-
ArtykułyBieszczady i tropy. Niedźwiedzia? Nie – Aleksandra FredryRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać271
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
-
ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
Biblioteczka
2023-04-28
2022-01-26
2021-04-14
2021-02-27
Przewijała mi się ta książka na LC już od jakiegoś czasu. Nie byłam przekonana, ale coś mnie do tej pozycji przyciągało, więc postanowiłam zakupić i spróbować. Całość wydawała się świeża i niebanalna i w sumie taka też była. Może nie zachwyciłam się jakoś bardzo mocno, ale całość była urocza i myślę, że spróbuję poznać dalsze losy bohaterów w kolejnych częściach.
Ofelia jest czytaczką i w dodatku lustrzanną. Co to oznacza? A mianowicie to, że dotykając przedmiotów, jest w stanie poznać ich historię oraz może przemieszczać się pomiędzy lustrami, które widziała i nie na zbyt duże odległości. Do tego jest skromną szarą myszką, która nie lubi rzucać się w oczy. Toteż kiedy dowiedziała się, że rodzina zaaranżowała jej zaręczyny z kawalerem o wysokiej pozycji, była zaskoczona. Dlaczego ona?
Hmmm. Mam spory problem z jaką taką oceną tej książki. Całość była pomysłowa i dość osobliwa. Miała to coś, ten ulotny specyficzny klimat, którym można się zauroczyć. Interesujące były moce bohaterki, szkoda, że tak mało wykorzystywane w książce. Bohaterka zostaje rzucona w wir dworskich intryg, gdzie każdy czyha na każdego, i nigdy nie wiesz, komu można zaufać. Do tego nie wiadomo, dlaczego tak naprawdę doszło do tych zaręczyn. Świetni bohaterowie drugoplanowi, zwłaszcza Ryży.
Co zatem nie kliknęło? Główni bohaterowie. On - skończony cham i ona - mimoza. Coś tam zaczęli się ogarniać pod koniec, ale nie trawię postaci Thorna, a Ofelia miała zdecydowanie za dużo cierpliwości jak na mój gust. No i dworskie intrygi to też nie specjalnie moje klimaty. Aroganccy panowie i rozpuszczone, pełne zazdrości panie. Kto co lubi. Ale mimo tego wszystkiego, książka w jakiś sposób mnie ujęła i nie uważam, żebym z nią straciła czas, a wręcz przeciwnie. Zaczarowała mnie na tyle, że mimo iż wiele rzeczy mnie tam denerwowało, to zostałam z dość przyjemnym wrażeniem końcowym i całość oceniam na słabą siódemkę.
Przewijała mi się ta książka na LC już od jakiegoś czasu. Nie byłam przekonana, ale coś mnie do tej pozycji przyciągało, więc postanowiłam zakupić i spróbować. Całość wydawała się świeża i niebanalna i w sumie taka też była. Może nie zachwyciłam się jakoś bardzo mocno, ale całość była urocza i myślę, że spróbuję poznać dalsze losy bohaterów w kolejnych częściach.
Ofelia...
2021-02-16
Jakby tu zacząć? Chciałoby się rzucić mięsem jakimś, ale powstrzymam się i postaram grzecznie. Ale autor już Wam tego nie oszczędzi. Przeszedł w tym tomie samego siebie, jest na ostro, krwawo, sprośnie, wulgarnie, soczyście… Pan Kristoff nie przebiera w słownictwie i poczynaniach swoich bohaterów. Nie ma tu miejsca na grzeczności. Oczywiście całość opatrzona pokaźnych rozmiarów przypisami, z czego sam autor się śmieje, więc z dozą humoru, który nie każdemu może przypasować. Ale czy było lepiej niż w poprzednich tomach? Czy zakończenie serii mnie usatysfakcjonowało? No nie do końca właśnie. Na ostatnich stronach już mi się z lekka dłużyło, a i samo zakończenie nie spełniło nawet w połowie moich pragnień i oczekiwań. Nie temu bohaterowi kibicowałam najbardziej, niestety.
Ale o czym to? Mia odnajduje brata i zabija znienawidzonego konsula Scaevę. Zemsta się dokonała. Ale czy aby na pewno? To by było za proste. W tej historii okazuje się, że śmierć nie zawsze jest końcem i z całą pewnością nic nie jest takie, jakie się wydaje.
Całość przesiąknięta krwią, brudna, mocno erotyczna, wulgarna, wszystko o czym wspominałam wcześniej. Ale też niesamowicie klimatyczna. Niebanalny humor autora doprawia wszystko ze smakiem (albo i nie, pewnie zależy od gustu) i dodaje pikanterii wydarzeniom. Dodatkowo pan Kristoff śmiało mógłby konkurować z niejedną pseudo pisarką opowieści erotycznych. Opisy wyuzdane w każdym calu, ale namiętniejsze niż spod pióra niejednej kobiety. Taki styl, taki klimat opowieści, albo się go zaakceptuje i polubi, albo zniesmaczy. Dla mnie było ok, wiedziałam na co się piszę i to dostałam.
Trochę bardziej podobała mi się akcja poprzednich części, tutaj miałam więcej momentów, które budziły moje znudzenie i pragnienie przyspieszenia akcji. Świetna postać Kapitana Obłoka Corleone, fajnie, że pojawili się znów lubiani przeze mnie bohaterowie. Szkoda, że tak to się zakończyło, naprawdę jakoś inaczej to sobie wyobrażałam. Na dwójnasób, ale nie tak jak w książce.
Świetnie bawiłam się z całą serią i myślę, że jest to pozycja godna uwagi, inna i nietuzinkowa. Może się wydawać, że jest obrzydliwa i prostacka, ale pod tym całym obleśnym humorem kryje się fajna historia i kunszt pisarza do kształtowania bohaterów i snucia opowieści, które są jakieś na tle wielu innych.
Jakby tu zacząć? Chciałoby się rzucić mięsem jakimś, ale powstrzymam się i postaram grzecznie. Ale autor już Wam tego nie oszczędzi. Przeszedł w tym tomie samego siebie, jest na ostro, krwawo, sprośnie, wulgarnie, soczyście… Pan Kristoff nie przebiera w słownictwie i poczynaniach swoich bohaterów. Nie ma tu miejsca na grzeczności. Oczywiście całość opatrzona pokaźnych...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-01-30
Uwielbiam Mroczne Materie. Zakochałam się dawniej w tej opowieści i nie wiem w sumie, jaki jest cel po tylu latach kontynuowania czegoś, co było dobre, zamknięte i skończyło się tak, jak miało się skończyć. Jestem szczerze rozczarowana tą powieścią. O ile prequel był jeszcze zjadliwy i miał swój urok, to przeniesienie się o dwadzieścia lat do przodu względem historii w nim zawartej było odważnym zabiegiem i moim zdaniem nie wyszło opowieści na dobre. No bo do kogo tak naprawdę jest teraz skierowana książka? O ile trylogię można było śmiało uznać za literaturę młodzieżową, tak tutaj dostajemy produkt dla dorosłych. Nie idzie mi to w parze ani trochę.
Lyra dorosła, jest dwudziestoletnią dziewczyną. Kiedy mogłoby się wydawać, że jej życie zmierza ku lepszemu i już żadna większa przygoda jej nie spotka, okazuje się, że przeszłość o niej wcale nie zapomniała. Dodatkowo jej rozdzielenie z dajmonem nie ma zbyt dobrego wpływu na ich relacje. Kiedy Pan jest świadkiem morderstwa życie Lyry znów jest w ogromnym niebezpieczeństwie.
Kurcze, no miało to swój klimat, urok, uwielbiam ten pomysł z dajmonami i uniwersum jakie wykreował autor. Ale to wszystko nie było spójne. To już nie jest opowieść o dzieciach i ich odwadze, ale powieść dla dorosłego odbiorcy, pełna polityki, brutalności. Nawet pomijając to, sama historia też nie była porywająca. Mnóstwo stron, mało treści, wlokło się to wszystko niesamowicie, autor przeciągał, nawrzucał postaci, zbyt często akcja kluczyła naokoło i generalnie i tak nic z tego nie wynikło. Sama intryga z różanym olejkiem może byłaby i ciekawa, gdyby wszystko jakoś zgrabnie parło naprzód, a przez spowalnianie akcji mało istotnymi szczegółami i rozpisywaniem się o niczym konkretnym, wątek zaczął dosłownie przynudzać.
I teraz jestem w kropce, bo Mroczne Materie lubię, a tutaj niby ta sama bohaterka, to samo uniwersum, dużo nawiązań do trylogii, a jednak coś zupełnie innego. To już nie jest ta sama Lyra, w której się zakochałam. Nie podoba mi się jej starsza wersja. Tylko Pan był godny uwagi, trochę Malcolm, cała reszta bohaterów była jakaś miałka. I kolejną część trzeba przeczytać, bo całość urywa się ni z gruszki ni z pietruszki. Chociaż prawdę mówiąc, nie wiem, czy jestem zaintrygowana na tyle, żeby chcieć poznać zakończenie. To się okaże w przyszłości.
Uwielbiam Mroczne Materie. Zakochałam się dawniej w tej opowieści i nie wiem w sumie, jaki jest cel po tylu latach kontynuowania czegoś, co było dobre, zamknięte i skończyło się tak, jak miało się skończyć. Jestem szczerze rozczarowana tą powieścią. O ile prequel był jeszcze zjadliwy i miał swój urok, to przeniesienie się o dwadzieścia lat do przodu względem historii w nim...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-01-13
Bardzo interesująca książka/komiks dla dzieci. Nie jest zbyt prosta i naiwna, ale też nie jest trudna. Przybliża najmłodszym historię robotyki w bardzo przystępny i miły dla oka sposób.
Mechaniczny gołąb imieniem Pouli, jako narrator komiksu, oprowadza nas po wszystkich tajnikach związanych z robotami. Od ich powstania po dzień dzisiejszy i prognozy na przyszłość.
Komiks prezentuje przegląd najróżniejszych rodzajów robotów, od tych najwcześniejszych, po nowoczesne wykorzystywane do coraz bardziej skomplikowanych czynności, od robotów w naszych domach (których nie podejrzewalibyśmy o to, że są robotami) po roboty wykorzystywane w misjach kosmicznych. Przedstawiona jest nie tylko historia, ale roboty zostają nam zaprezentowane bliżej, to na jakich zasadach działają, w co mogą być wyposażone i do czego użyteczne. Komiks sięga również myślą w przyszłość, przybliża dzieła takich twórców jak Asimov, który sformułował w swoich książkach prawa robotyki, czy też odnosi się do możliwych konsekwencji idących za dążeniami człowieka do wynalezienia robotów samoświadomych i sztucznej inteligencji.
Wszystko ładnie opisane, w interesującej formie, bardzo przystępnej dla najmłodszych. Mój dziewięcioletni syn był zachwycony. Polecam.
Bardzo interesująca książka/komiks dla dzieci. Nie jest zbyt prosta i naiwna, ale też nie jest trudna. Przybliża najmłodszym historię robotyki w bardzo przystępny i miły dla oka sposób.
Mechaniczny gołąb imieniem Pouli, jako narrator komiksu, oprowadza nas po wszystkich tajnikach związanych z robotami. Od ich powstania po dzień dzisiejszy i prognozy na przyszłość.
Komiks...
2021-01-10
Od dawna intrygowała mnie ta seria. A że z panem Cardem mam doświadczenia różne, od zachwytów po znudzenie, więc odrobinę zwlekałam. Zmotywowało mnie dopiero styczniowe wyzwanie książkowe. I oto jestem po lekturze, poszło nadzwyczaj szybko. Książkę tę można oceniać na wielu płaszczyznach. Ja skupię się na tym, co ujęło mnie osobiście najbardziej, bez zbytniego wnikania w rys historyczny świata (co wyjaśnię dalej).
Alvin rodzi się jako siódmy syn siódmego syna. Dzień jego narodzin jest zarazem tragiczny i niezwykły. Ludzie wierzą, że osoba taka będzie szczególna. I taki też okazuje się Alvin. Tyle że jakieś siły nie chcą, aby chłopiec pozostał żywy. Na szczęście ma też swoją rodzinę, która pilnuje go na każdym kroku. A może strzeże go ktoś jeszcze? I do jakich celów stworzony jest chłopiec?
Wracając do porzuconego na wstępie tematu, autor przedstawia nam czasy kolonialne Ameryki Północnej. Ludność zasiedla nowe tereny, których bronią rdzenni mieszkańcy. Jednakże jest to alternatywna wersja historii, w którymś momencie wydarzenia potoczyły się inaczej, ale w szczegóły wgłębiać się nie będę, zbyt mało mam wiedzy historycznej odnośnie zagadnień z tym związanych, żeby wyłapać wszystkie różnice, które dla osoby zainteresowanej tematem mogą być dodatkową uciechą. Wszystko co istotne zostaje wyjaśnione w posłowiu.
Skupię się bardziej na historii bohaterów i samym Alvinie, który odkrywa w sobie dar, ale jeszcze nie do końca wie, jak może go użyć do czegoś ważniejszego, niż dokuczanie siostrom. Jest niezwykle użyteczny w gospodarstwie, ale to również nie to, do czego został stworzony. Kiedy na drodze Alvina pojawia się Bajarz, wszystko staje się dla niego bardziej jasne. Szkoda, że nadeszły ciężkie czasy dla parających się magią i wierzących w ludowe mądrości. Chrześcijaństwo puka do drzwi, a wszystko co było dawniej, w co wierzono i z czym ludzie żyli na co dzień, jest zabobonem i szatańskimi praktykami. Jak potoczą się losy Alvina?
Niesamowicie wciągająca i interesująca opowieść. Od samego początku nie mogłam się oderwać. Podobało mi się przedstawienie ludowych wierzeń, ten cały aspekt magiczny opowieści, to zderzenie starego z nowym, które kiedyś też będzie starym zawsze niesie niezrozumienie i konflikty. Historia zmuszająca do przemyśleń. Tutaj dostajemy tylko wstęp, mam nadzieję, że kolejne tomy będą utrzymane w podobnym klimacie i poznamy przeznaczenie niezwykłego chłopca.
Od dawna intrygowała mnie ta seria. A że z panem Cardem mam doświadczenia różne, od zachwytów po znudzenie, więc odrobinę zwlekałam. Zmotywowało mnie dopiero styczniowe wyzwanie książkowe. I oto jestem po lekturze, poszło nadzwyczaj szybko. Książkę tę można oceniać na wielu płaszczyznach. Ja skupię się na tym, co ujęło mnie osobiście najbardziej, bez zbytniego wnikania w...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-01-09
Bardzo urocza opowieść dla dzieci i nie tylko. O suczce imieniem Peggy, która wskutek nieprzemyślanej decyzji swojej poprzedniej właścicielki o przygarnięciu pieska, trafia do schroniska. Czy ktoś przygarnie Peggy i ją pokocha? Okazuje się, że mopsik ma okazję się wykazać. Dostaje szansę od losu i trafia do przeuroczej rodziny na święta. Ale święta to nie całe życie. Chyba, że Peggy zrobi coś, co zauroczy domowników. Na przykład przemieni się w jednorożca, którego kochają córki właścicieli…
Peggy jest kochana, ciekawska i troszkę niesforna, jak to szczeniaczki bywają. Chce zrobić wszystko, aby ją pokochano, ale nie zawsze jej to wychodzi. Jednakże szybko okazuje się, że rodzina jest wyrozumiała dla małych piesków, o wiele bardziej niż była jej poprzednia właścicielka. Szanse Peggy na pozostanie wzrastają, tylko dziewczynki tak bardzo szaleją za jednorożcami, a syn wydaje się być rozczarowany wielkością mopsika, że piesek nie jest pewny, czy w ogóle jest dla niego miejsce w tej rodzinie. Mimo to robi wszystko co w jego mocy, aby być kochaną i znaleźć dom.
Urocza, ciepła i pełna miłości opowieść. O odpowiedzialności jaką niesie ze sobą przygarnięcie zwierzaka, o bezwarunkowej trosce o pupila, kiedy jest już z nami, bo przecież każdy, nawet najmniejszy zwierzak jest częścią rodziny. Z całą pewnością wrócimy z dziećmi do tej serii książeczek.
Bardzo urocza opowieść dla dzieci i nie tylko. O suczce imieniem Peggy, która wskutek nieprzemyślanej decyzji swojej poprzedniej właścicielki o przygarnięciu pieska, trafia do schroniska. Czy ktoś przygarnie Peggy i ją pokocha? Okazuje się, że mopsik ma okazję się wykazać. Dostaje szansę od losu i trafia do przeuroczej rodziny na święta. Ale święta to nie całe życie. Chyba,...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-10-04
Moja opinia z 2017 roku tutaj:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/166270/winter/opinia/41809526#opinia41809526
Moja opinia z 2017 roku tutaj:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/166270/winter/opinia/41809526#opinia41809526
Oj długa była moja przerwa w świecie Rosharu. Ponad dwa lata. Nie pomyślałabym, że aż tyle przyjdzie mi czekać na ciąg dalszy. Ale wreszcie jest i mogę go znów poznawać i chłonąć. Postanowiłam zacząć spokojnie od krótkiej opowieści o Rysn. Wciąż nie byłam pewna, czy lubię tą bohaterkę, czy nie do końca. Sporo czasu zajęło mi wczucie się znów w klimat świata stworzonego przez autora i przypomnienie sobie wielu faktów. Ale myślę, że to był dobry wstęp do tego, co nastąpi dalej.
Rysn na pokładzie statku, który otrzymała od swojego babska wraz z załogą wyrusza na odległą wyspę, gdzie pragnie znaleźć ratunek dla stworzenia, którym się opiekuje – skowrończyka. Jednocześnie Navani pragnie wykorzystać kierunek obrany przez Rysn do swoich własnych celów. Co takiego skrywa wyspa Aimia?
Interesujące umiejscowienie opowieści. Uwielbiam morskie klimaty, kiedy akcja dzieje się na statku. Byłam ciekawa rezultatu poszukiwań i tego, co może się wydarzyć na finale. Nie do końca jestem usatysfakcjonowana, ale generalnie interesuje mnie, jakie będą dalsze losy Rysn i chyba dzięki tej historii Rysn wydała mi się bliższa. Miała zajmujące przemyślenia i pragnienia. Jak to zwykle bywa u autora zdarzyły się dłużyzny i rozmowy o niczym konkretnym, wciąż nie mogę się do tego w stu procentach przyzwyczaić i z tego też powodu obawiam się sięgnąć po kolejny tom, ale zawsze sobie powtarzam, że dotrwam, że przetrzymam momenty - usypiacze i wyciągnę z historii to co chcę i co kocham.
Oj długa była moja przerwa w świecie Rosharu. Ponad dwa lata. Nie pomyślałabym, że aż tyle przyjdzie mi czekać na ciąg dalszy. Ale wreszcie jest i mogę go znów poznawać i chłonąć. Postanowiłam zacząć spokojnie od krótkiej opowieści o Rysn. Wciąż nie byłam pewna, czy lubię tą bohaterkę, czy nie do końca. Sporo czasu zajęło mi wczucie się znów w klimat świata stworzonego...
więcej Pokaż mimo to