-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać246
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2022-08-19
2022-11-12
2022-12-25
Pomysł nawet spoko, ale...
No właśnie. Bohaterowie książki są z papieru bardziej niż jej strony. Wszystkie kobiety w "Trzech stygmatach..." są tylko po to żeby główny albo drugoplanowy bohater mógł je zaliczyć - albo w jednym przypadku są tylko akcesorium dla męskiego bohatera, które jest potrzebne by napędzać fabułę. Główny bohater widzi kobietę dwa razy, za drugim razem uprawiają seks, autor już się spieszy nazwać to miłością i czyni z tego niemal największą motywację dla wszystkich czynów naszego bohatera.
Co?
Czasami przecierałam oczy ze zdumienia, bo przecież Philip K. Dick sroce spod ogona nie wypadł i przecież potrafiłby napisać bardziej wiarygodne postaci, prawda? Prawda?
A już te momenty, w których dwie osoby rozprawiają na teologiczne tematy - jak się nie uważa to można łatwo wpaść w ochy i achy, że czytamy taką intelektualną science-fiction. Ale jak się uważa, to te wszystkie dywagacje (których punktem wyjścia jest, skądinąd zacny, pomysł na istotę boskości) zaczynają brzmieć jak bełkot.
Te części, które są science-fiction też się miejscami zestarzały kompletnie, tracąc swoją uniwersalność.
5/10 i to na szynach.
Pomysł nawet spoko, ale...
No właśnie. Bohaterowie książki są z papieru bardziej niż jej strony. Wszystkie kobiety w "Trzech stygmatach..." są tylko po to żeby główny albo drugoplanowy bohater mógł je zaliczyć - albo w jednym przypadku są tylko akcesorium dla męskiego bohatera, które jest potrzebne by napędzać fabułę. Główny bohater widzi kobietę dwa razy, za drugim razem...
2022-01-07
2022-08-23
2022-12-22
2022-12-20
2022-12-07
Cała książka - lekko się czyta, autorka odrobiła pracę domową z wielu dziedzin i tematów, a i złożyła to wszystko w ładnie wyglądająca, choć może nieco smrodliwą, kupę. Jej osobowość trochę przez karty książki przesiąka, ale czytasz i myślisz, że to takie śmieszki, nic zobowiązującego.
Ale później przychodzi ostatni rozdział i potwierdza najgorsze obawy.
Po pierwsze: nie obchodzi mnie co autorka zamierza ze swoim ciałem po śmierci zrobić. No tak, po prostu. Jeszcze gdyby to był przyczynek do opisania (spójnie) czegoś interesującego, to może. Ale w tym wypadku jojczenie autorki to przyczynek do obnażenia jej samozachwytu - otóż autorka chce zrobić coś z ciałem po śmierci tak, aby ludzie oglądali ją i podziwiali. Pisze o tym wprost i to nie raz. Jest też bardzo zawiedziona tym, że nie może sobie wybrać czy będzie kompletnym szkieletem na uniwersytecie czy dobrze zakonserwowanym, kompletnym anatomicznie eksponatem. Przyszłe pokolenia nie będą mogły na nią patrzeć, tragedia! Skąd wiem? Bo co najmniej 3 razy powtórzyła to wprost.
Po drugie, znów w tym samym rozdziale, następuje pochwała łamania woli zmarłego i robienia tak jak sobie życzysz, na przypadku jej zmarłego ojca i jej matki, która go chowała.
"Ojciec już we wczesnych latach swojego życia odrzucił wszelkie formy zinstytucjonalizowanej religii i poprosił matkę, aby skremowała go w zwyczajnej sosnowej skrzynce i nie organizowała żadnego nabożeństwa pogrzebowego. Matka, wbrew swoim katolickim przekonaniom, uszanowała jego wolę. Później tego żałowała. Ludzie, których ledwo znała, niemalże wypominali jej brak mszy i należytego pogrzebu. (Ojciec był w mieście powszechnie lubianą osobistością). Matka czuła się zawstydzona i zaszczuta. (...) matka przeniosła go do zakładu pogrzebowego i chcąc raz na zawsze oddalić od siebie winę, kazała pogrzebać urnę na cmentarzu obok miejsca, które wcześniej zarezerwowała dla siebie. Początkowo stałam po stronie ojca i oburzałam się na jej brak szacunku względem jego ostatniej woli. Ale kiedy zdałam sobie sprawę, jak stresujące musiało być dla niej jego życzenie, zmieniłam zdanie."
Musiało być "stresujące", serio? :D Mam wrażenie, że to wcale nie był problem z ostatnim życzeniem ojca, nawet nie z wiarą matki, a jej otoczeniem i jego wpływem. Mogła iść na terapię i to przepracować zarazem żałobę i cudzy wstyd zamiast chyłkiem umykać z urną prochów. Ale autorka nie zauważa takiej możliwości, za to otacza tę decyzję (i inne jej podobne) pochwałą, zrozumieniem oraz dodatkowo analizą kondycji psychicznej tych, którzy decydują się na spisanie ostatniego życzenia:
"próbuje się utrzymać wpływ na rzeczywistość nawet po śmierci – to sposób na przedłużone trwanie. Myślę sobie, że musi to wynikać ze strachu, przerażenia koniecznością odejścia i niezgody na przyjęcie do wiadomości, że nie ma się już kontroli, ani nawet możliwości uczestnictwa w niczym, co dzieje się dalej na ziemi."
Autorko, myśl sobie co chcesz, ale ja mam ochotę powiedzieć ci "wstawaj, zesrałaś się". A książka jak książka, pewnie ktoś napisał coś lepszego w tym temacie
Cała książka - lekko się czyta, autorka odrobiła pracę domową z wielu dziedzin i tematów, a i złożyła to wszystko w ładnie wyglądająca, choć może nieco smrodliwą, kupę. Jej osobowość trochę przez karty książki przesiąka, ale czytasz i myślisz, że to takie śmieszki, nic zobowiązującego.
Ale później przychodzi ostatni rozdział i potwierdza najgorsze obawy.
Po pierwsze: nie...
2022-10-19
W punktach:
- Intertekstualność, której jest pełno i ma sens! - sporo sobie wynotowałam książek do przeczytania i rzeczy do natknięcia się na nie, mimo, że z szeroko pojętym samorozwojem mam do czynienia o wiele dłużej niż statystyczna Kowalska. Jednocześnie cytaty i odwołania nie drażnią, bo są tam jako część przekazu, a nie po to, żeby autorka się chwaliła jaka to ona oczytana.
- Tekst nie wstydzi się duchowości, jako części życia człowieka, a jednocześnie nie odstrasza żonglowaniem etykietkami i wytartymi określeniami.
- Opisuje archetypy, z którymi chyba wszyscy się spotkaliśmy, ba, które nosimy w sobie - i robi to z delikatnością, a jednocześnie bez owijania w bawełnę.
- Jest dobrze napisana, co czyni ją przystępną nie tylko dla tych, którzy już nie wiadomo ile przeczytali i na ilu godzinach terapii byli, ale także tych, którzy ani tego ani tego kijem nie dotknęli.
Mniej cynizmu, czytelnicy! :)
W punktach:
- Intertekstualność, której jest pełno i ma sens! - sporo sobie wynotowałam książek do przeczytania i rzeczy do natknięcia się na nie, mimo, że z szeroko pojętym samorozwojem mam do czynienia o wiele dłużej niż statystyczna Kowalska. Jednocześnie cytaty i odwołania nie drażnią, bo są tam jako część przekazu, a nie po to, żeby autorka się chwaliła jaka to ona...
2022-11-27
2022-11-21
2022-10-04
W miejsce recenzji kilka cytatów z tej książki:
O tym, że autorefleksja jest zbędna, a wręcz szkodliwa:
s. 15
Dopóki sumienie nic nam nie wyrzuca, nie należy zastanawiać się nad sobą, ale kiedy ono mówi, należy brać to pod uwagę. Lecz gdy sumienie milczy, w jakim celu mielibyśmy ciągle pytać: Dobrze zrobiłem czy źle? Miałem dobrą czy złą intencję? Służyłoby to tylko zagmatwaniu i osłabieniu umysłu i duszy.
O tym, że niewidomi automatycznie tracą zdolność komunikowania, a biednym można pomagać tylko poprzez dawanie pieniędzy:
s. 29
Na przykład gdybyście płonęli miłością do Boga i współczuciem do biednych, ale bylibyście niewidomymi lub niemowami bez grosza przy duszy, nikt by się nie domyślił co macie w sercu.
O tym, że autor jest znudzony życiem (ale nie powinien zakładać, że inni też są):
s. 65
Szczęście na ziemi jest niemożliwe, ponieważ człowieka wszystko nudzi: moda, polityka itd.
O tym, że myślenie o sobie to najprostsza droga do choroby oraz sama choroba:
s. 73
Ludzie, którzy myślą o sobie, tracą zdrowie fizyczne i psychiczne.
s. 102
Wszyscy lekarze, którzy leczą chorych psychicznie powiedzą wam, że skupienie na sobie jest bardzo niedobre dla ducha. Jednym ze sposobów dających nadzieję na wyleczenie tych chorych, jest właśnie zainteresowanie ich czymś innym. Nieważne czym, oby tylko udało się odwrócić ich uwagę od choroby.
O tym, że Bóg nie chce, żebyśmy się go bali, a jednak chce, żebyśmy się go bali:
s. 83
Bóg żąda od nas takiej delikatności. Nie chce żebyśmy się Go bali. Pragnie żebyśmy obawiali się obrazić Go.
O tym, że jeśli jesteś szczęśliwy z tego kim jesteś i co osiągnąłeś, to chyba cię pogięło (a jeśli zastanawiasz się nad sobą, to podwójnie):
s. 103
I to jest słuszne, ponieważ nigdy nie powinniśmy być szczęśliwi i dumni z tego, kim jesteśmy. Nigdy nie powinniśmy patrzyć na siebie, podziwiać siebie, zastanawiać się nad sobą.
O tym, że autor sam już nie wie czy użalanie się nad innymi jest okej czy nie:
s. 105
Dwie chore i rujnujące pozycje duszy, z których powinna ona jak najszybciej wyjść to:
- użalanie się nad sobą
- użalanie się nad innymi.
s. 118
„O jakże trzeba użalać się nad tymi duszami, które poszukują doskonałości u innych podczas gdy znajduje się ona w nich samych!”
(cytat z któregoś katolickiego autora, nie wynotowałam niestety, którego)
---
Część z tych absurdów można niby wytłumaczyć tym, że to przekład, a tłumacz akurat miał głowę w piekarniku jak przekładał, ale na pewno nie wszystkie.
W moim wydaniu na stronie 84 dodatkowo urwane, niedokończone zdanie, bo po co komu redakcja.
Nie wiem dla kogo ta książka, jak ktoś ślepo wierzy to jej nie potrzebuje, bo już i tak mu autorefleksja obumarła od nieużywania, każdy inny będzie czytał i od czasu do czasu otwierał szeroko oczy ze zdumienia.
W miejsce recenzji kilka cytatów z tej książki:
O tym, że autorefleksja jest zbędna, a wręcz szkodliwa:
s. 15
Dopóki sumienie nic nam nie wyrzuca, nie należy zastanawiać się nad sobą, ale kiedy ono mówi, należy brać to pod uwagę. Lecz gdy sumienie milczy, w jakim celu mielibyśmy ciągle pytać: Dobrze zrobiłem czy źle? Miałem dobrą czy złą intencję? Służyłoby to tylko...
2022-09-15
2022-09-08
2022-09-07
2022-09-05
Te zmiany stylu! Dostałam oczopląsu. :|
Do tej pory było ciekawie i intrygująco. W tym tomie za to jest nudno i irytująco.
Nudno - bo niewiele się dzieje i niewiele w zasadzie wyjaśnia.
Irytująco - bo historia skacze po bogach jak leci a i każda sekwencja jest rysowana przez innego rysownika. Do tego stopnia te style się różnią, że czasem miałam problem z rozpoznaniem na pierwszy rzut oka kto jest kim. A mając kilkunastu głównych bohaterów to już wystarczająco skomplikowana sytuacja bez takich utrudnień.
Po poprzedniej, bardzo dobrej i dynamicznej części nastawiłam się na o wiele, WIELE więcej.
Te zmiany stylu! Dostałam oczopląsu. :|
Do tej pory było ciekawie i intrygująco. W tym tomie za to jest nudno i irytująco.
Nudno - bo niewiele się dzieje i niewiele w zasadzie wyjaśnia.
Irytująco - bo historia skacze po bogach jak leci a i każda sekwencja jest rysowana przez innego rysownika. Do tego stopnia te style się różnią, że czasem miałam problem z rozpoznaniem na...
2022-08-30
Bardzo się starałam, ale im dalej w książkę tym więcej mam zarzutów.
Z góry uprzedzam: wiem, że książka celuje w czytelników i czytelniczki 8-12 lat. Wiem, że niektóre "dorosłe" sprawy są uproszczone w tego typu lekturach. Ale te w "Always" zdecydowanie przekraczają granice uproszczenia.
Setup jest niesamowicie dziwny. Oto jesteśmy w kraju we wschodniej Europie. Nie jest to Polska i nigdy ów kraj z nazwy wspomniany nie jest. Równocześnie kraj ten ucierpiał mocno podczas II wojny światowej, ma długą historię od czasów nazistów, a we współczesnych czasach ma także "wiele pracowników importowanych z Polski" ("Luckily, a lot of security guards in this country are imported from Poland and understand Polish" brzmi dosłowny cytat). Do tego kraju można dostać się samolotem z Warszawy, przekraczającym granicę Polski (i dokładnie taka podróż jest odnotowana na stronach tej książki). Mamy też kilka wspomnianych bohaterów z polsko-brzmiącymi nazwiskami, jak nauczycielka głównego bohatera Malinowska - czy też z nazwiskami brzmiącymi jakby stworzył je ktoś komu coś się na temat Polski tylko wydaje (Tak, Cyryl Szynsky, patrzę na ciebie.)
I tak oto docieramy do pierwszego zarzutu wobec tej książki. Autor jest z Australii, ale ma internet, mógłby sprawdzić jak wyglądają i zachowują się imiona i nazwiska w tej części kontynentu. "Gabriek" wygląda jak imię z literówką, "Kcruk Szynsky" to samo, chyba Kruk ale ktoś się zagapił? "Grotzwicz" zachowuje typowe "cz" więc czemu "tz"? A "Balariek", "Zajak"? Ja tak mogę długo, ale wiecie o co chodzi, pierwszy stopień do zawieszenia niewiary podczas lektury i już się autor poślizgnął.
Drugi stopień to ten, gdzie główni "źli" to gang (mafia? sięga nawet do Australii to może jakaś globalna konspiracja). Okej, przełknęłabym jakoś fakt, że autorowi wydaje się, że w tym regionie świata to tylko gangi, skradzione iPady i amatorskie bomby z chemikaliów, ale, siedzicie wygodnie? ten gang nazywa się Żelazne Łasice.
Iron Weasels.
Żelazne Łasice.
No nie mogę. Nie mogę uwierzyć, że to co czytam ma się dziać na serio. Nie wiem jak się gangi w Polsce, Białorusi czy Ukrainie nazywają, ale jestem przekonana, że żaden by się z własnej woli nie nazwał Łasicami. A już na pewno nie żelaznymi. Litości.
Dobra, to z głowy, to teraz ostatni zarzut, który mi wypływał tak strasznie na powierzchnię, gdy za każdym razem starałam się go zepchnąć z pola widzenia:
to jest tak oderwane od rzeczywistości, że aż miejscami trąci brakiem szacunku.
Hola, "brakiem szacunku", jak to niby?
A no, tak to, że nie dość, że bierze sobie tematykę II wojny światowej, nazistów, Żydów, całego tego ambarasu i gmatwa to w kulkę pt. "jedziemy szukać skarbu" (jeszcze bym przeżyła, bo pamiętam, że to książka dla dzieci), to jeszcze w pewnym momencie dorzuca tam kwestię koloru skóry (ojciec głównego bohatera jest migrantem z Afryki) - i o ile nie mam nic przeciwko opisom rasizmu, z którym nasz bohater się spotyka, o tyle cała sekwencja scen z czarnoskórym piłkarzem jest tak strasznie płytka i służy tylko temu, żeby posunąć fabułę do przodu, że nie umiem uniknąć wrażenia, że to, że ktokolwiek jest w tej książce czarnoskóry to zabieg tylko po to, by zyskać trochę punktów za bycie progresywnym, a nie dlatego, że ma coś do powiedzenia. (A czemu syn mężczyzny z Nienazwanego Kraju Afryki nosi arabskie imię? Też się nie dowiem.)
No i trzeci punkt w ramach szacunku to naturalnie fakt, że autor traktuje całą wschodnią Europę jak "dziki zachód". Jeden z bohaterów podróżujący do Tego Innego Kraju jest zaskoczony, gdy okazuje się, że ludzie w Warszawie mówią po angielsku (ale oczywiście później okazuje się, że to był tylko chlubny wyjątek), drogi są wyasfaltowane, a jak ktoś posiada sieć supermarketów w Tym Innym Kraju to na pewno gruba ryba i wszystkim trzęsie (na początku myślałam, że to tylko spojrzenie naszego głównego bohatera, który ma te 10 lat i zbyt wiele o życiu nie wie, ale to samo powtarzają w tej książce dorośli).
No. To tyle. Całkiem się cieszę, że przeczytałam tylko ostatnią część z całej serii, nie muszę się męczyć przez całe 7 książek. A i nikomu nie polecam nawet tej jednej. Są lepsze.
W sumie jeśli to ma dać wam jakąś skalę to "Baśniobór" (czysta fantastyka) był mniej oderwany od rzeczywistości niż "Always". Niech to posłuży za podsumowanie.
Bardzo się starałam, ale im dalej w książkę tym więcej mam zarzutów.
Z góry uprzedzam: wiem, że książka celuje w czytelników i czytelniczki 8-12 lat. Wiem, że niektóre "dorosłe" sprawy są uproszczone w tego typu lekturach. Ale te w "Always" zdecydowanie przekraczają granice uproszczenia.
Setup jest niesamowicie dziwny. Oto jesteśmy w kraju we wschodniej Europie. Nie...
2022-08-29
Książka do kilku(nasto)dniowej kontemplacji, nie czytania na szybko.
Trochę truizmów, ale trochę też ważnych spostrzeżeń. Ogólnie na plus (no i to też nie autora wina, że niektóre życiowe prawdy zaanektowali sobie instagramowi filozofowie).
Książka do kilku(nasto)dniowej kontemplacji, nie czytania na szybko.
Trochę truizmów, ale trochę też ważnych spostrzeżeń. Ogólnie na plus (no i to też nie autora wina, że niektóre życiowe prawdy zaanektowali sobie instagramowi filozofowie).
2022-08-31
2022-08-09
Książkowy odpowiednik kanału na YouTube zajmującego się "niewyjaśnionymi tajemnicami". Czyta się dokładnie tak samo jakby się oglądało takie 10-minutowe filmiki.
Książkowy odpowiednik kanału na YouTube zajmującego się "niewyjaśnionymi tajemnicami". Czyta się dokładnie tak samo jakby się oglądało takie 10-minutowe filmiki.
Pokaż mimo to