Książka Roberta M. Wegnera "Pamięć wszystkich słów. Opowieści z meekhańskiego pogranicza" została nominowana w Plebiscycie Książka Roku 2015 lubimyczytać.pl w kategorii Fantastyka, fantasy.
Debiutował w 2002 r. w 19 numerze „Science Fiction” opowiadaniem "Ostatni lot Nocnego Kowboja". Następnie było "Ponieważ kocham cię nad życie", "Honor górala", "I będziesz murem", dwa opowiadania tworzące mikropowieść – "Sen przedwiecznych" i "Przebudzenie"; "Światło na klindze miecza", "Gdybym miała brata" oraz "Wszystkie dzieci Barbie" – wszystkie w SFF&H. Mieszka i pracuje na Śląsku, gdzie, jak mówi, przeprowadził się za panią swojego życia, która też zjechała tu z innych stron – „I tak spotkaliśmy się mniej więcej pośrodku drogi”. Podwójny laureat nagrody im. Zajdla za 2012 rok oraz 2015.http://
Kontynuacja nie ustępuje pierwszej części. Stopniowo dowiadujemy się coraz więcej o świecie - a z każdym elementem układanki pojawiają się kolejne warstwy i wątki. I znowu mamy 2 zupełnie odmienne regiony, ludzi stawiających czoła zupełnie innym wyzwaniom i nie zaprzątającym sobie głowy jakimś odległym imperium. Do czasu, bo to że oni zapomnieli o Meekhanie nie znaczy Meekhan zapomniał o nich.... Zanim jednak tak się stanie - poznamy oddział lekkiej jazdy, przypominający Lisowczyków skrzyżowanych z Parszywą Dwunastką :-)
O ile nadal poziom lektora jest świetny i wzbogaca odbiór książki - to przynajmniej część o Zachodzie sugeruję przeczytać a nie przesłuchać. Częsta zmiana "podmiotu lirycznego" powoduje że ciężko się miejscami połapać kto w danym momencie prowadzi narrację - bohater czy jego alter ego.
Zdecydowanie chcę dowiedzieć się co będzie dalej i co się wydarzyło wcześniej.
I co tu dużo mówić… Uwielbiam. Ten klimat, kreację postaci, budowę świata, dynamizm w scenach akcji… Wszystko, chociaż też jak w przypadku pierwszej części, mam pewien dysonans. W pierwszym tomie nieporównywalnie bardziej interesował mnie wątek z Północy, Południe słabiej, tutaj też bardziej Wschód, Zachód mniej, chociaż ta różnica jest dużo mniej wyczuwalna. I ja nie mam na to jakoś argumentów, po prostu takie jest moje końcowe odczucie co do tych części i tyle.
Niemniej całość jest napisana wybornie: bardzo prawdzie połączenie różnych nacji, podstaw konfliktów, historii, epickie i mocne bitwy oraz żywi bohaterowie.
Jednocześnie sądzę, że to może być świetna pozycja dla kogoś, kto czyta książki, ale nie jest fanem fantastyki. Bo tutaj tych elementów fantastycznych wcale nie ma dużo, a kiedy się pojawiają, to maja do spełnienia konkretną rolę, są częścią konkretnych scen i osób. Mają swoje konkretne ograniczenia, nie są w żadnej mierze machaniem różdżką, nie ma tu jednorożców i wiedź na miotłach, tylko to jest faktycznie przemyślane i to, że magia w tym świecie jest, nie powoduje, że wszystko jest do niej sprowadzone.
Jeśli chodzi stricte o opowiadania, to najlepiej wspominam tym razem „Najlepsze, jakie można kupić…”. Mamy tutaj oddział, który musi uciekać konno przed wrogiem i ta ucieczka jest tak dynamiczna i tak długa, że doprowadza te świetnie wyszkolone zwierzęta na skraj wytrzymałości. I przedstawienie więzi tych ludzi z nimi jest cudowne po prostu. Też był taki moment, w którym jeden z nich już czuł, że jego koń nie da rady, że musi już zwolnić i przegrać, oddać życie razem z nim w tej ostatniej walce. I wykonuje pewien gest do swoich towarzyszy i mnie po prostu przytkało w tym momencie, ja miałam gulę w gardle. Na pewno następna część wpadnie u mnie szybciej niż ta przerwa między pierwszym zbiorem a tym.