-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2023-12-27
2023-08-23
2023-08-09
2023-08-06
Opowiadania jak opowiadania, jedne lepsze, drugie gorsze, genialnego nie uświadczyłam, ale tragicznie złego też nie.
Najlepsze z tego zbioru są ilustracje Aleksandry Cieślak i mini-katalog warszawskich przedmiotów na końcu książki.
Opowiadania jak opowiadania, jedne lepsze, drugie gorsze, genialnego nie uświadczyłam, ale tragicznie złego też nie.
Najlepsze z tego zbioru są ilustracje Aleksandry Cieślak i mini-katalog warszawskich przedmiotów na końcu książki.
2020-04-27
2023-05-12
2022-07-21
Fuck this book. Man, fuck it.
Momentami terroryzuje wyobraźnią - jak na przykład te dwie strony ze snu, gdzie Jimmy zbiera Billy'ego z przewróconego domu (fuck this book, seriously).
Momentami nie terroryzuje ale też nie patyczkuje mówiąc: tutaj jest historia rodziny Corriganów i w żadnym pokoleniu nie ma happy endu.
Moim zdaniem lektura obowiązkowa jeśli ktoś szuka komiksu o traumie pokoleniowej i tym jak zranieni rodzice wychowują (lub nie) zranione dzieci.
Lektura zdecydowanie nieobowiązkowa dla tych zaś, którzy:
- nie lubią eksperymentów z formą - sama się kilka razy zgubiłam przesadnie pilnując chronologii zanim pozwoliłam historii popłynąć ufając, że ogólnie zrozumiem (i tak było łatwiej, i tak, zrozumiałam nawet bardziej niż ogólnie), im głębiej w książkę tym mniej skakania po pokoleniach i między jawą a snem
- tych, którzy sami się wychowywali w takich rodzinach - po co wam to czytać, wy to już wszystko wiecie.
Generalnie nie cierpię tego tytułu, ale połknęłam w dwa dni i szanuję mimo, że spieszy mi się to wynieść z mojego domu już teraz :)
Fuck this book. Man, fuck it.
Momentami terroryzuje wyobraźnią - jak na przykład te dwie strony ze snu, gdzie Jimmy zbiera Billy'ego z przewróconego domu (fuck this book, seriously).
Momentami nie terroryzuje ale też nie patyczkuje mówiąc: tutaj jest historia rodziny Corriganów i w żadnym pokoleniu nie ma happy endu.
Moim zdaniem lektura obowiązkowa jeśli ktoś szuka...
2021-03-04
2013-05-24
2019-05-08
2019-07-20
2019-07-03
2019-06-17
Żeby ułatwić cały proces, zadam Ci na wstępie kilka pytań:
Szukasz horroru, przy którym można się po prostu "trochę pobać"?
Wolisz książki łatwe i przyjemne od tych skomplikowanych i zagmatwanych?
Czy najlepiej, jeśli fabuła jest w miarę liniowa?
Czy z reguły nie czytasz esejów, książek i artykułów naukowych i tekstów z dużą ilością przypisów?
Czy drażnią Cię wszelakie eksperymenty z treścią i formą oraz pogrywanie z czytelnikiem?
Wolisz, jeśli książka dostarcza prostszej rozrywki, niż ganianie za ukrytymi tropami i niejasnymi nawiązaniami?
Jeśli Twoja odpowiedź brzmi na któreś z tych pytań TAK, "Dom z liści" najprawdopodobniej nie jest dla Ciebie.
Czym on zatem jest?
W największym, obiektywnym skrócie, jest: książką zawierającą w sobie książkę o książce na temat niestniejącego <domu>, który zaczyna łamać prawa fizyki (a potem jest tylko gorzej).
W mojej subiektywnej opinii zaś, jest monumentalną eksperymentalną książką, która pogrywa z czytelnikiem, zmusza go do zadawania pytań - choćby o to, na ile zawieszamy z własnej woli niewiarę, sięgając po książki, co znaczy "nie istnieć", czym jest <dom>, i co tak naprawdę działo się w głowie autora pierwszej książki (tej, którą właśnie oceniam), autora książki wewnątrz niej (Johnny'ego Truanta), autora książki wewnątrz tejże książki (Zampano) czy wreszcie autorów owego nieistniejącego filmu (małżeństwa Navidsonów*).
Czy to horror metafizyczny? Czy po prostu kłębek splątanych zagadek, fałszywych tropów, ślepych zaułków i pytań, na które można szukać odpowiedzi tylko na forum książki, a i tak znajdując zaledwie teorie.
Jeśli jesteś fanem właśnie tego - teorii, czytania cudzych, wymyślania nowych, gonienia za najmniejszym śladem, czy analizowania pojedynczego zdania (strona 320 w angielskim wydaniu, polecam) - "Dom z liści" jest dla Ciebie.
Jeśli więcej strachu przysparza Ci niezrozumiałe, nieodkryte, niewytłumaczone niż to co widać gołym okiem i co jest dokładnie opisane - "Dom z liści" jest dla Ciebie.
Jeśli smakujesz z zachwytem nawiązania do literatury, mitologii czy szeroko pojętej kultury - "Dom z liści" jest dla Ciebie.
Ta książka to swoiste tekstualne perpetuum mobile. Nad całością unosi się jeden (z wielu. Ale główny?) temat: to, w jaki sposób dzieła kultury wrastają w nasze życie.
Oczywiście, ponieważ to jednak horror, owo wrastanie nie jest dla uczestników najprzyjemniejsze. Ale film Navidsona wrasta w życie Zampano i odciska na nim piętno, po nim przychodzi czas na Truanta, na którym piętno zapisków Zampano rośnie z każdą stroną i miesza się z piętnami innych wydarzeń, ostatecznie, czy cykl toczy się dalej? Czy "Dom z liści" wrasta w życie czytelników? Niektórych na pewno, patrząc po forum książki.
A dlaczego "perpetuum mobile"? Bo można o tej książce pisać tomy, odwołując się (tak jak ona sama) do rozmaitych dzieł z zakresu nie tylko kultury ale i nauki. Można ją analizować z perspektywy najbardziej zewnętrznej, można wejść wewnątrz i traktować część niej jako fragment rzeczywistości. Każde takie zejście odkrywa nową warstwę znaczeń i możliwości. "Dom z liści" jest jak <dom> Navidsonów. Jest labiryntem, tajemnicą, której uchyla się tylko rąbek (albo wydaje nam się, że cokolwiek się uchyla). Jest zimny i nieprzystępny (<dom> czy te pseudo-naukowe teksty?), a przez to jeszcze bardziej fascynujący.
Jeśli po przebrnięciu przez tę mini-recenzję zadajesz sobie jeszcze jedno pytanie: "Czytać w oryginale czy po polsku?", pozwól, że pomogę. Miałam ten sam dylemat i ostatecznie zdecydowałam się na wersję oryginalną. Pomyślałam, że skoro posługuję się oboma językami równie płynnie, to nie będę się ograniczać do interpretacji tłumacza. I dalej to zdanie podtrzymuję, ale z jedną uwagą: to jest TRUDNY tekst. Nie jest to powieść w klasycznym tego słowa znaczeniu. Formą bliżej temu do książki naukowej z rozlicznymi przypisami, cytatami, zdaniami wielokrotnie złożonymi, ze swoistym językiem, który jest bardziej złożony niż "angielski na co dzień".
Jeśli czujesz się komfortowo czytając artykuły naukowe po angielsku - sięgaj śmiało po oryginał, wcześniej uzbroiwszy się w wolną głowę i furę skupienia.
---
* nieomal napisałam w tym miejscu "o ile istnieli". Ale przecież mogłabym to samo dodać w poprzednich nawiasach - na którym poziomie kończy się to nieistnienie? Czy żeby istnieć, ktoś/coś musi być materialne, namacalne? Czy jeśli jest tylko w książce, to już istnieje?
Za dużo pytań.
Żeby ułatwić cały proces, zadam Ci na wstępie kilka pytań:
Szukasz horroru, przy którym można się po prostu "trochę pobać"?
Wolisz książki łatwe i przyjemne od tych skomplikowanych i zagmatwanych?
Czy najlepiej, jeśli fabuła jest w miarę liniowa?
Czy z reguły nie czytasz esejów, książek i artykułów naukowych i tekstów z dużą ilością przypisów?
Czy drażnią Cię wszelakie...
2019-01-28
2018-12-24
O matko, jak to jest pięknie wydane!
Bardzo chcę na tej książce wychowywać moje dzieci. Jest po prostu zwyczajnie ładna do patrzenia, młodsze dziecko może po prostu patrzeć na obrazki. Tłumaczenia słów przyjdą później, jest niemiecki, angielski, francuski i polski (pochwała wielojęzycznej Europy <3). A jeszcze później ukryte ukłony wobec niemieckiej kultury, która przecież miała wpływ także na polską w każdym okresie historycznym, z tego jest całkiem spore pole do popisu w uczeniu dzieci o rzeczach o których lata później usłyszą w szkole.
Jestem zachwycona i cieszę się że upolowałam ją na Allegro, bo zdecydowanie była warta czatowania na aukcję :)
O matko, jak to jest pięknie wydane!
Bardzo chcę na tej książce wychowywać moje dzieci. Jest po prostu zwyczajnie ładna do patrzenia, młodsze dziecko może po prostu patrzeć na obrazki. Tłumaczenia słów przyjdą później, jest niemiecki, angielski, francuski i polski (pochwała wielojęzycznej Europy <3). A jeszcze później ukryte ukłony wobec niemieckiej kultury, która...
2015
2018-09-21
2018-08-07
Świetne, świetne!
Myślałam, że to będzie jak standardowy tomik wierszy Kogoś Tam - zebrane wiersze, może z jakimś konceptem, ale niekoniecznie połączone w jakąś spójną większą całość... A tu proszę! Zdarzyło się. Książka o tożsamości, Polsce, ludziach i historii, (białym) wierszem pisana.
(Same ogólniki tu zostawiam, bo nie aspiruję o 23:28 do analizowania niczyjej poezji, w żadnym stopniu.)
Zakładam, że "Pustko" może nie wylądować u kogoś, kto nie jest z pokolenia autora, nie miał/ma styczności z tymi samymi kręgami (kulturowymi/muzycznymi/memicznymi nawet), bo niektórych pojęć, porównań czy słów w ogóle nie zrozumie.
Na marginesie napiszę, że szkoda, bo wiem, że moja mama niektóre wiersze bardzo by doceniła, ale już widzę jak muszę jej tłumaczyć co to little simz i progrock i czemu yolokaust i belgijskie, a nie jakieś inne, wagony i że "rzułtych" to nie przypadkowe potknięcie korektora.
Nieważne.
Ujęło mnie "Pustko" jak dawno żadna współczesna poezja nie ujęła.
Najbardziej chyba "Kolejna lekcja religii, 1998" i "Mój pierwszy samobójca, 1997" za to, jak krótkie i jak w punkt są.
I "(...) Zaraźliwy w Polszcze mór na wszelakie bydlę uderzył" za namalowany obraz, przy którym, gdybym mogła, zrobiłabym sobie selfie i wrzuciła na instagramowe stories z dopiskiem "Tak było!". Bo rzeczywiście wtedy tak było, jak nie tam, gdzie był autor, to tam gdzie ja byłam, i jeśli nie tak, to niemalże tak, trochę tylko inaczej.
No i "Hu Bo", kończący tomik wiersz, który samą swoją końcówką mnie uderzył między oczy. A nie spodziewałam się tego uderzenia zupełnie. Not fair, Autorze!
Świetne, świetne!
więcej Pokaż mimo toMyślałam, że to będzie jak standardowy tomik wierszy Kogoś Tam - zebrane wiersze, może z jakimś konceptem, ale niekoniecznie połączone w jakąś spójną większą całość... A tu proszę! Zdarzyło się. Książka o tożsamości, Polsce, ludziach i historii, (białym) wierszem pisana.
(Same ogólniki tu zostawiam, bo nie aspiruję o 23:28 do analizowania niczyjej...