadanie niezliczonej ilości zabawek to jest to, czego dzieci najbardziej pragną? W czasach, kiedy w sklepach jest niesamowity przesyt wzorów i kolorów, a czas spędzony z rodziną w natłoku pracy i zajęć pozaszkolnych dla dzieci sprowadza się do ułamków godzin? A może gdzieś głęboko w środku dziecko wolałoby właśnie odrobiny więcej miłości i...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-12-19
Dziękuję ślicznie wydawnictwu Znak za możliwość zaopiniowania książek autora. Podeszłam bez żadnych konkretnych oczekiwań, na spokojnie, zaintrygowana w jakiś sposób postacią patrzącą na mnie posępnie z okładki. Książka nie wzbudziła we mnie większych zachwytów, ale była całkiem miłą lekturą o dość specyficznej tematyce.
Witek Weiner, ekspert od dewiacji seksualnych, zostaje wezwany przez śląską policję do pomocy, opinii, przy nietypowym morderstwie. Całość okazuje się znacznie bardziej zawiła, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać.
Tematyka mogła się okazać największym atutem tej książki. Pożądanie. Czym jest dla poszczególnych jednostek? Co nas podnieca, co pozwala nam poczuć się spełnionym? Okazuje się, że sprawa jest bardzo złożona. Bywają jednostki, jak tytułowy parafil, który dla zadowolenia swojego pożądania potrzebuje znacznie mocniejszych wrażeń i dąży do tego, aby spełnienie i satysfakcja pojawiły się także i w jego życiu. Niestety na niekorzyść biednych ofiar.
Mimo ciekawego tematu potencjał został moim zdaniem nieco zmarnowany. Akcja z lekka kulała, główny bohater ze swoimi licznymi zaburzeniami, fobiami nie specjalnie mnie wziął w objęcia. Za dużo było nawalone dziwactw. Ok, rozumiem skupienie się autora na zwyrodniałym mordercy, ale dlaczego niemal każdy w tej książce musiał być zwichrowany? Pełno ćpunów, alkoholików, każdy po przejściach, a już najbardziej raziła po oczach pani podkomisarz, w ogóle nieprofesjonalna osoba na niewłaściwym miejscu. I jakieś wątki zupełnie z tyłka, jak z synem podkomisarz właśnie, nie wnoszące nic szczególnego do treści i zupełnie zbędne.
Ale za to nie odstręczyła mnie tematyka. Całość nie była wyważona, ale postać parafila i temat dewiacji seksualnych przedstawiony rzetelnie. Książka w tej tematyce musi być mocna i tak też było. Jedni członkują ofiary, inni robią z nich perfumy, jeszcze inni zjadają… Ten tutaj karmił swoje żądze na swój własny sposób, chyba w dzisiejszym świecie już nic mnie nie zadziwi.
Daję autorowi szansę, dobrze się czytało, zgrabnie napisane. Tyle że przeładowanie jest momentami niezdrowe, zepsuło nieco klimat, a dobry klimat to podstawa.
Dziękuję ślicznie wydawnictwu Znak za możliwość zaopiniowania książek autora. Podeszłam bez żadnych konkretnych oczekiwań, na spokojnie, zaintrygowana w jakiś sposób postacią patrzącą na mnie posępnie z okładki. Książka nie wzbudziła we mnie większych zachwytów, ale była całkiem miłą lekturą o dość specyficznej tematyce.
Witek Weiner, ekspert od dewiacji seksualnych,...
2020-12-09
Zakupiona z sentymentu do Zielonej Góry, miasta, z którym jestem mocno emocjonalnie związana. Dodatkowo zbiera dobre opinie, pomyślałam – dlaczego nie? Teraz jestem totalnie w kropce, bo książka była rewelacyjnie napisana i naprawdę chłonęłam tę opowieść, a jednak…
Komisarz Igor Brudny dostaje niecodzienną wiadomość. W Zielonej Górze doszło do brutalnych morderstw. Nie byłoby w tym nic niezwykłego w jego fachu gdyby nie to, że na kamerach z monitoringu miejskiego w miejscu znalezienia zwłok był… on sam.
Książka miała zdecydowanie to coś. Świetnego głównego bohatera ze smutną przeszłością, który jednak stara się egzystować w społeczeństwie. I w gruncie rzeczy, mimo iż nieco oschły i chowający emocje pod grubą skorupą, jest naprawdę dobrym i interesującym człowiekiem. No takich policjantów lubię. Świetne miejsce akcji. Dla kogoś, kto zna rejony to zawsze jest fascynujące czytać o fikcyjnych wydarzeniach umiejscowionych gdzieś, gdzie sam osobiście bywał. Koloseum… aż poczułam smak tamtejszej pizzy z dawnych lat. Bardzo dobry klimat powieści. Było mrocznie i mega ponuro.
Co na minus? Kurczę… ja znałam prawie od samego początku rozwiązanie! Bohater pojawia się w Zielonej Górze, dowiadujemy się kim jest podejrzany i ja już miałam tą myśl, że to będzie tak, jak się okazało na zakończeniu. Zdecydowanie za szybko, sama sobie wmawiałam, że to niemożliwe, że autor tak to rozegra, a im bliżej końca tym uświadamiałam sobie, że kurczę on to zrobił. To uczucie jest mega rozczarowujące. Bo mimo iż napięcia nie zabrakło, to autor za mało kluczył, za mało mydlił oczy, za mało wprowadzał mnie w błąd, za mało przekonywał, że jednak ktoś inny jest winny i jest w tym jakieś drugie dno, żebym jednak zaskoczyła się na zakończeniu. A tu klops. Suspens spalony. Ale było blisko, wystarczyło trochę więcej o schizofrenii, mrocznej przeszłości, o innych pokrzywdzonych dzieciach z sierocińca i może by kliknęło, może bym dała się chociaż odrobinę wyprowadzić w pole.
Ale naprawdę doceniam, bo chłonęłam tę książkę w ekspresowym tempie i nie mogłam się oderwać aż do końca. I dostałam jeszcze zapowiedź ciekawostek w kolejnym tomie, po który na pewno sięgnę. Gwiazdka w górę za miejsce akcji.
Zakupiona z sentymentu do Zielonej Góry, miasta, z którym jestem mocno emocjonalnie związana. Dodatkowo zbiera dobre opinie, pomyślałam – dlaczego nie? Teraz jestem totalnie w kropce, bo książka była rewelacyjnie napisana i naprawdę chłonęłam tę opowieść, a jednak…
Komisarz Igor Brudny dostaje niecodzienną wiadomość. W Zielonej Górze doszło do brutalnych morderstw. Nie...
2020-11-23
„…nawet bardzo malutkie stworzonka mogą niekiedy śnić o naprawdę ogromnych rzeczach…”
Z autorem miałam już przyjemność podczas lektury książki „Za niebieskimi drzwiami”. Byłam wtedy usatysfakcjonowana, ale do zachwytów mi trochę brakowało. Tym razem „Oczy Michaliny” zrobiły na mnie o wiele większe wrażenie i jestem naprawdę oczarowana tą opowieścią.
Bohaterką jest prawie 12-letnia dziewczynka, mieszkanka Miasta Czterech Wiatrów, która posiada niezwykły dar. Widzi rzeczy, których inni nie dostrzegają. Czasem są to rzeczy urocze, czasem dziwne, czasem straszne. Sama Michalina nazywa je Rzeczami Specjalnymi. Jednak jak powszechnie wiadomo, osoby które widzą więcej są uważane w społeczeństwie za dziwaków, wybryki natury, nienormalnych. Michalina nie ma więc wsparcia w przyjaciołach i rodzicach, którzy kierują ją do psychologa. Nauczyła się więc nie dzielić z nikim tym, co widzi, ale często bywa to niezwykle męczące. Jedyna nadzieja w babci, która może pomóc wnuczce zrozumieć, co się z nią dzieje i wskazać jej właściwą drogę.
Naprawdę urocza bohaterka i interesująca opowieść. Świetnie wykreowany świat przez autora, wszystko było niezwykłe, oryginalne i nie podobne do niczego, co czytałam wcześniej. Dostajemy dość odległą wydaje mi się przyszłość, w której wszystko jest fascynujące, a zwłaszcza to, co widzi Michalina i czym się to okazuje w dalszej części książki. Całość jest interesująca i spójna. Żałuję, że tak krótko, bo zaledwie trzysta stron. Ale zdążyłam się zaprzyjaźnić z główną bohaterką, przejąć jej losem, a to naprawdę duży sukces jak na tak skromnych rozmiarów opowieść.
Cóż mogę dodać więcej? Ze swojej strony gorąco polecam!
„…nawet bardzo malutkie stworzonka mogą niekiedy śnić o naprawdę ogromnych rzeczach…”
Z autorem miałam już przyjemność podczas lektury książki „Za niebieskimi drzwiami”. Byłam wtedy usatysfakcjonowana, ale do zachwytów mi trochę brakowało. Tym razem „Oczy Michaliny” zrobiły na mnie o wiele większe wrażenie i jestem naprawdę oczarowana tą opowieścią.
Bohaterką jest prawie...
2020-10-29
Miałam szczerą nadzieję, że druga część opowieści o poczynaniach żniwiarzy i ich walce ze złymi demonami tego świata będzie lepsza od swojej poprzedniczki. Mocne zakończenie pierwszego tomu dało mi zapowiedź ostrej jazdy bez trzymanki i moje oczekiwania były spore (a na pewno większe niż nota jaką wystawiam).
Magda powróciła jako żniwiarz! W ciele olśniewająco pięknej Oliwii, przejmując w dużej mierze jej wredny charakter w pakiecie. Po upływie pewnego czasu, jaki zajmuje jej uporanie się z nową sytuacją i wstępne przyzwyczajenie się do nowego ciała powraca do Wiatrołomu, gdzie razem z wujkiem Feliksem muszą mierzyć się nie tyle ze złem tego świata, ale i z podstępną ciotką żądną spadku i sprawiedliwości.
Hmmm, zapowiadało się miło, początek niczego sobie, fajnie było próbować razem z Magdą przywyknąć do jej nowej sytuacji oraz poznać moment jej odrodzenia jako żniwiarz. I zakończenie było znów mocne. A w międzyczasie, powiem to szczerze, trochę wiało nudą. Szukają ocalałego żniwiarza, walczą z paskudztwem, szukają, walczą, szukają… Dostajemy trochę nowych bohaterów, jak bliźniacy, Klara, ale generalnie nie są to persony wyraziste na tyle, żeby w jakiś konkretny sposób rozbujały opowieść. Cały czas mam poczucie, że pomimo wieku głównej bohaterki (w tym tomie już 22 lata), całość jest utrzymana w tonie mocno młodzieżowym.
Generalnie cała książka oczekiwania na coś konkretnego, co ma się wydarzyć, a dzieje się dopiero na końcówce, nad czym boleję, bo widząc ile tomów kolejnych ma ta historia, nie wiem czy chce mi się brnąć w to dalej tylko dla mocnych początków i zakończeń.
Miałam szczerą nadzieję, że druga część opowieści o poczynaniach żniwiarzy i ich walce ze złymi demonami tego świata będzie lepsza od swojej poprzedniczki. Mocne zakończenie pierwszego tomu dało mi zapowiedź ostrej jazdy bez trzymanki i moje oczekiwania były spore (a na pewno większe niż nota jaką wystawiam).
Magda powróciła jako żniwiarz! W ciele olśniewająco pięknej...
2020-07-24
„Tylko kiedy kochasz patrząc w niebo poznajesz smak błękitu.”
Byłam strasznie podekscytowana, kiedy dowiedziałam się o serii kryminalnej z akcją osadzoną w moim rodzinnym mieście, gdzie się urodziłam, wychowałam i gdzie teraz ja wychowuję swoje własne dzieci! Oczywiście musiałam to przeczytać i pewnie nie będę specjalnie obiektywna, bo ciężko też opisać odczucia, które budzi czytanie o ulicach, którymi na co dzień się chodzi, budynkach, które wciąż istnieją, poznając historię miasta, w którym się żyje. Bo to chyba najistotniejszy punkt tej książki – historia miasta z wplecionym w nią wątkiem kryminalnym. Mieszkaniec ukłoni się z szacunkiem, inny czytelnik może nie okazać tyle zainteresowania i skupić się na innych aspektach opowieści.
Ale do rzeczy. Gostyń, niewielka mieścina między Lesznem a Jarocinem. Rok 1911. Zabór pruski. Z Poznania przyjeżdża Adam Karski, aby zająć po śmierci swojego poprzednika stanowisko asystenta sądowego. Jednak coś, co dla innych wydaje się być zwykłym wypadkiem, dla Karskiego jest od samego początku niezwykle podejrzane i nie potrafi tej sprawy odpuścić.
Bardzo charakterny główny bohater, od samego początku przypadł mi do gustu. Ciekawie wpleciona historia miasta, która dodawała książce niezwykłego klimatu. Przeniosłam się w czasie o stulecie i razem z Adamem Karskim przemierzałam ulice mojego własnego miasta. To było niezwykłe doświadczenie. Wątek romantyczny odrobinkę kulał, kryminalny był nie specjalnie skomplikowany i nie porwał mnie tak mocno, jakbym na to liczyła. Jednakowoż jestem usatysfakcjonowana lekturą. I myślę, że całość jest niesamowitą gratką dla osób związanych z tym miastem, a i każdy inny czytelnik znajdzie tutaj coś interesującego dla siebie.
„Tylko kiedy kochasz patrząc w niebo poznajesz smak błękitu.”
Byłam strasznie podekscytowana, kiedy dowiedziałam się o serii kryminalnej z akcją osadzoną w moim rodzinnym mieście, gdzie się urodziłam, wychowałam i gdzie teraz ja wychowuję swoje własne dzieci! Oczywiście musiałam to przeczytać i pewnie nie będę specjalnie obiektywna, bo ciężko też opisać odczucia, które...
2020-06-20
Już jakiś czas temu zwróciłam uwagę na serię Pauliny Hendel. W toku pojawiania się kolejnych części nabierałam coraz większej ochoty na sprawdzenie, co w trawie piszczy i w końcu nadszedł ten moment. Czy jestem zachwycona? Nie do końca. Historia z ogromnym potencjałem i pomysłowa, ale całość wykonania taka sobie. Mimo to, iż przez całą powieść miewałam wiele momentów zwątpienia, czasem wręcz irytacji, to sumarycznie jestem zadowolona. Książka miała coś w sobie, a historia na pewno zapadnie mi w pamięć.
Magda jest dwudziestolatką, mieszka w niewielkiej miejscowości, a jej rodzina jest uznawana przez mieszkańców za dziwaków. Wszystko przez to, że wujek Magdy jest żniwiarzem, czyli osobą wypędzającą z tego świata potępione dusze umarłych, wszelkiego rodzaju upiory, zmory, wisielce, bezkosty, „czy inne cholerstwa” (jak to określił doktor Waldemar) do świata zmarłych, tam gdzie ich miejsce. Magda, jak i cała reszta jej rodziny również potrafi widzieć to, co dla reszty ludzi wykracza poza granice pojmowania. Nie jest przez to popularna, nie ma przyjaciół, aż do dnia, kiedy w jej miejscowości pojawia się nowy chłopak…
Pomysł na przybliżenie dość mało znanej mitologii słowiańskiej był super (chociaż wolałabym w tym temacie więcej), pomysł na żniwiarza też świetny, postać Feliksa była chyba najlepsza w całej książce. Sama historia również mi się podobała, zmierzała do czegoś i miała świetną puentę (mimo iż wszystkiego można było się domyślić i nic wielce nie zaskoczyło), to i tak na końcówce pojawił się uśmiech na twarzy i myśl, że „tak, właśnie w ten sposób to powinno się zakończyć”.
Co mi zatem nie grało? Postać Magdy była taka sobie, częściej irytowała niż dawała siebie lubić. Mateusz jeszcze gorszy, jakby bez jakiegokolwiek charakteru (tu mogę wybaczyć po dotrwaniu do zakończenia). Do tego wątek romantyczny, który był suchy, bez emocji i dość żenujący jak na dwudziestolatków. Magda poznaje fajnego w jej oczach chłopaka i żadnych głębszych przemyśleń na jego temat, na temat swoich uczuć, nic. Po prostu, się poznali, są tu i teraz, całują się od czasu do czasu w czółko, w policzek i ot cały romans (ale klatę jej pokazał i to na początku, żeby nie było ;)). Bieda i rozczarowanie. Aż się człowiek jeszcze bardziej cieszy na końcu z takiego obrotu sprawy, jaki miał miejsce.
Jest to dla mnie nowa seria, pierwszy tom oceniam dość surowo, ale zgodnie z moimi odczuciami. Mimo to całość zaintrygowała mnie na tyle, że z pewnością wrócę do tej historii niebawem i dam jej szansę. A nóż widelec mnie czymś zaskoczy?
Już jakiś czas temu zwróciłam uwagę na serię Pauliny Hendel. W toku pojawiania się kolejnych części nabierałam coraz większej ochoty na sprawdzenie, co w trawie piszczy i w końcu nadszedł ten moment. Czy jestem zachwycona? Nie do końca. Historia z ogromnym potencjałem i pomysłowa, ale całość wykonania taka sobie. Mimo to, iż przez całą powieść miewałam wiele momentów...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-03-21
„-Wypadek, mówi pan… Rakowiecki wpadł do worka, węże wpadły do worka, a worek wpadł do morza. Niech będzie, że to wypadek. Takie rzeczy zdarzają się nam co czwartek.”
Sięgnęłam po tę książkę z polecenia użytkownika lubimyczytac.pl. Nigdy wcześniej nie słyszałam o panu Górskim, ani o jego książkach. Ale opis oraz okładka wyglądały na tyle intrygująco, do tego całkiem dobre oceny, że postanowiłam sięgnąć i spróbować.
Na jednej z nadmorskich plaży pojawia się ciało mężczyzny w worku. Wszystko wskazuje, że to morderstwo. Sprawa trafia w ręce komisarza Sławka Kruka oraz młodej prokurator.
Książka ciekawie napisana. Autor ma lekkie pióro, podobały mi się lotne dialogi pełne czarnego humoru. Główny bohater okazał się interesującym osobnikiem, nie koniecznie w moim guście, ale też mnie nie drażnił. Największą zaletą książki było to, że wciągała i intrygowała. Z każdą stroną mówiłam sobie, że jeszcze trochę i tak wsiąkałam rozdział za rozdziałem, aż koniec nadszedł zdecydowanie za szybko. Cała intryga i jej rozwiązanie nie do końca mnie przekonały, ale nie można odmówić tego, że zanim doszło do rozwiązania nie wynudziłam się ani w jednym momencie.
Co na minus? Autorowi udało się stworzyć najbardziej irytujące bohaterki kobiece, z jakimi musiałam obcować od dawna. Mówię tu oczywiście o pani prokurator i Sylwii. Nie sposób wyrazić słowami, jak mnie te kobiety doprowadzały do szału! One i była żona głównego bohatera, która w ogóle była jakąś abstrakcją. Kolejna sprawa – męscy bohaterowie drugoplanowi. Bladzi, jakby ich nie było. Do tego fajnie i niefajnie dostać zakończenie, które zmusza do sięgnięcia po kolejną część. W tym przypadku jestem bliżej opinii, że jednak słabo. W kryminale wolę mieć wszystko dopowiedziane, chociaż nie przeczę, że bardziej skłaniam się przy dalszym obcowaniu z twórczością autora.
Ogólnie całość podobała mi się. Nie było to nic zaskakującego, ani nic z tych rzeczy, ale miło spędziłam czas z lekturą.
„-Wypadek, mówi pan… Rakowiecki wpadł do worka, węże wpadły do worka, a worek wpadł do morza. Niech będzie, że to wypadek. Takie rzeczy zdarzają się nam co czwartek.”
Sięgnęłam po tę książkę z polecenia użytkownika lubimyczytac.pl. Nigdy wcześniej nie słyszałam o panu Górskim, ani o jego książkach. Ale opis oraz okładka wyglądały na tyle intrygująco, do tego całkiem dobre...
2019-09-21
„Bo jest wojna, bo jest wojna, bo jest wojna – powtarzałam sobie w myśli. Tak się zawsze mówiło w domu, kiedy coś było nie w porządku i nie można było tego wytłumaczyć.”
Bardzo interesujące wspomnienia autorki z jej najmłodszych lat, kiedy to miała miejsce II wojna światowa. Pisarka nie pamięta czasów sprzed wojny, bo urodziła się w 1939 roku, a później wojna zabrała jej wszystko, mamę, tatę, dach nad głową. Asiunia nie pamięta wszystkiego z tamtych czasów, ale pamięta wiele, a zwłaszcza to, że wojna była powodem całego zła dookoła niej i jej tułaczki po obcych ludziach i innych domach.
Książka doskonale obrazuje, jakie to były ciężkie czasy, zwłaszcza teraz, kiedy dzieci nie wyobrażają sobie życia bez komputera, wygód, swoich zabawek i ulubionego jedzenia. Ciężko im to zrozumieć, że wojna mogła odebrać ludziom wszystko co kochają, włącznie z tym, co najważniejsze, czyli rodziną.
Myślę, że warto czytać dzieciom takie książki i uświadamiać im, jakie teraz mają spokojne życie i oswajać z burzliwą przeszłością naszego kraju i świata. A te bardzo ładnie napisane wspomnienia małej dziewczynki mogą być w tym niezmiernie pomocne. Zaznaczę, że dzieci naprawdę słuchają tej książki i interesują się wydarzeniami, więc raczej zostanie zapamiętana.
„Przyjęła nas w końcu do siebie jakaś pani i znowu siedzieliśmy w piwnicy, a nad nami waliły armaty.”
„Bo jest wojna, bo jest wojna, bo jest wojna – powtarzałam sobie w myśli. Tak się zawsze mówiło w domu, kiedy coś było nie w porządku i nie można było tego wytłumaczyć.”
Bardzo interesujące wspomnienia autorki z jej najmłodszych lat, kiedy to miała miejsce II wojna światowa. Pisarka nie pamięta czasów sprzed wojny, bo urodziła się w 1939 roku, a później wojna zabrała jej...
2019-09-20
„Wojna, nienawiść i pogarda. Wszędzie. We wszystkich sercach.”
Nie wiem, co się dokładnie wydarzyło, ale moje wcześniejsze emocje wobec tej historii nieco opadły. Przyznam, że trochę brnęłam przez tą część. Jednych rzeczy było dla mnie za dużo, innych za mało, trochę to było nierówne, przez co też nie wszystko czytałam z zapartym tchem.
O fabule nie będę pisać wiele. Ciri jest poszukiwana, więc Yennefer stara się jak może zapewnić jej bezpieczeństwo. Zważywszy na magiczne talenty młodej dziewczyny, gdzie będzie jej lepiej niż wśród innych czarodziejów? Tymczasem Nilfgaard poczyna sobie coraz bardziej śmiało, w efekcie czego nic nie kończy się tak, jak z założenia powinno.
Napiszę wprost – zjazd czarodziejów i cała polityczno-wojenna otoczka mnie odrobinę wymęczyły i wynudziły. Nie było to opisane w sposób, że dałabym się porwać akcji i wydarzeniom, a raczej brnęłam przez natłok nazw. Nie wiem też, czy to tylko moje odczucie, ale za mało mi było wiedźmina w Wiedźminie. Cały czas wydawało mi się, jakby był postacią drugoplanową, a ja chciałabym go więcej. Dużo ciekawiej zrobiło się przy Szczurach, ale to przy końcówce. Wtedy znów Ciri w pełnej krasie, ubóstwiam jej odkrywanie samej siebie i chociaż tej jednej postaci dostałam satysfakcjonującą ilość.
Podobał mi się za to klimat książki, bardzo ponury, duszny, nic nie układa się na sto procent dobrze, wszystko wręcz zmierza ku porażce. I mimo iż nie jestem z tej części jakoś bardzo zadowolona z pewnością niebawem powrócę do wiedźmińskiego świata.
„Wojna, nienawiść i pogarda. Wszędzie. We wszystkich sercach.”
Nie wiem, co się dokładnie wydarzyło, ale moje wcześniejsze emocje wobec tej historii nieco opadły. Przyznam, że trochę brnęłam przez tą część. Jednych rzeczy było dla mnie za dużo, innych za mało, trochę to było nierówne, przez co też nie wszystko czytałam z zapartym tchem.
O fabule nie będę pisać wiele. Ciri...
2019-08-30
Dziękuję serdecznie wydawnictwu W.A.B. za udostępnienie książki do zaopiniowania. Spędziłam z nią kilka miłych chwil. Tylko kilka, bo czytało się wręcz błyskawicznie. Autorka zaskoczyła płynnością języka, a jej opowieść od samego początku wciągnęła mnie w swój klimat.
Sopot, początek wiosny, kobieta spaceruje po plaży z psem i widzi pływające w wodzie ciało. Zawiadamia policję. Trup okazuje się nie byle jakim wodnikiem szuwarkiem, ale wszystko wskazuje na morderstwo. Prokurator Leopold Bilski jest zachwycony, podekscytowany, to będzie pierwsza większa sprawa do rozwikłania w jego karierze, zwłaszcza kiedy okazuje się, że siedemnaście lat temu miała miejsce podobna zbrodnia.
Bardzo interesująca narracja. Autorka zaciekawiła mnie swoją historia od samego początku. Uwielbiam książki, gdzie teraźniejszość przeplata się z opowieścią z przeszłości, gdzie poznajemy niektórych bohaterów zarówno teraz jak i jacy byli dawniej i co się wydarzyło w ich życiu, a tutaj tak właśnie mamy. Rok 2013 oraz lata 90-te, które uwielbiam, bo się w nich wychowałam i miały największy wpływ na moje życie i powrót do nich, ich popkultury zawsze przywołuje sentyment i wspomnienia. Dwie linie czasowe, które łączy podobne morderstwo. Pytanie tylko, czy sprawca był ten sam i kto nim był? Bardzo dobrze scharakteryzowani bohaterowie. Książka miała też klimat, osadzenie całości w nadmorskim kurorcie po sezonie zrobiło swoje i potęgowało napięcie.
A więc dlaczego siedem? Wydawało mi się, że autorka czymś mnie zaskoczy, że będę zdziwiona, kiedy odkryję, kto jest zabójcą, a tak nie było. Stara się nam zamydlić oczy, zasugerować rozwiązanie oczywiste, które samo się nasuwa, ale każdy kto odrobinę czytał czy oglądał filmy w tym klimacie od razu się połapie, że to co jednoznaczne, nie jest możliwe i sam znajdzie sobie najmniej oczywistego kozła ofiarnego i w przypadku tej książki to będzie strzał w dziesiątkę. I to jest właśnie największy minus tej opowieści, autorka bardzo dobrze skupiła się na historii, jej głębi i bohaterach, ale całość była zbyt prosta, za mało było kluczenia i opcji do wyboru, kto może stać za morderstwami. Dlatego mimo iż książka trzymała w napięciu, to na końcówce nie byłam jakoś specjalnie podekscytowana.
Ale polecam, bo dobrze się tę opowieść czyta. Jak ktoś lubi mocno scharakteryzowanych bohaterów i chce skosztować Trójmiasta dawniej i dziś, będzie zachwycony.
Dziękuję serdecznie wydawnictwu W.A.B. za udostępnienie książki do zaopiniowania. Spędziłam z nią kilka miłych chwil. Tylko kilka, bo czytało się wręcz błyskawicznie. Autorka zaskoczyła płynnością języka, a jej opowieść od samego początku wciągnęła mnie w swój klimat.
Sopot, początek wiosny, kobieta spaceruje po plaży z psem i widzi pływające w wodzie ciało. Zawiadamia...
2019-08-23
„Magia jest Chaosem, Sztuką i Nauką. Jest przekleństwem, błogosławieństwem i postępem. Wszystko zależy od tego, kto się magią posługuje, jak i w jakim celu. A magia jest wszędzie. Wszędzie wokół nas. Łatwo dostępna. Wystarczy wyciągnąć rękę.”
Wzbraniałam się rękami i nogami, zarzekałam, że raczej się w to nie wciągnę tak naprawdę mocno, szukałam dziury w całym, a tu proszę! Podoba mi się coraz bardziej! Łapię się na tym, że przeglądam mapki gdzieś w sieci i myślę. Myślę o bohaterach, o tym, co ich może spotkać i jak się potoczą ich losy. Głównie o Ciri. To ona jest dla mnie postacią numer jeden i jestem jej niezmiernie ciekawa.
Ciri wraz z Geraltem trafia do Kaer Morhen, położonego w górach Wiedźmińskiego Siedliszcza. Tam pod okiem swego opiekuna i innych wiedźminów stawia czoła swojemu przeznaczeniu. Ale czy rzeczywiście pisany jej jest los wiedźminki? Tymczasem Elfy robią się nieznośne, w powietrzu czuć przepowiedziane ciężkie czasy, a Ciri staje się obiektem coraz większego zainteresowania. Czy cokolwiek, lub ktokolwiek jest w stanie uchronić ją przed złem?
Wciągająca, plastycznie napisana, z nutką humoru. Bardzo podoba mi się narracja, którą się chłonie i która sprawia, że nic w książce nie jest mi obojętne. Geralt po opowiadaniach troszkę stracił energii w tej części, ale za to Ciri nadrabia i jest jak dla mnie motorem całej tej opowieści, bo młoda, głupiutka jeszcze trochę, nigdy nie wiadomo co jej do głowy strzeli i jak wykorzysta drzemiący w niej potencjał. Yennefer zyskała nieco w moich oczach, bo nie specjalnie lubiłam tę postać, Jaskier odrobinę stracił, zrobił się dość irytujący. Poznajemy ciekawą Triss Merigold, kolejną czarodziejką z charakterem, chociaż robi się nam się z tego ładniutki trójkącik miłosny niczym z powieści młodzieżowej i tak jestem w jakiś sposób ciekawa interakcji Geralt-Triss-Yen. Krasnoludy jak zwykle nie zawodzą ciętym językiem i specyficznym sposobem bycia. Uwielbiam ich!
Cóż mogę napisać jeszcze? Czekam na więcej! I cieszę się, że jestem bardziej przed niż po, bo jak tak dalej pójdzie, to zapowiada się wiele mile spędzonych coraz chłodniejszych już wieczorów z interesująca książką w ręku.
„Magia jest Chaosem, Sztuką i Nauką. Jest przekleństwem, błogosławieństwem i postępem. Wszystko zależy od tego, kto się magią posługuje, jak i w jakim celu. A magia jest wszędzie. Wszędzie wokół nas. Łatwo dostępna. Wystarczy wyciągnąć rękę.”
Wzbraniałam się rękami i nogami, zarzekałam, że raczej się w to nie wciągnę tak naprawdę mocno, szukałam dziury w całym, a tu...
2019-08-10
„Nie ma przeznaczenia, pomyślał. Nie istnieje. Jedyne, co jest przeznaczone wszystkim, to śmierć. To śmierć jest drugim ostrzem obosiecznego miecza. Jednym jestem ja. A drugim jest śmierć, która idzie za mną krok w krok.”
Z ogromnym entuzjazmem sięgnęłam po kolejne opowiadania o wiedźminie. Poprzednie dały tylko przedsmak historii i byłam szalenie ciekawa, jak dalej potoczą się losy bohatera.
Wszystko ładnie pięknie się zapowiadało od samego początku. Polowanie na smoka, krasnoludy, czarodzieje i dzielni rycerze. Dla mnie było ekscytująco. Jedyne co mnie drażniło, to relacja Geralta z Yennefer. Nie kupuję tego romansu, nie czuję wbrew pozorom w nim żadnej głębi, może przez to, że ten związek nie został tak po prawdzie dokładnie opisany. Zaczął się trochę z dupy, nagle jak rozwolnienie, potem skończył z niejasnych przyczyn i ile by nie gadali o tym, o swoich oczekiwaniach, o tym co mogą a czego nie mogą – mnie to nie bierze. Nie rozczulają mnie jego westchnienia do niej, jej uraza ani późniejsza niby obojętność, no nie czuję nic pozytywnego czytając o nich, a i sama postać Yen mnie strasznie irytuje. Podobnie jak późniejsza panna zauroczona Geraltem w „Trochę poświęcenia”. Dla mnie te postacie na duży minus.
Myślałam już, że moja sympatia do całości poleciała na łeb na szyję, dopóki nie doszłam do opowiadania „Miecz przeznaczenia”, w którym to emocje zaczęły powoli powracać, wraz z postacią młodziutkiej Ciri, a w „Coś więcej” eksplodowały z pełną siłą, zwłaszcza na końcówce, chyba nawet łzę uroniłam, przyznaję się.
Największym plusem jest fakt, że książka ładnie napisana i dobrze się to czyta. Co do bohaterów – są ci bardziej interesujący i ci mniej, rzecz osobistych upodobań przypuszczam, ale generalnie całość jest jakaś, jest wyrazista i na pewno wywołuje emocje.
Miałam dać siedem, za te słabe romansowe wątki, ale dam osiem. Za końcówkę. Za ciągłe dylematy wiedźmina, czy przeznaczenie istnieje, czy nie. I za tę łzę.
„Nie ma przeznaczenia, pomyślał. Nie istnieje. Jedyne, co jest przeznaczone wszystkim, to śmierć. To śmierć jest drugim ostrzem obosiecznego miecza. Jednym jestem ja. A drugim jest śmierć, która idzie za mną krok w krok.”
Z ogromnym entuzjazmem sięgnęłam po kolejne opowiadania o wiedźminie. Poprzednie dały tylko przedsmak historii i byłam szalenie ciekawa, jak dalej...
2019-04-07
Po książkę sięgnęłam z czystej ciekawości, intrygująca okładka i opis, wydawała się bardzo w moim guście i taka też była. Jestem bardzo mile zaskoczona.
Świat przyszłości, ludzie koegzystują z androidami. Powoli zaciera się granica miedzy tym co ludzkie, a tym co mechaniczne. Na pierwszy rzut oka ciężko stwierdzić, kto jest człowiekiem z krwi i kości, a kto replikantem, oraz w jakim stopniu człowiek jest człowiekiem, bo różnego rodzaju mechaniczne wszczepy są na porządku dziennym. W takich realiach poznajemy porucznika Jareda Quinna, zadowolonego ze swojej pracy człowieka i szczęśliwego męża i ojca. Całe jego życie zostaje wywrócone do góry nogami w dniu Buntu, kiedy to w zamieszkach ginie jego załoga, partnerka – replikantka, dokonuje zdrady, a on sam, pomimo tego, iż jest przeciwny, zostaje ciężko ranny i skazany na różnego rodzaju nienaturalne ulepszenia.
Bardzo interesująco autorka scharakteryzowała swojego głównego bohatera, jego osobiste tragedie, odczucia, pragnienia. Wszystko było wiarygodne i przez to można było w łatwy sposób Jareda polubić i kibicować jego dążeniom i działaniom przez całą książkę. Ciekawe zagadnienie związane ze specyfikiem – reinforsyną, dzięki której androidy mogą poczuć się jak ludzie, doznawać różnego rodzaju emocji. Czy android może w ogóle być traktowany jak człowiek i czuć się jak człowiek, a kiedy ten prawdziwy przestaje nim być. Granica wydaje się być w książce bardzo cienka, a wręcz się zacierać. Tu znów pojawia się problem, kiedy w końcu skonstruujemy coś, co nas przerośnie?
Interesująca akcja, do tego tajemnica do rozwiązania i różnego rodzaju tematy do przemyślenia. Oraz oczywiście klimat, specyficzny i mocno futurystyczny. Bardzo mi się podobało i z całą pewnością sięgnę po kolejną część serii.
Po książkę sięgnęłam z czystej ciekawości, intrygująca okładka i opis, wydawała się bardzo w moim guście i taka też była. Jestem bardzo mile zaskoczona.
Świat przyszłości, ludzie koegzystują z androidami. Powoli zaciera się granica miedzy tym co ludzkie, a tym co mechaniczne. Na pierwszy rzut oka ciężko stwierdzić, kto jest człowiekiem z krwi i kości, a kto replikantem,...
2019-02-24
„Ale gdy przyszedł czas, cisza skończyła się tak, jak miała się skończyć: krzykiem, przerażeniem i śmiercią.”
To była jak do tej pory moja najdłuższa podróż przez Głębię. Nie wiem, czy zabrakło skupienia i serca z mojej strony, czy też po prostu całość nie sprostała jakimś moim oczekiwaniom… sama nie wiem. W moim odczuciu była to najsłabsza z części i niezbyt satysfakcjonujące zakończenie przygody z tą serią.
Jednostki Bladego Króla nadeszły, a z nimi zimno, przerażenie i śmierć. Siły Bladości wydają się być nie do pokonania. Czy jest w ogóle jakieś wyjście z tej sytuacji?
Poza postaciami, z którymi się zżyłam i o których czytałam z zainteresowaniem, tj. załoga Grunwalda (za mało!), Kirke i jej towarzysze oraz Piecky Tip (cudna przemiana) i nastoletnia zakochana Czwórka, cała reszta była przeciągnięta. Pojawiło się tak ogromne nagromadzenie bohaterów i nazw statków przy średnim poziomie akcji, że aż zęby bolały a mózg się marszczył. Były momenty, że autentycznie brnęłam.
Na koniec zdecydowanie bardziej się wciągnęłam, bo wiedziałam, że to już zaraz dowiem się, jak się wszystko zakończy, a i moich ulubieńców było znacznie więcej. I w sumie zostałam z jakimś niedosytem i niedowierzaniem. To już? Wszystko? Cała książka podchodów, a potem szybki numerek i do domu, w dodatku bez śniadania. Kurczę no… z jednej strony mi się podobało takie rozwiązanie i to poczucie niemocy i małość człowieka (tudzież obcego, maszyny czy też innego tworu) wobec sił bliżej nieznanych, z drugiej – jak jest zima to musi być zimno! Za mało lodu i za szybko stopniał.
Bawiłam się na sześć gwiazdek, ale daję siedem, bo jestem wciąż pełna podziwu dla autora. Świat, który stworzył w swojej serii jest oryginalny, rozbudowany, charakterystyczny i wspaniały! I mimo iż w tej części czegoś mi zabrakło, to z poprzednimi spędziłam wiele wspaniałych chwil i jestem autorowi wdzięczna, że mogłam z nim polecieć ku odległym gwiazdom.
„Ale gdy przyszedł czas, cisza skończyła się tak, jak miała się skończyć: krzykiem, przerażeniem i śmiercią.”
To była jak do tej pory moja najdłuższa podróż przez Głębię. Nie wiem, czy zabrakło skupienia i serca z mojej strony, czy też po prostu całość nie sprostała jakimś moim oczekiwaniom… sama nie wiem. W moim odczuciu była to najsłabsza z części i niezbyt...
2019-01-11
Bardzo miłe zaskoczenie. Moje pierwsze spotkanie z autorką, na początku byłam sceptycznie nastawiona, trudno mi było wgryźć się w historię. Do tego przydługie zdania i irytujące Licho będące Aniołem Stróżem wykrzykujące Alleluja… Myślałam, że to dla mnie za dużo i nie w moim guście. Ale nie zniechęciłam się, dałam książce szansę i byłam w jakimś stopniu ciekawa tego, jak chłopiec poradzi sobie w szkole (bo to u mnie taki temat na czasie) oraz jaka jest jego tajemnica.
Książka opowiada o chłopcu, który ma na imię Bożek. Bożek jest z pewnych przyczyn (to tajemnica) wychowywany w domu przez mamę i wujków. Ale kiedy ma 9 lat, rodzina decyduje, że w końcu pójdzie do szkoły. Co z tego wyniknie?
Bożek jest dziwny. Jego rodzina jest jeszcze dziwniejsza. Ale czy dziwne i inne znaczy gorsze? Czy świat jest tylko dla „normalnych” ludzi? A czym w ogóle jest „normalność”? Przebieraniem się na bal przebierańców za Spider-Mana bo wszyscy chłopcy tak robią? Autorka porusza temat ważny i potrzebny, bo bycie dziwnym w świecie, gdzie wszystko dąży do normalności może być nie lada wyzwaniem.
Zabrakło mi trochę roli matki w książce i zdecydowanie za ciężki początek. Później było już tylko lepiej. Historia urocza i zachęca do refleksji. Co nie zmienia faktu, że Licho było irytujące ;)
Bardzo miłe zaskoczenie. Moje pierwsze spotkanie z autorką, na początku byłam sceptycznie nastawiona, trudno mi było wgryźć się w historię. Do tego przydługie zdania i irytujące Licho będące Aniołem Stróżem wykrzykujące Alleluja… Myślałam, że to dla mnie za dużo i nie w moim guście. Ale nie zniechęciłam się, dałam książce szansę i byłam w jakimś stopniu ciekawa tego, jak...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ponownie dziękuję wydawnictwu Znak za możliwość zaopiniowania książek autora. Druga część historii o Witku Weinerze okazała się niemałym zaskoczeniem. Na początku pomyślałam, że będzie na ostro, jak w poprzednim tomie. Jednakże tutaj dostajemy zupełnie inny klimat. Owszem, książka zaczyna się od brutalnego morderstwa połączonego z gwałtem, ale później dostajemy coś zupełnie innego. Jest więcej o relacjach rodzinnych Witka, ogólnie jest więcej interakcji między bohaterami niż poprzednio, a sam autor skupia się na zgromadzeniach, sektach, które dla zagubionych jednostek mogą okazać się czymś upragnionym, czego od zawsze szukali, ale jak to zwykle bywa, zło czai się pod powierzchnią. Chociaż szczerze przyznam, że spodziewałam się, iż te ich wewnętrzne rytuały będą bardziej brutalne i obleśne. Całość okazała się zjadliwa i nie była aż tak przesiąknięta na wskroś niesmacznymi poczynaniami.
Ale jak historia się zaczyna? W oknie życia zostaje znaleziony martwe, zgwałcone i prawie oskórowane czteroletnie dziecko. Kolejny zboczeniec zwyrodnialec? Natomiast Witkowi umiera matka, a u ojca w domu policja odnajduje kości, należące najprawdopodobniej do zmarłego brata Witka.
Od samego początku czytałam z wielkim zainteresowaniem. To na duży plus. Podobał mi się klimat, o wiele bardziej niż w poprzedniej części. Ale sama intryga pozostawiła wiele do życzenia. Zrobiła się z tego bardziej książka akcji niż kryminał. Co nie było takie złe, jednak chodziło chyba o dochodzenie, kto stoi za zbrodnią. A tego idzie się domyślić praktycznie od samego początku. Nie ma tutaj większych zaskoczeń. To co niby miało wprowadzić jakiś zwrot w naszym myśleniu, tak naprawdę śmierdziało na odległość i docelowo wcale nie zaskoczyło. Wciąż mi nie leżała postać pani w tej części już komisarz. No i to całe zło świata, które spada na Witka. Już bardziej sponiewierać głównego bohatera chyba nie można. Musi zaliczyć wszystko, inaczej będzie lamusem bez życiowych doświadczeń. No jeszcze śmierć zostaje na biedę, ale co z tego za rozkosz.
Ogólnie tematycznie ta część była dla mnie odrobinę lepsza od swojej poprzedniczki. Autor ma ładny styl i dobrze się całość czyta. Myślę, że ocena w pełni zasłużona. A nawet bym się pokusiła na 6,5.
Ponownie dziękuję wydawnictwu Znak za możliwość zaopiniowania książek autora. Druga część historii o Witku Weinerze okazała się niemałym zaskoczeniem. Na początku pomyślałam, że będzie na ostro, jak w poprzednim tomie. Jednakże tutaj dostajemy zupełnie inny klimat. Owszem, książka zaczyna się od brutalnego morderstwa połączonego z gwałtem, ale później dostajemy coś zupełnie...
więcej Pokaż mimo to