-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać13
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
-
ArtykułyOficjalnie: „Władca Pierścieni” powraca. I to z Peterem JacksonemKonrad Wrzesiński8
Biblioteczka
2024-04-12
2024-03-31
2024-01-21
2024-01-21
2024-01-21
2020-04-10
2023-01-16
2021-03-26
2022-11-08
2022-03-07
Ciekawie napisana powieść, ale jeśli mam być szczera, to główny bohater jest nijaki. Przypomina bardzo słabą podróbę Geralta z Rivii, który non stop dostaje baty i w zasadzie przez niemal całą powieść co chwila zostaje ranny i koniec końców niewiele robi, wręcz przeciwnie - wiecznie jest przez kogoś ratowany.
Ale po za tym fabuła mi się podobała, styl też przyjemny.
Ciekawie napisana powieść, ale jeśli mam być szczera, to główny bohater jest nijaki. Przypomina bardzo słabą podróbę Geralta z Rivii, który non stop dostaje baty i w zasadzie przez niemal całą powieść co chwila zostaje ranny i koniec końców niewiele robi, wręcz przeciwnie - wiecznie jest przez kogoś ratowany.
Ale po za tym fabuła mi się podobała, styl też przyjemny.
2020-02-04
2020-01-20
2017-08-20
Jako nastolatka przeczytałam trzy pierwsze tomy serii o Wiedźminie, a ostatnimi czasy, po przejściu gry, postanowiłam wrócić do książek i przypomnieć sobie ich treść - czysta przyjemność! Ten język i ten humor... chyba nie ma nic lepszego na poprawienie nastroju, niż powieści Sapkowskiego :D
Jako nastolatka przeczytałam trzy pierwsze tomy serii o Wiedźminie, a ostatnimi czasy, po przejściu gry, postanowiłam wrócić do książek i przypomnieć sobie ich treść - czysta przyjemność! Ten język i ten humor... chyba nie ma nic lepszego na poprawienie nastroju, niż powieści Sapkowskiego :D
Pokaż mimo to2019-10-16
2019-09-19
2018-07-15
Nie raz już w życiu zwiodły mnie czy to okładkowy opis czy opinie w Internecie, i z przykrością stwierdzam, że "Pierwszy Róg" jest kolejną powieścią na mojej liście, przez której opis dałam się oszukać.
"Intensywa, gęsta amotsfera" – w życiu. 3/4 akcji rozgrywa się w gospodzie, gdzie bohaterowie utknęli przez śnieżną zawieję. Gdzie opis świata? Gdzie opis akcji? Poza tym, że rozbójnicy napalają się na córkę gospodarza, której nie będzie miał kto bronić i w gospodzie grasuje wilkołak, nie dzieje się zupełnie NIC. Gdzie jest niby ta gęsta i intensywna atmosfera? Zero napięcia, zero emocji, a śmierć stajennego do końca nie wyjaśniona – dlaczego nie miał nosa, oczu i uszu? Gdyby to było zwykłe pożarcie, ciało by było rozprute, a tu się okazuje, że pozbawiono go części twarzy i głowy niczym w jakimś rytuale. Żadnego wyjaśnienia.
"znakomite dialogi" – śmiech na sali. Pomijając fakt, że już u samego początku jesteśmy zasypani nieznanymi nazwami i imionami bóstw, przy czym ciężko się połapać o czym w ogóle mowa, bohaterowie rozmawiają na błache tematy, nic nie wnoszące do fabuły, nie wspominając o tym, że wiele można by po prostu pominąć, jak na przykład rozdział o piciu wina.
"fenomelalnie wykreowani bohaterowie" – błagam... "potężna czarodziejka" mdleje po zamknięciu drzwi za pomocą magii, pozbawiona sił; herszt bandy który wydaje się być zaskakująco łagodny, no i oczywiście mroczna elfka, która z początku uchodzi za tajemniczą postać, a potem... ahh, szkoda gadać, ale jeszcze do tego wrócę.
"wciąga już od pierwszych stron" – niestety, ja się tych "pierwszych stron" nie doczekałam.
No dobrze, ale trzymajmy nerwy na wodzy i skupmy się może na nieco dokładniejszym opisie zaistniałego problemu...
Rzeczą, która w "Pierwszym Rogu" bardzo rzuca się w oczy, jest stosowany przez autora język – nie styl pisania, choć i ten do mojego gustu nie przypadł, ale po prostu sam język. Jest tu używana forma starodawna (zwracanie się do osoby w liczbie mnogiej, używanie archaizmów), która zdaje się być pisana trochę na siłę, aby nadać odpowiednio średniowiecznej atmosfery wydarzeniom przedstawionym w powieści. Rozumiem zamysł, ale podczas czytania miałam duże wrażenie, że jest to pisane na siłę, bo "trzeba". W innych książkach (np. Serii o inkwizytorze Nicolasie Eymerichu) nadaje to realizmu, tutaj jednak prezentuje się sztucznie, nienaturalnie. Zupełnie jakby pan Schwartz nie do końca znał się na rzeczy, ale ponieważ uparł się pisać o świecie przybliżonym do życia w czasach średniowiecza, nadmiernie używa określeń z nim kojarzonych.
Trochę śmieszne wydają mi się również same rozdziały, a przede wszystkim ich... tytuły. Chyba pierwszy raz spotkałam się z przypadkiem, gdzie tytuł rozdziału dotyczy stricte rzeczy w tym tytule zawartej. Na przykład w pierwszym rozdziale, "Maestra" – pojawia się maestra, w drugim rozdziale, "Więźniowie burzy" bohaterowie zostają... no, więźniami burzy. Trzeci rozdział to "Wieża" i jest w nim opis wchodzenia na wieżę, natomiast na przykład w piątym – "Ortenhalskie wino" – bohaterowie... piją wino. I to wszystko. Książka miała mnie rzekomo od pierwszych stron zaciekawić, a prawda jest taka, że od pierwszych stron mnie śmieszyła, a co jest w tym najgorsze? Że to było żałośnie śmieszne. Fabułę pięciu rozdziałów można by było spokojnie zamknąć w jednym, krótszym + usunąć kilka wątków-zapychaczy, jak na przykład to picie wina, które niczego do całości nie wniosło.
To tyle jeżeli chodzi o całokształt samej powieści. A teraz kilka "smaczków", które uderzyły mi do głowy podczas lektury.
Po pierwsze, z jakiegoś powodu bohaterowie swój wiek przedstawiają w następujący sposób: "Mam dwa tuziny i cztery lata" – choć w każdym innym przypadku używa się zupełnie normalnych liczb, tj. "żołnierzy było czterdziestu", nie zaś "żołnierzy było trzy tuziny i czterech". Później spotkałam się również z określeniem "Mam lat dziesięć i dziewięć". To już nie "tuzin i siedem"?
Podobnie było w przypadku określania czasu. Leandra zwracając się czy to do Havalda czy do gospodarza określała się w czasie za pomocą świecy, np. "spotkamy się za pół świecy", ale gdzieś dalej na pytanie Havalda ile spał, odparła że kilka godzin. Jeżeli istnieje tam system godzinowy, to po co ta świeca?
Po drugie, główny bohater, Havald, nazywa Leę "potężną czarodziejką", a wycieńczyło ją zamykanie drzwi za pomocą magii. Żaden czytelnik raczej nie jest przyzwyczajony do tego, że magowie są tak... właściwie to prawie bezużyteczni. Zwykły rytuał mający na celu odkryć, czy dana osoba jest wilkołakiem ma ponoć trwać całymi godzinami.
Poza tym to chyba przegapiłam podczas czytania narastające między bohaterami uczucie, bo nagle zaczęli zachowywać się, jakby sie w sobie zakochali...
Do tego wszystkiego dochodzą również bardzo idiotyczne teksty typu "Podziekowałem bogom za dar, jaki dali nam, mężczyznom. Za to, że możemy podziwiać chód kobiety". Serio? Przecież to brzmi tak niedorzecznie i idiotycznie, że nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy płakać. To zdanie mogłoby być naprawdę dobre, gdyby autor wymyślił coś głębokiego, coś co da się przełożyć na nasz realny świat i pomyśleć "O! Tak, tak właśnie jest". Ale jaki mężczyzna na Ziemi "podziwia" to, w jaki sposób kobieta idzie?
Albo kolejny "głęboki" przykład: "Walka kończy się dopiero wtedy, kiedy się skończy". Czyli co? Walka skończy się, kiedy zabiję przeciwnika? Czy kiedy przeciwnik się podda? A może skończy się dopiero kiedy sama zginę? Jak w takim wypadku określić koniec walki?
Oprócz tego, tragiczny był sposób, w jaki Zokora przyjęła "dar" dla swojej bogini, aby uratować życie Havalda. Havald właściwie nie miał co jej ofiarować, więc w jego imieniu wystąpił kupiec, który go zranił. Najpierw Zokora powiedziała Havaldowi, że ofiara musi być czymś cennym dla człowieka, powiązanym z nim, po czym zażądała od kupca... seksu. Okej, nasienie rzeczywiście jest ściśle związane z mężczyzną, no ale na pewno nie tak cenne jak jakaś sentymentalna pamiątka albo ukochane zwierzę. Nie to jest jednak najgorsze, najgorszy jest sposób w jaki Zokora uratowała Havalda – dała mu winogrono. Jedną kulkę głupiego winogrona, które w mig go uleczyło. No przecież to jest śmieszne, wygląda jak po prostu negocjacja "seks za uleczające grono" a nie ofiarowanie daru bogini. Pierwszy raz spotykam się w książce z tak niesztampową, bardzo oryginalną magią – za to potwornie nudną, która nie budzi żadnych emocji, żadnego podziwu.
I ostatni już przykład (chciałabym szybko zapomnieć o moim rozczarowaniu tą powieścią): zakończenie. Autor na sam koniec, aby wyjaśnić, w jaki sposób Havald rozwiązał walkę z głównym czarnym charakterem, wprowadził nowego bohatera, jakiegoś przypadkowego przechodznia, wszyscy inni w mig go polubili i opowiedzieli mu swoją historię, w ogóle nie podejrzewając, że przecież taki dziwnie miły i uprzejmy człowiek jest dość podejrzany (okej, była wzmianka, że miał pierścień z herbem jednego z Klanów, no ale co z tego?! Na Boga, co to w ogóle za zamysł, żeby w taki sposób napisać zakończenie?!)
Podsumowując: jestem rozczarowana i zła na siebie, że wybrałam tę książkę na prezent urodzinowy i mój biedny chłopak wydał na nią pieniądze. Następnym razem będę zdecydowanie ostrożniejsza.
Nie raz już w życiu zwiodły mnie czy to okładkowy opis czy opinie w Internecie, i z przykrością stwierdzam, że "Pierwszy Róg" jest kolejną powieścią na mojej liście, przez której opis dałam się oszukać.
"Intensywa, gęsta amotsfera" – w życiu. 3/4 akcji rozgrywa się w gospodzie, gdzie bohaterowie utknęli przez śnieżną zawieję. Gdzie opis świata? Gdzie opis akcji? Poza tym,...
2018-12-23
2017-06-08
Mam bardzo mieszane uczucia co do tej książki.
Na początek zaznaczę może, że jej minusem jest pokręcona kolejność - tu czytam o świecie podziemia, gdzie rządzi Lucyfer, a parę opowiadań później o zdarzeniach mających miejsce, kiedy jeszcze był archaniołem.
Oczywiście w książkach z opowiadaniami kolejność teoretycznie nie ma znaczenia - ale tylko w takich, której opowiadania nie są ze sobą powiązane. Tymczasem w "Żarna niebios" mamy zarówno osobne opowiastki, jak i opowiadania, które są właśnie ze sobą powiązane i ich losowa kolejność strasznie mąci w głowie.
Drugi minus to skrajnie różna atmosfera w opowiadaniach. Kiedy czytałam pierwsze, miało ono charakter bardziej parodyjny - szczerze się uśmiałam i zapałałam sympatią do bohaterów, podobnie jak w kolejnym opowiadaniu, gdzie też występowały wątki parodyjne. A potem nagle cały humor prysł niczym bańka mydlana i pojawiło się opowiadanie tak poważne i krwawe, że totalnie wytrąciło mnie z pantałyku - bo ja tu czytam z nastawieniem, że zaraz znowu stanie się coś zabawnego, ktoś rzuci jakiś dowcip, czy kąśliwą uwagę, a tu o dziwo nic takiego się nie dzieje.
Nie czepiałabym się tego, gdyby w książce były zawarte ot, takie humorystyczne komediowe wątki. Ale tutaj mamy do czynienia z czysto parodyjnym ukazaniem życia aniołów i demonów. Wyobraźcie sobie, że czytacie książkę, która jest jednocześnie parodią i jednocześnie horrorem. Dobrze jest odczuwać różne emocje podczas czytania, ale w tym przypadku miałam wrażenie, jakbym z pola pełnego słodko pachnących kwiatów nagle spadła z urwiska do wnętrza czynnego wulkanu...
Nie mam pojęcia, czy zabierać się za kolejne prace pani Kossakowskiej, ponieważ nie wiem, czego się spodziewać - czy parodii, czy czegoś poważniejszego, czy może jednak dobrej powieści z akcją, ale z dodatkiem ROZSĄDNYCH wątków komediowych.
Mam bardzo mieszane uczucia co do tej książki.
Na początek zaznaczę może, że jej minusem jest pokręcona kolejność - tu czytam o świecie podziemia, gdzie rządzi Lucyfer, a parę opowiadań później o zdarzeniach mających miejsce, kiedy jeszcze był archaniołem.
Oczywiście w książkach z opowiadaniami kolejność teoretycznie nie ma znaczenia - ale tylko w takich, której...
2017-09-23
Chyba tylko chory od powietrza człowiek z nizin przejdzie obojętnie obok powieści Sandersona...
Burzowo przyjemnie jest czytać kontynuację "Drogi królów" i znów zatopić się w licznych intrygach, walkach, odkryciach, tajemnicach i oczywiście losach każdego z bohaterów, przy czym nie ma opcji, by podczas lektury chociaż raz ziewnąć - po prostu nie ma na to czasu, gancho!
"Słowa światłości" porywa i zaskakuje od samego prologu, a dalsza treść tylko bardziej zachęca do czytania oraz podjęcia prób domyślenia się rozwikłań licznych zagadek i niewiadomych. Tutaj każdy, nawet najmniejszy i z pozoru zupełnie błahy wątek, może mieć ogromne znaczenie i wpłynąć na losy całego świata Rosharu.
W realnym życiu Sanderson jest jak Wszechmocny, a jego powieści są sprenami, które łączą się z ludźmi... Ja mam ich już... 9 :D
Jeśli szukasz powieści, która wciśnie Cię w fotel, to sięgnij po cykl "Archiwum Burzowego Światła". Zdecydowanie warta każdej kuli i godna polecenia!
Chyba tylko chory od powietrza człowiek z nizin przejdzie obojętnie obok powieści Sandersona...
Burzowo przyjemnie jest czytać kontynuację "Drogi królów" i znów zatopić się w licznych intrygach, walkach, odkryciach, tajemnicach i oczywiście losach każdego z bohaterów, przy czym nie ma opcji, by podczas lektury chociaż raz ziewnąć - po prostu nie ma na to czasu,...
2018-01-14
Drugi tom opowiadań sławnego mistrza grozy za mną :)
Przyznam szczerze, że troszkę się zawiodłam. Po lekturze pierwszego tomu byłam całkiem zadowolona z zakupu i przede wszystkim usatysfakcjonowana dreszczykiem niepokoju, jaki mną targał wewnętrznie podczas lektury - nawet jeśli teoretycznie nigdy nie interesowała mnie tematyka... nazwijmy to "kosmitów", bo w pierwszym tomie taka właśnie przeważała.
W "Bestii (...)", drugim wydanym takim zbiorze opowiadań Lovecrafta mamy więcej do czynienia z bardziej "przyziemną" grozą, bardziej ludzką, powiązaną raczej z paraniem się czarną magią, niż z brataniem się ze Starszymi Istotami - choć i tych nie brakuje, rzecz jasna.
Co zaskakujące, w tym tomie są nie tyle opowiadania "straszne", co też głębokie, wręcz wzruszające, jak na przykład to, którego bohaterem jest młodzieniec poszukujący drogi do ukochanego kraju, z którego go wygnano, czy też piękna historia o dwójce rzeźbiarzy i magicznym drzewie.
Najbardziej zaskakujące wydało mi się opowiadanie zatytułowane "W poszukiwaniu nieznanego Kadath", przywodzące na myśl dorosłą i groteskową wersję znanej wszystkim "Alicji w Krainie Czarów".
Niemniej jednak muszę przyznać, że sama lektura była dla mnie dosyć ciężka. Jak sądzę, Lovecraft nie jest dla każdego, bo prócz fabuły ważne jest zrozumienie treści, a ja w pewnych momentach, przyznaję się bez bicia, miałam z tym kłopoty; myśli odbiegały mi od lektury, rozległe opisy zaczynały mnie nużyć, zaczynałam się gubić. W pierwszym tomie nie miałam z tym takich problemów, tu już było znacznie gorzej.
Chyba jednak zdecydowanie przemawiają do mnie te kosmiczne, bardziej bluźniercze i skalane Złem powieści z pierwszego tomu :D Gdybym jednak miała wybrać opowiadanie-faworyta z drugiego tomu (w pierwszym było to opowiadanie "Herbest West - Reanimator", zwaliło mnie z nóg i opętało :D ), byłoby to opowiadanie "Koszmar w Dunwitch", taka mała perełka, której doczekałam się praktycznie na sam koniec książki.
Podsumowując - czy polecam? Owszem, ale zdecydowanie nie każdemu. Nie chciałabym, żeby zabrzmiało to niegrzecznie, ale myślę, że Lovecraft jest przeznaczony dla osób... no, nie dojrzałych, anie nie bardziej wymagających, ale po prostu dla takich wyjątkowych, których specyfiki nie jestem w stanie nawet określić. W gruncie rzeczy wydaje mi się, że gdyby jedno z opowiadań zawartych w tej książce napisał jakiś mało znany autor, albo wręcz amator, ludzie by go wyśmiali. Ale tu mamy do czynienia z Lovecraftem i osoby przyzwyczajone do jego twórczości, czy też po prostu do takich poważniejszych, "tajemnych" i głębokich tekstów, lepiej odnajdą się w pracach tego autora.
Myślę, że mogę powiedzieć tak: osobom, które są zainteresowane rozpoczęciem przygody z opowiadaniami Lovecrafta, polecam pierwszy tom - "W górach szaleństwa i inne opowieści". Z kolei ten drugi tom przeznaczony już jest raczej do lovecraftorskich ekspertów :D
Drugi tom opowiadań sławnego mistrza grozy za mną :)
Przyznam szczerze, że troszkę się zawiodłam. Po lekturze pierwszego tomu byłam całkiem zadowolona z zakupu i przede wszystkim usatysfakcjonowana dreszczykiem niepokoju, jaki mną targał wewnętrznie podczas lektury - nawet jeśli teoretycznie nigdy nie interesowała mnie tematyka... nazwijmy to "kosmitów", bo w pierwszym...
Lektura taka na czytanie w przerwach w pracy czy w autobusie. Bohaterowie nie zachowują się jak dorośli, bardziej jak nastolatkowie. Sama fabuła też dosyć infantylna - połowa książki to przygotowanie głównego bohatera do roli Powiernika ale w zasadzie nic nie jest tu opisane, ot parę wyjaśnień który stwór jest który. Same opisy krótkie, niewiele można sobie po nich wyobrazić, dużo ,,domyślałam" sobie sama. Dialogi też bez werwy, bohaterowie za dużo sobie słodzą, wiecznie nazywają się kotusiami i kochaniami, niemal w każdym zwróceniu się do siebie.
Druga połowa to niby rozkręcenie akcji, w końcu coś się zaczęło dziać, ale tak naprawdę zainteresowana poczułam się dopiero na ostatnich stronach (epilog nudny).
Mimo wszystko sięgnę za jakiś czas po kontynuację, bo to cienkie książki, no i mam nadzieję, że się rozkręci, ale ostrzegam, że sama powieść nie jest dla wybrednych i wymagających czytelników.
Lektura taka na czytanie w przerwach w pracy czy w autobusie. Bohaterowie nie zachowują się jak dorośli, bardziej jak nastolatkowie. Sama fabuła też dosyć infantylna - połowa książki to przygotowanie głównego bohatera do roli Powiernika ale w zasadzie nic nie jest tu opisane, ot parę wyjaśnień który stwór jest który. Same opisy krótkie, niewiele można sobie po nich...
więcej Pokaż mimo to