-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać282
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
-
ArtykułyOficjalnie: „Władca Pierścieni” powraca. I to z Peterem JacksonemKonrad Wrzesiński10
Biblioteczka
2021-03-03
2021-02-09
„Decydujemy sami za siebie i w tym kryje się siła.”
Jestem zauroczona światem stworzonym przez autora i chłonę każde wydarzenie wraz z jego niedoskonałościami, a takowe są, nie zaprzeczam. Ale akceptuję wszystko, co mi zostaje podane, bo wsiąknęłam w tą opowieść, czegoś takiego od dawna szukałam i nie jestem ani trochę rozczarowana, a wręcz przeciwnie, chcę więcej i mój apetyt na tę historię rośnie.
Po klęsce Garristonu głównym celem Pryzmata jest zapewnienie schronienia dla uchodźców. W tym celu decyduje się na dość interesujące zagranie. Ale wszystko ma swój cel i momentami wydaje się, jakby Gavin miał plan w planie, ukryty w jeszcze innym planie. Co tyczy się również więzienia, jakie skonstruował dla brata. Teraz, kiedy z niewiadomych przyczyn zaczyna tracić moc, czego nie przewidział, musi się spieszyć z realizacją swoich celów. Dodatkowo wszystko wskazuje na to, że starzy bogowie się odradzają, a tracąc kolory Pryzmat może niebawem nie być już w stanie utrzymać równowagi w magii. Tymczasem Kip rozpoczyna szkolenie na Czarnogwardzistę, które będzie dla niego nie lada wyzwaniem, ale też szansą nabrania pewności siebie i wiary w swoje możliwości. Liv tymczasem zasila armię Księcia Barw, nie bez wątpliwości oczywiście. Jakie decyzje podejmie?
Podoba mi się ta opowieść na wielu płaszczyznach. Nie jest oczywista, wybory bohaterów też nie są w stu procentach do przewidzenia. Autor nie stroni od trudnych rozwiązań, które komplikują akcję, przez co cała opowieść jest pełna napięcia, bo wciąż nie mogę rozgryźć, na ile autor sobie pozwoli, ile bólu i trudu zaserwuje bohaterom. Zwłaszcza uwięzionemu w luksynowym więzieniu prawdziwemu Gavinowi, oraz Kipowi, który musi wiele razy się potknąć i podnieść aby odnaleźć wiarę we własne możliwości i odkryć, kim naprawdę jest. Po drugie – tajemnica, na której oparta jest akcja. Ciągle drżę w niepewności, kiedy wyjdzie na jaw (o ile w ogóle) i co się wtedy stanie? Jak zareaguje na to Andross Guile? Nad niesamowitym światem pełnym magii kolorów już nie będę się za długo rozpływać, bo wg mnie skonstruowany jest idealnie.
Interesująca, złożona, trzymająca w napięciu. I zaskakująca. Wybory Liv, spotkanie Gavina z bratem oraz zakończenie, wszystko to było emocjonujące i bez większego doszukiwania się minusów i dłuższego rozważania daję dyszkę, bo całość to fantasy w moim guście i po prostu mi się podobało.
„Decydujemy sami za siebie i w tym kryje się siła.”
Jestem zauroczona światem stworzonym przez autora i chłonę każde wydarzenie wraz z jego niedoskonałościami, a takowe są, nie zaprzeczam. Ale akceptuję wszystko, co mi zostaje podane, bo wsiąknęłam w tą opowieść, czegoś takiego od dawna szukałam i nie jestem ani trochę rozczarowana, a wręcz przeciwnie, chcę więcej i mój...
2021-01-04
„Siedem lat, siedem wielkich celów.”
Sporo czasu minęło, zanim zdecydowałam się zabrać za Sagę Powiernika Światła. Wreszcie to nastąpiło i jestem zachwycona. Cudowny świat, świetni bohaterowie, absolutnie pochłaniająca intryga i fenomenalny system magii. To wszystko sprawiło, że bardzo szybko wsiąknęłam w tę historię i z zapartym tchem śledziłam kolejne wydarzenia. Co prawda autorowi zbrakło trochę stylu, było wiele powtórzeń, kilka nieskładnych dialogów i niektóre opisy ciężko było sobie wyobrazić (za co gwiazdeczka w dół), ale pomijając to całość sprawia wrażenie naprawdę przemyślanej i dopracowanej.
Gavin Guile od szesnastu lat, odkąd pokonał w wojnie swojego brata, jest Pryzmatem - najważniejszą osobą w Siedmiu Satrapiach. Jego moc przemiany światła w luksyn (materialny twór powstały ze światła właśnie) obejmuje całe spektrum kolorów. Tylko on włada tak potężną mocą (oraz jego brat). Gavin wydaje się być dobrym człowiekiem, jednak skrywa mroczne tajemnice, a dodatkowo otrzymuje list od dawnej kochanki, że posiada nieślubnego syna. Może nadszedł wreszcie czas, aby rozliczyć się z przeszłością i przyjąć konsekwencje swoich czynów?
Autor naprawdę pozytywnie mnie zaskoczył. Wykreowana przez niego magia była niesamowita, były momenty, że miałam ochotę zobaczyć Chromerię i jej niezwykłą architekturę, oraz zwizualizować sobie krzesicieli i koloraki. Całość pozostawiła mnie dosłownie z kolorową głową pełną fantazji. Do tego dostajemy zmyślną intrygę oraz świetną postać Pryzmata, którego poczynania oraz stopniowe ujawnianie faktów z jego przeszłości coraz bardziej wzbudzają w nas zainteresowanie całością. Główny twist w książce dotyczący braci Guile naprawdę namieszał mi w głowie i jeszcze bardziej nakręcił do poznania dalszych wydarzeń. A działo się dużo i dobrym stylu. Bo oprócz Gavina mamy jeszcze szereg innych ciekawych postaci. Zwłaszcza Kip, bękart Pryzmata, który ma niesamowitą aparycję oraz niewyparzoną jadaczkę, co wprowadzało do książki szereg przekomicznych sytuacji i dodatkowo podkręciło całość.
Było tutaj dosłownie wszystko. Napięcie, humor, złożone relacje rodzinne, niespełniona miłość, różnice religijnych przekonań, a wszystko to napędza powoli machinę zniszczenia i niezrozumienia się mieszkańców Siedmiu Satrapii. A na samej końcówce, kiedy już po szesnastu latach „prawda” ma ujrzeć światło dzienne autor dolewa do pieca i znów zbieram zęby z podłogi. I chcę więcej!
Na pewno przeczytam kolejną część. Mam ogromne oczekiwania. Szczerze polecam!
„Siedem lat, siedem wielkich celów.”
Sporo czasu minęło, zanim zdecydowałam się zabrać za Sagę Powiernika Światła. Wreszcie to nastąpiło i jestem zachwycona. Cudowny świat, świetni bohaterowie, absolutnie pochłaniająca intryga i fenomenalny system magii. To wszystko sprawiło, że bardzo szybko wsiąknęłam w tę historię i z zapartym tchem śledziłam kolejne wydarzenia. Co...
2020-12-26
Nawet nie umiem opisać, jakim sentymentem darzę tę historię. Uważam, że Tim Burton odwalił kawał dobrej roboty w ekranizacji. Moje uczucia do Charliego i fabryki czekolady przechodziła różne stadia. Ale ilekroć razy widziałam ten film odnajdowałam w nim coś innego, coś fascynującego, coś kryjącego się pod powierzchnią i generalnie zrodziła się z tego jakaś fascynacja i miłość. Miłość do Charliego, ubogiego chłopca i jego rodziny, do których los w końcu się uśmiecha. A to wszystko przez to, że Charlie jest naprawdę dobrym dzieckiem. I do pana Wonki oczywiście, który naprawia to co zepsute od środka. Wstyd przyznać, ale po książkę, na podstawie której nakręcono film, sięgnęłam dopiero teraz…
Charliemu się nie przelewa w życiu. Jego rodzina jest uboga, ojciec ma słabo płatną pracę, z której musi utrzymać siedem osób. Dom jest w rozsypce, głód czai się za oknem, ale pomimo tego mają siebie i nie tracą pogody ducha. W każde urodziny Charlie dostaje prezent, na który czeka cały rok – tabliczkę czekolady. Kiedy w pobliskiej fabryce czekolady pana Wonki zostaje ogłoszone, że w pięciu czekoladach zostały umieszczone złote bilety, upoważniające do zwiedzania fabryki oraz dożywotniego zapasu słodkości, a zbliżają się właśnie urodziny Charliego, chłopiec widzi w tym szansę na odmianę losu swojego i swoich bliskich.
Mądra i wciąż aktualna opowieść o tym, że pozwalanie dzieciom na wszystko, rozpieszczanie ich, tak naprawdę je psuje, niszczy w nich szacunek do ludzi, a nawet do rodziców, nie wyrabia w nich żadnych głębszych wartości, wykraczających poza ich samych i zaspokajanie swoich własnych potrzeb. Manię do telewizji zawartą w książce można w dzisiejszych czasach śmiało zastąpić komputerem czy smartfonem i mamy idealny współczesny obrazek, czyli dzieci ukształtowane spełnianiem ich zachcianek, otoczonych nadmiarem rzeczy, jedzenia, ogłupionych, zepsutych, bez głębszych wartości rodzinnych. Niezwykle aktualne przesłanie. Do tego całość ubrana w świetny klimat, magiczny, baśniowy. Fabryka pana Wonki jest wspaniała i niepowtarzalna.
Jedyne czego mi zabrakło to jakiejś genezy umiłowania pana Wonki do czekolady (jak to było w filmie), nie koniecznie właśnie takiej, ale jakiejkolwiek, żeby dowiedzieć się, jaki pan Wonka jest w środku i skąd jego ekscentryczność. I dziadek Joe mnie zirytował. Niby nie wstaje od lat z łóżka, nie pomaga w domu, nie dokłada do gospodarstwa, ale w chwili ekscytacji fika kozły jak młodziak i nawet znajduje siły na wycieczkę do fabryki. No na miejscu matki czułabym się głęboko urażona.
Fajna. Fajna książka i historia. Na pewno jeszcze do niej wrócę z dziećmi.
Nawet nie umiem opisać, jakim sentymentem darzę tę historię. Uważam, że Tim Burton odwalił kawał dobrej roboty w ekranizacji. Moje uczucia do Charliego i fabryki czekolady przechodziła różne stadia. Ale ilekroć razy widziałam ten film odnajdowałam w nim coś innego, coś fascynującego, coś kryjącego się pod powierzchnią i generalnie zrodziła się z tego jakaś fascynacja i...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-12-26
Czy we współczesnym świecie posiadanie niezliczonej ilości zabawek to jest to, czego dzieci najbardziej pragną? W czasach, kiedy w sklepach jest niesamowity przesyt wzorów i kolorów, a czas spędzony z rodziną w natłoku pracy i zajęć pozaszkolnych dla dzieci sprowadza się do ułamków godzin? A może gdzieś głęboko w środku dziecko wolałoby właśnie odrobiny więcej miłości i uwagi niż kolejny przedmiot w pokoju? O tym właśnie opowiada ta książeczka.
Akcja opowieści dzieje się w przedświąteczny czas. Wioska Mikołaja i wszystkie Elfy, które w niej mieszkają rozpoczynają przygotowania do Świąt. Zaczyna się czytanie listów, produkcja zabawek, zbieranie informacji o poziomie grzeczności dzieci (który jak wynika z wieloletnich doświadczeń i tak nie ma wpływu na to, czy dziecko dostanie prezent… bo i tak dostanie). Wszystko odbywa się standardowo jak co roku, z pewnymi małymi wyjątkami. Po pierwsze, jedna z Elfek postanowiła zmodernizować tradycyjne metody, a po drugie do wioski Mikołaja trafiają niespodziewani goście. A w tym całym zamieszaniu jakie wyniknie, Elf Wiercipiętek ciągle nie odzyskał swojego szaliczka zapewniającego niewidzialność w świecie ludzi. Te Święta nie mogą się dobrze skończyć… A może jednak?
Bardzo ciepła i przyjemna opowieść, w dodatku w mojej ulubionej formie, czyli jakby adwentowego kalendarza. Dwadzieścia cztery rozdziały opatrzone datami, które pozwalają cieszyć się opowieścią dokładnie od pierwszego grudnia aż do samej Wigilii. Dodatkowo całość opowiadała o czymś ważnym, Elfy były przecudowne. Razem z nimi odkrywamy, jak istotne jest zrozumienie, tolerancja, przyjaźń, szacunek dla tradycji i czas spędzony wspólnie z bliskimi, którego we współczesnym świecie mamy coraz mniej, a naprawdę go potrzebujemy. Gorąco polecam!
Czy we współczesnym świecie posiadanie niezliczonej ilości zabawek to jest to, czego dzieci najbardziej pragną? W czasach, kiedy w sklepach jest niesamowity przesyt wzorów i kolorów, a czas spędzony z rodziną w natłoku pracy i zajęć pozaszkolnych dla dzieci sprowadza się do ułamków godzin? A może gdzieś głęboko w środku dziecko wolałoby właśnie odrobiny więcej miłości i...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-11-23
„…nawet bardzo malutkie stworzonka mogą niekiedy śnić o naprawdę ogromnych rzeczach…”
Z autorem miałam już przyjemność podczas lektury książki „Za niebieskimi drzwiami”. Byłam wtedy usatysfakcjonowana, ale do zachwytów mi trochę brakowało. Tym razem „Oczy Michaliny” zrobiły na mnie o wiele większe wrażenie i jestem naprawdę oczarowana tą opowieścią.
Bohaterką jest prawie 12-letnia dziewczynka, mieszkanka Miasta Czterech Wiatrów, która posiada niezwykły dar. Widzi rzeczy, których inni nie dostrzegają. Czasem są to rzeczy urocze, czasem dziwne, czasem straszne. Sama Michalina nazywa je Rzeczami Specjalnymi. Jednak jak powszechnie wiadomo, osoby które widzą więcej są uważane w społeczeństwie za dziwaków, wybryki natury, nienormalnych. Michalina nie ma więc wsparcia w przyjaciołach i rodzicach, którzy kierują ją do psychologa. Nauczyła się więc nie dzielić z nikim tym, co widzi, ale często bywa to niezwykle męczące. Jedyna nadzieja w babci, która może pomóc wnuczce zrozumieć, co się z nią dzieje i wskazać jej właściwą drogę.
Naprawdę urocza bohaterka i interesująca opowieść. Świetnie wykreowany świat przez autora, wszystko było niezwykłe, oryginalne i nie podobne do niczego, co czytałam wcześniej. Dostajemy dość odległą wydaje mi się przyszłość, w której wszystko jest fascynujące, a zwłaszcza to, co widzi Michalina i czym się to okazuje w dalszej części książki. Całość jest interesująca i spójna. Żałuję, że tak krótko, bo zaledwie trzysta stron. Ale zdążyłam się zaprzyjaźnić z główną bohaterką, przejąć jej losem, a to naprawdę duży sukces jak na tak skromnych rozmiarów opowieść.
Cóż mogę dodać więcej? Ze swojej strony gorąco polecam!
„…nawet bardzo malutkie stworzonka mogą niekiedy śnić o naprawdę ogromnych rzeczach…”
Z autorem miałam już przyjemność podczas lektury książki „Za niebieskimi drzwiami”. Byłam wtedy usatysfakcjonowana, ale do zachwytów mi trochę brakowało. Tym razem „Oczy Michaliny” zrobiły na mnie o wiele większe wrażenie i jestem naprawdę oczarowana tą opowieścią.
Bohaterką jest prawie...
2020-05-16
To już siódmy tom mojej ulubionej serii. Do tej pory każda z części była niezwykle ekscytująca i tak samo było tutaj. Akcja przez duże A, do tego starzy bohaterowie plus trochę nowości, jak to zwykle u autorów bywa i wszystko to zgrało się w świetną świeżą całość, przy której nie sposób się nudzić.
Akcja powieści przenosi się trzydzieści lat do przodu. Załoga Rosynanta nieco już podstarzała, ciągle działa, mimo iż zaczynają myśleć już o emeryturze. Poza wrotami zasiedlonych jest tysiąc trzysta światów, a największą władzę wydaje się mieć teraz Związek Transportowy, kontrolujący przepływ statków przez wszystkie wrota oraz co za tym idzie handel. Kiedy na jednej z planet pojawiają się sygnały buntu, do rozwiązania sprawy zostaje wysłany nie kto inny jak James Holden i jego załoga.
Z początku trochę ciężko było mi znieść ten przeskok czasowy. Oczywiście był on potrzebny do zaistnienia dalszych wydarzeń w książce, co było zrozumiałe, ale jakoś nie mogłam się wczuć do końca w ten geriatryczny klimat, wyobrazić sobie moją ukochaną załogę jako prawie emerytów. To mnie uwierało przez jakiś czas, ale kiedy już się z tym uporałam, było już tylko lepiej. Dużo akcji, niesamowitych wydarzeń i jak zwykle całość zmierzała w naprawdę dobrym kierunku. Nie spodziewałam się takiego obrotu wydarzeń, cieszę się, że protomolekuła znów namieszała i że tym razem nie było cukierkowego zakończenia. I oczywiście kolejny świetny bohater, Santiago Singh.
Nie spodziewałabym się, że tak długa seria może dostarczyć tylu wzruszeń i nie zatracić w którymś momencie swojej świeżości i nie stać się po prostu przydługim nudziarstwem. Wydaje się, że autorzy znaleźli na to przepis i chwała im za to. Dla mnie bomba, z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
To już siódmy tom mojej ulubionej serii. Do tej pory każda z części była niezwykle ekscytująca i tak samo było tutaj. Akcja przez duże A, do tego starzy bohaterowie plus trochę nowości, jak to zwykle u autorów bywa i wszystko to zgrało się w świetną świeżą całość, przy której nie sposób się nudzić.
Akcja powieści przenosi się trzydzieści lat do przodu. Załoga Rosynanta...
2020-04-27
To już niestety ostatnia część trylogii. Autor zaserwował ponad dwa tysiące stron historii o tym, jak nieznany nikomu wirus przejął władzę nad światem. Dwa tysiące stron poznawania bohaterów i życia ich tragedią. Strasznie smutno mi było kończyć.
Mijają lata od momentu, jak wirole zniknęły z powierzchni Ziemi. Ludzie odbudowują swój świat, starając się żyć normalnie. Ale czy niebezpieczeństwo naprawdę odeszło? Niektórzy twierdzą, że jednak nie. Że zło powróci, aby do końca unicestwić ludzkość. I trzeba być na tę ewentualność gotowym.
Dla mnie to była niesamowita przygoda, pełna wzruszeń i zachwytów. Było co poczytać i mogę z czystym sumieniem uznać, iż była to jedna z fajniejszych serii postapo, jakie czytałam. I mimo, że za wampirami nie przepadam, tak tutaj to wszystko mnie nie drażniło. Miasto luster trzyma poziom poprzednich część, daję dodatkowego plusa za całość historii i to jak na mnie wpłynęła. Jestem pełna podziwu dla stylu autora, w jego prozie było to coś, co nie pozwalało mi o książce zapomnieć, każdy dialog był wyraźny i odczuwalny i naprawdę dobrze się całość czytało. Do tego stopnia, iż normalnie byłabym wkurzona za spowalniacz – dzieje Fanninga, a tutaj mi to absolutnie nie przeszkadzało, a wręcz chłonęłam jego przeszłość i nawet łzę uroniłam. Bardzo mocno zżyłam się z bohaterami, zwłaszcza z Obwodem. Żałuję, że zakończenie obeszło się z nim w taki a nie inny sposób, nie lubię tego typu pożegnań. Ale też dobrze, że nie było na końcówce tony lukru i wiadra cukru.
Polecam miłośnikom gatunku i długich form literackich. Myślę, że można być tą trylogią usatysfakcjonowanym. Ja jestem.
To już niestety ostatnia część trylogii. Autor zaserwował ponad dwa tysiące stron historii o tym, jak nieznany nikomu wirus przejął władzę nad światem. Dwa tysiące stron poznawania bohaterów i życia ich tragedią. Strasznie smutno mi było kończyć.
Mijają lata od momentu, jak wirole zniknęły z powierzchni Ziemi. Ludzie odbudowują swój świat, starając się żyć normalnie. Ale...
2020-03-19
„Koczujące hordy snujących opowieści homo sapiens były najważniejszą i najbardziej destrukcyjną siłą, jaką kiedykolwiek wydało królestwo zwierząt.”
Już od dawna spoglądałam w kierunku tej książki, w końcu ją kupiłam i dzięki marcowemu wyzwaniu czytelniczemu miałam szansę od razu zmierzyć się z tematem.
Cóż mogę powiedzieć… to było niesamowite przeżycie. Książka okazała się rewelacyjna. Nieznany mi autor, izraelski historyk, w niezwykle plastyczny i pasjonujący sposób opowiada historię człowieka od wykształcenia się naszego gatunku na Ziemi, po inżynierię genetyczną i daleko sięgające naprzód pragnienia człowieka, współczesnego boga.
Temat sam w sobie interesujący, a do tego jeszcze opowiedziany w tak ciekawy sposób, prawdziwie, z nutą refleksji i błyskotliwymi wnioskami. Dowiedziałam się wielu rzeczy odnośnie swojego gatunku, tego jak żyliśmy, jak się rozwinęliśmy i do czego to doprowadziło. Niesamowite jak kształtowały się pragnienia i potrzeby człowieka na przestrzeni lat. W wielu miejscach miałam chwile zadumy nad faktami, na które chcąc nie chcąc nie mam już wpływu, nad tym jakie człowiek popełniał błędy i jak unicestwiał bądź dominował wszystko, czego się dotknął. Ile złego musiało się wydarzyć, żebyśmy znaleźli się w punkcie, w którym jesteśmy teraz. I co dalej? Czy to już jest szczęście? I kiedy poczujemy się zaspokojeni?
Autor porusza wiele ciekawych kwestii związanych z ewolucją człowieka, odpowiada na wiele pytań, sporo z nich nurtowało mnie od dawna. Skąd się wzięła wiara i dlaczego ludzie muszą w coś wierzyć i czy zerwanie się z jednego łańcucha coś w ogóle zmienia i czy jakakolwiek wolność istnieje i cokolwiek znaczy?
„Od porządku wyobrażonego nie ma ucieczki. Kiedy burzymy mury więzienia i wyrywamy się na wolność, w rzeczywistości biegniemy po bardziej przestronnym spacerniaku większego więzienia.”
Książka otworzyła mi oczy na wiele kwestii, niejednokrotnie zdołowała, ale czuję się dzięki niej mądrzejsza i z pewnością sięgnę po inne publikacje autora. Polecam gorąco!
„…nasz epoka stoi pod znakiem niespotykanego dotąd dynamizmu. Stoimy u progu i nieba, i piekła, krążąc nerwowo między bramą pierwszego i przedsionkiem drugiego. Historia nie postanowiła jeszcze, co będzie nam pisane, a splot przypadkowych okoliczności wciąż może pchnąć nas na drogę w pierwszym lub drugim kierunku.”
„Koczujące hordy snujących opowieści homo sapiens były najważniejszą i najbardziej destrukcyjną siłą, jaką kiedykolwiek wydało królestwo zwierząt.”
Już od dawna spoglądałam w kierunku tej książki, w końcu ją kupiłam i dzięki marcowemu wyzwaniu czytelniczemu miałam szansę od razu zmierzyć się z tematem.
Cóż mogę powiedzieć… to było niesamowite przeżycie. Książka okazała...
2020-02-01
Mam z tym autorem taki problem, że go uwielbiam! I mówię sobie zawsze, że będę obiektywna co do oceny jego książek, ale nie potrafię. Mogę doszukiwać się wad tych opowieści, wymieniać minusy, ale na zakończeniu zostaję z jakimś takim miłym odczuciem, że może nie warto tak na wszystko narzekać i czasem po prostu odpuścić i dać się ponieść? Tak też zrobię tutaj wystawiając dziewiątkę.
Po zajęciu Landfall przez wrogie siły Vlora i jej najemnicy oraz uciekinierzy próbują znaleźć schronienie i przeżyć, ale czy jest to w ogóle możliwe, kiedy w ślad za nimi wyrusza armia nieprzyjaciela? Do tego trzeba odnaleźć boskie kamienie, zanim wpadną w niepowołane ręce i zostaną użyte przeciwko ludzkości.
Uwielbiam bohaterów tej serii. Zżyłam się z częścią z nich niesamowicie już podczas Trylogii Magów Prochowych, ale pozostali, jak Michel Bravis nie ustępują im na krok. Vlora, Ben, Ka-poel, Taniel, Olem… wszystkich ich ubóstwiam i kibicuję ich poczynaniom, a było tego naprawdę sporo w tej części. Vlora okazała się oddanym dowódcą, Ben i Ka-poel próbowali odnaleźć siebie i uporać się z demonami przeszłości. Taniela było zdecydowanie za mało i jakby za bardzo wydoroślał, a tym samym zbladł od czasów trylogii i mogłabym wylać tutaj morze swoich smutków i żalów, że mój bohater utracił „to coś”, ale też rozumiem, że jest raczej bohaterem drugoplanowym w tej serii, nie wokół niego tu się akcja głównie rozchodzi, dlatego wybaczam.
Co mi się podobało? Rozważania Bena nad sobą, wszystkie wątki związane z Michelem i tym, jak próbował wypełnić swoją misję, wątek pochodzenia Ka-poel – ciekawa jestem, jak dalej się potoczy, Vlora i jej charyzma, oraz przebieg wydarzeń, który pozostawił oczywiście w niepewności, co będzie dalej.
Do czego mogłabym się przyczepić? Za mało Taniela w Tanielu, o czym już wspomniałam. Za mało magii, z dużo dłużyzn. Pan McClellan chyba za bardzo idzie w kierunku swojego mentora Brandona Sandersona i rozwleka narrację do granic, co zaczyna być zauważalne. Wydaje mi się, że nie tędy droga.
Mimo to puszczam wszystkie niedociągnięcia w niepamięć, bo uwielbiam tę serię i chcę jeszcze!
Mam z tym autorem taki problem, że go uwielbiam! I mówię sobie zawsze, że będę obiektywna co do oceny jego książek, ale nie potrafię. Mogę doszukiwać się wad tych opowieści, wymieniać minusy, ale na zakończeniu zostaję z jakimś takim miłym odczuciem, że może nie warto tak na wszystko narzekać i czasem po prostu odpuścić i dać się ponieść? Tak też zrobię tutaj wystawiając...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-01-18
„Nauczycielka powiedziała: <<Narysujcie promieniowanie>>. Narysowałam, jak pada żółty deszcz… I płynie czerwona rzeka.”
Wreszcie udało mi się „dorwać” tę książkę, od jakiegoś czasu chodzi za mną temat czarnobylskiej katastrofy. Zawsze była to jakaś dziwna i niewyjaśniona fascynacja tym tematem. Po niedawnej lekturze książki „Druga połowa nadziei” temat do mnie powrócił, a po obejrzeniu genialnego serialu „Czarnobyl” z 2019 roku chciałam wiedzieć wszystko i o wiele więcej. A co jest ważniejszego, niż relacje świadków? Żadne suche fakty, nawet najładniej opisane, nie zastąpią wspomnień tych, którzy ten okres przeżyli, którzy stracili wtedy swoje domy, swoich bliskich i to w sposób, który łzy wyciska i przeraża równocześnie, mocniej niż najgorszy i najstraszniejszy horror. Bo to dosłownie horror, co Ci ludzie przeżyli i tym samym jest historia tych, którzy zginęli, jak poświęcali swoje życie, czy to dla chwały, czy dla ojczyzny i ratowania milionów, czy z nieświadomości niebezpieczeństwa, czy też bo rząd tak chciał, a z nim się nie dyskutuje, bo „..gniewu z góry lękano się bardziej niż atomu.”
26 kwietnia 1986 roku. Czarnobyl. Wybuch reaktora elektrowni jądrowej. Autorka zebrała w swojej książce właśnie relacje ludzi, których ta tragedia dotknęła osobiście. Są to przeróżne w stylu i w wymowie wypowiedzi, m.in. żon strażaków i likwidatorów, które opiekowały się swoimi chorymi mężami do samego końca, dzieci, które przetrwały z mniejszym bądź większym uszczerbkiem na zdrowiu, nielegalnych mieszkańców strefy czarnobylskiej, żołnierzy, naukowców. Od jednych nie można było się oderwać, niosły ze sobą tragiczny przekaz i taką też historię, przybliżyły mi to, co się wtedy działo, jak reagowali na to ludzie i rząd, prywatne odczucia tych ludzi w związku z katastrofą. Inne nieco zbaczały z torów, były nieskładne i zahaczały o odrębne tematy, jakby ludziom w danej chwili przypominało się coś zupełnie wyrwanego z kontekstu. Było to niełatwe w odbiorze, ale prawdziwe i myślę, że właśnie w tej prawdziwości tkwi moc tej książki.
Muszę przyznać, że była to lektura z całą pewnością przejmująca. Ogromna ilość ludności, zwierząt, ogromny teren na którym promieniowanie odcisnęło swoje piętno. Trudno odnieść się do wydarzeń, które nie były wydarzeniami moich czasów, można starać się zrozumieć, współczuć tragedii, podobnie jak czytając o wojnach i ich konsekwencjach. Nie umiałabym tak bezpośrednio jak autorka stwierdzić, że katastrowa czarnobylska sięgała dalej niż Holocaust, Auschwitz, Kołyma, bo ucierpiały też zwierzęta i środowisko naturalne. Trudno licytować się na tragiczność danego wydarzenia. Każde miało swój przebieg i konsekwencje, które na danej społeczności w jego zasięgu odcisnęły się w psychice i świadomości. Także pomimo iż rozumiem dramat i następstwa sytuacji, odpuściłabym takie odważne twierdzenia.
Trochę zabrakło mi w tutaj też samej autorki. Chciałabym poznać jej styl, dowiedzieć się więcej o niej samej poprzez jej książkę, nie tylko tego, że jest prawdopodobnie dobrym i cierpliwym słuchaczem. Poza jednym monologiem nie dostajemy nic więcej.
„A tutaj było… Trzy tysiące mikrorentgenów na godzinę!... Ale oni boją się nie o ludzi, tylko o władzę. To jest kraj władzy, a nie ludzi. Priorytet państwa nie podlega dyskusji. A życie ludzkie ma zerową wartość.”
„Nauczycielka powiedziała: <<Narysujcie promieniowanie>>. Narysowałam, jak pada żółty deszcz… I płynie czerwona rzeka.”
Wreszcie udało mi się „dorwać” tę książkę, od jakiegoś czasu chodzi za mną temat czarnobylskiej katastrofy. Zawsze była to jakaś dziwna i niewyjaśniona fascynacja tym tematem. Po niedawnej lekturze książki „Druga połowa nadziei” temat do mnie powrócił, a...
2019-11-02
Zauroczyła mnie okładka i zaintrygował opis książki. Autora miałam okazję już poznać, podczas lektury „Nocnego ogrodnika”, który był ciekawy, ale nie zaskakiwał niczym nowatorskim. Tutaj rzecz ma się inaczej, bo pomysł na książkę, jej scenerię i poruszane tematy był oryginalny i niezmiernie interesujący.
Autor przenosi nas do XIX-wiecznego Londynu, gdzie na porządku dziennym jest wykorzystywanie dzieci jako taniej siły roboczej. Poznajemy Nan Sparrow, która jest kominiarczykiem, dzieckiem, a w dodatku dziewczynką, która mieszka z grupą chłopców pod dachem swojego mistrza i razem z nimi trudni się czyszczeniem londyńskich kominów. Jest to bardzo niebezpieczne zajęcie, wiele dzieci ulega wypadkom w trakcie pracy. Pewnego dnia i Nan przytrafia się nieszczęście, choć jest jednym z najlepszych kominiarczyków. Wtedy otrzymuje pomoc, której nawet nie mogła sobie wyobrazić…
Poza piękną opowieścią o przyjaźni i oddaniu, autor zwraca dużą uwagę na wyzysk dzieci w tamtych czasach, na to, jak ciężką i niedocenianą pracę wykonywali mali kominiarze, aby ludziom żyło się lepiej. Na dzieci czyszczące kominy czyhała cała masa niebezpieczeństw, wiele z nich ginęło w młodym wieku, a mieszkańcy Londynu byli obojętni na ich los.
Bardzo podobała mi się główna bohaterka, błyskotliwa i urocza, a jej relacja z Charliem pełna ciepła i poruszająca, podobnie jak stosunki z Kominiarzem i przyjaciółmi. Wyczulona na cierpienie innych stara się zrobić coś ważnego, coś aby świat był dla biednych dzieci lepszym miejscem, aby ludzie zatrzymali się na chwilę i zadali sobie pytanie, czy czysty komin wart jest życia dziecka.
Osobiście bardzo mi się ta historia podobała. Połączyła autentyczność ze szczyptą fantazji i magii w ciekawy sposób. Szczerze polecam.
Zauroczyła mnie okładka i zaintrygował opis książki. Autora miałam okazję już poznać, podczas lektury „Nocnego ogrodnika”, który był ciekawy, ale nie zaskakiwał niczym nowatorskim. Tutaj rzecz ma się inaczej, bo pomysł na książkę, jej scenerię i poruszane tematy był oryginalny i niezmiernie interesujący.
Autor przenosi nas do XIX-wiecznego Londynu, gdzie na porządku...
2019-10-05
Z przyjemnością sięgnęłam po kolejną powieść pani Shannon. Jej seria „Czas żniw” trafiła w moje gusta i zachwyciła dokładnością i oryginalnością stworzonego świata, na co autorka musiała poświęcić naprawdę dużo czasu. Tutaj już tak oryginalnie nie jest, raczej bardziej w klimacie klasycznego fantasy, ale wciąż widać, że autorka nie ogranicza się do półśrodków, idzie na całość i tworzy swoje światy bardzo szczegółowo.
Inys włada królowa, Sabran. Los jej ludu zależy od tego, czy urodzi córkę. Inysyci wierzą, że tylko to jest w stanie uchronić ich przed powrotem Bezimiennego i jego smoczych popleczników oraz kolejną Żałobą Wieków. Nic więc dziwnego, że na jej życie czyhają liczni skrytobójcy oraz zwolennicy smoczych rządów. Ead ma za zadanie chronić królową za wszelką cenę, ale czy będzie w stanie sprostać tak wymagającej misji? Tymczasem na drugim końcu świata, we wschodnim Seiiki, Tane pragnie nade wszystko zostać jeźdźcem smoków. Ale wbrew wszelkim zasadom udziela pomocy cudzoziemcowi. Stawia na szali życie swoje i wielu rodaków, a to wszystko w imię jej jedynego marzenia.
Powieść jest wielowątkowa i rozbudowana, co bardzo mi odpowiadało. Autorka przedstawia wydarzenia w różnych zakątkach stworzonego przez siebie świata, dzięki czemu lepiej go poznajemy, jego mieszkańców, kultury, a przede wszystkim odmienne wierzenia ludzi w nich zamieszkujących, co jest kluczowe dla opowieści i dzieli społeczeństwa. Dostajemy świetne główne bohaterki, z charakterem. Zwłaszcza Ead i Sabran przypadły mi do gustu. Męscy bohaterowie też są niczego sobie. Zarzut mogę mieć do tych drugoplanowych, co w poprzednich powieściach autorki również było dla mnie problemem. Wciąż nie mogę się zżyć z żadnym z drugoplanowych bohaterów, przez co też nie uroniłam łzy, gdy było im źle. Tempo książki mi raczej odpowiadało, nie było jakiś mega dłużyzn, wszystko płynnie toczyło się do przodu. Zabrakło mi trochę akcji, ale jak już się działo, to było emocjonująco. Podobał mi się cały pomysł z Bezimiennym, smokami, wyrmami, zachodnicami itp. oraz cała otoczka, w której rozgrywa się powieść, wraz z wierzeniami ludu, które to jak to każde wierzenia skądś się biorą i nigdy do końca nie wiadomo ile w nich prawdy i które z przekonań jest w jakimś stopniu prawdziwe. Zbrakło mi nieco informacji o Zakonie, chciałabym poznać go bardziej i dowiedzieć się więcej o mocy, którą dysponują jego członkowie. Ale to może w kolejnej części będzie rozwinięte. Liczę na to!
Reasumując, jestem usatysfakcjonowana lekturą. Udało się autorce porwać mnie do swojego świata i zostawić w mojej głowie wiele przemyśleń na jego temat. Polecam!
Z przyjemnością sięgnęłam po kolejną powieść pani Shannon. Jej seria „Czas żniw” trafiła w moje gusta i zachwyciła dokładnością i oryginalnością stworzonego świata, na co autorka musiała poświęcić naprawdę dużo czasu. Tutaj już tak oryginalnie nie jest, raczej bardziej w klimacie klasycznego fantasy, ale wciąż widać, że autorka nie ogranicza się do półśrodków, idzie na...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-09-28
„Kroczmy śmiało!”
Zaintrygowała mnie okładka i tytuł, więc postanowiłam spróbować. Jestem przyjemnie usatysfakcjonowana lekturą. Niby to nie było nic wielce odkrywczego, taki zlepek różnych motywów, które gdzieś już były, ale złożonych w naprawdę zgrabną, miło czytającą się całość.
Jedenastoletnia Morrigan jest przeklętym dzieckiem. Wszystkie nieszczęścia i nieprzyjemne zdarzenia, jakie się dzieją w jej rodzinnym Szakalinie, przypisywane są jej osobie, za co ojciec dziewczynki, wysoko postawiony kanclerz stanu, musi wypłacać wysokie rekompensaty, a biedna Morrigan nieustannie pisać listy z przeprosinami. W dodatku zbliża się Wieczór Przesilenia, który dla wszystkich przeklętych dzieci oznacza koniec żywota, a dla ich rodzin koniec problemów. Jednak kiedy nadchodzi Dzień Ofert, podczas którego rozstrzygają się dalsze losy młodych i zdolnych ludzi, życie Morrigan również się odmienia, mimo iż nic na to nie wskazywało…
Można by powiedzieć, jak wspomniałam wcześniej, ze to wszystko już gdzieś było. Magiczna kraina, latające parasolki, próby, wyjątkowe dziecko, które nie wie, że jest wyjątkowe, a jest niezwykłe bardziej od innych, dzieciaki z różnymi talentami zwanymi tutaj „drygami”, postać Jupitera Northa jak żywcem z Akademii Pana Kleksa (o czym autorka mogła nie wiedzieć). Naprawdę dużo różnych skojarzeń przechodziło mi przez myśli, od Harrego Pottera po Mary Poppins (to przez te parasolki), ale jakoś nie odejmowało mi to chęci czytania, bo postać Morrigan, jej nowo poznani przyjaciele i wrogowie, oraz Jupiter byli świetni. Zapomniałam o magnifikocie! Fenestra była cudna. Była przyjaźń, była ładnie przedstawiona magiczna kraina – Nevermoor – barwna, z wundermetrem i parasolejką, była akcja, tajemnica, złoczyńca. Wszystko na swoim miejscu. I dochodzenie do tego, kim jest Morrigan i jaki ma dryg? To było najlepsze. I oczywiście magiczny wunder i Wundermistrz, o tym chciałabym wiedzieć więcej.
Książka miała to coś, ten klimat, który mnie złapał i nie wypuścił do samego końca. Z chęcią sięgnę po kolejną część. Polecam!
„Kroczmy śmiało!”
Zaintrygowała mnie okładka i tytuł, więc postanowiłam spróbować. Jestem przyjemnie usatysfakcjonowana lekturą. Niby to nie było nic wielce odkrywczego, taki zlepek różnych motywów, które gdzieś już były, ale złożonych w naprawdę zgrabną, miło czytającą się całość.
Jedenastoletnia Morrigan jest przeklętym dzieckiem. Wszystkie nieszczęścia i nieprzyjemne...
2019-08-12
Sięgnęłam po „Wyspę tajemnic” w ramach wyzwania czytelniczego. Uwielbiam wszystkie ekranizacje powieści autora, ale nigdy nie miałam przyjemności sięgnąć po literackie pierwowzory, więc uznałam, że to świetna okazja.
Na wyspie Shutter Island mieści się szpital dla groźnych przestępców. Pewnego dnia znika z niego jedna z pacjentek. Na pomoc zostaje wezwany szeryf federalny Teddy, który wraz ze swoim nowym partnerem Chuckiem podejmie się rozwikłania tego zagadkowego zniknięcia.
Porównania z ekranizacją nie sposób uniknąć, zwłaszcza, że widziałam ją jaką pierwszą. Bohaterów, krajobraz wyspy, szpital, to wszystko miałam już w głowie, podobnie jak znajomość intrygi i zakończenia, nie ukrywam, psuła mi lekturę. To jest historia, która zaskakuje raz a dobrze, każde kolejne z nią obcowanie może być uzupełnieniem i próbą wypatrzenia jakiś niejasności w pomyśle i fabule, ale zaskoczeniem już nie będzie i nie wywrze tego wrażenia, które powinna, bo to jeden z ulubionych zwrotów akcji, jakie znam.
Ale wymazując na chwilę z pamięci świetne role duetu DiCaprio-Ruffalo, oraz zapominając, że przebieg wydarzeń i zakończenie były mi znane, skupię się na samym pomyśle autora na przebieg akcji, oraz klimacie książki. A obie te rzeczy były rewelacyjne. Czuć było desperację głównego bohatera w dążeniu do prawdy. Cały ośrodek, jego pracownicy, pacjenci oraz jego umiejscowienie wywoływały dreszcze, plus do tego huragan, który nadciąga nad wyspę, a co za tym idzie brak możliwości wydostania się z niej, potęgowały poczucie osamotnienia Teddy’ego w jego działaniach. I ta cała historia z Dolores… tak porażająco smutna.
Zdziwiło mnie zakończenie i brak cytatu, który mocno odcisnął mi się w pamięci po obejrzeniu filmu, mianowicie: „Which would be worse: To live as a monster, or to die as a good man?”, przez co zakończenie książki jest znacznie mniej oczywiste i nie tak dosłownie podane na tacy.
Według mnie to świetna historia i z czystym sumieniem mogę wystawić tutaj mocną dziewiątkę! I polecić wszystkim, którzy jej jeszcze nie znają.
Sięgnęłam po „Wyspę tajemnic” w ramach wyzwania czytelniczego. Uwielbiam wszystkie ekranizacje powieści autora, ale nigdy nie miałam przyjemności sięgnąć po literackie pierwowzory, więc uznałam, że to świetna okazja.
Na wyspie Shutter Island mieści się szpital dla groźnych przestępców. Pewnego dnia znika z niego jedna z pacjentek. Na pomoc zostaje wezwany szeryf federalny...
2019-07-19
„Życie odrodzi się nawet w najmroczniejszej godzinie.”
Po tym, jak zakończyła się poprzednia część miałam jakieś wyobrażenie w głowie odnośnie tego, co może wydarzyć się w kolejnej. Nie nastawiała mnie ta myśl jakoś pozytywnie, spodziewałam się ciągłych poszukiwań wiroli i walki z nimi. A tutaj ogromne zaskoczenie!
Akcja książki dzieje się na kilku płaszczyznach. Jest jak zwykle dużo wątków, bohaterów, a co za tym idzie ich imion, łatwo było się pogubić i jak ktoś dobrze nie zapamiętał bohaterów z poprzedniej książki, to może mieć spory problem. Ale o czym? Wracamy do roku zerowego, kiedy wybuchła epidemia. Dowiadujemy się miedzy innymi co stało się z dozorcą Greyem, oraz poznajemy innych bohaterów, którzy niby wydają nam się nieistotni, ale odegrają swoje role w całej historii. Dostajemy trochę z historii Kerrville, aż wreszcie wracamy do czasów „współczesnych”, czyli miejsca, gdzie skończyła się poprzednia część. Akcja przenosi nas pięć lat później. Nasi bohaterowie trochę się rozproszyli, każdy znalazł jakieś swoje miejsce w świecie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że po pięciu latach poszukiwań, nie udało się wyeliminować ani jednego z Dwunastu…
Dla mnie bomba. Książkę czytało się rewelacyjnie. Autor w świetny i plastyczny sposób snuje swoją historię. Poczułam jeszcze większą bliskość z bohaterami i autentycznie byłam przejęta ich losem. Bardzo dużo się dzieje w tej części. Mogłoby się wydawać, że powroty do początków epidemii i poruszanie innych płaszczyzn czasowych to lekki zapychacz w całej historii, ale dla mnie były świetnym uzupełnieniem, a i nie spodziewałam się, że postacie z tamtych chwil będą odgrywać tak kluczowe role w dalszych wydarzeniach. Autor świetnie rozwinął tą historię. Wszyscy bohaterowie dojrzewają, ewoluują, Amy staje się prawie kobietą, Peter i Michael prawdziwymi mężczyznami, Alicia zaś coraz większym samotnikiem. Bardzo dużo się działo w tej części, zwłaszcza za połową książki. Niestety ciągle czułam braki w opisach sytuacji akcji i przeszkadzała mi trochę ta część metafizyczna - Wolgast itd., mam również obiekcje co do samego zakończenia – tutaj nie mogą napisać o co dokładnie chodzi bez spoilerów, ale autor nadrobił całą resztą i uważam, że ta część była zdecydowanie lepsza od poprzedniej.
Na zakończeniu mogłoby się wydawać, że to już wszystko, że historia mogłaby się w tym momencie zakończyć, dlatego jestem niesamowicie ciekawa kolejnej książki.
„Ludzie potrzebują nadziei sięgającej poza widzialny świat, poza materialną rzeczywistość i jej ograniczenia, poza życie będące nudnym korowodem rzeczy. Nadziei, że wszystko jest inne, niż się wydaje.”
„Życie odrodzi się nawet w najmroczniejszej godzinie.”
Po tym, jak zakończyła się poprzednia część miałam jakieś wyobrażenie w głowie odnośnie tego, co może wydarzyć się w kolejnej. Nie nastawiała mnie ta myśl jakoś pozytywnie, spodziewałam się ciągłych poszukiwań wiroli i walki z nimi. A tutaj ogromne zaskoczenie!
Akcja książki dzieje się na kilku płaszczyznach. Jest jak...
2019-07-10
Nie wpadłabym pewnie na tę książkę, gdyby nie nowa interesująco wyglądająca seria Wehikuł czasu, którą zaprezentowało wydawnictwo Rebis. Zaczęłam ją czytać właśnie od Kwiatów dla Algernona i było to dla mnie niesamowite odkrycie. Już dawno nie czytałam czegoś tak zajmującego i… smutnego. O tak, jakbym miała określić tę książkę jednym słowem, to właśnie smutna.
Autor przedstawia nam historię umysłowo upośledzonego trzydziestoparolatka, na którym zostaje wykonany po raz pierwszy zabieg zwiększenia inteligencji. Wcześniej ta operacja została z powodzeniem przeprowadzona na myszy o imieniu Algernon. Jak będzie z człowiekiem?
Dowiadujemy się w formie dziennika prowadzonego przez tytułowego bohatera, jak się zmieniał, co przeżywał, jak i co myślał. Dostajemy jego wspomnienia z dzieciństwa, jego najskrytsze obawy i oczekiwania wobec życia i świata. Czy faktycznie zwiększenie inteligencji jest dla niego szansą na lepsze i pełniejsze życie?
Smutna, depresyjna i dająca do myślenia opowieść. Nie tylko same doświadczenia bohatera związane z operacją i jego determinacją do tego, aby być mądrym, ale to wszystko co wydarzyło się w jego przeszłości, co doprowadziło go do tego, że poddaje się tak ryzykownemu eksperymentowi, było niebywale przygnębiające. Szczerze współczułam bohaterowi, któremu życie dawało w kość na każdym kroku, a zwłaszcza jego relacje rodzinne i wydarzenia z przeszłości sprawiły, że czułam tylko wszechogarniający smutek. Autor niezwykle plastycznie zobrazował zmiany, jakie zachodzą w głównym bohaterze, poczuł mi się bliski, rozumiałam jego rozgoryczenie, jego pragnienia i chyba to jest największą wartością tej książki.
Podsumowując, książka jest interesującym obrazem pragnień człowieka, jednostki odstającej od jakiejś społecznej normy, a także samego społeczeństwa, które dla czegoś co jest inne niż to uznawane za normalne jest po prostu wrogie i nieprzyjemne. O braku zrozumienia, akceptacji. Warto przeczytać.
Nie wpadłabym pewnie na tę książkę, gdyby nie nowa interesująco wyglądająca seria Wehikuł czasu, którą zaprezentowało wydawnictwo Rebis. Zaczęłam ją czytać właśnie od Kwiatów dla Algernona i było to dla mnie niesamowite odkrycie. Już dawno nie czytałam czegoś tak zajmującego i… smutnego. O tak, jakbym miała określić tę książkę jednym słowem, to właśnie smutna.
Autor...
2019-02-01
"Nie żebym uważał się za bohatera, po prostu chciałem, żeby wszechświat funkcjonował tak, jak powinien. Żeby ludzie nie umierali, kiedy nie muszą, tylko tyle."
Dziękuję wydawnictwu Muza za egzemplarz recenzencki. Okładka, tytuł, opis… wszystko było magnetyczne i przyciągało do tej powieści, zaintrygowana zajrzałam do środka i przepadłam. Zostałam wessana do świata, który stworzyła autorka, całkiem innego i nowego dla mnie, bo z kulturą baskijską nie miałam wcześniej do czynienia.
Ale o czym jest to książka? W Vitorii, mieście w północnej Hiszpanii, zostają znalezione zwłoki. Para dwudziestolatków, naga, ułożona w specyficzny sposób. Wszystko jest wypisz wymaluj jak seria morderstw sprzed dwudziestu lat, tyle że tamten morderca został schwytany i obecnie odbywa wyrok w więzieniu. Przed inspektorem Ayala i jego partnerką nie lada wyzwanie. Wiele lat temu zbrodnie wstrząsnęły Vitorią, jak będzie tym razem? I kim jest sprawca? Naśladowcą? A może w więzieniu znajduje się niewinny człowiek?
Autorka bardzo dobrze buduje napięcie. Styl w jakim została napisana książka również pozwala delektować się opowieścią i autentycznie wciąga. Bardzo polubiłam głównego bohatera, to jak został scharakteryzowany, to co dla niego jest ważne, wartości rodzinne, które ceni – to wszystko sprawiało, że wydał się niemal idealny, ale też nie przesłodzony. Historia jaką wymyśliła autorka była intrygująca, w dobrym tempie szła do przodu. Były momenty, że podejrzewać można było dosłownie każdego, każdy przejawiał jakiś element tego, co mogłoby sugerować, że to on właśnie był zbrodniarzem, dlatego niełatwo było domyślić się prawdy. I chociaż po około siedemdziesięciu procentach książki już było dla mnie jasne „kto” (na marginesie osoba, którą najmniej podejrzewałam), i tak czytałam z zaciekawieniem, aby wiedzieć „jak?”. I pozostałam w wielkim zadowoleniu kiedy całość ładnie złożyła się do kupy.
Osobiście jestem zadowolona z lektury i myślę, że zasługuje na mocną ósemkę. Daję gwiazdkę wyżej, ponieważ książka posiada tak wyjątkowy klimat, jest napisana z tak wielkim szacunkiem do lokalnej historii, zwyczajów, czułością wręcz i nostalgią do opisywanych miejsc (skąd autorka pochodziła), że momentami miałam poczucie, jakbym tam była i widziała to wszystko. I jeszcze plus za dziadka głównego bohatera, łezka się kroi w oku na taką międzypokoleniową relację i zrozumienie. Polecam!
"Nie żebym uważał się za bohatera, po prostu chciałem, żeby wszechświat funkcjonował tak, jak powinien. Żeby ludzie nie umierali, kiedy nie muszą, tylko tyle."
Dziękuję wydawnictwu Muza za egzemplarz recenzencki. Okładka, tytuł, opis… wszystko było magnetyczne i przyciągało do tej powieści, zaintrygowana zajrzałam do środka i przepadłam. Zostałam wessana do świata, który...
2018-12-31
„Narastające przyzwyczajenie było równocześnie pocieszające i smutne. Ludzie polecą przez sieć wrót na tysiące planet […] rozprzestrzenią się, budując farmy, miasta i fabryki, bo zawsze tak robili. […] Pogranicze ustąpi cywilizacji, która zawsze na nie napiera. Zmieniając wszystko na wzór pierwotnego domu. […] A potem w galaktyce będzie tysiąc Ziem pokrytych miastami ze stali i szkła.”
Kolejna część serii absolutnie mnie nie zawodzi. Ciśnie mi się na usta, żeby przyznać, że był to dla mnie nawet jeden z najciekawszych tomów. W końcu akcja wykracza poza serial i można samemu bez porównywania układać sobie wszystko w głowie.
A o czym tym razem? Rozpoczyna się ekspansja przez Pierścień do nieznanych światów. Na jednym z nich pojawili się już dzicy koloniści, jeszcze zanim dotarli tam naukowcy, by zbadać dokładnie możliwości zasiedlenia. I gdy ich statek zbliża się do planety, koloniści nie są zachwyceni jego przybyciem. Dochodzi do zamieszek, a z misją ratunkową nadciąga nie kto inny jak Holden i jego załoga.
Uwielbiam tematykę związaną z zasiedlaniem nowej planety, odkrywaniem jej, z zainteresowaniem śledzę, co autorzy wymyślą. Do tego tutaj mamy w bonusie dużo akcji, wiele razy bohaterowie balansują na granicy życia i śmierci i chociaż trochę już znam autorów i podświadomie domyślam się, jak całość się poukłada, to i tak daję się wkręcić i drżę o losy ulubieńców, co by nie skończyli jak Miller. Bo w sumie nigdy nie wiadomo, prawda? I tutaj było sporo takich momentów, kiedy to nad wszystkimi wisi widmo nieuchronnej śmierci. Bo nie dość, że nie wiadomo czego można się spodziewać po nieznanej planecie, to jeszcze ludzie wciąż pozostają ludźmi i mimo wszystkiego nie mogą do końca zapomnieć o swoich podziałach. Bo tysiące planet to wciąż dla człowieka za mało, bo ludzie widzą tylko „konflikt do wygrania i skarby do zgarnięcia”. To przesłanie bardzo mi się podoba i chociaż jest tego w literaturze pełno, chyba nigdy mi się nie znudzi odkrywanie pierwotnego zła, które czai się pod skórą człowieka.
Autorzy, poza załogą Holdena, wprowadzają do narracji znów powiew świeżości. Cieszy mnie to po dłuższym zastanowieniu, bo jakby było w kółko o tym samym, to po czwartym tomie miałabym dość załogi Holdena. Poznajemy więc Elvi, która przyleciała na statku badawczym pragnąc poznać tajemnice Nowej Ziemi. Fajna, ciekawa, wprowadza trochę napięcia. Wracamy też do postaci już znanych, ale mniej poznanych. Jest Basia, ojciec Katoa, który po swojej osobistej tragedii uciekł na nową planetę, oraz Havelock, partner Millera. Mam nadzieję, że autorzy jeszcze do niego wrócą... Proszę!!
O co mogę mieć żal do twórców tej historii? O Holdena, który jest lekiem na całe zło i zaczyna irytować. Troszkę o to, że jest za grzecznie, że odrobinę za przewidywalnie, że nie rzucają trupami (tutaj w sumie nie wiem, czy bym chciała tak naprawdę… nie zrozumcie mnie źle, przydałby się jakiś emocjonujący trup, ale jakby uśmiercono jednego z moich ulubieńców, np. Bobbie, to byłabym mocno wkurzona). I Bobbie! No właśnie… pojawia się w prologu i już jestem podekscytowana i czekam (czekam… i czekam) do ostatniego rozdziału! Nieładnie. Musze jeszcze na nią poczekać, zakończenie sugeruje, że to nastąpi, więc nie tracę nadziei.
Długo wyszło i nieskładnie, jeśli ktoś dobrnął do końca, to polecam!
„Narastające przyzwyczajenie było równocześnie pocieszające i smutne. Ludzie polecą przez sieć wrót na tysiące planet […] rozprzestrzenią się, budując farmy, miasta i fabryki, bo zawsze tak robili. […] Pogranicze ustąpi cywilizacji, która zawsze na nie napiera. Zmieniając wszystko na wzór pierwotnego domu. […] A potem w galaktyce będzie tysiąc Ziem pokrytych miastami ze...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-12-04
Jestem zaskoczona. To był absolutnie świetny drugi tom serii. Już dawno tak się nie ubawiłam podczas lektury książki dla młodzieży. Autor zaskakuje humorem, dystansem do siebie i swojej twórczości, a do tego serwuje fajną i przyjemną opowieść, pełną sympatycznych bohaterów. Czego chcieć więcej w te ciemne i mroźne wieczory?
Tym razem Alcatraz na tropie zaginionego ojca, a przy okazji też dziadka. Wszyscy się gdzieś gubią w tej opowieści, a tylko jedna osoba ma takowy talent!
Akcja od pierwszych stron. Nie sposób się nudzić. Bohaterowie są o wiele za dużo razy o włos od śmierci, ale co z tego? (zwłaszcza, że jedno z nich ginie na końcu, a co najlepsze – to wcale nie jest spoiler!).
Nie wiem dlaczego zabrałam się tak późno za lekturę tej przesympatycznej opowieści. Chyba Bibliotekarze przejęli cenzurę nad moją biblioteczką. Ale w końcu znalazłam, przeczytałam i szykuję się na więcej.
Jestem zaskoczona. To był absolutnie świetny drugi tom serii. Już dawno tak się nie ubawiłam podczas lektury książki dla młodzieży. Autor zaskakuje humorem, dystansem do siebie i swojej twórczości, a do tego serwuje fajną i przyjemną opowieść, pełną sympatycznych bohaterów. Czego chcieć więcej w te ciemne i mroźne wieczory?
Tym razem Alcatraz na tropie zaginionego ojca, a...
„Każdy najmniejszy cień mógł być pułapką, każdy szelest zapowiadał nieokreślone niebezpieczeństwo. Wszędzie czułem niewiadome, śledzące mnie oczy.”
Dla mnie najlepsza książka autora z tych, które do tej pory czytałam. Emocjonująca, przerażająca, dająca do myślenia nad tym, do czego mogą doprowadzić ludzie w swoich chęciach poznawczych i jak ich działania mogą się na nich zemścić.
Edward Prendick jest rozbitkiem z katastrofy statku, który zostaje uratowany. Jednak na tym nie kończy się jego przygoda. Nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności trafia na wyspę, na której nigdy nie powinien był się znaleźć. Na wyspę, na której niejaki doktor Moreau przeprowadza mrożące krew w żyłach badania naukowe…
Najbardziej podobał mi się początek, niepewność bohatera, co z nim będzie, jak stopniowo odkrywa rzeczy na wyspie i to, czym zajmuje się doktor Moreau wraz ze swoim towarzyszem Montgomerym. Obraz jaki się ukazuje naszym oczom, kiedy razem z bohaterem odkrywamy prawdę jest przerażający.
Krótko i treściwie przedstawiona historia. Dająca do myślenia na wiele tematów. Czy można bezkarnie poprawiać naturę i tworzyć rzeczy, które nie powinny były istnieć? Do czego zmierza świat? Czy natura jest w stanie się przeciwstawić i czy parcie człowieka na wiedzę i badanie i odkrywanie ciągle to nowych rzeczy może mieć zgubne konsekwencje? Książka napisana ponad sto dwadzieścia lat temu, a problemy do przemyśleń wciąż aktualne. Przy czym teraz można je pojmować jeszcze szerzej.
Zakończenie satysfakcjonujące. Nie mogło być innego. Ode mnie dziewięć gwiazdek.
„Każdy najmniejszy cień mógł być pułapką, każdy szelest zapowiadał nieokreślone niebezpieczeństwo. Wszędzie czułem niewiadome, śledzące mnie oczy.”
więcej Pokaż mimo toDla mnie najlepsza książka autora z tych, które do tej pory czytałam. Emocjonująca, przerażająca, dająca do myślenia nad tym, do czego mogą doprowadzić ludzie w swoich chęciach poznawczych i jak ich działania mogą się na nich...