-
ArtykułyBieszczady i tropy. Niedźwiedzia? Nie – Aleksandra FredryRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać293
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
-
ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
Biblioteczka
2023-08-11
2017-10-04
2020-10-13
To już ósmy tom serii Ekspansja. Sama się nie spodziewałam, że tak długa seria może przynieść tyle emocji. Zwykle w jakimś momencie całość robi się nudna, ale tutaj nic z tych rzeczy. Autorzy zręcznie dodają miejsca, bohaterów (w końcu mają do dyspozycji cały Wszechświat!) dzięki czemu seria zachowuje swoją świeżość w każdym tomie.
Załoga Rosynanta jest nieco rozbita. Holden trafił do niewoli, a każdy z pozostałych członków realizuje powoli swoje cele, których głównym zamysłem jest oczywiście wyzwolenie świata z ucisku rządów Lakonii i bezwzględnego Duartego.
W tym tomie widzimy wydarzenia oczami Naomi, Aleksa, Bobbie, doktor Elvi Okyoe oraz córki wysokiego konsula Lakonii – Teresy. Oczywiście powrót do znanych bohaterów jest zawsze cudowny, mimo iż strasznie zdziadzieli na przestrzeni całej opowieści, to jednak ta część należała do młodziutkiej Teresy, jej życia u boku władczego ojca, oraz rozterek nad tym, do czego zmierza Wszechświat i do czego ona sama powinna.
Całość opowieści jak zwykle ciekawa i wciągająca. Odrobinkę zabrakło mi emocji w kluczowych momentach, jak z Bobbie czy Naomi i Holdenem, ale i tak jestem zachwycona tym, ile wspaniałych chwil dostarczyła mi ta seria. Dziękuję wydawnictwu Mag, że jej nie porzuciła w którymś momencie i że (mam nadzieję) dane mi będzie poznać zakończenie tej historii. Jedna z moich ulubionych serii. Od siebie gorąco polecam!
To już ósmy tom serii Ekspansja. Sama się nie spodziewałam, że tak długa seria może przynieść tyle emocji. Zwykle w jakimś momencie całość robi się nudna, ale tutaj nic z tych rzeczy. Autorzy zręcznie dodają miejsca, bohaterów (w końcu mają do dyspozycji cały Wszechświat!) dzięki czemu seria zachowuje swoją świeżość w każdym tomie.
Załoga Rosynanta jest nieco rozbita....
2020-01-08
„…wciąż zajmujemy się tym samym, co robiliśmy wcześniej. Mamy większe pole bitwy, niektóre strony się zmieniły, ale to wciąż to samo gówno, które robimy od czasu, gdy pierwszy gość naostrzył kamień.”
Z przykrością muszę stwierdzić, że to była najsłabsza część, którą czytałam jak do tej pory. Zabrakło mi tutaj tempa, akcji, całość była mega polityczna i mocno przegadana. Ale na szczęście czytało się to dobrze, mimo dłużyzn i nudniejszych części. Dlatego wystawiam słabą siódemkę, co i tak jest oceną niską, biorąc pod uwagę moją miłość do tej serii i bohaterów.
O czym tym razem? Marco Inaros i jego Wolna Flota, po ataku na Ziemię, pragnie zapanować nad całym układem słonecznym, a także przejąć możliwość podróży przez wrota do innych światów. Czy wciąż robi wszystko co najlepsze, aby jego lud przetrwał? I co na to planety wewnętrzne?
Strasznie blada była załoga Rosynanta w tym tomie. Za to na pierwszy plan wysunęły się w moim uznaniu postacie drugoplanowe - piratka Michio Pa, będąca na usługach Inarosa, oraz syn przywódcy Wolnej Floty oraz Naomi Nagaty – Filip. Zwłaszcza ta druga postać, jej odczucia i to, co przeżywała wewnętrznie było ciekawe i wciągające. Jak wspomniałam wcześniej akcja była przesycona polityką. Nie za wiele się działo, jak na tyle stron książki i to jest jej główny minus. Rozbujało się dopiero na sto stron przed końcem i wątki tak się ułożyły, że jestem niesamowicie ciekawa, jak to się rozegra dalej.
Mimo wszystko, jak już wspomniałam wcześniej autorzy mają jakąś niesamowitą płynność w pisaniu, że nawet przez te mniej wartkie momenty przebrnęłam bezboleśnie. Co nie zmienia jednak faktu, że chcę więcej! Tutaj było dla mnie za mało.
„…wciąż zajmujemy się tym samym, co robiliśmy wcześniej. Mamy większe pole bitwy, niektóre strony się zmieniły, ale to wciąż to samo gówno, które robimy od czasu, gdy pierwszy gość naostrzył kamień.”
Z przykrością muszę stwierdzić, że to była najsłabsza część, którą czytałam jak do tej pory. Zabrakło mi tutaj tempa, akcji, całość była mega polityczna i mocno przegadana....
2020-04-01
„Czy ten obok mnie jest potworem?”
Moja jedyna wiedza na temat tego opowiadania opierała się na filmie Carpentera z 1982 roku, który przeszedł prze ze mnie bez zbędnych rewelacji, ale na pewno miał w sobie to… „coś” (gra słów zupełnie nieprzypadkowa ;)), co sprawiło iż mógł zostać odebrany w swoich czasach jako rewelację i urosnąć do miana klasyka. Ja oglądałam znacznie później, przeczytałam jak widać jeszcze później i podobnych zachwytów nie podzielę. Jest pomysł, jest klimat, innowacyjność, ale obraz wydaje mi się przez swoją krótką formę ubogi i zbyt powierzchowny.
Antarktyda, stacja badająca zjawiska magnetyczne, grupa ludzi tam pracujących odnajduje statek kosmiczny, a kilkadziesiąt metrów od niego zamarzniętą dziwną istotę. Postanawiają przetransportować ją do swojego obozu, aby przyjrzeć się jej bliżej…
Autorowi udało się stworzyć historię, która była świeża, z interesującym i chwytliwym pomysłem. Do tego osadzenie całości na mroźnej Antarktydzie, w izolacji od ludzi i świata w znaczny sposób przysłużyło się akcji. Czułam tą samotność i desperację mieszkańców obozu. Tam nie ma gdzie uciec, można albo zło zwalczyć, albo mu się poddać. A więc klimat i pomysł na potwora – za to moja ocena.
A dlaczego nie wyżej? Mimo iż czułam izolację bohaterów, to niestety nie poczułam nic do nich samych. Byli nazwiskami przewijającymi się w treści, ale słabo scharakteryzowanymi. Przy takiej ilości bohaterów w tak krótkiej formie literackiej nie idzie w żaden sposób zżyć się z którymś z nich, a jeżeli to nie nastąpi, to mimo zachwytów przebiegiem akcji nie rozpaczamy tak naprawdę nad losem jednostek. Wszyscy bohaterowie znajdowali się u mnie w jednym worku. To utwierdza mnie w przekonaniu, że nie jestem zwolennikiem krótkich form literackich. Zanim na dobre zaczęłam kojarzyć i wyobrażać sobie jakoś bohaterów całość się skończyła. Było za krótko, za mało, za skromnie.
Ale cieszę się, że miałam wreszcie możliwość poznać pierwowzór tak kultowego filmu. Uważam, że mimo wszystko było warto.
„Czy ten obok mnie jest potworem?”
Moja jedyna wiedza na temat tego opowiadania opierała się na filmie Carpentera z 1982 roku, który przeszedł prze ze mnie bez zbędnych rewelacji, ale na pewno miał w sobie to… „coś” (gra słów zupełnie nieprzypadkowa ;)), co sprawiło iż mógł zostać odebrany w swoich czasach jako rewelację i urosnąć do miana klasyka. Ja oglądałam znacznie...
2020-02-26
Bardzo długo zabierałam się za przeczytanie Diuny. Chociaż wszystko wydawało się być w moim guście to z klasykami nigdy nie wiadomo i traktuję je niejako z namaszczeniem i nie chciałabym rozczarować się tym, co innych zachwyca. Ale po raz któryś z kolei przy klasyku moje obawy okazały się niepotrzebne, bo książka okazała się naprawdę dobra.
Tytułowa Diuna, częściej zwana Arrakis, jest pustynną planetą, na której wydobywany jest melanż – przyprawa, która posiada niezwykłe właściwości i jest bardzo pożądana. Diuna zostaje oddana w lenno rodowi Atrydów, którzy przybywają na tę trudną do życia planetę, przeczuwając jednak, że stają się ofiarą olbrzymiego spisku…
Niesamowity klimat. Pustynia, brak wody, jej odzyskiwanie z każdego możliwego źródła. Wszystkie problemy ludzi zamieszkujących Arrakis związane z jej klimatem było czuć przez skórę i ogromny szacunek dla autora, bo stworzenie takiego uniwersum to spora część sukcesu. Filtraki, dudniki, Bene Gesserit, uważane za czarownice, metody pozyskiwania melanżu, a przede wszystkim czerwie pustyni – to wszystko było trafione w dziesiątkę. Ale potrzeba jest też historia i bohaterowie. Tutaj też wszystko było na swoim miejscu. Bardzo zżyłam się z rodziną Atrydów, Paul, Jessika, książę Leto, wszyscy sprzymierzeńcy ich rodu, oraz oczywiście ich wrogowie Harkonnenowie byli wykreowani w świetny sposób. Opowieść o nich również się kleiła i przyjemnie się ją czytało.
Na minus mogę zaliczyć zbyt małą ilość informacji o Ali przy końcówce, oraz wiedza o tym, kto zdradzi od samego początku. To odbiera zdecydowanie element zaskoczenie i sprawia, że czekamy na jeszcze jakieś zaskoczenie, bo każdy tam ma jakiś plan w planie, ale generalnie nic nie zaskakuje i wszystko dość gładko idzie naprzód. Ale mimo wszystko podziwiam wyobraźnię autora i jego kunszt pisarski i daję mocną dziewiątkę i mam nadzieję, że kiedyś uda mi się poznać ciąg dalszy tej historii.
Bardzo długo zabierałam się za przeczytanie Diuny. Chociaż wszystko wydawało się być w moim guście to z klasykami nigdy nie wiadomo i traktuję je niejako z namaszczeniem i nie chciałabym rozczarować się tym, co innych zachwyca. Ale po raz któryś z kolei przy klasyku moje obawy okazały się niepotrzebne, bo książka okazała się naprawdę dobra.
Tytułowa Diuna, częściej zwana...
2020-01-14
Wyborna kontynuacja serii! Chyba najlepsza część z całego cyklu jak dla mnie. Wreszcie nie czytamy o kimś zupełnie nowym tylko i wyłącznie, ale wątki z dwóch pierwszych historii się splatają. Długo się zabierałam za tę książkę, raz nawet już się zabrałam, ale porzuciłam czytanie. Teraz wyzwanie czytelnicze mnie zmobilizowało i wielkie dzięki, bo bawiłam się rewelacyjnie, o czym zdążyłam trochę zapomnieć, że ta seria, mimo iść dość prosta i mocno młodzieżowa, to potrafi wizualnie i merytorycznie usatysfakcjonować.
Ale może od początku. Inwazja na Kerenzę zdziesiątkowała jej ludność, duża część zginęła, sporo uciekło, o czym wiemy z poprzednich książek, ale jakaś część przetrwała i jest potrzebna najeźdźcy, aby uruchomić bramę skoku. Pracują więc w pocie czoła wydobywając niezbędne do tego celu hermium, w międzyczasie tworząc ruch oporu i sabotując poczynania wrogich sił. Tymczasem dla uchodźców oraz mieszkańców stacji Heimdall powrót na Kerenzę i przejecie technologii skoku jest jedyną nadzieją na przetrwanie.
Książka pełna akcji. Dostajemy relację z wydarzeń na Kerenzie. Poznajemy tam kuzynkę Kady, Ashę Grant, farmaceutkę i członkinię ruchu oporu, oraz jej byłego chłopaka, który dziwnym zrządzeniem losu zasila szeregi najeźdźcy. Tutaj pierwszy minus. O ile sami bohaterowie byli sympatyczni, to trochę już było dla mnie za dużo tych byłych chłopaków i spektakularnych powrotów, bo niestety, ale ani przez chwilę nie mamy wątpliwości, jak się zachowa Rhys. Czekamy, że może jednak autorzy czymś nas zaskoczą i już prawie im się udaje, ale to prawie robi sporą różnicę. Wstawianie bohaterów w parach do akcji serii nie specjalnie mi się podobało, miało swój urok, ale było dość mdłe i jakby skierowane do dziewcząt młodych, które śnią o swoim księciu z bajki.
Były w książce momenty, przy których mogła i zakręciła się łezka w oku, do czego zdolni są ludzie i o wartości sumienia, już nie mówiąc o zaufaniu do sztucznej inteligencji. Daje do myślenia, ale podana w przystępny sposób. Odrobinę za dużo przekleństw, nie żebym nie używała, bo siarczyste rzucenie mięsem pomaga wyładować się w wielu sytuacjach, ale tu już autorzy balansowali na granicy, co chyba miało wprowadzić lekkość, prawdziwość i dowcip. Trochę wyszło, a trochę nie. Za to wciąż jestem zachwycona formą. To coś nowego, czyta się zupełnie inaczej niż „zwykłą” narrację. Piękna graficznie, za co największy plus.
Ogólnie całą serię oceniłabym na ósemkę. Miała swoje lepsze i gorsze momenty. Na pewno zwraca uwagę i może zachwycać, zwłaszcza młodsze grono czytelników. A na zakończenie cytat od autorów z podziękowań: „Obyście nigdy nie udusili się we śnie, zamordowani przez sztuczną inteligencję, która snuje rozważania nad naturą dobra i zła.”
Wyborna kontynuacja serii! Chyba najlepsza część z całego cyklu jak dla mnie. Wreszcie nie czytamy o kimś zupełnie nowym tylko i wyłącznie, ale wątki z dwóch pierwszych historii się splatają. Długo się zabierałam za tę książkę, raz nawet już się zabrałam, ale porzuciłam czytanie. Teraz wyzwanie czytelnicze mnie zmobilizowało i wielkie dzięki, bo bawiłam się rewelacyjnie, o...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-11-23
„…jesteśmy niestabilnymi emocjonalnie, chorobliwie naiwnymi i beznadziejnie ignoranckimi gospodarzami nic nieznaczącej drobinki w kosmosie.”
Moje drugie spotkanie z autorem. Jego „Astrofizyka dla zabieganych” okazała się dla mnie książką dość przystępną, ale sposób w jaki została tam przekazywana wiedza zaciekawił mnie na tyle, że zakupiłam kolejną pozycję autora. Tym razem „Kosmiczne zachwyty”. Czy mnie zachwyciła? Nie w wystarczającym stopniu, ale przyjemnie się czytało.
Co na pewno? Na pewno poczułam się jak w cytacie, który przytoczyłam na wstępie. Na pewno dowiedziałam się znów wielu nowych rzeczy, większości z nich pewnie nie zapamiętam, ale kilka ciekawostek i owszem. Z każdej strony książki czuć przede wszystkim zachwyty autora nad funkcjonowaniem wszechświata i tym, czym się zajmuje, a jeżeli ktoś robi coś z prawdziwą pasją, to nierzadko potrafi tym zarazić. Ja już jestem zainfekowana kosmosem, więc ciężko mi powiedzieć, czy ta książka pogłębiła moją miłość, ale na pewno uzupełniła informacje. Co mi przeszkadzało? Brak jakiejś ciągłości, czego zwykle oczekuję od książki. Mamy tutaj do czynienia ze zbiorem esejów pisanych przez autora od lat 90-tych, które wcześniej były już publikowane w magazynie „Natural History”. Wszystkie o funkcjonowaniu wszechświata, ale każdy jakby z innej beczki, o innym zagadnieniu, co miało oczywiście swoje plusy i minusy. Różnorodność tematyczna, przez co każdy może znaleźć coś interesującego – to na plus, ale też nie wszystko może nas aż tak dogłębnie interesować, wtedy przez część rozdziałów mocno brniemy.
Całość dla mnie zasługuje na mocną siódemkę. Jak w poprzednim tomie brakowało mi ilustracji. Ale zaimponowała swoboda wypowiedzi i przekazu autora, co jest największą zaletą tej książki. Chociaż nie ukrywam, że czasami jego fascynacja tematem była przytłaczająca.
„…jesteśmy niestabilnymi emocjonalnie, chorobliwie naiwnymi i beznadziejnie ignoranckimi gospodarzami nic nieznaczącej drobinki w kosmosie.”
Moje drugie spotkanie z autorem. Jego „Astrofizyka dla zabieganych” okazała się dla mnie książką dość przystępną, ale sposób w jaki została tam przekazywana wiedza zaciekawił mnie na tyle, że zakupiłam kolejną pozycję autora. Tym...
2019-08-05
„Skąd człowiek może wiedzieć, czy nie jest marionetką, którą sterują inni? Jak może się przekonać, czy nie jest marionetką?”
Szybko powróciłam do serii, bo nie mogłam się doczekać odpowiedzi na pytania, które mnie nurtowały. Gdzie jest Druga Fundacja? I czy plan Seldona istotnie legł w gruzach? Według mnie najlepsza część serii, jaką do tej pory przeczytałam.
Trzysta lat minęło od czasu, kiedy Hari Seldon założył Fundację, a pięć lat od akcji poprzedniego tomu. Muł nie ustaje w poszukiwaniach Drugiej Fundacji, aby przejąć nad nią kontrolę. Czy jego wysiłki dojdą do skutku?
Miałam uczucie, że autor wodzi mnie za nos. Kiedy już myślę, że coś wiem, okazuje się, że nie wiem nic. Nie wiadomo, kto ma jakie zamiary, kto jest tak naprawdę marionetką Muła, a kto być może działa na rzecz Drugiej Fundacji. Nie wiadomo nawet, czy Druga Fundacja naprawdę istnieje, czy nie jest wymysłem Seldona, bo pomimo wielu starań nikt nie może jej odnaleźć. Nic nie jest w tej historii do końca oczywiste i to bardzo mi się podobało. Zdecydowanie lepsza druga część książki, gdzie autor zabiera nas o kolejne sto lat w przyszłość. Poznajemy młodą dziewczynkę, Arkadię, wnuczkę Bayty, zafascynowaną historią i planem Seldona. Wtedy zaczyna się prawdziwa łamigłówka.
Z całą pewnością i przyjemnością sięgnę po inne książki autora z cyklu i nie tylko.
„Skąd człowiek może wiedzieć, czy nie jest marionetką, którą sterują inni? Jak może się przekonać, czy nie jest marionetką?”
Szybko powróciłam do serii, bo nie mogłam się doczekać odpowiedzi na pytania, które mnie nurtowały. Gdzie jest Druga Fundacja? I czy plan Seldona istotnie legł w gruzach? Według mnie najlepsza część serii, jaką do tej pory przeczytałam.
Trzysta lat...
2019-07-29
Po krótkiej przerwie powracam do Fundacji. Bardzo podoba mi się klimat, jaki autor stworzył. Jak już się zacznie, to ciężko się oderwać. Przyznam, że ta część podobała mi nie znacznie mniej niż poprzednia, ale jest coś w tej historii, że przyciąga człowieka jak magnes i chce poznać koniecznie dalszy ciąg wydarzeń, a to już duża wartość sama w sobie.
Czy ktokolwiek, nawet najgenialniejszy człowiek i wnikliwy analityk społeczeństwa jest w stanie przewidzieć jego posunięcia na wiele setek lat do przodu? Do tej pory wszystko było tak, jak przewidział psychohistoryk Hari Seldon. Ale czy naprawdę jest to możliwe i czy nic nie jest w stanie potoczyć się innym torem?
Początek, potyczki miedzy Imperium a Fundacją, były trochę słabszą częścią książki jak dla mnie. Później się rozbujało, kiedy poznajemy Baytę i Torana. Cała sprawa z Mułem, kolejnym ukazaniem się Seldona w Krypcie Czasu było interesujące, podobnie jak to, w jaki sposób Muł podporządkowywał sobie sojuszników. Posunęło to historię w naprawdę świetnym kierunku. Co mogę autorowi zarzucić? Dość słabo scharakteryzowanych bohaterów. Wydają się płascy, imiona pojawiające się na kartkach książki, do których ciężko się przywiązać i złapać z nimi jakiś kontakt. Oraz sama intryga z Mułem, tym kim jest, szło rozgryźć bardzo szybko, przez co sama końcówka była odrobinę pozbawiona emocji, bo już wiedziałam i tylko czekałam na moment rozstrzygnięcia, kiedy i jak nastąpi.
Reasumując, seria jest warta uwagi z całą pewnością i mimo rzeczy, które mi osobiście przeszkadzały, rzecz gustu przypuszczam, będę kontynuować moją przygodę z panem Asimovem, bo klimat jego książek jest unikatowy.
Po krótkiej przerwie powracam do Fundacji. Bardzo podoba mi się klimat, jaki autor stworzył. Jak już się zacznie, to ciężko się oderwać. Przyznam, że ta część podobała mi nie znacznie mniej niż poprzednia, ale jest coś w tej historii, że przyciąga człowieka jak magnes i chce poznać koniecznie dalszy ciąg wydarzeń, a to już duża wartość sama w sobie.
Czy ktokolwiek, nawet...
2019-07-11
„Ziemia to wyjątkowy błękitny klejnot, oaza życia rysująca się z uderzającym kontrastem na tle ciemnej otchłani kosmosu.”
Jak bardzo trzeba być wysportowanym, żeby zostać astronautą? Jak duży problem stanowią śmieci kosmiczne? Czy przestrzeń kosmiczna ma zapach? Jak się korzysta z toalety w kosmosie?
Na te i wiele innych ważnych, czasem śmiesznych pytań o bycie astronautą odpowiada w swojej książce Timothy Peake, brytyjski astronauta, uczestnik trwającej 185 dni ekspedycji Sojuz TMA-19M (2015-2016) na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Dowiadujemy się o tym, jak autor został astronautą i jak inni mogą nim zostać, jak wygląda szkolenie na astronautę, oraz otrzymujemy relację z jego pobytu na ISS, od momentu przygotowań do startu, do lądowania z powrotem na Ziemi.
Książka napisana przystępnie w zrozumiałym języku w formie pytanie – odpowiedź. Całość ubarwiona różnymi rysunkami oraz zdjęciami autora z jego ekspedycji. Wszystko ciekawe, jedne pytania bardziej, inne mniej, pewnie wszystko w zależności od tego, ile dany czytelnik wie odnośnie bycia astronautą i przestrzeni kosmicznej. Przyjemnie i szybko się czytało. Jak to zwykle bywa w przypadku literatury faktu dowiedziałam się kilku interesujących rzeczy, o których nie miałam pojęcia. Autor znacznie przybliżył mi, jak trudne, wymagające i niebezpieczne jest bycie astronautą. Dobrze jest poznać relację osoby, która zna się na rzeczy, wie o czym pisze i zgłębić jej osobiste przemyślenia i doświadczenia. Podziwiam determinację autora w spełnianiu swoich marzeń oraz wiedzę, jaką musiał posiąść aby je zrealizować.
Książka przyjemna i interesująca. Polecam.
„Ziemia to wyjątkowy błękitny klejnot, oaza życia rysująca się z uderzającym kontrastem na tle ciemnej otchłani kosmosu.”
Jak bardzo trzeba być wysportowanym, żeby zostać astronautą? Jak duży problem stanowią śmieci kosmiczne? Czy przestrzeń kosmiczna ma zapach? Jak się korzysta z toalety w kosmosie?
Na te i wiele innych ważnych, czasem śmiesznych pytań o bycie...
2019-07-06
Z ciekawością sięgnęłam po trzecią część serii „Archiwa Temidy”. Chociaż pierwsza mnie nie zachwyciła - kontynuowałam przygodę. I dobrze, bo druga była dla mnie sporym zaskoczeniem. Trzecia moim zdaniem plasuje się gdzieś pomiędzy. Interesująco napisana, czułam bliskość z bohaterami, co jest na plus, ale jednak nie było tyle akcji co poprzednio, trochę całość przeciągnięta – co na minus.
Doktor Rose wraz z generałem, małą Evą i jej ojcem, Vincentem uwięzieni we wnętrzu Temidy trafiają na obca planetę, której mieszkańcy skonstruowali roboty i dokonali masowego ludobójstwa. Tam spędzają ponad dziewięć lat, poznając w tym czasie Esat Ekt, bo tak nazywa się owa planeta, oraz jej mieszkańców – Ektów. Po tym czasie uciekają na Ziemię, która okazuje się, że nie jest taka jak dawniej. Amerykanie naprawili jedynego pozostałego robota, którego unieszkodliwiła Rose, ale nie używają go do „właściwych” celów. Życie i sytuacja Ziemian wygląda teraz zupełnie inaczej… Czy ktoś jest w stanie naprawić błędy i poskromić ludzki egoizm oraz strach?
Interesująco przedstawiony świat. Dostajemy znów zapisy rozmów głównych bohaterów, oraz fragmenty z ich osobistych pamiętników. Eva wyrosła na ciekawą młodą osobę, pełną młodzieńczej siły, pasji i charyzmy, dla niej całe życie wiązało się z Esat Ekt i jest zła na ojca, że wracając na Ziemię jej to odebrał. Poznajemy losy bohaterów po powrocie na Ziemie, oraz to, co wydarzyło się na planecie obcych prze ostatnie 9 lat. Uwielbiam czytać wizje autorów w temacie innych planet i kultur, jakie mogą je zamieszkiwać. Tutaj trochę zabrakło mi plastyczności opisów, ale jak na zbiór dialogów i przemyśleń nie było aż tak źle. Akcja na Ziemi była ciekawa, scenariusz jaki autor stworzył przypadł mi do gustu, był dość zatrważający i można było czuć się przejętym czytając. Zdarzały się dłużyzny, zwłaszcza w przemyśleniach Rose, oraz relacji ojciec-córka, wałkowanie w kółko tego samego, ale generalnie całość szła dość dobrym tempem i w sumie nie czułam specjalnie, żeby uboga forma mi doskwierała. Do tego wiele dialogów, które wywołały uśmiech na mojej twarzy, zwłaszcza między Vincentem a Katherine. Raziło kilka niedociągnięć, jak wspominanie przez Evę popkultury ziemskiej, chociaż nie miała raczej prawa jej poznać.
Duży plus dla autora za pomysł na tę serię. Wykonanie troszkę słabsze, ale uważam, że warto było przeczytać i za ten tom daję siedem, a cała seria na siedem z plusikiem.
Z ciekawością sięgnęłam po trzecią część serii „Archiwa Temidy”. Chociaż pierwsza mnie nie zachwyciła - kontynuowałam przygodę. I dobrze, bo druga była dla mnie sporym zaskoczeniem. Trzecia moim zdaniem plasuje się gdzieś pomiędzy. Interesująco napisana, czułam bliskość z bohaterami, co jest na plus, ale jednak nie było tyle akcji co poprzednio, trochę całość przeciągnięta...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-07-02
„Musisz wybrać, kim chcesz być. Spuścizna, wspomnienia mogą być przydatne. Jednak nie możemy pozwolić, żeby nas określały. Jeśli dziedzictwo staje się zamkniętą skrzynią, a nie inspiracją, sprawy zaszły za daleko.”
Moje kolejne spotkanie z autorem, miałam już ich chyba coś koło dwudziestu. I po raz nie pamiętam już dokładnie który autor nie zawodzi swoją pomysłowością, plastycznością stworzonego przez siebie świata itd. itp. Czuję momentami, że strasznie się powtarzam, ale w każdej jego książce znajduję coś nowego, jakiś niezwykły pomysł, czasem wykorzystany lepiej, czasem odrobinę gorzej, ale zawsze rozbudza moją wyobraźnię i sprawia, że pomimo dłużyzn (tak, tutaj też się znalazły) zżywam się z bohaterami i chłonę jak gąbka ich historię.
Tym razem dostałam kawał ciekawego młodzieżowego sci-fi, w którym ludność stara się przetrwać na planecie otoczonej złomem. Toczy niezliczoną ilość walk powietrznych z obcą wrogą rasą. W tym wszystkim jest młoda dziewczyna, Spensa, która straciła ojca, pilota. Okazał się on tchórzem w walce, w co dziewczyna nie może uwierzyć. Przypominane jest jej to codziennie, gdyż społeczeństwo, w którym żyje, nie potrafi zapomnieć. Żyje na uboczu, z piętnem, i ma jedno jedyne marzenie – zostać pilotem, takim jak jej ojciec. Ale czy jest to w ogóle możliwe?
Cóż, Spensa nie była bohaterką idealną, nie od razu ją polubiłam. Miała w sobie coś irytującego, ale również coś magnetycznego. Jej upór w dążeniu do celu był z całą pewnością inspirujący i na pewno niosący przesłanie dla młodszego pokolenia czytelników, aby nie ustawać w dążeniu do swoich pragnień. Sporo w temacie przyjaźni, oddania, rozważań na temat odwagi. Interesująco się całość czytało i naprawdę można było poczuć się w centrum wydarzeń, zwłaszcza podczas walk myśliwców. M-Bot był cudownie zabawny, relacje miedzy bohaterami dobre, chociaż mowy Palanta i dialogi z nim w roli głównej drętwe, ale taki już chyba jego urok. Trochę mnie rozczarowało to, że jego relacja z Spensą nie została bardziej rozwinięta.
Irytowało mnie trochę wrzucenie kadetów, którzy ledwo co zasiedli za starami myśliwców do walki, co trochę przeczyło temu, jak cenne są dla ludzkości maszyny latające. Zabrakło mi trochę szerszej informacji o świecie i o obcych, ale z przyjemnością odkrywałam i chłonęłam te strzępy, które dostawałam i liczę, że temat zostanie bardziej rozwinięty w przyszłych tomach. Ósemka. Z plusikiem.
„Musisz wybrać, kim chcesz być. Spuścizna, wspomnienia mogą być przydatne. Jednak nie możemy pozwolić, żeby nas określały. Jeśli dziedzictwo staje się zamkniętą skrzynią, a nie inspiracją, sprawy zaszły za daleko.”
Moje kolejne spotkanie z autorem, miałam już ich chyba coś koło dwudziestu. I po raz nie pamiętam już dokładnie który autor nie zawodzi swoją pomysłowością,...
2019-06-09
Oto nadszedł moment, kiedy wszyscy fani załogi Holdena powinni poczuć się dopieszczeni i usatysfakcjonowani, bo ten tom jest tylko o nich. Każdy z czwórki bohaterów dochodzi do głosu, dowiadujemy się o ich przeszłości, a to wszystko w towarzystwie rebelii Pasiarzy i widma apokalipsy wiszącego nad naszą rodzimą planetą. I ja też w tym tomie poczułam się dopieszczona, podekscytowana i byłabym skłonna powiedzieć, że to był najlepszy tom z serii, ale dlaczego tak nie powiem o tym później.
Rosynant jest doprowadzany do świetności po powrocie z poprzedniej misji. Załoga ma trochę czasu dla siebie, każdy postanawia wykorzystać go na uporządkowanie swoich osobistych spraw. Rozstają się. A tymczasem giną statki wlatujące do pierścienia i zaczyna narastać rewolucyjne napięcie. Czy członkom załogi uda się jeszcze kiedyś wrócić do siebie i połączyć siły?
Na plus jest to, że wreszcie jeszcze bardziej zżyłam się z załoga Rosa, która lekko zaczęła mnie nudzić ostatnio. Poznajemy trochę faktów z ich przeszłości, dużo ich myśli i refleksji, dzięki czemu polubiłam Amosa i Naomi, a zwłaszcza Naomi jeszcze bardziej. Dzieje się dużo zaskakujących rzeczy, nie ma czasu na nudę i przeciągnięcia. Wracają na scenę moje ulubione bohaterki, czyli Bobbie i Avasarala. Niektóre sceny, zwłaszcza te z Naomi trzymały mnie w nieopisanym napięciu.
Co na minus? Pierwszy dla wydawnictwa, bo jak można umieścić na okładce informację, która dzieje się dopiero w połowie książki to mi się w głowie nie mieści. Drugi dla autorów, bo czasem jednak mogliby być jak George R.R. Martin dla swoich bohaterów. Nie dużo, ale odrobinkę. Żeby to moje drżenie w kluczowych momentach było jeszcze potężniejsze i może bym uroniła nad czymś łzę. Rambo i karaluchom mówię stanowcze nie!
Ale ogólnie jestem usatysfakcjonowana. Nie tylko tą częścią, ale całą serią i ciekawa jestem, co autorzy mają jeszcze do zaoferowania.
Oto nadszedł moment, kiedy wszyscy fani załogi Holdena powinni poczuć się dopieszczeni i usatysfakcjonowani, bo ten tom jest tylko o nich. Każdy z czwórki bohaterów dochodzi do głosu, dowiadujemy się o ich przeszłości, a to wszystko w towarzystwie rebelii Pasiarzy i widma apokalipsy wiszącego nad naszą rodzimą planetą. I ja też w tym tomie poczułam się dopieszczona,...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-03-23
„Wybierz cel, zrób jeden krok, a potem następny. Nigdy nie było inaczej.”
Książka zdobyła wiele prestiżowych nagród, moje oczekiwania były spore, ale głównie sięgnęłam po tę pozycję z ciekawości. Dręczyło mnie pytanie, dlaczego tak nagradzana książka jest tak nisko oceniona przez polskich czytelników. Teraz już wiem, historia jest po prostu nudna i totalnie nic się tam nie dzieje.
Mogłabym w tym miejscu przytoczyć co nieco fabuły, ale generalnie rzecz ujmując opis książki na portalu jest tak rozbudowany, że mogłabym powiedzieć, iż nie trzeba czytać samej książki. Jest tam dokładnie wszystko! Więc kto opis przeczytał może sobie darować całą resztę.
Nie mówię, że książka była aż tak bardzo zła. Oceniłabym ja raczej na mocno przeciętną. Autorka miała pomysł, to na pewno. Imperium z wielką władczynią, serwitory tworzone z ludzi, SI statków bojowych mogąca być nie tylko w jednym miejscu, ale poprzez serwitory właśnie rozszczepiona na wiele segmentów, to wszystko były świetne, klimatyczne rzeczy, które mogły stworzyć świetną książkę, ale niestety zabrakło historii, napięcia, zabrakło akcji. Główna bohaterka, ocalały segment statku bojowego, zniszczonego przez lord Radch, chce dokonać zemsty. I snuje się przez całą książkę, aż do osiągnięcia celu, a na finiszu już w ogóle nic nie zagrało i to co mogło być emocjonujące w jakikolwiek sposób, było płaskie i pozbawione wyrazu. Można też nie ogarnąć do końca, kto tam jest facetem, kto kobietą, bo wszystko określane jest formą żeńską, co może być totalnie irytujące (i było), bo za nic nie mogłam sobie wyobrazić postaci.
Nie lubię oceniać książek bardzo nisko, doceniam wkład i wysiłki autora, a początek serii o Imperium Radch nie był językowym bełkotem, do tego jakiś tam klimat posiadał i niewykorzystany świetny pomysł. I główna bohaterka była fajna. Stąd myślę, że pięć gwiazdek będzie zabójczo sprawiedliwe. Raczej nie sięgnę po kolejną część serii.
„Wybierz cel, zrób jeden krok, a potem następny. Nigdy nie było inaczej.”
Książka zdobyła wiele prestiżowych nagród, moje oczekiwania były spore, ale głównie sięgnęłam po tę pozycję z ciekawości. Dręczyło mnie pytanie, dlaczego tak nagradzana książka jest tak nisko oceniona przez polskich czytelników. Teraz już wiem, historia jest po prostu nudna i totalnie nic się tam nie...
2019-03-05
Po udanej przygodzie Trylogią Ryfterów postanowiłam znów spróbować twórczości autora. Tym razem już nie było tak emocjonująco.
Daleka przyszłość. Załoga zahibernowanych ludzi pod obserwacją i dowództwem sztucznej inteligencji przemierza przestrzeń kosmiczną, tworząc tunel pozwalający przemieszczać się w różne zakątki galaktyki. Co jakiś czas liczony w tysiącach lat niektóre osoby z załogi zostają wybudzone, w zależności od potrzeb sytuacji, w celu zbudowania bramki i rozwiązania co ważniejszych problemów. Misja jest dożywotnia, powrotu nie ma, każdy wiedział na co się pisze, a jednak w pewnym momencie część załogi nie ma już ochoty robić tego, do czego została wysłana.
Generalnie pomysł dość ciekawy. Książka miała klimat, czuć było izolację ludzi i rezygnację, mimo oddania sprawie. To autorowi udało się bezbłędnie. Mamy ukazanie chęci rewolucji, która przy ograniczonym czasie bez hibernacji oraz wszystko widzącej sztucznej inteligencji jest trudna do zorganizowania. Człowiek czy maszyna? Kto wyjdzie z tego zwycięsko?
Na minus zaliczę ciężkość książki pod względem językowym, dużo specyficznego, trudnego słownictwa i pojęć, przez co mimo iż klimaty tego typu lubię, męczyłam się. Niezrozumiałe dla mnie do końca zakończenie i jeszcze ukryty przez autora kod w tekście, do odszyfrowania przez spisanie liter na czerwono, co wydawało mi się zabawne, później mnie znudziło, a na końcu moje oczy odmówiły wykonania zadania (ale wiem co ukrywa tekst – bez rewelacji).
Książkę ogólnie oceniam jako dobrą. Szkoda, że nie była bardziej przystępna.
Po udanej przygodzie Trylogią Ryfterów postanowiłam znów spróbować twórczości autora. Tym razem już nie było tak emocjonująco.
Daleka przyszłość. Załoga zahibernowanych ludzi pod obserwacją i dowództwem sztucznej inteligencji przemierza przestrzeń kosmiczną, tworząc tunel pozwalający przemieszczać się w różne zakątki galaktyki. Co jakiś czas liczony w tysiącach lat...
2019-03-02
"Siła to ostateczność, do której uciekają się nieudolni."
Po interesujących opowiadaniach o robotach kontynuują swoją przygodę z panem Asimovem. Przyszedł czas na Fundację i było to generalnie być albo nie być tego autora na mojej czytelniczej liście, bo gdyby ta pozycja do mnie nie trafiła, raczej to byłby koniec tej literackiej podróży. Na szczęście tak się nie stało. Mimo iż Fundacja została napisana wiele dziesięcioleci temu to wydaje mi się, że śmiało przechodzi próbę czasu, wciąż może zachwycać zarówno językowo, jak i tematycznie, chociaż w czasach pierwszej publikacji musiała budzić nie do opisania większe emocje.
Na peryferiach galaktyki, na planecie Terminus powstaje Fundacja, mająca na celu zebranie całej wiedzy, jaką posiadła do tej pory ludzkość i stworzenie Encyklopedii Galaktycznej, która to będzie źródłem pamięci kiedy upadnie Imperium, nastaną czasy barbarzyńskie, alby można było odrodzić się od nowa. Mianowicie wybitny psychohiostoryk Hari Seldon przewidział losy ludzkości na wiele stuleci do przodu…
Autor ukazuje nam Terminusa w różnych momentach ważnych dla jego historii, momenty, w których rozgrywa się być albo nie być. Poprzez osoby będące w centrum wydarzeń i mające na rzeczywistość największy wpływ (albo tylko im się wydaje, że mają na coś wpływ) poznajemy kilkadziesiąt lat z dziejów Fundacji i z czym się musi zmagać.
Pojawia się wiele pytań w trakcie lektury, można sobie czytać i myśleć i gdybać czy ktokolwiek jest w stanie przewidzieć odległą przyszłość? Czy jednostka ma jakiś wpływ na historię, czy jest tylko częścią mechanizmu o z góry wiadomym działaniu?
Mimo iż do miłośników poruszanych tematów politycznych i ekonomicznych nie należę, a jest ich w książce sporo, do tego książka składa się praktycznie z samych dialogów, jest coś w sposobie w jaki autor prezentuje wydarzenia co wciąga i czyta się każde słowo z zaciekawieniem. Odczuwa się to, czego nam brakuje (albo i nie) ale w żadnym stopniu nie odczuwa się braku satysfakcji z lektury. A zabrakło mi odrobinę opisów, oraz nie przepadam za zbyt pewnymi siebie bohaterami, a tutaj innych nie ma, chociaż Hardin był o niebo znośniejszy niż Mallow.
Autor potrafi zaciekawić tym, co ma do przekazania, a to w literaturze bardzo ważne, przynajmniej dla mnie. I wciągnął mnie w tą historię. Chcę więcej. Chcę poznać dalsze dzieje Fundacji.
"Siła to ostateczność, do której uciekają się nieudolni."
Po interesujących opowiadaniach o robotach kontynuują swoją przygodę z panem Asimovem. Przyszedł czas na Fundację i było to generalnie być albo nie być tego autora na mojej czytelniczej liście, bo gdyby ta pozycja do mnie nie trafiła, raczej to byłby koniec tej literackiej podróży. Na szczęście tak się nie stało....
2019-02-24
„Ale gdy przyszedł czas, cisza skończyła się tak, jak miała się skończyć: krzykiem, przerażeniem i śmiercią.”
To była jak do tej pory moja najdłuższa podróż przez Głębię. Nie wiem, czy zabrakło skupienia i serca z mojej strony, czy też po prostu całość nie sprostała jakimś moim oczekiwaniom… sama nie wiem. W moim odczuciu była to najsłabsza z części i niezbyt satysfakcjonujące zakończenie przygody z tą serią.
Jednostki Bladego Króla nadeszły, a z nimi zimno, przerażenie i śmierć. Siły Bladości wydają się być nie do pokonania. Czy jest w ogóle jakieś wyjście z tej sytuacji?
Poza postaciami, z którymi się zżyłam i o których czytałam z zainteresowaniem, tj. załoga Grunwalda (za mało!), Kirke i jej towarzysze oraz Piecky Tip (cudna przemiana) i nastoletnia zakochana Czwórka, cała reszta była przeciągnięta. Pojawiło się tak ogromne nagromadzenie bohaterów i nazw statków przy średnim poziomie akcji, że aż zęby bolały a mózg się marszczył. Były momenty, że autentycznie brnęłam.
Na koniec zdecydowanie bardziej się wciągnęłam, bo wiedziałam, że to już zaraz dowiem się, jak się wszystko zakończy, a i moich ulubieńców było znacznie więcej. I w sumie zostałam z jakimś niedosytem i niedowierzaniem. To już? Wszystko? Cała książka podchodów, a potem szybki numerek i do domu, w dodatku bez śniadania. Kurczę no… z jednej strony mi się podobało takie rozwiązanie i to poczucie niemocy i małość człowieka (tudzież obcego, maszyny czy też innego tworu) wobec sił bliżej nieznanych, z drugiej – jak jest zima to musi być zimno! Za mało lodu i za szybko stopniał.
Bawiłam się na sześć gwiazdek, ale daję siedem, bo jestem wciąż pełna podziwu dla autora. Świat, który stworzył w swojej serii jest oryginalny, rozbudowany, charakterystyczny i wspaniały! I mimo iż w tej części czegoś mi zabrakło, to z poprzednimi spędziłam wiele wspaniałych chwil i jestem autorowi wdzięczna, że mogłam z nim polecieć ku odległym gwiazdom.
„Ale gdy przyszedł czas, cisza skończyła się tak, jak miała się skończyć: krzykiem, przerażeniem i śmiercią.”
To była jak do tej pory moja najdłuższa podróż przez Głębię. Nie wiem, czy zabrakło skupienia i serca z mojej strony, czy też po prostu całość nie sprostała jakimś moim oczekiwaniom… sama nie wiem. W moim odczuciu była to najsłabsza z części i niezbyt...
2019-01-27
Już od dawna miałam zamiar zabrać się za twórczość tego autora i wreszcie nadszedł odpowiedni moment. Co mogę powiedzieć o zbiorze opowiadań „Ja, Robot”? To był kawał interesującej i pouczającej lektury.
Od dawien dawna, a przynajmniej od kiedy zaczęłam się interesować sci-fi, najpierw w filmach, później książkach, ciążyło mi to przeczucie, że człowiek kiedyś wymyśli i stworzy coś, co będzie mu później trudno ogarnąć, ale bez czego nie będzie mógł już żyć. I albo owo coś zdominuje jego życie spychając go na margines albo go zniszczy. A może sami na to pozwolimy uważając, że roboty są czymś lepszym niż ludzie?
W opowiadaniach autor porusza wiele aspektów związanych z funkcjonowaniem mózgu robotów, mówi o tym jak mogą myśleć, w jaki sposób mogą przestrzegać głównych praw robotyki i do czego może doprowadzić zawiłość sytuacji, kiedy żaden wybór na korzyść człowieka nie jest tak naprawdę wyborem dobrym.
Czy robot może się zbuntować? Czy może zacząć czuć się istotą lepszą niż człowiek? Czy może człowieka przechytrzyć? Te tematy i wiele więcej autor porusza w sposób ciekawy i wciągający w swoich opowiadaniach. Były momenty wzruszające, jak w „Robbie”, czy przerażające jak w „Zaginiony robot”, a całość spleciona opowiadaniem dr Susan Calvin, której końcowe wnioski podsumowujące jej życie i doświadczenia związane z robotami dają wiele do myślenia.
Już od dawna miałam zamiar zabrać się za twórczość tego autora i wreszcie nadszedł odpowiedni moment. Co mogę powiedzieć o zbiorze opowiadań „Ja, Robot”? To był kawał interesującej i pouczającej lektury.
Od dawien dawna, a przynajmniej od kiedy zaczęłam się interesować sci-fi, najpierw w filmach, później książkach, ciążyło mi to przeczucie, że człowiek kiedyś wymyśli i...
Moja opinia z 2017 roku tutaj:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/166270/winter/opinia/41809526#opinia41809526
Moja opinia z 2017 roku tutaj:
Pokaż mimo tohttp://lubimyczytac.pl/ksiazka/166270/winter/opinia/41809526#opinia41809526