-
ArtykułyCzytamy w weekend. 20 września 2024LubimyCzytać276
-
Artykuły„Niektórzy chcą postępować właściwie, a inni nie” – rozmowa z autorką powieści „Prawda czy wyzwanie”BarbaraDorosz1
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Śnieżka musi umrzeć“ Nele NeuhausLubimyCzytać15
-
ArtykułyKonkurs: Wygraj bilety na film „Rzeczy niezbędne” z Katarzyną Warnke i Dagmarą DomińczykLubimyCzytać5
Biblioteczka
2022-02-06
2022-01-30
„Podobne wzywa podobne”
Druga część opowieści o Przywoływaczce Słońca podobała mi się trochę bardziej niż pierwsza, pomimo tego, iż główni bohaterowie stali się nico irytujący. Alina zdaje sobie sprawę, jaką mocą włada i że nie może tak naprawdę się ukrywać, kiedy jej kraj stoi u bram klęski, a Mal odkrywa, że jest dla swojej wybranki zbyt zwyczajny i że presja jaka spoczywa na Alinie nieco przekracza jego wyobrażenia o związku, jaki chciałby mieć z dziewczyną, którą kocha.
Po ucieczce do Nowoziemska sielanka głównych bohaterów nie trwa długo, Zmrocz z łatwością ich odnajduje. Wtedy do akcji wkracza on, korsarz, promyczek i najlepsza postać w tej części! O tak, gdyby nie ta nowa postać, całość byłaby zdecydowanie nudniejsza.
Widać w tej części, że autorka nieco się rozbujała literacko. Bohaterowie drugoplanowi są tutaj bardziej wyraziści, więcej jest ładnych opisów i przemyśleń głównej bohaterki, mimo iż opisy akcji nadal kuleją, przy opisie pierwszego starcia ze Zmroczem generalnie nie wiadomo co się dzieje. Ale dzięki ekranizacji wiadomo mniej więcej jak można sobie wyobrazić postacie z cienia, bo po opisach to tak średnio.
Ogólnie całość ma spory potencjał i jest zapamiętywalna, a to najważniejsze. Tutaj szczera siódemka. Może nawet z plusikiem. Zabieram się za kolejną część.
„Podobne wzywa podobne”
Druga część opowieści o Przywoływaczce Słońca podobała mi się trochę bardziej niż pierwsza, pomimo tego, iż główni bohaterowie stali się nico irytujący. Alina zdaje sobie sprawę, jaką mocą włada i że nie może tak naprawdę się ukrywać, kiedy jej kraj stoi u bram klęski, a Mal odkrywa, że jest dla swojej wybranki zbyt zwyczajny i że presja jaka...
2022-01-23
Swoją przygodę z Griszami i ze światem stworzonym przez Leigh Bardugo rozpoczęłam od „Szóstki wron”, co zaowocowało wielką sympatią, oraz oglądanego już dwukrotnie serialu na platformie Netflix, który również przypadł mi mocno do gustu. Postanowiłam więc zacząć od początku i poznać historię Aliny Starkov taką, jaką była, zanim została przeniesiona na ekran.
Jeśli mam być szczera, to gdybym zaczęła moją przygodę z tym uniwersum właśnie od książki „Cień i kość” to myślę, że obyłoby się bez ochów i achów. Powieść zwięzła, z wartką akcją, niczego szczególnie nie rozwija, ani wnikliwiej nie przedstawia, dość słabo zarysowany świat, bohaterowie również, wszystko strasznie po łebkach. Gdybym nie miała wiedzy jaką posiadłam przy kolejnych książkach i serialu, to tutaj raczej niczego szczególnego o świecie stworzonym przez autorkę bym się nie dowiedziała. Bardzo płasko i jednowymiarowo, głownie przez pierwszoosobową narrację. A sięgając po książkę liczyłam na szczegóły, zwłaszcza odnośnie przeszłości Zmrocza i powstania Fałdy Cienia. No ale rozczarowanie.
Jednak jak pokazuje czas, autorka nabrała wprawy i rozbujała się literacko, a świat, który stworzyła, mimo iż wstępnie nie za wyraźnie zarysowany, nabrał rumieńców i stał się czymś zapamiętywalnym i nietuzinkowym.
I pomimo iż tutaj zabrakło mi wiele, oceniam na słabe siedem przez pryzmat potencjału drzemiącego w historii oraz w autorce. Z chęcią przeczytam kolejne części, żeby dostać wstępny zarys tego, o czym może być kolejny sezon serialu. Bo w świecie stworzonym przez panią Bardugo jest moc.
Swoją przygodę z Griszami i ze światem stworzonym przez Leigh Bardugo rozpoczęłam od „Szóstki wron”, co zaowocowało wielką sympatią, oraz oglądanego już dwukrotnie serialu na platformie Netflix, który również przypadł mi mocno do gustu. Postanowiłam więc zacząć od początku i poznać historię Aliny Starkov taką, jaką była, zanim została przeniesiona na ekran.
Jeśli mam być...
2021-02-27
Przewijała mi się ta książka na LC już od jakiegoś czasu. Nie byłam przekonana, ale coś mnie do tej pozycji przyciągało, więc postanowiłam zakupić i spróbować. Całość wydawała się świeża i niebanalna i w sumie taka też była. Może nie zachwyciłam się jakoś bardzo mocno, ale całość była urocza i myślę, że spróbuję poznać dalsze losy bohaterów w kolejnych częściach.
Ofelia jest czytaczką i w dodatku lustrzanną. Co to oznacza? A mianowicie to, że dotykając przedmiotów, jest w stanie poznać ich historię oraz może przemieszczać się pomiędzy lustrami, które widziała i nie na zbyt duże odległości. Do tego jest skromną szarą myszką, która nie lubi rzucać się w oczy. Toteż kiedy dowiedziała się, że rodzina zaaranżowała jej zaręczyny z kawalerem o wysokiej pozycji, była zaskoczona. Dlaczego ona?
Hmmm. Mam spory problem z jaką taką oceną tej książki. Całość była pomysłowa i dość osobliwa. Miała to coś, ten ulotny specyficzny klimat, którym można się zauroczyć. Interesujące były moce bohaterki, szkoda, że tak mało wykorzystywane w książce. Bohaterka zostaje rzucona w wir dworskich intryg, gdzie każdy czyha na każdego, i nigdy nie wiesz, komu można zaufać. Do tego nie wiadomo, dlaczego tak naprawdę doszło do tych zaręczyn. Świetni bohaterowie drugoplanowi, zwłaszcza Ryży.
Co zatem nie kliknęło? Główni bohaterowie. On - skończony cham i ona - mimoza. Coś tam zaczęli się ogarniać pod koniec, ale nie trawię postaci Thorna, a Ofelia miała zdecydowanie za dużo cierpliwości jak na mój gust. No i dworskie intrygi to też nie specjalnie moje klimaty. Aroganccy panowie i rozpuszczone, pełne zazdrości panie. Kto co lubi. Ale mimo tego wszystkiego, książka w jakiś sposób mnie ujęła i nie uważam, żebym z nią straciła czas, a wręcz przeciwnie. Zaczarowała mnie na tyle, że mimo iż wiele rzeczy mnie tam denerwowało, to zostałam z dość przyjemnym wrażeniem końcowym i całość oceniam na słabą siódemkę.
Przewijała mi się ta książka na LC już od jakiegoś czasu. Nie byłam przekonana, ale coś mnie do tej pozycji przyciągało, więc postanowiłam zakupić i spróbować. Całość wydawała się świeża i niebanalna i w sumie taka też była. Może nie zachwyciłam się jakoś bardzo mocno, ale całość była urocza i myślę, że spróbuję poznać dalsze losy bohaterów w kolejnych częściach.
Ofelia...
2020-10-29
Miałam szczerą nadzieję, że druga część opowieści o poczynaniach żniwiarzy i ich walce ze złymi demonami tego świata będzie lepsza od swojej poprzedniczki. Mocne zakończenie pierwszego tomu dało mi zapowiedź ostrej jazdy bez trzymanki i moje oczekiwania były spore (a na pewno większe niż nota jaką wystawiam).
Magda powróciła jako żniwiarz! W ciele olśniewająco pięknej Oliwii, przejmując w dużej mierze jej wredny charakter w pakiecie. Po upływie pewnego czasu, jaki zajmuje jej uporanie się z nową sytuacją i wstępne przyzwyczajenie się do nowego ciała powraca do Wiatrołomu, gdzie razem z wujkiem Feliksem muszą mierzyć się nie tyle ze złem tego świata, ale i z podstępną ciotką żądną spadku i sprawiedliwości.
Hmmm, zapowiadało się miło, początek niczego sobie, fajnie było próbować razem z Magdą przywyknąć do jej nowej sytuacji oraz poznać moment jej odrodzenia jako żniwiarz. I zakończenie było znów mocne. A w międzyczasie, powiem to szczerze, trochę wiało nudą. Szukają ocalałego żniwiarza, walczą z paskudztwem, szukają, walczą, szukają… Dostajemy trochę nowych bohaterów, jak bliźniacy, Klara, ale generalnie nie są to persony wyraziste na tyle, żeby w jakiś konkretny sposób rozbujały opowieść. Cały czas mam poczucie, że pomimo wieku głównej bohaterki (w tym tomie już 22 lata), całość jest utrzymana w tonie mocno młodzieżowym.
Generalnie cała książka oczekiwania na coś konkretnego, co ma się wydarzyć, a dzieje się dopiero na końcówce, nad czym boleję, bo widząc ile tomów kolejnych ma ta historia, nie wiem czy chce mi się brnąć w to dalej tylko dla mocnych początków i zakończeń.
Miałam szczerą nadzieję, że druga część opowieści o poczynaniach żniwiarzy i ich walce ze złymi demonami tego świata będzie lepsza od swojej poprzedniczki. Mocne zakończenie pierwszego tomu dało mi zapowiedź ostrej jazdy bez trzymanki i moje oczekiwania były spore (a na pewno większe niż nota jaką wystawiam).
Magda powróciła jako żniwiarz! W ciele olśniewająco pięknej...
2020-06-20
Już jakiś czas temu zwróciłam uwagę na serię Pauliny Hendel. W toku pojawiania się kolejnych części nabierałam coraz większej ochoty na sprawdzenie, co w trawie piszczy i w końcu nadszedł ten moment. Czy jestem zachwycona? Nie do końca. Historia z ogromnym potencjałem i pomysłowa, ale całość wykonania taka sobie. Mimo to, iż przez całą powieść miewałam wiele momentów zwątpienia, czasem wręcz irytacji, to sumarycznie jestem zadowolona. Książka miała coś w sobie, a historia na pewno zapadnie mi w pamięć.
Magda jest dwudziestolatką, mieszka w niewielkiej miejscowości, a jej rodzina jest uznawana przez mieszkańców za dziwaków. Wszystko przez to, że wujek Magdy jest żniwiarzem, czyli osobą wypędzającą z tego świata potępione dusze umarłych, wszelkiego rodzaju upiory, zmory, wisielce, bezkosty, „czy inne cholerstwa” (jak to określił doktor Waldemar) do świata zmarłych, tam gdzie ich miejsce. Magda, jak i cała reszta jej rodziny również potrafi widzieć to, co dla reszty ludzi wykracza poza granice pojmowania. Nie jest przez to popularna, nie ma przyjaciół, aż do dnia, kiedy w jej miejscowości pojawia się nowy chłopak…
Pomysł na przybliżenie dość mało znanej mitologii słowiańskiej był super (chociaż wolałabym w tym temacie więcej), pomysł na żniwiarza też świetny, postać Feliksa była chyba najlepsza w całej książce. Sama historia również mi się podobała, zmierzała do czegoś i miała świetną puentę (mimo iż wszystkiego można było się domyślić i nic wielce nie zaskoczyło), to i tak na końcówce pojawił się uśmiech na twarzy i myśl, że „tak, właśnie w ten sposób to powinno się zakończyć”.
Co mi zatem nie grało? Postać Magdy była taka sobie, częściej irytowała niż dawała siebie lubić. Mateusz jeszcze gorszy, jakby bez jakiegokolwiek charakteru (tu mogę wybaczyć po dotrwaniu do zakończenia). Do tego wątek romantyczny, który był suchy, bez emocji i dość żenujący jak na dwudziestolatków. Magda poznaje fajnego w jej oczach chłopaka i żadnych głębszych przemyśleń na jego temat, na temat swoich uczuć, nic. Po prostu, się poznali, są tu i teraz, całują się od czasu do czasu w czółko, w policzek i ot cały romans (ale klatę jej pokazał i to na początku, żeby nie było ;)). Bieda i rozczarowanie. Aż się człowiek jeszcze bardziej cieszy na końcu z takiego obrotu sprawy, jaki miał miejsce.
Jest to dla mnie nowa seria, pierwszy tom oceniam dość surowo, ale zgodnie z moimi odczuciami. Mimo to całość zaintrygowała mnie na tyle, że z pewnością wrócę do tej historii niebawem i dam jej szansę. A nóż widelec mnie czymś zaskoczy?
Już jakiś czas temu zwróciłam uwagę na serię Pauliny Hendel. W toku pojawiania się kolejnych części nabierałam coraz większej ochoty na sprawdzenie, co w trawie piszczy i w końcu nadszedł ten moment. Czy jestem zachwycona? Nie do końca. Historia z ogromnym potencjałem i pomysłowa, ale całość wykonania taka sobie. Mimo to, iż przez całą powieść miewałam wiele momentów...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-05-17
Sięgnęłam po „Księgę luster” w ramach majowego wyzwania. Wybrałam książkę, której okładka przykuła moją uwagę już jakiś czas temu. A czy poza fantastyczną okładką coś w tej powieści mnie urzekło? Przyznam szczerze, że było dość średnio. Starcie okładka vs. treść wygrywa zdecydowanie to pierwsze!
Z czym mamy do czynienia? Kate jest nastolatką, zupełnie zwyczajną, ma najlepszą przyjaciółkę, chyba zakochała się w fajnym chłopaku. Pewnego dnia jednak coś ją kusi i wybiera się do sklepu z magicznymi akcesoriami. Sprzedawczyni daje jej tam magiczną księgę. Kate nie wierzy w takie bzdury, jednak kiedy odnajduje w księdze zaklęcie miłosne, postanawia je wbrew logice wypróbować. I tak to wszystko się zaczyna. Kate okazuje się być czarownicą, w magicznym świecie Jaaru, do którego się przenosi, ma swojego fera (coś w rodzaju wróżki) i ogólnie jej życie wcale nie jest takie zwyczajne. Dodatkowo zostaje wplątana w wiele niebezpiecznych sytuacji, z którymi musi sobie poradzić.
Takie skrzyżowanie Harrego Pottera z Dzwoneczkiem i Mrocznymi materiami. Miało to swój specyficzny urok w całości, ale większość z poszczególnych elementów gdzieś już była i niczym mnie nie zaskoczyła. Czarownica, Londyn, jednorożce, a la wróżki, nóż do wycinania przejść… nic specjalnego. Autor trochę zahacza o mitologię grecką, trochę o celtycką i generalnie wychodzi z tego miszmasz wszystkiego. A z takiego kogla-mogla może wyjść albo coś, albo nic. W tym wypadku coś wyszło, bo nie mogę odmówić tego, że całość jest ładnie napisana, dzieje się dużo i w ogóle, ale ogólnie nie miało to dla mnie jakiegoś większego ładu i składu i owo „coś” mnie osobiście nie specjalnie przypadło do gustu. Dodatkowo, mimo iż magiczne klimaty ubóstwiam, to odstręczyły mnie trochę pentagramy, palenie królików, krew i… stringi (ta scena była po prostu niesmaczna). Relacje między bohaterami też pozostawiały wiele do życzenia, a Kate jako protagonistka wypadła dość blado. Zabrakło mi jej myśli, wewnętrznej walki itd.
No ale kto co lubi. Ja ze swojej strony raczej nie będę kontynuować swojej przygody z Jaarem.
Sięgnęłam po „Księgę luster” w ramach majowego wyzwania. Wybrałam książkę, której okładka przykuła moją uwagę już jakiś czas temu. A czy poza fantastyczną okładką coś w tej powieści mnie urzekło? Przyznam szczerze, że było dość średnio. Starcie okładka vs. treść wygrywa zdecydowanie to pierwsze!
Z czym mamy do czynienia? Kate jest nastolatką, zupełnie zwyczajną, ma...
2020-05-03
Sięgając po tą pozycję nie miałam jakiś specjalnych oczekiwań. Liczyłam na prostą niewymagającą rozrywkę, z fajnymi dziecięcymi bohaterami. Zachęciło mnie to, iż każdy tom pisany jest przez innego autora, dzięki czemu jeśli mi się nie spodoba styl któregoś z tomów to będę mogła liczyć, że kolejne będą nieco w innym tonie.
Czwórka dzieci z różnych stron świata przystępuje do Ceremonii Nektaru, podczas której istnieje prawdopodobieństwo, że dziecko okaże się niezwykłe i przyzwie zwierzoducha, magiczne zwierzę, towarzysza na resztę dni życia. Każdemu z czwórki kandydatów udaje się nie tylko przyzwać zwierzoducha, ale przyzwane zwierzęta okazują się Poległymi Wielkimi Bestiami. To może oznaczać, że świat jest w niebezpieczeństwie, a dzieci, które od dziś będą towarzyszami Wielkich Bestii, mają do odegrania niezwykłą rolę.
Z Brandonem Mullem nie zdążyłam się jeszcze zaprzyjaźnić. Jego „Baśniobór” jak na razie do mnie nie przemówił, może musiałabym spróbować kolejnych tomów. Tutaj również daleka jestem od zachwytów. Autor miał trudne zadanie. Musiał wprowadzić czytelnika do nowego świata, przedstawić jego bohaterów. Same ceremonie i wstępna charakterystyka postaci zajęły sporą część książki. A biorąc pod uwagę, że rozmiary powieści nie są pokaźne, nie pozostało miejsca na wiele więcej. Zabrakło interakcji między bohaterami, a akcja toczyła się zdecydowanie zbyt szybko. Wszystko było dla mnie za bardzo powierzchowne i po łebkach. Mimo wszystko doceniam pomysł, bo kto by nie chciał mieć swojego zwierzoducha?
Ode mnie póki co sześć gwiazdek. Liczą na więcej w kolejnych tomach.
Sięgając po tą pozycję nie miałam jakiś specjalnych oczekiwań. Liczyłam na prostą niewymagającą rozrywkę, z fajnymi dziecięcymi bohaterami. Zachęciło mnie to, iż każdy tom pisany jest przez innego autora, dzięki czemu jeśli mi się nie spodoba styl któregoś z tomów to będę mogła liczyć, że kolejne będą nieco w innym tonie.
Czwórka dzieci z różnych stron świata przystępuje...
2020-04-02
Byłam zachwycona, kiedy dowiedziałam się, że autor moich ulubionych Mrocznych Materii napisał coś jeszcze osadzonego w stworzonym przez siebie uniwersum. Sięgnęłam więc natychmiast po La Belle Sauvage, przeczytałam i moja ciekawość została zaspokojona. Ale czy były zachwyty jak podczas czytania trylogii? Większych niestety nie.
Książka jest prequelem Mrocznych Materii. Opisuje czasy, kiedy Lyra była mała, jeszcze zanim została oddana pod opiekę do Kolegium Jordana. Dostajemy w większości nowych bohaterów, którzy przyczynili się do ocalenia Lyry przed złymi ludźmi, chcącymi pojmać niezwykłą dziewczynkę. I generalnie na tym opiera się cała akcja – uratować Lyrę. Tego zadania podejmuje się jedenastoletni Malcolm oraz jego starsza koleżanka Alice.
Bardzo miło było znów zanurzyć się w świecie, gdzie każdy człowiek ma swojego zwierzęcego dajmona z którym idzie przez życie. Autor ma niesamowity dar do kreowania ciekawych postaci. Od razu zaprzyjaźniłam się z Malcolmem. Jego chęć poznawania świata, determinacja, spokój, chęć pomocy innym i mądrość były zachwycające.
Doczepić się mogę do samej akcji. Mimo iż jestem wielkim fanem autora, to nie za wiele się działo w tej książce. Akcja dość wolno parła naprzód, wiele czasu zajęło opisywanie jakiś dupereli i skupianie się po wielokroć na przedstawianiu najprostszych czynności bohaterów, jak przygotowywanie jedzenia itp. Z jednej strony można się było poczuć jak oni i bardziej z nimi zżyć, z drugiej strony w nadmiarze było nużące. Na chwilę obecną nie czuję też, czy książka ta wniosła coś do samej trylogii. I jak to zwykle bywa z prequelami, kiedy znamy los chociaż jednego z bohaterów, wiemy jak się potoczy jego dalsze życie, to niestety to napięcie podczas czytania jest mniejsze.
Mimo wszystko z sentymentem powróciłam do świata stworzonego przez autora. Jestem ciekawa, co jeszcze autor przypisze Malcolmowi i jak dalej potoczą się jego losy. Bo mimo iż tutaj nie specjalnie się zachwyciłam akcją, to sam bohater bardzo przypadł mi do gustu.
Byłam zachwycona, kiedy dowiedziałam się, że autor moich ulubionych Mrocznych Materii napisał coś jeszcze osadzonego w stworzonym przez siebie uniwersum. Sięgnęłam więc natychmiast po La Belle Sauvage, przeczytałam i moja ciekawość została zaspokojona. Ale czy były zachwyty jak podczas czytania trylogii? Większych niestety nie.
Książka jest prequelem Mrocznych Materii....
2019-12-28
Niecierpliwie czekałam, aż w mojej bibliotece pojawi się kontynuacja przygód Morrigan Crow i kiedy tylko to nastąpiło, niezwłocznie książka trafiła w moje ręce. Co prawda bawiłam się odrobinę mniej niż podczas lektury poprzedniej części, ale to wciąż naprawdę dobra historia dla młodego czytelnika i pozostanie z pewnością w mojej głowie na dłużej i będę ją polecać.
Morrigan jest wundermistrzem. Taki ma dryg. Przyciąga do siebie wunder, a z czym dokładnie to się wiąże, dziewczynka wciąż próbuje się dowiedzieć. Niestety szkoła jej tego nie ułatwia. Bo kiedy inne dzieci uczą się jak rozwijać swoje talenty, jej zostaje przydzielona tylko jedna lekcja ze starym wunderżółwiem, który zamiast odkrywać przed nią tajemnice wspaniałości jej drygu, wpaja jej historię i jakimi to beznadziejnymi i złymi kreaturami byli poprzedni wundermistrzowie. Tymczasem w Nevermoorze zaczynają znikać utalentowani ludzie. Czy ktoś ich porywa? Jeśli tak to kto i dlaczego?
Trochę słabiej niż poprzednio. Może dlatego, że już jesteśmy w tym nowym świecie i tych rzeczy, które mogły zrobić na nas większe wrażenie jest zdecydowanie mniej. Ale też autorka nie dała nam poprzednio całego Nevermooru na tacy i pojawiły się jakieś nieznane nam jeszcze jego zakamarki i niezwykłości, jak na przykład ulice zbytkowe. Poznajemy też szkołę dla młodych wunderowców, co wraz z dojazdem do niej było pomysłem dość wtórnym, ale na swój sposób urokliwym. Towarzyszymy Morrigan w jej zmaganiach z codziennością, gdzie zarówno nauczyciele, jak i większość uczniów nie specjalnie ją toleruje, bo przecież wpajano im przez całe życie, że bycie wundermistrzem to potężna moc, ale w służbie złu. Ale czy taka jest prawda? I czy Morrigan będzie potrafiła okiełznać potęgę swoich umiejętności i udowodnić światu, że nie jest tym, za kogo wszyscy ją uważają?
Polecam. Naprawdę świetna przygoda nie tylko dla najmłodszych.
Niecierpliwie czekałam, aż w mojej bibliotece pojawi się kontynuacja przygód Morrigan Crow i kiedy tylko to nastąpiło, niezwłocznie książka trafiła w moje ręce. Co prawda bawiłam się odrobinę mniej niż podczas lektury poprzedniej części, ale to wciąż naprawdę dobra historia dla młodego czytelnika i pozostanie z pewnością w mojej głowie na dłużej i będę ją polecać.
Morrigan...
2019-11-02
Zauroczyła mnie okładka i zaintrygował opis książki. Autora miałam okazję już poznać, podczas lektury „Nocnego ogrodnika”, który był ciekawy, ale nie zaskakiwał niczym nowatorskim. Tutaj rzecz ma się inaczej, bo pomysł na książkę, jej scenerię i poruszane tematy był oryginalny i niezmiernie interesujący.
Autor przenosi nas do XIX-wiecznego Londynu, gdzie na porządku dziennym jest wykorzystywanie dzieci jako taniej siły roboczej. Poznajemy Nan Sparrow, która jest kominiarczykiem, dzieckiem, a w dodatku dziewczynką, która mieszka z grupą chłopców pod dachem swojego mistrza i razem z nimi trudni się czyszczeniem londyńskich kominów. Jest to bardzo niebezpieczne zajęcie, wiele dzieci ulega wypadkom w trakcie pracy. Pewnego dnia i Nan przytrafia się nieszczęście, choć jest jednym z najlepszych kominiarczyków. Wtedy otrzymuje pomoc, której nawet nie mogła sobie wyobrazić…
Poza piękną opowieścią o przyjaźni i oddaniu, autor zwraca dużą uwagę na wyzysk dzieci w tamtych czasach, na to, jak ciężką i niedocenianą pracę wykonywali mali kominiarze, aby ludziom żyło się lepiej. Na dzieci czyszczące kominy czyhała cała masa niebezpieczeństw, wiele z nich ginęło w młodym wieku, a mieszkańcy Londynu byli obojętni na ich los.
Bardzo podobała mi się główna bohaterka, błyskotliwa i urocza, a jej relacja z Charliem pełna ciepła i poruszająca, podobnie jak stosunki z Kominiarzem i przyjaciółmi. Wyczulona na cierpienie innych stara się zrobić coś ważnego, coś aby świat był dla biednych dzieci lepszym miejscem, aby ludzie zatrzymali się na chwilę i zadali sobie pytanie, czy czysty komin wart jest życia dziecka.
Osobiście bardzo mi się ta historia podobała. Połączyła autentyczność ze szczyptą fantazji i magii w ciekawy sposób. Szczerze polecam.
Zauroczyła mnie okładka i zaintrygował opis książki. Autora miałam okazję już poznać, podczas lektury „Nocnego ogrodnika”, który był ciekawy, ale nie zaskakiwał niczym nowatorskim. Tutaj rzecz ma się inaczej, bo pomysł na książkę, jej scenerię i poruszane tematy był oryginalny i niezmiernie interesujący.
Autor przenosi nas do XIX-wiecznego Londynu, gdzie na porządku...
2019-09-28
„Kroczmy śmiało!”
Zaintrygowała mnie okładka i tytuł, więc postanowiłam spróbować. Jestem przyjemnie usatysfakcjonowana lekturą. Niby to nie było nic wielce odkrywczego, taki zlepek różnych motywów, które gdzieś już były, ale złożonych w naprawdę zgrabną, miło czytającą się całość.
Jedenastoletnia Morrigan jest przeklętym dzieckiem. Wszystkie nieszczęścia i nieprzyjemne zdarzenia, jakie się dzieją w jej rodzinnym Szakalinie, przypisywane są jej osobie, za co ojciec dziewczynki, wysoko postawiony kanclerz stanu, musi wypłacać wysokie rekompensaty, a biedna Morrigan nieustannie pisać listy z przeprosinami. W dodatku zbliża się Wieczór Przesilenia, który dla wszystkich przeklętych dzieci oznacza koniec żywota, a dla ich rodzin koniec problemów. Jednak kiedy nadchodzi Dzień Ofert, podczas którego rozstrzygają się dalsze losy młodych i zdolnych ludzi, życie Morrigan również się odmienia, mimo iż nic na to nie wskazywało…
Można by powiedzieć, jak wspomniałam wcześniej, ze to wszystko już gdzieś było. Magiczna kraina, latające parasolki, próby, wyjątkowe dziecko, które nie wie, że jest wyjątkowe, a jest niezwykłe bardziej od innych, dzieciaki z różnymi talentami zwanymi tutaj „drygami”, postać Jupitera Northa jak żywcem z Akademii Pana Kleksa (o czym autorka mogła nie wiedzieć). Naprawdę dużo różnych skojarzeń przechodziło mi przez myśli, od Harrego Pottera po Mary Poppins (to przez te parasolki), ale jakoś nie odejmowało mi to chęci czytania, bo postać Morrigan, jej nowo poznani przyjaciele i wrogowie, oraz Jupiter byli świetni. Zapomniałam o magnifikocie! Fenestra była cudna. Była przyjaźń, była ładnie przedstawiona magiczna kraina – Nevermoor – barwna, z wundermetrem i parasolejką, była akcja, tajemnica, złoczyńca. Wszystko na swoim miejscu. I dochodzenie do tego, kim jest Morrigan i jaki ma dryg? To było najlepsze. I oczywiście magiczny wunder i Wundermistrz, o tym chciałabym wiedzieć więcej.
Książka miała to coś, ten klimat, który mnie złapał i nie wypuścił do samego końca. Z chęcią sięgnę po kolejną część. Polecam!
„Kroczmy śmiało!”
Zaintrygowała mnie okładka i tytuł, więc postanowiłam spróbować. Jestem przyjemnie usatysfakcjonowana lekturą. Niby to nie było nic wielce odkrywczego, taki zlepek różnych motywów, które gdzieś już były, ale złożonych w naprawdę zgrabną, miło czytającą się całość.
Jedenastoletnia Morrigan jest przeklętym dzieckiem. Wszystkie nieszczęścia i nieprzyjemne...
2019-06-15
„Strata to coś normalnego […]. Wasze nieznaczące życia gasną w mgnieniu oka. I choć wam, ludziom, żadna chwila nie wydaje się właściwa, by odejść, nie zmienicie natury rzeczy.”
Druga książka autorki, która wpadła w moje ręce. Nie była tak dobra, jak „Dziewczynka, która wypiła księżyc”, ale mimo wszystko to kawał ciekawej i magicznej opowieści. Autorka ma coś w stylu pisania, co mnie przyciąga i kiedy już zacznę czytać, ciężko jest mi nie myśleć o historii, którą przedstawia.
A o czym jest książka? O niewłaściwym chłopcu, który przeżył tragedię, jego rodzice przeżyli tragedię i nie mogą się po niej do końca pozbierać. W dodatku mama chłopca jest Siostrą Wiedźmą i strażniczką najprawdziwszej magii. Jednak nawet magia dobrze wykorzystana nie jest w stanie naprawić całego zła świata. Jest też o dziewczynce, która była kochana i niby jest dalej, ale doskwiera jej samotność i rozczarowanie bliską osobą. Kiedy tych dwoje się spotyka, razem może ocalić świat, a przynajmniej wiele ludzkich istnień. Ale czy się odważą i ile to będzie kosztować ich samych?
Interesująca opowieść, napisana ładnym, plastycznym językiem. Jest o przyjaźni, o smutku, o wyrzeczeniach, o tym, co dobre a co złe i jak dokonać swoich własnych wyborów w życiu, bo przecież kiedyś trzeba wyfrunąć z gniazda i zacząć podejmować własne decyzje. I jest też o ślepej wierze w to, co znane, bo tak nam wmówiono, bo tak jest i już koniec kropka. Do tego wszystko okraszone pradawną magią, która nie wiadomo, czy jest pożyteczna, czy wręcz przeciwnie.
Przez książkę płynęłam sprawnie, były momenty wzruszeń, były i takie nieco pozbawione magii i najzwyklejsze. Minus za duży spoiler w ilustracji na okładce. Od siebie książkę polecam, bo to naprawdę opowieść z baśniowym i nietuzinkowym klimatem.
„Strata to coś normalnego […]. Wasze nieznaczące życia gasną w mgnieniu oka. I choć wam, ludziom, żadna chwila nie wydaje się właściwa, by odejść, nie zmienicie natury rzeczy.”
Druga książka autorki, która wpadła w moje ręce. Nie była tak dobra, jak „Dziewczynka, która wypiła księżyc”, ale mimo wszystko to kawał ciekawej i magicznej opowieści. Autorka ma coś w stylu...
2019-06-05
Kolejna część serii Inni za mną, podobała mi się zdecydowanie mniej niż jej poprzedniczka.
Meg zadomowiła się na dobre na dziedzińcu w Lakeside. W Thaisii zaczynają dziać się dziwne rzeczy, rozprowadzany zostaje narkotyk, który jest śmiertelnie niebezpieczny dla terra indigena. Coś tym trzeba zrobić. Wizje Meg mogą okazać się bardzo pomocne.
Generalnie całość akcji dosyć prosta, powolna i niczym specjalnie nie zaskakuje. Rozwój wątku romantycznego (bo chyba tak to można zacząć nazywać) oczywisty. Poprzednia część broniła się tym, że wszystko było nowe, świeże, poznawaliśmy świat stworzony przez autorkę. Tutaj, kiedy już praktycznie wszystko wiemy, to takie trochę masło maślane, bo wprowadzona intryga została niesamowicie przeciągnięta i nie zaskoczyła absolutnie niczym. Jedyne co było w jakiś sposób zaskakujące i ciekawe to właściwości krwi cassandra sangue. No i troszeczkę przywiązałam się do bohaterów.
Ale czy przeczytam kolejne części? Mocno się zastanowię. Z jednej strony opowieść ma to coś, co przyciąga, ale z drugiej strony nie specjalnie chce mi się czytać w kółko o tym jak się snują, spędzają czas na dziedzińcu i oglądają filmy, bo ile można? Takie mocno naciągane sześć gwiazdek ode mnie.
Kolejna część serii Inni za mną, podobała mi się zdecydowanie mniej niż jej poprzedniczka.
Meg zadomowiła się na dobre na dziedzińcu w Lakeside. W Thaisii zaczynają dziać się dziwne rzeczy, rozprowadzany zostaje narkotyk, który jest śmiertelnie niebezpieczny dla terra indigena. Coś tym trzeba zrobić. Wizje Meg mogą okazać się bardzo pomocne.
Generalnie całość akcji...
2019-05-17
Nie wiem która to już z kolei powieść Sandersona w moich rękach, przeczytałam już z kilkanaście. Rytmatysta niestety nie uplasuje się wysoko w rankingu moich ulubionych dzieł tego pisarza, a wręcz przeciwnie, znajdzie się bliżej dołu stawki.
Jak zwykle nie zawodzi wyobraźnia autora. Za każdym razem dostajemy coś nowego, coś świeżego, interesujący system magii umiejscowiony w ciekawej otoczce. Tutaj mamy Stany Zjednoczone w postaci Wysp Zjednoczonych. Mamy Rytmatystów, osoby potrafiące władać magią kredowych rysunków, pojedynkować na nie i bronić świat przed złymi dzikimi kredowcami, istotami z kredy, które jakby żyją i mogą zabijać, uwięzionymi w centrum Wysp Zhednoczonych. Wykształceni Rytmatysci strzegą, aby dzikie kredowce nie wydostały się na wolność i nie poczyniły spustoszenia. Ale żeby dostąpić zaszczytu obrony kraju, trzeba najpierw zostać wybranym i wykształcić swoje umiejętności w specjalnej szkole. Główny bohater również do niej uczęszcza. O Rytamtyce wie niemal wszystko, tyle że Rytmatystą nie jest, bo nie został na niego wybrany. Czy okaże się pomocny, kiedy w szkole zaczynają ginąć uczniowie a wszystko wskazuje na to, że zło jakimś cudem wydostało się na zewnątrz?
Przyznam szczerze, że nie specjalnie chciało mi się wgłębiać w system magii, jaki przedstawił autor. Był ciekawy, ale potraktowałam go dość po macoszemu. Próbowałam bardziej wgryźć się w resztę książki, niż w teorię Rytmatyki i Rytmatyczne pojedynki, czy to co autor przedstawia ma sens i jest możliwe z matematycznego punktu widzenia. Główny bohater był przyjemny, jego towarzyszka również. Stworzyli całkiem zgrabny duet i miło było o nich czytać. Wątek kryminalny, bo generalnie o dochodzenie i rozwiązanie zagadki tutaj chodziło, trochę kulał. Były momenty, że podejrzewałam niemal każdego z bohaterów, ale akcja nie szła jakoś szczególnie płynnie i generalnie pod koniec zabrakło mi emocji, o ile wojny na rysunki można opisać w sposób emocjonujący.
Dla mnie taka siódemka, słaba, z wielkim minusem.
Nie wiem która to już z kolei powieść Sandersona w moich rękach, przeczytałam już z kilkanaście. Rytmatysta niestety nie uplasuje się wysoko w rankingu moich ulubionych dzieł tego pisarza, a wręcz przeciwnie, znajdzie się bliżej dołu stawki.
Jak zwykle nie zawodzi wyobraźnia autora. Za każdym razem dostajemy coś nowego, coś świeżego, interesujący system magii...
2019-04-30
Opowieść wywołała we mnie dość mieszane odczucia. Baśniowy i oryginalny klimat był, ciekawa bohaterka była, ale jednak to nie wystarczyło do tego, aby całość płynęła i wessała mnie na tyle, żebym nie mogła się oderwać, albo chociaż czytała z większym zainteresowaniem. Było ciekawie i ładnie napisane, ale coś bliżej nieokreślonego mnie uwierało i nie porwała mnie autorka na sto procent, pomimo oryginalności umiejscowienia opowieści.
Ruś, XIV wiek. Sporą część roku trwa zima. Mróz bywa wręcz nie do zniesienia. W gospodarstwie Piotra Władimirowicza od dawien dawna okazywano szacunek wszelkim opiekuńczym demonom, które zapewniały dobrobyt w domu i zagrodzie, a życie w tych ciężkich warunkach było znośne. Domownik, waziła, leszy, rusałki itd. żyły spokojnie obok ludzi i w okolicznych lasach, nikt ich nie widział, ale zostawiano im drobne podarki. Do czasu aż Piotr powtórnie się ożenił, a jego nowa żona widziała demony. Widziała je też jego córka, Wasia. Ale obie panie miały odrobinę odmienny stosunek do wierzeń „z bajek”. To co dla Wasi było pożyteczne, dla macochy było czymś strasznym i przerażającym. A kiedy w gospodarstwie pojawia się też nowy pop, dla którego wiara w stare, kłóci się z wiarą w Boga, robi się naprawdę ciekawie.
Bardzo podobała mi się główna bohaterka. Była, bądź starała się być sobą na tyle, na ile pozwoliły jej tamte czasy i dość przedmiotowe traktowanie kobiet i ich roli w społeczeństwie. Była silna i wytrwała. Z zainteresowaniem też czytałam o życiu w tamtych czasach na Rusi, bo było to dla mnie nowe i wcześniej nie miałam z tym styczności. Podobała mi się relacja Wasi z jej bratem, Aloszą. Nie przypadło mi z kolei do gustu zbytnie rozwleczenie powieści w czasie, od samych narodzin Wasi, poprzez poszukiwanie nowej żony, jakoś mnie to nie zachęciło. Później, kiedy Wasia jest już bardziej dojrzała, robi się ciekawiej, zaczyna się więcej dziać, poznajemy całą nadprzyrodzoną otoczkę opowieści. Trochę za mało jak dla mnie dowiedziałam się o wszystkich demonach z ludowych wierzeń i absolutnie za mało było Morozki. Na zakończeniu wszystko rozegrało się zbyt szybko, ale ostatnie zdanie mnie przekonuje do tego, że chcę wiedzieć, co będzie dalej.
Podsumowując, cieszę się, że sięgnęłam po tę książkę, ale spodziewałam się, że porwie mnie dużo bardziej. Mimo wszystko warto poznać, bo klimat jest naprawdę niezły, a reszta to moje osobiste preferencje.
Opowieść wywołała we mnie dość mieszane odczucia. Baśniowy i oryginalny klimat był, ciekawa bohaterka była, ale jednak to nie wystarczyło do tego, aby całość płynęła i wessała mnie na tyle, żebym nie mogła się oderwać, albo chociaż czytała z większym zainteresowaniem. Było ciekawie i ładnie napisane, ale coś bliżej nieokreślonego mnie uwierało i nie porwała mnie autorka na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-01-11
Bardzo miłe zaskoczenie. Moje pierwsze spotkanie z autorką, na początku byłam sceptycznie nastawiona, trudno mi było wgryźć się w historię. Do tego przydługie zdania i irytujące Licho będące Aniołem Stróżem wykrzykujące Alleluja… Myślałam, że to dla mnie za dużo i nie w moim guście. Ale nie zniechęciłam się, dałam książce szansę i byłam w jakimś stopniu ciekawa tego, jak chłopiec poradzi sobie w szkole (bo to u mnie taki temat na czasie) oraz jaka jest jego tajemnica.
Książka opowiada o chłopcu, który ma na imię Bożek. Bożek jest z pewnych przyczyn (to tajemnica) wychowywany w domu przez mamę i wujków. Ale kiedy ma 9 lat, rodzina decyduje, że w końcu pójdzie do szkoły. Co z tego wyniknie?
Bożek jest dziwny. Jego rodzina jest jeszcze dziwniejsza. Ale czy dziwne i inne znaczy gorsze? Czy świat jest tylko dla „normalnych” ludzi? A czym w ogóle jest „normalność”? Przebieraniem się na bal przebierańców za Spider-Mana bo wszyscy chłopcy tak robią? Autorka porusza temat ważny i potrzebny, bo bycie dziwnym w świecie, gdzie wszystko dąży do normalności może być nie lada wyzwaniem.
Zabrakło mi trochę roli matki w książce i zdecydowanie za ciężki początek. Później było już tylko lepiej. Historia urocza i zachęca do refleksji. Co nie zmienia faktu, że Licho było irytujące ;)
Bardzo miłe zaskoczenie. Moje pierwsze spotkanie z autorką, na początku byłam sceptycznie nastawiona, trudno mi było wgryźć się w historię. Do tego przydługie zdania i irytujące Licho będące Aniołem Stróżem wykrzykujące Alleluja… Myślałam, że to dla mnie za dużo i nie w moim guście. Ale nie zniechęciłam się, dałam książce szansę i byłam w jakimś stopniu ciekawa tego, jak...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-12-04
Jestem zaskoczona. To był absolutnie świetny drugi tom serii. Już dawno tak się nie ubawiłam podczas lektury książki dla młodzieży. Autor zaskakuje humorem, dystansem do siebie i swojej twórczości, a do tego serwuje fajną i przyjemną opowieść, pełną sympatycznych bohaterów. Czego chcieć więcej w te ciemne i mroźne wieczory?
Tym razem Alcatraz na tropie zaginionego ojca, a przy okazji też dziadka. Wszyscy się gdzieś gubią w tej opowieści, a tylko jedna osoba ma takowy talent!
Akcja od pierwszych stron. Nie sposób się nudzić. Bohaterowie są o wiele za dużo razy o włos od śmierci, ale co z tego? (zwłaszcza, że jedno z nich ginie na końcu, a co najlepsze – to wcale nie jest spoiler!).
Nie wiem dlaczego zabrałam się tak późno za lekturę tej przesympatycznej opowieści. Chyba Bibliotekarze przejęli cenzurę nad moją biblioteczką. Ale w końcu znalazłam, przeczytałam i szykuję się na więcej.
Jestem zaskoczona. To był absolutnie świetny drugi tom serii. Już dawno tak się nie ubawiłam podczas lektury książki dla młodzieży. Autor zaskakuje humorem, dystansem do siebie i swojej twórczości, a do tego serwuje fajną i przyjemną opowieść, pełną sympatycznych bohaterów. Czego chcieć więcej w te ciemne i mroźne wieczory?
Tym razem Alcatraz na tropie zaginionego ojca, a...
2018-11-29
Autor po raz kolejny mnie zaskoczył swoją pomysłowością. Stworzył przyjemną książkę dla dzieci i młodzieży, dla dorosłych też, bo czemu i nie? Każdy ma w sobie coś z dziecka, każdy kiedyś chciał być niezwykły i przeżywać niesamowite przygody. A jeśli tak nie jest i uważacie, że najważniejsze w życiu to zabawa w dorosłego i wmawianie sobie, że magia nie istnieje, to pewnie wina Bibliotekarzy! (jeśli nie wiecie o co chodzi, to musicie przeczytać tę książkę ;)).
Alcatraz jest chłopcem, który trafia ciągle do nowych rodzin zastępczych, nigdzie nie może zagrzać miejsca na dłużej, gdyż posiada niezwykły talent – psucie i niszczenie większości rzeczy, których się dotknie. Całe jego życie odmienia się w dniu jego trzynastych urodzin, kiedy to dostaje dziwny prezent, a dzień później poznaje swojego dziadka (prawdziwego).
Tak, tak, trochę to trąci Harrym Potterem i wieloma innymi książkami, gdzie to niby zwykły dzieciak nagle dowiaduje się, że wcale nie jest taki zwykły i całe jego życie się odmienia. Ale co z tego? Schemat ten sprawdzał się wielokrotnie i widocznie tak musi być i ludzie chcą to czytać. Ja zawsze z chęcią, o ile rozwinięcie opowieści mi się spodoba. Tutaj mi się podobało. Interesujący młody chłopiec, duża dawka humoru, fajny system magii i świat Bibliotekarzy, intrygujące talenty bohaterów. Jestem ciekawa dalszych przygód Alcatraza, oraz tego, co się kryje pod powierzchnią świata widzialnego dla zwykłych Ciszlandczyków.
Autor po raz kolejny mnie zaskoczył swoją pomysłowością. Stworzył przyjemną książkę dla dzieci i młodzieży, dla dorosłych też, bo czemu i nie? Każdy ma w sobie coś z dziecka, każdy kiedyś chciał być niezwykły i przeżywać niesamowite przygody. A jeśli tak nie jest i uważacie, że najważniejsze w życiu to zabawa w dorosłego i wmawianie sobie, że magia nie istnieje, to pewnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-08-30
„Na początku były Moczary. Moczary okrywały cały świat i Moczary były światem, a świat był Moczarami."
Magiczny tytuł, magiczna okładka i magia również przepływa przez stronice książki. Żaden wielbiciel baśni nie będzie zawiedziony. Bo oto autorka stworzyła baśń, która wessała mnie do swojego świata i na pewno długo o niej nie zapomnę. Przepiękna opowieść napisana poetyckim językiem. A o czym?
O wiedźmie, która żyje w lesie i która łaknie ofiar z naszych dzieci. Ale czy na pewno?
O ludziach, którzy żyją w strachu przed wiedźmą i składają ofiary z dzieci. Ale czy słusznie?
O chłopcu, który jest dobry i chce dobrze czynić, a ofiary z dzieci nie są przecież dobre, prawda?
O bagiennym potworze, którego stworzyły Moczary i był Moczarami.
O Absolutnie Tycim Smoku, który był Wprost Olbrzymi.
I oczywiście o dziewczynce, która wypiła księżyc i chcąc nie chcąc została umagiczniona. Oraz o jej matce, o jej miłości, tęsknocie, desperacji.
Autorka stworzyła zapamiętywalny magiczny świat, historię o czymś, niegłupią. O sile przyjaźni, miłości, odwadze, o tym, czy warto bez wątpienia wierzyć we wszystko, co się nam od lat wmawia, bo tak po prostu jest i już. Całość napisana naprawdę ładnym językiem, który miło się czyta i który sprawia, że czujemy się naprawdę jak w baśni. Historia wiedźmy Xan i Luny miała w sobie coś niepowtarzalnego. Losy Antaina natomiast były chyba najlepszym motywem w książce, chłopiec, który jest inny, który nie chce oddawać dzieci wiedźmie, który współczuje straty matce, co dobrego może go spotkać w świecie, gdzie nikt się nigdy nie sprzeciwił? Do tego magia z księżyca, szczypta przygnębiającej moczarowej atmosfery, latające papierowe ptaki i szukanie odpowiedzi na pytanie, co się tak naprawdę dzieje w przedstawionym świecie i mamy zgrabną opowieść, o której szybko nie zapomnę. Polecam!
„Widziała dobro w jego oczach i dobroć w jego duszy. W jego sercu była miłość. W jego dłoni był nóż.”
„Na początku były Moczary. Moczary okrywały cały świat i Moczary były światem, a świat był Moczarami."
Magiczny tytuł, magiczna okładka i magia również przepływa przez stronice książki. Żaden wielbiciel baśni nie będzie zawiedziony. Bo oto autorka stworzyła baśń, która wessała mnie do swojego świata i na pewno długo o niej nie zapomnę. Przepiękna opowieść napisana...
Interesujące zakończenie serii. Po ostatnim starciu ze Zmroczem, które Alina prawie przypłaciła własnym życiem, bohaterowie kryją się pod ziemią. Jednak czy ukrywanie się jest jakimkolwiek rozwiązaniem i wyjściem z sytuacji? Alina za wszelką cenę chce odnaleźć trzeci wzmacniacz, pokonać Zmrocza i jego armię z cieni oraz zniszczyć Fałdę i zjednoczyć kraj. Czy ma wystarczająco siły i determinacji?
Autorka z książki na książkę radzi sobie coraz lepiej. Bohaterowie, a zwłaszcza główna bohaterka są coraz lepiej zarysowani, więcej jest rozważań, przemyśleń, literacko również znacznie lepiej niż poprzedniczki. Za to duży plus, oraz przy ostatniej części wspomnę, że świat wykreowany przez autorkę miał to coś. W tej książce zabrakło mi Zmrocza. Nawet kiedy dochodzi do starcia, nie ma w nim żadnej mocy i energii, zwłaszcza na zakończeniu. Wypadł blado, to chyba największy minus tej części.
Ale całość historii ma ogromny potencjał, nic więc dziwnego, że koncepcja została zekranizowana. Kawał interesującego widowiska. Z niecierpliwością czekam na kolejny sezon serialu, oraz z całą pewnością przeczytam pozostałe książki autorki.
Interesujące zakończenie serii. Po ostatnim starciu ze Zmroczem, które Alina prawie przypłaciła własnym życiem, bohaterowie kryją się pod ziemią. Jednak czy ukrywanie się jest jakimkolwiek rozwiązaniem i wyjściem z sytuacji? Alina za wszelką cenę chce odnaleźć trzeci wzmacniacz, pokonać Zmrocza i jego armię z cieni oraz zniszczyć Fałdę i zjednoczyć kraj. Czy ma...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to