-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać263
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2018-12-26
2022-08-19
Książkowy odpowiednik kanału na YouTube zajmującego się "niewyjaśnionymi tajemnicami". Czyta się dokładnie tak samo jakby się oglądało takie 10-minutowe filmiki.
Książkowy odpowiednik kanału na YouTube zajmującego się "niewyjaśnionymi tajemnicami". Czyta się dokładnie tak samo jakby się oglądało takie 10-minutowe filmiki.
Pokaż mimo to2022-11-12
2022-12-25
Pomysł nawet spoko, ale...
No właśnie. Bohaterowie książki są z papieru bardziej niż jej strony. Wszystkie kobiety w "Trzech stygmatach..." są tylko po to żeby główny albo drugoplanowy bohater mógł je zaliczyć - albo w jednym przypadku są tylko akcesorium dla męskiego bohatera, które jest potrzebne by napędzać fabułę. Główny bohater widzi kobietę dwa razy, za drugim razem uprawiają seks, autor już się spieszy nazwać to miłością i czyni z tego niemal największą motywację dla wszystkich czynów naszego bohatera.
Co?
Czasami przecierałam oczy ze zdumienia, bo przecież Philip K. Dick sroce spod ogona nie wypadł i przecież potrafiłby napisać bardziej wiarygodne postaci, prawda? Prawda?
A już te momenty, w których dwie osoby rozprawiają na teologiczne tematy - jak się nie uważa to można łatwo wpaść w ochy i achy, że czytamy taką intelektualną science-fiction. Ale jak się uważa, to te wszystkie dywagacje (których punktem wyjścia jest, skądinąd zacny, pomysł na istotę boskości) zaczynają brzmieć jak bełkot.
Te części, które są science-fiction też się miejscami zestarzały kompletnie, tracąc swoją uniwersalność.
5/10 i to na szynach.
Pomysł nawet spoko, ale...
No właśnie. Bohaterowie książki są z papieru bardziej niż jej strony. Wszystkie kobiety w "Trzech stygmatach..." są tylko po to żeby główny albo drugoplanowy bohater mógł je zaliczyć - albo w jednym przypadku są tylko akcesorium dla męskiego bohatera, które jest potrzebne by napędzać fabułę. Główny bohater widzi kobietę dwa razy, za drugim razem...
2019-11-10
2020-07-10
2021-06-15
2017-09
2018-08-20
Przeczytałam te, uważane za "ważne". Nie moja bajka, nie mój styl. O ile do Ulissesa jeszcze planuję kiedyś wrócić, do "Dublińczyków" raczej nie. Chętnie przeczytałabym np. "Zmarłych" w formie książki, ale w tak króciutkiej formie mnie ta książka nie kupuje.
Przeczytałam te, uważane za "ważne". Nie moja bajka, nie mój styl. O ile do Ulissesa jeszcze planuję kiedyś wrócić, do "Dublińczyków" raczej nie. Chętnie przeczytałabym np. "Zmarłych" w formie książki, ale w tak króciutkiej formie mnie ta książka nie kupuje.
Pokaż mimo to2021-06-07
2021-07-07
Tak wyglądają książki, których autorzy bardzo chcieli się pochwalić ile dzieł sztuki znają i pobawić się w nazwiązania do nich i między nimi. Transtekstualność jest moją ulubioną rzeczą, zaraz po legendzie Fausta, który zaprzedał duszę diabłu. Ale w książkach, ogólnie rzecz biorąc, powinno się też dziać coś interesującego, a tu nie dzieje się w zasadzie nic. A jak już się dzieje, to, delikatnie ujmując, nie jest wcale ciekawe.
Mamy Faustę (później: Faustherię, bo nie lubi swojego imienia), która niby już jest na studiach, ale nie wyrosła jeszcze z fazy bycia egdy nastolatką. Więc rozmyśla o śmierci, lubi tylko zwiędnięte kwiaty i rysuje diabły, seks i pentagramy myśląc, że jest specjalna i wyjątkowa. Jej relacje z innymi działają na tej samej zasadzie - stereotypowo niedojrzała emocjonalnie nastolatka walcząca o tytuł Najbardziej Edgy Nastolatki. I cała książka tak.
Zero emocji, może poza zniechęceniem. Zero pytań i zagadek, może poza "czemu ja to jeszcze czytam?". Motyw faustiański jest tak oczywisty i od kalki, że żadnego niuansu się nie doczekasz.
Właśnie, niuanse! Ta książka ich nie posiada. Wszystko jest czarno-białe, oczywiste, wyłożone jak na tacy, grubymi nićmi szyte. Co, jak na książkę aspirującą do (jakiegoś) metafizycznego przekazu, jest wyjątkowo dokuczliwą wadą.
Tak wyglądają książki, których autorzy bardzo chcieli się pochwalić ile dzieł sztuki znają i pobawić się w nazwiązania do nich i między nimi. Transtekstualność jest moją ulubioną rzeczą, zaraz po legendzie Fausta, który zaprzedał duszę diabłu. Ale w książkach, ogólnie rzecz biorąc, powinno się też dziać coś interesującego, a tu nie dzieje się w zasadzie nic. A jak już się...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-05-31
Miało być... Nie wiem co miało być. Chyba książka o ciąży, z perspektywy ciężarnej, bez samocenzury i tak dalej. A wyszło takie niewiadomoco, trafne spostrzeżenia przeplecione z notatkami, które przypominają mi mój własny dziennik - z dni, w których miałam ochotę coś zapisać, ale nic wartościowego nie przychodziło mi do głowy. Albo z tego bloga, co go prowadziłam jako nastolatka i który był w połowie metafizyczny, a w połowie "zjadłam kanapkę. Dzisiaj z serem, bo lubię ser".
Mam wrażenie, że pierwszy szkic wydawnictwo WAB wzięło i bez czytania wydrukowało. Co się może nawet zgadza, bo tylko korekta i redakcja techniczna były, a te, jak wiemy, za jakość tekstu nie odpowiadają.
Taka książka w zasadzie dla nikogo, oprócz autorki.
Miało być... Nie wiem co miało być. Chyba książka o ciąży, z perspektywy ciężarnej, bez samocenzury i tak dalej. A wyszło takie niewiadomoco, trafne spostrzeżenia przeplecione z notatkami, które przypominają mi mój własny dziennik - z dni, w których miałam ochotę coś zapisać, ale nic wartościowego nie przychodziło mi do głowy. Albo z tego bloga, co go prowadziłam jako...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-11-22
2017-12-26
2021-03-30
2021-04-19
2021-04-26
Tyle odkładałam przeczytanie "Gargulca", tyle się wyleżał na stosie (lata, doprawdy, lata!), a ostatecznie okazał się dość przeciętną lekturą.
Przewidywalność. Romantyzowanie chorób psychicznych. Nałóg, którego można się pozbyć w jeden dzień poświęcony na duchowość. Obiekt westchnień głównego bohatera będący Mary Sue stuprocentowo, do bólu. Większość fabuły napisana tak, że nic mnie nie obchodzi co się tam wydarzy. Emocjonalny banał do kwadratu.
Fajnie, że autor taki oczytany i że ponawiązywał do tak wielu rzeczy, ale jejku, nawet się nie cieszyłam tymi nawiązaniami. Cieszę się natomiast teraz, że "Gargulec" leci na bookcrosingową półkę jeszcze dziś.
Tyle odkładałam przeczytanie "Gargulca", tyle się wyleżał na stosie (lata, doprawdy, lata!), a ostatecznie okazał się dość przeciętną lekturą.
Przewidywalność. Romantyzowanie chorób psychicznych. Nałóg, którego można się pozbyć w jeden dzień poświęcony na duchowość. Obiekt westchnień głównego bohatera będący Mary Sue stuprocentowo, do bólu. Większość fabuły napisana tak,...
2018-08-02
2019-11-09
Polski Murakami. Zorientowałam się dopiero w połowie książki. I tak, to jest komplement.
Na początku to niespieszne tempo stawiało mnie na granicy rozdrażnienia. Kilkakrotnie pomyślałam "o jeżu, do rzeczy", ale rzecz w tym, że autorka (a z nią narratorka, Alicja Tabor) wydawały się mieć coś do powiedzenia, więc czytałam i czekałam cierpliwie dalej.
Elementy prozy z załamania świata rzeczywistego i magii. Czytając je, moja myśl zabłąkała się najpierw gdzieś w stronę Marqueza i jednocześnie naszych własnych legend i klechd. W końcu zamki, księżne, podziemia, magiczne zwierzęta. Mała ja już to gdzieś czytała, w rozmaitych konfiguracjach.
Zbiegi okoliczności. Niemal niewiarygodne obietnice, które zostały dotrzymane i polecenia, które czekały na wypełnienie wiele, wiele lat.
Gdzieś między tym wszystkim połączyłam kropki i pomyślałam, że to trochę tak, jakbym czytała Murakamiego. Który nagle zszedł na ziemię i z dalekiej Japonii zen przeniósł się do brudnego, mrocznego Wałbrzycha. Jakby spojrzał w lustro i zamiast swojego delikatnego, jasnego pisania (które nawet ze śmierci czy okrucieństwa robi piękne, gładkie otoczaki) zobaczył coś, co czai się tylko w mroku, co nawet opowieści o polanach i koniach z rozwianymi grzywami podszywa nienawiścią i złem, jakąś cieniutką, kruchą, ale nieuniknioną krwawą nicią. Coś, co czai się w ciemności, prawie nocy.
Jeden rozdział wyłamuje się z tej murakamiowości - ten, w którym bohaterowie siadają razem i opowiadają sobie, co się właściwie stało. Nie pasowało mi to zamykanie wątków stylistycznie, wyjęte jakby z powieści Agaty Christie. Końcowe rozdziały wracają do owej para-magicznej stylistyki, więc zbyt głośno na to narzekać nie będę.
To jedna z tych książek, w których w zasadzie może zdarzyć się wszystko. Nie zdarzy się, ale może. Nigdy nie wiadomo, kim będzie następna osoba, która stanie na drodze głównej bohaterki, co wydarzy się kolejnego dnia po świcie lub po zmroku, czy, sięgając po bardziej oklepane wyrażenie, "co przyniesie los".
Czy to jest kryminał? Nie powiedziałabym, że tak. To jak zapytać, czy "Kronika ptaka nakręcacza" to powieść o szukaniu kota. Jasne, bohater szuka kota, tak jak Alicja Tabor szuka dzieci, ale to nie to jest tutaj nurtem, sednem i przeznaczeniem.
To raczej książka opowiadająca historie. W liczbie mnogiej. Myślę teraz o sitku, albo o lnianej gazie. Obie te rzeczy składają się ze splecionych ze sobą elementów i bez tego splecenia nie istniałyby i nie nadawały się do niczego, a te miejsca, gdzie nic się nie splotło są równie ważne, niczym te historie, które w "Ciemno, prawie noc" nie są opowiedziane, a tylko zamarkowane słowem, opisem czy urwanym w połowie zdaniem. Mogłabym napisać w tym miejscu jakiś frazes o tym, ze bez ciemności nie ma światła, albo, że bez goryczy słodycz nie smakuje tak dobrze (kto wymyśla te zdania?), ale podsumuję tę książkę tylko jednym: czasem rzeczy nie są takie, jakimi się wydają.
Polski Murakami. Zorientowałam się dopiero w połowie książki. I tak, to jest komplement.
Na początku to niespieszne tempo stawiało mnie na granicy rozdrażnienia. Kilkakrotnie pomyślałam "o jeżu, do rzeczy", ale rzecz w tym, że autorka (a z nią narratorka, Alicja Tabor) wydawały się mieć coś do powiedzenia, więc czytałam i czekałam cierpliwie dalej.
Elementy prozy z...
Ilustracje w tej książce to cót, mjut i poezja! :)
Ilustracje w tej książce to cót, mjut i poezja! :)
Pokaż mimo to