Kroczący wśród cieni Jarosław Kukiełka 7,5
ocenił(a) na 81 dzień temu Kiedy zobaczyłam okładkowego Vartika – mężczyznę o fioletowych oczach i panującego nad cieniami – poczułam niezwykłe przyciąganie do tej książki. Sam motyw cieni, przywołuje mi obraz jednych z moich ulubionych bohaterów – Rhysanda z „Dworu Cierni i Róż”, Zmrocza z „Cień i kość” czy Xadena z „Czwartego Skrzydła”. Jednak miałam ochotę na bohatera bardziej prawdziwego, nie romantyzowanego, który nie jest „najprzystojniejszym mężczyzną jakiego widziałam” – i właśnie takiego dostałam.
Vartik (inaczej Kavel – nie powiem, zapamiętanie dwóch imion bohatera było dla mnie wyzwaniem) z początku przedstawia się jako bohater niemądry, bowiem sięga po spoiwo, surowiec doprowadzający ludzi do szaleństwa, aby móc panować nad cieniami. Do tego nazywa się tropicielem, upierając się, aby nie mówić o nim „detektyw”, codziennie naraża się na niebezpieczeństwo dla kilku sztuk oklanu, którego używa do swoich eksperymentów, a z cieniami rozmawia częściej niż z ludźmi. No wariat! Jednak tropiciel ma dar, potrafi rozwiązać każdą sprawę, wykorzystując cienie zmarłych do pozyskania informacji oraz niezbędnych umiejętności. Ucieczka z więzienia, nadludzka siła, a posługiwanie się starożytnym językiem? Dla Vartika nie ma rzeczy niemożliwych!
Im więcej w książce pojawia się zagadek, przeszkód i potyczek słownych, tym bardziej nie mogłam się od niej oderwać. Vartik rozbawiał mnie swoim archaicznym językiem i zwracaniem się do innych bezosobowo. Autor nadal mu tyle charakterystycznych cech, że łatwo było wyobrazić go sobie jako człowieka z krwi i kości, kibicując mu z zapartym tchem. Jest to na pewno książka dla fanów dużej ilości akcji, takich jak książki Marcina Mortki czy Kel Kade.
Zaskoczyły mnie w książce trzy rzeczy. Po pierwsze myślałam, że to powieść jedno-tomowa, a zakończenie nie dość, że jasno wskazuje na to, że będzie kolejna część, to jeszcze kończy się pewnego rodzaj cliffhanger’em. • Po drugie pojawił się tutaj wątek romantyczny, a w ogóle się go nie spodziewałam. Jednak nazwałabym go „romansem dla osób nie czytających romansów” i uważam, że jest to słaby punkt tej historii. Nie uwierzyłam w tę miłość – pojawiła się szybko, trochę irracjonalnie, może tak wygląda relacja damsko-męska w rzeczywistości, ale po książkach spodziewam się większych emocji – tu ich brakowało. Liczę, że autor poprawi się w tym względzie w drugim tomie. • Trzecia sprawa to zaskoczenie największe – sposób opowiadania historii tak bardzo przypomina mi sposób w jakie pracuje moja własna wyobraźnia, że poczułam się trochę jakbym odnalazła w autorze moją książkową bratnią duszę. Dlatego będę mu bardzo kibicować w tworzeniu kolejnych historii, bo przy tej się bardzo dobrze bawiłam i wprowadziła mnie w mentalny relaks.
[współpraca]