-
ArtykułyBieszczady i tropy. Niedźwiedzia? Nie – Aleksandra FredryRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać298
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
-
ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
Biblioteczka
2023-08-11
2021-02-27
2020-11-28
Sporych rozmiarów zbiór zawsze sprawia problemy podczas oceny. No bo jak ocenić całość, kiedy zwykle każde z opowiadań, czy to tych dłuższych, czy krótszych jest odrębną treścią, zasługującą na swoją własną ocenę? Jak całość opisać?
„Jestem legendą” oceniłam i opisałam już w odrębnej opinii:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/52887/jestem-legenda/opinia/61422360#opinia6...
Skupię się więc tutaj na pozostałych dwóch opowieściach i krótkich opowiadaniach.
„Piekielny dom” to bardzo dobrze napisana powieść grozy. Czwórka ludzi, którzy postanawiają oczyścić atmosferę w nawiedzonym domu. Historia wciągała od samego początku i trzymała w napięciu. Szkoda tylko, że temat nawiedzeń nie jest tym, co lubię, czym się interesuję i o czym czytałabym z większym zaciekawieniem, albo lękiem chociażby. Było interesująco, tego nie mogę odmówić, bohaterowie dobrze wykreowani i miło spędziłam z nimi te kilka książkowych dni w piekielnym domu, ale generalnie nie takiego zakończenia się spodziewałam i za to największy minus dla tej opowieści. Moja ocena 6/10.
„Człowiek, który nieprawdopodobnie się zmniejszał” zdecydowanie bardziej w moim guście. Scott Carey na skutek dziwnego zbiegu okoliczności nieustannie się zmniejsza. Rodzi to wiele problemów z tym faktem związanych, od aspektu medycznego, poprzez rodzinny, po same pragnienia i dylematy bohatera z jakimi musi się zmierzyć oraz problemami, którymi musi stawić czoła jako z dnia na dzień mniejszy człowiek. Interesująco było czytać o jego złości, bezsilności, zmaganiach z największym wrogiem – samotnością i pająkiem. Wszystko w tej historii było w punkt i dało odczuć bezradność płynącą z sytuacji, w jakiej znalazł się bohater. Dziwi mnie tylko niewrażliwość rodziny i brak przygotowania i zapobiegliwości na fakt, że osoba którą kochamy niedługo będzie niewielkich rozmiarów i chociaż jakiekolwiek zapewnienie jej bezpieczeństwa i komfortu życia. Słodko-gorzkie zakończenie, trochę niedopowiedziane, za czym nie przepadam, ale ogólnie całość opowieści na duży plus. (9/10)
Krótkich opowiadań nie będę opisywać, bo zajęłoby to zbyt wiele czasu, wystawię im tylko oceny, dodając, że było kilka interesujących, kilka mniej, generalnie odrobinę obniżyły jakość całego zbioru. „Koszmar na wysokości dwudziestu tysięcy stóp” (6/10), „Test” (10/10), „Człowiek, który nie lubił świąt” (7/10), „Montaż” (6/10), „Dystrybutor” (4/10), „Tylko umówione wizyty” (4/10), „Guzik, guzik” (8/10), „Pojedynek” (7/10), „Mucha” (5/10).
Sumarycznie cały zbiór autora oceniam na 7/10, uwzględniłam przy tej ocenie każdą opowieść w nim zawartą.
Sporych rozmiarów zbiór zawsze sprawia problemy podczas oceny. No bo jak ocenić całość, kiedy zwykle każde z opowiadań, czy to tych dłuższych, czy krótszych jest odrębną treścią, zasługującą na swoją własną ocenę? Jak całość opisać?
„Jestem legendą” oceniłam i opisałam już w odrębnej...
2020-11-07
„Oto, co się stało: coś mrocznego rodem z serca nocy wypełzło ze średniowiecza. Coś pozbawionego wiarygodności i układu odniesienia. Coś skazanego na egzystencję na kartkach literatury fantastycznej. […] Zwykła legenda, powtarzana od stuleci. Tyle że prawdziwa. […] I nim nauka zdołała zweryfikować legendę, ta połknęła naukę – wraz ze wszystkim innym.”
Pomimo, iż przeczytałam tą historię w zbiorze z innymi opowiadaniami autora, to opinię odnośnie tego konkretnego zamieszczę tutaj, aby przy tamtej zostawić sobie więcej miejsca na pozostałe treści w owym zbiorze zawarte.
Przyznam, że zaczęłam tę opowieść jakby na świeżo, mimo iż ekranizacja bardzo znana i ją widziałam kilkanaście lat temu, to nie pamiętałam z niej absolutnie nic, poza tym, że grał tam Will Smith, który na marginesie nie ma nic wspólnego z książkowym bohaterem, europejskiego pochodzenia niebieskookim blondynem. I tyle w kwestii porównań, nic więcej z fabuły nie wyryło mi się w pamięci, całość była dla mnie do odkrycia na nowo.
Robert Neville jest jedynym ocalałym z epidemii, która wybuchła na pół roku przed akcją książki. Epidemii, która przemieniła ludzi w bezmózgie istoty łaknące krwi, niczym z pradawnych opowieści o wampirach. Robert stracił żonę i córkę, ale nie potrafi ze sobą skończyć, więc walczy. Walczy każdego dnia o przetrwanie i o znalezienie wyjścia z tej tragicznej sytuacji. Może świat da się jeszcze ocalić?
Opowieść krótka, ale jakże treściwa. Autor ma bardzo swobodny styl, który spodobał mi się, oraz niezwykłą umiejętność plastycznego opisu odczuć i wydarzeń. Poczułam ból, cierpienie, niepewność, tęsknotę, determinację. Poczułam wszystko. Dostajemy trzy lata z życia w samotności, podczas których potrzeba posiadania kogoś blisko siebie, kogokolwiek, urasta do niewyobrażalnej rangi.
Podobało mi się. Naprawdę mi się podobało. Zwłaszcza zakończenie. Pozbawione złudzeń, sztucznego heroizmu, prawdziwe. Jest kilka rzeczy, których zabrakło, genezy chociażby, ale generalnie jestem mile zaskoczona. Tak wiele treści, na tak niewielu stronach. Polecam.
„Oto, co się stało: coś mrocznego rodem z serca nocy wypełzło ze średniowiecza. Coś pozbawionego wiarygodności i układu odniesienia. Coś skazanego na egzystencję na kartkach literatury fantastycznej. […] Zwykła legenda, powtarzana od stuleci. Tyle że prawdziwa. […] I nim nauka zdołała zweryfikować legendę, ta połknęła naukę – wraz ze wszystkim innym.”
Pomimo, iż...
2020-10-09
Serdecznie dziękuję wydawnictwu Rebis za egzemplarz książki do zaopiniowania. Muszę przyznać, że wciągnęłam się w lekturę i pozostałam z bardzo przyjemnym wrażeniem końcowym. Opowieść miała w sobie to coś i z cała pewnością warto ją było przeczytać.
Świat opanowała nieznana choroba, atakująca głównie kobiety i dzieci. Doszło do tego, że dzieci rodzą się martwe, albo umierają zaraz po porodzie, prawie żadna kobieta nie przeżywa porodu. W tym wszystkim dostajemy położną, która sama choruje, a kiedy jakimś cudem odzyskuje przytomność, traci kontakt z bliskimi i uświadamia sobie, że świat jest praktycznie na wymarciu, a nielicznych kobiet jakie pozostały jest nieproporcjonalnie mniej w stosunku do mężczyzn. Co może wyniknąć z takiej sytuacji?
Obraz dość szokujący. Autorka maluje przerażającą wizję świata, gdzie kobieta, aby przetrwać, jest zmuszona albo się ukrywać, albo poddać zwierzęcym instynktom mężczyzn. Do tego każda ciąża = śmierć matki. Czy w takich realiach jest w ogóle nadzieja na odbudowę normalności? Bohaterka szukając schronienia natrafia na swojej drodze na różnych ludzi, jest świadkiem najróżniejszych scen. Wszystko spisuje w swoim pamiętniku.
Początek był dość drętwy, wszystko wydarzyło się za szybko. Bohaterka wydawała się jakby nierealna. Zbyt płynnie przeszła od fazy przebudzenia w nowym świecie do akceptacji takiego stanu rzeczy. Tryb „przetrwanie” załączył jej się z automatu. Ot, obudziła się i już jest mistrzem survivalu. Ale historia ładnie się rozwinęła i nawet zaczęłam lubić główną bohaterkę, pomimo iż była osobą dość wyniosłą i uważającą się za lepszą i bardziej inteligentną od innych. Zdecydowanie było to coś w książce, co sprawiło, że śledziłam losy bohaterki i przedstawionego świata z ogromną ciekawością do ostatniej strony, gdzie uroniła się łezka. Płynność językowa autorki sprawiła, że czytało się rewelacyjnie.
Co mnie jeszcze raziło, dlaczego nie oceniłam wyżej? Poprawność, to wpasowywanie się w trendy, mocno feministyczna, naładowana wszelkimi mniejszościami społecznymi. Bo główna bohaterka nie może być teraz zwykłą hetero, najlepiej, żeby była bi, będzie ciekawiej. Zaczyna mnie to uwierać podczas czytania książek naprawdę mocno. Czasami jest to mniej dostrzegalne, przemycone, idealnie wkomponowane, a tutaj cała plejada barw wali prosto po oczach.
Nie zmienia to faktu, że uwielbiam czytać wszystko związane z wizjami o przyszłym świecie, bo w każdej takiej wizji znajduje się jakaś analiza świata obecnego i do czego on zmierza. I jakby pojechana nie była wyobraźnia autorów w tej kwestii, to wszystko się może zdarzyć! Warto być gotowym.
Serdecznie dziękuję wydawnictwu Rebis za egzemplarz książki do zaopiniowania. Muszę przyznać, że wciągnęłam się w lekturę i pozostałam z bardzo przyjemnym wrażeniem końcowym. Opowieść miała w sobie to coś i z cała pewnością warto ją było przeczytać.
Świat opanowała nieznana choroba, atakująca głównie kobiety i dzieci. Doszło do tego, że dzieci rodzą się martwe, albo...
2020-10-08
„Jedyny sposób, by uwolnić człowieka od zbrodni, to uwolnić go od wolności.”
Zachęcona faktem, że książka uważana jest jako pierwowzór największych dzieł Orwella i Huxleya, które sama szczerze ubóstwiam, postanowiłam wreszcie zapoznać się z antyutopią rosyjskiego pisarza. Cóż mogę powiedzieć… osobiście jestem bardziej na „nie” niż na „tak” i czuję się szczerze rozczarowana.
Autor maluje obraz Państwa Jedynego, gdzie każdy obywatel funkcjonuje według ściśle określonego harmonogramu, jego życie opiera się generalnie na pracy dla dobra wspólnoty, czas dla siebie jest limitowany, wykorzystywany najczęściej na zaspokajanie potrzeb cielesnych (seks na kupony), nie ma rodzin, każdy mieszka na widoku w szklanych mieszkaniach, bo przecież jednostka nie ma znaczenia. Tylko „my” się liczy, a jakikolwiek przejaw wyobraźni jest uznawany za najgroźniejszą chorobę… A ludzie to tylko numery w machinie Państwa…
„Jakiż niewytłumaczalny urok ma ta codzienność, powtarzalność, ten lustrzany świat.”
Podziwiam autora za pomysł. Książka zdecydowanie wyprzedzała swoje czasy, a wizja świata w niej przedstawiona mogła być (i na pewno była) inspiracją dla wielu późniejszych twórców. Nie przeczę, że całość jest naprawdę oryginalna i uderza w człowieka swoją siłą. Wszystkich faktów dowiadujemy się z relacji głównego bohatera, konstruktora nowoczesnego promu kosmicznego, który tkwi w trybach państwowej maszyny głęboko, dopóki nie zakochuje się w kobiecie i wówczas zaczyna myśleć, czuć, robić rzeczy, które nie są dozwolone.
Brzmi naprawdę super, skąd więc taka a nie inna ocena? Forma, język, styl… Urwane zdania, niedokończone myśli, strasznie wszystko pocięte i trudne w odbiorze. Naprawdę trzeba się było ostro nagimnastykować, żeby uchwycić treść tej książki i nie zamęczyć się przy tym na śmierć. Wytrwałam, ale było ciężko. Przy końcówce, zamiast drżeć o losy bohatera miałam ochotę pominąć część i odłożyć książkę na półkę. Bardzo specyficzne i bardzo osobliwe dzieło i forma przekazu. Może tak zaczniemy bełkotać w przyszłości, kiedy wypiorą nas z myśli i głębszych uczuć? Któż to wie. Ja wolałabym więcej treści, mniej bełkotu. A może to miało być poetyckie? Trochę było, ale futurystyczna poezja to też nie dla mnie.
Reasumując, można sięgnąć, sprawdzić, może akurat to będzie to. Może kogoś zachwyci ta inność. Ale równie dobrze można przeczytać streszczenie na Wikipedii i wszystko będzie jasne. Mnie nie zachwyciło, aczkolwiek doceniam pomysł i przekaz.
„Jedyny sposób, by uwolnić człowieka od zbrodni, to uwolnić go od wolności.”
Zachęcona faktem, że książka uważana jest jako pierwowzór największych dzieł Orwella i Huxleya, które sama szczerze ubóstwiam, postanowiłam wreszcie zapoznać się z antyutopią rosyjskiego pisarza. Cóż mogę powiedzieć… osobiście jestem bardziej na „nie” niż na „tak” i czuję się szczerze...
2020-07-08
W związku z faktem, że bardzo podobała mi się Opowieść Podręcznej, która (niestety) swoim otwartym zakończeniem pozostawiła mnie w sporym niedosycie, bez wahania postanowiłam wrócić do tego świata. W poszukiwaniu rozwiązania, odpowiedzi, chociaż niektórych. To, że Gilead nie przetrwał – to wiemy z poprzedniej części, ale w jaki sposób nastąpił jego upadek? I przede wszystkim, czy główna bohaterka została stracona, czy udało jej się uciec?
Kontynuację losów Gileadu poznajemy oczami trzech kobiet, Ciotki Lidii - którą znamy z pierwszego tomu, Agnes – która przygotowywana jest do roli Żony (tutaj błąd w opisie książki, która mówi o Agnes w roli Podręcznej, co nie jest prawdą), oraz młodej dziewczyny mieszkającej bezpiecznie w Kanadzie. Co te trzy postacie mają ze sobą wspólnego, oraz w jaki sposób splotą się ich losy?
Akcja w książce rozwija się dość dynamicznie. Dostajemy pamiętnik Ciotki Lidii, od czasu powstania Gileadu i wszystkie jej przemyślenia, związane z jej rolą w tworzącym się na nowo społeczeństwie. Była to najciekawsza część książki, ciekawiło mnie, co ją ukształtowało, dlaczego inteligentne kobiety dały się wciągnąć w coś takiego. Interesujący też był rozwój młodych dziewcząt, które wychowały się w Gileadzie, nie znały nic poza nim, jak pranie mózgu i wychowanie ukształtowało ich charaktery (a raczej ich brak). Kobiety-żony sprowadzone do roli ozdoby, której najważniejszym zadaniem jest układanie kwiatów, a mężczyźni w tym czasie bezkarnie poczynają sobie jak chcą, gwałcą, mordują.
Minus za to, że bardzo szybko przejrzałam, kto jest kim, absolutnie nic nie zaskoczyło. Wszystko ułożyło się przewidywalnie w kompletną historię. Przez to uważam, że ta część była odrobinę słabsza od swojej poprzedniczki. Ale mimo wszystko cieszę się, że poznałam dalsze losy Gileadu, że dostałam jakieś rozwiązanie, że nie muszę się niczego już domyślać i tkwić w niepewności, za to duży plus. Do tego całość ładnie napisana, płynnym językiem, czytało się rewelacyjnie. Od siebie polecam.
W związku z faktem, że bardzo podobała mi się Opowieść Podręcznej, która (niestety) swoim otwartym zakończeniem pozostawiła mnie w sporym niedosycie, bez wahania postanowiłam wrócić do tego świata. W poszukiwaniu rozwiązania, odpowiedzi, chociaż niektórych. To, że Gilead nie przetrwał – to wiemy z poprzedniej części, ale w jaki sposób nastąpił jego upadek? I przede...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-06-19
„Kiedyś cały świat był nasz, ale zjedliśmy go i wypaliliśmy, a teraz go już nie ma.”
Moje pierwsze spotkanie z autorem. Powieść napisana w latach 60-tych, zekranizowana, nominowana do prestiżowej nagrody. Przyznam, że oczekiwałam odrobinę więcej. Ciekawie napisana, jest o czymś, przedstawia ciekawą historię, ale zabrakło trochę emocji i jakiejś mocniejszej puenty.
Rok 1999. Ludzkość stoi u progu nowego tysiąclecia, a nad nimi wisi cień Apokalipsy. Świat jest przeludniony, zdewastowany, brakuje żywności i wody, warunki mieszkaniowe są dla większości ludzi okropne, albo nie ma ich w ogóle i gnieżdżą się na ulicach. Panuje ogólny brud, wybuchają zamieszki… Troszkę zbyt szybko autor ulokował akcję swojej powieści, ale nie jest powiedziane, że taka wizja nie może w najbliższym czasie nadejść, nie umniejszało to absolutnie znaczenia przedstawionemu problemowi. Ludzie dosłownie wyssali Ziemię z wszystkiego dobra, brakuje zasobów, dobrej wody, zwierząt, roślin, przestrzeni do godnego życia. Wszystko jest racjonowane, a jedzenie wytwarzane z najróżniejszych dziwactw, o których wcześniej nikt by nie pomyślał. Tylko nielicznych stać na kawałek mięsa albo ryby raz na jakiś czas.
Dostajemy zderzenie dwóch światów. Główny bohater jest policjantem, oddanym swojej pracy, w sumie nie wiadomo do końca czy z pasji czy z konieczności, mieszka z współlokatorem w malutkim mieszkanku bez wygód. Ona jest z innego świata, przyzwyczajona do luksusów. Czy w rzeczywistości jaką zgotował im los takie połączenie ma w ogóle racje bytu?
Autor łączy w swojej powieści ponurą dystopię z wątkiem kryminalnym, do tego trochę romansu i rozważań nad tym, do czego zmierza nasz świat i jaki los sami ludzie mogą sobie zgotować. Całość dość przygnębiająca w wymowie i zmusza do refleksji. Osobiście lubię takie książki od czasu do czasu, zatrzymać się, pomyśleć, więc generalnie jestem w jakimś stopniu usatysfakcjonowana. Ekranizacji raczej nie obejrzę, po trailerze widać, że to zupełnie odrębna historia, kręci się całkiem wokół czegoś innego, o czym w ogóle w książce nie było mowy.
„To Armagedon, coś się musi zmienić! […] Świat musi się skończyć! – zawołał nabrzmiałym od cierpienia głosem. – Czy taki świat może trwać jeszcze tysiąc lat? TAKI ŚWIAT?”
„Kiedyś cały świat był nasz, ale zjedliśmy go i wypaliliśmy, a teraz go już nie ma.”
Moje pierwsze spotkanie z autorem. Powieść napisana w latach 60-tych, zekranizowana, nominowana do prestiżowej nagrody. Przyznam, że oczekiwałam odrobinę więcej. Ciekawie napisana, jest o czymś, przedstawia ciekawą historię, ale zabrakło trochę emocji i jakiejś mocniejszej puenty.
Rok...
2020-06-07
„Nie naprawiaj, kup na nowo i wyrzucaj bezstresowo.”
Dziękuję wydawnictwu NieZwykłe za udostępnienie egzemplarza do zaopiniowania. Do książki niemieckiego autora, o którym wcześniej nie słyszałam, podeszłam ze sporym zaciekawieniem, gdyż tematyka w jakiej się obraca leży mocno w moich zainteresowaniach. Cóż… pisanie na okładce, że autor jest „następcą George’a Orewlla” jest bardzo mocno przesadzone, ale ogólnie mogę powiedzieć, że to przezabawna i błyskotliwa satyra na to, do czego zmierza nasz świat.
„To nie jest szczególne miejsce. Ono jest najszczególniejsze!”
Witajcie w QualityLandii. Miejscu, gdzie to system zna nas lepiej od nas samych, wie jakie są nasze pragnienia, oczekiwania, gdzie nie musimy się martwić zakupami, wyborem partnera życiowego, wszystkim zajmują się złożone algorytmy. Każdy ma swój profil na Everybody, który jest automatycznie aktualizowany (nie przez nas oczywiście) i na podstawie wszystkich informacji jakie zbiera o nas system, telewizja i wszystko co się wkoło nas dzieje jest dostosowane pod nas i nasz level społeczny. A kiedy przeżywamy życiowe niepowodzenie, zawód miłosny, czy też wystarcza nam średnio płatna praca, czy też nie mamy aspiracji na samorozwój, nasz level się obniża i możemy stać się Bezużyteczni.
QualityLandię poznajemy głownie poprzez bohatera, Piotra Bezrobotnego, który pewnego dnia otrzymuje ze sklepu coś, czego w ogóle nie chciał i tym sposobem zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że jego profil musi być błędny, że system tak naprawdę nie zna go wystarczająco dobrze, a sam nie może w żaden sposób dokonać zmian i aktualizacji, nie może wyrazić tego, kim naprawdę jest i czego naprawdę pragnie.
Całość bardzo mocno przerysowana, satyryczna, z dużą ilością nawiązań do popkultury i rzucająca luźną wizję tego, jak absurdalny staje się nasz świat, jak to różnego rodzaju serwisy, algorytmy śledzą nas, zbierają informacje i które już nigdy mogą nie zniknąć z sieci, aż z czasem zaczną spełniać nasze podświadome oczekiwania niczym TheShop z powieści, jeszcze zanim zdążymy o nich tak naprawdę pomyśleć. Autor poprzez satyrę zwraca uwagę i daje do myślenia, jakie to może być groźne zjawisko.
W książce maszyny zaczynają rządzić światem. Historia zaczyna się w momencie, gdy na prezydenta QualityLandii kandyduje android. Bo przecież: „Tkwimy w głębokim kryzysie zaufania. Nikt już nie ufa drugiemu człowiekowi. A już najmniej ufa się politykom. Komu więc ufają ludzie? Kto jest obiektywny, nieprzekupny i nie popełnia błędów? Maszyna!”
Książka mi się podobała. Była zabawna, pomimo tematyki i sytuacji w jakiej znalazł się bohater. Przekomiczni kompani Piotra zapewnili mi nieopisaną rozrywkę podczas czytania. Trochę pomysłów było wtórnych, nie czułam jakiegoś większego powiewu świeżości, ale podobała mi się jej ironiczna wymowa i mocne przerysowanie cyfryzacji świata, które może kiedyś nastąpić. Trochę też za dużo było prześmiewczego tonu odnośnie Gry o Tron i Jennifer Aniston oraz paru innych tematów, jakby autor wyrażał jakąś swoją osobistą niechęć. Do Orwella bym tego zdecydowanie nie porównywała, nie ta ranga, nie ten klimat, absolutnie inny poziom. Ale jako satyra, która w lekki i zabawny sposób ukazuje możliwą przyszłość naszego świata – jak najbardziej.
„Nie naprawiaj, kup na nowo i wyrzucaj bezstresowo.”
Dziękuję wydawnictwu NieZwykłe za udostępnienie egzemplarza do zaopiniowania. Do książki niemieckiego autora, o którym wcześniej nie słyszałam, podeszłam ze sporym zaciekawieniem, gdyż tematyka w jakiej się obraca leży mocno w moich zainteresowaniach. Cóż… pisanie na okładce, że autor jest „następcą George’a Orewlla”...
2020-04-27
To już niestety ostatnia część trylogii. Autor zaserwował ponad dwa tysiące stron historii o tym, jak nieznany nikomu wirus przejął władzę nad światem. Dwa tysiące stron poznawania bohaterów i życia ich tragedią. Strasznie smutno mi było kończyć.
Mijają lata od momentu, jak wirole zniknęły z powierzchni Ziemi. Ludzie odbudowują swój świat, starając się żyć normalnie. Ale czy niebezpieczeństwo naprawdę odeszło? Niektórzy twierdzą, że jednak nie. Że zło powróci, aby do końca unicestwić ludzkość. I trzeba być na tę ewentualność gotowym.
Dla mnie to była niesamowita przygoda, pełna wzruszeń i zachwytów. Było co poczytać i mogę z czystym sumieniem uznać, iż była to jedna z fajniejszych serii postapo, jakie czytałam. I mimo, że za wampirami nie przepadam, tak tutaj to wszystko mnie nie drażniło. Miasto luster trzyma poziom poprzednich część, daję dodatkowego plusa za całość historii i to jak na mnie wpłynęła. Jestem pełna podziwu dla stylu autora, w jego prozie było to coś, co nie pozwalało mi o książce zapomnieć, każdy dialog był wyraźny i odczuwalny i naprawdę dobrze się całość czytało. Do tego stopnia, iż normalnie byłabym wkurzona za spowalniacz – dzieje Fanninga, a tutaj mi to absolutnie nie przeszkadzało, a wręcz chłonęłam jego przeszłość i nawet łzę uroniłam. Bardzo mocno zżyłam się z bohaterami, zwłaszcza z Obwodem. Żałuję, że zakończenie obeszło się z nim w taki a nie inny sposób, nie lubię tego typu pożegnań. Ale też dobrze, że nie było na końcówce tony lukru i wiadra cukru.
Polecam miłośnikom gatunku i długich form literackich. Myślę, że można być tą trylogią usatysfakcjonowanym. Ja jestem.
To już niestety ostatnia część trylogii. Autor zaserwował ponad dwa tysiące stron historii o tym, jak nieznany nikomu wirus przejął władzę nad światem. Dwa tysiące stron poznawania bohaterów i życia ich tragedią. Strasznie smutno mi było kończyć.
Mijają lata od momentu, jak wirole zniknęły z powierzchni Ziemi. Ludzie odbudowują swój świat, starając się żyć normalnie. Ale...
2020-03-08
„Tańczyliśmy na progu nieznanego jutra przy akompaniamencie echa bezpowrotnie minionej przeszłości.”
Książkę tę polecił mi znajomy z pracy, nigdy wcześniej o niej nie słyszałam, ale opis zaintrygował mnie na tyle, że postanowiłam sprawdzić w pierwszej kolejności, chociaż półka w domu aż ugina się od książek, które krzyczą do mnie, żeby w końcu po nie sięgnąć.
Ludność, aby pozyskiwać lepszy olej, wytworzyła rośliny, zwane tryfidami. Tam gdzie coś nowego i lepszego, zawsze pojawiają się kwestie finansowe. I tak dla zysku część ziaren została skradziona a samolot, którym je transportowano – zestrzelony. Nasiona rozsiały się po świecie. Tryfidy nie wydawały się specjalnie groźne. Mimo iż ich długa wić mogła powodować ślepotę lub zabić, oraz rośliny te umiały się poruszać, ludzie nauczyli się radzić sobie z nimi i koegzystować. Aż do dnia, kiedy Ziemia weszła w strefę odłamków komety, co miało być wielkim widowiskiem wizualnym, a przyczyniło się do tego, że ludzie stracili wzrok.
Głównego bohatera poznajemy w momencie, kiedy budzi się w szpitalu po zabiegu. Został w pracy zaatakowany przez tryfida, ale miał spore szczęście w nieszczęściu, gdyż przeżył, a jego wzrok udało się uratować. Jednakże kiedy się budzi dochodzi do wniosku, że po wieczorze komety wszystko się zmieniło. Nikt nie przychodzi zdjąć mu opatrunków, nikt nie reaguje na jego wołanie. Kiedy sam postanawia się sobą zająć uświadamia sobie, że tylko on widzi, a reszta ludzi nie. Postanawia więc odnaleźć innych widzących. Zauważa wtedy, że tryfidy są teraz w znacznie lepszej pozycji i mogą używać do woli.
Całość bardzo pomysłowa, wciągająca i ciężko było się z tą historią rozstawać. Śmiercionośne rośliny i ich późniejsza inwazja były tylko tłem do głębszych rozważań autora nad upadkiem człowieka i dylematami związanymi z tym, co począć i jakie zachowania są właściwe kiedy cały znany nam świat legł w gruzach. Były momenty przerażające, głównie wtedy, kiedy niewidomi z niemocy postanowili ze sobą skończyć. I ta niepewność, czy nadejdzie pomoc, czy to tylko Wyspy Brytyjskie, czy cały świat przeżywa klęskę? Niepewność przeradzająca się w rezygnację i brak nadziei i próba zebrania się do kupy, że jednak istnieje możliwość, iż trzeba będzie zakasać rękawy i wrócić do korzeni, bo zapasy żywności i innych dóbr w końcu się wyczerpią. Książkę czytało się dobrze i żyło się dylematami bohaterów.
Ogólnie mówiąc to była ogromna porcja świetnej lektury. Jedyne do czego mogę się doczepić, to relacja między głównymi bohaterami zbyt szybko przeszła z punku A do Z i pal licho już otwarte zakończenia, za którymi nie przepadam, ale chciałabym wiedzieć dokładnie, dlaczego odłamki komety sprawiły, że ludzie stracili wzrok, dostajemy jakieś tam gdybania głównego bohatera, ale ja bym chciała znać prawdziwą genezę. Cała reszta super i gorąco polecam!
„Tańczyliśmy na progu nieznanego jutra przy akompaniamencie echa bezpowrotnie minionej przeszłości.”
Książkę tę polecił mi znajomy z pracy, nigdy wcześniej o niej nie słyszałam, ale opis zaintrygował mnie na tyle, że postanowiłam sprawdzić w pierwszej kolejności, chociaż półka w domu aż ugina się od książek, które krzyczą do mnie, żeby w końcu po nie sięgnąć.
Ludność,...
2019-10-11
„…wkrótce zapomnimy, kim jesteśmy i jak się nazywamy, po co nam imiona, czy psy rozpoznają się po imionach nadawanych im przez właścicieli, nie, poznają się po zapachu, po szczekaniu, a czy my nie jesteśmy teraz podobni do psów, rozpoznajemy się po głosie, a reszta, rysy twarzy, kolor oczu, włosów, skóry, wszystko to nie ma znaczenia, nie istnieje…”
W ramach październikowego wyzwania czytelniczego sięgnęłam po książkę noblisty – Jose Saramago. Mój wybór padł na „Miasto ślepców”, ponieważ jako jedna z niewielu pozycji równocześnie wpisuje się w tematykę i gatunek, jaki lubię i preferuję. Dawno temu oglądałam ekranizację, ale nie zapamiętałam z niej zbyt wiele, poza tym, że grała tam Julianne Moore, którą uwielbiam. Czy podobała mi się zatem książka? Generalnie tak, chociaż miała swoje lepsze i słabsze momenty, z dość kiepskim zakończeniem włącznie.
W bliżej nieokreślonym mieście wybucha epidemia białej ślepoty. Ludzie, jeden po drugim tracą wzrok, ale zamiast ciemności widzą tylko biel. Choroba jest silnie zaraźliwa, więc rząd postanawia zorganizować kwarantannę w starym szpitalu psychiatrycznym niedaleko miasta. Zorganizować to może zbyt mocne słowa, ludzie zostają tam po prostu zamknięci, pod strażą, niewidomi, bez pomocy, zdani na siebie. Rząd zapewnia im od czasu do czasu dostawy żywności i środków higienicznych, ale zdecydowanie za rzadko i zdecydowanie za mało. Możemy sobie wyobrazić, jak wyglądały warunki w takim miejscu, a przetrwać chce każdy… W tym żona lekarza, która dała się zamknąć w zakładzie, chociaż widzi całkiem nieźle.
Na pewno autor dał świetny obraz upodlenia społeczeństwa, które wraz ze stratą wzroku zamienia się niemal w zwierzęta, bo czego oczy nie widzą… Do tego dochodzi bezradność, połączona z chęcią przetrwania w zaistniałej sytuacji i robi się naprawdę mocno i depresyjnie. Nie mówiąc już o opisach zapachów, jakie mogą panować w sytuacji powszechnej ślepoty, gdzie każdy załatwia się gdzie chce, ciężko się umyć, utrzymać czystość, bądź zrobić cokolwiek. I wiadomo też, że jak w każdym społeczeństwie znajdą się jednostki, które będą chciały więcej dla siebie i nie zawahają się po to sięgnąć, nie ważne jakim kosztem. Poraziła mnie obojętność rządu i brak chęci pomocy i zaradzeniu problemowi, poraziły mnie zachowania ludzi, wyzysk kobiet, współczułam głównej bohaterce i nie dziwię się, że nie przyznała się do tego, iż widzi, bo jej los byłby wtedy straszny. Pierwsza połowa książki z akcją w szpitalu była naprawdę wciągająca i poruszająca, chociaż nie wszystkie pomysły autora mi się podobały. Współczułam bohaterce tego, jak zachował się jej mąż, chociaż ona dla niego dała się zamknąć, by być przy nim i mu pomagać, mam równocześnie żal do niej, że tak łatwo to zaakceptowała.
Druga część książki była już przeciągnięta i znacznie słabsza, a za zakończenie to już w ogóle gwiazdka w dół. Wyglądało to tak, jakby autor zmęczył się już własną historią, doszedł do wniosku, że wypadałoby już skończyć i… skończył. Nie kupuję tego. Dowiedziałam się wiele o społeczeństwie, ale o zaistniałej sytuacji w jakiej się społeczeństwo znalazło absolutnie nic.
Warto jeszcze wspomnieć o formie, w jakiej autor przedstawił wydarzenia. Nie ma tam imion, które wg autora nie mają wśród ślepców żadnego znaczenia. Mamy więc żonę lekarza, zezowatego chłopca, człowieka z czarną opaską na oku, taksówkarza itd. (tak jakby wygląd i zawody miały dla niewidomych jakieś znaczenie), taka trochę nielogiczność jak dla mnie. Druga sprawa to brak jakiegokolwiek wyodrębnienia dialogów. Nie ma od myślników, wszystko idzie ciągiem, po przecinku. Trudno było na początku się w tym odnaleźć, bo tekst przez to był bardzo zwarty, ale z czasem doszłam do wniosku, że nie czytało się tego najgorzej.
Reasumując wystawiam siedem gwiazdek. Oryginalny pomysł i niecodzienna forma wyróżniają tę książkę na tle innych, ale pozycja nie spełniła do końca moich oczekiwań, zarówno w niektórych treściach, jak i w zakończeniu. Mimo wszystko warto spróbować!
„…wkrótce zapomnimy, kim jesteśmy i jak się nazywamy, po co nam imiona, czy psy rozpoznają się po imionach nadawanych im przez właścicieli, nie, poznają się po zapachu, po szczekaniu, a czy my nie jesteśmy teraz podobni do psów, rozpoznajemy się po głosie, a reszta, rysy twarzy, kolor oczu, włosów, skóry, wszystko to nie ma znaczenia, nie istnieje…”
W ramach...
2019-07-19
„Życie odrodzi się nawet w najmroczniejszej godzinie.”
Po tym, jak zakończyła się poprzednia część miałam jakieś wyobrażenie w głowie odnośnie tego, co może wydarzyć się w kolejnej. Nie nastawiała mnie ta myśl jakoś pozytywnie, spodziewałam się ciągłych poszukiwań wiroli i walki z nimi. A tutaj ogromne zaskoczenie!
Akcja książki dzieje się na kilku płaszczyznach. Jest jak zwykle dużo wątków, bohaterów, a co za tym idzie ich imion, łatwo było się pogubić i jak ktoś dobrze nie zapamiętał bohaterów z poprzedniej książki, to może mieć spory problem. Ale o czym? Wracamy do roku zerowego, kiedy wybuchła epidemia. Dowiadujemy się miedzy innymi co stało się z dozorcą Greyem, oraz poznajemy innych bohaterów, którzy niby wydają nam się nieistotni, ale odegrają swoje role w całej historii. Dostajemy trochę z historii Kerrville, aż wreszcie wracamy do czasów „współczesnych”, czyli miejsca, gdzie skończyła się poprzednia część. Akcja przenosi nas pięć lat później. Nasi bohaterowie trochę się rozproszyli, każdy znalazł jakieś swoje miejsce w świecie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że po pięciu latach poszukiwań, nie udało się wyeliminować ani jednego z Dwunastu…
Dla mnie bomba. Książkę czytało się rewelacyjnie. Autor w świetny i plastyczny sposób snuje swoją historię. Poczułam jeszcze większą bliskość z bohaterami i autentycznie byłam przejęta ich losem. Bardzo dużo się dzieje w tej części. Mogłoby się wydawać, że powroty do początków epidemii i poruszanie innych płaszczyzn czasowych to lekki zapychacz w całej historii, ale dla mnie były świetnym uzupełnieniem, a i nie spodziewałam się, że postacie z tamtych chwil będą odgrywać tak kluczowe role w dalszych wydarzeniach. Autor świetnie rozwinął tą historię. Wszyscy bohaterowie dojrzewają, ewoluują, Amy staje się prawie kobietą, Peter i Michael prawdziwymi mężczyznami, Alicia zaś coraz większym samotnikiem. Bardzo dużo się działo w tej części, zwłaszcza za połową książki. Niestety ciągle czułam braki w opisach sytuacji akcji i przeszkadzała mi trochę ta część metafizyczna - Wolgast itd., mam również obiekcje co do samego zakończenia – tutaj nie mogą napisać o co dokładnie chodzi bez spoilerów, ale autor nadrobił całą resztą i uważam, że ta część była zdecydowanie lepsza od poprzedniej.
Na zakończeniu mogłoby się wydawać, że to już wszystko, że historia mogłaby się w tym momencie zakończyć, dlatego jestem niesamowicie ciekawa kolejnej książki.
„Ludzie potrzebują nadziei sięgającej poza widzialny świat, poza materialną rzeczywistość i jej ograniczenia, poza życie będące nudnym korowodem rzeczy. Nadziei, że wszystko jest inne, niż się wydaje.”
„Życie odrodzi się nawet w najmroczniejszej godzinie.”
Po tym, jak zakończyła się poprzednia część miałam jakieś wyobrażenie w głowie odnośnie tego, co może wydarzyć się w kolejnej. Nie nastawiała mnie ta myśl jakoś pozytywnie, spodziewałam się ciągłych poszukiwań wiroli i walki z nimi. A tutaj ogromne zaskoczenie!
Akcja książki dzieje się na kilku płaszczyznach. Jest jak...
2019-04-18
„Nie myśleli o przeszłości, która była opowieścią o śmierci i stracie, ani o przyszłości, która mogła nigdy nie nadejść.”
Zachęcona informacjami, że wydawnictwo jednak ma w planach ukończyć serię i wydać ostatni tom powieści, sięgnęłam po stojące na mojej półce od bardzo dawna „Przejście”. Do tego dowiedziałam się o ekranizacji w postaci serialu, więc jako wielbicielka sprawdzania książek i ich ekranowych odpowiedników przystąpiłam do lektury z jeszcze większym zapałem.
Autor przedstawia nam świat, w którym wojskowe badania nad groźnym i nieznanym wirusem wymknęły się spod kontroli. Zainfekowani ludzie, na których były przeprowadzane eksperymenty, wydostają się z bazy i zarażają kolejnych ludzi, czyniąc w ten sposób świat miejscem, gdzie rodzaj ludzki musi walczyć o przetrwanie.
Bardzo podobał mi się styl autora. Książka mogłaby się wydawać ogromnych rozmiarów, można by powiedzieć, że jest rozwleczona i przeciągnięta, że autor ma problemy z zachowanie tempa i niektóre sytuacje opisuje zbyt dokładnie, można by się doczepić do wielu rzeczy, ale mi się właśnie akurat w tym przypadku to rozwleczenie podobało. Spowodowało, że przez szereg zwykłych dialogów, czy sytuacji z życia mocno zaprzyjaźniłam się z bohaterami i nie byli mi obojętni. A i sam autor wg mnie ma ten nieprzeciętny dar snucia opowieści, którą można czytać i czytać i w nią wsiąkać. Znacznie lepiej szło mu opisywanie prozy codziennego życia, niż sceny akcji, gdzie czułam się zagubiona i nie specjalnie mogłam sobie wszystko wyobrazić. Ale autor zrekompensował to rozmachem i nieprzeciętnymi bohaterami.
Opowieść wyraźnie dzieli się na kilka część, w pierwszej poznajemy historię wybuchu epidemii, dalej przenosimy się w czasie ponad dziewięćdziesiąt lat od tamtego momentu i dowiadujemy, co stało się ze światem i jak poradzili sobie ostatni ludzie, którym udało się przetrwać. Osobiście książka zaczęła mi się podobać znacznie bardziej właśnie od tego momentu. A czy coś jeszcze pozostało poza jedną samotną osadą? O tym musimy przekonać się już sami.
Pomimo iż lekką niechęcią darzę różnego rodzaju wampiroformy, tak tutaj mi nie przeszkadzały. Skoczki czy wirole (nazewnictwo z książki) były naprawdę dobrym obrazem zainfekowanego człowieka, który gdzieś tam zachowuje jakieś okruchy wspomnień, ale normalnym człowiekiem już nie jest. Jest groźny, bardziej zwierzęcy, niż ludzki i wydaje mi się, że tak to powinno wyglądać, jeśli już by istniało.
Z rzeczy, które mi się z kolei mniej podobały, to wg mnie mniej umiejętne opisywanie bardziej dynamicznych wydarzeń, absurdalne sytuacje, jak chowanie się bohaterów uciekających przed wirolami w budynku, chociaż w szczerym słońcu na otwartej przestrzeni byliby bezpieczni. I wciąż mam wątpliwości, czy po prawie stu latach żarcie w puszkach byłoby wciąż jadalne, chociaż z drugiej strony gdzieś czytałam o jakiś badaniach, że to całkiem możliwe.
Ciężko napisać więcej o tak obszernej książce nie zdradzając połowy fabuły. Dodam więc tylko, że naprawdę miło spędziłam czas z tą lekturą, podobały mi się relacje międzyludzkie i sposób, w jaki autor snuje swoją opowieść. Książkę polecam.
"Wiedziała, że cierpienie jest miejscem, do którego ludzie udają się samotnie. Że jest jak pokój pozbawiony drzwi, w którym musi pozostać cały doświadczany przez nas gniew i ból, i że jest to wyłącznie nasza sprawa."
„Nie myśleli o przeszłości, która była opowieścią o śmierci i stracie, ani o przyszłości, która mogła nigdy nie nadejść.”
Zachęcona informacjami, że wydawnictwo jednak ma w planach ukończyć serię i wydać ostatni tom powieści, sięgnęłam po stojące na mojej półce od bardzo dawna „Przejście”. Do tego dowiedziałam się o ekranizacji w postaci serialu, więc jako wielbicielka...
2019-02-24
„Ale gdy przyszedł czas, cisza skończyła się tak, jak miała się skończyć: krzykiem, przerażeniem i śmiercią.”
To była jak do tej pory moja najdłuższa podróż przez Głębię. Nie wiem, czy zabrakło skupienia i serca z mojej strony, czy też po prostu całość nie sprostała jakimś moim oczekiwaniom… sama nie wiem. W moim odczuciu była to najsłabsza z części i niezbyt satysfakcjonujące zakończenie przygody z tą serią.
Jednostki Bladego Króla nadeszły, a z nimi zimno, przerażenie i śmierć. Siły Bladości wydają się być nie do pokonania. Czy jest w ogóle jakieś wyjście z tej sytuacji?
Poza postaciami, z którymi się zżyłam i o których czytałam z zainteresowaniem, tj. załoga Grunwalda (za mało!), Kirke i jej towarzysze oraz Piecky Tip (cudna przemiana) i nastoletnia zakochana Czwórka, cała reszta była przeciągnięta. Pojawiło się tak ogromne nagromadzenie bohaterów i nazw statków przy średnim poziomie akcji, że aż zęby bolały a mózg się marszczył. Były momenty, że autentycznie brnęłam.
Na koniec zdecydowanie bardziej się wciągnęłam, bo wiedziałam, że to już zaraz dowiem się, jak się wszystko zakończy, a i moich ulubieńców było znacznie więcej. I w sumie zostałam z jakimś niedosytem i niedowierzaniem. To już? Wszystko? Cała książka podchodów, a potem szybki numerek i do domu, w dodatku bez śniadania. Kurczę no… z jednej strony mi się podobało takie rozwiązanie i to poczucie niemocy i małość człowieka (tudzież obcego, maszyny czy też innego tworu) wobec sił bliżej nieznanych, z drugiej – jak jest zima to musi być zimno! Za mało lodu i za szybko stopniał.
Bawiłam się na sześć gwiazdek, ale daję siedem, bo jestem wciąż pełna podziwu dla autora. Świat, który stworzył w swojej serii jest oryginalny, rozbudowany, charakterystyczny i wspaniały! I mimo iż w tej części czegoś mi zabrakło, to z poprzednimi spędziłam wiele wspaniałych chwil i jestem autorowi wdzięczna, że mogłam z nim polecieć ku odległym gwiazdom.
„Ale gdy przyszedł czas, cisza skończyła się tak, jak miała się skończyć: krzykiem, przerażeniem i śmiercią.”
To była jak do tej pory moja najdłuższa podróż przez Głębię. Nie wiem, czy zabrakło skupienia i serca z mojej strony, czy też po prostu całość nie sprostała jakimś moim oczekiwaniom… sama nie wiem. W moim odczuciu była to najsłabsza z części i niezbyt...
2019-02-11
Dziękuję wydawnictwu Muza za egzemplarz recenzencki. Zatrważające wizje przyszłego świata to jest to, co lubię w literaturze i po co zawsze z chęcią sięgam. Bez większego namysłu więc zdecydowałam się na Vox, licząc, że będzie to coś na kształt „Opowieści podręcznej”.
Autorka przedstawia nam niedaleką przyszłość, gdzie kobiety w imię biblijnych wartości powinny podlegać głowie rodziny, czyli swojemu mężowi, być mu posłuszne i zajmować się domem i rodziną. Zostały zakute w specjalne bransolety, które liczą wypowiadane przez nie słowa, gdyż rząd wprowadził zasadę – kobiety mogą wypowiedzieć tylko sto słów dziennie. Do tego nie mogą już wykonywać pracy zawodowej, czytać, pisać. Każda kobieta, nawet dziecko, nie jest już na równi z mężczyzną w społeczeństwie.
Główną bohaterkę, doktor Jean poznajemy w momencie, kiedy zmiany na rzecz lepszego jutra trwają już rok. Zanim została zaobrączkowana, była blisko swojego największego naukowego odkrycia – leku na zaburzenia mowy. Jest jednym z najlepszych specjalistów w swojej dziedzinie, więc kiedy brat prezydenta ulega wypadkowi i przestaje mówić, to do niej rząd zwraca się o pomoc, pomimo tego, iż jest kobietą. Jak rozwinie się ta współpraca?
Jedna z tych powieści, które oczywiście dają do myślenia. Ograniczanie wolności kogokolwiek nie jest tematem łatwym i przyjemnym, więc przychodzą różne emocje podczas lektury, głównie złość. Zdenerwowanie na system, na otoczenie głównej bohaterki, zwłaszcza na jej najstarszego syna, którego zachowanie zaczynają kształtować nowe ideały i zaczyna się zapominać. Przerażające jest w jak wielkim stopniu i jak szybko może nastąpić aklimatyzacja niektórych jednostek do nowych warunków. Nie wiem, czy wizja autorki jest w jakimkolwiek stopniu możliwa w przyszłości, ale na pewno jest przejmująca i książka daje szansę na przemyślenie sobie pewnych zagadnień z tym związanych.
Na minus mogę zaliczyć główną bohaterkę, której nie polubiłam niestety, wydała mi się osobą dość chłodną, przedmiotowo traktującą swoją rodzinę. A niestety kiedy główny bohater nie odpowiada, to ciężko być naprawdę zachwyconym wydarzeniami, które w większości jego dotyczą. I coś się zepsuło na zakończeniu. O ile przez pierwszą część książki pchała mnie do przodu ciekawość, tak później wszystko zrobiło się za bardzo oczywiste, rozegrało się zbyt szybko i nie towarzyszyły temu przez to jakieś większe emocje i obyło się bez wzruszeń.
Dziękuję wydawnictwu Muza za egzemplarz recenzencki. Zatrważające wizje przyszłego świata to jest to, co lubię w literaturze i po co zawsze z chęcią sięgam. Bez większego namysłu więc zdecydowałam się na Vox, licząc, że będzie to coś na kształt „Opowieści podręcznej”.
Autorka przedstawia nam niedaleką przyszłość, gdzie kobiety w imię biblijnych wartości powinny podlegać...
2019-01-01
Obejrzawszy kilka razy trailer serialu The Umbrella Academy, żarliwie zapowiadany przez Netflixa, zapragnęłam dowiedzieć się więcej odnośnie tej historii, jeszcze zanim będzie możliwość zobaczyć adaptację. I tak oto komiks ów trafił w moje ręce i miałam okazję zapoznać się z kolejną wizją ludzi z mocami i ich walki ze złem.
Całość była dość interesująca. W różnych miejscach świata, w tym samym czasie i przedziwnych okolicznościach rodzą się dzieci. Czterdzieści trzy dzieci obdarzone supermocami. Sir Reginald Hargreeves, zwany też Monokl, bogacz, ekscentryk, naukowiec, kosmita, szaleniec odnajduje siedmioro z nich, adoptuje je i szkoli w swojej akademii do walki przeciwko zagładzie świata, która kiedyś niewątpliwie nastąpi. W Apocalypse Suite większość akcji dzieje się gdy dzieci są już dorosłe, dowiadujemy się, że akademia się rozpadła, każdy z członków zajął się swoimi sprawami, numer 6 nie żyje, numer 5 zaginął, a Monokl umiera, co staje się momentem spotkania członków akademii po latach. Dodatkowo koniec świata jest już blisko…
I tutaj pierwszy minus tego tomu, zabrakło mi genezy. Już pal licho skąd dokładnie wzięły się dzieci, ale interesowałoby mnie dokładniej, co działo się w akademii, jak doszło do jej rozpadu, co dokładnie robił Monokl dzieciom, bo wiemy, że eksperymentował i wzorem kochającego ojca nie był. Także pierwsze trzy rozdziały były dość słabe, zabrakło mi informacji o bohaterach i nie mogłam się w nich wgryźć. Później już było lepiej, więcej się działo, więcej informacji o bohaterach, ich uczuciach względem siebie nawzajem i ojca. Ale wciąż gdzieś w głębi tlił się ten niedosyt. Ze za mało i za krótko.
Ale gdy nadchodzi koniec świata… dzieje się, oj dzieje i nie mogę się doczekać, w jaki sposób to będzie wszystko zekranizowane. I Vanya… co nią dokładnie kierowało, że stało się to, co się stało. Zapewne serial wyjaśni więcej. Albo kolejna część komiksu. Numer 5 i jego przypadłość również mnie niezmiernie zainteresowała. Chcę więcej informacji!
Podsumowując, dostajemy obrazek dysfunkcyjnej rodziny z supermocami a w tle apokalipsa. Graficznie mi podpasowało, treściowo też, chociaż wszystko z tego gdzieś już było. Daję mocną siódemkę.
Obejrzawszy kilka razy trailer serialu The Umbrella Academy, żarliwie zapowiadany przez Netflixa, zapragnęłam dowiedzieć się więcej odnośnie tej historii, jeszcze zanim będzie możliwość zobaczyć adaptację. I tak oto komiks ów trafił w moje ręce i miałam okazję zapoznać się z kolejną wizją ludzi z mocami i ich walki ze złem.
Całość była dość interesująca. W różnych...
2019-01-01
2019-01-01
„Każde danie zawiera śmierć. Proszę o tym pomyśleć jako o ofierze, którą jedni składają dla drugich.”
Bardzo, ale to bardzo przygnębiająca książka. Smutna, refleksyjna, mocna, nie do końca dosłowna, ale na pewni dająca do myślenia nad tym, dokąd zmierza świat i do czego mogą posunąć się ludzie rządni władzy, którzy swoimi decyzjami i manipulacjami mogą wszystko. Książka brutalna, będąca wręcz przerysowaną metaforą rzeczywistości, jaka może nadejść. A może już nadeszła?
Autorka przedstawia świat po zarazie, Przemianie. Zwierzęta okazują się być zagrożeniem dla ludzi, kontakt z nimi może spowodować śmierć, podobnie jak konsumpcja mięsa. Ludzkość więc podejmuje radykalne kroki, wszystkie zwierzęta zostają uśmiercone, ale jak w takim razie pozyskać dla ludzi białko i przede wszystkim zaspokoić apetyt na mięso? A no można zlikwidować mniej istotne jednostki, wprowadzić nowe prawo zgodnie z którym za przewinienia trafia się do rzeźni (jako ofiara oczywiście) i przysłużyć się społeczeństwu stając się dla nich pokarmem. A można posunąć się też dalej, zacząć hodować ludzi („sztuki”), tak, aby były czyste, smaczne, nakarmić pozostałą ludność a przy tym jeszcze nakręcić intratny biznes.
Główny bohater, Marcos Tejo, pracuje w rzeźni. Jest jednym z nielicznych ludzi, przynajmniej w jego otoczeniu, którym pozostały jakieś wspomnienia i uczucia. Który nie potrafi jeść mięsa specjalnego ze smakiem, który wątpi w nowy świat. Ale czy jest w stanie coś zrobić? Zwłaszcza po tragedii jaka miała miejsce w jego życiu?
Naprawdę smutna opowieść. Przez całą książkę towarzyszył mi smutek, przygnębienie wymieszane z obrzydzeniem zamieszczonymi opisami uboju ludzi i ich konsumpcją. Bardzo mocne podejście do problemu przeludnienia na Ziemi, dezinformacji mediów i sterowania ludnością przez rząd. Ale jakże to wszystko aktualne. W dzisiejszych covidowych czasach już nie wiadomo co do końca myśleć, a przyszłość może zmierzać ku różnym scenariuszom. Autorka zaserwowała opowieść o ludziach, którzy w większości wierzą w to, co im się wmawia i podaje do stołu, niczym mięso specjalne w powieści. I o chorym świecie.
Pomimo obrzydzenia, brutalności i poczucia niesmaku i totalnego przygnębienia przez całą książkę, czytałam z zaciekawieniem czekając na promyk nadziei. Czy się doczekałam? Nie zdradzę. Ale mimo brzydoty i wysokiego poziomu okrucieństwa myślę, że warto czytać takie książki. Żeby pobudzić umysł do myślenia i refleksji.
„Każde danie zawiera śmierć. Proszę o tym pomyśleć jako o ofierze, którą jedni składają dla drugich.”
więcej Pokaż mimo toBardzo, ale to bardzo przygnębiająca książka. Smutna, refleksyjna, mocna, nie do końca dosłowna, ale na pewni dająca do myślenia nad tym, dokąd zmierza świat i do czego mogą posunąć się ludzie rządni władzy, którzy swoimi decyzjami i manipulacjami mogą wszystko. Książka...