-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel15
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać1
-
Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2019-09-29
2019-09-20
2019-09-09
2019-09-04
Coraz liczniejsze akcje społeczne, artykuły i publikacje dotyczące sprzeciwu dla przemocy wobec dzieci sugerują, że nasze społeczeństwo zaczyna uświadamiać sobie ile szkód rzutujących na całe życie wywołuje stosowanie siły w okresie dzieciństwa. Niestety, choć żyjemy w czasach, gdy informacje w mediach o ciężkich pobiciach prowadzących do kalectwa lub śmierci wywołują zdecydowany sprzeciw, nadal można spotkać się z opinią, że „niewinny” klaps nikomu nie zaszkodził i niekiedy jest jedynym słusznym i skutecznym argumentem oraz narzędziem wychowawczym.
O „tradycji” bicia dzieci możemy przeczytać w książce Anny Golus „Dzieciństwo w cieniu rózgi. Historia i oblicza przemocy wobec dzieci”. Autorka licznych artykułów dotyczących praw dziecka oraz przemocy wobec dzieci, inicjatorka kampanii „Kocham. Nie daję klapsów” i akcji „Książki nie do bicia” w swojej publikacji przedstawia czytelnikowi koszmar, jakiego doświadczały dzieci już w społecznościach pierwotnych. W pozycji „Dzieciństwo (…)” przywołuje fakty, które oburzają, szokują ale przede wszystkim otwierają oczy na problem, który wciąż jest żywy. Jest to swego rodzaju podróż po ciemnej, brutalnej i haniebnej stronie ludzkiej historii; począwszy od odległych czasów, kończąc na aktualnych kwestiach.
Golus w swojej książce umiejętnie przedstawiła bardzo trudny temat. Lektura nie pozostawia złudzeń, że przemoc sama w sobie, a szczególnie wobec dzieci, jest złym zjawiskiem. Autorka podeszła do problemu profesjonalnie, szczegółowo omawiając poruszane przez nią zagadnienia. Całość poparta jest obszernym materiałem źródłowym obejmującym wiele dziedzin – znajdziemy tu odniesienia między innymi do kwestii prawnych, psychologicznych, historycznych. Pomimo ciężaru treści, „Dzieciństwo (…)” jest łatwe w odbiorze i wzbudza ciekawość do zgłębienia tematu.
Anna Golus stworzyła obiektywną i wartościową lekturę, nie bojąc się „ugryzienia” kontrowersyjnych treści. Wzięła pod lupę nauki biblijne, poradniki wychowawcze z ubiegłych wieków i zestawiła je z materiałami dotyczącymi czasów współczesnych. Wydaje się, że sytuacja wygląda lepiej, choć statystyki wciąż alarmują. „Dzieciństwo w cieniu rózgi. Historia i oblicza przemocy wobec dzieci” to otrzeźwiająca i uświadamiająca pozycja, którą powinien przeczytać każdy, niezależnie od tego, czy ma kontakt z dziećmi.
Coraz liczniejsze akcje społeczne, artykuły i publikacje dotyczące sprzeciwu dla przemocy wobec dzieci sugerują, że nasze społeczeństwo zaczyna uświadamiać sobie ile szkód rzutujących na całe życie wywołuje stosowanie siły w okresie dzieciństwa. Niestety, choć żyjemy w czasach, gdy informacje w mediach o ciężkich pobiciach prowadzących do kalectwa lub śmierci wywołują...
więcej mniej Pokaż mimo to
Autorkami pozycji są Karolina Cwalina – Stępniak i Paulina Klepacz. Pierwsza jest pomysłodawczynią projektu „Sexy zaczyna się w głowie”, coach, która sama pokonała swoje demony i teraz wspiera w tej nierównej walce inne osoby. Druga, to dziennikarka i redaktorka feministyczno – erotycznego magazynu „G’rls Room”. Dwa różne charaktery, które spięły klamrą 366 stron rozmów z innymi kobietami (co więcej, męski punkt widzenia też się znajdzie!) i podarowały czytelnikom zbiór ciekawych i inspirujących wywiadów.
Skoro już o tym wspomniałam - #girlstalk jest wydana w postaci rozmów poruszających cały wachlarz tematów. Znajdziemy tu spostrzeżenia o samoakceptacji kobiet i ich podejścia do zdrowia. Nie zabraknie rozdziałów o relacjach międzyludzkich oraz seksie a także o pracy, motywacji, sukcesie. W tej książce nie ma miejsca na tabu, skrępowanie, rumieńce wstydu. Autorki serwują nam kawał dobrej, szczerej lektury, która wbrew pozorom nie jest skierowana wyłącznie do kobiet.
Pisząc o tej książce nie mogę pominąć jej wyglądu. Wiem, że nie ocenia się książek po okładce, ale to właśnie szata graficzna przyciągnęła mój wzrok do tej pozycji. Piękna, delikatna i nieprzesadzona. W środku też mnie nie rozczarowała – czytelne kolumny tekstu, wyróżnione fragmenty rozmów a każdy rozdział „udekorowany” portretami autorek. Naprawdę jestem zachwycona!
Zastanawiałam się, czy znajdę jakąś wadę w tej książce. Cóż, może to nie tyle wada, co moja obserwacja – w #girlstalk zabrakło mi dyskusji, wymiany zdań. Zanim otworzyłam tę pozycję miałam nadzieję, że poczuję się jak w kawiarni z koleżankami, gdzie dyskutujemy na błahe i trudne tematy. Niestety, to jedyna rzecz, która wywołała we mnie uczucie zawodu. Jednak nie na tyle, by mnie do siebie zniechęcić.
Karolina Cwalina – Stępniak i Paulina Klepacz stworzyły książkę z rozmowami, które… prowokują do rozmów. W czasach mediów społecznościowych, kiedy przesuwamy palcem po ekranie szukając kolejnych zdjęć, filmików czy postów, które nas zaciekawią, #girlstalk daje pretekst, by odłożyć smartfona i spotkać się na kawie lub drinku, by po prostu poplotkować, pogawędzić, podyskutować. Myślę, że ta książka jest idealnym pomysłem na prezent z okazji Dnia Matki, Dnia Babci, osiemnastych urodzin, rocznicy związku, czy jakiegokolwiek innego święta. Przeczytajcie, zainspirujcie się i podajcie dalej. Polecam!
Autorkami pozycji są Karolina Cwalina – Stępniak i Paulina Klepacz. Pierwsza jest pomysłodawczynią projektu „Sexy zaczyna się w głowie”, coach, która sama pokonała swoje demony i teraz wspiera w tej nierównej walce inne osoby. Druga, to dziennikarka i redaktorka feministyczno – erotycznego magazynu „G’rls Room”. Dwa różne charaktery, które spięły klamrą 366 stron rozmów z...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-07-31
2019-07-31
2019-07-25
2019-07-21
2019-07-14
"Cześć. Mam nadzieję, że ktoś tego słucha."
Kilka godzin po przeczytaniu „Radio Silence” Alice Oseman wciąż zastanawiam się, co napisać. Zacznę tak: było warto.
Podzieliłam tą powieść na połowę. Pierwsza część naprawdę wyrwała mi serce, zgniotła je i zdeptała. W pierwszych dwustu-dwustu pięćdziesięciu stronach odnalazłam siebie – swoją historię z czasów licealnych, kiedy starałam się zrozumieć, gdzie jest moje miejsce na ziemi. Autorka stworzyła postać, z którą prawdopodobnie każdy czytelnik znalazłby wspólne cechy. W końcu chyba każdy w nastoletnim życiu borykał się z problemami ocen, trudnych decyzji mających wpływ na resztę życia, niejasnymi relacjami z innymi ludźmi, problemami w przyjaźniach i związkach? Myślę, że pod tym względem książka jest uniwersalna i trafi do serca każdego, kto ją czyta.
Co do drugiej części myślę, że sama jestem sobie winna, że nie trafiła do mnie tak bardzo, jak wcześniejsze strony. Miałam nieco inne wyobrażenie tego, jak potoczą się losy bohaterów. Myślałam, że Oseman utrzyma historię w takim samym klimacie od początku do końca. Po pierwszych dwustu stronach ani przez chwilę nie pomyślałam, że książka zakończy się… w porządku. Poczułam się nieco zawiedziona, bo na końcowych stronach dojrzałam scenariusz typowych filmów młodzieżowych, scen, które rzadko kiedy dzieją się naprawdę (a w moim przypadku nie wydarzyły się nigdy). Być może zbyt mocno zżyłam się z główną bohaterką, zbyt bardzo porównywałam się do niej, przez co rozczarowałam się, że zakończenie tej opowieści nie pokryło się z moimi wspomnieniami i oczekiwaniami.
Mimo tego uważam, że przeczytanie „Radio Silence” było dobrym wyborem. Cieszę się, że dałam się skusić licznym pozytywnym recenzjom. Spędziłam z tą pozycją weekend pełen emocji, jednocześnie chcąc znać dalsze losy bohaterów i nie chcąc dotrzeć do ostatniej strony.
"Cześć. Mam nadzieję, że ktoś tego słucha."
Kilka godzin po przeczytaniu „Radio Silence” Alice Oseman wciąż zastanawiam się, co napisać. Zacznę tak: było warto.
Podzieliłam tą powieść na połowę. Pierwsza część naprawdę wyrwała mi serce, zgniotła je i zdeptała. W pierwszych dwustu-dwustu pięćdziesięciu stronach odnalazłam siebie – swoją historię z czasów licealnych, kiedy...
2019-06-29
Jaka to była cudowna lektura! Ciepła, mądra i wartościowa. Ucząca o tym, że warto dzielić sie swoimi rozterkami i problemami z innymi, zamiast zaplątywać się w sieć kłamst i smutków. Uważam, że ta pozycja jest również godna uwagi dorosłych, którzy dzięki niej mogą spojrzec na małe i wielkie problemy oczami dziecka. To niesamowite, jak wazne treści można przemycić w pozornie prostej, dziecięcej książeczce. brawo!
Jaka to była cudowna lektura! Ciepła, mądra i wartościowa. Ucząca o tym, że warto dzielić sie swoimi rozterkami i problemami z innymi, zamiast zaplątywać się w sieć kłamst i smutków. Uważam, że ta pozycja jest również godna uwagi dorosłych, którzy dzięki niej mogą spojrzec na małe i wielkie problemy oczami dziecka. To niesamowite, jak wazne treści można przemycić w pozornie...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-06-10
W miasteczku niedaleko Tokio znajduje się sklep, którego właścicielem jest Yūji Namiya. Oprócz opieki nad interesem, znany jest również z prowadzenia kącika porad. Każdy, kto potrzebuje wsparcia lub nie może poradzić sobie z dylematem ma możliwość zasięgnięcia pomocy. Wystarczy, że wrzuci list przez otwór w sklepowej rolecie, by następnego dnia znaleźć odpowiedź w skrzynce na mleko zamontowanej z tyłu budynku.
W trzydziestą trzecią rocznicę śmierci właściciela, kiedy czasy świetności sklepu wielobranżowego stały się wspomnieniem, trzech złodziei trafia do opuszczonego budynku. Mają zamiar przeczekać w nim do świtu po niezbyt udanym skoku na dom jednego z okolicznych mieszkańców. W trakcie przeszukiwania sklepiku przez dziurę w rolecie wpada koperta. Zmęczeni, źli i głodni mężczyźni duszą w zarodku panikę, jaka ich ogarnęła i postanawiają sprawdzić zawartość nieoczekiwanej przesyłki. Okazuje się, że w środku znajduje się list adresowany do pana Namiyi, którego nadawca prosi o pomoc. Po krótkim namyśle złodzieje postanawiają odpisać na zadane pytania. Nie wiedzą jeszcze, że nie będzie to jedyna udzielona przez nich porada tej nocy. Wkrótce orientują się, że tajemnicze listy pochodzą z przeszłości.
Na pytanie „co czytasz?” niesamowicie ciężko było mi znaleźć zadowalającą odpowiedź. Nie byłam nawet w stanie przypisać tej książki do odpowiedniego gatunku. Powieść obyczajowa? Powiedzmy. Fantasy? No, nie wiem. Dramat? Poniekąd na pewno. Jedyne, co mogłam stwierdzić już od pierwszych stron lektury, to że wywołała we mnie zachwyt, wzruszenie i oczarowanie. „Cuda za rogiem” Keigo Higashino jest niezwykłą i wyjątkową pozycją. Jej treść jest całkiem sporym ładunkiem emocjonalnym. Poruszona jest w niej tematyka utraty, śmierci, problemów rodzinnych. Jednak problem, który wysuwa się ma prowadzenie i jest swego rodzaju tłem dla pozostałych wątków to wybór między własnym a cudzym szczęściem. I choć brzmi to naprawdę przygnębiająco, autor na tyle umiejętnie dobiera słowa, że czytelnik nie czuje się przytłoczony historiami bohaterów.
Przyznam szczerze, że przez pierwsze kilkanaście stron czułam się nieco zagubiona. Biorąc do ręki „Cuda za rogiem” należy pamiętać, że jej autorem jest Japończyk, więc opisywane przez niego zwyczaje i zachowania mogą wydawać się abstrakcyjne i niezrozumiałe dla osób, które wychowały się w innej kulturze. Drobnym problemem okazały się dla mnie również japońskie imiona bohaterów, które myliły mi się do samego końca. Te dwa aspekty mogą początkowo wprawić w zakłopotanie szczególnie te osoby, które nie interesują się kulturą dalekiego wschodu, jednak nie stanowią one utrudnienia w odbiorze powieści jako całości.
Higashimo stworzył książkę składającą się z pięciu części – każda z nich dotyczy innej osoby. Na pierwszy rzut oka mają one ze sobą niewiele wspólnego, jednak z każdą stroną opisywane zdarzenia zaczynają się coraz bardziej zazębiać, splatać, by pod koniec stworzyć zgrabną, logiczną i przejrzystą całość.
„Cuda za rogiem” to bardzo emocjonalna i pouczająca pozycja. Każdy rozdział skłania czytelnika do refleksji i przemyśleń nad swoimi decyzjami i postępowaniami. Podobno najłatwiej jest się otworzyć przed kimś całkiem obcym – ta lektura stanowi potwierdzenie tego stwierdzenia. Znacznie prościej jest opowiedzieć o swoich wątpliwościach komuś, z kim nie łączą nas żadne emocje, relacje, dla kogo jesteśmy zupełnie anonimowi. Czy nie lepsze wydają się wskazówki od kogoś, kto nie ocenia nas przez pryzmat tego, co o nas wie? Autor tworząc powieść, która bazuje na przejmujących, wzruszających listach nadsyłanych do właściciela sklepu pokazuje, jak trudne jest udzielanie porad bez osądzania, stereotypowego myślenia czy szufladkowania. „Cuda za rogiem” to ponad trzysta stron nauki empatii, życzliwości i utożsamiania się z osobą w potrzebie po to, by da mu jak najlepszą radę, najlepiej taką, jaką sami chcielibyśmy otrzymać.
Jestem pewna, że jeszcze długo będę żyła tą historią. Polecam ją każdemu, kto będzie umiał docenić jej delikatność, subtelność i płynącą z niej mądrość.
W miasteczku niedaleko Tokio znajduje się sklep, którego właścicielem jest Yūji Namiya. Oprócz opieki nad interesem, znany jest również z prowadzenia kącika porad. Każdy, kto potrzebuje wsparcia lub nie może poradzić sobie z dylematem ma możliwość zasięgnięcia pomocy. Wystarczy, że wrzuci list przez otwór w sklepowej rolecie, by następnego dnia znaleźć odpowiedź w skrzynce...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-06-02
Ile zła może przyjąć na siebie człowiek? Czy istnieje jakaś granica w wyrządzaniu krzywdy? Co rządzi światem – miłość czy pieniądz? Te pytania kołatały się w mojej głowie podczas czytania książki Virginii C. Andrews „Kwiaty na poddaszu”. Udało mi się znaleźć w niej odpowiedzi, niestety bardzo przygnębiające.
Autorka opisuje historię czworga rodzeństwa, nazywanych przez niektórych „drezdeńskimi lalkami”. Po tragicznym zdarzeniu, które spada na nich niczym grom z jasnego nieba, są zmuszeni pożegnać się z dotychczasowym życiem pełnym miłości, bezpieczeństwa i dziecięcej radości. Odtąd ich życie toczy się na zamkniętym poddaszu, w tajemnicy przed ludźmi nieświadomymi ich istnienia. Pozostawieni sami sobie, od czasu do czasu widując jedynie twarz oddalającej się od nich matki oraz religijnie fanatycznej babki, cierpliwie czekają na dzień, kiedy ich nieszczęście wreszcie się skończy.
Wciąż staram się uporządkować myśli po tej lekturze. To niesamowite, ile sprzecznych uczuć obudziła we mnie ta książka. Początkowo czułam ogromną irytację względem języka, jakim została napisana. Dialogi były sztuczne, nieco naiwne, utrudniające odbiór przedstawionej historii. Dość długo zajęło mi oswojenie się ze stylem autorki, jednak im dalej w las, tym bardziej byłam do niego przyzwyczajona i po prostu przestałam zwracać uwagę na irytujące fragmenty. Mimo tej wady muszę przyznać, że było w tej powieści coś uzależniającego, intrygującego. W pewnym momencie przyłapałam się na tym, że nie byłam w stanie odłożyć „Kwiatów (…)” nawet na chwilę. Kierowała mną zwykła, ludzka ciekawość tego, co stanie się dalej. Rzadko kiedy udaje mi się trafić na powieść, która wywołuje jednocześnie gniew, współczucie, niechęć, zainteresowanie i odrazę. Andrews osiągnęła to głównie dzięki poruszonej w książce kontrowersyjnej tematyce. Autorka trafia w czuły punkt czytelnika – nie od dziś wiadomo, że intryguje nas zakazany owoc. Myślę, że właśnie to właśnie składa się na fenomen tej książki – mimo kiepskiej formy nie jesteśmy w stanie oderwać się od przedstawionej historii, bo pragniemy poznać dalszy rozwój niecodziennych wydarzeń.
Po przeczytaniu „Kwiatów na poddaszu” wiem na pewno, że nie sięgnę po kolejne części tej serii. Zakończenie nie było poprowadzone na tyle dobrze, żebym z wypiekami na twarzy popędziła w poszukiwaniu kolejnego tomu. Mimo tego, powieść Andrews była dla mnie zaskakującą lekturą, jedną z tych, które zapamiętam na dłużej.
Ile zła może przyjąć na siebie człowiek? Czy istnieje jakaś granica w wyrządzaniu krzywdy? Co rządzi światem – miłość czy pieniądz? Te pytania kołatały się w mojej głowie podczas czytania książki Virginii C. Andrews „Kwiaty na poddaszu”. Udało mi się znaleźć w niej odpowiedzi, niestety bardzo przygnębiające.
Autorka opisuje historię czworga rodzeństwa, nazywanych przez...
2019-05-15
Najprostszy sposób na zwiedzanie świata? Przeczytanie reportażu. Na przykład "Pewnego razu na Kaukazie. Dziennik awanturniczy z podróży po Gruzji i Armenii" autorstwa Magdaleny Wiśniewskiej, która odkrywa przed czytelnikiem kaukaskie legendy, gruzińskie obyczaje i tradycje oraz piękno lokalnych miejsc. Jeśli jesteście ciekawi jak moim zdaniem autorka poradziła sobie z tematem, czytajcie dalej!
Zanim przejdę do sedna, czyli opinii o tej pozycji pozwólcie, że przybliżę wam, kim jest Magdalena Wiśniewska. Na rynku zadebiutowała powieścią "Mały Saj i wielka przygoda", która zapewniła jej zwycięstwo w konkursie Piórko. Idąc za ciosem, spróbowała swoich sił w literaturze podróżniczo-reportażowej, wydając Dziennik awanturniczy. Zgodnie z opisem wydawcy, czytelnik może spodziewać się w nim skrawków wspomnień, opisów zwiedzonych miejsc ale także procesu poznawania samego siebie w niecodziennych i niekiedy ekstremalnych sytuacjach.
Na samym początku należy zaznaczyć, że "Pewnego razu na Kaukazie (...)" nie jest przewodnikiem turystycznym, biuletynem czy katalogiem z biura podróży. Jeśli sięgacie po tę pozycję z nastawieniem na znalezienie w nim listy polecanych knajp, restauracji czy hoteli, to z pewnością się rozczarujecie. Magdalena Wiśniewska podarowała czytelnikowi codzienne zapiski z drogi, jaką przebyła w towarzystwie dwóch przyjaciół - wrażenia, jakie wywołali w nich lokalni mieszkańcy i ich zwyczaje, przygody, jakie napotkali w drodze do celu a także trudności, jakie występują miedzy trzema całkowicie różniącymi się osobami przebywającymi z dala od domu.
Jest jednak rzecz, która mnie gryzie w tej pozycji – język. Obok pięknie napisanych fragmentów (chwilami zakrawających o poezję), pojawiają się rozległe relacje na tematy, które dla przeciętnego czytelnika są zupełnie nieatrakcyjne. Przyznam, że kilka razy poczułam się zdezorientowana a nawet zniechęcona historiami, które przytoczyła autorka. Niektóre opisy zawarte w Dzienniku awanturniczym sprawiają wrażenie urwanych, nierozwiniętych. Zupełnie tak, jakby autorka pisząc je, straciła wątek lub nie wiedziała jak je dalej „pociągnąć”. Szkoda, ponieważ gdy zaczynałam naprawdę wciągać się w opowiadaną historię, ta nagle się urywała, co pozostawiało uczucie niedosytu i nie w pełni wykorzystanego potencjału.
Mimo tego, że ta jedna rzecz nie do końca zagrała uważam, że warto sięgnąć po tę pozycję. Choćby po to, by spojrzeć na Kaukaz oczami Polki, Szwajcara i Francuza, czyli trojga młodych i spontanicznych podróżników. Nie obiecuję, że ich podróż obudzi w was pragnienie przeżycia niezwykłej przygody, ale na pewno da wam szansę na poczucie niezwykłego klimatu, jaki jest obecny w tym rejonie. I to bez wychodzenia z domu! Zajrzyjcie do Dziennika awanturniczego gdy nadarzy wam się okazja!
Najprostszy sposób na zwiedzanie świata? Przeczytanie reportażu. Na przykład "Pewnego razu na Kaukazie. Dziennik awanturniczy z podróży po Gruzji i Armenii" autorstwa Magdaleny Wiśniewskiej, która odkrywa przed czytelnikiem kaukaskie legendy, gruzińskie obyczaje i tradycje oraz piękno lokalnych miejsc. Jeśli jesteście ciekawi jak moim zdaniem autorka poradziła sobie z...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-05-10
Literaturę dziecięcą do niedawna omijałam szerokim łukiem. Kojarzyła mi się jedynie z naiwnością i nudą. Myśląc o niej, wyobrażałam sobie zmęczonych rodziców czytających swoim pociechom odmóżdżające, krótkie akapity, które nie przekazywały żadnej mądrości czy puenty. Wszystkie moje przeświadczenia zmieniły się w momencie, gdy zaczęłam przeczesywać głębsze zakamarki dyskontów książkowych i trafiłam na intrygujące pozycje.
Pierwszą książką dla dzieci, jaką przeczytałam była „Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy” Anny Dziewit – Meller. Urzekła mnie ona tym, jak prostym językiem można przedstawić bardzo ważne tematy. Dodatkowo byłam zaskoczona, jak świetnie bawiłam się w trakcie czytania tej lektury. Moje pozytywne wrażenia wraz z upływem czasu „kiełkowały” i skłaniały mnie do poszukiwań kolejnych wyjątkowych pozycji…
Niedługo po mojej przygodzie z książką Dziewit – Meller, w moje ręce wpadła „Mirabelka” autorstwa Cezarego Harasimowicza. Jest to historia opowiedziana z perspektywy tytułowego drzewa, które w ciekawy i nieskomplikowany sposób opowiada młodemu czytelnikowi losy kilku pokoleń mieszkających przy warszawskich Nalewkach. Opisane są tu czasy wojny, która niosła za sobą ból, cierpienie, głód i otępienie. Pojawia się temat odbudowy miasta po zagładzie i nadziei, która jej towarzyszyła. Autor dociera również do chwili, gdy w Polsce ogłoszono stan wojenny, pobieżnie przytaczając obraz ówczesnego życia. Może wydawać się, że podjęte tu tematy są nieco nietrafione i zbyt trudne jak na literaturę dziecięcą, jednak łatwy język, jakim operuje Harasimowicz sprawia, że książka nie zanudza, nie przytłacza a zamiast tego wzbudza zainteresowanie (nawet u dorosłego czytelnika!).
Autor książki przytacza w niej wydarzenia historyczne, rzadko spotykane wyrażenia, tradycje i zwyczaje religijne, które za każdym razem są objaśnione w kilku krótkich, prostych zdaniach. Uważam, że taki zabieg skłania młodego czytelnika do zadawania pytań i zgłębiania nowo poznanych wątków. Oprócz tego w „Mirabelce” poruszony jest temat utraty, przemijania, śmierci oraz przywiązania i miłości. Nie są to zagadnienia, które poruszamy na co dzień. Wywołują one lęk i skrępowanie nawet u dorosłego człowieka. Jednak przedstawienie ich z perspektywy drzewa sprawia, że stają się one przystępniejsze, mniej problematyczne i łatwiejsze do omówienia.
Mówiąc o „Mirabelce” nie można pominąć pięknych ilustracji, które wykonała Marta Kurczewska. Dzięki odpowiednio dobranym barwom i emocjom na twarzach postaci, rysunki idealnie komponują się z czytanym tekstem. Dzięki nim młody czytelnik może jeszcze bardziej wczuć się w przedstawioną historię, lepiej zrozumieć, co właśnie dzieje się w książce. Każdy obrazek jest estetyczny, kreska jest przemyślana, niepowtarzalna. Osobiście uważam, że gdyby zrezygnowano z zamieszczenia ilustracji, ta pozycja wiele by przez to straciła.
Kiedy to piszę, mija doba odkąd przeczytałam ostatnią stronę „Mirabelki” a mimo tego moje wzruszenie tą historią wciąż jest silne. Ogromnie się cieszę, że autor podjął się trudu, jakim jest przedstawienie tragicznych, ponurych czasów dzieciom, które na tym etapie życia często nie są jeszcze wtajemniczone w losy Polaków i nie rozumieją powagi tych wydarzeń. Książka Cezarego Harasimowicza, to ponad sto stron mądrej i ciekawej treści, która może rozbudzić ciekawość w dzieciach a dorosłym pomóc odnaleźć uśpioną wrażliwość. Polecam każdemu, bez względu na wiek.
Literaturę dziecięcą do niedawna omijałam szerokim łukiem. Kojarzyła mi się jedynie z naiwnością i nudą. Myśląc o niej, wyobrażałam sobie zmęczonych rodziców czytających swoim pociechom odmóżdżające, krótkie akapity, które nie przekazywały żadnej mądrości czy puenty. Wszystkie moje przeświadczenia zmieniły się w momencie, gdy zaczęłam przeczesywać głębsze zakamarki...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-05-05
Ostatnio w moje ręce wpadały książki, które przygnębiały, smuciły, niepokoiły czytelnika poruszaną w nich tematyką. Przyszedł w końcu czas na chwilę odpoczynku. Pomóc w tym miała pozycja „Czarownica” Anny Litwinek. Opis z tyłu okładki był obiecujący – trochę magii, trochę miłości. W sam raz na kilka godzin restartu. Jednak czy faktycznie ta powieść spełniła swoje zadanie (i moje oczekiwania) i pomogła odciąć się od rzeczywistości?
No, cóż… Nie bardzo.
Ale zacznijmy od początku.
„Czarownica” to powieść o losach Soni Hunamskiej, młodej dziennikarki pracującej dla lokalnego dziennika. Poznajemy ją w momencie zbierania materiałów do ciekawego i nieco kontrowersyjnego reportażu o wampirzych pochówkach, jakie odkryto w mieście. Praca nad niecodziennym tematem zbiega się w czasie z niepokojącymi snami, jakie dręczą główną bohaterkę. Okazuje się, że są one wynikiem jej magicznej natury, która właśnie się przebudziła i domaga się uwolnienia. Sonia musi podjąć decyzję o przejściu przez rytuał, który pozwoli jej dołączyć do świata czarownic. Mają jej w tym pomóc ciocia, która wychowuje ją od czasu tajemniczego zniknięcia matki dziewczyny oraz nieco powściągliwy, by nie powiedzieć sztywny, doktor archeologii, który jest kierownikiem wykopalisk. Nie będzie to jednak łatwe, ponieważ ich plany wciąż krzyżuje tajemniczy kościelny prawnik, który za wszelką cenę chce powstrzymać Sonię przed ostatecznym podjęciem decyzji.
Sięgając po tę pozycję nie czytałam opisu z tyłu okładki. Treść książki była dla mnie tajemnicą. To, co przede wszystkim mnie do niej zachęciło, była rekomendacja Katarzyny Bereniki Miszczuk, autorki książek z serii Kwiat paproci, którą uwielbiam. Po jej zapewnieniach miałam nadzieję na kolejną wspaniałą, intrygującą i wciągającą historię z magią w tle. Początkowo czytanie szło gładko – przyjemny język, nieco cięty humor, ciekawie zarysowana główna postać. W skrócie wszystko to, co potrzebne jest w dobrej powieści. Niestety, mniej więcej w jednej trzeciej książki pierwsze dobre wrażenie zaczyna powoli ustępować znudzeniu. Szybko okazuje się, że akcja praktycznie stoi w miejscu a zwroty akcji są tak słabe, że czytelnik niemal ich nie zauważa. Dodatkowo opisy obrzędów, rytuałów i magicznego świata są mdłe i sztuczne. Autorka chętnie korzysta z naukowych źródeł traktujących o starosłowiańskich wierzeniach a niektóre opisy brzmią, jakby żywcem wyjęte z encyklopedii. Sumując to wszystko czytelnik może odnieść wrażenie, jakby „magiczne” fragmenty zostały napisane na siłę, kompletnie nie pasując do wcześniejszego charakteru książki.
Pomysł Anny Litwinek miał ogromny potencjał, który niestety nie został w pełni wykorzystany. Przede wszystkim zawiódł mnie wątek fantastyczny – oczekiwałam naprawdę porywającej historii, która bez reszty mnie wciągnie i sprawi, że będę z niecierpliwością czekała na ciąg dalszy. Jeśli jednak kolejna część przygód Soni Hunamskiej pojawi się na rynku, to już teraz wiem, że ominę ją szerokim łukiem. Mimo tego, że jestem w stanie wskazać elementy, które zagrały w tej pozycji całkiem nieźle, to niestety było ich zbyt mało, bym chciała poświęcić tej historii swój czas. I choć wiem, że w internecie można znaleźć całkiem sporo przychylnych opinii dla „Czarownicy”, to z przykrością muszę stwierdzić, że osobiście nie polecam tej powieści.
Przeczytacie, nie przeczytacie? Decyzja należy do was!
Ostatnio w moje ręce wpadały książki, które przygnębiały, smuciły, niepokoiły czytelnika poruszaną w nich tematyką. Przyszedł w końcu czas na chwilę odpoczynku. Pomóc w tym miała pozycja „Czarownica” Anny Litwinek. Opis z tyłu okładki był obiecujący – trochę magii, trochę miłości. W sam raz na kilka godzin restartu. Jednak czy faktycznie ta powieść spełniła swoje zadanie (i...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-04-20
2019-04-10
Całkiem niedawno miałam okazję przeczytać książkę "Biegając Boso" Amy Harmon. Historia oczarowała mnie swoją delikatnością i subtelnością pomimo ciężaru poruszonych w niej tematów. Moje odczucia wobec tej pozycji skłoniły mnie do przeczytania kolejnej powieści tej autorki, która już raz udowodniła, że nie boi się trudnych tematów i umiejętnie ubiera je w słowa.
Tytułowa bohaterka, Blue, nie wie o sobie nic. Jej matka porzuciła ją w dzieciństwie, nie pozostawiając przy niej żadnych dokumentów. Dziewczyna nie zna swojej dokładnej daty urodzenia, swojego prawdziwego imienia, pochodzenia. Jej życie jest pasmem bólu, cierpienia i złych decyzji. Jednak pewnego dnia poznaje mężczyznę, nauczyciela historii, który powoli przebija się przez jej twardą skorupę i wnosi do jej świata iskierkę nadziei. Ich początkowo zdystansowana relacja z dnia na dzień się rozwija przybierając niespodziewany obrót.
Coraz częściej zdarza mi się natrafiać na książki, które pochłaniają mnie już od pierwszych stron. "Inna Blue" nie jest wyjątkiem. Już sam prolog zaintrygował mnie na tyle, że nie byłam w stanie odłożyć książki na bok. Coraz bardziej zagłębiałam się w historię dziewczyny bez tożsamości, zaciekawiona jak potoczą się jej losy. Mimo że ani trochę nie utożsamiałam się z główną bohaterką, opowieść o jej życiu poruszyła we mnie jakąś strunę, wzruszyła i pochłonęła. Poczułam do niej swego rodzaju sympatię, wyrażając niemy sprzeciw wobec zła, niesprawiedliwych etykiet i brzydoty, które wypełniały jej życiorys.
Prosty i przystępny język, jakim posługuje się Harmon jest dużym atutem autorki. Dzięki niemu przygnębiające, trudne i smutne tematy, o których pisze są przystępne i nie przytłaczają. Dodatkowo "Inna Blue" jest kopalnią złotych myśli, które za każdym razem trafiają w dziesiątkę, skłaniając do przemyśleń. Na korzyść powieści działa również fakt, że fabuła rozwija się w idealnym tempie - wydarzenia ani nie przeciągają się zbytnio w czasie, ani nie gnają jak szalone. Dzięki temu czytelnik może lepiej wczuć się w powieść, nie nudzi się i nie czuje się zdezorientowany.
Autorka po raz kolejny okrasiła swoją powieść nawiązaniami do kultury indiańskiej, które są przyjemnym i oryginalnym akcentem w książce. Podobnie jak w "Biegając boso", "Inna Blue" również raczy czytelnika poruszającymi legendami, które idealnie wtapiają się w przedstawioną historię. Stanowią one ciekawy element - wyróżnią powieści Harmon na tle innych książek z tego gatunku, pobudzają wyobraźnię czytelnika i nadają odrobiny magii.
Amy Harmon ponownie skradła moje serce stworzoną przez siebie historią. Historią, która tętni od emocji, chwyta za serce, wyciska łzy, budzi żal ale też daje nadzieję na to, że główna bohaterka w końcu odnajdzie szczęście, które wynagrodzi jej ból nagromadzony przez lata. Powieść autorki mnie nie zawiodła i z pewnością sięgnę po jej pozostałe pozycje. Z czystym sumieniem polecam każdemu, kto ceni powieści poruszające delikatne, drażliwe tematy opisane subtelnymi słowami.
Całkiem niedawno miałam okazję przeczytać książkę "Biegając Boso" Amy Harmon. Historia oczarowała mnie swoją delikatnością i subtelnością pomimo ciężaru poruszonych w niej tematów. Moje odczucia wobec tej pozycji skłoniły mnie do przeczytania kolejnej powieści tej autorki, która już raz udowodniła, że nie boi się trudnych tematów i umiejętnie ubiera je w słowa.
Tytułowa...
2019-04-06
Jak wyglądałoby nasze życie, gdybyśmy odważyli się porzucić wszystko i żyć z dala od pracy, ludzi i obowiązków? Czy poczulibyśmy upragnioną wolność i pełnię szczęścia? A może byłaby to jedynie chwilowa ulga? Odpowiedzi na te pytanie postanowiła odnaleźć Dominika Kluźniak, która w książce „Miejsce” ukazuje czytelnikom własne wyobrażenie na temat tego, co by było, gdyby można było chować się przed światem.
Autorka przedstawia historię bezimiennego bohatera, który zmęczony hałasem miasta, dbaniem o relacje międzyludzkie, przejmowaniem się tym, co wypada a co nie, postanawia diametralnie zmienić swój dotychczasowy los. Sprzedaje wygodne mieszkanie w centrum miasta, odchodzi z pracy, adoptuje psa ze schroniska i ucieka w góry, gdzie uczy się wieść życie w samotności. Jako swoją oazę wybiera stary dom, w którym spędzał beztroskie, dziecięce chwile. Otoczony karkonoską naturą, jej spokojem i dostojnością, rozpoczyna nowy rozdział w życiu.
„Miejsce” to literacki debiut Kluźniak. Książka zachwyca od samego początku – najpierw piękną, minimalistyczną okładką, potem cudowną opowieścią. Pozycję charakteryzuje ciekawa forma; brak tu spisu treści i rozdziałów. Autorka stworzyła historię, w której nie ma miejsca na niepotrzebne wątki. Wydaje się, że każde zdanie jest wyważone, przemyślane, odpowiednio skonstruowane. „Miejsce” nie jest tytułem, w którym czytelnik znajdzie wartką fabułę i nagłe zwroty akcji. Kluźniak na stu sześćdziesięciu stronach stworzyła niesamowity klimat, który napawa spokojem i skłania do przemyśleń.
Muszę przyznać, że sięgając po tę pozycję obawiałam się zawodu. Czy w tak krótkiej książce można zmieścić dobrą i satysfakcjonującą treść? Dominika Kluźniak udowadnia, że to jest możliwe. Jeśli szukacie lektury, która subtelnie wprowadzi was w jesienny nastrój, to sięgnijcie po debiut tej autorki. Będziecie zaskoczeni, jak wiele emocji może wywołać ta niepozorna książka.
Jak wyglądałoby nasze życie, gdybyśmy odważyli się porzucić wszystko i żyć z dala od pracy, ludzi i obowiązków? Czy poczulibyśmy upragnioną wolność i pełnię szczęścia? A może byłaby to jedynie chwilowa ulga? Odpowiedzi na te pytanie postanowiła odnaleźć Dominika Kluźniak, która w książce „Miejsce” ukazuje czytelnikom własne wyobrażenie na temat tego, co by było, gdyby można...
więcej Pokaż mimo to