-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę Julii Biel „Times New Romans”LubimyCzytać2
-
ArtykułySpotkaj Terry’ego Hayesa. Autor kultowego „Pielgrzyma” już w maju odwiedzi PolskęLubimyCzytać2
-
Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński25
-
ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
Biblioteczka
2017-08-20
2019-12-12
2019-12-10
2019-11-27
FenOMEN „Okrutnego Księcia”
To naprawdę niesamowite, że każdy z nas ma na swojej liście przeczytanych książek przynajmniej jeden bestseller, który naszym zdaniem nie zasługuje na taką uwagę, jaką mu się poświęca. W moim przypadku „Dziewczyna z pociągu” działała na mnie jak środki usypiające, a „Pierwszy róg” budził we mnie chęć popełnienia mordu na książce. Takich pozycji mam więc kilka, a dziś chciałabym niniejszym dołączyć do tej listy „Okrutnego Księcia”.
Zdaję sobie sprawę z tego, że ma on wiele dobrych opinii, a ocena na portalu Lubimy Czytać świeci siódemeczką z przodu, co oznacza, że książka podoba się większości naszego społeczeństwa. Niestety, w moim przypadku więcej widziałam wad niż zalet.
Ale do rzeczy!
FABUŁA
Główną bohaterką jest June, śmiertelniczka, która wraz ze swoją bliźniaczą siostrą Taryn oraz przyrodnią siostrą elfko-człowieczką (?) Vivi zmuszona jest przeprowadzić się do świata elfów po tym, jak na ich oczach zamordowano im rodziców – a zrobił to biologiczny ojciec Vivi, który pragnął ukarać swą byłą żonę za ucieczkę i zabrać swoje dziecko na wychowanie. Ale prawo elfickie wymaga, aby zaopiekować się wszystkimi dziećmi byłej żony, jeżeli ta zginęła, wobec czego June i Taryn oprawca również zabiera.
Wbrew wszelkiej logice lecz zważywszy na istnienie syndromu sztokholmskiego – June i Taryn z czasem pokochały Madoka. Jedynie sama Vivi, która jako jedyna wciąż była na niego wściekła za zamordowanie jej matki, wciąż go nienawidziła i uprzykrzała mu życie.
June i Taryn z kolei robiły wszystko, by przypodobać się nowemu ojcu. June poświęciła się nauce szermierki, gdyż nader wszystko chciała zostać obrońcą królewskim. W świecie elfów nie było jej jednak łatwo, gdyż okrutny książę Cardan oraz zgraja jego przyjaciół znęcali się nad June w szkole. Ta natomiast, zamiast siedzieć cicho, choć nie posiadała żadnych mocy, niemal za każdym razem im się odwdzięczała.
Zapytacie może: no dobra, ale co w tym złego? Przecież fabuła brzmi dobrze, jest nawet ciekawa – oto opowieść o prawdziwie zwykłej śmiertelniczce, która bez żadnych mocy przeciwstawia się magicznym wrogom. Tego jeszcze nie było!
O ile chce się Wam czytać moje wypociny, to odpowiem następująco:
- źle poprowadzona akcja;
- cała masa nieścisłości;
- wszystko jest za łatwe.
Zacznijmy od mylącego naprowadzenia z tylnej okładki – przeczytanie jej to ważny moment w naszym literackim życiu, bo to z niej dowiadujemy się przecież, o czym będzie fabuła. No więc czytamy sobie, że „CARDAN jest z nich najgorszy” (CARDAN jest w rzeczywistości również wytłuszczony dużymi literami), tymczasem od samego początku powieści, kiedy już otworzymy ze zniecierpliwieniem książkę, gotowi na fantastyczny romans, w którym najpierw ludź i elf nienawidzą się, a później zakochują, przekonujemy się, że Cardan póki co tylko nienawidzi June, prawie w ogóle ze sobą nie przebywają, a jeżeli już, to Cardan zawsze jest w otoczeniu swoich przyjaciół i zawsze znęca się nad June. Wszystko wskazuje na to, że chce ją zabić, a do tego wszystko wskazuje na to, że kocha kogoś zupełnie innego, do czego zresztą przyznaje się pod koniec powieści. Autorka tymczasem raczy nas opisami małego romansiku June z jednym z kumpli Cardana, Lokim. I to Loki przez cały czas uwodzi June i podtrzymuje ją na duchu. Osobiście byłam trochę wkurzona, że nie zastałam w powieści romansu, którego oczekiwałam.
Zagłębiając się w lekturę, czytamy dalej o całej masie niespójności. Najpierw June nienawidzi świata elfów, potem go kocha. Tłumaczy, że spotkało ją tu wiele złego i nienawidzi świata elfów, a potem mówi, że go kocha, bo rosną tam śliczne roślinki i jest mnóstwo magii, i w ogóle jest piękny. Potem twierdzi, że z elfami nie można walczyć, że nie ma żadnego sposobu, a potem nagle wyjaśnia, że można albo przewrócić rajstopy na lewą stronę i tak chodzić, albo zawiesić sobie jarzębiny na szyi, albo jeść sól – ale kiedy Cardan wciska jej zatrute jabłko, no to już nic nie działa, poddaje się urokowi i robi wszystko, co się jej każe.
W którym momencie książki June zostaje szpiegiem księcia. Ponieważ elfy nie mogą kłamać (o dziwo, żartować jakoś owszem, chociaż przecież w żartach mówi się kłamstwa), June jako śmiertelniczka, jest doskonałym szpiegiem. Bo elfy (elfowie, w tej książce) nie wiedzą, kiedy człowiek kłamie. June dostaje zadanie, aby włamać się do pałacu Balekina i odkryć jakiś jego sekret, bo przyszły następca tronu czuje, że jego brat Balekin coś właśnie knuje.
Co robi June? Przebiera się za służkę, wchodzi do pałacu i postanawia od razu iść za pierwszą służącą, która ją mija. Szczęśliwy traf! Okazuje się, że służka idzie AKURAT do sypialni Cardana, a potem AKURAT do pokoju Balekina, gdzie AKURAT leży tajemniczy list na temat trucizny. Funfact? June nie zabiera listu, żeby nikt nie zorientował się, że ktoś tam był, ale z pokoju Cardana wzięła sobie książkę, bo co? Nie może? Pewnie, że może! Nikt nie zauważy, że coś zginęło z domu. Przy następnej wizycie kradnie nawet SŁUŻĄCĄ, ale przecież to drobiazg.
Następna „ciekawa” akcja, to kiedy June spędza noc u Lokiego, na której imprezuje z nim, z Cardanem i całą resztą towarzystwa (która rzekomo ją ignoruje i June spokojnie bawi się z Lokim). W kieszeni zapożyczonej sukienki od zmarłej matki Lokiego znajduje złoty żołądź, który później otwiera w domu i tam znajduje wiadomość od matki Lokiego, którą ta skierowała do jakiegoś „przyjaciela”, ponieważ „niedługo może zniknąć”. Niesamowite, ale June bez żadnych wskazówek i KOMPLETNIE żadnych powiązań połączyła tę wiadomość z listem, który znalazła w domu Balekina i od razu wiedziała, że to matkę Lokiego z jakiegoś powodu otruto, a nie, że szykowano truciznę na przyszłego króla.
...
Jeżeli chodzi o zakończenie, to jest ono typowe – dochodzi do zdrady stanu, Cardan staje się przyszłą ofiarą i June postanawia go chronić. Przy okazji się całują. No przecież to romans, hello~ Trochę boli mnie fakt, że autorka napisała również „Kroniki Spiderwick” - nie czytałam tego, ale oglądałam film, który w dzieciństwie kochałam. Nie wiem więc, jak przedstawia się opowieść książkowa, ale jeżeli tak samo, to dobrze, że oglądałam tylko film.
FenOMEN „Okrutnego Księcia”
To naprawdę niesamowite, że każdy z nas ma na swojej liście przeczytanych książek przynajmniej jeden bestseller, który naszym zdaniem nie zasługuje na taką uwagę, jaką mu się poświęca. W moim przypadku „Dziewczyna z pociągu” działała na mnie jak środki usypiające, a „Pierwszy róg” budził we mnie chęć popełnienia mordu na książce. Takich pozycji...
2019-12-06
2019-11-20
2019-10-24
2019-10-21
Po lekturze „Runy” przeczytałam na jej temat kilka komentarzy na portalu Lubimy Czytać i to, co najbardziej rzuciło mi się w oczy, to wyjątkowo skrajne opinie: jedni zachwycili się fabułą, stylem i akcją powieści, drudzy z kolei uznali pomysł za dobry, acz wykonanie za wręcz fatalne, zupełnie bez smaku i wigoru.
Postaram się opisać moje osobiste odczucia może odrobinę obiektywnie, bo chciałabym, aby każdy potencjalny czytelnik „Runy” dał jej szansę – lub wręcz odwrotnie, by po prostu pominął ten tytuł i poszukał szczęścia z czytania w innej książce.
Na początek pragnę zaznaczyć jedną ważną kwestię, której wielu czytelników zdaje się nie dostrzegać – a o czym autorka sama wspomina w posłowiu (tak, przeczytałam posłowie i żałuję, że co poniektórzy tego nie zrobili). Fabuła tejże książki, choć zawiera w sobie postaci historyczne oraz miejsca prawdziwe, z zachowaniem wielu szczegółów, jest FIKCYJNA i tak też należy ją traktować.
Głównym bohaterem jest Jori – Johann Richard Hell – pochodzący z Szwajcarii student medycyny, uczący się i powoli praktykujący w Salpetriere - osławionym paryskim szpitalu dla psychicznie chorych. Młody mężczyzna pragnie napisać pracę doktorską, uzyskać tytuł i ściągnąć do Paryża ukochaną – Pauline – by móc podjąć się jej leczenia, gdyż kobieta jest histeryczką. Jori szuka uparcie idealnego tematu do swojej pracy doktorskiej, jednak póki co na próżno. Uczęszczając na zajęcia szanowanego i uznawanego na całym świecie doktora Charcota, całkowicie pochłonięty jest nauką – oraz pokazami hipnozy uwielbianego profesora.
Któregoś dnia na „scenę” trafia około dziewięcioletnia dziewczynka, która zdaje się całkowicie opierać na jakiekolwiek metody hipnozy doktora Charcota. Jori, dostrzegając w tym szansę zabłyśnięcia, pochopnie wyrywa się ze swojego miejsca i nierozsądnie proponuje, iż podejmie się przeprowadzenia na dziecku operacji usunięcia obłędu z mózgu.
W międzyczasie były detektyw, monsieur Lecoq, który porzucił swą pracę aby zostać przestępcą, otrzymuje zlecenie od dawnego znajomego, który prosi go, by ten odszukał jego zaginioną przed sześcioma miesiącami żonę. Lecoq nie przystaje na propozycję, jednak ciekawość bierze górę i postanawia przeprowadzić prywatne śledztwo dla samego siebie.
Młody chłopak przechodzący mutację, ministrant, znajduje w kościele śpiewnik z tajemniczymi zapiskami na ostatnich stronicach. Zaintrygowany, zabiera go ze sobą i próbuje odszyfrować zagadkowe znaki.
Gdzieś pomiędzy tymi wydarzeniami kilkunastoletni Frederic i jego siostra Isabelle śledzą nieznany czarny powóz, z którego usłyszeli dzikie wrzaski i skrobanie pazurów; wóz, którego celem był ogromny pałac. Dotarłszy na miejsce, Frederic zakrada się do uchylonego i pozostawionego bez opieki wozu i odkrywa, że w środku nie ma żadnych siedzeń, a ściany pełne są zadrapań i tajemniczych znaków oraz liter.
Wszystkie te postacie mają ze sobą coś wspólnego i na pewnym etapie każdy z nich się spotka – każdy z nich powiązany jest z Runą, dziewczynką przybyłą do Salpetriere.
Czytając komentarze czytelników miałam wrażenie, że większość z nich jakby zapomniała o istnieniu innych postaci; niektóry skupili się na Jorim, opisując go jako ciepłą kluchę, denerwującego i niezdecydowanego tchórza, inni postanowili komentować jedynie samą Runę, a jeszcze inni bili batami coś zupełnie innego – abo mało Paryża, abo mało Runy, abo to w ogóle nie były „mroczne początki psychiatrii”.
„Runa” to nie przewodnik po Paryżu, nigdzie nie było napisane, że będą cudowne i rozległe opisy XIX-wiecznej stolicy Francji – miejsca, w których działy się akcje zostały opisane i to bardzo zgrabnie i opisowo; kościoły, piwnica, katakumby czy przede wszystkim szpital Salpetriere, w którym działa się większość fabuły.
Runa jest obecna praktycznie przez większość czasu, ale najwyraźniej czytelnicy mieli ochotę, żeby była tam FIZYCZNIE, żeby straszyła jak dziewczynka z „Ringu” i odwalała nie wiadomo jakie rzeczy; Jori bardzo dużo o Runie MYŚLAŁ i samo to sprawiało, że w jego życiu powoli dokonywały się zmiany – i nie tylko w jego. Lecoq dowiedział się o dziewczynce, i choć jeszcze nie znał jej imienia, to szukał jej i myślał o niej, a czytelnik wiedział, że to ta sama osoba, o której myśli Jori. Prawie wszyscy bohaterowie byli w pewien sposób związani z Runą i ona cały czas była obecna w ich myślach – a nawet sercach.
A co do „mrocznych początków psychiatrii”, na rzekomy brak których skarżyli się czytelnicy... Ja rozumiem, że niektórzy potrzebują wrażeń – krwi, flaków, wypływających uszami mózgów... ale jeśli ktoś nie uważa za „mroczne” eksperymentowanie na małpach i psach, wycinanie im mózgów, by sprawdzić ich zachowanie po operacji, eksperymentowanie na dzieciach i ludziach w ogóle... to ja nie wiem, co dla nich jest godne miana „mroczne”. Oczywiście, eksperymenty na zwierzętach wiele ludzkości dały, ale serce się kraja, kiedy człowiek wyobrazi sobie, że niewinne stworzenia, choćby takie psy, merdające wesoło ogonami na nasz widok, pragnące zabawy i psot, trafiają na stół operacyjny i wycina im się pół mózgu, żeby zobaczyć, czy będą czuły emocje, a nie będą się ruszać, czy może na odwrót.
No i dzieci. Biedne, małe dzieci.
Tak. To BYŁY mroczne początki psychiatrii. I cieszę się, że autorka nie rozwodziła się nad licznymi opisami eksperymentów, a jedynie opisała kilka, zarysowując nam jak to wyglądało w przeszłości i jak się sprawy miały, gdy chodziło o poznawanie umysłu.
Co do tego, że Jori to ciepła klucha, to cóż... każdy może mieć swoje własne zdanie. Ja rozumiałam Joriego – był szaleńczo zakochany, chciał coś osiągnąć i uratować kobietę, której pragnął, ale, jak to z młodymi ludźmi bywa, nie zawsze potrafił podjąć od razu pewną decyzję. Czasami wahał się, czasami kłócił się sam z sobą – i to zupełnie normalne, każdy przez to przechodzi.
Co do poprowadzenia akcji – ja byłam zachwycona. Zarówno styl autorki – płynny, bez zbędnych zapychaczy fabuły, przechodzący zgrabnie od postaci do postaci i łączący każdy wątek – jak i sposób, w jaki to wszystko się ze sobą łączyło w spójną całość, zachwyciły mnie, i to dosłownie. Dla mnie osobiście była to cudowna lektura na całe dnie i wieczory – nie musiałam zastanawiać się nad skomplikowanymi terminami, bo autorka używała języka zrozumiałego dla każdego, nie tylko dla tych co choć trochę się na medycynie znają. Wierzę, że jej zamiarem było, aby w powieść mógł zagłębić się każdy zainteresowany.
Fabuła – bardzo dobra. Pomysł ciekawy, poprowadzenie akcji i łączenie wątków – przemyślane i spójne. Zakończenie zadowalające. Jestem usatysfakcjonowana z lektury.
Mam nadzieję, że moja opinia pomoże Wam podjąć decyzję, czy warto czytać, czy też nie – jeśli uważacie, że opisy tego rodzaju eksperymentów i fakt, że Runa głównie przebywa w myślach, niż fizycznie przy bohaterze, jest niewystarczające, to nie zaprzątajcie sobie głowy. Ale jeśli uważacie, że to książka dla Was, która może poruszyć Was i zaciekawić, to nie wahajcie się i sięgnijcie po lekturę.
Ja nie żałuję :)
Po lekturze „Runy” przeczytałam na jej temat kilka komentarzy na portalu Lubimy Czytać i to, co najbardziej rzuciło mi się w oczy, to wyjątkowo skrajne opinie: jedni zachwycili się fabułą, stylem i akcją powieści, drudzy z kolei uznali pomysł za dobry, acz wykonanie za wręcz fatalne, zupełnie bez smaku i wigoru.
Postaram się opisać moje osobiste odczucia może odrobinę...
2019-10-16
2019-09-19
2019-09-12
2019-07-28
2019-07-26
2019-07-16
Całkiem przyjemna, aczkolwiek żadna rewelacja. Tomy o Gosi były zdecydowanie lepsze. "Jagę" uznaję jedynie za taki dodatek dla fanów - niespecjalnie porywający, ale przyjemnie się wraca do postaci z mitologii słowiańskiej.
Całkiem przyjemna, aczkolwiek żadna rewelacja. Tomy o Gosi były zdecydowanie lepsze. "Jagę" uznaję jedynie za taki dodatek dla fanów - niespecjalnie porywający, ale przyjemnie się wraca do postaci z mitologii słowiańskiej.
Pokaż mimo to2019-07-10
Bardzo, ale to bardzo przyjemna i całkiem wzruszająca powieść. To było moje pierwsze spotkanie z tym autorem i absolutnie nie czuję się zawiedziona. Jego styl przeprowadził mnie płynnie przez całą fabułę, zupełnie jakbym oglądała film, czy też sama była świadkiem opisanych wydarzeń - pozbawione przesadyzmu opisy wzruszających scen, prostota i głębia samych wydarzeń - cudowne, po prostu cudowne. Bardzo miło mi się czytało, z pewnością sięgnę po inne książki Nicholasa Sparksa.
Bardzo, ale to bardzo przyjemna i całkiem wzruszająca powieść. To było moje pierwsze spotkanie z tym autorem i absolutnie nie czuję się zawiedziona. Jego styl przeprowadził mnie płynnie przez całą fabułę, zupełnie jakbym oglądała film, czy też sama była świadkiem opisanych wydarzeń - pozbawione przesadyzmu opisy wzruszających scen, prostota i głębia samych wydarzeń -...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-07-05
W sumie nie wiem, czym się tu tak zachwycać. Niby na tylnej okładce jest recenzja Andrzeja Pilipiuka, który twierdzi jakoby powieść była "wartką, trzymającą w napięciu akcją", ale jeżeli tak, to chyba mamy zupełnie inne wyjaśnienie pojęcia "powieść grozy". Główny bohater przez 3/4 książki głównie chodzi na grzyby i oglądać ptaki, parę razy jedzie do miasta, a sama zjawa tylko "miga mu" kilka razy gdzieś między krzaczkiem a domem. Pojawia się "na poważnie" tylko dwa razy.
Jedyne, co mogę potwierdzić to fakt, że pan Darda ma rzeczywiście "lekkie pióro". Powieść przypominała mi swoją płynnością bardziej opowiadanie i przeczytałam ją bardzo szybko. Szkoda tylko, że akcja rozwinęła się gdzieś na 290 stronie, przy czym książka ma ich 330.
W sumie nie wiem, czym się tu tak zachwycać. Niby na tylnej okładce jest recenzja Andrzeja Pilipiuka, który twierdzi jakoby powieść była "wartką, trzymającą w napięciu akcją", ale jeżeli tak, to chyba mamy zupełnie inne wyjaśnienie pojęcia "powieść grozy". Główny bohater przez 3/4 książki głównie chodzi na grzyby i oglądać ptaki, parę razy jedzie do miasta, a sama zjawa...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-07-02
Rewelacyjna, ciekawa, wciągająca - aż do samego końca nie można się oderwać.
Rewelacyjna, ciekawa, wciągająca - aż do samego końca nie można się oderwać.
Pokaż mimo to2019-06-16
Nie mogę powiedzieć, by lektura pełna była fajerwerków - "Miejsce egzekucji", powieść autorstwa Val McDermid, mimo opinii, jakoby "trzymała w napięciu", czytałam w zasadzie na spokojnie, dość leniwie, mimo że fabuła jest wciągająca, a akcja poprowadzona w interesujący sposób.
Trzeba oddać hołd konstrukcji całości oraz zakończeniu - w życiu nie spodziewałabym się takiego rozwoju wypadków. Przyznaję też, że określanie jej "mrocznym thrillerem psychologicznym" jest jak najbardziej trafne i idealnie oddaje jej charakter.
Zdecydowanie polecam każdemu zainteresowanemu.
Nie mogę powiedzieć, by lektura pełna była fajerwerków - "Miejsce egzekucji", powieść autorstwa Val McDermid, mimo opinii, jakoby "trzymała w napięciu", czytałam w zasadzie na spokojnie, dość leniwie, mimo że fabuła jest wciągająca, a akcja poprowadzona w interesujący sposób.
Trzeba oddać hołd konstrukcji całości oraz zakończeniu - w życiu nie spodziewałabym się takiego...
2019-06-04
Chociaż ten przymiotnik do thrillerów nie pasuje, to nie potrafię inaczej określić tej książki niż jako "przyjemną". Fabuła powieści rozwija się ani nie za szybko ani nie za wolno, tak w sam raz, płynnie prowadzi nas przez całą książkę aż do zaskakującego - i jednocześnie nieco przewidzianego - zakończenia.
Bardzo fajny styl i bardzo ciekawy pomysł na przedstawienie historii. Czyta się szybko i leniwie jednocześnie, ale na pewno przyjemnie i z ochotą.
Chociaż ten przymiotnik do thrillerów nie pasuje, to nie potrafię inaczej określić tej książki niż jako "przyjemną". Fabuła powieści rozwija się ani nie za szybko ani nie za wolno, tak w sam raz, płynnie prowadzi nas przez całą książkę aż do zaskakującego - i jednocześnie nieco przewidzianego - zakończenia.
Bardzo fajny styl i bardzo ciekawy pomysł na przedstawienie...
2019-03-06
Jako nastolatka przeczytałam trzy pierwsze tomy serii o Wiedźminie, a ostatnimi czasy, po przejściu gry, postanowiłam wrócić do książek i przypomnieć sobie ich treść - czysta przyjemność! Ten język i ten humor... chyba nie ma nic lepszego na poprawienie nastroju, niż powieści Sapkowskiego :D
Jako nastolatka przeczytałam trzy pierwsze tomy serii o Wiedźminie, a ostatnimi czasy, po przejściu gry, postanowiłam wrócić do książek i przypomnieć sobie ich treść - czysta przyjemność! Ten język i ten humor... chyba nie ma nic lepszego na poprawienie nastroju, niż powieści Sapkowskiego :D
Pokaż mimo to