Żona Meg Wolitzer 6,8

Czytanie tej książki sprawiło mi tyle przyjemności, ale też bardzo mnie zraniło.
Ale od początku. Zapoznajemy się z główną bohaterką (Joan) w momencie, kiedy towarzyszy swojemu mężowi w podróży po jego triumf jako pisarza -Helsińską Nagrodę Literacką. Na samym początku informuje nas o swojej nowo podjętej decyzji - chce odejść od Joego.
Bohaterka - żona, wcześniej dziewczyna decydująca się na resztę swojego życia przy boku mężczyzny, któremu chce być wierna, opowiada o tym jak się znaleźli w tej sytuacji, ich poznaniu, związku, całej relacji przez lata. Słuchamy jej rozterek, kompromisów, szczerych przemyśleń na temat małżeństwa, wierności, miłości, poświęceń, wsparcia. Bardzo mocno uderzała mnie odwaga tych myśli, oderwanie kobiety z małżeństwa, postawienie jej perspektywy nie w nim, a zupełnie z boku, choć przecież tyle lat była jego częścią, naprawdę uważam, że to była piękna i trudna narracja, cudownie napisana. Aż ciężko mi wyrazić jak mocno doceniam tą perspektywę.
Bardzo poważny problem pojawia się natomiast na samym końcu. Tutaj nie wykluczam, że może pojawić się spoiler, jednak bardzo chciałam, żeby czytający opinie zauważyli jak ważne dla mnie były te części, o których wyżej wspomniałam.
Problem, który mam na myśli ma pewne prześwity, podpowiedzi przez całą długość dzieła, jednak nigdy nie jest do końca dopowiedziany i niestety końcówka obdziera ze swojego piękna te fragmenty lektury, w których się zakochałam. Otóż okazuje się, że przez cały ten czas nie czytaliśmy opowieści o małżeństwie, które próbuje przetrwać, pogodzić własne potrzeby z zawartą przysięgą, nie czytaliśmy o kobiecie, która szanuje i ceni swojego mężczyznę, kogoś kogo wybrała i wybierała przez większość życia. SPOILER Okazuje się, że Joe jest oszustem, bezpodstawnym "człowiekiem sukcesu", beznadziejnym pisarzem, a wszystkie jego największe dzieła pisała Joan. To odbiera wartości tylu ważnym i ciekawym wątkom w książce, że aż jest mi przykro. Od ujawnienia tej informacji jest tylko gorzej, bo ten już kompletnie żałosny i beznadziejny bohater męża-mężczyzny-Joe umiera zostawiając wrażenie po raz kolejny odebrania wyboru kobiecie-żonie-Joan, który już miała w zasięgu ręki, już chciała odejść, przerwać tą swoją klatkę, którym było małżeństwo. A sama końcówka pozostawia w głowie tylko jedną refleksję: Joan pozostała ŻONĄ do samego końca. Chociaż od początku książki tak mocno chciała uciec. Nie podoba mi się pozostawiony po tej książce obraz kobiet, obraz mężczyzn, końcówka mnie zraniła.